Minako uciekła z
przedpokoju, gdy tylko niebieskowłosa dwójka odwróciła się, by wrócić do
środka. Nie chciała, żeby wiedzieli, że im się przyglądała. Mimo to, chyba
dostrzegła pełen groźby błysk w kobaltowych oczach, zanim zdążyła odkleić nos
od szyby. Chciała schować się w łazience, ale ta okazała się zajęta. Zastukała
niecierpliwie w drzwi.
– Czego? – Usłyszała
głos brata, więc bezceremonialnie wparowała do środka.
– No ej! –
zaprotestował Ichigo, stojąc przed
lustrem i zawzięcie szarpiąc grzebieniem swoją pomarańczową czuprynę.
– Posuń się, ułomie.
– Minako spróbowała wypchnąć go w głąb łazienki, stukając go z bioderka, ale
Ichigo się zaprał, skubany, by nie stracić kontaktu z odbiciem.
– Coś się chyba mówi.
– No powiedziałam: „posuń
się, ułomie”!
Zrezygnowała jednak
z przepychania się Kurosakim i z głębokim westchnieniem usiadła na krawędzi
wanny, zakładając ręce na ramiona. Kiedy westchnęła po raz kolejny, Ichigo
odłożył grzebyk i oparł się o umywalkę.
– No?
Minako podniosła
wzrok i napotkała w lustrze patrzące na nią życzliwie brązowe oczy.
– No, bo… –
zaczęła, wykręcając sobie palce. Jakby tu ująć w słowa to, co jej się pałęta po
głowie?
– No co? O co
chodzi? – Ichigo odwrócił się do niej. On również skrzyżował ręce na ramionach
i gdyby nie to, że Minako miała na sobie spódniczkę, ciężko byłoby ich na
pierwszy rzut oka rozróżnić.
– No bo Grimmjow
coś kombinuje! – wyrzuciła z siebie dziewczyna. – Ty wiesz, co on przed chwilą
zrobił?!
– Co się stało??? –
Wystraszył się Ichigo, łapiąc za klamkę i przyjmując bojową postawę, gotów natychmiast
wybiec i interweniować w razie potrzeby. – Co znowu nawywijał?!
– Podał Ikari SWOJĄ
kurtkę, żeby nie zmarzła na dworze!
Dłoń Zastępczego
ześlizgnęła się z klamki. Jego usta zadrżały. Przez chwilę próbował się
opanować, ale jednak parsknął śmiechem.
– Coś jeszcze? –
zapytał, ocierając łezkę z kącika oka. – Może pozmywał po kolacji? Albo chociaż
starł ze stołu?
– Bardzo śmieszne.
– Minako z obrażoną miną stanęła przy drzwiach. – Bałwan z ciebie.
– Poczekaj. –
Ichigo złapał ją za ramiona. – Czym ty się martwisz? Że Grimmjow zachowuje się
normalnie?
– To właśnie jest nienormalne, że on się próbuje normalnie zachowywać!
– Nie przesadzaj.
Może się trochę ogarnął. Może…
Puk… Puk… Puk.
Wait…
Spojrzeli na drzwi,
na siebie, po czym razem krzyknęli:
– Zajęte!
– Poczekam –
odezwał się ochrypły głos. Przez mozaikową szybkę zamajaczył niebieski łeb.
– Ichi… – Kurosaki
złapała brata za rękaw. – Zrób coś. On wie.
– O czym? Że go
podglądałaś przez okno?
– Że go
podejrzewam.
– Weź, wyluzuj.
Espada próbuje być miły, a ty siejesz panikę. Tu się trzeba cieszyć!
No one said what's lost cannot be found
– Ta, jeszcze
szampana otwórz z tej okazji. Nie bądź głupi, nie daj się nabrać na te jego kocie
ślepia!
– Dobra, weź otwórz
te drzwi. Może facet po prostu chce się odlać.
Nie chciał. Kiedy
tylko Minako uchyliła drzwi, Grimmjow dźgnął ją w ramię palcem.
– Ty. – Wydawało
jej się, że jeszcze bardziej niż zwykle zmarszczył brwi. – Pozwól na słówko.
– Widzisz? –
Shinigami rzuciła bratu przerażone spojrzenie. – Pewno chce mnie posiekać
Panterą.
– Wtedy nie
prosiłbym tak grzecznie, wierz mi.
Ichigo westchnął.
– Dobra, Grimmjow,
to o co kaman?
– Pogadać chciałem.
W cztery oczy. – Patrzył groźnie na Minako, która schowała się za ramieniem
Zastępczego.
You are here to make it safe and sound
– Wygląda na to, że
będę sekundantem tej… rozmowy. Gadaj, co tam chcesz i wracajmy do stołu.
Arrancar długo się
nie odzywał. Zdawało się, że nad czymś się zastanawia. W końcu chyba jednak doszedł do wniosku, że
nie pozbędzie się Zastępczego bez rozlewu krwi, a na to nie miał najwyraźniej na
razie ochoty.
– Po prostu nie
lubię, jak ktoś patrzy mi na ręce – warknął tylko. – Jak jesteś taki
prorodzinny, Kurosaki, to wytłumacz siostrzyczce, że stalking jest passé albo…
– Albo co?
Albo nie chcesz, żebym ja jej to wytłumaczył, pomyślał
Grimmjow.
– Albo jeszcze raz
ładnie poproszę – powiedział na głos.
– Czy ty nam
grozisz?
– A czy to, kurwa, brzmiało
groźnie?
Ichigo zamyślił się
na moment.
– Sorry, Grimmjow,
ale trochę tak. Choć prawda też taka, że w twoich ustach nawet „tęczowy kucyk”
brzmiałoby jak pogróżka albo… Nazwa jakiegoś narzędzia tortur.
– Ja pierdolę. Z
wami, Shinigami, to się nie da ani prośbą, ani…
– Groźbą, no
właśnie w tym problem.
– Nieważne. –
Jaegerjaquez uniósł ręce w geście poddania. – Ale jak już mnie zaprosiliście na
te cholerne święta… To dajcie mi je w spokoju przetrwać.
– Trzeba było nie przyłazić
– odszczeknęła się Minako, nim zdążyła się powstrzymać.
– Mi, nieładnie –
skarcił ją bliźniak. – Nie tak nas tata uczył traktować gości.
