sobota, 26 lipca 2014

7. SZEŚĆ UCZUĆ:I’m the one that you loathe (cz.2)

Rozdział pisany na współę prze wilki i feniksy!
_____________________________________



Minako wściekłym, szybkim marszem wracała do swojego oddziału. Myślała tylko o tym co zrobi, jak dorwie Espadę. On widocznie też nie mógł się tego doczekać, bo gdy tylko zobaczył, że przemierza bojowym krokiem dziedziniec, kierując się w jego stronę, wyszedł jej na spotkanie z uśmiechem.
– Yo, masz może jakieś…
– GDZIE TY ŻEŚ SIĘ SZLAJAŁ, GRIMMJOW, I JAKIM PRAWEM, DARMOZJADZIE?! – zaczęła na niego krzyczeć, popychając go, ale Espada nie cofnął się nawet o pół kroku. – Twój kontrakt zabrania ci opuszczać tereny dziesiątego oddziału!
– Gówno prawda. Mówi tylko o tym, że nie jesteście w stanie zagwarantować mi nietykalności poza waszym oddziałem.
– OTÓŻ TO! Rusz się stąd jeszcze raz, a twój pusty czerep w tajemniczych okolicznościach oddzieli się od reszty twojego tułowia, ty trepie! – zagroziła, znacząco zaciskając dłoń na rękojeści Zabójcy.
– Tch… Obiecanki-cacanki.
– JA NIE ŻARTUJĘ!
– Dobra! – Espada uniósł otwarte dłonie, uspokajając ją. – Wyluzuj.
Nie mógł sobie wybrać lepszej kontry. Kurosaki opadły ręce. Serio? Arrancar uspokajał? Espada? Szósty? Jaegerjaquez? I co jeszcze? Czym jeszcze ją zaskoczy? Jak skończy się jego wizyta?
Bo zaczęła się dziwnie. Od jego deklaracji uczestnictwa w grze zespołowej. ZESPOŁOWEJ. Grimmjow i „zespołowej”? A czy destrukcja może cokolwiek tworzyć? Jednak wyglądało na to, że naprawdę zagra on w koszykówkę. Wciąż nie mogła w to uwierzyć, chociaż już od kilku dni widziała jak Arrancar popierdala po boisku w drużynowym stroju. Na kilometr waliło to jakimś przekrętem… A jednak grał. Tamtego dnia Grimmjow był tak poważny jak nigdy, choć jak zwykle uśmiechał się szyderczo.




Nikogo na Dworze Czystych Dusz nie dziwiły krzyki dochodzące z kwater oficerskich oddziału dziesiątego.
– Ty chyba żartujesz!
Minako siedziała za swoim biurkiem i po raz kolejny czytała spisany na papierze  i  podpisany przez obie zainteresowane strony pakt z Espadą, podczas gdy jej brat przemierzał gabinet w te i z powrotem.
– Nie wierzę, że Grimmjow to podpisał. – Porucznik rzuciła papiery na biurko i opadła na oparcie fotela.
– A nie widzisz na końcu jego parafki?
– I jeszcze dobrowolnie wszedł na teren Rukongai… Ba, zamierzacie przetrzymywać go tutaj! W Seireitei!
– Na terenie oddziału dziesiątego, siostrzyczko.
Spojrzała z niedowierzaniem na Ichigo, który wskazał na okno. Wyjrzała przez nie i nie musiała długo szukać tego, na co pokazywał rudowłosy. Niebieska czupryna za bardzo rzucała się w oczy, kiedy na głównym placu Matsumoto odganiała od niego zaciekawionych Shinigamich.
– Nie wierzę! – krzyknęła, machając rękami nad głową. Wróciła za biurko i usiadła za nim z założonymi rękoma.
Ichigo tylko westchnął i podrapał się po rudym łbie.
– Nie czytałaś całej umowy, prawda?
– Nie, po pierwszej stronie wystarczająco mnie mdli.
– Bo na trzeciej stronie… W punkcie dziesiątym, podpunkt b, bodajże…
Nie dała mu skończyć. Porwała papiery z biurka i nerwowo przerzuciła na trzecią stronę. Jej oczy szybko przesuwały się po linijkach.
„10.
b) Kurosaki Minako zostanie trenerem drużyny Karakury...”
– No i co to ma być?
– Czytaj dalej.
„ …i zobowiązuje się przyjąć funkcję trenera osobistego Grimmjowa Jaegerjaqueza, przez wzgląd na jego wyjątkowe zdolności.”
W gabinecie zapadła długa cisza.
Wyjątkowe zdolności? Bardzo, kurwa, dyplomatycznie. Pod tym hasłem kryją się zapewni jego przerażające, destruktywne zapędy. Świetnie. Wygląda na to, że posyłają mnie na pierwszy ogień.”
– Nie wiem, kogo to był pomysł, ale przysięgam, że straci tą swoją tlenioną głowę. A kapelusz wezmę sobie jako trofeum.
Tylko Urahara mógł wymyślić coś równie niedorzecznego i tylko on był równie bezczelny.
– Ależ przecież doskonale sobie poradzisz – odezwał się Toshiro, wychylając się zza sterty wczorajszych raportów, za którymi ukrywał się do tek pory.
– A jak sądzisz, czy Twój smok poradzi sobie na księżycu jak go tam wykopię?!
– Minako, uspokój się. – Ichigo stanął przed kapitanem w obawie, że wzrok siostry uśmierci kapitana dziesiątki. Toshiro tylko pokręcił głową i wrócił do raportów. – Cóż, prawdę mówiąc to Urahara tylko podsunął mi ten pomysł i pomógł sporządzić umowę… Ale to ja przestawiłem ten pomysł Głównodowodzącemu, a on stwierdził, że trochę rozrywki jeszcze nigdy nikomu…
– ROZRYWKI?! – Minako oddychała ciężko. – TY ZDRAJCO!
Well it rains and it pours
When you're out on your own
– Ale to Kisuke ma przymierze z Grimmjowem, nie ja! – krzyczał Zastępczy, zasłaniając się przed ciosami siostry.
Nagle drzwi gabinetu rozsunęły się z hukiem i stanął w nich uśmiechnięty Szósty Espada. Jak zwykle sprawiał wrażenie kogoś, kto wierzy, że wszyscy dookoła uważają, iż ocieka zajebistością, a gloria, chwała i pełne zachwytu nad nim westchnienia należą mu się odgórnie.
– Chciałaś mnie widzieć… trenerze? – Ostatnie słowo wypowiedział tak sarkastycznie, że aż przewróciło jej się w żołądku. Zagryzła tylko wargi, przełykając mężnie tą kpinę.
– Siadaj. – Wskazała mu krzesło przed swoim biurkiem.
Usiadł, kładąc nogi na blacie, tuż przed twarzą Minako, która poczuła, że mdli ją coraz bardziej, a rozciągnięty na jego twarzy cyniczny uśmiech w niczym nie pomagał.
– Powiem ci, jak to będzie. – W końcu zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. – Będę waszym trenerem. Będziesz robił, co mówię i nie będę musiała cię o wszystko prosić dwa razy. Zaczniemy od tego, że zdejmiesz nogi z mojego biurka. – Kiedy chciała, potrafiła być bardzo przekonująca.  Zwłaszcza Shizuka Chou w formie Shikai na jej kolanach mógł przemawiać do opornych wyobraźni.
Grimmjow zaśmiał się krótko, ale usłuchał, choć nadal ostrzegawczo wpatrywał się w nią tymi swoimi dzikimi ślepiami.
– To teraz ty mnie posłuchaj. Beze mnie nie macie szans. To ja ci powiem, jak to będzie: będę grać w ataku, sam, a ty znajdujesz mi frajerów od podawania piłek. Gram, kiedy chcę, siadam, kiedy chcę. – Zastanowił się sekundę i dodał jeszcze: – I fauluję też, kiedy chcę. Stoi?
– Stoi. A teraz wynocha z mojego biura.
Nadal uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób, opuścił kwatery oficerskie, a Ichigo wybiegł za nim. Wtedy dopiero Minako zapieczętowała swoje zanpakuto i schowała do pochwy.
– „Wynocha z mojego biura”? – Toshiro wysunął się na krześle zza biurka, a jego porucznik usiadła mu na kolanach.
– Och, myślę, że kwestię tego, kto tu rządzi, możemy rozstrzygnąć inaczej. – Rozchyliła jego kosode, wsuwając pod nie dłoń.
– Fiu-fiu, a co jak braciszek wróci? – rozległ się sarkastyczny głos tuż przy drzwiach.
Minako odskoczyła od kapitana jak oparzona.
– Kapitanie Ichimaru, od kiedy kapitan tam stoi?!
– Od kiedy wyszli twoi goście, Minako-chan. – Gin uśmiechał się od ucha do ucha.
Czerwonawy na twarzy Hitsugaya wstał i podszedł do okna, otwierając je na oścież.
– Matsumoto! Twój strach na wróble się przypałętał! Zrób z nim coś! ­– Zatrzasnął okno, rzucając jeszcze przerażone spojrzenie na Grimmjowa, któremu chyba nie podobała się aranżacja otoczenia, bo ciachał Panterą rosnące wokół dywizji dziesiątej choinki. – A ty, Minako… Zabierz Espadę z naszego trawnika, zanim wykarczuje nam podwórko…
Gdy tylko porucznik zaprowadziła Szóstego do jego tymczasowej siedziby i rozsunęła przed nim podwójne drzwi, ten od razu padł na łóżko, nie fatygując się nawet, by ściągnąć choćby buty.
If I crash on the couch
Can I sleep in my clothes?
 
