sobota, 24 maja 2014

3. CZY BOISZ SIĘ ESPADY?: All along it was a fever. (cz.2)

Wilczy: Sorry, jestem upośledzoną dziewczynką. Ale że się zacytuję: nie ma takiej słodyczy, której kwas nie zeżre. A ja tak bardzo kwas <6
_____________________



W środku nocy obudził ją jakiś łoskot. Odczuwając boleśnie cały ciężar istnienia, otworzyła opuchnięte powieki.
– O kurwa… – wychrypiała. W gardle miała tak sucho, że ledwie się usłyszała.
Podniosła się na łokciach, próbując rozeznać się w otoczeniu. Pierwszym utrudnieniem, na jakie napotkała, chcąc ustalić miejsce swojego położenia, była ciemność. No nic nie było widać! Przez zaciągnięte szczelnie zasłony z niemałą trudnością sączył się uszczuplony blask ulicznych latarni, w którym zdołała po kilku chwilach dostrzec zarys wyciągniętej przed siebie dłoni. Drugim, nie mniejszym utrudnieniem, była jej głowa, w której kręcił się cały świat.
– Chyba będę rzygać.
– Tylko nie traf we mnie – odezwał się jakiś głos.
– A najlepiej to idź do kibla – dodał inny, dochodzący gdzieś z okolicy podłogi.
Gdyby nie to, że jej otępiały mózg tak wolno przetwarzał informacje, pewno by się wystraszyła, słysząc, że nie jest sama. A tak poprzestała na zmarszczeniu brwi. Wytężyła wzrok i odkryła, że w nogach łóżka, które zajmowała, śpi ktoś jeszcze. Rozpoznała wystającą spod kołdry ognistą czuprynę Minako. Wychyliła się więc jeszcze za krawędź posłania, by zidentyfikować drugi głos i odkryła kolejny pomarańczowy łeb.
– No serio mówię, nie rzygaj na mnie.
– Ichigo? A co ty tu robisz?
– Eee, niech pomyślę… Mieszkam?
– Przeprowadziłeś się do Soul Society?
– Boże… Ile ty wypiłaś?
– Ile?
Ichigo westchnął i usiadł, patrząc z dezaprobatą na niebieskowłosą kapitan. Mimo tego, że miała w sobie ten sam wkurzający, Jaggerjackowy pierwiastek, z którym przyszło mu się zmierzyć i oswoić jeszcze zanim ją poznał, ją było polubić o wiele łatwiej, niż Grimmjowa. Przynajmniej napady wściekłości Ikari nie były tak bardzo nieprzewidywalne, dzięki czemu łatwiej było opracować bezpieczny schemat, pozwalający znacząco je zredukować.
It's not much of a life you're living
It's not just something you take, it's given
– Pamiętasz w ogóle coś z tego wieczoru? – Minako ziewnęła przeciągle i również się wyprostowała, wytężając wzrok.
– Pamiętam… – Ikari potarła nos, próbując wywołać u siebie stan chociaż odrobinę przypominający skupienie. – Pamiętam, że założyłam się z Renjim! – Odpowiedziała po dłuższej chwili, dumna, że udało jej się przywołać jakieś wspomnienie z czeluści nocy.
– Pamiętasz o co? – dopytywała porucznik.
– O… – Ta dedukcja kosztowała ją już zbyt wiele wysiłku. – Nie.
– No, strzelaj, to nie jest trudna zagadka.
– O to kto ma silniejsze zanpakuto?
– Zimno.
– O… to, kto pierwszy wypije piwo na eks?
– Cieplej.
– Kto wypije więcej?
– Dziesięć punktów dla oddziału ósmego.
– I kto wygrał?
– No cóż. Sądząc po tym, że musiałam tu przytaszczyć Renji’ego, a ty gdzieś jeszcze latałaś po mieście… To chyba tobie przypadł laur zwycięstwa.
– Nikogo tu nie taszczyłaś, Minako. Renji wrócił na czworakach, a ty kopniakami ukierunkowywałaś go na właściwą drogę.
– Puścił mnie samą w takim stanie na miasto, a sam wrócił sobie do domu? – zdenerwowała się Ikari.
– Chciał, żebym poleciała za tobą, ale uznałam, że to on jest w gorszym stanie i bardziej potrzebuje wsparcia technicznego.
– Stop. – Zastępczy Shinigami znowu westchnął, siląc się na cierpliwość. – Nie do „domu”, tylko do „mojego domu”. Poza tym, z tego co zrozumiałem z jego bełkotu, to ty po prostu sobie uciekłaś, Ika.
– Uciekłam?
– No.
– Ojej.
– No.
Ikari milczała długą chwilę i Ichigo znów się położył, sądząc, że dziewczyna teraz analizuje swoje zachowanie i nie będzie chciała dzielić się z nimi swoimi przemyśleniami na ten temat. Minako jednak dobrze ją znała i wiedziała, że kapitan nie da im spokoju, dopóki nie załata wszystkich dziur w pamięci. Kurosaki przekonał się o tym, gdy usłyszał znajome prychnięcie.
Round and around and around and around we go
– Tch. Pewno się za bardzo nie starał, co? Nie wierzę, żeby prawdziwy facet nie mógł sobie dać rady z jedną, przeciętną i to pijaną kobitką. – Ichigo wymienił z siostrą szybkie spojrzenie i oboje jakoś powstrzymali się od komentarza, że ją, Ikari Jaggerjack, trudno było zakwalifikować do przeciętnych kobitek, zwłaszcza, gdy alkohol aktywował w niej uśpione szatańskie moce. – Taki Grimmjow dla przykładu… Kawał gnoja, ale założę się, że nie dałby nikomu nigdzie zwiać bez jego pozwolenia w środku nocy.
Zastępczy parsknął śmiechem, ale Minako tylko się skrzywiła.
