poniedziałek, 30 czerwca 2014

6. NIENAWIDŹ, KIRAI (cz.2): Now dance, fucker, dance.



WILCZY: Ściema, dzisiaj nie mam nic konkretnego do zapowiedzenia... Chile zdupczyło, chociaż nie dużo, nie dużo, a odesłaliby przecież Brazylię... Może nie do domu, bo oni w domu zasadniczo są, ale... I MEKSYK TEŻ WYLECIAŁ!!! Mój Meksyk! A kurwy wygrywały 1:0!
GRIMM: Dziwisz się? TY byłaś za nimi, to spierdolili. 
WILCZY: Ty cholero weź się nie odzywaj.
GRIMM: Tej Hiszpanii ci nie wybaczę. Na przyszłoć bądź tak, kurwa, dobra i nie zabieraj się za kibicowanie.
*Wilczy poszoł się emować do kąta. Jeszcze jej okropne zue ludzie ostatnio zmienili profilowe na AIZENA! -.- Taki nastrój, takie deszcze, takie tsh.*

DODANO ZAKŁADKĘ (u dołu strony) WILCZA GALERIA, GDZIE BĘDZIE SYSTEMATYCZNIE PRZYBYWAĆ EFEKTÓW POŁAMANYCH OŁÓWKÓW.
POJAWIŁY SIĘ RÓWNIEŻ TWORZONE NA BIEŻĄCO PRZEZ ZUYCH-LUDZI-ZMIENIAJĄCYCH-PROFILOWE NIEUDANE SCENKI.
_____________________________
Nie żeby narzekał i nie żeby był to dla niego jakiś problem, ale, kurwa, trzech na jednego? To nawet w jego opinii było delikatnie niesprawiedliwe. I nie byli to jacyś byle Shinigami, tylko kapitan i jego vice. Dwóch vice. Czy tam dwie. To w zasadzie prawie cały dziesiąty oddział! Zastanawiał się, czy właśnie znalazł się w tej sytuacji, kiedy mówi się, że oto łowca stał się zwierzyną. On ścigał Hagane, a ta upierdliwa trójca ścigała jego i robiła wszystko, żeby opóźnić pościg. A przy okazji go zabić.
Ruda rozproszyła swój miecz, próbując otoczyć go popiołem, a ta jeszcze bardziej ryża franca wciąż blokowała mu drogę, skacząc dookoła niego jak jakiś pieprzony konik polny, przez co Szósty musiał marnować mnóstwo energii na gwałtowne uniki albo bezsensowne machanie zanpakuto. Do tego jeszcze ten mały Smoczy Jeździec, pierdolona Królowa Śniegu, który próbował zrobić z niego lodowy posąg do swoich komnat. Otoczony z trzech stron Espada, mógł poruszać się tylko w górę lub naprzód. Raz się zawahał się i ten ułamek sekundy wystarczył, by dosięgnął go oddech Hyorinmaru.
Osłonił twarz ręką, a lodowy podmuch zmroził całe jego ramię.
– Zajebiście… – skomentował i przygrzmocił w lód Panterą. Udało mu się rozbić jego pokrywę, ale dłoń drżała mu teraz okropnie, jakby ten atak zamroził szpik w jego kościach. A białowłosy gówniarz wykorzystywał sytuację. Pojawił się nagle przed Grimmjowem i zamarkował cios z lewej strony, na osłabioną wcześniejszym atakiem stronę Arrancara, który wyciągnął Zabójcę do bloku, ale…
Show me how to lie
You’re getting better all the time
To była zmyłka. Hitsugaya przerzucił zręcznie katanę do lewej dłoni i ciął Espadę z drugiej strony. Ostrze zatrzymało się na obojczyku Jaegerjaqueza.
– TY SKURCZY…!
Nie zdołał się zrewanżować, bo Toshiro uniósł broń i zablokował jego pchnięcie. Ostrze Pantery natychmiast zaczął pokrywać szron. Kobaltowe oczy Arrancara rozszerzyły się ze strachu o swoje zanpakuto. Kiedy lód dotarł do rękojeści i zetknął się z jego skórą, Grimmjow syknął i puścił zanpakuto. Pantera poszybowała w dół, a w obracającym się ostrzu odbijały się bliki słonecznego światła.
Natychmiast skoczył za nią, a za nim rozległ się furgot śnieżnych skrzydeł. Kątem oka zerkał na lecącego za nim w dół Shinigami, robiąc szereg uników przed jego atakami. Miecz spadł na autostradę i tylko cudem nie został rozjechany przez nadjeżdżającego tira. Toshiro widział jak Grimmjow wyhamowuje tuż nad jezdnią, łapie za rękojeść i…
Wtedy nadjechał kolejny ciężarowy samochód, który na chwilę go przesłonił, a kiedy odjechał z ciężkim posapywaniem, Espada zniknął. I znikło jego reiatsu.
– Zwiał! – zawołał kapitan do swoich poruczników. – Jakim cudem wykiwał nas zwykłym Sonido?!
Żadnym. Hitsugaya się mylił. W momencie, gdy nadjeżdżała ciężarówka, Arrancar położył się płasko na ziemi, a kiedy tir przejeżdżał nad nim, złapał obiema rękami za podwozie i zaparł się stopami o części, które na to pozwalały. Wiedział, że długo tak nie wytrzyma. Przenikliwy ból w lewej dłoni i narastający w prawym barku nie wróżyły nic dobrego, podobnie jak trzeszczenie, dochodzące z komponentów podwozia, których się chwycił. Ale udało mu się zniknąć im z oczu.
W tym całym bałaganie dopisało mu trochę szczęścia. Samochód zmierzał w stronę, z której dochodziło reiatsu Hagane. Przy najbliżej okazji, kiedy tir się zatrzymał, Espada wytoczył się spod niego i zerwał na nogi. Prawy rękaw jego bluzy przesiąknął krwią, która spływała po palcach Szóstego wartką strużką, skapując smętnie na asfalt.
– Tch… – sapnął tylko, zaciskając dłoń w pięść. Wystartował w stronę, skąd doszedł go sygnał Hollowa. Musi się pospieszyć i to zakończyć, zanim straci zbyt dużo krwi. Takiej hańby by nie zniósł. Nie dość, że jego plan ostatecznie wziąłby w łeb, to miałby tu może jeszcze zasłabnąć?
W życiu, kurwa.
Wydostał się z autostrady i wspiął po najbliższym budynku. Z wysokości spojrzał na panoramę miasta. Na horyzoncie majaczyły zrujnowane wysokie kominy i to stamtąd dochodziło reiatsu…
Które nagle znikło.
Hm?
Is an art that’s hard to teach
Jak to możliwe? Ikari nie umiała ukrywać swojej siły ducha. Czy to znaczyło, że otworzyła bramę Senkai i się stąd wyniosła?
Pięć minut później był już w opuszczonej fabryce, w której ostatni raz zarejestrował jej obecność.
– Ikari?! – zawołał, a jego zwielokrotniony echem głos potoczył się po przestrzennej sali przemysłowej. Odpowiedziała mu cisza.
– Kirai?! – Tym razem rozległ się jakiś hałas gdzieś wysoko na stojącym pod ścianą rusztowaniu. Grimmjow spojrzał w górę, ale niczego nie dostrzegł. Mimo to ruszył do rusztowania i zaczął się po nim wspinać. Spod ściągniętych gniewem brwi łypało bystre kobaltowe spojrzenie. Coś mu się tu nie zgadzało.
Znalazł ją mniej więcej w połowie konstrukcji. Siedziała opierając się plecami o ceglaną elewację. Kolana podciągnęła pod brodę i ukryła między nimi twarz. Brak siły ducha i fakt, że się nie ruszała…
…nie żyje?
Grimmjow ukucnął przy niej i chwycił za podbródek, brutalnie zadzierając jej głowę. Oczy miała zamknięte, policzki porcelanowe, ale z bliska zauważył, że jedna z leżących bezwładnie rąk Shinigami dygoce gwałtownie. Lewa. Ta sama, która jemu wciąż drżała po lodowym ataku Toshiro. Obok drgającej dłoni Hagane leżało przewrócone wiadro z zaschniętą na dnie farbą. Musiała go potrącić, stąd wziął ten hałas, po którym ją zlokalizował.
O co tu, do cholery, chodzi.
Szóstego ogarnął niepokój. Hollow, który wcześniej skwapliwie i z pokorą odpowiedział na jego wezwanie, teraz milczał. Coś kombinował. Espada zaczął się denerwować. Przecież nie wydawał mu takiego polecenia… Złapał Jaggerjack za haori i przyciągnął do siebie.
– Co to ma, kurwa, być?! – Potrząsnął jej nieruchomym ciałem. – Co ty odpierdalasz! Masz się natychmiast wycofać, słyszysz?!
Odpowiedziała mu tylko cisza, więc Grimmjow, trzymając Ikari w garści, uniósł trzęsącą się dłoń i wymierzył jej siarczysty policzek.
– No, dalej! – warczał, poprawiając jej z drugiej strony. Jej głowa bezwolnie przetoczyła się na bok, a niebieskie kosmyki rozsypały wokół niej. Podniósł rękę po raz trzeci, ale wtedy ktoś złapał go za nadgarstek.
– Więcej nawet nie próbuj, bydlaku… – rozległ się zajadły syk tuż za nim. Dostrzegł za sobą trójkę swoich prześladowców, znów otaczających go z trzech stron, ale wtedy z ust dziewczyny, którą trzymał, rozległ się pełen boleści jęk, więc szybko zwrócił na nią wzrok i wrzasnął, natychmiast ją puszczając.
– Co jest…?!
Wstając, potknął się i wylądował na jednym kolanie wśród półokręgu, w którym stali Shinigami.
And as you step back into line
A mob jumps to their feet
Teraz wszyscy wpatrywali się w Ikari, która dźwigała się powoli na nogi, przyciskając do siebie drżącą rękę. Stała pochylona, a jej ramionami wstrząsały dreszcze.
– Ha-Hagane?
Minako zrobiła nieśmiałe półkroku w stronę przyjaciółki. Z ust Stalowej wyrwał się chichot, który stopniowo przybierał na sile i Kurosaki zrozumiała, że ramiona trzęsą jej się nie dlatego, że doznała jakiejś krzywdy, ale ze śmiechu. Jaggerjack odrzuciła do tyłu głowę i strząsając lewą dłoń, roześmiała się maniakalnie.
– No siema, Szósty! – Kiedy spojrzała na Grimmjowa, stało się jasne, co tak odstręczyło Arrancara. – Co powiesz teraz na walkę jak równy… Przepraszam. Jak Pusty z Pustym, ech?!
Jaegerjaquez nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zamiast niej, widzi jakąś inną istotę. Zdawało mu się, że na jej ramionach osiadł cień barwnych skrzydeł, jej paznokcie to długie czerwone szpony, nogi zamieniły się w łapy, a o podłoże uderza, raz  z jednej, raz z drugiej strony, tęczowy ogon. Tymczasem zaszła w niej tylko jedna fizyczna zmiana. Jedne z jej oczu ciągle zmieniało kolor, z taką prędkością, że komuś, kto się temu przyglądał, mogłoby się zrobić niedobrze. Drugie, wciąż cyjanowe, płonęło żądzą walki.