Grimmjow tylko się
uśmiechnął.
– Nie godzę się na
tą waszą… gościnę dla waszej przyjemności, gamonie.
– Nie? A dla
czyjej? – spytała butnie Minako.
Przez jego twarz
przebiegł zafrasowany grymas.
– Hueco Mundo nie
jest bezpiecznym miejscem dla kapitanów waszego zasranego Gotei – odrzekł po
chwili z namysłem.
– Ty… Od kiedy ty
się martwisz o jej bezpieczeństwo?! –
Kurosaki wysunęła się przed brata, przeciwstawiając się Espadzie z groźną miną.
– Przestań pieprzyć i się odwal! – Pogroziła mu palcem, wierząc, że to zrobi na
nim odpowiednie wrażenie.
Jaegerjaquez
roześmiał się tak głośno, że nawet zęby jego maski zastukały o siebie wesoło.
Oh we, can make it, out alive
– Hagane to dużo
dziewczynka. Sama potrafi o siebie zadbać.
– No nie wiem –
skrzywiła się Minako. – Twoje towarzystwo jej nie służy. Przy tobie zawsze wydaje
się taka…
– Jaka? – Oczy
Szóstego rozbłysły i Minako, nie chcą go dalej podjudzać, wzruszyła jedynie
ramionami.
– To prawda –
wtrącił Ichigo, robiąc skupioną minę, – że zawsze jest jakoś… duszno, jak się
wchodzi tam gdzie jesteście, jakby…
– Jakby za dużo
reiatsu było w jednym pomieszczeniu, też mi odkrycie. – Rozweselony Espada
zbliżył się do nich, na co bliźniaki odruchowo wykonały krok w tył, ale on
tylko położył łapy na ich ramionach i po chwili namysłu potrząsnął nimi przyjaźnie.
– Nie martwcie się. – Spojrzał na Minako, która nie mogła się oprzeć wrażeniu,
że patrzy na nią dzikie zwierzę. – Nie zrobię Ikari nic…
(czego sama nie
będzie chciała)
…złego. Nie w
święta… Chyba.
Rechocąc głośno, ruszył
do salonu, skąd dochodziły ożywione rozmowy.
– Sukinsyn…. –
zaklęła Minako, zaciskając dłonie w piąstki. – Sukinsyn! – powtórzyła z pełnym
przekonaniem. – A w życiu…! Nie kupuję tego!
– A ja tak. –
Ichigo uciął rozmowę. – Chodź, rozpakujesz w końcu swoje prezenty.
Cały pokój tonął w
morzu kolorowych papierów, a pod choinką zostały już tylko dwa ostatnie
podarki. Każdy zajęty był oglądaniem swoich świątecznych trofeów. Nawet Grimmjow
zgarnął parę drobiazgów i teraz siedział leniwie rozłożony w fotelu, bawiąc się
otwieraczem do konserw, który dołączony był do tuzina puszek z tuńczykiem.
Ikari schyliła się
pod choinkę i wydobyła spod gałązek niebieski, prostokątny pakunek.
– Trzymaj, to ode
mnie. – Rzuciła nim w Espadę, który nie dał się zaskoczyć i złapał go zręcznie
jedną ręką, drugą natychmiast rozszarpując papier.
– Nie… – jęknął
Ichigo, obserwując co wyłania się spod ozdobnego opakowania. – Kupiłaś mu
książkę? Żartujesz? W Hueco Mundo nie mają czym palić?
Grimmjow z gniewnym
wyrazem twarzy przyglądał się okładce, ale jego ramiona trzęsły się lekko, co
było oznaką tłumionego chichotu.
– „Samoobrona dla
opornych czyli nie daj się kidou”. – Ryknął śmiechem, ale zaraz spoważniał, rzucając
Ikari długie spojrzenie. – Nie lekceważ mnie. Przeczytam.
– To Aizen nauczył
swoich Arrancarów alfabetu? – szepnęła głośno Minako, szturchając Hagane
łokciem. Ze wszystkich tylko Kurosaki rozumiała prawdziwe znaczenie tego
prezentu, więc reakcja Espady jej nie zdziwiła.
– Też coś mam dla
ciebie – mruknął Grimmjow, wskazując na ostatni z podarunków.
– Co? – Zaskoczona
Ikari wyciągnęła nieforemny pakunek spod choinki. Nie spodziewała się, że
Szósty będzie się kłopotał świątecznymi tradycjami.
Wait...
Nagle nawiedził ją
szereg przerażających obrazów, nawiązujący tematyką do tego, co mogło być w
środku. Wzięła podarek w ręce, uniosła naprzeciw zmrużonych oczu, potrząsnęła
nim niepewnie i przyłożyła do niego ucho. Grimmjow warknął, obserwując ze
zniecierpliwieniem jej sceptyczną postawę, aż postanowił zwlec się z fotela.
– Daj mi to,
dziewczyno. – Nie czekając, aż mu poda paczkę, wyrwał pakunek z jej rąk i
pociągnął za niedbale zawiązany w kokardkę sznurek. – Co ty sobie myślałaś, że
ci tam Hollowa spakowałem?
Kucnął obok i oddał
prezent Ikari, która już bez obawy wysypała na podłogę jego zawartość.
– Bij mnie, ale nie
wiem o co w tym chodzi. – Kapitan przebierała w rozsypanych przed sobą rzeczach.
Jej brwi zbiegły się ze sobą pośrodku czoła, czyniąc ją jeszcze bardziej
podobną do klęczącego obok błękitnowłosego mężczyzny. Coś jej się kojarzyło…
Jakieś zagubione wspomnienia wydostawały się na powierzchnię. Jej wizyta w Świecie
Pustych…
…all this time that I have spent away
Nagle poczuła
gniew, ten sam, którego nie mogła się pozbyć długo po tej wycieczce, choć zapamiętała
z niej tylko tą wredną, Szóstą mordę, ale teraz… Tak, to, co dostała od
Jaegerjaqueza, przypominało jej części stroju Arrancarów.
– Czy to nie jest
aby… – Minako wzięła w dwa palce jedną z rzeczy – ochraniacz na cycki?
– Ceroodporny –
przytaknął Grimmjow. – Tak jak reszta stroju.