– Już mu wybaczyłaś?
– Tak jakby trafiłaś w dziesiątkę – odezwał się Ichigo, zanim Ikari przypomniała sobie, o jakie wybaczanie chodzi. – Jak Renji wrócił bez ciebie, Grimmjow w ten środek nocy poszedł cię szukać. I przyniósł cię na rękach, mimo, że oczy mu próbowałaś wydrapać.
– Grim-mjow? – powtórzyła cicho Ikari, a w ton jej głosu zdominowało zaskoczenie. – P-przyniósł? Na… rękach?
– Wierz mi, też byłem w szoku.
– Ale spoko, już mu się odwdzięczyłaś.
Ikari pobladła i pozieleniała jednocześnie.
– Słucham…? To znaczy w jaki niby, kurwa, sposób się odwdzięczałam?
– Zwyzywałaś go od najgorszych. Normalnie, w życiu nie słyszałam cię w takiej formie. – Vice kapitan zachichotała, ale przestała, trafie odczytując przerażenie na twarzy Hagane. – Zaraz… A ty o czym pomyślałaś, co?
– Nie, nie, nic… Tylko się bałam, że może…
– Nieee, nic z tych rzeczy! Tylko jechałaś po nim od najgorszych i tyle. A on – zero reakcji, wiesz? Dziwne. Tylko zgrzytał zębami.
Rodzeństwo wzdrygnęło się na wspomnienie tego upiornego dźwięku.
– Normalnie byłem pewny, że sobie zetrze te kły.
– Rrrany, już się wystraszyłam, że zrobiłam coś strasznego, czego żałowałabym do końca życia. – Ikari odetchnęła z ulgą, ale cisza, która zapadła po jej słowach, natychmiast obudziła jej czujność. – No nie gadajcie… Zrobiłam coś głupiego, tak?
Oh, now, tell me now,
tell me now, tell me now you know
– Nie-e…
– Mina! – Jaggerjack zdzieliła ją w wystającą spod kołdry łydkę. – Mów. Nie, czekaj. – Sięgnęła po omacku na szafkę nocną, w nadziei, że znajdzie tam to, czego szuka i jej ręka faktycznie trafiła na szklaną, opróżnioną tylko do połowy butelkę piwa. Szybko wlała sobie resztę jej zawartości do gardła. – Teraz, dajesz.
– No bo… Jak Grimm już się wyżył na reszcie domowników i trochę uspokoił, to ty miałaś reaktywację.
– Co miałam?
– No, myśleliśmy, że już poszłaś w kimę na dobre, a ty nagle stajesz przed nami w piżamie i ci się na czułości zebrało. – Nie dbając o późną porę, Ichigo rozchichotał się jak szalony.
– Ale to było naprawdę urocze! – zapewniła skwapliwie porucznik dziesiątki, bojąc się o zdrowie psychiczne Hagane, które i tak nie było już w najlepszej formie.
– W życiu nie byłaś taka kochana! – Ichigo, zupełnie jakby się wcześniej ugadali, uderzał w te same struny. Tak naprawdę zależało mu głównie na stanie swojego pokoju, który niedawno przeszedł generalny remont, po tym jak nocował u niego drugi z Jaegerjaquezów. A tak się zdarzyło, że dobrze poznał wtedy grymas, jaki właśnie pojawił się na twarzy Ikari i wiedział, że może on zwiastować między innymi istną demolkę.
– To znaczy się co robiłam? – Rozległ się pusty głos Hagane. Nie zamierzała dać się zbyć byle frazesami.
the reason I hold on
– Takie tam, same sympatyczne rzeczy… Wyściskałaś nas… Mówiłaś, jak bardzo nas kochasz…
– I jak to nie możesz długo na Grimmy’ego się gniewać i że już nie masz do niego żalu… Chociaż próbował cię zabić. Znowu – dobiegł ją jeszcze jeden, przytłumiony przez drzwi szafy głos. Po chwili z garderoby wyłonił się Renji, a jego mina nie zwiastowała niczego dobrego. Na pewno nie pokojowych zamiarów. Wręcz przeciwnie – wyglądał na urażonego. – Tak go obcałowałaś, że już nie wiedziałem czy jest taki czerwony ze wstydu, czy to twoja szminka!
Ichigo nie mógł się dłużej powstrzymywać. Roześmiał się głośno i towarzyszył mu w tym cichy chichot siostry.
– Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby się skurczybyk czerwienił! – Zastępczy ocierał z oczu łzy rozbawienia.
– Mało tego, przestał się na chwilę wściekać, wyobrażasz sobie? – parsknęła Minako. – Chyba nawet był zadowolony.
Do tego wybuchu wesołości nie dołączył jednak ani Renji, ani Ikari, zajęci piorunowaniem się wzrokiem. W końcu kapitan ustąpiła jako pierwsza.
– Wybaczcie. – Podniosła się z łóżka. – Pozwolicie, że chyba jednak pójdę się wyrzygać…
Skierowała chwiejny krok ku drzwiom.
Kiedy znalazła się za nimi, na chwilę oparła się o nie plecami, wbijając niewidzący wzrok w ścianę naprzeciw. Próbowała coś sobie przypomnieć, ale nic z tego co mówiły bliźniaki i Abarai nie zapisało się na taśmie jej pamięci.
Nie powinnam więcej pić.
Tylko że teraz zasadniczo nie miała ochoty na nic innego.
'cause I need this hole gone
Usłyszała za sobą podniesiony głos Renjiego i uznawszy, że nie jest jeszcze gotowa na wysłuchanie kolejnych upokarzających nowin, zdecydowała się jak najszybciej odejść poza zasięg jego głosu.
Przytrzymywała się jedną ręką ściany, żeby zachować równowagę w uśpionym, ciemnym korytarzu. Minęła drzwi od łazienki, nie zaszczycając jej swoją obecnością. Tego, od czego ją mdliło, nie można było zwymiotować.