Przez zaskoczenie na twarzy Arrancara powoli zaczął przebijać się barbarzyński uśmiech. Grimmjow parsknął śmiechem i pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Nie wiem, coś ty mu naobiecywała, że posłuchał ciebie, a nie mnie… Ale nic z tego. – Wyszarpnął z pochwy Panterę. – Po prostu wytnę z ciebie to cholerstwo.
Slowly out of line
And drifting closer in your sights
– Zaraz, zaraz… – Ikari jedną ręką podparła się pod bok, a drugą wyciągnęła przed siebie, jakby samym tym gestem mogła go powstrzymać. Przekrzywiła głowę, oceniając krytycznym spojrzeniem (jej lewe oko wylosowało na tą okazję barwę kobaltową) stan, w jakim znajdował się Jaegerjaquez. – Nie no, ludzie, przecież nie będę walczyć z półtrupem! Minako, napraw mi Espadę!
– Ale… – zaczęła Minako, jednak kapitan i Szósty weszli jej w słowo:
– Nie ma mowy!
– Nie ma mowy, nie ma walki! – zawołała Hagane i zeskoczyła z rusztowania.
Pierwszy za nią skoczył Hitsugaya, jako że ranny Grimmjow, który publicznie nie przyznałby się do tego, że potrafi krwawić, nawet gdyby leżał w kałuży własnej krwi, miał mimo wszystko ograniczony zakres ruchów.
– Jaggerjack, co ty świrujesz! Natychmiast otwieram bramę i zabieramy się stąd, póki…
– Nie – przerwała mu Ikari stanowczym tonem. – Nie będę więcej uciekać jak tchórz.
Toshiro patrzył na nią ze złością dużymi, turkusowymi oczami.
– Nie wygłupiaj się. Chyba oszalałaś… Nie wygrasz z nim.
– A skąd możesz to wiedzieć? – Jedna z jej tęczówek zapłonęła oranżem. – Poza tym… – Wzruszyła ramionami. – Nie chcę z nim walczyć, żeby wygrać. Chcę mu tylko udowodnić, że nie ma nade mną władzy. I… że się nie boję.
– A jak chcesz to zrobić, jeśli nie zamierzasz wygrać?! Arrancarzy to zwierzęta! Mogłabyś zrobić na nim wrażenie tylko jeśli rozniosłabyś go na strzępy! – wydarł się na niebieskowłosą. – Poza tym, bądźmy szczerzy, dobra? To sobie chcesz coś udowodnić…
Cholerny, cwany, bystry, mały gówniarz.
Na szczęście w tym momencie zjawiły się Rangiku i Minako. Każda z nich trzymała Arrancara za jeden rękaw i zapierając się piętami, najwyraźniej próbowały go powstrzymać, przed rzuceniem się na Hagane.
– Powiedziałam ci, Grimmy. – Podjudzona przez kapitana dziesiątki Ikari sama podeszła do Sexty, nie przejmując się jego głuchym warczeniem. Chwyciła go za kaptur, zmuszając, żeby się do niej nachylił, by mogła zajrzeć mu w oczy. – Nie dotarło?! Nie będę się bić z jakimiś cholernym paralitykiem!
Zerknęła z pogardą na jego trzęsącą się rękę, a on tylko roześmiał się w twarz Stalowej.
– A ty, to niby co… Masz delirium alkoholowe? – Kiwnął głową na jej dłoń, która wcale nie sprawowała się lepiej.
– Nie pyskuj – sarknęła, puszczając go. – Paliwo ci wycieka, jakbyś jeszcze nie zauważył. – Klepnęła go w rozwalony obojczyk, a Jaegerjaquez odsunął się z wściekłym sykiem.
– Och, na miłość boską! – zdenerwowała się Minako i stanęła między nimi, patrząc surowo to na jednego, to na drugiego. – Skoro musicie dać sobie po pyskach, to niech to będzie uczciwa walka. – Zatrzymała dłużej spojrzenie na Espadzie. – Przecież sam nie chciałeś walczyć z Ichigo, kiedy był ranny, nie?
– To była zupełnie inna…
– Dupa tam! Sytuacja jest identyczna, tylko tym razem to ty dostałeś bęcki! Także zamknij jadaczkę i daj mi się wyleczyć.
Wyglądał, jakby zamierzał dalej się kłócić, ale koniec końców ściągnął z siebie czarną bluzę i rzucił ją Minako pod nogi. Niebieska koszulka, którą miał pod spodem, nasiąkła z jednej strony czerwienią i przykleiła się do jego ciała. Dyszał ciężko, a mięśnie pod nią napinały się z każdym wdechem. Po chwili t-shirt wylądował obok bluzy. Na ubrania rzucił swoje zanpakuto, a potem klapnął ciężko na pozostałość czegoś, co mogło być dawniej taśmą produkcyjną.
– No to lecz – polecił, kiwając z przyzwoleniem dłonią. – Ale najpierw jej łapę!
Wskazał ze złością na Ikari, która trzymała się za drgający nadgarstek.
– Och, tym się nie przejmuj, kochanie – parsknęła, wymachując ręką, którą wciąż obejmowała w przegubie prawą dłonią. – To z nadmiaru reiatsu! Zrób mi tą przyjemność i walcz ze mną, to od razu mi przyjdzie!
So play it out I’m wide awake
It’s a scene about me
Uśmiechnęła się i jak mała dziewczynka zaczęła kręcić się w kółko, piszcząc entuzjastycznie.
– Jakie reiatsu? – zapytała Rangiku, siadając obok Espady. – Nic nie czuję.
– Nie wiem, czy to byłoby fair atakować ją teraz, a co dopiero, jak odzyskam siły… – mruknął Grimmjow, łypiąc spode łba na dokazującą wesoło Hagane.
– Tylko się zgrywa – westchnęła Kurosaki, roztaczając nad Jaegerjaquezem leczniczą magię kidou. – Ona się po prostu cieszy. Nie tylko ty lubisz się bić, nie wiedziałeś?
Grimmjow bąknął coś niezrozumiałego pod nosem i zamknął oczy, pozwalając by ciepła, zdrowa energia regenerowała jego ciało.
Kurosaki uzdrawiała Arrancara, raz po raz zerkając z roztargnieniem na przyjaciółkę, która teraz przycupnęła na szczycie pobliskiej kupki gruzu. Wpatrując się w dal, szeptała coś do siebie, coraz bardziej unosząc głos i wkrótce stało się jasne, że dziewczyna śpiewa w kółko dwa wersy, a każdą powtórkę intonowała wyższym tonem:
– Honest to God, I’ll break your heart…. Tear you to pieces and rip you apart…
Minako tylko dlatego nie ogłuszyła jeszcze Jaggerjack i nie zaciągnęła za kudły do Seireitei, że nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała ją w tak dobrej formie. Taką… szczęśliwą. Pełną życia. Szkoda tylko, że w taki stan upojenia wprawiała ją sytuacja, w której te życie mogła stracić. Ale już Kurosaki w tym głowa, żeby do tego nie doszło.
Gdy Szósty przestał się wykrwawiać, a jego rany się zagoiły, porucznik walnęła go w plecy.
– No, koniec! Po resztę rekonwalescencji możesz zgłosić się do Stalowej.
– Chyba do Szalonej.
Kiedy Grimmjow wstał, rozciągając zregenerowane mięśnie, Minako podeszła do swojego kapitana, który stał nieco z boku i obserwował to wszystko z wielce niezadowoloną miną.
– Przerwiemy to, kiedy tylko zrobi się zbyt gorąco – szepnęła. – Biorę na siebie Espadę, ty zajmij się Hagane, a Rangiku otworzy Bramę.
– To chyba ja tu powinienem wydawać rozkazy… – odburknął Hitsugaya, ale kiwnął głową na znak aprobaty. Chwilę zżymał się w ciszy, ale w końcu zdecydował się porzucić dumę, która zabraniała mu się przyznać, że czegoś nie wie i zapytał wprost: – Możesz mi wyjaśnić, co się właściwie wydarzyło w hotelu? I co, do cholery, dzieje się teraz?
– Och. To proste. Grimmjow próbował zmusić Hagane do posłuszeństwa, przemawiając do jej Hollowa. Prawie mu się udało, skubańcowi… Tak, Ikari została poddana hollowfikacji – odpowiedziała na zdziwione spojrzenie Toshiro, – ale mało kto o tym wie, a sama Hagane nigdy nie używała tej mocy, bo nie udało jej się dogadać z Pustym. Najwidoczniej dokonała tego dzisiaj i teraz chce wypróbować nową zabawkę…
Tymczasem Szósty przestał się przeciągać i sięgnął po swoją Panterę.
– Dobra, Ikari! – zawołał, jak zwykle akcentując jej imię w taki sposób, że zabrzmiało, jak przekleństwo. – Możemy zaczynać!
Hagane przestała kręcić młynka palcami i podniosła na niego oczy. Jedno było różowe.
– Ej…! Chyba nie zamierzasz TAK się ze mną pojedynkować?! – oburzyła się żywo.
– Yyy… To znaczy JAK?
– No w TAKI sposób!
– W JAKI znowu, kurwa, sposób!
– No w półnegliżu! Stajesz do POWAŻNEJ rywalizacji, a nie do jakiś pieprzonych zapasów sumo!
– Że nie mam koszulki? A co ci to przeszkadza?
– Przeszkadza! To nieprzepisowe dekoncertowanie przeciwnika!
– Że co znowu za gów… – Nagle zrozumiał i odsłonił zęby w szerokim uśmiechu. – No błagam… Cały czas biegam w tej swojej kurtce i to nigdy na ciebie nie działało…
– To co innego! Jak masz kurtkę, to znaczy, że jesteś UBRANY, a teraz jesteś GOŁY!
– Bez przesady, mam przecież spodnie.
– PODARTE!
– Mam jeszcze buty.
– … .
– Oj przestań robić aferę o chuj wie co…
– No, twój powinien coś na ten temat wiedzieć! – odkrzyknęła i rozciągnęła dekolt swojego  kosode tak mocno, że piersi prawie jej wyskoczyły na zewnątrz. – Co byś powiedział, jakbym JA walczyła w TAKI sposób?
– To znaczy - z cyckami na wierzchu? – Uśmiech na twarzy Arrancara stał się jeszcze weselszy. – A proszę cię bardzo!
– Degenerat!
Ikari dobyła Shiraiona i skoczyła na Grimmjowa.
There’s something in your way
And now someone is gonna pay
Przez jakiś czas wirowali wokół siebie, krzyżując ze sobą miecze. Szczęk stali niósł się po całej fabryce, wypełniając powietrze metaliczną wibracją. Z boku mogło wyglądać to tak, jakby walczyli dla sportu. Dawali sobie dużo przestrzeni, by testować najróżniejsze kombinacje ciosów. Wyraźnie rozkoszowali się pojedynkiem. Twarze obojga były uśmiechnięte, a emanująca z nich radość zarażała. Minako w pewnym momencie nawet naprawdę dała się nabrać, że wcale nie walczą na serio, ale Grimmjow wybrał ten sam moment, by wyprowadzić naprawdę groźne combo. Ikari nie straciła po nim głowy tylko dlatego, że Arrancar w ostatniej chwili się powstrzymał.