– Ja jebie… – Ikari
przymierzyła maskę, która zasłoniła górną część jej twarzy. Wycięcia na oczy
były tak zaprojektowane, że wyglądały jak czarne migdały. Wykończona była
diabelskimi, zakręconymi rogami, które solidnie utrzymywały maskę na głowie.
– Straszne –
skomentowała Kurosaki, przykładając przypominający kości żeber stanik do
piersi. – Kurde, za mały… A chciałam se pożyczyć.
– Nie pochlebiaj
sobie! – Ikari wyciągnęła rękę. – Pokaż!
Po chwili dopasowywała
go do swojego biustu i obie dziewczyny zaczęły się kłócić, która z nich ma
większe piersi.
– Ej. – Ichigo
tyrpnął w ramię Grimmjowa, obserwującego tą scenę z uśmiechem zadowolenia. – Co
ty odpierdalasz?
– Hm?
Ichigo zerknął na
siostrę i kapitan ósemki, ale dziewczyny wciąż się wykłócały, nie zwracając na
nich uwagi.
– Kupujesz… Nie.
Skąd ty w ogóle wytrzasnąłeś ten strój?! I dajesz go Ikari? Ona jest Shinigami,
nie Arrancarem!
– No i co z tego?
Wasze kosode są do bani. A Jaggerjack musi mieć swój styl. No i jej się chyba
podoba. – Kiwnął głową w stronę Hagane.
Makes me think that I might be okay
– Chciałbym
wierzyć, że tylko o to chodzi… – Zastępczy patrzył z góry na Espadę. – Ale mi
też tu zaczyna coś śmierdzieć.
– Weź mnie nie uruchamiaj…
Człowiek się próbuje wysilić i zrobić coś… sympatycznego – wypluł to słowo,
jakby go obrażało, – a i tak dostanie opieprz.
– Problem z tobą
jest taki, Grimmjow, że tobie do człowieka to niestety cholernie daleko.–
Kurosaki poklepał go po plecach, decydując się mu odpuścić. W końcu były święta.
– Chodź, pomożesz mi ściągnąć z szafy monopol.
– Te, Ichigo, czerwone za żółte?
– Spadaj! No, chyba, że mi dopłacisz dwa miliony.
– Popierdoliło cię?! Z rodziny będziesz zdzierał?!
– Ciesz się, że reszta rodziny na pasterce, bo byś już szlaban od ojca
miała.
– Sratatata. Daj mi te żółte!
– Daj mi dwa miliony!
– Ale ty masz nieprzepisowy pionek!
– Jakbyście nie pogubiły reszty, to nie musiałbym grać korkiem z wina!
– HA! Grimm, stanąłeś mi…!
– Nic mi nie stanęło.
– Nie pierdol, tylko płacisz mi tysiąc pięćdziesiąt sto dziewięćset.
– Do dupy…
– Do moich rąk!
– A jakbym zamiast tego ściągnął gatki?
– Po co, skoro nic się w nich nie dzieje?
– To nie jest, do chuja pana, rozbierany poker! Wyskakuj z gatek! NIE,
STÓJ! TFU!!! Z kasy! Wyskakuj z kasy!
– Kobiety… Nigdy nie potraficie się zdecydować.
– Zapnij rozporek i nie blokuj gry. A ty, Ikari… Eee, przestań się
ślinić, co?
– Ona nie się ślini. To wścieklizna.
– Zamknij się! Daj mi kostki, teraz ja rzucam.
– Cztery, niech wypadnie cztery… AHAHAHAHA! WIEDEŃ Z HOTELAMI! Płacisz
mi… Czekaj, muszę to policzyć…
– Hej, Renji, Renji… Patrz, chyba mi się guziczek rozpiął, o i drugi…
– Hehe, powiedziałbym, że moja
krew…
No one can understand me
Like you can understand
Like you can understand
– Gdzie się patrzysz, Szósty?!
– A ty?!
– Mi wolno!
– ŻE CO?!
– A może mam cię prosić o zgodę?
– Odpowiedź brzmi: WARA, kmiocie!
– Bo co, zamierzasz wydać siostrę za jakiegoś arrancarskiego
niedobitka?!
– Ty gnoju! To nie jest…
– Ey, weźcie skończcie, gramy.
– Tch. Kości.
– Trzymaj.
– …pięć, sześć, siedem… Stalowa. Kupuję!
– Nie, brązowe są moje!
– Chyba w snach.
– Robisz to specjalnie! Na chuj ci Stalowa, to najbiedniejsza strefa!
– Zamknij ryj. Stalowa jest moja.
– W ŻYCIU!
– Możesz mi skoczyć, patafianie. Oj wybacz, przejęzyczenie… Możesz mi
skoczyć, pawianie!
– MORDA! To moja dzielnica!
– Ta, yhym. A ja mam wykupioną na jutro wycieczkę z przewodnikiem po
Rukongai.
– Moja! Hagane* jest moja!
– Że co?!
– A co słyszałeś???
– Że jesteś, kurwa, trupem!
Łapa Grimmjowa uderzyła w planszę monpoly, posyłając pionki, banknoty,
karty, domki i hotele wysoko w powietrze. Pod sufit, uściślając.
– No, ja wiedziałam, że to było zbyt piękne – westchnęła Minako, gdy
Renji z Grimmjowem wzięli się za łby, wychodząc na zewnątrz. – Ta sielanka nie mogła
potrwać za długo.
– What the fuck… – Ikari wybiegła za nimi, a za nią zerwało się rodzeństwo.
Kiedy Ichigo wyskoczył na schody przed domem, tylko przez sekundę
oceniał sytuację. Ikari stała między Abaraiem, a Arrancarem, ale to Grimmjowa
próbowała powstrzymywać.
– Co ty wyprawiasz?! Uspokój się, kretynie!
– Zejdź mi z drogi albo zobaczysz…
– Tknij ją, prymitywie, to…
– Prędzej ja to zrobię niż ty, łajzo.
– Zawyj, Zabi…!
– RENJI, głąbie, co ty! – Ichigo rzucił się do niego, powstrzymując
przyjaciela przed uwolnieniem zanpakuto.
– Puść mnie, Ichigo! Zabiję gnoja!
– Po co dajesz się prowokować?!
– Przesadził, złamas pierdolony!