W końcu jej dłoń natrafiła na pustkę i jeśli Ikari dobrze zapamiętała rozkład pomieszczeń, to tutaj znajdowała się kuchnia. A w kuchni znajdowała się lodówka. A w lodówce mogło znajdować się jeszcze jedno zimne piwko, które tak jej było teraz niezbędne do klina.
Przesuwała skrupulatnie ręką po ścianie w poszukiwaniu kontaktu. Oczywiście zasadą, że pechowemu to nawet gówno z przerębli wyskoczy, nie natrafiła na nic w stylu włącznika. Obmacując futrynę przeniosła się na drugą stronę, ale mimo że zbadała dokładnie metry kwadratowe od podłogi, aż do miejsca, do którego sięgała tylko na palcach, jej poszukiwania zakończyły się porażką.
– Nożeżjapierdolękurwamaćjasnychujbytostrzelił! – Puściła wiązankę przez zaciśnięte zęby. – No włącznik wzięli i zajebali!
Poddała się i wciąż badając wszystko dłońmi, ruszyła na poszukiwania lodówki w ciemnościach.
Ściana, ściana, półka, blat. Brzęknęły spadające na podłogę sztućce, które przypadkiem zgarnęła ręką. Chlebak, talerz, o, koniec blatu. Ała! Uderzyła kostką o nogę krzesła, które przesunęło się ze zgrzytem. A tak, teraz sobie przypomniała, że pod ścianą stały dwa krzesła oddzielone stołem. Faktycznie, jedno krzesło, te w które kopnęła, o, jest i stół, a na nim coś rozlane, bleee. Drugie krzesło? Wyciągnęła obie dłonie, macając przestrzeń przed sobą. Dziwne. Jeśli to krzesło, to chyba ktoś na nim siedzi… Bo co to może być, takie włochate, jak nie czyjaś czupryna? Nachyliła się, ale nie usłyszała, ani nie poczuła żadnego oddechu. Wzruszyła ramionami. Olać to. Lodówka, to była jej meta. Ruszyła dalej.
Mniej więcej w miejscu, które znajdowało się naprzeciw krzeseł, na które natknęła się podczas swojej wędrówki, zderzyła się wreszcie ze swoim celem. Niemal z lubością zacisnęła dłoń na zimnej klamce i pociągnęła do siebie drzwiczki.
Niebieskawe światło zakuło ją w oczy. Zamrugała, przeganiając ból w głąb czaszki. Piwko, piwko, piwko… Gdzieś tu musi być jeszcze jedno, czekające na nią. Pierwsza półka świeciła pustkami. Tak samo jak druga. Na trzeciej znajdowały się opakowania po wędlinach, w głównej mierze puste. Schyliła się do najniższej półki, drapiąc się po pośladku i demonstrując światu swoją nocną bieliznę. Może by się tym przejęła, gdyby zdawała sobie sprawę, że nie jest w kuchni sama. Ale nawet, gdy usłyszała za sobą odgłos, świadczący o tym, że ktoś się krztusi, potrzebowała jeszcze dobrej chwili, by zatrzasnąć drzwiczki, wyprostować się, naprędce obciągając bejsbolową bluzkę, w której spała.
– Kto tu jest?! – pisnęła.
Krztuszenie przeszło w uciążliwy kaszel, który zakończyło pełne ulgi odetchnięcie.
– Ja jebie… Prawie mnie zabiłaś. – Usłyszała zachrypły głos.
Wpiła wzrok w ciemność, ale wciąż nic nie dostrzegała. Za plecami wymacała więc uchwyt do lodówki i na powrót uchyliła ją lekko. W bladej poświacie, przy ścianie naprzeciwko, błysnęły kobaltowe oczy.
I threw my hands in the air
I said show me something
– Grimm…Grimmjow? – Otworzyła drzwi szerzej, rzucając na niego więcej światła. – Co ty tu robisz?
Espada osłonił dłonią oczy i pociągnął zdrowo ze szklanki, w której wraz z kostkami lodu kołysał się złoty płyn.
– Kurwa, siedzę – odpowiedział elokwentnie. – Zamkniesz te cholerne drzwi?
 Ikari nie zamknęła. Nie miała zamiaru zostać z nim znów sam na sam w ciemności.
– Ja pierdolę. –  Nie zauważyła, żeby wstawał, czy do niej podchodził. Nagle po prostu zjawił się obok. Sonido? Położył łapę na jej dłoni i docisnął drzwiczki, a wszystko znów pogrążyło się w mroku. Nie, nie do końca. Za oknem pyknęła cicho uliczna latarnia, zalewając kuchnię rosnącą, pomarańczową poświatą. – Czy ty zawsze musisz robić wszystko, żeby mnie wkurwić?
Gdyby trochę podniosła wzrok i dostrzegła w jego oczach gorączkowe kurwiki, pewno od razu by uciekła, ale Ikari widziała tylko zawieszoną na wysokości jej oczu szklankę, w której wyczuła alkohol.
– Daj mi to – wyciągnęła rękę, wskazując na drinka.
– Nie.
– Daj mi.
– Nie dam.
– Dawaj!
– Nie i chuj!
Grimmjow odsunął szklankę poza zasięg jej rąk, ale Ikari była naprawdę zdesperowana. Pociągnęła Arrancara za kołnierz kurtki i niemal wspinając się po nim dosięgnęła wreszcie do szklanki, którą przechyliła do swoich ust manipulując dłonią Espady i jak rasowy, spragniony alkoholik opróżniła naczynie do dna.
– Dzięki.
Puściła jego rękę i chciała się odsunąć, ale wtedy zorientowała się, że Szósty trzyma ją mocno.
– Coś za coś.
