sobota, 7 czerwca 2014

4. CZYM SIĘ STRUŁEŚ, TYM SIĘ LECZ: They're changing the game. (cz.2)



WILCZY: Uwaga! W rozdziale pojawia się mały hocik. Jedna z grzeczniejszych wersji, jakie Wilczy napiszał w łóżku ;) Niech to będzie taka... Rozgrzewka. Wyszło romantycznie, przepraszam! Obiecuję, że następne romatico będzie bardziej (bardzo) nieprzyzwoite.
GRIMM: No, kurwa, raczej, w końcu będę brał w tym udział *szczerzy kły* Mam nadzieję, Wilczy, że szykujesz dla mnie jakąś ostrą jazdę, bo mam dosyć życia w pieprzonym celibacie... Chce w końcu coś zerż... *Wilczy wskakuje na Espadę... nie, nie po to, aby spełnić arrancarskie zachcianki w temacie jazd, lecz aby zatkać mu jego głupi, ordynarny dziób*
WILCZY: "Coś"? No tak jak myślałam, że nie masz w tej kwestii wygórowanych wymagań...

Rhan! Pierwsza część rozdziału w całości jest Tobie dedykowana w ramach marnej próby rekompensaty, że do Czwartego jeszcze szmat Drogi przed nami. :*