– Myślałem, że masz w zanadrzu jakieś nowe triczki – wycedził przez zęby. – Lepiej z nich skorzystaj, póki żyjesz, bo mi się właśnie moja pieprzona, królewska wspaniałomyślność skończyła!
And if you can’t get what you want
Well it’s all because of me
Ikari wykrzywiła się wściekle, a jej lewe oko zamigotały paletą barw.
Ok, dawaj buffy*, Kirai.
UWAGA, ODPALAM.
Siedmiobarwna wstęga owinęła się wokół jej nóg i powoli wspinała po ciele Ikari, która czuła jej chłodny, wilgotny dotyk na skórze. Dotyk tęczy. Przesuwała się po udach, brzuchu, ramionach, jak ciasna obręcz, aż objęła jej skronie i zakryła oczy. Kolory na jej twarzy zawirowały i wybuchły bielą, która zaczęła szarzeć, aż przeistoczyła się w czarną maskę, która osiadła na grzbiecie nosa, zakryła czoło, oczodoły i policzki. Wąskie krawędzie maski wyznaczała linia szczęki dziewczyny. Nozdrza, usta i broda pozostały odsłonięte. W miejscu oczu pojawiły się obrysowane grubą białą linią kontury migdałów, a w wypełniającej je czerni rozjarzyły się iskrzące tęczówki: jedna cyjanowa, druga tęczowa. Nad skroniami wystrzeliły czerwone, zakręcone, przypominające pióra rogi, które założyły się za uszy Ikari i przylgnęły do jej głowy, nachodząc na jej szyję. Znad lewego łuku brwiowego wyłoniło się siedem kolorowych pasm. Trzy z nich wspięły się na czoło maski, trzy zsunęły po kości policzkowej, a jeden, fioletowy, wygiął się w przypominający rzęsy łuk.
Grimmjow mrużył oczy, przyglądając się tej przemianie. Nie spotkał się jeszcze z Visardem, na którego masce dominowałaby czerń, upstrzona tęczowymi smugami, ale czy ją można było nazwać Vizardem? Nawet Shiraion, niestandardowo zakrzywiona broń Jaggerjack (która w jego mniemaniu bardziej przypominała prymitywny sierp, niż katanę), zmieniło kolor. Nie, rękojeść została błękitna, ale ostrze lśniło czerwienią.
– Tch… – prychnął, obserwując jak z pod maski wyłania się zuchwały uśmiech Ikari, jedyna znajoma rzecz, jaka ostała się na jej buzi. – Pazurki też ci pomalował, ten twój Hollow?
Zrujnowaną wytwórczą halę wypełnił jej dziki chichot. Postać kapitan zamigotała i znikła,
(shunpo czy już sonido?)
by pojawić się za plecami Espady.
Zanim Szósty zdążył się zorientować w sytuacji, jego nagi tors objęły szczupłe ramiona dziewczyny. Jaggerjack wtuliła się w jego plecy, chowając swojego Zabójcę do pochwy. Wystawiła język i polizała Grimmjowa wzdłuż kręgosłupa, budząc na jego arrancarskim grzbiecie gęsią skórkę. Zdezorientowany Arrancar zamruczał w odpowiedzi na tą pieszczotę, po czym jęknął, gdy Shinigami podrażniła jego dziurę Hollowa, przekładając przez z nią rękę.
– Prawda, że ładne? – spytała, zaginając palce tak, że gdy Grimmjow spojrzał w dół, mógł przyjrzeć się jej paznokciom. Każdy z nich rozjarzył się kolejno na czerwono, pomarańczowo, żółto, zielono i niebiesko. – Podobają ci się?
– ZA-ZABIERAJ ŁAPĘ! – wydarł się Jaegerjaquez, dla którego uczucie, kiedy ktoś dotykał jego znamienia Pustego, było porównywalne z gmeraniem sobie w pępku śrubokrętem.
Ikari nie wycofała ręki, a jej paznokcie zalśniły jeszcze mocniejszym światłem.
O ja pierdolę, to przecież cero.
Arrancar zamachnął się Panterą, żeby odrąbać jej rękę, ale refleks Ikari nie zawiódł. Zdążyła wyciągnąć dłoń, a kiedy się obrócił, zauważył, że wskoczyła już na szczyt rusztowania, wciąż celując w niego zakrzywionymi placami.
– Co ty na to, żebyś teraz TY sobie potańczył, sukinsynu? – Z jej głosu zniknęła wesołość. Nie było w nim nawet krzty seksownej nuty, którą jeszcze niedawno próbowała go kokietować, za to wyraźnie dało się słyszeć wściekłość i urazę. Z jej paznokci wystrzeliły strumienie kolorowej energii.
Now dance, fucker, dance
Man, he never had a chance
Czerwone cero pomknęło wprost na niego, jednak Grimmjow uniknął go bez większych problemów. Następne, pomarańczowe, oszukał za pomocą sonido, ale gdy tylko pojawił się w nowym miejscu, u stóp króla Hueco Mundo już ścieliło się jadowicie żółte cero. Ku uciesze Ikari, zmuszony był wciąż przeskakiwać z miejsca na miejsce, by unikać destruktywnej siły. Od czasu do czasu blokował różnokolorowe wiązki własnym, krwistym Błyskiem, ale Ikari miała tą przewagę, że atakowała pięcioma wiązkami naraz i nawet jeśli pojedynczo nie były one tak silne jak jego jeden, karmazynowy Błysk, Szósty nie miał ochoty odczuć ich działania na własnej skórze. Wreszcie wkurwił się na tyle, by w odpowiedzi na ataki Ikari rozciąć kilka palców o Panterę.
Hagane, gdy tylko ujrzała, jak kropelki krwi Espady chlapnęły w powietrzu, pojęła, co to oznacza. Jaegerjaquez oparł lewą dłoń o prawe przedramię i wymierzył w nią wnętrzem dłoni.
– Spróbuj tego, ty zołzo! – krzyknął. – Gran Rey Cero!
Nie próbowała uciekać. Do palców lewej dłoni dołączyła dwa z prawej. Najmniejszy i wskazujący. Kurosaki, która z napięciem oglądała ich walkę, odniosła wrażenie, że Ikari przygotowuje się do rockowego koncertu. Gdyby lewa ręka Stalowej wciąż drżała jak w delirce, można by ją było wziąć za stałą bywalczynię Przystanku Woodstock. Jednak zdawało się, że uwalnianie cero bardzo pomagało jej w odzyskiwaniu władzy nad kończyną.
Z kolejnych palców wypłynęły kolejne strugi mocy: fioletowa i barwy indygo, a kiedy połączyły się z pięcioma pozostałymi barwami zbudowały potężne, białe cero, które ze stłumionym pogłosem zderzyło się z niebieskim cero Szóstego. Obie energie zamiast wzajemnie się zniwelować, tańczyły, wzniecając wokół siebie tabuny grzmotów, aż biała błyskawica przedarła się przez błękitną chmurę, która na powrót się scaliła.
– O kurwa… – zaklęli oboje, Arrancar i Shinigami, zdając sobie sprawę, że jednak będą zmuszeni zmierzyć się z cero swojego przeciwnika.
Jakieś pomysły?!
SPIERDALAJ.
Widziała, jak miecz Grimmjowa zalśnił lazurowym blaskiem, gdy Espada podrapał ostrze, żeby wyswobodzić formę. No tak, w swojej prawdziwej postaci bez większych problemów powinien to przetrwać, ale Ikari miała poważne wątpliwości, czy jej bankai, Shiro, da sobie radę z cero Jaegerjaqueza.
CZEKAJ…
Na co?!
MYŚLĘ.
Haha, nie pora na żarty, idioto.
UWOLNIJ ZANPAKUTO.
Ale…
UWALNIAJ, GŁUPIA.
Nie było czasu na sprzeczki. Wysunęła katanę z pochwy.
– Skowycz… – Nagle coś ją podkusiło. Pewno Hollow. – Albo nie. – Wyciągnęła do końca swojego pokrytego czerwienią Zabójcę i złamała na własnym kolanie jego ostrze, krzycząc to, co przyszło jej do głowy. – NIENAWIDŹ, KIRAI!
And now you steal away take him out today
Nice work you did, you’re gonna go far, kid!
Czego się spodziewała, zmieniając komendę dla swojej broni? Na pewno nie tego porażającego bólu.
Serce. Moje serce…
Minako drgnęła, widząc osuwającą się na ziemię Hagane. Przed oczami znów przesunęły jej się obrazy przeszłości. Miała drugi raz pozwolić, by cero tego łajdaka strawiło ciało kapitan ósemki?
Nie. Obiecałam. Kurwa, nie będę na to znowu patrzeć.
Nieważne, że po wszystkim Ikari będzie wściekła, że ktoś wtrącił się w jej walkę. Jeśli to ma ocalić jej życie, Kurosaki nie zamierzała się dłużej nad tym zastanawiać.
– Teraz. – Szturchnęła Toshiro i jako pierwsza wmieszała się w ich pojedynek, wyskakując przed Ikari i wyciągając swojego Zabójcę. – Wzleć do nieba, Shizuka Chou!
Jej katana zamieniła się w glewnię o podwójnym ostrzu, a kiedy Minako uderzyła rękojeścią o podłoże, ostrze wytworzyło tarczę, która zaczęła pochłaniać błękitne cero. W tym samym czasie Hitsugaya przykucnął przy Hagane, która wciąż wiła się z bólu.
– Dosyć tego, kapitanie Jaggerjack. Koniec zabawy.
Ale kiedy spróbował ją podnieść, opędzała się od jego rąk.
– Zzzarazzz wssstanę! – wyjęczała. – Nie mieszszszajcie sssię!
– Jak zwykle wszystko utrudniasz – westchnął Hitsugaya i wycelował w nią palcem. – Droga wiązania numer cztery.
Złoty sznur oplótł dłonie Ikari za jej plecami.
– Pośpieszcie się! – zawołała Rangiku, czekając w otwartej za nimi bramie.
Toshiro i Minako chwycili pod ramiona szarpiącą się ciągle i bluzgającą szpetnie Ikari, i wciągnęli ją do bramy.
When you walk away, nothing more to say
Usłyszeli wściekłe porykiwania Grimmjowa, który pozbierał się już po białym cero Hagane i zorientował w sytuacji. Fale dźwiękowe uderzyły o ściany fabryki, ale nie mógł zrobić wiele więcej. Zanim wskoczył do portalu, Minako zdążyła zatrzasnąć bramę przed samym nosem Espady.
Szósty długo jeszcze szalał po zrujnowanym zakładzie, dewastując go na całą masę widowiskowych sposobów. Napędził niezłego stracha przybyłemu na miejsce patrolowi policji, który musiała wezwać jakaś zaalarmowana hałasami obywatelska jednostka. Policjanci, widząc samodziejącą się demolkę, odjeżdżali szybciej niż przyjechali – na sygnale, a jeden z policjantów utrzymywał, iż muszą powiadomić zoo, że uciekła im pantera.
Grimmjowowi nieco przeszło, gdy wywrócił radiowóz kolejną falą dźwięku. Wrócił do swojej bardziej ludzkiej postaci, założył ręce za plecy i chodząc nerwowo w kółko, starł się uspokoić i znaleźć jakieś rozwiązanie.