Grimmjow nigdy nie przypuszczał, że ta cała szopka będzie aż tak go bawić. Przecież jako Arrancar brzydził się wręcz wszystkim, co Shinigamowskie, a jednak teraz leżał w przydzielonej mu na czas treningów kwaterze, do której przyprowadziła go ta ryża menda. Jego pokój było wyposażony najprościej jak tylko się dało ­– po prawej krzesło, po lewej stoliczek, łóżko pod oknem. Czy oni se, kuźwa, wyobrażali, ze Arrancarzy to jacyś pieprzeni asceci? Mogli mu tu chociaż wstawić mały, czarno-biały telewizorek, przecież nie domagał się od razu telewizji satelitarnej. Albo chociaż jakieś radyjko. Czy te zacofane Shinigamy żyją tu bez odrobiny technologii? Nawet Aizen miał staroświecki gramofon.
– Ej, mogę cię o coś zapytać? – Jaegerjaquez włożył ręce pod głowę i wlepił w wychodzącą Minako zaciekawione spojrzenie.
– Byle szybko.
– Dlaczego mieszkam u was, a nie u Ikari?
Od momentu kiedy przybył na Dwór Czystych Dusz, jeszcze nie widział się ze swoją już-nie-siostrą. Kiedyś ktoś w Las Noches wspominał, że przejście na pieszo ze wschodu na zachód Seireitei zajmuje dwa dni, ale nawet jeśli było do niej tak daleko, nie tłumaczyło to, czemu wszyscy zachowywali się tak, jakby nie mieli żadnego kontaktu z kapitan ósemki. I nikt nie chciał mu powiedzieć, gdzie jest jej oddział, choć Szósty nie uruchomił jeszcze swoich mniej sympatycznych metod w sprawie przesłuchań.
Rudowłosa odwróciła się powoli i spojrzała na Grimmjowa.
– Tknij ją tylko, a utnę ci łeb, nasadzę na pal i postawię przy Senkaimonie.
I wyszła, zasuwając z hukiem drzwi pokoju. Grimmjow zaśmiał się krótko, kręcąc głową.
If it looks like I'm laughing
I'm really just asking to leave
 Szósty był naprawdę uciążliwym lokatorem dla kapitana dziesiątego oddziału, który czuł wyraźnie, że jego prywatność została znacząco naruszona. Ichigo i Sad, którzy na czas treningu również przenieśli się do Soul Society, padali wyczerpani po całym dniu i spali tak kamiennym snem,  że nawet rano ciężko ich było dobudzić, ale ten błękitnowłosy przychlast miał niespożytą energię. Wciąż gdzieś się kręcił, pałętał pod nogami i czegoś szukał, niczym jakaś niezmordowana machina. Skończyło się to tego dnia, gdy skończyła się cierpliwość Toshiro i Espada wreszcie znalazł w swoim pokoju mapę do kwater ósemki, narysowaną życzliwą ręką Hitsugayi.
Od tej pory Toshiro mógł spokojnie próbować zakradać się do łóżka Kurosaki. Bez obawy, że jakieś gumowe ucho usłyszy za dużo. „Próbować” było całkiem adekwatnym określeniem jego działań, bo gdy pierwszej nocy wślizgnął się pod jej kołdrę w samym haori, tylko ją przestraszył i Minako zaczęła krzyczeć, zanim kapitan zdążył zasłonić dziewczynie usta. Zaraz potem zmuszony był uciekać z własnego oddziału, słysząc na korytarzu pośpieszne kroki Ichigo i jego niespokojne nawoływania siostry.
W noc po tym incydencie Minako czekała na swojego kapitana, próbując nie zasnąć. Jej też treningi dawały w kość, ale dzielnie próbowała teraz nie zasypiać, żeby znów nie narobić hałasu. Udało jej się dotrwać do czasu, aż kapitan się pojawił, jednak kiedy tylko znalazła się w bezpiecznych ramionach Toshiro, zasnęła w nich, wykończona. Kolejnym razem padła zanim Hitsugaya się zjawił, ale tej nocy udało mu się obudzić ją delikatniej i Minako nie postawiła na nogi całego oddziału.
Kurosaki zaskakiwał ten nagły wzrost aktywności seksualnej kapitana, ale podejrzewała, że ma to związek z nowym rozporządzeniem. Wiadomo przecież, że zakazany owoc smakuje najlepiej, więc prawdopodobnie teraz stanowiła dla niego jeszcze większe wyzwanie i jeszcze większą pokusę, niż do tej pory. Nie mogła go za to winić, ale mogła obwiniać go o to, że przez niedobór snu zdarzało jej się zasnąć na ławce w ciągu dnia podczas treningu, co wykorzystywała skwapliwie cała drużyna, zwłaszcza ich silny skrzydłowy, urządzając sobie wolną amerykankę, po której trzeba było zmywać parkiet, bo zawodnicy poślizgiwali się na krwi własnej i kolegów z zespołu.
'Cause I love all the poison
Away with the boys in the band



Ryża po raz kolejny zagroziła mu, że ma trzymać łapy i inne takie rzeczy przy sobie, bo mu to i owo obetnie, po czym zapowiedziała, że prawdopodobnie nie przetrwa jutrzejszego treningu, tak bardzo da mu popalić.
Grimmjow obdarzył ją swoim najbardziej pogardliwym z uśmiechów i patrzył, jak wściekła Kurosaki znika w swoim oddziale.     
Zastanawiał się, co ze sobą zrobić przez resztę dnia. Po reakcji ryżej wnosił, że prowokacja Ikari przebiegła według jego planu. Teraz należało czekać na jej ruch. Grimmjow nie zamierzał się przecież narzucać. Nie znowu. Taktyka z porywaniem nie wypaliła, dlatego teraz musi rozegrać to inaczej. Sama musi do niego przyjść. A wtedy będzie miał ją w garści.
You're the one that I need

I’m the one that you loathe
Póki co, mógł zaczekać. Stąd już nie miała przecież gdzie uciekać.
Ale to nie rozwiązywało jego problemu związanego z zorganizowaniem sobie czasu wolnego. W zasadzie, to miał teraz ochotę na jedno. Zasłużył sobie na porządnego drinka.
Szczęśliwie wylądował w oddziale, który miał na pęczki tego, czego teraz potrzebował. Skupił się na moment, wyczuwając reiatsu szefa dywizji kilka baraków dalej i zatarł ręce z uciechy. Droga do barku z trunkami stała przed nim otworem, więc szybko ukrył swoją moc duchową i ruszył do gabinetu kapitańskiego. Przecież nie zabronili mu zwiedzać oddziału, miał prawo chodzić sobie, gdzie chciał, taka była umowa.
Gdy dotarł do celu, przywitała go martwa cisza. Mimo otwartego okna, żadna kartka, żaden świstek się nie poruszał, zupełnie jakby ktoś rzucił zaklęcie całkowitego bezruchu. Najpierw stanął w progu, przygarbiony, węsząc i rozglądając się wokół, czy ktoś nie czai się przypadkiem w jakimś kącie, żeby go przegonić. Gdy nie wyczuł zagrożenia, już dumnie wyprostowany przemierzył biuro i dopadł do najniższej szafki w biurku kapitana Hitsugayi. Gdy ją otworzył, jego oczom ukazał się barek z najróżnorodniejszymi alkoholami. Nie wiedział, jak Cycadella upchnęła tyle butelek w takiej niepozornej szafeczce i w tym momencie nie za bardzo go to obchodziło, bo złapał za zamkniętą jeszcze butelkę Jacka Danielsa i podniósł się, ściskając swoją zdobycz. Obrócił się do wyjścia i zahaczył o stos papierów połą swojej niezniszczalnej kurtki. Na podłogę posypały się kartki. Zlękł się, że teraz jego kradzież, czy jak on wolał o tym myśleć – pożyczka, wyjdzie na jaw, bo kapitalny, idealny kurdupel pewno miał tu wszystko poukładane według jakiś swoich chorych schematów i zaraz orientuje się, że ktoś tu myszkował. Wszystko szybko pozbierał i odłożył, jego zdaniem, na miejsce, a wtedy uwagę Arrancara przyciągnęło zdjęcie, leżące na kupce świstków tuż obok. Wziął je do ręki i przyjrzał się mu dokładnie.
Zdarzyło mu się na żywo widzieć to, co przedstawiało. Paskudna sprawa, ale ruda Shinigami nie wydawała się obarczona jakimś zespołem stresu pourazowego… No, chyba, że jej mechanizm wyparł większość z bolesnych wspomnień, to by dużo tłumaczyło. A może i jej wyczyścili pamięć? Mimo, że Grimmjow grał kiedyś z Szayelapporem w jednej drużynie, zawsze uważał, że jest z niego kawał chuja. Za to Grimmjow nie uważał się za chuja i mimo niechęci, jaką żywił do ryżej mendy, postanowił wybadać tą sprawę. Zwłaszcza, iż nie wierzył, że takie zdjęcie w zasadzie przedawnionej już sprawy, leżało na wierzchu zupełnie bez powodu. Widocznie ktoś odgrzewał starocie. A skoro było to biurko Toshiro…
Wyskoczył przez otwarte okno i podążył do Centrum Rozwoju i Technologii, gdzie wyczuwał reiatsu małego gówniarza. Przed wejściem pociągnął zdrowo z butelki, po czym cichcem wkradł się na teren oddziału dwunastego, który także pogrążony był w ciszy. W sumie chyba nawet gdyby oficjalnie przeszedł pod samymi nosami tych pieprzonych naukowców, to i tak by go nie zauważyli, zajęci swoimi eksperymentami. Podążał śladem lodowego reiatsu, a kiedy znalazł się wystarczająco blisko, schował się za wyłomem jednej ze ścian ogromnej hali z ogromnym komputerem, przy którym siedział szef naukowych popierdoleńców. Obok niego, oparty o konsolę, z rękami założonymi na piersi, stał białowłosy gówniarz. Oboje pogrążeni byli w rozmowie, a może raczej jakiś negocjacjach.
– Gdybym nie miał powodu, nie prosiłbym cię o to, Kurotsuchi.
– Ależ kapitanie Hitsugaya, nie przecież ci nie odmówiłem. Ja nigdy nie odmawiam eksperymentom.
You can take off your skin in the cannibal glow
– Nie masz na niej eksperymentował, masz ją tylko zbadać!
– Dobrze, dobrze…
– Ona się już zbyt wiele wycierpiała w laboratorium Grantza. Chcę się tylko dowiedzieć, skąd ma takie blizny i co jej robili.
– Zdajesz sobie sprawę, kapitanie, że to nie będzie tania transakcja.
Szósty skorzystał z chwili ciszy i znowu się napił, ale gdy usłyszał kolejne zdanie dowódcy dziesiątki, prawie zakrztusił się trunkiem.
– Jeśli dostarczysz mi odpowiedzi na moje pytania, wystawię ci Espadę.
Jaegerjaquez miał wielką ochotę ujawnić w tym momencie swoją obecność i to wcale nie poprzez wybuch arrancarskiego reiatsu. Wolałby raczej wyskoczyć i wyrzeźbić sobie tulipana o najbliższy z komputerów, ale żal mu było Jacka. Dlatego napił się jeszcze i jego manifestacja gniewu skończyła się na zgrzytaniu zębami.
Ale nie, nie zamierzał udawać, że nic tu dzisiaj nie usłyszał.
O ty sprzedawczyku pierdolony. Jednym słowem masz przesrane.