– Ogarnijcie się, poruczniku! – wrzasnęła kapitan ósemki, próbując
powstrzymać wściekłego Espadę. – Jeden z was dwóch musi zachować minimum
rozsądku!
– Tym razem to nie będę ja!
– Renji! Zlituj się!
– Nie ustąpię! Zatłukę wszarza!
– Chyba kpisz! Tak ci zara przymaluję, że cię w oddziale nie poznają…
– GRIMM! Przestań!
– Bo co?! Boisz się, że ci uszkodzę kochasia?
PLASK.
Dłoń Ikari wylądowała na policzku Espady. Tym, którego nie zdobiła
wyszczerzona maska.
Zgiełk został w sekundę pokonany przez monstrualną ciszę, przez którą
stopniowo przebijał się śmiech Arrancara. Najpierw cichy, jakby zakrztusił się
wciągniętym przez zęby powietrzem, a potem coraz śmielszy, coraz zimniejszy, zwiastujący
śmierć.
– Jak śmiałaś…
The kiss of death will have to wait
Grimmjow natychmiast zmienił przeciwnika, jedną ręką łapiąc za wciąż
uniesiony nadgarstek Ikari, drugą zaciskając na jej gardle.
– Znowu. Wchodzisz. Mi. W DROGĘ! – wrzasnął na nią, kątem oka
dostrzegając zbilżającą się do niego Minako, która zaciskała dłoń na rękojeści
swojej katany. – Jeszcze krok, a zmiażdżę jej krtań.
– Nie zrobisz tego – oznajmiła spokojnie Minako.
Szósty roześmiał się jeszcze głośniej.
– A chcesz się założyć?
– Nie zrobisz tego. – Z jej głosu nie znikła pewność. – Coś ci
obiecałam, pamiętasz?
– Obietnice wystawiane bez pokrycia mnie nie interesują.
– Puść mnie, bydlaku – warknęła Hagane, w której oczach, zamiast strachu
odbijał się gniew. – PUŚĆ MNIE DEBILU ALBO CI TYCH NIEBIESKICH KŁAKÓW
NAWYRYWAM, PRZYSIĘGAM!
– Powiedziałem, że takie przysięgi…
Ikari zipnęła wściekle, a potem…
(tak samo nabrała mnie za pierwszy
razem)
…uwiesiła się na przedramieniu Grimmjowa, a kiedy wyczuła, że jego palce
słabną, wyprężyła ciało, a jej trampek wbił się w przeponę Espady.
Grimmjow cofnął się dwa kroki, ale szybko zaparł się nogami o ziemię,
dobywając Pantery, którą porwał ze sobą, zanim wyskoczył za Renjim.
– Ostrzegałem cię, IKARI!
– STÓJ! – Minako wyciągnęła broń i skoczyła przed Ikari, ale Szósty z
łatwością ją wyminął, robiąc zwód i atakując z lewej strony. – JAK MOŻESZ?! TO
TWOJA SIOSTRA!
– TO NIE JEST MOJA SIOSTRA!
Te słowa zabolały ją o wiele bardziej, niż cięcie w łydkę, po którym opadła
na jedno kolano. Bardziej, niż rozcięte mięśnie, bardziej niż… mogłaby się
spodziewać, że zabolą. Mimo tego spróbowała się cynicznie uśmiechnąć, choć
skończyło się na tym, że tylko zacisnęła mocno usta.
– To od początku…
– Och, przymknij się, Grimmjow – warknęła, łapiąc się za nogę, którą kopnęła Arrancara i którą Arrancar za karę prawie jej odciął. Rozciął mnie naprawdę solidnie, skurwysyn. –
Powinieneś się już przyzwyczaić. Nieważne, ile razy temu zaprzeczysz, ja ciągle
będę się nazywać Jaggerjack.
– Wiem – odwarknął Espada, doskakując do niej ponownie, nim ktoś zdążył zagrodzić
mu drogę. Nie uniósł jednak zanpakuto. Chwycił Ikari za kołnierz i dźwignął ją
z kolan. – A jednak nie jesteś żadną moją pierdoloną siostrzyczką – rzucił jej
prosto w twarz i odwrócił się napięcie, znikając z powrotem w domu.
Ikari zgrzytała zębami, wiercą wzrokiem dziurę w jego plecach i próbując
coś z tego zrozumieć. Zachwiała się, ale nim znów upadła, Minako chwyciła ją
pod ramię. W oczach kapitan zakręciły się łzy, które nieśmiało spłynęły po
policzkach i zaciśniętej mocno szczęce.
My head…
…is holding on to all those things you said…
– Chodź, idziemy. – Minako zarzuciła sobie rękę Hagane na szyję.
– Niby dokąd? – Ikari otarła twarz rękawem, próbując wyglądać normalnie
i jednocześnie nie zagryzać warg do krwi.
– Jak to dokąd? Do Inoue.
– Nigdzie nie idę!
– No sama to nigdzie nie zajdziesz, fakt.
– Nie będę ludzi w środku nocy, w święta, nachodzić!
– Ktoś cię musi posklejać.
– Nic mi nie jest! Przecież to tylko draśnięcie…
– Po Panterze? „Tylko draśnięcie”?! – zdenerwowała się Minako, wysuwając
się spod ramienia niebieskowłosej. – No to jazda, idziesz sama! – Klepnęła ją w
tyłek, wskazując kierunek marszu.
– Tch! – Ikari pokazała jej fakersa i z pewnym siebie zacięciem zrobiła
krok na przód, po którym raniona noga natychmiast się pod nią ugięła. Kapitan
chwiała się jeszcze chwilę, próbując siłą woli zmusić się do następnego kroku,
ale prawem grawitacji znajdowała się coraz bliżej podłoża, aż w końcu pacnęła
na tyłek.
Minako tylko pokręciła z dezaprobatą głową.
– Renji, zbieraj naszą kadrę dowódczą na barana i spadamy.
– Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki ten Arrancar nie dostanie za swo…
– NATYCHMIAST!
– Okay, okay, nie jestem głuchy, pani vice kapitan…
– Zostaw mnie, Abarai! Ja tu jestem wyższa stopniem! Masz słuchać MNIE!
– Ale kontuzjowana pani kapitan stanowi dużo mniejsze zagrożenie, niż
wściekła porucznik dziesiatki.