– C-Co? – Nie znała za dobrze tego uczucia, które pojawiło się teraz, tak nagle łapiąc ją za gardło.
– Ja ci coś dałem, to ty też musisz mi coś dać. – Szept Szóstego był nasączony chrypką, whiskey i czymś, czego się zlękła. Grimmjow wyczuł jej emocje. Jego ramionami wstrząsnął krótki, bezgłośny śmiech. – Albo sam sobie wezmę, tak jak ty, he? Chyba się mnie nie boisz? Ikari?
He said: if you dare come a little closer
Położył dłoń na jej biodrze i naglącym ruchem wymógł jeszcze więcej bliskości. Korcący, jedwabisty zapach jej włosów drażnił nozdrza Arrancara. Chciał wreszcie popuścić z hamulców. Zwierzęca żądza zalewała jego umysł.
Wiedział, że to go w końcu dopadnie. Odkąd odkrył prawdę, zgłodniał nie na żarty. Zasadniczo popęd seksualny odgrywał znaczącą rolę w motywowaniu Szóstego do zabawy w detektywa. Przycisnął Aizena, przewrócił do góry nogami całe Hueco Mundo, udało mu się nawet zinfiltrować wyższe szeregi Gotei. Powoli, ale w końcu znalazł, czego szukał. Pojawiło się zielone światło. Już nie musiał nad sobą panować.
         All along it was a fever
A cold sweat, hot-headed believer
– Posłuchaj… – Głos Ikari stał się tak samo ochrypły jak jego. Nie patrzyła na Jaegerjaqueza, zajęta przyglądaniem się dłoni Arrancara, która pożądliwie przesuwała się po jej ciele. – Jeśli nie zamierzasz mnie teraz przeprosić, za to co zrobiłeś wcześniej, to ja już…
– Zamierzam.
Zaborczym ruchem dłoni uniósł jej podbródek i wpił się w jej zdziwione, lekko rozchylone wargi.
– Wo, wo, wo… Sekundo! – Ikari odepchnęła się od piersi Espady, ale zdołała wypracować tylko tyle dystansu, na ile zdołała się odchylić do tyłu, bo Jaegerjaquez nie zamierzał jej puszczać. A Hagane była jeszcze zbyt wstrząśnięta, by zareagować jak każda szanująca się, bogobojna, skromna kobieta i walnąć Szóstemu w twarz. Mało tego – przez oszołomienie zaczęło przedzierać się uczucie, które nie było jej domeną.
Ja się nie gniewam… Ja się boję.
Not really sure how to feel about it
Spod półotwartych powiek Arrancara sączyło się światło niebieskich oczu, które emanowały teraz jaskrawym błękitem, jak zawsze w chwilach, gdy Grimmjow wybitnie się wkurwiał… albo podniecał.
Czy Ikari w ogóle miała jakieś szanse w tej sytuacji? Przecież już się przekonała, że Espada jest od niej silniejszy. Może i tak, ale Hagane była szybsza. Kiedy wątły płomyk złości i rozsądku przebił się przez jej bezdech, odepchnęła Szóstego porządnie i porwała jeden z leżących na blacie noży.
Grimmjow wsunął dłonie do kieszeni i patrzył na nią z rozbawieniem.
– I co? Zarżniesz swojego brata nożem do chleba?
– Podobno nie jesteś moim bratem.
– No właśnie, debilu. – Nie zważając na to, że dziewczyna mu grozi, podszedł do niej sprężystym, luzackim krokiem, zatrzymując się dopiero wtedy, gdy czubek noża oparł się o jego brzuch. – Spróbuj szczęścia, maleńka, no śmiało. Tylko pamiętaj, że już mam tu jedną dziurę. – Uniósł lekko koszulkę, odsłaniając znamię Pustego. – Jak ci się nie uda zrobić podobnej, to nie licz na to, że to ci w czymś pomoże.
– Daj mi spokój, Grimmjow. Nie będę się z tobą bawić w twoje chore gierki! – syknęła. – Ubzdurałeś sobie coś, tylko po to, żeby mnie wkurzyć.
– To ty sobie ubzdurałaś jakieś braterskie głupoty!
– Przecież… Przecież to nie ja powiedziałam…
– A kto?
– No… Nawet Aizen mówił…
– Tch. Aizen!  A czy Aizen nie był aby ojcem kłamstwa?
Ikari otwarła szeroko oczy.
– Przestań. Mieszasz mi w głowie tylko po to, żeby… Żeby…
W ciemnościach kuchni nie było widać, że Hagane się zaczerwieniła, ale Szósty domyślił się, co chciała powiedzieć i roześmiał się szyderczo.
– Litości. Jeśli będę mieć ochotę, wezmę cię tu i teraz, i wierz mi, że koło dupy mi fruwa, czy płynie w tobie moja krew, czy nie.
– Tylko tak mówisz…
Espada wyciągnął nóż z jej drżących palców, oparł dłonie na blacie po obu jej stronach i naparł na nią całym ciałem, zmuszając, żeby się na nim położyła. Ikari poczuła jego płytki oddech i ciężki, cedrowy zapach, gdy pochylił się nad nią.
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
– Bo ja już wiem, że nie – zamruczał. – Nie masz się już czym zasłaniać. Gdybym tylko zechciał…
– Ale nie chcesz, nie?
W odpowiedzi zaczął rozpinać pasek swoich spodni.
– Przestań. – Próbowała znowu mu uciec, ale ramiona Arrancara zamknęły ją w potrzasku. Szarpnął zębami za jej bluzkę, a rozdarty materiał zsunął się z jednego ramienia Shinigami, pogłębiając dekolt.
– Nie… Grimmjow. Nie.
– A czy ja się ciebie o coś, kurwa mać, pytam? – warknął gniewnie.
– NIE MOGĘ!