I've really been on a bender and it shows
Nadal czuła w ustach gorzki smak kaca, mieszający się z niedawno wypitą herbatą. Chciała myśleć, że to tylko kac, bo nie lubiła się przyznawać do porażki, a tą niewątpliwie był fakt, że znów się wystraszyła.
Nie… Ja się wcale nie boję. Wcale nie zemdlałam ze strachu, tylko z przepicia, które spowodowało… No dobra, może i się spłoszyłam, ale już mi przeszło.
Nabrała w płuca powietrza, próbując nabrać w ten sposób również pewności siebie. Przecież już raz go wygnała, więc może to powtórzyć. Ale co mogła poradzić, że Jaegerjaquez miał w sobie ten cholerny pierwiastek, który napawał ją lękiem.
NIE OSZUKUJ SIĘ, IKUŚ. TY SIĘ NIE BOISZ JEGO, TYLKO SAMEJ SIEBIE…
A, i jeszcze to…
Co mogło być gorszym posunięciem? Pakt z Hollowem, czy pakt z Espadą, jaki powinna wreszcie z nim wypracować? Co była w stanie zaoferować niebieskowłosemu demonowi, żeby się raz na zawsze odczepił?
ALE CZY TY ABY NA PEWNO CHCESZ SIĘ GO POZBYĆ?
– Pani kapitan, proszę zaczekać!
No tak, zapomniała o swoim nowym przydupasie. Może rzeczywiście nie ma się czego bać?
– Powiedz mi, Asuka... – zaczęła, gdy porucznik wreszcie ją dogonił. – Ogarnąłeś już bankaia?
Jeszcze nie widziała, żeby Asuka Katakura (który przypominał jej poważnego kapitana Kuchiki, tylko młodszego o milion lat i po stokroć pogodniejszego) wyglądał kiedyś na zbitego z tropu. Do teraz, kiedy przez pytanie swojej kapitan prawie zderzył się z kolumną.
– Pani kapitan się znowu gdzieś wybiera?
– Na razie nie. Ale kto wie, co przyniesie dzień – odrzekła filozoficznie i zmarszczyła brwi.
Musze się napić, bo zaczynam pierdolić.
– Tak czy inaczej, Katakura, musisz mi obiecać, że w razie jakiś… komplikacji… albo mojej dłużej nieobecności… Będziesz się opiekował ósemką. – Spojrzała na niego poważnie, a Asuka tym razem prawie naprawdę się przewrócił.
– Pani kapitan! Proszę tak nie mówić… To brzmi jak pożegnanie!
– As… Będziesz mi tak bez przerwy kapitanował, nawet jak jesteśmy sami?
Porucznik zatrzymał się, przytrzymując ją za haori.
– Ikari, jeśli coś się dzieje… – Patrzył na nią uważnie. – Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
Hagane to wiedziała. Katakura był naprawdę lojalnym Shinigami, dowiódł tego jeszcze zanim został jej vice kapitanem.
– Wiem. – Położyła na mgnienie oka dłoń na jego policzku, próbując przegnać obawę z jego morskich oczu. – Po prostu mi obiecaj, że jakby co… Nie dasz się stąd wygryźć. Tylko w twoich rękach mogłabym zostawić swój oddział.
Asuka pokręcił gwałtownie głową.
– Ikari, nie mam pojęcia, co ty wygadujesz…
– Po prostu obiecaj.
– Obiecuję.
Pomimo jej obaw, kiedy dotarli do kwater ósemki, żołnierze witali ją uśmiechami ulgi. Hagane, tknięta nagłym przeczuciem, udała się natychmiast do swoich podziemi, nim jej porucznik zdążył wymyśleć jakiś sensowny powód, by tego nie robiła. Co tam jakieś Espady, czy Hollowy. Jaggerjack najbardziej drżała o swoje cenne zapasy, których uwielbiała doglądać, dlatego też prędko rozsunęła wielkie dębowe drzwi piwnicznych komnat. Gdy tylko zapaliła światło, myślała, że drugi raz tego dnia trafi ją szlag. Teraz zrozumiała, co czuł Ichigo po utracie mocy Shinigami.
– Zniknęły – wymamrotała. – Ktoś się włamał do mojego oddziału!!!
– Ik…
– Gdzie one są?! – złapała Asukę za poły shihakushou. – GDZIE?!
– Porucznik Abarai kazał wszystko zabrać!
Długo mierzyła porucznika wzrokiem, jakby chciała przeniknąć do jego umysłu i dowiedzieć się, dokąd wyniesiono jej skarb.
– Jak to: Abarai… – zawarczała. – Jak to: kazał…? Ten łajdak… JAKIM PRAWEM PANOSZY SIĘ W MOIM ODDZIALE?!
– Pani kapitan. – Asuka wolał znowu przejść na oficjalny ton. – Nie mogłem nic poradzić… Ale w sumie… Porucznik Abarai chciał dobrze
Asuka musiał być nieśmiertelny, skoro nie zginął od spojrzenia, jakie go przeszyło.
– Kurwy i złodzieje – mruknęła Ikari, puszczając swojego vice i wychodząc z piwnic na zalany słońcem dziedziniec.
Zamknęła oczy i westchnęła. Tak. Czuła czerwonowłosego łotra. Jego triumfujące reiatsu. A obok niego… To musiał być on. Nienawidziła tego arrancarskiego, dusznego, cedrowego zapachu i dobrze wiedziała, że to nie jego ubrania nim pachną, tylko on sam. Mają czelność ukrywać go dwa baraki dalej i myśleć, że się nie zorientuje.
Ja wam pokażę. Jutro się z wami policzę.
Wróciła do gabinetu, gdzie na czarną godzinę schowaną miała pod deską w podłodze flaszeczkę wiśniowej wódki.
'Cause I've spent the night dancing
I'm drunk, I suppose
Cichutko, bezszelestnie. Zwinnie, niezauważalnie...
– Przecież wiem, że tu jesteś. – Na dźwięk głosu przyjaciółki Ikari huknęła głową o ławkę, pod którą starała się ukryć. Zdemaskowana, urażona i wściekła, usiadła obok Minako, wpatrzonej w jakąś kartkę z milionami strzałeczek, która była rozpiską ustawienia drużyny na nadchodzący powoli mecz z Touou i którą Minako zawzięcie studiowała.
– Co tam robisz? – Ikari zaglądnęła rudowłosej przez ramię, siląc się na spokojny ton głosu. Musi się powstrzymać jeszcze chwilę, bo kiedy od razu zacznie na nią krzyczeć, niczego się nie dowie.
– Próbuję poskromić panterę.
Ja ci, kurwa, zrobię poskromienie pantery.
– A chłopaki to gdzie…? – wycedziła przez zęby Ikari, rozglądając się dookoła. Boisko było puste, a liczyła przecież na to, że wpieprzy przynajmniej dwójce z zawodników.
Kurosaki westchnęła i oderwała się wreszcie od kartki, spoglądając na przyjaciółkę z ukosa.
– Słońce, jest siódma rano. W ogóle to się dziwię, co tu robisz.
Ja ci, kurwa, zrobię Słońce.
– Chciałam się tylko przywitać… – Kiedy chciała, Ikari potrafiła przybrać tak bardzo niewinną minę, że nawet Aizen by zmiękł.
– Nie jestem za tym, byście się widzieli. Przynajmniej nie teraz.
Tch, czekaj, bo akurat Ty mi będziesz mówić, z kim, kiedy i po co mam się widywać.
– Chyba nie odważy się zaatakować w obecności całego Gotei, nie? – parsknęła Hagane, ale nie zdołała już ukryć wściekłości, jaka zaczęła trawić jej cyjanowe oczy.
– No, on może nie, bo ma założony limit. Ale nie wiem, co tobie wpadnie do głowy.
 Ikari podniosła się z ławki.
– Wpadnę tu jeszcze później – zapowiedziała. Czuła, że jak zaraz stąd nie odejdzie, to nie zapanuje nad gniewem.
IKARI, IKARI… TY SIĘ NAZYWAĆ POWINNAŚ „NETAMI”!
– Tylko wiesz, że wujek ShunShun nie wydał rozkazu, by kapitanowie i porucznicy nosili przy sobie Zanpakuto…?
Hagane tylko się uśmiechnęła, jakoś inaczej niż zwykle, jakoś bardziej… Jaegerjaquezowo. Już miała sobie pójść, ale jeszcze się odwróciła przez ramię.
– Ty naprawdę myślałaś, że ja się nie dowiem, co? – syknęła i przy użyciu Shunpo zniknęła z koszar dziesiątki.
There's a place in the dark where the animals go
Dopiero wtedy Kurosaki zdała sobie sprawę, że Ikari naprawdę jest wściekła, a przed momentem tylko udawała, że tak nie jest, żeby wybadać, jak bardzo Grimmjowowi wolno rozrabiać w Soul Society.
Minako westchnęła i poczuła lęk. Jeśli Jaggerjack znowu coś wywinie… I tak już Rada była na nią cięta. Ale tak to właśnie z nią było. Mogli Ikari chronić, zabrać jej używki, wynajdywać nowe zajęcia, ale te ograniczenia na nic się nie zdawały. Nikt nie mógł zabronić jej spotkania z tym, co niebieskowłose i nieuniknione. Prędzej czy później i tak doszłoby do konfrontacji, choć Minako wolałaby to później i nie na terenie jej oddziału.
– Wcześnie przyszłaś. – Podskoczyła, kiedy za jej plecami pojawił się Kapitan Hitsugaya i zamknął ją w objęciach.
– Czy możesz przestać to robić?
– Co?
– Pojawiać się tak nagle! Za mną!
W odpowiedzi zatopił tylko twarz w jej włosach. Uwielbiał ich kokosowy zapach.
– Nie możemy! – Ostry ton Minako sprowadził go brutalnie za ziemię. Odsunęła się od niego, a jej twarz płonęła jak dojrzała piwonia.
– Przecież nikogo tu nie ma… A nawet jakby, to co?
So why don't you blow me a kiss before she goes?
– No jak to co! Nowe przepisy! Poza tym idą tu… Ichigo zaraz tu będzie!
– Tak wcześnie? Ich nawet atomowy wybuch by nie obudził.
I zanim Minako zdążyła zripostować, zajął jej usta swoimi. Trzymał ją mocno w objęciach, więc nie miała szans mu uciec, ale ku jego zadowoleniu nawet nie próbowała. Oddała pocałunek i zaczęła chichotać.
– Co…?
– Głupi jesteś i tyle. – Użyła migoczącego kroku i pojawiła się za plecami kapitana. Szybkim ruchem zdjęła z niego haori i narzuciła sobie na ramiona.
– Co ty robisz?
– Muszę jakoś wyglądać! Żeby wzbudzać respekt!
Toushirou wybuchnął śmiechem, kiedy jego porucznik wlazła na ławkę i z założonymi rękami omiotła wzrokiem boisko.
– Róbcie zdjęcia! Toushirou się śmieje!
– Kapitan Hitsugaya, baranie. – Lodowy Shinigami natychmiast wrócił do swojej chłodnej postawy, kiedy za jego plecami pojawił się Ichigo razem z Sado i Renjim.
Rudowłosy obrzucił siostrę krytycznym spojrzeniem.
– Ale żal – skomentował. – Może jeszcze kosode z mojego bankaia chcesz?
– A może moją kurteczkę do tego? – Cyniczny głos rozległ się gdzieś z prawej i na boisko zsonidował Grimmjow.