See the lightning in your eyes

See ‘em running for their lives!
Cholerni, jebani Shinigami. Zwinęli mu ją sprzed pyska. I wmieszali się w tak dobrą walkę. Jakim prawem… Zniweczyli jego plan i popsuli zabawę, a Grimmjow ostatni raz tak dobrze bawił się chyba podczas walki z Ichigo…
Zatrzymał się, a jego kobaltowe oczy pojaśniały.
Właśnie… Właśnie! Truskawa i ta jego pierdolona umowa, którą go szantażował. Szósty odświeżał swoją pamięć, a że miał pamięć zajebistą, szybko przypomniał sobie, co było w podpunkcie drugim paragrafu siódmego:
Grimmjow Jaegerjaquez zobligowany jest przeprowadzić się na czas treningu do Soul Society, aby nie zaburzać harmonogramu szkoleniowego. Na czas pobytu Goeti 13 zobowiązuje się zapewnić mu immunitet, nietykalność oraz zakwaterowanie wraz z wyżywieniem.
– Hehe… – Dumny ze swojego pomysłu Arrancar zaniósł się śmiechem. – HAHAhaHAhahaHAHAHAhah!
Wrócił pozbierać swoje rzeczy, gratulując sobie kreatywności.
Tak zrobi, dokładnie tak. Zaszczyci swoją obecnością Społeczność Dusz, czemu nie. Ugada się z Ichigo, pójdzie na te jego gierki i niech mu nawet będzie – nauczy się tej koszykówki. Jeśli to tylko ułatwi mu dostęp do Ikari… „Ułatwi” to nawet nie do końca adekwatne słowo. Nie było czego ułatwiać, bo Grimmjow nie znał sposobu, żeby dostać się tam inaczej, więc było to jedyne wyjście, które mu ten dostęp mogło ZAPEWNIĆ. I będzie mógł jeszcze raz dobrać się do tego cwaniaka Kiraiego. Nie ma opcji, żeby nie mógł przebić oferty Ikari, nieważne, co mu zaproponowała.
To przecież on był Królem Pustych.
To on rządził. I nikt nie miał prawa podważać jego autorytetu.
Clever alibis, Lord of the flies
Hit ‘em right between the eyes
 ______________________________________________
* Miejski słownik slangu podaje, iż buff:
Jest to najczęściej w grach MMORPG czar który działa na naszej postaci przez dłuższy czas, np. przez 6 minut mamy podwyższone życie o 100 punktów.
Przykłady:
Poczekaj na mnie, włączę buffy żeby mnie tak szybko nie rozwalili. Stary, mam wypas buffa, mówię Ci, niezniszczalny dosłownie jestem!
 Sorry, Wilczy lubi se popykać w runsa, więc... Nie pierwszy nie ostatni raz odjebuje z takim slangiem ;) Polecam SAO, a jeszcze lepiej Log Horizon.
             _______________________
 Spamu część dalsza - zdaję raport z postępów nad Kiraim.  Okay, Grimm, marnych postępów...:

wtorek, 24 czerwca 2014

6. NIENAWIDŹ, KIRAI: Moves like Jagger (cz.1)



GRIMM: Daleko jeszcze?
WILCZY: Jedna trzecia Drogi za nami!
GRIMM: Czyli jeszcze w choj daleko...
WILCZY: Nie marudź, nie ty musiałeś wczoraj skakać w glanach... 
GRIMM: Tch. Nie lubię ludzi w glanach...
WILCZY: Bo boli, jak cię kopią, no nie? *ucieka*