– Możesz, możesz…
Ikari złapała Jaegerjaqueza za niebieskie włosy, próbując na chwilę go zatrzymać.
– Odwal się, słyszysz?!
– Zamknij się, Ikari. Rozpraszasz mnie – wydyszał Grimmjow, a jego ręce wciąż wdzierały się pod jej piżamkę.
– Złaź ze mnie!
– Później.
– Coś ty taki wyposzczony, co?
– Nie jestem… Ja…
It takes me all the way
Czyżby? Trafiony, zatopiony?
Arrancar ryknął wściekle, szczerząc groźnie zęby. Zdenerwowany, gwałtownie odsunął się od Hagane, która prawie zleciała z blatu, żałując, że jednak nie znalazła tego włącznika. Dużo by dała, żeby sprawdzić, czy ma rację. Czy rzeczywiście udało jej się Szóstego speszyć.
– Co żeś się taka, do chuja, dociekliwa zrobiła?! Nie szło iść na żywioł? – marudził zapinając z powrotem pasek. – Siadaj. – Odsunął jej kopnięciem jedno z krzeseł, a sam usiadł na drugim.
Zaskoczona dziewczyna, posłusznie zajęła wskazane miejsce.
Po chwili milczenia podparła brodę na dłoni, patrząc z zainteresowaniem na Grimmjowa, który przybrał identyczną pozycję.
– No? – ponagliła go, niecierpliwie bębniąc palcami o blat. – Jaką niespodziankę przyszykowałeś? Bo już mnie dzisiaj nic nie zaskoczy.
Grimmjow podniósł rękę i Ikari natychmiast znowu rzuciła się po coś ostrego do samoobrony, ale on tylko trzepną grzbietem dłoni w półkę wiszącą nad stołem, włączając jarzeniówkę. Prychnął głośno, gdy zimne, niebieskawe światło odbiło się w ostrzu noża.
– Masz mnie aż za takiego łotra?
– No.
Przez twarz Szóstego przemknął cień urazy.
'Cause when you never see the light
– Ubliżasz mi, sądząc, że zdołasz mnie tym skaleczyć. Może dam ci Panterę, co?
– Poproszę.
– Wnerwiasz mnie… – syknął, ale ku kolejnemu zdziwieniu Hagane wydobył katanę i rzucił ją dziewczynie, która przez kilka strasznych chwil żonglowała rękojeścią, zanim udało jej się bezpiecznie położyć sobie broń na kolanach. – Jak ty mnie złościsz… Nie masz pojęcia.
– Raczej mam.
– To może jeszcze chcesz się odwdzięczyć, hm? – zapytał, schylając się, by podwinąć nogawkę dżinsów.
– Obejdzie się – odpowiedziała, posyłając mu wymuszony uśmiech. – Z Panterą w moich rękach czuję się dużo bezpieczniej.
Patrzył na nią, wciąż schylony i dopiero gdy przewróciła oczami, znów się wyprostował.
– Czego jeszcze ode mnie chcesz?
– Żebyś mnie wysłuchała. I masz mi nie przerywać. I już więcej nie pyskować, jak będę chciał…
– Grimmjow…! – W głosie dziewczyny pojawił się ostrzegawczy ton.
Nie dokończył. Odchylił się na krześle i sięgnął do szuflady, w której chwilę mieszał łapą, aż w końcu wyrwał całą i wysypał zawartość na stół. Spośród różnych szpargałów, w których znajdowały się nożyczki, nici, pudełko pinezek i metr krawiecki, wybrał mały notes i dwa długopisy. Resztę zgarnął z powrotem do szufladki, którą następnie odstawił na parapet.
– Skąd ty wiesz, gdzie co jest…
– Pomieszkiwałem tu swego czasu.
Oderwał z notesu jedną kartkę i podał ją Ikari wraz z długopisem.
– Napisz, jak się nazywasz.
– Co?
– Gówno. Rób co mówię.
Kapitan wzruszyła ramionami i podpisała się niedbale. Grimmjow również nabazgrał coś w notesie, po czym podał go Ikari. Spojrzała na jego podpis.

I na swój.

– No, wiedziałem – mruknął Grimmjow, wpatrując się wraz z nią w literki.
– Ale… Co to znaczy?
– To znaczy, mała, że wcale nie nazywamy się tak samo.
– Jak to?
– Srak to! Ślepa jesteś? Tylko wymawia się podobnie.
– Czyli co?
– Czyli nie mogliśmy być rodzeństwem w poprzednim życiu.
– Co ty pierdolisz! Przecież pamiętam…
– Tak? – Zdziwił się nieszczerze. – Co takiego pamiętasz, Hagane?
– Pamiętam, że… No jak to co…
– Gdzie mieszkałaś? Jak żyłaś? Jak zginęłaś?
– Ja… Tego nie wiem. – Nagle uświadomiła sobie coś, co umykało z głównego obszaru jej myśli. Że nie ma żadnych wspomnień. Nie pamiętała nic, prócz swojego życia w Soul Society.
– No właśnie. Skoro nie pamiętamy nic sprzed śmierci… Skąd ten pomysł, że miałaś rodzeństwo? – Wyciągnął coś z kieszeni i wsunął w jej dłoń. – To ci odświeży pamięć.
– Co to jest? – Przyglądała się przezroczystemu pudełeczku, w którym chybotała się nieduża tabletka.
– Omoide. Jak to weźmiesz, wszystko sobie przypomnisz. Także to, że nie miałaś brata.
– Skąd to masz?
– Zajebałem temu gościowi w chodakach.
– Co?!
Hagane zacisnęła w dłoni pigułkę i długo, z poważną miną, wpatrywała się w  Espadę.
– To nie ma sensu – stwierdziła w końcu.
– Właśnie, że ma – sprzeczał się Szósty, uderzając pięścią w stół.