_____________________ 
Jak on nie cierpiał sobót! Zupełnie wredny, niepotrzebny w obłożeniu tygodnia dzień. Jakby nie mogło być dwóch niedziel. Nie, po co. Zamiast tego była sobota. Takie niby wolne, ale jednak „TAKIEGO WAŁA”. W sobotę działy się czary. Prawdziwa magia w domu Kurosakich. Kurz z całego tygodnia wypełzał na powierzchnie w jakiś kosmicznych ilościach, wczołgiwał się na meble, opatulał panele, zasłaniał okna grubą warstwą brudu, ozdabiał kafelki, pochłaniając calutki metraż ich mieszkania. Ichigo podejrzewał, że cały syf z okolicy ściągał do nich na chatę właśnie w sobotnie poranki i według jego teorii na dziewięćdziesiąt procent była to robota Hollowów. A taki poranek mógł się zacząć tylko w jeden sposób.
Obudził się o ósmej i czekał na nieuniknione, wkładając głowę pod poduszkę. Ishhin nigdy nie spóźniał się więcej niż pięć minut. Tylko patrzeć jak tu wtargnie w żółtych, gumowych rękawiczkach. Na jednym ramieniu będzie miał zawieszone wiadro, na drugim komplet szmat, pod pachami będzie ściskał detergenty, a w zębach miotełkę do kurzu. Po czym cały ten rynsztunek bojowy wręczy swojemu synowi i motywując go radami zaczerpniętymi z „Perfekcyjnego Pana Domu”, przegoni go po całej chałupie, nadzorując jego niewolniczą pracę.
– Ichigooo!
Oho, zaczyna się.
Drzwi do jego pokoju otworzyły się bez pukania.
– Ichigo! Natychmiast złaź na dół pożegnać się z siostrami!
– Co-o? – Brązowe oko Zastępczego wyjrzało spod poduszki. Po krótki rozeznaniu stwierdził, że sytuacja jest bezpieczna i może spokojnie zaniechać prób uduszenia się własną poduszką. Ojciec zamiast ekwipunku szturmowego miał na sobie marynarkę i wypłowiałe dżinsy, a to mogło oznaczać, że Kurosakiemu nie grozi dzisiaj przeprowadzanie remontu generalnego. – Co się dzieje?
– Odwożę dziewczynki na kolonię! Pośpiesz się, łajzo!
Ichigo, ściskając Yuzu i Karin, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Czyżby dzisiaj miało mu się upiec? Do ostatniej chwili bał się, że zaraz zostanie mu wręczona sięgającą ziemi lista zadań na dziś, z którą nie wyrobi się do jutra. Kiedy Ishhin zatrzasnął za sobą drzwi samochodu, wrzeszcząc do syna przez otwarte okno, że obiad ma w lodówce i nawet kiedy już odjechał, Ichigo stał jeszcze jakiś czas, pewien, że ojciec zaraz zawróci, by obarczyć go obowiązkami. Ale kiedy po dziesięciu minutach nic takiego się nie wydarzyło i chłopak zrozumiał, że ma dzień wolnego, zalała go fala ulgi.
W podskokach popędził na górę, znalazł swoją odznakę Shinigami, po czym wepchnął ją pod materac łóżka, które następnie zarzucił każdą sztuką kołder i poduszek, jaką znalazł. Jedną poduszkę zabrał ze sobą. Zbiegł do salonu, w biegu rzucił jaśka na kanapę, na którą następnie wskoczył, porywając w locie pilot ze stolika.
Tak jest. Zasłużył sobie na ten dzień wolnego. Żadnych Hollowów, żadnego sprzątania. Tylko on, kanapa i telewizor. Cudownie.
You live your life.
You go day by day like nothing can go wrong.
Udało mu się obejrzeć kilka programów telewizyjnych, w tym powtórkę jakiegoś japońskiego teleturnieju dla ułomnych i trzy odcinki „Fullsnowolf’a”, kiedy rozbrzmiał dzwonek u drzwi.
Co to? Poczta? W sobotę?
Zwlekł się z kanapy i poszedł otworzyć.
Bardzo szybko pożałował, że nie zignorował dzwonka. Chociaż to pewno nie przyniosłoby nic dobrego. Gdyby tego nie zrobił, trzeba by pewno było zamawiać nowe drzwi, bo mógł się założyć, że z tych nic by nie zostało.
Przez sekundę jeszcze się łudził, że to jednak listonosz. Bo pierwsze co zobaczył, była dłoń oparta o framugę. A w dłoni gniotła się niebieska koperta. Niestety nie był to jedyny niebieski obiekt w pobliżu.
– Gdzie ona jest?
Espada wparował do jego domu, nie czekając na zaproszenie. Na dodatek odsunął go na bok niecierpliwym, lekceważącym gestem dłoni. Kiedy go minął, Ichigo poczuł, że od parujących z Szóstego alkoholowych wyziewów łzawią mu oczy.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz?! – zawołał z pretensją za plądrującym mu kuchnie Arrancarem, zatrzaskując ze złością drzwi.
No i spokojny dzień szlag trafił.
– Pytałem, gdzie ona jest. – Grimmjow wyłonił się z kuchni, w jednej ręce trzymając pęk kabanosów, najdroższych jakie były w spożywczaku na rogu, a w drugiej ulubione piwo Ishhina. List zatknął sobie za pas. Jednym kęsem pochłoną połowę kabanosów, popijając je piwem, które odkapslował zębami swojej maski Hollowa.
– Kurwa mać, Grimmjow! – oburzył się Kurosaki i nie czekając, aż Espada dokończy, wyrwał mu butelkę, przez co trochę jej zawartości rozlało się na kurtkę Arrancara, ale jego mętny wzrok nie odnotował tego incydentu. Szósty otarł usta, po czym wepchnął sobie do nich resztę „przekąski” i omijając Ichigo, ruszył schodami na górę.
– No ja nie wytrzymam… – sapnął Zastępczy, odniósł butelkę do kuchni, gdzie przelał sobie resztę do szklanki (przecież nie będzie pił po tej łazędze… kto wie gdzie to się szlajało) i wypił na eks. Skoro ojciec i tak go opieprzy za podkradanie jego ulubionego trunku, chciał przynajmniej odrobinę na to zasłużyć.
Kiedy wbiegł na piętro, Grimmjow właśnie kończył przeszukiwać jego pokój, o czym świadczyła rozrzucona pościel, powyciągane szuflady, a nawet zwinięty dywan. Espada właśnie otwierał jego szafę, prawie rozdeptując walającą się po podłodze odznakę Zastępczego Shinigami.
– Co ty sobie wyobrażasz, że przetrzymuję kogoś w szafie?!
– A nie zdarzało ci się to?
Kurosaki otworzył usta, ale nie znalazł żadnej riposty. Zamrugał kilka razy oczyma, obserwując jak błękitnowłosy wywala po kolei jego rzeczy na podłogę. Niewiarygodne. Jaegerjaquez miał w oczach taki sajgon, że Ichigo nawet nie chciał się zastanawiać, ile ten skurczybyk musiał wypić. Mimo to, poza lekkim otępieniem, delikatnym zaburzeniem równowagi i tym rozmytym spojrzeniem, nic nie zdradzało, iż Espada jest upierdolony w trzy dupy i trochę.
– Daj spokój, Grimmjow. – Położył dłoń na jego ramieniu i potrząsnął lekko Arrancarem. – Słyszysz?! Przestań! Nikogo nie ukrywam pod stertą ubrań!
– Wyluzuuuj, Truskawa…
Ichigo starał się zachować powagę. W końcu Szóstemu należał się porządny opierdol za najście i nieuzasadnioną rewizję jego sypialni. Ale kiedy te kobaltowe, zwykle czujne oczy, starały się usilnie zogniskować na nim wzrok, miał ochotę zaśmiać mu się prostu w twarz.
Porobić samojebki i wrzucić na facebooka do albumu „Urżnięty Espada i ja”.
Ale jakoś udało mu się zachować oburzony ton głosu.
– Ty chlorze, wbijasz mi na chatę, robisz mi tu rozróbę, kompletnie narąbany, a jest dopiero dziesiąta rano…
– Byłbym wcześniej, ale się zgubiłem.
– O Boże… straszyłeś ludzi po Karakurze w takim stanie?
– Nie. Zabłądziłem w Hueco Mundo.
– …
– Zapomniałem, że muszę sobie otworzyć gargantę.
Kurosaki  nigdy by nie pomyślał, że kiedyś mu się zrobi żal tego łotra. Ale kiedy teraz na niego patrzył… Grimmjow naprawdę wydawał się jakiś zagubiony. Oprócz tego, że ubzdryngolony.
Then scars are made, they're changing the game.
– Jezusie… Chodź na dół, dostaniesz coś do żarcia, może trochę z ciebie zejdzie…
Ruszył do kuchni, a Grimmjow posłusznie poszedł za nim.
Świat oszalał.
– Więc… – zaczął Ichigo, krojąc chleb i nie wierząc, że właśnie szykuje śniadanie dla Arrancara. – Eee… To w zasadzie… Co cię tu… sprowadza? Dawno się, eee… Nie pojawiałeś.
Jaegerjaquez westchnął ciężko, opierając czoło o dłonie i wpatrując się w blat stołu z dziwnym rozrzewnieniem.
– List muszę wysłać.
– Że co proszę?!
– List… Taką… korespondencję. Po-czta – wysylabizował, zupełnie tak, jakby to Ichigo był niedorozwinięty w kwestii działania Świata Żywych.
– Wiem co to jest poczta, Grimmjow. – Oświecił Espadę Zastępczy. – Tylko nie wiedziałem, że ty wiesz.
– No… Ja też nie wiedziałem. To znaczy… – Znowu westchnął i Ichigo naprawdę zaczął się bać, że jest z nim gorzej, niż na to wygląda. Obserwował go kątem oka, smarując kolejne kromki masłem. Szósty wyciągnął zza pasa list i z hukiem położył go na stole, przesuwając go po blacie na drugi koniec stołu. – Wyślij to, zanim wytrzeźwieję.
– Okaaay… – odpowiedział ostrożnie Kurosaki.
Podstawił pod nos Grimmjowa kanapki z szynką i szybko zabrał list, nim Espada zdążył się rozmyśleć. „Ikari” – tylko to słowo widniało na odwrocie koperty.
No z takimi szczegółowymi danymi adresowymi na pewno by doszło do adresatki. Pewno od początku planował mi powierzyć te zadanie. Pijany, a dalej cwany.
– Zjedz coś – poradził, chowając kopertę do tylnej kieszeni dżinsów.
– Gdzie ona jest? – To pytanie nie zabrzmiało już tak agresywnie, jak gdy wtargnął do jego domu. Nawet nie tknął kanapek, wpatrując się w Kurosakiego tym kocim, zawianym wzrokiem. Ichigo podjął decyzję. Usiadł naprzeciw niego, zastanawiając się, ile sensu ma zawieranie umów z naprutym Grimmjowem.
Ale dobra, niech będzie, zaryzykuje.
– Powiem ci. – Oczy Ichigo rozbłysły, gdy układał sobie w głowie ten plan. – Ale pod jednym warunkiem.
– Dobra.
– Musisz…
– Dobra, powiedziałem!
– Ale nawet…
– ZGADZAM SIĘ, OGŁUCHŁEŚ?
– Przecież nie wiesz, o co…
– Jeśli tylko nie chodzi o jakieś pedalskie zagrywki, to zgadzam się na wszystko, tylko gadaj. Spieszy mi się.
– Słucham?! – oburzył się Ichigo. – Jak możesz mnie tak w moim własnym domu oczern…
– Gadaj, Kurosaki, bo się wkurwiać zaczynam. A nie chcesz mnie widzieć wkurwionego i najebanego jednocześnie.
Nagle wydawał się trochę bardziej trzeźwy, niż przed chwilą. I miał rację. Ichigo nie zamierzał go takim widzieć. Skrzywił się i wstał na chwilę od stołu, sięgając do lodówki po ketchup. Zamierzał mu wszystko powiedzieć. I zmusić do tego, żeby podpisali tę umowę. Chciał mieć to na piśmie. Ale kiedy się odwrócił, okazało się, że Grimmjow zdążył w tym krótkim czasie przybić gwoździa, opierając ześlizgujący się niebieski łeb na ręce. Ichigo w ostatniej chwili odsunął talerz z kanapkami, nim twarz Espady zdążyła się w nie osunąć. Błękitnowłosy wsunął ręce pod głowę i zachrapał smacznie.
– No ja się załamię…
Zdenerwowany Zastępczy zostawił go na krześle, odkładając na później planowanie, jak go przetransportuje z kuchni do szafy. Wyszedł do przedpokoju i chwycił za telefon. Skoro Minako się zdawało, że ściągnięcie mu na głowę uchlanego Espady to dobry pomysł, to on też zapewni jej trochę rozrywki.
You learn to play it hard.