Poziom irytacji Minako podniósł się znacząco i porucznik zaczęła się zastanawiać, któremu z nich pierwszemu przywalić.
– Mendy i gnoje! Ja tu respekt chcę wyrobić, a wy mi tu… – Dla większego efektu swojej wypowiedzi dmuchnęła w gwizdek, aż właśnie materializujący się obok niej Shuuhei, podskoczył na metr i złapał się za uszy.
– Samobójstwo. TERAZ!
Ale żaden z „zawodników” nie przejmował się jej poleceniem. Może Hisagi i Sado mieli chęci do pracy, ale nie za bardzo wiedzieli, jak te chęci spożytkować.
– Ekhem… – Toshiro pociągnął Minako delikatnie za rękaw, ale i tak został zgromiony wściekłym wzrokiem.
– Czego?!
– Bo oni nie wiedzą, co to te twoje „samobójstwo”.
Rudowłosa przejechała dłonią po twarzy. Po dwóch głębokich oddechach zeskoczyła z ławki.
– To. – Wskazała na najdalej umieszczoną linię boiska. – Jest linia startowa. To… – Pokazała na linię po przeciwległej stronie. – Linia końcowa. Samobójstwo polega na tym, aby w ciągu trzech minut sześćdziesiąt razy dotknąć obu linii.
Głośny jęk zawodu, a nawet głośniejsze sprzeciwy rozległy się na boisku, ale Minako tylko machnęła ręką, a drużyna, bardzo niechętnie, ale usłuchała polecenia. Jednak po chwili Kurosaki musiała znów pofatygować gwizdek, żeby przywołać do porządku Espadę, który próbował wycwanić się z ćwiczenia.
– No co?! Jeśli ukucnę i dotknę od razu trzydzieści razy jednej linii, a potem wstanę i pójdę do drugiej…
– NIE NA TYM TO POLEGA, ĆWOKU!
– A tak można?
I zaczął wykonywać zadanie przy użyciu sonido.
– NIE, NIE MOŻNA!
– Ale to durne… Męczyć się za darmo, nie wiadomo po co…
– Koszykówka to nie tylko umiejętność posługiwania się piłką! Bez odpowiedniego przygotowania motorycznego możemy się pożegnać z Pucharem Zimowym. – Porucznik z powrotem wskoczyła na ławkę i dmuchnęła w gwizdek.
Nie widząc sensu w dalszej dyskusji, pięciu przyszłych gwiazdorów szkolnej koszykówki zaczęło biegać jak szaleni, nie chcąc narażać się na unicestwienie ze strony pani trener. Minako sama się sobie dziwiła, ale czuła się w tej roli bardzo dobrze z tym gwizdkiem i stoperem w ręce. Jak karpie koi w stawiku Kuchikich.
Juliet loves the beat and the lust it commands
– Szybciej, gamonie!
Tylko Ichigo potrafił wytrzymać narzucone tempo z racji swojego małego, bo małego, ale w końcu doświadczenia, jakie nabył w szkolnej drużynie. Reszta biegała jak potłuczona po boisku, stworzonym specjalnie na tą okazję na placu dziesiątki. Minako zastanawiała się, dlaczego Seireitei w ogóle przejęło się kwalifikacją Karakura High School do Pucharu Zimowego. Wyczuwała w tym jakiś podstęp, ale z doświadczenia wiedziała, że wszystko w końcu zapewne wyjdzie na jaw. Przerażał ją tylko entuzjazm Rangiku i jej zaskakująco zwycięskie próby namówienia Stowarzyszenia Kobiet Shinigami na udział w jej cheerleaderskim projekcie. W gabinecie kapitanatu oddziału dziesiątego pojawiły się wielkie kartony z pomponami i miniówkami w kolorach srebrno-kremowo-czerwonym.
Powołani do zawodów zostali Renji i Shuuhei jako zawodnicy, Izuru i Hanatarou jako medycy i Minako jako trener. A ten jeden mały, malutki, aczkolwiek burzący całą koncepcję gry, problem, jakim był brak silnego skrzydłowego, również został szybko rozwiązany. Został wręcz, ten problem, ZNISZCZONY. Tak jak Toutou miało swojego potwora (którego Minako poznała podczas pobytu w Kalifornii i przekonała się, że nie tylko Hollowy to monstery tego świata), tak i Karakura znalazła swoją bestię w ich środowisku naturalnym, czyli w Hueco Mundo.
You can watch me corrode like a beast in repose
Naprawdę nie wiedziała, czym sobie na to zasłużyła, ale dla zwycięstwa postanowiła wytrzymać codzienny widok wrednego Jaegerjaquezowego pyska, choćby potem lata miała spędzić na sesjach wsparcia psychologicznego w barakach dywizji czwartej. Bo weź tu współpracuj z samozwańczym królem. Zmuś go do gry zespołowej. Wytłumacz mu, że koszykówka to sport praktycznie bezkontaktowy i nie można ciachać przeciwników Panterą.
Tyle, że Minako też była uparta, a cierpliwości uczyła się od mistrza – swojego kapitana, dlatego stojąc na ławce, przytrzymując na ramionach kapitańskie haori i pokrzykując na swoich podopiecznych, mimo wszystko czuła, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Oczywiście jej brat skromnie ją opierdolił za noszenie cząsteczek reishi nie należących do niej, za co zgromiła go wzrokiem i kazała biegać trzy razy dłużej niż innym. Bardzo się cieszyła, że Ichigo nawet nie podejrzewa ją o jakiekolwiek bliższe kontakty z Toushirou i wolała by tak zostało.
Jedyne co ją zastanawiało, to dzisiejsza potulność Arrancara. Od początku treningu nikomu nie odpyskował, a wszystkie rozkazy i ćwiczenia, prócz tego pierwszego, wykonywał bez szemrania. Wydawał się trochę jakby nieobecny i zamyślony, choć Minako nie była pewna, czy w jego przypadku można być zamyślonym. Ale musiała przyznać, miał smykałkę do koszykówki. Tak jak ona, nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tym sportem, ale od pierwszego kontaktu z piłką wykazywał niesamowite zdolności.
Po trzech minutach zagwizdała, kończąc pierwszy rozruch.
– Okay, słoneczka, gwiazdeczki i szmaty. Urządzimy sobie mały meczyk. – Zeskoczyła na tartan, a kapitańskie haori załopotało za nią jak skrzydła. Ściągnęła je z ramion i zabrała piłkę bratu. – Wiecie co to Streetball?
Oczywiście wszyscy przecząco pokręcili głowami.
– Trzech na trzech. Ja biorę Ichigo i Sado. Wasza piłka. – Podała po koźle do Arrancara.
Myślała, że będą protestować, ale nie. Bez najmniejszego sprzeciwu stanęli naprzeciw siebie, co wzbudziło w Minako szczery podziw. Grimmjow zaczynał, ale jego pierwsza szarża została zablokowana przez Sado, który natychmiast odrzucił piłkę do Ichigo. Kurosaki, było nie było, miał czegoś się nauczył w szkolnej drużynie koszykarskiej i z łatwością obiegł zwodem Renjiego. Pod koszem czekała na niego Minako i gdy tylko dostała piłkę, zdobyła punkt z dwutaktu. Zasadą Streetballu ponownie byli w posiadaniu piłki i teraz rudowłosa wyprowadzała atak. Powolnym kozłem szła po boisku, aż stanęła naprzeciw Grimmjowa, któremu wrócił na usta kurwikowy uśmieszek.
– Muszę z tobą pogadać – szepnął, gdy rzuciła piłkę za siebie do Ichigo. Jej brat oczywiście rzucił za trzy, ale ona tego nie widziała tego. Wpatrywała się w Arrancara, jakby słowa, które powiedział, znaczyły coś obleśnego.
Gra stawała się coraz bardziej zacięta, aż w końcu przy powiększającej się widowni zaciekawionych Shinigami mecz zakończył się remisem. Minako cały czas przyglądała się uśmiechniętemu cynicznie Grimmjowowi, od którego aż zionęło jakąś skrywaną tajemnicą.
– Możemy już skończyć na dzisiaj? – sapnął Renji, kładąc się na tartanie. Wszyscy wyglądali na zmęczonych, i choć nie powinna im popuszczać, kiwnęła głową i uśmiechnęła się szeroko.
– Myślałam, że będzie gorzej.
Grimmjow wciąż obracał piłkę w dłoniach. Nie czuł zmęczenia w przeciwieństwie do kolegów z drużyny. Zarejestrował, że prawie cały oddział dziesiąty zebrał się wokół boiska i przyglądał się ich zmaganiom, więc mógł się trochę popisać. Podbiegł do kosza, podskoczył i wpakował piłkę przez obręcz. Tym razem urwał kosz, robiąc ten… Jak to się nazywa? Wsad? Nieważne. Ważne było, że pierwszy raz fakt, że coś zniszczył, wywołał czyjś szczery podziw. Starał się tego po sobie nie pokazywać, ale rozpierała go…
– Duma – Usłyszał znajomy głos za plecami.
This alone, you're in time for the show
Drgnął, zaskoczony i szybko się odwrócił. Pierwsze co zobaczył, to była nadlatująca pięść, której nie zdążył zatrzymać.
– Ból.
– Co jest, do kurwy nędzy…!? – Kobaltowe oczy rozszerzyło zdziwienie. – Ikari? –   Wąskie, arrancarskie usta rozciągnęły się w szerokim, powitalnym uśmiechu. – Czyżbyś się wreszcie stęskniła?
– Radość – odpowiedziała tylko kapitan, po czym z zamaszystym rozmachem klepnęła w tyłek przebiegającego obok Hisagiego, który czując, że coś się święci, spieprzał prędko na drugi koniec boiska.
– Zazdrość – dodała, odwracając się do Grimmjowa. Szósty nie zdążył jeszcze pozbyć się grymasu niezadowolenia z twarzy.
– Gniew – wyliczała dalej i popchnęła niespodziewającego się kolejnego ataku mężczyznę, który zachwiał się i przewrócił na plecy. Zanim zdążył zrobić coś oprócz wydania z siebie pełnych złości przekleństw, wskoczyła na niego, przygwoździła jego nadgarstki do tartanu i wpiła się w jego usta. Długo i zapalczywie. Uwolniła jedną rękę Arrancara, by móc wsunąć dłoń w jego spodenki. Palce Espady wplątały się w  jej włosy. I wtedy oderwała się od niego i cofnęła dłoń, patrząc mu w oczy z wyższością.
– A to jest „pożądanie”, do którego podobno też nie jesteś zdolny – warknęła. – Widzisz? Nie jest tak źle, jak na kogoś, kto nie ma uczuć. Co prawda to tylko sześć najbardziej prymitywnych emocji, ale… Dla ciebie chyba w sam raz, co?
A kiss and I will surrender
The sharpest lives are the deadliest to lead 