Szósteczka dla Ciebie, Ayane Kai Beyond, w odpowiedzi na Twój niedosyt, a następny rozdział, jak zwykle w weekend.
          GRIMM: Kurwa poniedziałek to u ciebie "jak zwykle w weekend"?
WILCZY: Oj tam, czepiasz się. Mały, marsowy pośliżdżek... Poza tym już wtorek, jak tak chcesz się czepiać...
Przy okazji wybacz mi, że jeszcze nie nadrobiłam całości u Ciebie. Wilczego gnębi ubytek czasowy. Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj uda mi się coś nadgonić, zanim padnę na pyska ^^ I Wilczy tak mocno hepi, że Ci się podoba! ^^ I wgl Wilczy szczęśliwy, że zamiast linczować za wulgary zgarnia pochwały! Inwektywy tak bardzoooo Wilczemu potrzebne, jak tlen! Także Neverli - jasne, że nie musisz się bać, ale jak o mnie zapomnisz to...
GRIMM: GRAN REY CERO!
^^ Budujecie mnie. Inspirujecie. :* :* :*
___________________________________________
Kapitanowie kłócili się wciąż jak małe dzieci, ale ponieważ żaden z nich nie przekraczał już poziomu dozwolonej agresji, Minako w końcu zostawiła ich sobie na pożarcie i tylko biernie przysłuchiwała się tej pyskówce. Murasakibara co chwilę dolewał jej mirindy do szklanki, a Kise namawiał na kilka kieliszków limonkowej wódki. Rangiku oczywiście nie trzeba było zmuszać i porucznik znów mocno się rozochociła, chociaż Kurosaki nie była pewna, czy Matsumoto rozumie chociaż połowę koszykarskich żartów, jakimi sypali chłopcy, a z których ona zaśmiewała się do łez.
Minako postanowiła, że nie będzie się upijać, jako że jedna pijana porucznik na dwie, i jedna pijana kapitan na dwójkę obecnych, to była statystyka, która i tak już przekraczała zdrową normę. Te kilka kieliszków, na które się skusiła, wprawiło ją w wystarczająco dobry nastrój. Zdawało się, że wszystko co najgorsze tego wieczoru już się wydarzyło. Było rzucanie niebezpiecznymi przedmiotami, były pyskówki i rękoczyny, ale skończyło się tylko na paru siniakach, a niektórzy zmienili styl uczesania. Mogło być gorzej.
Impreza się rozkręcała, a oni siedzieli w kącie sali, gdzie na olbrzymim telewizorze chłopcy, którzy ostatecznie okazali się należeć do tego całego Pokolenia Cudów, odgrzewali kawałki swoich meczy, komentując wszystko zabawnymi anegdotami. Właściwie to Kise wziął na siebie obowiązek wodzireja, bo Atsushi miał bez przerwy pełne usta i stać go było tylko na to, by krztusić się śmiechem, a Seijuro był zbyt naburmuszony, żeby chociaż z uprzejmości śmiać się w odpowiednich momentach. Oboje z Toshiro szukali tylko sposobności, żeby wbijać sobie kolejne szpile.
Szczerze mówiąc, chciało jej się śmiać ze swojego kapitana. Zdawało się, że czerwonowłosy wybitnie nie przypadł mu do gustu. Minako zastanawiała się, czy to dlatego, że Hitsugaya uprzedził się do niego po tym, co zobaczył na boisku… Ale to nie wyjaśniało jeszcze, czemu Akashi zionie do niego podobną nienawiścią. W każdym razie, zamiast jak zwykle zachowywać lodowatą powagę, kapitan co chwilę odwracał się przez ramię, żeby odpyskować coś Seijurowi. Przy tym zawsze opierał dłoń o kolano Kurosaki. Byłoby to całkiem sexy, gdyby nie ta jego nowa fryzura. Skrócona równo grzywka nadawała mu mało poważny wygląd rozkapryszonego dzieciaka.
Then aim for my heart, If You feel like.
– O, patrzcie to, jak wykiwałem tego buca Kagamiego – zabrzmiał głos-upiór gdzieś nad nią i Minako podskoczyła na kanapie, ale to był tylko ten Aomine.
– Ta, ale ostatecznie Kagamicchi cię rozwalił – zauważył Ryota.
– Sratytaty. – Daiki rozwalił się na kanapie obok Toshiro. – Ten mecz był sprzedany.
– Nie śpiewałbyś tak, jakby tu był Kuroko!
– Zamknij się, to jest najlepszy fragment.
Minako patrzyła na ten mecz z naprawdę zapartym tchem. Daiki Aomine na boisku był istnym diabłem wcielonym. Nie mogła oderwać wzroku od tego, co ten chłopak wyprawiał z piłką, ale zrobiła to, żeby spojrzeć na niego uważnie. Dziwne. Na żywo nie wyglądał specjalnie groźnie. Krótkie granatowe włosy, bojówki, koszula w kratę… Coś dzikiego czaiło się w jego uśmiechu, a z jego oczu strzelały wyjątkowo znajome kurwiki, ale poza tym wyglądał całkiem normalnie. Chociaż… Czegoś mu brakowało.
– Ikari! – wykrzyknęła nagle rudowłosa vice kapitan. – Gdzie ją zgubiłeś?
– Jakiś dupek chciał z nią zatańczyć. Chyba znajomy.
– Fiu fiu, Aominechci, dałeś sobie odbić pannę?
– Mówiłem, żebyś zamknął japę, Kise.
Znajomy dupek? Co jej to mówiło?
Za dużo.
– Czy ten… – siliła się na spokojny ton głosu. – Czy ten dupek miał na sobie białą, pedalską kurteczkę?
– Nie… Ubrany był normalnie. To nie jest żadne party gej, do cholery.
Odetchnęła z ulgą.
– Ale – kontynuował Daiki – miał coś dziwnego na ryju. Z prawej strony. Chyba jakiś odjechany aparat na kły.
Pobladła i w tym samym momencie rozległa się dedykacja:
„A teraz piosenka pożegnalna dla… eee… przepraszam, nie przeczytam tego słowo w słowo, tu są też niepełnoletni… Także piosenka pożegnalna dla brzydkiej mafii w czarnych, niedoje… niedopranych kimonach od państwa Jaegerjaquez!”
Rozległy się jakieś trzaski w głośnikach i rozległ się głos, który dobrze znała, ale tak pusty i tak mało płynny, jakby ktoś podpowiadał jej co ma mówić, przystawiając lufę do skroni lub sam poruszał jej żuchwą.
Zabieram się stąd… Bo… Mam dosyć waszych… ciemnych… interesów, sprzedawczyki. Nie próbujcie nam… wchodzić w drogę… bo… bo…
 Bo was zapierdolę, to chyba jasne. – Dokończył ktoś, kto zabrał jej mikrofon i tym razem Kurosaki nie miała już żadnych wątpliwości, że wszystko co złe dopiero nadciąga.
And take Me away, Make it okay.
I swear I'll behave
Dopiero teraz buchnęło jego reiatsu. Arrancar przez ten cały czas się ukrywał, chcąc sprzątnąć im Ikari sprzed nosa. Minako wymieniła szybkie, pełne paniki spojrzenie z kapitanem i poderwała się z kanapy. Właśnie dotarło do niej, że plan Grimmjowa chyba ma się całkiem nieźle, skoro Hagane sama powiedziała…
Sama?
Coś tu było nie tak. Niemożliwe, żeby Ikari się złamała. Żeby się ugięła, nie ona, nie przed nim.
Jeszcze ta piosenka… No ona wiedziała, że Szósty Espada ma wypaczone poczucie humoru, ale… Gdyby sytuacja była mniej poważna, chyba udałoby się jej z tego roześmiać. Trudno o lepszego songa dla tych dwojga. Szkoda, że okoliczności są równie krzywe jak humor Grimmjowa. Pomyśleć, że ta menda tak dobrze się bawi cudzym kosztem.
Bawił się nawet lepiej, niż dobrze. Zrozumiała to, gdy przepchała się przez tłumek gości, który odsuwał się z środka sali, robiąc dla kogoś miejsce. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła, gdy już przedarła się do pierwszego rzędu. Zazwyczaj nie było nic niezwykłego w tym, gdy podczas imprezy jakaś para zagarniała dla siebie większość parkietu, dając popis taneczny. Ale to, że ta para będzie niebieskowłosa, nie domyśliłaby się nigdy. Nie była w stanie oderwać od nich wzroku. Ich kroki były tak szybkie, jakby korzystali z technik przyspieszających ruch. Ewidentnie w tym przedstawieniu prowadził Arrancar. Obracał Shinigami jak zawodowy tancerz. Jego dłonie błądziły po całym jej ciele, zadzierając spódniczkę i obmacując w pełen uzasadnień sposób. Podrzucał dziewczyną, jakby ta nic nie ważyła i w przeciągu minuty Kurosaki prawie trzy razy dostała zwału, będąc pewna, że Ikari zaraz rozwali się na podłodze (albo suficie), ale Espada zawsze łapał ją w odpowiednim momencie. A ona… Wyglądała, jakby coś kontrolowało jej ruchy. Minako znała Hagane. Hagane nie miała za grosz skoordynowania ruchowego. Nie ma mowy, żeby Jaegerjaquez okazał się tak dobrym nauczycielem.
You wanted control, so We waited
I put on a show, now I make it
Co innego Espada. Minako słyszała w myślach szydercze słowa Arrancara, głoszące tą jego tezę, według której czego by się nie dotknął, okazywał się w tym zajebisty. Najbardziej wkurzające było to, że jeszcze nikt tej tezy nie obalił. Także teoretycznie, nie mógł jej niczym zadziwić. Ale Jaggerjack? Im dłużej się jej przypatrywała, tym bardziej nienaturalnie zdawała się poruszać. Nie mogła dostrzec twarzy Hagane, bo długie włosy wciąż ją zasłaniały, wirując wokół tej dwójki jak jakaś odrealniona chabrowa fala. Jednak za dobrze ją znała, żeby zawierzyć jedynie własnym oczom.
Kiedy Grimmjow dostrzegł Minako i wyszczerzył się do niej znad ramienia Ikari, porucznik przeszył dreszcz. Viktoria rozświetlająca jego twarz była czymś nie do zniesienia. Nie, nie pozwoli mu po prostu ot tak zabrać sobie Ikari. Przecież obiecywała… Już zaczęła wymacywać broń u boku, gdy Hagane też się do niej odwróciła. Uśmiechała się w ten sam sposób, co Espada, a jej ręka, uwolniona z dziwnej figury, sama odszukała na powrót dłoń Jaegerjaqueza.
Pokręciła tylko głową z niedowierzaniem. To nie możliwe, żeby ona naprawdę… Że to było JEJ pożegnanie, a nie zmyślna mistyfikacja.
Przez jedną straszną sekundę prawie dała się nabrać. Na jej uśmiech. Na uśmiech Grimmjowa, który, o zgrozo, pokusił się nawet o to, żeby teraz pokazać Kurosaki język.
You say I'm a kid, My ego is big
I don't give a shit, And it goes like this:
Wywinęli właśnie wyjątkowo niebezpieczny piruet, a obserwujące ich zgromadzenie wydało z siebie zgodne „Oooooch!”, gdy błękitnowłosy złapał dziewczynę tuż nad parkietem.
Ale cały ten taniec to była jedna wielka groteska. Pozory, które ona, Hitsugaya i Matsumoto mieli kupić. Cóż, zdolności handlowych też nie można było Szóstemu odmówić. Oj zrobiłby facet karierę w showbiznesie, bez dwóch zdań. Gdyby nie ten szczegół… A zdaje się, że tylko ona go dostrzegła, bo Toshiro, który właśnie zjawił się obok, tylko prychał ze złości i pomstował na wiarołomną kapitan. Ale właśnie dlatego Minako była jego vice. Żeby dostrzegać to, co on przeoczy.
Oczy Ikari. Tylko raz widziała, jak zmieniają barwę, ale do końca świata zapamięta, co to znaczyło – ona była teraz zwykłą kukiełką w czyiś rękach. I nie były to tylko brudne łapy Grimmjowa. Ale to, że skurczybyk bezczelnie wykorzystywał sytuację… Tego mu nie daruje.