Okna kwater oddziału dziesiątego nie wychodziły na nic, co byłoby warte zainteresowania. Obraz za każdym z nich był taki sam. Nie było czego podziwiać. Nie było na co patrzeć. Nuda. Monotonia. Szare ściany. Nie działo się za nimi absolutnie nic godnego uwagi. Nikt tędy nigdy nie przechodził, woląc unikać oblodzonych alejek, które wiecznie otaczały budynek dziesiątej dywizji. Ale mimo to kapitan Hitsugaya chodził od okna do okna, wyraźnie czegoś wypatrując i wzdychając ciężko co jakiś czas.
Kiedy trzeci raz przeszedł tuż pod nosem Matsumoto, nie zwracając uwagi na to, że porucznik maluje sobie paznokcie, zamiast zająć się górą piętrzących się raportów, kobieta przestała rzucać na niego ukradkowe spojrzenia i rozpoczęła oficjalną obserwację swojego kapitana.
Po godzinie, kiedy nawet lakier zdążył już wyschnąć, Rangiku straciła cierpliwość.
– Kapitanie, zlitujcie się!
– Słucham? – Toushirou skierował na nią nieobecny wzrok.
– Mówię, żebyś przestał mi co chwilę przebiegać przed oczami, bo choroby lokomocyjnej dostanę!
– Aha.
I znowu zaczął przemierzać trasę od jednego okna do drugiego.
– Toshiro! Jak zaraz nie usiądziesz, to cię przywiążę do krzesła!
– „Kapitanie Hitsugaya” – poprawił ją Toshiro, ale chyba tylko z przyzwyczajenia, bo w jego głosie nie zabrzmiało nawet echo zwykłego oburzenia. Mało tego, usiadł grzecznie za biurkiem. Ale jego spojrzenie wciąż utkwione było w widoku za szybą. Rangiku postanowiła sprawdzić, czy faktycznie coś się jednak tam nie dzieje. Może jakieś roboty budowlane? Albo chociaż ocieplają budynki? Remontują dachy? Stanęła za plecami swojego przełożonego, podpierając się pod boki.
– No? – zapytała, przyglądając się w skupieniu martwej architekturze piętrzącej się za szybą.
And I know you wish for more and i know you try.
– Co znowu za „no”? – westchnął Hitsugaya.
– No co tam takiego widzisz, że cały ranek się wgapiasz w to okno!
– A – mruknął Toushirou, rozumiejąc, o co jej chodzi. – No właśnie nic.
Kolejne, pełne zgryzoty westchnięcie wydobyło się z piersi kapitana.
– A może się przeziębiłeś, co? – Matsumoto ze zmartwieniem nachyliła się nad nim, zaglądając mu w twarz. – Jakoś blado wyglądasz.
– Głupia, jestem uodporniony na takie bzdury jak „przeziębienia”! I zabierz łaskawie ze mnie swoje cycki, zanim mi złamiesz kręgosłup! – wrzasnął, czując napierający na niego obfity biust zatroskanej Rangiku. Ta tylko prychnęła i wróciła na swoje miejsce. Wyciągnęła z szuflady pilniczek i nie próbując się z tym kryć, zaczęła piłować pazurki.
– To kogo tak wyglądasz, co?
– Odczep się, babo!
– Aha… Czyli jednak! – Rangiku zachichotała. – Jestem taka bystra! Może powinnam się przenieś do oddziału detektywistycznego?
– Nie ma takiego oddziału.
– Więc może powinien powstać? Mogłabym objąć nad nim pieczę… – marzyła na głos porucznik. – Pomyślmy… Czy mi się zdaje, czy Minako kończy się urlop? To jej tak wypatrujesz?
Toushirou zaczerwienił się lekko i chrząknął.
– No cóż… Odkąd wyjechała, raportów z dnia na dzień przybywa… Biurko już się pod nimi ugina, a na ciebie, jak widać, nie można liczyć.
– Yhym… Czyli chodzi tylko o obowiązki służbowe?
– Oczywiście.
– Aha… Bo ja tak sobie już zdążyłam pomyśleć, kapitanie, że wy po prostu tęsknicie za Kurosaki.
– ŻE CO?! – obruszył się Toushirou, a jego twarz oblał głęboki rumieniec. – Matsumoto, ty już przestań myśleć i bierz się do roboty!
– Spokojnie, kapitanie… – nachmurzyła się Rangiku i wrzuciła pilniczek do szufladki. – Ja wiem, że prawda boli, ale bez przesady…
– RAPORTY! Te raporty mają dzisiaj zniknąć!
– Ojejku jejku… Jesteś taki okrutny.
Zanim kapitan zdążył coś odpowiedzieć, rozdzwonił się telefon i Rangiku z zapałem sięgnęła po słuchawkę, chuchając na swoje pomalowane paznokietki.
– Halo? Mówi vice kapitan oddziału dziesiątego, Rangiku Ma… Ichigo? To ty? Jak się z nami połączyłeś? Urahara, no tak… Powoli, mów powoli, bo nic nie rozumiem! Yhym… aha… Aha. Co?! Spokojnie! Czekaj, wezmę coś do pisania… Dobra, już możesz mówić. Yhym. Yhym… Hm. Nie ma sprawy. Nie, nie będzie żadnego problemu! Dam ci znać!
Odłożyła telefon i z zapałem poderwała się z miejsca.
– Kapitanie! Potrzebuję kilka dni wolnego!
– Co?! W życiu! Nie mogę tu zostać bez żadnego porucznika!
– No to będziesz musiał pojechać ze mną. Sprawa jest pilna!
– Co się dzieje?
– Minako ma kłopoty.
– Jakie kłopoty?! Co się stało?!
– W Kalifornii zabrakło alkoholu! – Rangiku wybuchnęła radosnym śmiechem. – Nasza kochana Hagane wszystko wychlała! Mamy zabrać jej prywatne zapasy i ruszyć z odsieczą! Kapitanie, rezerwuj bilety! Lecimy do Ameryki!
And now you realize, you know the time is right.