niedziela, 13 lipca 2014

7. SZEŚĆ UCZUĆ: I'll be your hero (cz.1)



 WILCZY: Serek, mówisz masz! Za zaległości długi rozdział. Rhan, gdzie żeś, Grimm o ciebie pyta... 
GRIMM: Tch, nie zasłaniaj się mną. To ty beczysz w poduszkę po nocach...

ROZDZIAŁ VII wraz z Wilczym pisała Phoenix! Napisała list Grimma, wpadła na zajebisty zakaz Gotei, przekazała nominację Asuce i zrobiła z Ikari totalnie zamroczoną furiatkę ;) Njet, zazdrość jest sto procent Wilcza, ano, tag jezd.
_________________________________
– NIENAWIDZĘ WAS.
– Trzym pysk, Jaggerjack, bo cię znowu zwiążę! I zaknebluję!
– Wal się na ryj z takimi propozycjami, białasie.
– To nie była propozycja, tylko groźba, latawico.
– NIGDY wam tego nie wybaczę.
– Niewdzięczna kreatura… Życie ci uratowaliśmy.
– Sranie, nie ratowanie! KTO WAS O TO PROSIŁ? To była MOJA walka! To było…
Moje serce…
Minako i Toshiro (Bolek i Lolek, Jacek i PlacekxD), którzy wciąż wlekli za sobą Ikari, poczuli, że jej opór ustał i teraz taszczą jej bezwładne ciało.
– Znowu zemdlała? – Idąca przodem Matsumoto odwróciła się do nich, gdy przez minutę jej uszu nie doszły żadne inwektywy. Oboje tylko skinęli głowami w odpowiedzi. – Co jej jest?
– Nie wiem… Ale nie podoba mi się to. Wygląda mi na to, że mdleje z bólu.
– Przynajmniej się nie szamoce – prychnął Hitsugaya.
Ikari ocknęła się jak na żądanie.
– Gdzie mój Zabójca?! – wydarła się dla odmiany.
– Rozproszył się, jak go złamałaś… Coś ty w ogóle próbowała zrobić?
– Chciałam czegoś spróbować… – wydukała, zaciskając zęby w grymasie boleści.
– Jesteś ranna? – zapytała Minako, która mimo tego, iż twarz Hagane wciąż zasłaniała maska, poznała, że przyjaciółka się krzywi.
– Nie wiem – przyznała Hagane zduszonym tonem. – Ale boli.
Kurosaki nagle się zatrzymała i to samo zrobił białowłosy kapitan. Puścili ją, a Minako chwyciła Ikari za ramiona i wpatrywała się w świecące punkty, jakimi były teraz jej oczy.
– Gdzie?
– Tutaj… – Jaggerjack wsunęła rękę pod swoje kosode, a gdy dotknęła lewej piersi, szczęka jej zadrgała gwałtownie, a kolorowe światła oczu pojaśniały. – Ożeż. Kurwa. Mać.
– Co się stało?
– N-Nie, nic… Muszę ściągnąć tą maskę! – powiedziała z nagłym przekonaniem.
– Racja, nie możesz tak wejść do Seireitei.
– Tylko, że nie potrafię… – jęknęła. – Nie umiem!
– To zagadaj z Kiraim!
– Nie słyszę go…
Just try to whisper my name
i'm gonna be there
– Och, pokaż mi to. – Kurosaki złapała za rogi maski i mocno pociągnęła. Po chwili szamotaniny udało jej się zerwać maskę Hollowa, która rozpadła się na czarne strzępy.
CO TO, KURWA, BYŁO?!
To raczej moja kwestia.
– Normalne! – wykrzyknęła Minako, trzymając w dłoniach policzki Jaggerjack. – Twoje oczy znowu są cyjanowe! Wszystko w porządku!
– Na twoim miejscu nie cieszyłabym się zbyt pochopnie – odrzekła Ikari, ale na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech. Jednak bardzo szybko się ulotnił. Gdy spojrzała na Hitsugayę, miała już bardzo marsową minę.
Podbiła do lodowego Shinigami, podwijając zawzięcie rękawiczki.
– Kido?! We mnie?! Zabiłabym go! Zabiłabym, drania, gdybyś mi nie przeszkodził! – krzyczała, trzymając go za haori. – Nieważne, białe kłaki, czy niebieskie…. Kogoś MUSZĘ rozerwać na strzępy.
– CHWILA!
Minako skoczyła między swojego kapitana, a kapitan ósemki, żeby ich rozdzielić, bo Toshiro najwyraźniej nie zamierzał reagować, patrząc na Ikari z chłodną wyższością. A Kurosaki wiedziała, że niebieskowłosa nie znosił, gdy ktoś patrzy na nią z góry.
– Uspokój się… Nikogo nie będziesz mordować.
– Co ty bredzisz! – krzyknęła na nią Hagane. – Właśnie, że tam zaraz wrócę, rozwalić mu ten błękitny łeb!
Zawróciła, ale Minako złapała ją za ramię.
– Żałowałabyś tego – powiedziała cicho, wyciągając z kieszeni niebieską kopertę.
– Co to jest?
– Coś, co już dawno powinnaś przeczytać…
Kurosaki wiedziała, że w końcu nadejdzie dzień, w którym będzie musiała się z tego wytłumaczyć. Nie przypuszczała jednak, że będzie odczuwać realny strach przed Jaggerjack, by do wszystkiego jej się przyznać. Tym bardziej teraz, gdy Hagane i tak była już wystarczająco wściekła, że popsuli jej walkę, a argument, iż tylko w ten sposób mogli ją ocalić, nie sprawdzał się w jej przypadku. Hagane za dużo zadawała się z Ikkaku, by nie przejąć od niego tej porąbanej filozofii zasad obowiązujących podczas walk, które w skrócie sprowadzały się do tego, że lepiej zginąć, byle z honorem. Tylko Minako wcale nie miała ochoty teraz ginąć, choćby i w honorowym starciu, w którym Hagane obcięłaby jej głowę, a Kurosaki pewno by się nawet nie broniła, w pokorze przyjmując karę. Jasne, że mogła wybrać lepszy moment, by jej TO przekazać, ale i tak zbyt długo już z tym zwlekała. Może gdyby Hagane przeczytała to wcześniej… No właśnie. Kurosaki obawiała się, że niebieskowłosa może zrobić coś głupiego. Stąd wzięła się ta zwłoka. Ale teraz, jeśli cokolwiek mogło ją uspokoić to chyba tylko to, żeby wreszcie się dowiedziała, jakie intencje ma Grimmjow.
– Bo ja zrobiłam coś…
– Co?
Minako przełknęła głośno ślinę, ale znalazła w sobie trochę siły, żeby wygarnąć Ikari prawdę.
– Zrobiłam tylko to, na co tobie brakło odwagi. Wysłałam Jaegerjaquezowi twój list.
– Że co…?
– Gorsze jest to, że on ci odpisał. 
– Co zrobił…?
Minako tylko podała jej list Szóstego.
– Czytałaś? – spytała pustym głosem Hagane, obracając niedbale kopertę.
Tomorrow, i won't let you down
– Ikari… Zrozum. Baliśmy się, co on tam mógł nawypisywać…
– Aha – odpowiedziała tylko, rzucając jej spojrzenie, jakiego Minako miała nadzieję nigdy nie oglądać. A potem, bez żadnego słowa więcej, przyspieszyła kroku, by się z nimi co prędzej rozstać.
Wszystko. Mogła po niej wrzeszczeć i wieszać na niej psy… Ale to, że odeszła bez słowa, było chyba najgorsze.
Jaggerjack gniotła list w ręce, ignorując wołanie Minako, żeby zaczekała. Tym bardziej skłaniało ją to do spiesznego marszu. Na szczęście ruda nie próbowała jej gonić (tak naprawdę to próbowała, ale kapitan ją powstrzymał) i dobrze, bo Ikari była tak rozeźlona, że pewnie powiedziałaby jej o dwa, trzy zadania za dużo i wcale nie czułaby się temu winna. A to i tak byłaby najmniejszej rangi krzywda, jakiej Kurosaki mogła doznać z jej strony, bo Jaggerjack ogarniał coraz większy gniew na to wszystko. Na przerwany pojedynek, na Espadę, na to, że ktoś śmiał naruszać jej korespondencję, ba, mało tego wysyłać coś w jej imieniu! Ale najbardziej wściekła była na samą siebie, na słabość, jaka ją ogarnęła, gdy spróbowała uwolnić zanpakuto inaczej niż zwykłe. Pod tym gniewem, krył się też strach, bo Ikari odkryła coś, co spowodowała zmiana komendy.