– Pożałujesz tego!
– Ichigo! – Minako zwróciła się do brata. – Zabieram ich stąd, żeby nie
prowokować już tego potwora, a ty… Masz się go pozbyć, zanim wrócimy.
– Jakby to było takie łatwe… – zamarudził Ichigo. – To jest Grimmjow. On
zrobi, co zechce.
– Wykop go stąd! Nie chcę go tu widzieć! Nieważne jak, nie obchodzi mnie
to! Możesz mu powiedzieć, ze Ulquiorra wpadnie na kawę!
– Nie wiesz, o czym mówisz! Nie znasz go? Powiesz mu, że ma się wynosić,
to na złość zostanie, nawet jakby mu Hueco Mundo plądrowali!
– To go przegoń Getsugą!
– A może się zamienimy?! Ty tu zostaniesz z tym świrem, a ja się przejdę
do Orichime… Aha, a tak poza tym, to ona wyjechała na święta.
– No i zajebiście! – Kapitan oddychała coraz płycej, przytrzymując się kucyka
Renjiego, żeby nie spaść. – Zanieś mnie do środka!
– A przestałaś już się na mnie wykrwawiać? – Porucznik zerknął w górę,
na siedzącą mu za barkach Hagane, a potem pokazał jej swoją dłoń, którą trzymał
ją za nogę. Czerwoną i lepką od krwi.
– O – zdziwiła się Ikari. – No bo tak mi się właśnie trochę słabo…
– Ikari!
Abarai w ostatniej chwili złapał zsuwającą się z jego pleców Shinigami.
– Mówiłam… Dobra. Inoue nie ma,
ale jest jeszcze jedno miejsce, gdzie mogą nam pomóc.
Get through it, the mist of darkness in my head
– Czekałem na was. – Urahara otworzył im drzwi, nim Minako zdążyła zapukać.
– Postawiłem piątaka, że jednak dotrzesz tu o własnych siłach, Hagane.
Zamknął za nimi starannie drzwi i nieco odchylił rondo kapelusza,
spoglądając na przybyłą trójkę. – E? Co się stało, że nasza słodka pani kapitan
nie pyskuje?
– Jest tak jakby trochę nieprzytomna. – Renji usiadł na kanapie, wciąż
trzymając Ikari na rękach.
– Ajć… Aż tak?
– Zasłabła po drodze. Bardziej z przejęcia chyba. – Kurosaki wzięła się
pod boki i westchnęła z rezygnacją. – Ja wiedziałam, że to się tak skończy.
– No ja też.
– A jednak nie powstrzymałeś mnie, jak ci mówiłam, kogo zamierzam
zaprosić, Kisuke! – Wspięła się na palce i trzepnęła go w pasiasty kapelusz.
– Przynajmniej miałem pewność, że mnie dzisiaj odwiedzicie. – Przytrzymał
swoje nakrycie głowy, uśmiechając się kącikiem ust.
– Nie cwaniakuj, tylko zrób coś z Iką!
– Oczywiście, kochanie. Zrobiłoby się stanowczo za cicho, gdybyśmy
pozwolili zejść z tego świata naszej uroczej pani kapitan.
Urahara zniknął na moment za swoją ladą, a kiedy znów się pojawił trzymał
w rękach bandaże, plastry i kompresy, a w zębach małą buteleczkę.
– Trzymaj. – Wręczył cały zestaw Minako. – Trzy krople wystarczą. I
obwiąż mocno.
– A ty dokąd?! – zawołała za sklepikarzem, który wspinał się teraz po
schodach prowadzących na piętro.
– Po coś na znieczulenie. – Urahara odwrócił się przez ramię i puścił do
niej oko, wskazując na kropelki. – Cholerstwo świetnie przyspiesza gojenie, ale
piecze jak diabli. Niech Renji ją trzyma, bo pierwsze co będzie chciała zrobić,
jak się ocknie, to cię zabić.
– Aha… W takim razie dzięki, że to mi
powierzyłeś to zadanie.
– Nie ma za co, złotko.
– Okay. Gotowy? – Minako podwijała rękawy, patrząc niepewnie jak Ikari
beztrosko ślini się na dżinsy Renji’ego. – Mam wrażenie, że lepiej było by ją
tak zostawić, ale dobra… Trzymasz?
– Tak, dawaj.
– No to uwaga.
Odkręciła zakrętkę i powoli przechyliła flakonik. Wystarczyła jedna
kropelka, a Ikari z wrzaskiem odzyskała świadomość.
– Cooooo….??? Co to, kurrrwa, jest!?
– Trzymaj ją, do cholery!
Szarpnęła się, wyjąc, gdy druga kropelka wniknęła w ranę, ale Abarai
trzymał ją mocno, nie pozwalając się wyrwać. Kapitan miała jednak do dyspozycji
jeszcze zdrową nogę, którą prawie udało jej się wykopać z dłoni Kurosaki piekielną
miksturę.
– Puszczaj, do kurrrwy nędzy! Sadyści! Co mi robicie?!
– Uspokój się, na miłość boską…!
– Już biegnę!
Rozległ się tupot chodaków i pojawił się Urahara, odkręcając w biegu
brandy.
– Masz, napij się. – Przystawił do ust kapitan flaszkę, a ta pociągnęła
kilka łyków. – A ty krop. – Skinął na Minako, oddał butelkę w dłoń Ikari i
złapał za jej wierzgającą stopę.
Tym razem Ikari tylko zacisnęła mocno powieki, ale kiedy oderwała się od
butelki, połowa jej zawartości zniknęła.
– A mówiłeś, że nie ma alkoholu w tym siedlisku bólu i rozpaczy… –
Czknęła głośno, znów opierając głowę na kolanach porucznika i grzecznie już
pozwalając, by Minako obandażowała jej łydkę.
– Dzisiaj znajdzie się piwo dla każdego.
– To dobrze. Ale w takim razie z powrotem też będziesz musiał mnie
zanieść, Abarai.
– Spoko. – Renji odgarnął grzywkę z jej czoła i posłał jej czuły
uśmiech.
Poczuła się nagle dużo bezpieczniej, ale serce zakuło ją boleśnie,
ostrzegając przed tęsknotą za czymś, co powinno się skończyć. Wolała jednak skupić
się na bólu fizycznym. Nie chciała teraz o niczym myśleć.