– Grimm… – Ikari pokręciła głową. – Spójrz na siebie. Spójrz na mnie. Wyglądamy, jak wyglądamy. Jeśli wierzysz, że to przypadek… To jesteś kretynem.
– Nie powiedziałem, że to przypadek.
– Ty weź już, kuźwa, dzisiaj nie pij, co? Skoro nie jesteśmy spokrewnieni, to jakim cudem…
– Możesz się na zamknąć chociaż na chwilę? – zapytał szorstko, pocierając z roztargnieniem skroń. – Jak mam ci coś wytłumaczyć, skoro nie dajesz mi dojść do głosu!
Hagane nic już nie odpowiedziała, ale prychnęła cicho i odwróciła się bokiem do Grimmjowa, obrażona.
– Ten wasz dziwak w cylindrze opowiedział mi o wymiarach – warknął po chwili ciszy, dziwnie filozoficznym tonem. – O alternatywnych rzeczywistościach. – Podniósł ręce w proteście, widząc, ze Ikari znów otwiera usta. – Daj mi skończyć. Po prostu załóż na chwilę, że to, co mówię, to prawda. Mam na wszystko dowody. Doceń, do chuja, że przytargałem tu ze sobą pół biblioteki Aizena. Dla ciebie i tego kapelusznika… A poza tym. – Opuścił ręce, uderzając o blat ze złością. – Czy ja cię kiedyś, do kurwy nędzy, okłamałem, że taka podejrzliwa jesteś?!
Znów nic nie odpowiedziała, ale tym razem zawstydziła się lekko. Cóż, co racja, to racja. Z Jaegerjaqueza był kawał chama, ale nigdy nie zniżył się do tego, by łgać. Nie, on zawsze trzymał się faktów. Kiedy mówił, że cię zabije, naprawdę próbował cię zabić. A kiedy zapowiadał, że wróci skopać ci dupsko – zawsze wracał.
It's hard to know which one of us is caving
– Wszystko sprawdziłem – kontynuował po chwili milczenia. – A nie było to łatwe, bo oni nie chcą się dzielić tą wiedzą. Aizen wolał wcisnąć nam kit o braciszku i siostruni, żeby czasem nikt za bardzo nie węszył i nawet cwaniak w czapce przez jakiś czas w to wierzył. Ale nie ze mną takie numery. Sorry, ale od początku mi to śmierdziało.
– No, ja nie wiem… – mruknęła cicho kapitan.
– Cicho bądź. Rusz tym pustym, chabrowym baniakiem. Twoja blizna, mój tatuaż. Z tym się ludzie nie rodzą. A nasze nazwiska? To podsunął mi wasz koleś ze sklepu. Miał rację, cwaniaczek.
– Jak to się stało, że Urahara z tobą współpracuje?! – Wybuchnęła Ikari. – Co to za pierdolona konspiracja!
– Nikt z nikim nie współpracuje. Po prostu mieliśmy… pewną umowę.
– Nie wierzę… I co, – potrząsnęła pudełeczkiem – to też jest od niego?
– Tak. Także spoko, nie chcę cię otruć. To nie są moje metody.
– I Urahara ci to dał?
– No nie do końca, mówiłem. Dał mi jedną, żebym się w tym wszystkim upewnił… Ale powiedział, że ciebie sam muszę przekonać. – Uśmiech Grimmjowa pierwszy raz nie wydał się Ikari drwiący. – Przewidziałem to, że mi nie uwierzysz, dlatego zwędziłem mu jeszcze jedno omoide.
Na jakiś czas zapadła cisza. Latarnia na ulicy zgasła, granat nieba powoli jaśniał, niosąc na barkach świtu nowy dzień. Grimmjow czekał, ale to czekanie zaczynało mu się przykrzyć. Ikari nic nie mówiła, wpatrując się w okno, a on znów poczuł głód. Kiedy podniosła ręce, by poprawić włosy, jarzeniowe światło wyciągnęło z cienia wgłębienie między jej piersiami. Przełknął niespokojne ślinę, próbując usiedzieć na miejscu… Chociaż… Właściwie… Przecież zasłużył sobie na jakąś nagrodę, no nie? Wszystko ładnie, obrazowo i spokojnie jej wyperswadował, nawet głosu nie podniósł ani razu. Wykorzystał co najmniej dwuletni zapas cierpliwości, ale dał radę. Teraz powinien po prostu wziąć, co mu się należy.
– Czyli to mniej więcej wygląda tak – odezwała się akurat w chwili, gdy oparł ręce o stół, żeby się podnieść, – jakbym była czymś w rodzaju twojej alternatywnej wersji?
  Albo ja twojej, kto wie. W innej rzeczywistości, gdybyś narodziła się jako facet… W jeszcze innej, jako Arrancar…
– To jest popieprzone.
– I bardzo dobrze, że nic nas nie łączy. – Wyszczerzył się radośnie.
– Uważaj, bo ci się sprośne myśli na gębie odbijają.
– No to masz szanse zobaczyć swoją przyszłość.
– Tch. – Ikari zmrużyła oczy. – Skoro istniała taka realna szansa, że mogliśmy się zamienić miejscami… To czy to nie wygląda trochę tak, jakbyś leciał sam na siebie?
Kobaltowe oczy Espady zrobiły się nagle okrągłe. Wyglądał na chwilę na naprawdę zbitego z tropu. A potem ryknął głośnym śmiechem, łapiąc się za brzuch.
– Wtedy ostatecznie ty leciałabyś na mnie, nie? – odpowiedział, gdy przestał się śmiać. – Zakurwiście żeś to rozkminiła. Nie jesteśmy jedną osobą, tylko dwoma, ukształtowanymi przez poprzednie życia.
– Tak?
– No tak, kurwa. Poza tym… Jesteś ładniejsza ode mnie.
– Taaak?