I nie było to coś, co należało zlekceważyć, ale teraz Ikari chciała tylko zaszyć się w swoim oddziale i mieć święty spokój. I alkohol pod ręką.
Sama nie wiedziała, kiedy zaczęła biec, ale z Bramy wybiegła w pełnym pędzie i natychmiast na coś wpadła, o mało tego nie przewracając.
– Aż tak ci się przykrzyło? – zaśmiał się Renji, najwyraźniej sądząc, że Ikari dostrzegła go wcześniej i to do niego tak się spieszyła. Ramiona Abaraia zamknęły ją w ciasnych objęciach. – Milion lat cię nie widziałem! – Porucznik okręcił się w koło, wciąż zgniatając ją w uścisku.
So come over, and hold me tight
– Miałeś tak nie robić, Renji – wymamrotała Ikari, kiedy już ją puścił. Zakręciło jej się w głowie od chwilowo ograniczonego dostępu do tlenu.
– Nic ci nie jest? – Abarai odsunął się nieco, żeby przyjrzeć się Ikari. – Źle wyglądasz… Ten psychopata coś ci zrobił?
– Już dostaliście raport? – zdziwiła się Hagane.
– Tak, Rangiku nas powiadomiła… Mieliśmy wkraczać, gdybyście zaraz nie wrócili…
– Właśnie, co to za komitet powitalny? – Ikari zmarszczyła brwi, dostrzegając Asukę, czającego się za czerwonowłosym.
Renji wykrzywił się, ale tak, żeby Katakura tego nie widział.
– Rada wybrała dla ciebie nowego porucznika. Przedstawiłbym was sobie, ale z tego co wiem, nie trzeba, hm? – Rzucił przez ramię srogie spojrzenie Asuce, który wyszedł zza Renji’ego i skinął Ikari głową.
– Służba pod twoimi rozkazami będzie dla mnie prawdziwą rozkoszą, kapitanie Jaggerjack.
– No, no, no, żebyś mi się z tą rozkoszą za bardzo nie rozpędzał! – Renji pstryknął go w kark.
Twarz Hagane trochę się rozpogodziła.
– Cieszę się, że to będziesz ty, As. – Potarła szczękę w geście konsternacji. – Chociaż dziwi mnie to, że wybrali akurat ciebie. Rada wiedziała, że się ubiegałam o twoje przeniesienie do ósemki i mimo to podjęli właśnie taką decyzję? Dziwne. Dotychczas starali się uprzykrzać mi życie.
– Dziwne to jest to, że zaraz po tym, jak ogłosili Katakurę twoim vice kapitanem, wydali ciekawy, acz restrykcyjny dekret, którego złamanie będzie surowo karane.
– Jaki znowu dekret?
– Zabrania się kapitanom i ich porucznikom utrzymywania innych kontaktów niż służbowe.
– Co?! A skąd ta mafia wie o tym, że coś między nami było? – spytała Ikari, patrząc na Asukę, który spłonął rumieńcem.
– A co takiego było? – spytał Renji grobowym tonem, mierząc Katakurę ciężkim spojrzeniem.
– A co ci do tego, Abarai? – Jaggerjack dźgnęła go palcem w tors. – Ty też zamierzasz rościć sobie do mnie jakiejś prawa?!
– Hm. Nie, ale mogłaś coś powiedzieć, że rekrutujesz poruczników, może bym się zgłosił…
– Błagam! – parsknęła Ikari. – W życiu byś nie zostawił swojego ukochanego Byakuyi! – Prawda była taka, że Hagane próbowała kiedyś podebrać Kuchiki jego porucznika, ale ponieważ jej i Renjemu ostatecznie nie wyszło… Z oczywistych względów dała sobie z tym spokój, by nie budować niepotrzebnie jeszcze bardziej niezręcznej atmosfery. – Poza tym zastanów się, czy na pewno byś wytrzymał blisko mnie, nie łamiąc nowych przepisów…
Renji też się zaczerwienił i kiedy z Bramy wyłonili się Hitsugaya, Minako i Rangiku, oboje z Asuką wyglądali jak mali chłopcy, których właśnie zbeształa zła kapitan Jaggerjack.
– Nie chce mi się z wami gadać… – podsumowała Ikari, rzucając im wściekłe spojrzenie. – Wy to wszyscy jesteście tacy sami… Każdy chciałby być samcem alfa i mieć wszystkie samice na własność… – mruczała do siebie, zaciskając pięści i oddalając się w stronę swoich kwater. – W takich chwilach żałuję, że nie jestem lesbijką.
– Co wyście jej zrobili? – zapytała Minako, zerkając na poruczników. – Myślałam, że już nie da jej się bardziej wkurzyć.
– Tak zareagowała na swojego nowego vice – prychnął Renji.
– Nie, tak zareagowała na swojego byłego kochasia – odpyskował Asuka, mrużąc niebieskozielone, kocie oczy.
– To znaczy na którego z was? – ponowiła zapytanie Kurosaki, uśmiechając się niewinnie. Oboje mężczyźni spojrzeli na nią ze złością.
– Pilnuj jej. – Renji szturchnął Asukę, wskazując głową za znikającą za rogiem Hagane. – I łapy przy sobie, bo ja będę pilnować ciebie.
Let me be a hero again
Pierwszych kroków po tak długiej nieobecności w swoich kwaterach nie skierowała wcale do swojego gabinetu, lecz do piwnic, które obfitowały w nie do końca legalną produkcję sake. Ikari czuła, że nie da rady przeczytać na trzeźwo elaboratu Grimmjowa. Nie wierzyła, że w ogóle trzyma w ręce coś, co wyszło spod jego łapy. Próbowała sobie to wyimaginować… Szósty piszący list? Miała wysokie mniemanie o swojej wyobraźni, ale taki obraz naprawdę ciężko jej było przetworzyć przez zwoje mózgowe. Fantazja podsuwała jej wizję Jaegerjaqueza, w której Espada wymienił swój bestialski uśmiech na zamyślony wyraz twarzy Ukitake, poprawiał zsuwające się po nosie rogowe okularki Aizena, i rozpinając mankiety białej, rozchełstanej koszuli o postawionym kołnierzu, pisał wiersze przy świetle upiornego księżyca Hueco Mundo.
Potrząsnęła głową, żeby wyrzucić z niej ten obrazek, który były zbyt niedorzeczny i zbyt… seksowny.
Piwnica pod względem umeblowania ósemki zasadniczo miała szansę rywalizować z kapitańskim gabinetem, jako że to w niej Hagane spędzała większość czasu, więc była urządzona całkiem przytulnie. Była tu stara, zarwana kanapa, obita bladoróżowym pluszem, na podłodze leżał miękki dywan, a na ścianach wisiały obrazy, które namalowała sama Jaggerjack, pod wpływem niespokojnych emocji (lub alkoholu). Większość z nich stanowiły jakieś zupełnie niezrozumiałe bohomazy, złożone z samych, zdawałoby się, przypadkowych linii i plam, ale wśród nich były i takie płótna, które przedstawiały morski krajobraz zatoki meksykańskiej, czy portrety wymyślonych przez kapitan postaci. Ikari czasami siadywała przed nimi tylko po to, by się im poprzyglądać i pomarzyć o innym życiu, które mogłaby wieść. Ale dzisiaj nie zaszczyciła żadnego z nich nawet jednym spojrzeniem.
Od razu podeszła do bulgocącego cicho baniaka i wyrwała z niego rurkę, zanurzoną w drugim, mniejszym, wypełnionym wodą saganku, dzięki czemu w pierwszym naczyniu zachodził pomyślny proces fermentacji. Wdmuchnęła w rureczkę powietrze, a potem przystawiła ją do wysokiej szklanki, schowanej za baniaczkiem. Kiedy ją napełniła, z powrotem wetknęła rurkę na swoje miejsce, zabrała szklankę i wcisnęła się w róg kanapy. Pociągnęła łyk mocnego sake. Nie, jeden łyk nie wystarczy, by odważyła się to przeczytać. Wypiła całą szklankę i dopiero wtedy rozłożyła list drżącymi rękoma.