Nothing really matters in the end,
As long, as you, are with me, friend
Nie, jednak nie
dała rady. Znowu. Znowu to zrobiła. Uciekła, kiedy tylko zrobiło się zbyt
duszno. Po prostu nie mogła dłużej patrzeć w te łagodne, pełne iskier oczy
porucznika. Nie mogła znieść, że za każdym razem, kiedy już chciała… Już
wyciągała rękę… Już wydawało jej, że jednak nic się nie zmieniło… Nagle z tych
oczu, w których myślała, że się zakochała znikało całe ciepło, brąz topniał,
pożerany przez zimny kobalt pełen drwiny, okrążony ciemnymi, turkusowymi
plamami.
Dlaczego? Dlaczego
tak…? Przecież z Renjim mogłaby być szczęśliwa. Dlaczego już nie widziała w nim
tego, czego pragnęła? Czemu teraz wciąż i wciąż prześladował ją tylko ten
kpiący uśmiech? Czy właśnie tego się bała?
A może po prostu za
dużo wypiła.
Wyczekała na moment, w którym Kisuke i Abarai uwiesili się na sobie,
wyśpiewując kolędy w pompatycznym, pijackim stylu i wtedy się wymknęła. Zanim
zniknęła, złapała nieco rozchwiane, ale i tak najbardziej trzeźwe spojrzenie
Minako, ale tylko pokręciła do niej głową i wskazała na Renji’ego. On o wiele
bardziej zasługiwał na to, aby ktoś martwił się o to, jak dotrze z powrotem do
Kurosakich.
Tak, więc uciekła. Po tym dziadostwie Urahary noga praktycznie jej nie
bolała. Tylko leciutko utykała, wciskając ręce głęboko w kieszenie i maszerując
uśpionymi ulicami Karakury. Napełniła płuca zimowym, rześkim powietrzem. Mętlik
w jej głowie stał się trochę lżejszy, proporcjonalnie do rozmytej ostrości, w
jakiej prezentował się świat po alkoholu. Gdyby tylko te słowa przestały
dźwięczeć w jej głowie, może w ogóle poczułaby się całkiem nieźle.
Nie jesteś żadną moją
pierdoloną siostrzyczką.
O co mu chodziło? Czemu temu zaprzeczał? Czy po prostu chciał ją zranić,
czy może jednak…
Nie mogła się oprzeć, gdy zobaczyła metalową drabinkę wspinającą się po
ścianie elektrowni. Opierając ciężar ciała na zdrowej nodze, podskoczyła, łapiąc
za szczeble i po chwili siedziała już po turecku na dachu, wpatrując się w cienki
sierp księżyca i odkręcając piwko, które wyniosła od Urahary.
Nie zdążyła nawet wypić połowy, kiedy poczuła mrowienie na karku. Nie znikało,
nawet jak się drapała. Wtedy dostrzegła, że do jej cienia, rzucanego od jasnej,
reflektorowej lampy, dołączył drugi cień. Nie musiała się odwracać, żeby
sprawdzić, kto go rzuca. Te charakterystyczne kontury mogły należeć tylko do
niego.
No
one can fill your shadow 'cause you are all I am
Dopiła do końca piwo i rzuciła za siebie butelkę, która tylko o parę centymetrów minęła się z maską Arrancara, ale on nawet nie
drgnął.
– Moszesz mi… pojedzieć, Grimm… – Ikari z trudem podniosła się na nogi.
Ta ostatnia dawka ciemnego zrobiła swoje i dziewczyna zachwiała się lekko, ale
zaraz złapała równowagę, stając w lekkim rozkroku. – Na chuja żeś tu przelazł?
– Nie po to, żeby odpowiadać na twoje durne pytania – warknął
błękitnowłosy, obserwując ją zmrużonymi oczami.
– Super. – Zamyśliła się na chwilę. – Świetnie – dodała. – Wizisz… Tah
się shłada, że nie kce mi się… Nie kce mi się… Nie mam na ciebie ochoty… znaczy
się… – Położyła sobie rękę na głowie, jakby to miało pomóc jej się skoncentrować.
– Nawet paczeć mi się na ciebie nie kce, więc… Żegnam.
Uderzyła dłońmi o uda, a potem ruszyła z powrotem w kierunku drabinki.
Podróż ta opierała się na zasadzie: „dwa kroki w przód, jeden w tył” i kiedy znalazła
się na krawędzi, został jej jeszcze jeden krok z zestawu. Jej stopa nie znalazła
oparcia w powietrzu, ale zanim runęła w dół, silne ramię podcięło zgięcie jej
kolan. Wylądowała w rękach Szóstego, który zarzucił ja sobie na ramię,
zeskakując swobodnie z dachu.
Wyrywała się i wyzywała go przez całą drogę, ale on ani razu już nie dał
się sprowokować. Marszczył tylko swoje niebieskie, wąskie brwi, a im mocniej
szarpała się Ikari, tym głośniej śmiał się Espada.
– Szcze… Z czego ty się tak wiecznie cieszysz, co?!
– Z życia, kurwa.
To prawda, że nie był zbyt cierpliwy i wyrozumiały. Byle co potrafiło doprowadzić
go do szału. Zwłaszcza „byle co” z ust kogoś, kto miał prawdziwy talent do
tego, by namiętnie go złościć. Ale teraz… Nie mógł się wściec. Oprócz tego, że
bardzo starł się tego nie zrobić, to pijana Ikari była mimo wszystko bardziej zabawna,
niż irytująca, przekręcając co drugie słowo. Czasem musiał nawet jej
podpowiadać, co powiedzieć.
– Zostaw mnie! Zostaw mnie ty głupi… ch… chyyy… chuuu…
– Chuju?
– Zostaw mnie ty głupi chuju!
I była też druga strona tej sytuacji.
Nigdy jeszcze nie niósł kobiety na rękach. Niesienie jej niczym worek
kartofli nie było może najbardziej romantyczne na świecie, ale ręka Espady
oscylowała niebezpiecznie blisko okolic Haganowych pośladków.
Brałbym
ją… pod uwagę jako kandydatkę na
księżniczkę…
Fate, hath its way when all that's learned is sin
Uśmiechnął się do swoich myśli.