Kolejny dzień się kończył. Kolejny samotny dzień. Odkąd Ikari dostała nowej obsesji, która polegała na wytropieniu i odzyskaniu swojej zguby – opasłego notesu, z którym nigdy się nie rozstawała, praktycznie w ogóle nie przychodziła do pokoju. Całe dnie i noce przesiadywała na portierni, a że cieć malinowy zawsze chował w szafeczce jednego jabola czy dwa, zazwyczaj około czwartej nad ranem w pokoju 248 rozlegał się natarczywy sygnał telefonu, po którym Minako, na prośbę kierownika hotelu, musiała schodzić na dół, by zawlec nieprzytomną Ikari do windy i przetransportować jej zwłoki do wyra.
Ten balet trwał już kilka dni i Kurosaki była wykończona. Nie wierzyła, że jeszcze niedawno próbowała na siłę wyrzucić Hagane z pokoju. Teraz próbowała ją w nim zamykać, ale żadna próba zbanowania nie przynosiła pożądanych rezultatów. No w końcu to była pieprzona Shinigami, na dodatek wielce pani kapitan, więc zwykłe zamknięcie drzwi od zewnątrz nie mogło jej powstrzymać, no nie? I jeszcze, małpa, wyćwiczyła się w umiejętności unikania porucznik dziesiątej dywizji. Ile razy Minako przesiadywała na parterze, czekając aż Ikari pojawi się w okolicach stróżówki z niezbędnym jej zaopatrzeniem, tyle razy ta nigdy się nie pojawiała. Ale o czwartej i tak zawsze dzwonił telefon, wyrywając ją ze snu.
Teraz Minako robiła standardowy obchód terenów przyhotelowych z nikłą nadzieją, że dzisiaj uda jej się złapać kapitan, zanim ta znowu zaleje się w trupa. Chciała chociaż raz w tym tygodniu wyspać się jak człowiek.
Kiedy dotarła do kortów tenisowych, zapalały się już pierwsze latarnie hotelu „Paradise”. Rozrzucone piłeczki zdawały się emanować niepokojącą, zielonkawą poświatą. Minako wzdrygnęła się i ruszyła dalej szybszym krokiem, aż dotarła do boiska do koszykówki. Tutaj piłki umieszczone były w wielkim koszu na kółkach, który stał sobie w jednym z rogów boiska.
„Dostaliśmy się do Pucharu Zimowego” ­– przypomniały jej się słowa Ichigo.
Koszykówka, co?
Porucznik wzruszyła ramionami i braku lepszych pomysłów podeszła do kosza z piłkami. Wyciągnęła jedną z nich i obejrzała dokładnie. Rozpoznała namalowane na niej logo, którym był mały biały haczyk. Dla próby odbiła kilka razy piłkę o tartan, tak jak widziała to kiedyś w telewizji, gdy razem z Ichnim oglądali mecz NBA. Spodziewała się, że piłka odskoczy gdzieś poza jej zasięg i poturla się na drugą stronę boiska, ale zamiast tego piłka wiernie wracała do jej dłoni. Zaskoczona Minko podeszła z nią pod kosz, gdzie zatrzymała się, złapała ją obiema dłońmi i rzuciła, podskakując lekko. I trafiła.
Zachęcona tym sukcesem, odeszła trochę dalej i znowu wykonała rzut. I znowu trafiła. Odchodziła tak po trochu i rzucała, nie pudłując ani razu, aż dotarła na środek boiska. Jej nadgarstek sam układał się do rzutów, kolana uginały instynktownie i nie miała pojęcia, skąd bierze się w niej ta siła, dzięki której wypychała piłkę w przód, a ta wykonywała zgrabny łuk, wpadając czysto do kosza. Poczuła się jak w transie, noc zapadała, a przed nią widniała tylko ta obręcz, na której tańczyły bliki oświetlającego boisko reflektoru. Nie trafiła tylko jeden raz na dziesięć. Bo kiedy przymierzała się do tego dziesiątego razu, usłyszała tuż za plecami głośne chrząknięcie. Omal nie umarła ze strachu, a piłka omsknęła się z po jej palcach, wylatując pionowo w górę. Minako, próbując jednocześnie odwrócić się i uciec, wykonała dziwną akrobację i zaplątując się we własne kończyny, ostatecznie wylądowała na tartanie. Ujrzała wpatrujące się w nią cztery punkciki (trzy żółte i jeden czerwony), które zamrugały i spojrzały na siebie. Minako zrozumiała, że to dwie pary oczu. Jedne, złociste, należały do wysokiego blondyna, który wyciągnął przed siebie rękę i złapał opadającą piłkę. Drugie, mieszane, do czerwonowłosego chłopaka, który zaczął bić brawo, podnoszącej się na nogi Kurosaki.
The whole world is watching when you rise.
The whole world is beating for you right now.
– Uuu, myślałem, że jesteśmy jedną drużyną, która przyjechała tu na wakacje! – odezwał się blondyn, kręcąc piłkę na jedynym palcu, ale swoje wesołe, złociste spojrzenie utkwił w Minako.
– Nie jesteśmy drużyną. I nie jesteśmy tu na wakacjach – warknął różnooki. On też wpatrywał się w Kurosaki, ale od jego spojrzenia dziewczynę przeszył dreszcz. Nie było w nim ani krzty ciepła. – Poza tym, rezerwowaliśmy boisko na dwudziestą pierwszą, więc…
– Akashicchi! Jaki ty jesteś niemiły! – skarcił go kolega, ale chłopak tylko wzruszył ramionami.
– Nie, spoko, ja właśnie… – zaczęła się tłumaczyć Kurosaki. – Już sobie idę.
– Ale nie ma mowy! – Blondyn złapał ją za ramiona i przytrzymał, gdy chciała go wyminąć. – Możemy przecież zagrać o boisko!
– Nie mam zamiaru grać przeciwko dziewczynie.
– Nie mam zamiaru tracić czasu na jakiegoś buca.
Brązowe, odważne oczy mierzyły się z czerwono-żółtym spojrzeniem.
– Wszyscy płomiennowłosi muszą być tak temperamentni? – westchnął blondyn, załamując ręce. – Kapitanie, nie możesz…
– Okay – Akashi nie spuszczał oczu z Minako. – Ale zagrasz razem z nią.
– Oczywiście, kapitanie, taki miałem zamiar!
Chłopak przeniósł mordercze spojrzenie z dziewczyny na niego, wsunął stopę pod piłkę, wyrzucając ją w powietrze i oddalił się z taką prędkością, że Minako poczuła jak włosy rozwiewa jej ruch powietrza, który wytworzył jego pęd. Stała jak sparaliżowana, samą mocą tego dziwnego, różnobarwnego wzroku, dopóki blondyn nie poklepał jej po plecach.
– Nie przejmuj się Akashicchim! Nie jest taki zły… – W tym momencie czerwonowłosy zastosował jakąś diabelnie skomplikowaną technikę, dzięki której piłka wpadła do kosza pod takim kątem, że spadając, odbiła się od krawędzi słupka i wystrzeliła w ich stronę. Blondas złapał ją w ostatniej chwili, zanim zderzyła się z jego twarzą. – No dobra, może jest. – Uśmiechnął się do niej przepraszająco. – Mówiłaś już jak się nazywasz?
– Kurosaki Minako – wyciągnęła do niego rękę, którą on skwapliwie ujął w obie dłonie i potrząsnął przyjaźnie.
– Kise Ryota. Długo grasz w kosza?
– Eee… Wcale.
– Nie żartuj! Widziałem jak rzucałaś! Nawet Akashicchi był pod wrażeniem…
– Ryota! Skończ pierdolić i zaczynajcie.
– A wy… Gracie zawodowo? – zapytała Minako, ignorując niecierpliwiącego się pod koszem chłopaka, ale ten znowu się rozdarł:
– Kise zawodowo chodzi po wybiegu, prezentując koszykarską bieliznę!
– A Seijuro robi praktyki u fryzjera. Za darmola – odgryzł się Kise, ale tak, żeby usłyszała go tylko Minako, do której puścił oczko. – No, to gramy!