Ikari zachowywała się, jakby była napalona jak piec mroźną zimą. Wdzięczyła się jak szalona i ocierała o Espadę niczym niewysterylizowana kotka. Jej dłonie wędrowały pod jego ubranie, a Arrancar wcale się oczywiście przed tym nie wzbraniał, rozciągając jedynie usta w swoim cwaniackim, zadowolonym uśmiechu. Kiedy Jaggerjack zaczęła go namiętnie całować, a z jej-nie-jej oczu bezwolnie pociekły łzy, Minako miała dosyć. Nie mogła dłużej na to patrzeć. Swojego zanpakuto nie znalazła u boku, dlatego teraz podprowadziła kapitanowi Hyorinmaru, a zszokowany Toshiro nawet się nie zorientował, co się stało.
Kiss Me 'till You're drunk and I'll show You
All the moves like Jagger
Jeśli myślała, że spokojnie posieka sobie Grimmjowa na plasterki kataną kapitana, znowu się pomyliła. Arrancar otworzył za sobą gargantę i zamierzał wprowadzić tam swoją zdobycz.
– NIE TAK PRĘDKO!
Hagane była już jedną nogą w portalu, gdy Minako wyskoczyła z szeregu, unosząc zanpakuto. Grimmjow zerknął na nią ze złością, oburzony faktem, że ktoś nie pozwala mu w spokoju lecieć sobie w ślinę.
– Chyba nie myślałeś, że ci się to uda! – zamachnęła się bronią. – Że jak gdyby nigdy nic uprowadzisz sobie jednego z kapitanów Gotei!
Ostrze już opadało, jeszcze chwila, a Jaegerjaquez skończy z przeoranymi plecami, od których odrąbie mu nie tylko ramię, ale cały bark. A ten bydlak wciąż tylko śmiał się drwiąco, nawet nie sięgając do Pantery. W odpowiednim momencie odwrócił się tylko błyskawicznie, wystawiając przed siebie Ikari.
Tym razem zareagował Toushirou. Złapał Minako za rękę w ostatnim momencie. Hyorinmaru zawisł o cal nad twarzą Stalowej, na której ustach wciąż błąkał się niespełna rozumu uśmieszek.
Grimmjow wybuchnął śmiechem, obserwując jak Kurosaki blednie.
– I co? – zagadnął wesoło, opierając dłonie na ramionach Hagane. – Czemu ją powstrzymałeś? Myślałem, że zdrajców skazujecie na śmierć.
– Skończ to przedstawienie, Jaegerjaquez – rozkazał Hitsugaya lodowatym tonem.
– Oczywiście – Grimmjow zasalutował do swojego szyderczego uśmiechu i wycofywał się, ciągnąc za sobą kapitan ósemki. Teraz oboje byli już w gargancie, ale zanim zdążył ją zamknąć, Minako poczuła jak włosy rozwiewa jej nagły podmuch. Przez tłum jak burza przemknęła Rangiku, w biegu naciągając na zgrabną dłoń rękawiczkę z emblematem duszy. Pchnęła Ikari w pierś, wyciągając jej duszę z „przejścia”.
– Uciekaj! – krzyknęła do niej, odciągając ją na bok i popychając w stronę okna. Ale Hagane albo nie chciała, albo nie mogła tego zrobić. Pochyliła się, opierając ręce o kolana i dyszała jak po długim biegu. Chabrowa kaskada włosów zsuwała się po jej nagich, odsłoniętych ramionach.
Minako dawno nie widziała jej w oficjalnym uniformie. Shihakushō i haori, podbite różową podszewką nie miały rękawów, odsłaniając tatuaże oplatające jej ręce. W pasie przewiązana była błękitną szarfą, takiego samego koloru jak pochwa zanpakuto i jej rękojeść, wystająca znad obi i opierająca się o przód biodra Ikari. Na dłoniach nosiła długie rękawiczki bez palców, zwykle spuszczone na nadgarstek, ale gdy kapitan było zimno, znakomicie zastępowały rękawy, dając się naciągnąć aż za łokcie. Podobne ocieplacze zdobiły jej kostki, bo kosode Ikari sięgało tylko do kolan. Podobnie jak Ikkaku, nie nosiła do sandałków tabi. Wieść niosła, że przegrała je z Madarame w karty i Kurosaki prawie parsknęła śmiechem, gdy sobie o tym przypomniała, ale świadomość, że chwilę temu mogła pozbawić ją życia, szybko odebrała jej ochotę na śmiech. Chciała do niej podejść, ale kapitan ją zatrzymał, lekkim ruchem głowy wskazując na Grimmjowa, który co prawda wyszedł z portalu, ale nie wykazywał oznak zniecierpliwienia. Nie odrywał wzroku od Hagane. Kiedy podniosła głowę, nawiązali kontakt wzrokowy i dziewczyna zrobiła krok w jego stronę, po którym cyniczny uśmieszek wrócił na usta Espady.
I don't need to try, to control You
look into my eyes, and I'll own You
– Co się dzieje…? – zapytała Matsumoto, patrząc z przerażeniem na Hagane. Na czole kapitan wystąpiły kropelki potu, dłonie zaciskała w pieści, ale to jej twarz niepokoiła Matsumoto. Jej oczy. Zmieniały kolor w takim tempie, jakby tęczówki Ikari kręciły się na jakiejś diabelskiej karuzeli. A potem wielobarwny kalejdoskop się zatrzymywał i PYK: oczy były zielone. I krok w stronę Espady. I znowu migały barwy i znowu PYK: pomarańczowe. I kolejny krok. PYK: jedno niebieskie, drugie czarne. Krok. Zachowywały się jak maszyna losująca. PYK: bursztynowe. PYK: szare. PYK: cyjanowe… i pięć kroków w tył.
And You want to steer, But I'm shifting gears
I'll take it from here
ANI SIĘ WAŻ UCIEKAĆ, TY SUKO.
Walczyła, z sykiem przyciskając palce do oczu, jakby chciała je sobie wyłupić. Ale dopóki Grimmjow koncentrował się na niej było to o wiele trudniejsze, niż gdyby mierzyła się z samym Kiraim. Gdyby ktoś odwrócił jego uwagę…
Tym kimś był Daiki Aomine, które nie mógł dostrzec otwartej garganty, ani duchowej postaci Hagane, ale z całą pewnością widział jej leżące bez życia na podłodze ciało i na pewno nie wiedział, że to ciało zastępcze. Widział tylko, że dziewczynie, którą wcześniej podrywał, stała się jakaś krzywda i nikt nie musiał mu tłumaczyć, że to sprawka tego błękitnowłosego cwaniaka.
Nie przewidział jednak tego, że prawie zwichnie sobie nadgarstek na szczęce Arrancara. Jego pięść omsknęła się po masce Espady, nie czyniąc mu żadnej krzywdy, za to Daiki jęknął z bólu. Zanim zdążył odskoczyć, Grimmjow, warcząc głucho, złapał go za koszulę, a jego kobaltowe, zirytowane spojrzenie oderwało się od Hagane i powoli przesunęło na niego. Aomine rozcierał przegub, klął pod nosem (ja pierdolę, mam po treningu!), i nie wyglądał na przestraszonego. A powinien, bo teraz Szósty uniósł pięść, ale zamiast zrobić z niej użytek, rozłożył dłoń. Przyparł Daikiego do ściany, a pomiędzy jego palcami zaczęła gromadzić się czerwona energia.
with them moves like Jagger
I znowu coś rozproszyło jego uwagę.
BŁYSK.
Tym razem nie skończyło się na obciętej grzywce. Akashi wiele lat trenował rzutki, zwłaszcza na ludziach ze swojej klasy i nabył w tej dyscyplinie spore doświadczenie. Jego specjalizacją zostały rzuty przyborami szkolnymi. Do celu i na odległość. A że jego ulubionym narzędziem były nożyczki – modne cięcie było w pakiecie, a rany cięte gratis.
Wściekłość Arrancara zwróciła się przeciw Seijurowi. Jego gniewne oczy (których teraz nie zasłaniały już niesforne błękitne kosmyki) namierzyły nowy cel. Puścił Daikiego, ocierając wierzchem dłoni krew z rozciętego policzka. Płynnym ruchem wyciągnął umocowane u biodra zanpakuto.
– Co, do kurwy nędzy, jest z tą ochroną, że wpuścili tu faceta z mieczem?!
– Raczej co jest nie tak z wami, ludzie, że nie przejmujecie się własnym zasranym życiem? – zapytał Jaegerjaquez, zamachując się kataną na Akashiego, który rozglądał się po apartamencie w poszukiwaniu ochroniarzy.
Klinga Arrancara skrzyżowała się z ostrzem Hyorinmaru, które wciąż dzierżyła Kurosaki.
– Schowaj Panterę – poradziła mu rudowłosa. – I wyjaśnij mi, co ty za cyrki odprawiasz, kretynie.
– Biorę co moje. – Stal złowieszczo zgrzytnęła o stal, ale Minako nie zamierzała się wycofać. – A teraz zejdź mi z drrrogi.
– Miałeś siedzieć na rzyci w swoim Hueco…
Roześmiał się, ale tym razem był to śmiech pełen goryczy.
– Żartujesz? Przecież napisałaś to po to, żebym tu przyszedł.
– Nie tu. Nie chodziło mi o… – próbowała mu przerwać, ale nie dał jej skończyć.
– …a więc proszę! Oto jestem! I nikt nie może mi zarzucić, że nie próbowałem po dobroci! Odpisałem na te cholerne gówno, co mi wysłałaś! Czaisz?! Dlatego teraz nie wchodź mi w drogę, kiedy chcę to załatwić po swojemu!
– Masz na myśli to? – Porucznik wyciągnęła z kieszeni zmiętą kopertę. Z daleka było widać, że nie jest ona synonimem dziewictwa, jako że przeszła przez wiele rąk. – Ona nawet nie wie, że to wysłałeś.
Twarz Jaegerjaqueza wydłużyła się.
– Czytałaś? – spytał pustym głosem.
But if I share my secret,
You're gonna have to keep it
Nobody else can see this
– Może. – Zastanawiała się, czy da się jakoś szybko usprawiedliwić stan przesyłki, ale nie znalazła żadnego sensownego wytłumaczenia, więc pozostało się przyznać. – Myślisz, że dałabym Ikari coś, co przeszło przez twoje łapy, nie sprawdzając, jak bardzo jest to niebezpieczne?
– I co, według ciebie jest? – syknął.
– Poniekąd – odpowiedziała z wahaniem. – Ale Ikari sama musi to ocenić. Zamierzałam dać jej to dzisiaj. Znowu wszystko popsułeś. – Uśmiechnęła się do niego niewinnie, bo w głębi duszy miała nadzieję, że po tym co dzisiaj zmalował Grimmjow, treść listu nie zmiękczy Hagane.
Tego było trochę za dużo na nerwy Espady. Będzie chyba musiał zabić kolejną osobę, która wytknie mu, że coś zepsuł i nieważne, o jaki drobiazg będzie chodziło. Co prawda, z racji swojej profesji, powinien może uznać to za komplement, ale coś mu mówiło, że te słowa nie były używane celem uznania jego skromnych umiejętności. Ryknął wściekle i uniósł Panterę na głowę, pragnąc jedynie wszystkich zrównać z parkietem. Kurosaki zablokowała jego cios, trzymając rękojeść obiema dłońmi.
– Nie pójdzie ci tak łatwo. Nie tylko ty tu jesteś na fali wkurwu – warknęła i tym razem to ona zaczęła zaciekle atakować. Zdumiony Arrancar cofnął się niemal pod ścianę pod naporem jej złości.
– Za Hagane! – Każde uderzenie poprzedzała okrzykiem. – Za to, że chciałeś ją porwać! A wcześniej zgwałcić! Dwa razy! W mojej kuchni! Ty niewyżyty, sukin…
Wyłączył się, blokując pasywnie jej uderzenia. W jego głowie rozległo się wołanie Pustego.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od dłużej chwili nie wyczuwał Kiraiego. Potoczył dookoła rozbieganym wzrokiem. Ikari nigdzie nie było. Zniknęła. Zwiała.
I've got the moves like Jagger
I've got the moooooves like Jagger
– Coś ci ten twój kidnapping nie wyszedł, co, Szósty? – Minako jeszcze raz zaatakowała, ale tym razem Grimmjow wykręcił młynka, który wytrącił jej zanpakuto z rąk. Była teraz bezbronna, ale Espada nie myślał o tym, żeby to wykorzystać. Zdawał się być nieobecny myślami, a Kurosaki poznała, że korzysta ze swojej umiejętności lokalizowania siły duchowej. Pesquisa.
– Kurestwo… – zaklął i zerwał się z miejsca, porzucając walkę. Ruszył w pościg za Shinigami, która gubiła za sobą cząsteczki reiatsu. Po nich, jak po okruszkach, będzie w stanie dotrzeć do celu.