Co to za pierdolenie, że niby powinienem cię zabić? Tch. Może i powinienem. Ale dzisiaj bym sobie tego nie darował. Ominęło by mnie sporo dobrej zabawy.
 Myślisz, że kiedyś miałem czas zajmować się takimi pierdołami, jak życie przed śmiercią? Miałem to wszystko w dupie. Jako Adjuhas byłem na pół bezmyślną bestią, która kierowała się instynktem. A potem zapgrejdowano mnie na Arrancara i dano te złudne poczucie mądrości. Destrukcją chciałem zawładnąć światem i prawie mi się to udało. Zastanawiałem się, dlaczego przeżyłem, skoro cała Espada została wyrżnięta. Nie żeby mi przeszkadzała nieobecność niektórych osobników.
A czym w ogóle była Espada? Do teraz czasem nachodzi mnie myśl, że Aizen podrzucał nam coś do tych jego pierdolonych herbatek, tyle razy miałem nieodpartą ochotę opluć go tym świństwem. Nigdy mu nie ufałem, a moje posłuszeństwo było tylko przykrywką. Myślał, że może ogłupiać swoją armię? Kretyn.
Tak samo nigdy nie wierzyłem w to, że jesteśmy rodzeństwem. Może i zabrzmi to brutalnie, może zrani twoje uczucia… Ale co ja wiem o uczuciach. Czy takie stworzenie jak ja może je w ogóle mieć? Jestem tylko zwierzęciem, kieruję się instynktem. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak miłość, nienawiść, pożądanie, czy wiara. Gówniane uczucia, którymi kieruje się człowiek, choć nic nigdy dobrego nikomu nie przyniosły.
I was the seed of your pain
Powiedziałem ci, że nie pozwolę, żeby ktoś cię miał. Mało logiczne, ale to jest właśnie instynkt. Dominacja w stadzie, czy coś w ten deseń. Nigdy nie uważałem nikogo za rodzinę, ale zaczynałem to akceptować i uczyć się z tym żyć, skoro sama nazywałaś mnie bratem. Chuj Aizen wszystko zaplanował, ale coś mu nie pykło. Mógł spalić wszystkie swoje notatki, zanim ruszył na wojnę zimową. Pedofil-kapelusznik to jednak cwany jest. Ciągle zastanawia mnie fakt, że postanowił mi pomóc i dał mi te omoide…
Oni wszyscy coś knują… Knuł Aizen, a teraz knuje te Twoje pierdolone Gotei. Ale ja się nie dam znowu dymać, jak się komu podoba. I ciebie wydymać też nie pozwolę, mówiłem, że od tego jestem ja.

Ikari zadrżała. Tak wyraźnie widziała jego kpiarski, pewny siebie uśmiech. Musiał się tak uśmiechać, pisząc to zdanie, tak, jak to tylko on potrafił.

 A jeśli chodzi o naszą nigdy niedokończoną walkę… W czasach aizenowskich jak nie walczyłeś, nie żyłeś. Tak mnie stworzono, więc nie dziw się, że tak się zachowałem. Chociaż chyba nigdy cię to nie dziwiło. Jesteśmy pod tym względem zbyt podobni. Ty też walczysz, nawet kiedy mogłabyś odpuścić. Jednego się od ciebie nauczyłem – lepiej, kiedy ma się za co walczyć. Albo za kogoś.
When you left i changed my soul
I wiesz co, powinnaś być mi wdzięczna za ten mój niesamowity dar ochrony, ten prezent. Masz go nosić, rozumiesz? Bo… Bo ja nie chcę już więcej walczyć. Ale nie wiem, czy to jebane Hougyoku nie ma jakiegoś limitu i czy pewnego małozajebistego dnia nie zamienię się z powrotem w panterę i nie zacznę mordować wszystkich po kolei.
Choć ty masz opiekę, ciebie ma kto bronić. Czasem ci zazdroszczę. Tobie, ryżemu Shinigami (nie, jego siostrze nie, powiedz jej, że z przyjemnością się z nią zmierzę), tej całej bandzie debili w czarnych kimonkach. Bo wszyscy stoicie za sobą murem, a Arrancarzy zawsze parli naprzód sami. 
I ta moja cała obrona ciebie… Bo nie wiem czy wiesz, ale to, że chce cię zaciągnąć na siłę do Hueco Mundo to nie tylko moja chciwość… Zamierzam wyciągnąć cię z tej sekty samozwańczych bogów, ty niewdzięczna… Wbrew pozorom to przy mnie nie będzie Ci grozić utrata życia (co najwyżej parę klapsów), bo za te wasze dworskie oddziały nie daję złamanego grosza… Więc to wszystko… to tak jakby strach przed byciem samemu, znowu.
Bo nie ma nic zabawnego w byciu królem samotności.
No i dlatego już nie mogę cię puścić. Nie teraz. 