– Jednak gdyby było jak mówisz… No to w sumie. – Znowu zaczął się śmiać. – Jestem tak zajebisty, że sam na siebie pewnie też bym poleciał!
– Dupek.
– Ale – jego ręka wystrzeliła nagle przez stół, łapiąc ją za nadgarstek, – to wszystko tłumaczy.
– Ta-ak? – zapytała, czując się coraz bardziej głupio, powtarzając wciąż to samo, choć zupełnie różną intonacją. – A co?
– To, dlaczego tak mnie wkurwia, jak kręci się koło ciebie jakiś fagas. Po prostu nie zniosę, żeby inny facet zbliżał się do kogoś tak podobnego do mnie.
– Ale przecież powiedziałeś, że nie jesteśmy…
– Nie jesteśmy tacy sami. Ale jesteśmy zbyt podobni, żebym mógł spokojne patrzeć na to, jak dobiera się do ciebie jakiś gnojek...
– Nie pozwalaj sobie… – warknęła dziewczyna. – To brzmi tak, jakbyś zamierzał mnie kontrolować.
– Tylko, jeśli będziesz niegrzeczna.
– Nie kpij sobie! Nie zamierzam wieść cnotliwego życia tylko dlatego, że tobie się coś nie podoba.
– Och, źle mnie zrozumiałaś. Nie mam zamiaru nakłaniać cię do tego, żebyś… Jak to mówią? „Dobrze się prowadziła”?
– Sam powiedziałeś, że nie chcesz widzieć koło mnie żadnych mężczyzn, bo…
– Bo koło ciebie jest miejsce tylko dla jednego mężczyzny.
– Jednego?
– Tak. Takiego, jak ja.
– Słucham?
– I nic się nie martw… Pomogę ci zapomnieć o tym, że w ogóle istnieje takie słowo jak „cnotliwie”… – Grimmjow pociągnął ją za rękę, tak, że musiała pochylić się nad stołem. Espada uśmiechnął się, bezczelnie wpatrując się w jej piersi. – Czy to nie oczywiste?
– Nie dla mnie. – Wyrwała rękę. – Nie jestem taka jak ty.
Przez chwilę wyglądał, jakby te zaprzeczenie niebieskowłosej go ubodło. Przynajmniej takie miała wrażenie. Że jego rozpalone spojrzenie przygasło, a zaciśnięte na krawędzi stołu palce pobielały.
Funny you're the broken one
Ale zaraz odepchnął się od niego i kołysząc na krześle, uśmiechnął się drwiąco, zakładając ręce za głowę.
– Kogo teraz próbujesz oszukać? Mnie czy siebie?
– To się kupy, dupy nie trzyma.
– Trzyma, trzyma. – Zerwał się nagle i poczuła, że stoi tuż za nią. – To się nazywa… Jak to się nazywa? Że jesteśmy dla siebie stworzeni? Tak. Dwie połowy jednej rzeczy, no nie?
Zanim zdążyła zareagować, Grimmjow wykopał spod niej krzesło, obejmując ją ciasno, nim zdążyła upaść.
Pantera – zdążyła tylko pomyśleć, w ostatniej chwili łapiąc za broń, zanim ta spadła na podłogę.
Zmusił ją, żeby oparła się o blat. Chwilę się z nim siłowała, ale w końcu skończyła na stole, zachęcająco wypięta w stronę mruczącego z aprobatą Grimmjowa. Poczuła jak dyszy jej w kark, a jego zachłanna dłoń błądzi po jej tyłku.
– Skończ się już szarpać… Przecież widzę to w twoich oczach – wyszeptał jej do ucha, a ona miała wrażenie, że ten głos rozbrzmiewa wewnątrz jej głowy. – Pragniesz mnie, Ikari.
Usłyszała szczęk odpinanej sprzączki.
Dłoń Espady wdzierała się pod jej bieliznę.
…but I'm the only one who needed saving
Nie. To się tak, kurwa, nie odbędzie.
Co z tego, że ta jego zaborczość rzeczywiście ją rozpalała. Co z tego, że gdzieś tam wewnątrz chciała mu ta to pozwolić. Po prostu dać się zerżnąć na kuchennym stole Kurosakich. Była chętna i Grimmjow zaraz się dowie jak bardzo, jeśli jego zuchwały dotyk dotrze do celu. Może i Ikari tego chciała, ale Ikari była buntowniczką. Ten zwyczaj był w niej zakorzeniony tak mocno, że potrafiła zbuntować się nawet przeciwko własnej przyjemności. Dodać do tego to, że ktoś ją dominuje, stosuje wobec niej przemoc seksualną i jeszcze mówi jej, czego pragnie… To było, aż nadto, żeby ktoś jej natury się temu sprzeciwił.
Zrobiła więc użytek z Pantery, którą wciąż ściskała w garści. Machnęła nią w tył, ale nie za wysoko. Grimmjow zawył, rozeźlony, i natychmiast ją zostawił.  Trafiła go niemal w to samo miejsce, w które sama była ranna. Jego dżinsy na wysokości łydki szybko nasiąkały krwią. Hagane odwróciła się do niego, przecierając łzawiące oko tą samą ręką, w której dzierżyła Panterę, a potem wycelowała w Grimma jego własnym zanpakuto.
– Wypierdalaj – wyszeptała przez ściśnięte gardło. – Myślisz, że tym czego pragnę, jesteś ty?! – Udało jej się podnieść głos. – Spierdalaj, bo jeszcze raz się przekonasz, jak to jest oberwać Panterą!
 Grimmjow patrzył na nią z obłędem w oczach. Przez moment była pewna, że zignoruje jej groźby i znowu się na nią rzuci. Jego rozchylone nozdrza, nastroszona grzywa, zaciśnięta mocno szczęka… Ale tak się nie stało. Nawet jeśli miał taki zamiar, odpuścił.