Po pół godzinie Minako miała dosyć. Mimo tego, że odkryła w sobie coś na kształt talentu w tej tematyce. Kise nie chciał jej uwierzyć, że dzisiaj po raz pierwszy ma kontakt z piłką. Współpraca z nim szła jej naprawdę nieźle i Ryota żartował, że powinni na nią przyjąć ją do drużyny. Co prawda czerwonowłosy co chwilę darł paszczę i rzucał nie do końca zrozumiałe dla niej hasła, typu: „Błąd kozłowania!” albo „Kroki, kurwa!”, ale dziewczyna i tak bawiła się całkiem nieźle. Za wyjątkiem tych momentów, kiedy stawała oko w oko z Akashim. Wtedy paraliżował ją strach, oblewał zimny pot i wypuszczała piłkę ze zdrętwiałych rąk.
Nie umknęło jej uwadze, że Kise starał się tak blokować kolegę, żeby ten nie miał za wielu szans, by mierzyć się z Minako sam na sam. Próbował ją przed nim chronić? A może po prostu chciał wygrać? Tak czy inaczej, Mina była mu wdzięczna. Bo Seijuro miał w sobie coś przerażającego. Myślała, że to jej wyobraźnia, ale za każdym razem, gdy stała z nim twarzą w twarz, jego czerwone oko lśniło żądzą krwi, a w żółtym jarzyła się jakaś pierwotna wola rywalizacji. Instynkt ostrzegał ją przed niebezpieczeństwem.
To uczucie… Zupełnie jak wtedy, gdy wracając nocą do domu, słyszymy, że ktoś za nami podąża i automatycznie przyspieszamy kroku. Tak samo, jak bojąc się nocnych strachów, naciągamy na głowę potworoodporną kołdrę.
Włoski na jej karku unosiły się za każdym razem, gdy patrzył na nią z góry tym złym wzrokiem. Chociaż, zaraz… Przecież on wcale nie był wysoki! No dobra, był wyższy od niej, ale Minako nie znała za wielu osób (nikogo), kto nie urosnąłby więcej od niej (nawet Toshiro ją przegonił, co odebrała jako osobistą zniewagę). A jednak jego postawa, ta niezachwiana pewność siebie, jaką prezentował, sprawiała, że w jakiś niezrozumiały sposób mógł patrzeć na wszystkich z góry.
– Kurosakicchi! – zawołał Ryota, próbując ominąć Akashiego. Zamarkował podanie, ale Minako wyczuła, co zamierza zrobić i puściła się biegiem pod kosz. Nawet się nie obejrzała za siebie, po prostu wyskoczyła w odpowiednim momencie, by złapać piłkę, która akurat przelatywała nad jej głową.
Zamierzała natychmiast rzucić, ale… Jej umysł wypełniła znajoma energia. Silna. Kosz zniknął, zniknęło boisko, Kise, Akashi… Czarna plama zajęła jej umysł, a wśród niej rozkwitł błękitny płomyczek. Blisko.
Your whole life is flashing before your eyes.
It's all in this moment that changes all.
Dopiero, gdy na coś z impetem wpadła, zdała sobie sprawę, że wciąż biegła.
– Faul! Jasna cholera, szarża! – wydyszał Seijuro, na którym teraz leżała.
– Przepra…
– Mianko! – rozległ się dobrze znany jej głos, nasączony wesołą nutą. – To tak wygląda twoja „praca w terenie”? Myślałam, że resocjalizujesz Stalową, a ty sobie urządzasz podrywy!
– Rangiku! Co ty tu robisz!?
Kurosaki prędko podnosiła się na nogi, ignorując gniewne burczenie Seijura.
– Przybyłam poznać twoich nowych, przystojnych kolegów – odpowiedziała porucznik, uśmiechając się do Ryoty, który zapłoną rumieńcem, nie mogąc oderwać wzroku od obfitego biustu Matsumoto. Guziczki próbujące spiąć jej dekolt zdawały się być na skraju wytrzymałości.
Minako natychmiast domyśliła się o co chodzi.
– Ichigo cię przysłał? Ta menda?!
Rangiku zachichotała tylko w odpowiedzi.
– Ran? Widziałaś się już z Ikari? – zapytała Minako, marszcząc podejrzliwie brwi.
– Nie, czemu?
– Piłaś coś?
– Odrobinkę! – Porucznik znów się roześmiała. – Dawali nam drinki w samolocie!
– Samolot? Masz na myśli… Leciałaś tu samolotem?!
– No, zawsze chciałam się przelecieć! – Mrugnęła do Kise, który całkiem spurpurowiał.
– Ja wiedziałam, że to tak będzie wyglądać… – westchnęła Kurosaki i wzięła przyjaciółkę pod ramię. – Na razie, chłopaki, dzięki za grę. – Odwróciła się przez ramię, posyłając blondynowi szczery uśmiech, ale na Akashiego, rzuciła tylko krótkie spojrzenie.
– To my dziękujemy, było bardzo miło – Kise odzyskał głos. – Hej, a może wpadniecie do nas jutro wieczorem? Robimy imprezkę… Jesteśmy zakwaterowani w apartamencie królewskim na dziesiątym piętrze.
– Oczywiście! – Rozentuzjazmowała się Matsumoto. – Możemy zabrać ze sobą jeszcze kogoś?
– Pewnie. – Na twarzy Ryoty pojawił się zadowolony uśmiech, ale Seijur zdawał się nie podzielać jego radości. – No to… do jutra.
– Do jutra wieczorem, słodziaku. – Rangiku zatrzepotała rzęsami i Minako pociągnęła ją za sobą.
– Zwariowałaś? Po co tu przyjechałaś? Mówiłam, że wszystko jest okay! – syknęła, gdy oddaliły się od boiska. – I co to za strój? Cycki ci zaraz wyskoczą!
Całą drogę na ósme piętro Rangiku szczebiotała wesoło o tym, że kupiła sobie o rozmiar za małe ciuszki, a sprzedawczyni nie chciała wymienić niczego bez pardonu.
– Chyba bez „paragonu” – poprawiła ją Minako, gdy wysiadały z windy. – Tak się nazywa to, co…
Nagle zamilkła, widząc, kto opiera się o drzwi ich pokoju. Poczuła jak jej żołądek robi fikołka. Dlaczego nie wyczuła jego energii ducha? Zatrzymała się, przez co Matsumoto wpadła na nią.
What are you waiting for?
What are you fighting for?
– Nie mówiłaś, że on tu przyjechał razem z tobą! – syknęła na Rangiku, która znów się rozchichotała.
– Och, to miała być niespodzianka!
– Kapitanie! Chyba nie chcecie wchodzić w moje konpetencje? – Minako założyła ręce na ramiona, gdy już stanęła przed Hitsugayą. – Nie było najmniejszej potrzeby, żeby tu przyjeżdżać! Doskonale sobie radzę!
– Czyżby? – Toushirou patrzył na nią chłodno. – To gdzie jest kapitan Jaggerjack?
– Yyy… – Mianko nie wiedziała, gdzie znów szlaja się Hagane, ale przecież nie mogła się przyznać, że nie posiada takich informacji. – Jest… Na portierni. Poszła… Po zapasowy klucz.
– Taaak? – zdziwił się kapitan. – To dziwne, bo przed chwilą tam byłem i wyobraź sobie, że prócz naprutego ciecia nikogo tam nie znalazłem.
Lodowaty wzrok kapitana wywołał dreszcze na jej karku.
Mam szczerze dosyć takich spojrzeń na dzisiaj.
– Trzeba było zajrzeć pod ladę… – bąknęła, zawstydzona, że złapano ją na kłamstwie.
– Yumichika powiedziałby, że takie łgarstwo będzie bardzo niepięknie wyglądać w raportach… Których, swoją drogą, nie dostaję. – Brwi Toushirou zbliżały się coraz bardziej do siebie. – Może zechcecie mi to wytłumaczyć, poruczniku?
Otworzył drzwi i zaprosił ją gestem do środka, zupełnie jakby to on wynajmował tu pokój. Minako trochę zła, a trochę zaciekawiona przekroczyła próg, prychając cicho i patrząc kapitanowi prosto w turkusowe oczy. Odnotowała z niezadowoleniem, że znów musiała unieść brodę nieco wyżej, by móc to uczynić.