Mam dosyć wspomnień,
 że ktoś mnie goni, że brak mi tchu

STÓJ.
Wyhamowała gwałtownie, ale siła rozpędu wyrzuciła ją do przodu jeszcze na kilka metrów, które przekoziołkowała w powietrzu, zatrzymując się na najbliższym dachu. Szybko się otrząsnęła, podniosła na nogi i rzuciła do dalszej ucieczki. Kirai wytrwale jej w tym przeszkadzał, pragnąc dopchać się do władzy nad ciałem kapitan, w czego efekcie dziewczyna z niemałym trudem omijała wyrastające przed nią biurowce.
POWIEDZIAŁEM, ŻEBYŚ SIĘ ZATRZYMAŁA.
Zamknij ryj, bo nas pozabijasz.
TO SIĘ ZATRZYMAJ.
Tym razem zmusił ją do tego na środku skrzyżowania. Wydostała się z paraliżu w ostatniej chwili, uciekając przed nadjeżdżającą ciężarówką.
Nieważne, którą drogę wybierała – dachami, czy chodnikami – Kirai robił wszystko, żeby jej przeszkadzać, nie przejmując się zbytnio jej życiem. Raz ocknęła się na krawędzi wieżowca, raz, gdy już spadała. Jaggerjack nie była pewna, jak bardzo byłaby martwa duchowa powłoka po upadku z trzydziestego piętra, ale obstawiała, że bardziej żywa niż teraz nie będzie na bank. Dlatego zajadle próbowała się ratować, ale Hollow coraz dłużej trzymał jej wolę w swoich szponach. Wkrótce całkowicie się wybudzi i jeśli do tej pory czegoś nie zrobi…
UNO, DOS, TRES… MUJER YAGA MIRADAS!
Zawołał to w momencie, gdy przebiegała przez ulicę. Ikari zastygła w posągowej pozie Apolla goniącego za Dafne. Tylko że w tej bajce to ona była nieszczęsną Dafne, a Apollo, który ją ścigał, miał w sobie tyle z rzeźby Berniniego, co jego arrancarska maska.
Kiedy kątem oka ujrzała rozpędzony samochód, była gotowa na najgorsze. Ale prowadząca kobieta musiała coś dostrzec, tuż przed samą maską, może był to tylko cień Ikari, ale wystarczył, by skierowała gwałtownie pojazd na równoległy pas, zderzając się ze znakiem drogowym.
Ty szujo… I co żeś narobił? Chcesz wymordować Kalifornię?
JEŚLI BĘDZIE TRZEBA.
Coraz uparciej wciągał ją w wewnętrzny świat, w którym się panoszył. Im dłużej w nim zostawała, tym bardziej ryzykowała. Zabawne, że tyle walk przetrwała i nawet jeśli wychodziła z nich nieźle poturbowana, miała wrażenie, że jeszcze nigdy nie była tak bliska śmierci, jak dzisiaj, mimo że na jej ciele nie było nawet jednego zadrapania.
Ostatnie, co zapamiętała ze świata ludzi, to była jakaś opuszczona fabryka, do której zaprowadził ją Pusty. Wydawało jej się, że wrogie, silne reiatsu otacza ją ze wszystkich stron.

Zawinięty w środek z cieniem wokół powiek,
Strach rozpycha zaciśnięte dłonie

ZARAZ TU BĘDZIE.
Nie, nie, nie… Muszę się ukryć. Muszę…
ZA PÓŹNO. JESTEŚ JUŻ MOJA.
...uciekać.
TUTAJ POCZEKAMY NA KRÓLA. JUŻ WIE, ŻE TU JESTEŚMY. DOŁĄCZY DO NAS JAK TYLKO ROZPRAWI SIĘ Z TĄ BANDĄ FRAJERÓW.
To moi przyjaciele. Przecież to na mnie mu zależy. Wezwij go. Pójdę...
A KIM JA JESTEM, ŻEBY WZYWAĆ KRÓLA?
JESTEŚ MOIM PIERDOLONYM HOLLOWEM, TO MOICH POLECEŃ POWINIENEŚ SŁUCHAĆ!
Słodki, powabny chichot rozgorzał pod jej czaszką.
TY NIE MASZ JUŻ NIC DO GADANIA. A TERAZ… DOBRANOC.
Przed Jaggerjack otworzyła się wypełniona barwami otchłań, zionąca zapachem bazylii. Nie miała już sił, by dłużej się wzbraniać. Ale Kirai się mylił, sądząc, że Hagane nie ma nic do dodania. Właśnie podjęła decyzję, z którą zmagała się od dłuższego czasu. Zdecydowała się na to w chwili, w której wpadła pod kopułę tęczy.

Podobno gdy umierasz,
lecisz sobie, lecisz


– Witaj, Ikari. Dawno mnie nie odwiedzałaś.
W głowie kapitan głos Hollowa zawsze brzmiał pusto i obmierźle, ale naprawdę był miękki i aksamitny. To był głos kłamcy, ociekający trującą słodyczą. Tak brzmi każdy, kto do całego świata żywi urazę zbyt dużą, by kiedykolwiek puścić ją w niepamięć.
– To nie są żadne cholerne odwiedziny – warknęła Hagane, odtrącając jego długie, ubrane w pióra ramiona, którymi chciał ją objąć. – Uprowadziłeś mnie. Zdradziłeś.
– Kochaniutka, nigdy nie graliśmy w tej samej drużynie.
Okręcił się wokół własnej osi i z wdziękiem usiadł na porośniętej bazylią polanie, zrywając garść listków siedmiopalczastą dłonią. Kwestia tego, czy on w ogóle był w posiadaniu czegoś takiego jak dłonie czy palce, była naprawdę sporna. Każdy z jego palców był w zasadzie grubym, mocnym i wyposażonym w mięśnie piórem. Każde było innego koloru (czerwone, pomarańczowe, żółte, zielone, niebieskie, indygo i fioletowe) i razem rozrastały się w coś na kształt skrzydeł.
Mógł uchodzić za piękną istotę, ale Ikari patrzyła na niego z obrzydzeniem.
– Ośmieszyłeś mnie. Wykorzystałeś moje ciało do jakiś absurdalnych pląsów! – krzyczała na niego, a Hollow tylko uśmiechał się niewinnie. – Ale to, że pozwoliłeś… Żebym się z NIM obściskiwała, jak jakaś napalona osiemnastka... To był cios poniżej pasa!
– Och, przecież to nie była nowość dla ciebie, no nie, Ikuś? – Nienawidziła, gdy zdrabniał jej imię.
– To było co innego! Wtedy robiłam wszystko, żeby odwrócić jego uwagę! I To była walka, a nie… A poza tym….
– A poza tym w miłości i na wojnie wszystkie chwyty, bla bla bla – dokończył za nią Kirai, machając swoją skrzydło-ręką z lekceważeniem. – Przyznaję, że był to istotnie nikczemny postępek. Aprobuję. Ale co powiesz o tym, co działo się w święta?
Na twarz Ikari wypłyną bladoróżowy rumieniec.
– Ostatecznie do niczego nie doszło – wychrypiała.
– Ale nie mów, że nie chciałaś, złotko.
W tym momencie poczuła, że jej poziom stresu na dziś sięgnął zenitu. Krew się w niej zagotowała. Dorwała Pustego, zaciskając palce na jego wąskiej, smukłej szyi.