– Dam ci czas, żebyś to zaakceptowała – warknął. – Jesteś moja. Tak musi być. Nie pozwolę, żeby ktoś oprócz mnie położył na tobie łapy.
 Odwrócił się raptownie, wychodząc z kuchni. Mimo ranionej nogi, opierał na niej cały ciężar ciała, jakby nie czuł bólu.
Kiedy wyszedł, Ikari wciąż płonęła. Trzęsąc się ze złości,
(nie tylko ze złości)
zaciskała dłoń na rękojeści arrancarskiego Zabójcy.
Podskoczyła, gdy drzwi wejściowe trzasnęły z całej siły. Przez chwilę jeszcze stała bez ruchu, ale jednak wybiegła za nim. Zatrzymała się w progu, wpatrując się w jego plecy. W głowie znowu huczały jej słowa Szóstego. Chciała…
I want you to stay
– I NIE CHCĘ WIĘCEJ WIDZIEĆ NA OCZY TWOJEJ WSTRĘTNEJ MORDY! – krzyknęła, rzucając za nim Panterę.
Odwrócił się, podnosząc zanpakuto, ale już na nią nawet nie spojrzał. Ikari zamknęła drzwi, dopiero, gdy zniknął jej z oczu, zastanawiając się, dlaczego nie zrobiła tego od razu, skoro przecież nie chciała go już nigdy oglądać.
Rzuciła się przez przedpokój i wpadła do sypialni, którą zajmował Grimmjow. Arrancar o dziwo pozostawił po sobie porządek, chociaż to wyglądało bardziej tak, jakby w ogóle nie korzystał z pokoju. Łóżko było równo zaścielone i pościeli nie znaczyła żadna zmarszczka. Nic nie świadczyło o jego obecności tutaj. Nie zostawił żadnych rzeczy, prócz opasłej, skórzanej czarnej torby, napęczniałej od papierzysk.
Wysypała wszystko na podłogę, po kolei biorąc do rąk każdą kartkę i uważnie śledząc tekst w bladym świetle poranka. Łzy obeschły na jej policzkach, gdy w skupieniu przyglądała się papierom. Rozumiała coraz więcej, coraz mniej chaotyczna wydawała jej się rozmowa, którą przeprowadziła z Grimmjowem. Kiedy wróciła do tego myślami, zaraz przypomniała sobie, czego jeszcze niemal z Szóstym nie odbyła i rumieniec złości
(nie, nie… to nie złość)
wypełzł na jej twarz. Sięgnęła do kieszeni, gdzie schowała małe pudełeczko, które jej zostawił. Otworzyła je i wyciągnęła niedużą, jaskrawoczerwoną pigułkę. Nie namyślając się długo, połknęła tabletkę.
Kiedy półtorej godziny później Minako znalazła ją w pokoju Espady, Ikari drżała jak w febrze, blada i spocona.
– Jezus Maria, Ikari! ICHIGO! Ichigo, ojciec wrócił?!
Doskoczyła do dziewczyny, która w półleżącej pozycji, opierała się o łóżko. Pod opuszczonymi powiekami widać było niezwykle intensywny ruch gałek ocznych.
– Boże… – Minako dotknęła jej czoła. Najpierw wydało jej się rozpalone, jakby Ikari trawiła wysoka gorączka, a za chwilę było zupełnie chłodne, a nawet… lodowate.
– Co się stało?! – Do pokoju wparował Ichigo z telefonem w ręce. – Ojca nie ma, mówił, że jadą…
– Mówiłam ci, że słyszałam, jak się kłócą! – Przerwała mu siostra. – I teraz zobacz! Zobacz jak ona wygląda! Co on jej zrobił?!
– Myślałem, że lepiej będzie jak sami w spokoju porozma….
– W SPOKOJU?! Jaegerjaquez i „w spokoju”?! A ja, głupia, cię posłuchałam… – Minako wydarła się po swoim bracie, który słuchał tego ze stoickim spokojem, wiedząc, że ta później go przeprosi za to, że odreagowała na nim stres. – Nie, ty mi zrób tą przysługę i więcej nie myśl, tylko dzwoń po…
– Wyluzujcie…
Bliźniaki spojrzały na podłogę, skąd doszedł ich słaby glos.
– Hagane? Co tu się stało?!
Ikari milczała, patrząc tępo przed siebie. Ichigo, pierwszy raz widział kapitan Jaggerjack w takim stanie.
– Mina… – odezwała się wreszcie niebieskowłosa. – Ja nie mam brata.
Minako zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy Ikari się go wyrzeka, czy… Czy to co mówił, a właściwie wrzeszczał wcześniej Arrancar…
– Jezu… Co on ci zrobił? Co ty brałaś? Czy on…? – Porucznik dopiero teraz zauważyła w jakim stanie jest koszula Ikari. – Nie… Nie zrobił by tego… Nie zrobił, prawda?
Hagane znów milczała, więc Minako próbowała znaleźć odpowiedź na twarzy brata, ale jego zacięta mina też niewiele zdradzała.
– Ichigo…? Powiedz, że on tego nie zrobił… Pod naszym nosem…
Zastępczy przykucnął przy dziewczynach, starając się nawiązać z Hagane kontakt wzrokowy.
– Gdzie on jest? – zapytał, a pusty ton jego głosu przebił się do stanu umysłu  Ikari, która podniosła na niego wzrok. – Powiedz tylko, gdzie on jest. Znajdziemy skurwiela. I zabijemy.
Położył dłoń na ramieniu siostry, która przytaknęła skwapliwie.
– Kazałam mu wypierdalać – szepnęła Ikari.
– I bardzo dobrze! Niech się nie waży nigdy więcej…!
Popatrzyła na bliźniaków, kręcąc głową.
 Oni nic nie rozumieją. On miał rację. Jestem idiotką. I zadarłam z dumą Espady. Gratukurwalować.