Ikari uspokoiła się nieco dopiero, gdy już weszli do domu Kurosakich.
Minako już tam była i nie sprawiała wrażenia zaskoczonej, widząc ich w progu.
Gdyby u Hagane wciąż działała wtedy zdolność rozpoznawania ludzkich emocji,
powiedziałaby, że Kurosaki wyglądała, jakby jej ulżyło. Może nie była pewna,
czy Grimmjow na pewno ją przyprowadzi z powrotem?
– Dobra, weź ją zestaw, zaprowadzę ją do sypialni… – zaproponowała,
widząc, że kapitan jeszcze nie do końca opuściła wola walki.
– Dam sobie radę – warknął Jaegerjaquez, odchylając na bok głowę, by nie
zarobić machającą ręką Hagane. – Gdzie ją zanieść?
– Do sypialni Ichigo, pokażę ci…
– Wiem gdzie to jest.
Wskoczył prędko na schody, nie czekając na nią.
Kiedy kładł dziewczynę na łóżku, ta już opadła z sił. Oczy miała
półprzymknięte i choć wciąż mamrotała coś pod nosem, nie brzmiało to groźnie.
– Pojesz mi… czemu?
– Hm?
– Po zo tam po mie pszszsz… pszyszyłeś?
Grimmjow przestał się uśmiechać. Wiedział, że Ikari nie będzie tego
pamiętać, więc odpowiedział szczerze.
– Bo mnie trochę poniosło.
Patrzył na nią jeszcze chwilę, gdy już zasnęła, a jego poważna mina
mogłaby przestraszyć o wiele bardziej, niż zazwyczaj przyklejony do twarzy uśmiech
psychopaty.
I'm a lost cause I'm a lost cause a lost, lost cause
____________* przydomek Ikari - "Hagane" znaczy Stalowa, niczym taka właśnie ulica w monopoly (przynajmniej w tej wersji, w która gra Wilczy).
Zostałaś nominowana na moim blogu :)
OdpowiedzUsuńhttp://story-of-shinigami.blogspot.com/
Hagane tak bardzo <6
OdpowiedzUsuńSEXta Espada tak bardzo <6
WILCZY TAK BARDZO <6
Jestem maniaczką Twojej twórczości, a najlepsze jest to, że nie wyświetla mi kiedy dodajesz nowego posta. Rozdział pochłonęłam już ze dwa dni temu, ale że dostępny był tylko telefon... dobra, kiepska wymówka.
Mój Shinigami, jakież to rhhhomantyczne!! Naprawdę masz ostatnio tendencję do mrrraśnych momentów. Hagane i Renji... nie powiem, że pewnie byłaby z nich ładna para... dobra, Rhan, bez pieprzenia, Ikari lepiej wygląda z Grimmem.
Pomysł na grę w monopol... dawno się tak nie uśmiałam! I wiesz co? Fantastycznie przeprowadziłaś dialog między uczestnikami, bez zbędnych opisów, które wszystko by zniszczyły. Nie miałam problemu ze zrozumieniem co kto mówi i wyobrażenia sobie tej sytuacji. Wilczy... kurde, nie, dość komplementów!
"zerwali się Kurosacy." nie odmienia się, to japońskie nazwisko i niech takie pozostanie, co?
Wilczy, uwielbiam moment u Urahary, teksty Hagane, Renjiego, Minako i Grimma, no i Ichigo, mnie niszczą. Nie wiem, co napisać konkretnego, żeby mój komentarz w miarę dobrze się czytało, ale po prostu nie znajduję słów na Twój geniusz.
Zdaje mi się, że Grimm trochę mięknie pod wpływem zabójczej siostrzycy. No i nie można powiedzieć, że tak konkretnie nic do niej nie czuje, bo jak Renji rzucił "Hagane moja" to się podniósł chłop jak na komendę. Bardzo mi się podoba, że pokazujesz jego odrobinę ludzkie rysy charakteru. Na dodatek mordercza końcówka "Bo mnie trochę poniosło" sprawiła, że jakąś dziwną melancholię poczułam. Wyobrażenie sobie poważnej twarzy Szóstki było takim spokojnym momentem w bałaganie poprzednich sytuacji, bo na brak akcji u Ciebie nikt narzekać nie może.
Ikari także leży na serduchu Grimm, ruszył ją jego głupi tekst, myślę, że dotknęło ją to głębiej, niż chciała przyznać przed nim i przed samą sobą, a to z kolei sprawia, że wnika się głębiej w jej psychikę, Hagane staje się żywa, ludzka, jakby stała obok i mimo krzyków, można dostrzec jej spokojną, wrażliwą część. Jej chaotyczne myśli o Renjim i o tym, że mogłaby z nim być, mogłaby pokochać i być szczęśliwa, są smutne, bo dziewczyna czuje się chyba rozdarta między porucznikiem a Arancarrem, mimo że ten ostatni to jej brat. Och, hell! Wilczy <6 oto, co mam Ci do powiedzenia.
" Możesz mu powiedzieć, ze Ulquiorra wpadnie na kawę!" TAK! Ulquiorra, moje kochanie <4, czemu nie, chętnie bym go zobaczyła w Twojej wersji. Wilczy... może bym Cię przekupiła? Jakoś? Mrrr.... ^^ Ju noł łot aj min.
Kurde, Wilczy (uwielbiam Twój nick), chciałabym się przyczepić, że ten rozdział np. składa się praktycznie ze zbyt wielu dialogów (nie jest tak!), albo że jakieś błędy, albo że logika, albo coś... ale nie daję rady. Po prostu jest to zbyt zajebiste, żebym mogła cokolwiek wytknąć, zresztą obawiam się, że w ogóle nie mam takiego prawa. Komu, jak komu, ale Tobie nie.
Dzięki Ci wielkie, ofiarę Ci złożę, za tak długi rozdział <6 Plus, standardowo, rozdziały, po których człowieka dreszcz przechodził, tylko Ty potrafisz robić coś takiego.
Mrrr... pijana Hagane, jeszcze bardziej <6
Znów się kłaniam przed pisarskim talentem. Motywujesz mnie każdym rozdziałem, Wilczy, nigdy nie przestawaj pisać! Nie o Grimmjowie! Błagam Cię, bo umrę! UMRĘ, słyszysz?!