– Zaraz, zaraz, a ty gdzie się pchasz, Matsumoto?! – Hitsugaya stanął na drodze swojej drugiej porucznik, która również poczuła się zobowiązana skorzystać z zaproszenia.
– No jak to? Do wyrka… Ja już dzisiaj po pracy jestem.
– No to weźmiesz nadgodziny – Toushirrou zmrużył oczy i rzucił Rangiku klucze. – Wynająłem ci pokój na parterze. Masz znaleźć Hagane i zaholować ją do szóstki.
– Ona nie wejdzie do pomieszczenia, na którym wisi ta cyfra…
– Wrzuć jej tam flaszkę, to sama za nią wbiegnie. Przyjdę rano poinformować ją, jakie są rozkazy od Kyoraku.
I zanim Matsumoto zdążyła coś jeszcze powiedzieć, zatrzasnął jej drzwi przed nosem. A potem przekręcił klucz w zamku.
– Ka… Kapitanie? – odezwała się nieśmiało Minako, widząc, że Hitsugaya wyciąga klucz i chowa go gdzieś w fałdach haori. – Co ty wyprawiasz, Toushirou?
Na twarzy białowłosego kapitana zagościł półuśmiech, który nie spodobał się Kurosaki. Panujący w apartamencie mrok rozpraszały tylko niemrawe światła panoramy miasta. A te migające, miejskie blaski, nadawały jego oczom niezwykłego, zimnego charakteru. Zimniejszego, niż zwykle.
– Po prostu nie chcę, żeby nam ktoś przeszkadzał – odpowiedział. Nawet jeśli zwrócił uwagę na to, że porucznik mówi do niego po imieniu, nie skomentował tego w żaden sposób. – Kto to był?
Kurosaki dotarła do najbliższego włącznika, który znajdował się w łazience i zapaliła światło. Patrzyła z niezrozumieniem na Hitsugayę, który odwieszał na garderobę swojego Hyorinmaru.
– Kto?
Kiedy odwrócił się do niej, poczuła jak temperatura wokół spada.
You build your walls then break them away
cause that is what it takes
– Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
– Ale ja naprawdę nie mam pojęcia…
– …z kim się tarzałaś po boisku?
– O czym ty… – Nagle zrozumiała, o czym on. I zaśmiała się głośno. – Nie wierzę…
– W co? – Teraz to Toushirou się dziwił.
– Nie wierzę, że jesteś zazdrosny, kapitanie.
Spodziewała się, że zaprzeczy. Może, że zaprzeczy i się zarumieni. Ale on, chociaż bladoróżowy kolor naznaczył jego kości policzkowe, nie zaprotestował. Jedynie lekko wzruszył ramionami.
– Ty też byłaś zazdrosna, więc jesteśmy kwita.
– Słucham…?! W życiu nie byłam…
– A Hinamori?
– A co ma do tego ta głupia krowa?!
– No widzisz…
Na ustach Toushirou wreszcie pojawił się uśmiech, który znała. Nie dane jej było oglądać go często, ale kiedy już gościł na twarzy kapitana, czasem nie znikał długą chwilę, napełniając turkus wesołymi iskrami. Toshiro zrobił jeden migoczący krok, po którym znalazł się tuż za jej plecami. Drgnęła, a on natychmiast ją objął. Odwrócił ją przodem do dużego, wiszącego nad pralką lustra. Lubił kontrast jego białych włosów i jej płomiennej fryzurki.
You saved yourself
You found who you are
that never goes away
Ostatni raz byli ze sobą bliżej w święta, a od nich minęło już sporo czasu. A teraz wyjechała sobie na tą „delegację”… Chociaż nawet kiedy była w Seiretei nie miała dla swojego kapitana za wiele czasu. Dlatego nie zamierzał tego przedłużać już ani o sekundę.
Zsunął ramiączka jej bluzki, a materiał nagle zmroziła niebieska energia. Minako pisnęła, zaskoczona, gdy jej bluzka po prostu się rozpadła na setki lodowych kryształków.
– No wiesz?! – zaoponowała bez przekonania, próbując zakryć się jedną dłonią, ale Toushiro złapał jej rękę, nie pozwalając na to. Najwyraźniej podobało mu się to, co widzi, bo uśmiech wciąż nie znikał z jego twarzy. Drugą ręką rozwiązywał pas, przytrzymujący jego hakamę.
Zimne usta kapitana wpoiły się w jej wargi. Minako zaczęła tracić orientację. To wszystko działo się tak szybko… Ledwie się spostrzegła, a stała już niemal naga przed swoim kapitanem. Jedynie czarne figi chroniły ją jeszcze przed głodnym wzrokiem lodowego Shinigami. Ale i do nich już dobierały się jego zwinne palce. Zanim jednak pozwoliła mu je ściągnąć, na chwilę sama przejęła inicjatywę, rozchylając jego czarne kosode. Blada skóra Tousirou była… cieplejsza niż zwykle. Zaśmiała się.
– Napaliłeś się, kapitanie.
– Tęskniłem…
Na chwilę zatrzymała dłoń na jego sercu, które biło mocno.
– Ja też… – szepnęła, ale tak cicho, że nie wiedziała, czy ją usłyszał.
Podniósł ją i posadził na pralce. Pozbawił ostatniej osłony i oparł jej nogi na swoich ramionach. Pogładził je opuszkami przesuwając od stóp, przez łydki, do ud. Przygryzł wargi, obserwując pojawiające się na skórze dziewczyny dreszcze. Dosięgnął dłońmi piersi, okrążając dotykiem ich sutki. Westchnął z pożądania. Wrócił do jej ud, tym razem jednak ustami. Minako jęknęła. Odchyliła się, opierając o zimą powierzchnię lustra.
I jęknęła jeszcze głośniej, gdy kapitan wszedł w nią nagle, kładąc jej nogi na swoich obojczykach. Kilka szybkich pchnięć uspokoiły na chwilę ich pragnienie. Toshiro przysunął się bliżej, całując w usta swoją porucznik. Nie wypuszczał jej z ciasnych objęć. Poruszał się teraz powoli, wzdychając za każdym razem, gdy palce porucznik wpijały się w jego ramiona.
And I know you wish for more
you know the time is right
– Nigdy więcej mi nie wyjeżdżaj – wyszeptał urywanym głosem, wciąż nie pozwalając jej odsunąć się choć o milimetr. Na chwilę jednak się opamiętał. Zamarł i kazał jej objąć go mocno za szyję. Minako potrzebowała chwilki, by zebrać myśli. Nawet na tak prostym zadaniu trudno jej było się teraz skoncentrować. Kapitan czekał cierpliwie, uśmiechając się, wciąż zachłannie patrząc na jej piersi. Kiedy Kurosaki udało się go objąć, podniósł ją i wyniósł do sypialni. Kosode wciąż trzymało się na jego ramionach, łopocząc wokół nich jak czarne skrzydła. Rzucił ją na materac i tam zakończyli akt, nie powstrzymując już ani odrobiny swojej tęsknoty. Minako zaciskała palce na przemian na jego barkach, rękach, pościeli, przyjmując całą namiętność. A kiedy poprzez własną mgłę brązowych oczu dostrzegła, że spojrzenie kapitana robi się coraz bardziej nieprzytomne, odwróciła go na plecy i zmusiła, by teraz on pod nią jęknął. Jednak to Toshiro chciał zdecydować o tym, kiedy to się skończy. Obrócili się jeszcze raz, zaplątując w czarny materiał i za chwilę…
Świat zniknął. Odpłynął na spokojnej, drgającej fali nieświadomości. Jego ciężar na jej piersiach. Płytki oddech wtulony w jej szyję. Białe włosy, łaskoczące ją w twarz.
Teraz. Teraz mogłaby umrzeć.
– Nigdy więcej mnie nie odsyłaj… – odpowiedziała na jego wcześniejsze słowa. Wtuliła się w niego tak, by nie dostrzegł gromadzących się w jej oczach łez.