Już, już, już…
Nie wytrzymuję tempa, wszystko, kurwa, skręca

Nie bronił się, mało tego, wyglądało na to, że sprawia mu to jakąś chorą przyjemność. Cały czas się śmiał, nawet gdy jego perlisty śmiech przeszedł w brzydki charkot. Puściła go dopiero wtedy, gdy jego pociągła, gładka twarz zrobiła się purpurowa.
– Siedzę w twojej głowie – przypomniał jej, gdy już wszystko odkasłał. – W twojej duszy. Pożeram twoje serce. Wiem o tobie wszystko.
– Nie – zaprotestowała, choć wiedziała, że kłótnie z nim do niczego nie prowadzą. – Mylisz się. Nienawidzę go. Tak, jak ciebie. Tak, jak ty mnie.
– Ależ, słonko, mówię ci… Dasz mu przy najbliższej okazji.
Jeszcze nie ochłonęła na tyle, żeby puścić koło uszu kolejny przytyk. Kirai jednak nie dał sobie znowu robić krzywdy. Kiedy Jaggerjack rzuciła się wydrapać mu oczy, wystarczyło, że wstał, strząsając ją z siebie. Teraz nie mogła go dosięgnąć. W ogóle jej pole manewru zostało znacznie ograniczone. Może gdyby podskoczyła, zdołałaby połaskotać go po brzuchu. Na jej oko Hollow mierzył około trzech metrów. I kiedy tak stał, dumnie wyprostowany, by mogła podziwiać jego sylwetkę w pełnej krasie…
Wygląda jak jakiś pieprzony Król Elfów. Chociaż bardziej pasowałby mu tytuł Miss Tęczy.
Faktycznie było coś eterycznego w jego wyglądzie. Odznaczał się zwiewną posturą leśnej nimfy, dzięki szczupłej talii i długimi do ziemi kolorowym włosom, które w dotyku bardziej przypominały sierść. Lecz na tym podobieństwo się kończyło. Od pasa w dół porastało go barwne futro, a jego umięśnione nogi były parą ogromnych wilczych łap o długich czerwonych pazurach. Z kości ogonowej wyrastała bardzo długa i równie wielobarwna kita, którą owijał się wokół szyi niczym szalem, a skronie zdobiło mu czerwone, zakręcone poroże.
Z tego wszystkiego największe wrażenie robiły jego oczy. Migdałowe, opatulone złocistymi, krótkimi, ale gęstymi rzęsami. Ikari nie miała pojęcia jakiego naprawdę były koloru, bo wciąż się zmieniały. Tę cechę przejmowała od niego, gdy Pusty próbował się rządzić.
A wkrótce na dobre miała pożegnać się z cyjanowym odbiciem swoich oczu.
Pamiętała swój szok, kiedy pierwszy raz zobaczyła Kiraiego. Nie przypominał żadnego z Pustych, na których natknęła się w swojej karierze Shinigami.
Hagane sama go wybrała. Któż mógłby bardziej do niej pasować? Tak myślała. Ikari i Kirai – gniew i nienawiść. Mogliby podbić, zniszczyć cały świat! Tak jej się wydawało. I o ile gniew mógł kojarzyć się z kolorem trującego cyjanu i chabrowych burzowych chmur, tak nienawiść powinna być czarna jak bezksiężycowa noc. Albo bordowa jak zakrzepła krew wrogów. Ewentualnie zgniłozielona jak zestarzała zawiść. Tymczasem Kirai wyglądał, jakby ściągnął z nieba tęczę, a potem się w nią ubrał. Jednakże cała jego urzekająca, dziwna forma, była sprytnym kamuflażem i manipulacją. Pod tą maską słodyczy, krył się niebezpieczny przeciwnik, z którego zło sączyło się jak jad z jątrzącej, rozdrapywanej rany.

Tak mam
Nie rozmawiam z nikim, z nikim się nie dzielę

Kiedy Jaggerjack przypominała sobie, że sama się zapisała na to piekło, robiło jej się duszno ze złości. Ale tak było. Coś ją pociągało w pustej naturze Hollowów. I chciała być silniejsza. Jak tylko dowiedziała się o tym, że istnieje coś takiego jak hollowfikacja… Zapragnęła tego. Myślała, że to będzie fajna zabawa, że nigdy nie będzie już sama, a przy okazji jej duchowa moc bardzo wzrośnie. Wystarczyło tylko urobić Uraharę. Przekonać go, że to jest coś, w co musi ją wyposażyć. Wcale nie musiała długo go przekonywać. Dla niego to była jak wygrana na loterii. Eksperymenty były jego życiem. Badań związanych z hollowfikacją jeszcze nie przerabiał, a oto przyszła do niego wtedy jeszcze oficer Jaggerjack i oświadczyła, że z chęcią zgłasza się na ochotnika. Co mogło pójść nie tak?
Wszystko.
Delikatnie mówiąc, Hollow, którego zdecydowała się przyjąć, nie był skłonny do ugód. Po pierwsze, Kirai nienawidził współpracować, a na tym przecież miała polegać ich symbioza. Ale Pusty widział tylko jedną korzyść z dzielenia ciała z Shinigami – przejąć nad nim kontrolę. Całkowitą. Uważał, że Ikari chce go wykorzystać, a po drugie Kirai nienawidził być wykorzystywany. Nie był zainteresowany tym, co miała mu do zaoferowania. Chciał po prostu ją zdominować i nie godził się na żadne ustępstwa. Chciał władzy absolutnej. Hagane długo się z nim spierała, ale nigdy nie doszli do porozumienia. W końcu walka z nim w wewnętrznym świecie zaczęła ją przerastać. Trwała zbyt długo i wykańczała ją fizycznie. Wtedy interweniował Kisuke, pomagając jej przegnać Hollowa w najciemniejsze zakamarki jej jaźni i tam go zaszyć. Od tamtej pory musiała się oswoić i pogodzić z tym, że teraz w jej wnętrzu śpi coś obcego i wrogiego, co tylko czeka na swój czas.
Ten czas właśnie nadszedł. Tym razem Ikari miała jednak dla niego atrakcyjniejszą propozycję. Według niej szansa, że Pusty się na nią skusi, była naprawdę spora.
Kirai wiedział o Ikari wszystko, a przynajmniej tak mu się wydawało. Ale Ikari też coś o nim wiedziała. Wiedziała, czego nienawidził najbardziej.
Jej. Hagane. Jej jako Shinigami.
– Usiądź, porozmawiajmy – zaproponowała i sama usiadła po turecku na ziemi. Rosnące dziko pędy bazylii niemal ją zakryły, więc zmieniła pozycję, siadając na zgiętych kolanach.
– Ale nie będziesz mnie już bić? – Jego oczy przybrały na moment kolor bezbrzeżnego smutku, ale kiedy usiadł naprzeciw niej, były już ognistoczerwone. Odrzucił z ramienia długą grzywę tęczowych włosów, odsłaniając swoje znamię pustego – ziejącą na wylot dziurę, która znajdowała się dokładnie w tym miejscu, w którym powinno być serce. – Czego chcesz?

Zachowaj resztę, wynoś się ze mnie
Wynoś się, wynoś…

Silił się na protekcjonalny ton, ale Ikari zauważyła, że przez jego pysk przemknął cień zainteresowania.
– Zawrzemy pakt. Użyczysz mi swoich Pustych mocy.
– Co ty nie powiesz? – Wsunął sobie między fioletowe usta kilka listków bazylii i żując je z rozmysłem wpatrywał się w kapitan, jakby chciał przejrzeć jej zamiary. Jego ślepia znowu zmieniły barwę. Teraz były cyjanowe. – A niby co z tego będę miał?
– Podzielę się z tobą ciałem.
– Już mówiłem, że nie interesują mnie epizody.
– Dostaniesz drugą główną rolę. – Z satysfakcją obserwowała jego zaskoczenie. – Będziesz aktywny cały czas. Ale jeszcze nie teraz. Na razie będziesz robił coś dla mnie, a potem ja zrobię coś dla ciebie – na zawsze.
– Jak długo?
– Dopóki nie podomykam wszystkich spraw. Do tego czasu będziesz grzecznie czekał, wspierając mnie, gdy dojdzie do walki. Żeby nie było niejasności: chce mieć dostęp do cero i wszystkich innych szmerów-bajerów.
Tęczówki Kiraiego ciemniały, aż zamieniły się w dwa rozżarzone węgielki.
– Król mógłby zaoferować mi jeszcze więcej.
– Nie łudź się. Posłuży się tobą, żeby mnie zdobyć, a kiedy przestaniesz być mu potrzebny… Będziesz tylko zawadzał. Nigdy nie pozwoli ci przejąć nade mną władzy, bo to o mnie mu chodzi, nie o ciebie.
– Dalej nie wiem, czemu mam słuchać ciebie, a nie Króla – zżymał się jeszcze Kirai, ale na jego twarzy zagościł wyraz zwątpienia.
Wychyliła się i zatoczyła opuszkiem palca krąg po wewnętrznej krawędzi jego dziury.
 – Bo ja za niedługo będę królową – odpowiedziała i zdradziła mu, jaki ma plan.
Kirai słuchał, prychając z powątpiewaniem, ale kiedy wyjaśniała mu szczegóły, uśmiechał się coraz szerzej. Nienawidził się z nikim zgadzać. Nienawidził się cieszyć. Ale cieszył się z nienawiści, którą ujawniła przed nim kapitan, a o której on, ekspert od tych spraw, nie miał pojęcia. Znał jej myśli, ale nie brał ich na poważnie. Także cóż mógł teraz poradzić na to, że cholernie podobał mu się ten pomysł.
Zgodził się. Wypuścił ją. A może to on się wyniósł?
NO DOBRA. TO DAJMY CZADU.

______________________
Do szkicu Kiraiego odsyłam notkę temu, wciąż pracuję nad całością Hollowa ;)