I czekam na coś nowego.
I życzę Ci cholernie dużo weny.
I duuużo, tak dużo Grimmjowa!
No.
Pa :*
:*
OdpowiedzUsuńTy mi błędy wytykaj, jakie tylko znajdziesz, nieszczęśni Kurosacy już poprawieni, ja mam manię spolszczania wszystkiego, nawet tego czo nie można. Także dawaj dawaj dawaj, Wilczy bierze na klatę i zaraz poprawia, bo Wilczy kce się uczyć! ;)
o jej jej jej.... moje serce tak bardzo rośnie <6
i boję się pisac dalej, bo boję się że to schrzanię!
Tak czy srak, nawet jak się zrobi zbyt słodko w pewnym momencie, to mogę obiecać jedno...
Ostatecznie nie będzie happyendu :D
Wilczy miszcz spojlerruf. <6 :D
Yhhh! Nie będzie?! Wilczy, nieeee!! Albo dobra.
UsuńEj, dobra, będę, jak coś znajdę. JAK! Bo na razie nie mogę nic znaleźć.
A z tym spojlerem... Ty, no dobra, Wilczy, niech będzie, idźmy na układ, że jak wstawię łan szota, to dam też fragment 9, ołkej?
Hmmmm..... Mało. Wilcze jest chciwe stworzenie, ale.... dobra! Jednak - jest haczyk. Musisz mi pomóc wymyślić Arrancareczkę, która dostanie angaż we fraction Czwartego :D Mogą być takie metadane, możesz pojechać po całości ;) Mamy czas, bo jeszcze długa Droga (niestety) przed nami, więc będę, jak to nie ja, spokojnie czekać :D
UsuńO Ty pazurzaste! :D
UsuńDobrze.
Taka zaszczycona jestem, że padam.
Ulquiorra! <4 Naprawdę? Arrancareczkę wymyślimy? Wilczy.... mrrrr... ja Ciebie tak o <6 Niech ona ma moje imię, błagam Cię, proszę!! I niech towarzyszy Ulquiemu WSZĘDZIE <4 Yhh... no, żebym miała pomóc wymyślić charakter na bloga takiego, to jeszcze nigdy, nigdy. Uhh.... chcem! <3 Jaka jesteś dobra! Będę się starać, bardzo! <6 <4
Tak, kiedyś pisałam szamańską, ale szara rzeczywistość mnie przerosła i historia ta straciła dla mnie sens ;) Z reszta cały blogowy świat stał się mi wówczas dziwnie odległy, do teraz. Twojego bloga dobrze pamiętam, mimo iż przestałam czytać, ale niestety praca zrobiła ze mnie takiego prostego człowieka, że czytać przestałam nawet książki. Dziś zastanawiam się jak mogłam, no cóż.
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam Twoje opowiadanie, a przynajmniej postaram się zrobić to jak najwcześniej. Wizja zbliżającej się sesji nie pociesza mnie, bo wiem, że z czasem będzie ciężko. Aktualnie piszę na sekwencji rubieży niezbyt regularnie, ale piszę i zamierzam to skończyć. Szamańska kukiełka była z treścią nieco przerośnięta, dlatego może to opowiadanie mnie nie przerośnie ;)
Durny blogspot nie pokazuje mi twoich rozdziałów nowych, co za zgred -.-' Muszę się zacząć sama pojawiać. Częściej w każdym razie.
OdpowiedzUsuń"Sorry, Grimmjow, ale trochę tak. Choć prawda też taka, że w twoich ustach nawet „tęczowy kucyk” brzmiałoby jak pogróżka albo… Nazwa jakiegoś narzędzia tortur." jak dla mnie jest to tekst roku XD
Chociaż w sumie nie powiem, aż mi się smutno zrobiło na sam koniec. Nie, żeby łezka czy coś, ale po prostu aż się zachciało popastwić nad jakimś żelkiem...
Tak bardzo pijana Hagane <3 Tak bardzo opiekuńczy Grimm. Kocham ten bełkot, ten cudowny bełkot, kiedy obiekt twego zdenerwowania musi przypominać ci obelgi. Idealnie.
OdpowiedzUsuńPoza tym, powiedz mi, tylko tak szczerze, jak ty znajdujesz pomysły na to wszystko?
Grimm chyba mięknie, co? To takie słodkie, że nawet niebieski zabójca z Panterą może mieć dobre serduszko. Chyba jednak zależy mu na siostrzyczce, nawet jeżeli tego za często nie okazuje, <3
– Czy ty nam grozisz?
– A czy to, kurwa, brzmiało groźnie?
Ichigo zamyślił się na moment.
– Sorry, Grimmjow, ale trochę tak. Choć prawda też taka, że w twoich ustach nawet „tęczowy kucyk” brzmiałoby jak pogróżka albo… Nazwa jakiegoś narzędzia tortur.
Brałabym... jako kandydata na mistera HM, oczywiście.
Przepraszam. Czy ja się kiedyś doczekam mojej upragnionej walki Minako vs Grimmjow? :P
OdpowiedzUsuńMonopoly forever, bo przecież "co drugi do dupy.". :D
Ale tak. Najbardziej podoba mi się to, że w każdej sielance musi coś się skończyć. I tu genialnie już wychodzi wrzask "TO NIE JEST MOJA SIOSTRA". Oj, Grimm się jeszcze nie spodziewa, kim jest Ikari. Ja to bym się na jego miejscy zaczęła bać. huehue. co mundo.
Anyway... (jezu, już mi się włącza studencki-mode) Czy Urahara wszystko musi wiedzieć? Musi na wszystkich czekać? Musi wszystko przewidywać? Prorok kurde... :D
" ale serce zakuło ją boleśnie, ostrzegając przed tęsknotą za czymś, co powinno się skończyć. " Mówiłam to i zawsze będę mówić. Mimo, że Abarai-szmata, to zawsze chce mi się na jego widok płakać. No, może potem już nie. Ale teraz tak. :D Bo ja wieeeem, a on nieeee... :D
I oczywiście, tekst z top 10: " Choć prawda też taka, że w twoich ustach nawet „tęczowy kucyk” brzmiałoby jak pogróżka albo… Nazwa jakiegoś narzędzia tortur."
;*