5 komentarzy:

  1. Yhyhyhy! Naprawdę szmat drogi do Czwóreczki?

    Cieś, mallleńka! No i ta dedykacja pięknym niebieskim! Rhan tak bardzo uradowana <6 <4
    Kochane, pazurzaste, wilcze mallleństwo, przyjechałam żem se z pracy i popatrz co upaczyłam na Drodze. No...! Zacznę, tego... od końca... uch, bo po prostu, rozumiesz, no hot że hot!
    To Hitsugaya z Minako?! Yh, no popatrz, a ja głupia całe życie myślałam, że on jednak coś tego no z Karin. Ey, jak na to bliźniak zareaguje? Czy już wie? O, cholera, pięknie! Tak, ta bezczelność Toshirou gdy zamykał drzwi Rangiku przed nosem <6 ach, tak bardzo. Ale znając Matsumoto, to pod drzwiami, menda, podsłuchiwała! Też bym to robiła, więc luz :D
    Kise! Kise! Podoba mi się ten cross, Wilczy, brzmi to naturalnie i naprawdę udanie . O, chwała Ci, że Mina ma talent do kosza! I poznała w takim momencie dwójkę z "Cudów". Zaproszenie na imprezę? Z Hagane?! Pójdą z Żelazną, i człowieku, wpada Grimmjow a oni w butelkę grają! Ja Cię... no, rozkurw po całości. Weź se to wyobraź, Wilczy!
    Część pierwsza pt. "Ichigo i urżnięty Espada" epicka, a Rudy niegłupi z tą umową! To teraz Grimm pójdzie grać w kosza, a ciekawa jestem, czy będzie mu to przeszkadzać, czy na lajcie? No i co, ostatecznie nie dowiedział się od Kurosakiego gdzie jest Ikari. Zastępczy oszust, ale list niech wyśle. Yh, i łer yz sama zainteresowana? Dalej się szlaja z gościem od chipsów? Będzie źle. Wyczuwam melanż, będzie grubo, ale będzie źle.
    Wilczyyyy!! Daj jakiś spojler! Jakiś milusi fragmencik, proooooooszęęęę!! <6
    I wgl Zastępczy co odwala, mścić się na siostrze bo Sexta? No, przecież to rozrywka na całą sobotę jest! No, okey, uchlany Grimm, śpiący na dodatek, to może nie jest radocha że łojapierdolę, ale przynajmniej nie ma nudy, nie? On tego nie rozumie, trep. O, i akcja z pocztą! Ej, czekaj, zaraz Ci me fejwryt powstawiam!

    " Takie niby wolne, ale jednak „TAKIEGO WAŁA”. W sobotę działy się czary. Prawdziwa magia w domu Kurosakich. (...) Ichigo podejrzewał, że cały syf z okolicy ściągał do nich na chatę właśnie w sobotnie poranki i według jego teorii na dziewięćdziesiąt procent była to robota Hollowów." no nie wiem czemu, ale tak mnie to bawi, że człowieku!

    Standardowo, co się uśmiałam, to moje, bo, Wilczy, Ty jak piszesz poważnie, to jest poważnie, ale jak piszesz śmiechowe akcje, które według heroinów i heroin są fullofsirius to padam na ryjek i nie daję rady! No takie to jest wtedy śmieszne! <6
    Ja Twój talent nadal podziwiam i chyba nigdy nie przestanę. Ale jak ty mnie przerażasz, gdy mówisz, że np. planowałaś to skończyć na którymś tam rozdziale, to nawet nie masz pojęcia. Ale uspokoiłam się dzisiaj, jak przeczytałam, że do Czwórki sporo rzeczy, to i do końca pewnie podwójnie sporo, a do tego czasu może umrę i nie będzie mi dane przeżyć tak strasznej rzeczy, jak zakończenie Drogi. Nie! Nie jestem w stanie nawet o tym myśleć.
    L - Powiedz tylko słowo, a zakończysz życie w tej chwili.
    Nie masz wstępu na Drogę, wynocha!

    " (...) Masz znaleźć Hagane i zaholować ją do szóstki.
    – Ona nie wejdzie do pomieszczenia, na którym wisi ta cyfra…
    – Wrzuć jej tam flaszkę, to sama za nią wbiegnie." mój drugi fejwryt text!

    Impreza z "Pokoleniem Cudów"! Chcem! Mój Boże, i pomyśleć, że zanim o tym przeczytam, minie cały tydzień w robocie! Ale tak człowiekowi lżej będzie, myśląc, że jak wróci do domku, to na Drodze newsa znajdzie. Pocieszasz uciśnionych, Wilczy, nie wiem, czy takie masz dobre serce i to był Twój zamiar, ale tak jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, czytam drugi raz tego hota i to jest takie piękne. Piękne. No, po prostu. Takie słodkie i melancholijne, bo oni za sobą tak tęsknili i kurde... wczułam się. Ach, Wilczy! Normalnie, uwielbiam Twoją Drogę, bo raz, że fantastycznie się to czyta, dwa, że cudowna fabuła, a trzy, to że człowiek się albo utożsamia albo wczuwa w bohaterów i to jest takie fantastyczne, że nie chcę nigdy przestać! No. Znów jestem pod wielkim wrażeniem, a jaki zaciesz na ryjku! I ten... normalnie, chcę Ulquiorrę w Twoim wydaniu. I arrancareczkę, albowiem przeczuwam, że to będzie tak piękne, jak Grimm i Hagane (dobra, możesz się nie zgodzić, ale dla mnie Czwóreczka to jest tak pociągający jak Sexta, o! I nie paczaj na ręce Rhan, bo Grimma by Ci przecież w życiu nie uwiodła, bo woli Czwórkę). Ale jak zechcesz się podzielić (wątpię) to skorzystam!

      Yh, no, Wilczy, co Ci powiedzieć? Z niecierpliwością czekałam, i jak nadeszła niedziela, to takie Ach! Przed wyjściem do roboty, a po przyjściu "nareszcie!". Oczywiście, mój zachwyt nie jest równy poziomowi Twojej pracy, chylem czółko przed kunsztem Twoich pazurków i głowy, zazdraszczam (tak po polskiemu) ( "zazdraszczam" autentyczny tekst DYREKTORA jednej ze szkół w moim dzierżoniowskim na jakimś ważnym zebraniu czy czymś, miszcz świata).
      GDZIE JEST HAGANE?! Czy ona se sprawy nie zdaje, że jak się Grimm dowie, co ona wyczynia, to ukatrupi pół Kaliforni? Ale dobrze robi, cholera, niezależna, niebieskogrzywa kobietka! Ot, co! Silna baba, podziwiam ją, że pomimo strachu przed Espadą (a to działa na psychę, nie? Wydaje Ci się, że widzisz tego prześladującego Cię wszędzie i jeden Twój niewłaściwy krok, a Shinigami jeden wie, gdzie skończysz) jakoś brnie przed siebie, stara się przynajmniej (to, że nie za dobrze jej to wychodzi to nie ważne) jakoś normalnie funkcjonować, pomimo tej obsesji że cero, arrancarzy, hycle, Grimmjow, garganta, Hueco Mundo, Grimmjow, Grimmjow, Grimmjow. I Wilczy, wielki za to szacunek i wielkie dzięki, że o tym wspominasz, bo przecież taki sukinsyn jak Niebieski to nie tylko radocha i wgl, ale przez ten jego ciężki, nie umiejący się przystosować do normalnych warunków charakterek druga osoba może faktycznie popaść w jakąś schizę. Ika ma przekichane w tym temacie. Z takim, jak Grimm się nie zadziera, no kurde, ale weź tu próbuj normalnie żyć? Sirius problem. Cholera, bardzo sirius. Martwię się o nią, bo jakiś uszczerbek na psychice to mieć będzie na pewno.

      Kocham Cię normalnie. Poczułam, że muszę Ci to wyznać, Wilczy, żebyś wiedziała. I kurde, nie mam Zabójcy Dusz, ale jak będzie trzeba to stanę do (przegranego) boju z Grimmjowem o Cię! A co, kurde! Tylko czy to przeżyję, to inna kwestia XD <6 Ale naprawdę, uwielbiam Cię za Drogę, Grimma, a już za Ikę to całkowicie, i za Minako też <6
      Cheers! Drink for that!
      I, kurde, nie wiem, co jeszcze napisać. Bo rozdział w całości i we fragmentach był cudowny, a hota to będę czytać jeszcze sporo razy, tak czuję. Zresztą wgl pewnie całą Drogę znów przeczytam od początku. Jak starczy czasu. I to tyle ode mnie na dziś. Normalnie...! Yh, no!
      Weny. I buźka :* I pa!

      Usuń
    2. Rhan moja ukochana.
      Serce Ty moje, otucho ma i sensie mojego pisania, mej Drogi sensie!
      Ja se kiedyś ujebię fotę, jak czytam Twoje komentarze... nje, filmik nakręce, jak przez dziesięć minut suszę zęby... 10 minut kiedy czytam sobie, bo potem musiałabym się nagrywać resztę wieczoru, jaka chodzę zadowolona i dumna z siebie, Grimmjowa, Hagane i wgl! No.
      Bosze. Jakbyś była pod ręką to bym Cię taaaak za to wszystko wyściskała, ze... moze lepiej nie, bo pewno bym Cię przypadkiem udusiła.

      Hehe, no, wyznam szczerze, iż Minako to postać w sumie stworzonba przez moją bratową, którą zatrudniłam w Drodze, a że bratowa miała urodziny i Toshiro to jej lof, to doształa takiego prezenta... :D Ano, tak to jest się z Wilczym kumplowac, to potem takie sie prezenta oczymuje zamiast drogich gadzetów :D Ale bo Wilczy daje czo by sam kcial, takze, ja bym W ZYCIU lepszego gifta dla siebie nie wykminila niz maly hocik z Szóstym.

      Wgl jak pisze to jesz jusz ciemno a do kontaktu tak bardzo za daleko wiec wybacz zapewne zwiekszona ilosc literowek :(

      Ale! Butelki nie będzie, ale jasne ze Grimmjow wtargnie na impreze :D Bez zaproszenia sie menda wprosi :D

      Ano, hagane z rozdzialu wywialo :P Ale to dobrze, ze jej brakuje ^^ Luzik, w nastepnym czapterze wbije do hotelowego pokoju, bo czo z tego ze tosiek zamknal drzwi, jak franca ma klucze...
      Ale ano, te jej rozterki, tak piknie to ujełaś, że w punkt, własniewłasniewłasnie. <6 Nastepny rozdzial bedzie dlugi, pierwszy ktorego nie podziele, bo jakbym podzielila to zas dwa krtotsze party by wlazly. Ale lubię 5 rozdział. Moze dlatego, ze pojawia sie Kirai... 6 lubię jeszcze bardziej, bo jeszt wiecej kairiego i part one pisalam do moves like jagger :D No, oczywiscie ze ta piosenka musiala sie tu pojawic... ;) Wgl to przez kairiego sie akcja tak rozwlekla mi, ale no, jakby grimmjow rzekl: tak musi byc :P

      wgl to moze glupio to zabrzmi ale ja sama mam nieraz (80%:P) taki ubaw z Drogi... to taka terapia dla mnie dzienna, ze zyc juz nie moge bez niej, zwlaszcza, ze czasami... pisze sie samo. i wtedy mam ubaw, jak czytam drugi raz wtf, a polowe tych rzeczy nie pamietam... :P dobra ze czasami se piwko otworze do pisania ale bez przesady ;P to wszystko jest sprawka Hollowow, ano, tak wlasnie mysle :D I Hueco Mundo.

      I ja nie wiem kiedy sie to skonczy :P znaczy wiem, ze do konca zierzam, wiem mniej wiecej jak, ale juz nie probuje tego ustalac w ilosciach rozdzialow, bo mi ciagle wchodza jakies nieplanowane akcje... i tak mialo byc 6 potem 8 to teraz pisze dziesiaty -.- :P

      I ja Ciebie kocham i to jak mocno i wgl, ze tak osobiscie zapytam, sie osmiele, jesli mozna.. Gdzie to pracuje moja Rhan, gdzie to? Bo mnie ciekawi! ;) Idę do Cb jeszcze jakimś fragmencikiem Cię obrzucę, spoilerow nigdy dosyć :P

      Usuń
    3. Mallleństwo, nie jest to chlubna praca, o nie, ale cóż wybrzydzać nie wolno. Otóż Rhan, z racji mirjsca swego zamieszkania, to jest Szkocja, zatrudniła się jako gotująca (paralitka co truje ludzi) na takich big koncertach! Parę dni w tyg, tłumy ludziów, mjuzik, i Rhan gotująca "jedzenie" wątpliwej wartości odżywczej, bo to wschodnie chińskie pierdoły. I co ja słyszę! Nie bedzie butelki! Ufff to dobrze, tak się obawiałam, że wszyscy zginą, a mecz przed nami! I wiedziałam, że się wprosi! No wiedziałam! A za spojler to ooooogromne dzięki, no przecież Hagane mistrz ciętej riposty, jebać Byakuyę! No raczej!
      No, tak, Droga to jest rzeczywiscie swoisty lek na nude, rutyne i wgl wszelki brak alkoholu w lodowce oraz na brak nowego czaptera mangi oraz przerwę w anime. Buuuuu!
      Już piszesz 10? No to jest wspaniała wiadomość! Hej, ale ja mam zaleglosci, ide natychmiast obadac kuroko no basket, bez gadania.
      Jak ty nagrasz jak czytasz moje komenyarze, to ja nagram jak czytam twoje rozdzialy. Ale sie zdziwisz na moje reakcje(Boleynowe dziecko-kopiara). Well spodziewam sie niedlugo, ze bedzie mecz. I ze Grimmjow COŚ przeleci, według swojego życzenia, hyhyhyhy! I w ogoke Wikczy to romantyzm w Twoim wykonaniu jest cudowny! Wielbię <6<6<6<6

      Usuń
  2. Co ty mi robisz! No co ty mi robisz, ja się pytam! To było takie słodkie, tak słodko romantycznie! Awww, *.*. Pralka to bardzo dobre miejsce, tak sonce. I mówię jak jest, tak przy okazji.
    I Grimm. Taaaakie słodziak. Trzeba przyznać, że bardzo szybko zapada w kimę. Co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że jest na prawdę cudownym stworzeniem. Nawet jak jest nachlany - a może nawet bardziej?O.o Zastanawiam się, czy udało się go schować w szafie na czas. Byłby przypał, gdyby nie. Poza tym tekst o gejowskich zagrywkach rozwalił mnie totalnie, na dłuuugi czas.

    <6 <6 <6 <6

    Pokój numer 6, hy hy ^^

    "Porobić samojebki i wrzucić na facebooka do albumu „Urżnięty Espada i ja”." I WANT IT. TAKE ME <6 <6

    OdpowiedzUsuń