Ostatnie zdanie było nabazgrane tak, że z ledwością je odczytała.
Te słowa brzmiały w jej głowie niskim głosem Espady, jeszcze długo po tym, jak skończyła czytać.
Ja nie chcę już walczyć.
Cóż, nie wiedziała kiedy dokładnie napisał ten list, ale… To był Jaegerjaquez, na wszystkich bogów śmierci. On nie przeżyje bez walki. Ikari była pewna, że to właśnie dlatego się na nią tak uparł… Bo tylko ona była na tyle głupia, by mu jej nigdy nie odmówić i zawsze chętnie dawała się sprowokować.
Hothead. I ja i on. Niebieskie, zakute, durne łby.
Ale jeśli się nad tym zastanowić… Czy ten cały podstęp Espady nie miał na celu uniknięcia tego ostatniego starcia, do którego ostatecznie ona sama doprowadziła? Czyż Arrancar nie powściągał się, podczas walki?
Przypomniała sobie, że była taki moment, kiedy mógł podciąć jej gardło. A jednak się powstrzymał. Z drugiej strony jednak przed użyciem swojego cero nie miał już takich oporów, chociaż wiedział, że ostatnio ledwo przeżyła ten atak. A może to była tylko samoobrona? W końcu to, że ich cera przedarły się przez siebie, zamiast się zneutralizować, zaskoczyło i ją. Czyli co? Miała uznać, że Grimmjow naprawdę się starał? Żeby nie sprezentować jej więcej blizn? Czy to znaczy, że od teraz zawsze będzie się starał?  Że Ikari mogła przestać się bać?
Tomorrow, if you can wait
I will be your hero i swear

Czuła w głowie taki mętlik, taką burzę emocji, takie myśli…
Jestem na niego skazana. Jestem, prawda? Miał rację. Tak będzie.
Raz po raz wracała do wybranych fragmentów, by odczytać je jeszcze raz. I jeszcze. I znowu. Ale wcale jej to nie uspakajało, wcale nie zrozumiała więcej, niż za pierwszym razem.
Nie wiedziała co tym myśleć. Nie chciała.
Z drugiej strony, gdyby Arrancar był teraz pod ręką, od razu wygarnęłaby mu niektóre rzeczy.
Dla mnie nie ma czegoś takiego jak miłość, nienawiść, pożądanie...
Co to za bzdury? Kpi ze mnie, czy naprawdę ma się za tak bezduszną maszynerię?
Szum myśli i złość, że nie może od razu wszystkiego zripostować, narastała i jedynym, na co wpadła Jaggerjack, żeby spróbować to zagłuszyć, była kolejna dawka sake.
I tak regularnie zagłuszała swoje emocje przez następny miesiąc, niemal nie opuszczając piwnicy.


TRZYDZIEŚCI DNI PÓŹNIEJ
             

Kapitan Toshiro Hitsugaya od pół godziny śledził świeżo upieczonego porucznika oddziału ósmego, Asukę Katakurę, który zachowywał się bardzo podejrzanie. Kręcił się on wokół budynku Rady Czterdziestu Sześciu, ukrywając starannie swoje reiatsu i twarz pod kapturem. Z drugiej strony jednak nie pozbył się z ramienia insygniów swojej jednostki, najwyraźniej dumny z tego, że może je nosić, więc nie trudno było odgadnąć jego tożsamość. Toshiro był przeczulony na punkcie intruzów grasujących w pobliżu tego budynku, ale fakt, że porucznik nie ściągnął sygnatur ósemki, mógł świadczyć tylko o tym, że to Jaggerjack zleciła mu tą durną misję.
Ciężko było za nim podążać, bo Katakura bardzo dobrze maskował siłę ducha, więc Hitsugaya mógł tylko polegać na swoim wzroku, a że porucznik poruszał się ostrożnie i powoli, nie było to wybitnie skomplikowane. Wyglądało, na to, że Asuka czai się, aż ktoś otworzy drzwi z zewnątrz, by spróbować wślizgnąć się do środka.
Hitsugaya nie miał czasu czekać na to, aż mu się to znudzi, bądź uzna wreszcie, że zadanie jest niewykonalne, a nie zamierzał też ułatwić mu bezprawnego wtargnięcia na niedostępne dla zwykłych oficerów tereny. Jednak ponieważ sam musiał dostać się do wnętrza, bo Rada życzyła sobie, by osobiście zdał ustny meldunek z wydarzeń w Świecie Ludzi, nie pozostało mu nic innego, jak przegonić szpicla.
– Czyś ty rozum postradał, Katakura? – zapytał, znienacka zjawiając się za jego plecami.
Asuka podskoczył i chwycił się za serce, ale odetchnął, widząc kto go przyłapał na szpiegowaniu.
– Kapitanie Hitsugaya! Proszę nie wyciągać mylnych wniosków! Ja tylko wykonuję rozkazy mojej przełożonej – usprawiedliwiał się.
– Tak myślałem… – Toshiro postukał palcem w przypięty na ramieniu Asuki emblemat strelicji. – Na przyszłość ściągnij to, jak nie chcesz być rozpoznany… A teraz zmiataj stąd i przekaż swojej kapitan, żeby zainwestowała w porządne wtyczki.
Asuka skinął mu głową, rumieniąc się lekko i zniknął.
Toshiro westchnął ciężko.
Same kłopoty z tą ósemką.
Najwyraźniej nie tylko on tak myślał, bo gdy już wpuszczono go do siedziby Czterdziestu Sześciu, był świadkiem dziwnego dialogu, który podsłuchał przypadkiem wędrując korytarzami do Sali Obrad:
– Wszystko jest już ustalone.
Kapitan dziesiątki zatrzymał się na dźwięk tego głosu. Ruszyłby dalej, nie dbając o to, co takiego jest ustalone, ale ten głos… On znał ten głos.
– To dlatego angażujemy się w jakiś głupkowaty event dziejący się w Świecie Ludzi?
– Tak. Do transakcji ma dojść właśnie podczas tego meczu, do którego przygotowujemy naszych żołnierzy.
– Ale po co? Nie szło tego załatwić w mniej uciążliwy sposób?
– Musimy zachować pozory. Rzeczom ważnym najlepiej nadawać mało poważną rangę. Cóż lepiej mogło się sprawdzić od jakiś bzdurnych, szkolnych rozgrywek koszykówki.
– No ale żeby angażować w to tylu Shinigami?
– Ktoś musi być na miejscu, żeby ogarnąć ewentualny burdel, jaki może przy tym powstać… Wybrani Shinigami nie powinni nam sprawić większych problemów. A gdyby nie było tam nikogo, wtedy nie mielibyśmy wpływu na to, kto zareaguje na wezwanie.
– Dalej nie rozumiem, po co mamy to wszystko organizować, skoro możemy TERAZ wystawić Jaggerjack Espadzie i pozbyć się dwóch kłopotów naraz.
– Idioto – warknął znajomy głos. – Przecież to nie jemu mamy ją sprzedać. Jego też trzeba się pozbyć.
– Jak to? Mówiłeś przecież, że wydajemy ją Espadzie…
– Ale nie temu Espadzie. Jaegerjaquez przestał być dla nas użyteczny. Za bardzo wczuł się w królowanie – rozległo się westchnięcie. – Dzięki temu, że domyślił się prawdy, jeszcze mocniej zżył się z tą dziewczyną. Z raportów wynika, że to zaszło za daleko, żeby chciał się teraz wycofać. Ale wykorzystamy to. Jeśli będziemy mieć w garści Jaggerjack, będziemy mieć w garści Szóstego. Haczyk tkwi w tym, że ta Hagane jakimś cudem ciągle nam się wymyka… Ten mecz to nasza ostatnia szansa. Oboje muszą tam być, gdy wszystko się zacznie.
Głos cichł, oddalając się coraz bardziej. Toshiro nie śmiał wyjrzeć zza rogu, by przekonać się kto to był. Wypuścił ze świstem wstrzymywane powietrze.
Dotychczas myślał, że goszczenie u siebie Arrancara było wystarczająco dużym utrapieniem, ale po tym, czego mimowolnie dowiedział się teraz…
Wygląda na to, że to wcale nie Grimmjow stanowi nasz największy problem.



Oddział dziesiąty miał nowego rezydenta. I teraz ten nowy, błękitnowłosy rezydent koszar bez pukania wszedł do gabinetu kapitana, by go zdrowo opierdolić. Bo skoro dał mu pokój z oknem na jego gabinecik, to mógłby chociaż gasić wcześniej światło, które razi go po oczach do późnych godzin nocnych.
– Czy ty dziennie zostajesz po godzinach, mały? – zapytał, siląc się na spokój.
Nie dostał odpowiedzi, za to został zmrożony turkusowym spojrzeniem, rzuconym znad raportu. – Bo to nie jest miłe, jak próbujesz zasnąć, a tu ci światło tak po oczach jebie!
– Spadaj, nie mam teraz czasu na kłótnie.
Jednym odwróconym dźwiękiem znalazł się za kapitanem. Oparł się o plecy Toushirou, któremu aż zakręciło się w głowie od cedrowego zapachu Espady.
– Mogę ci pomóc… – wyszeptał Grimmjow prosto w ucho kapitana, nie omieszkując zahaczyć o nie językiem.
AAAAAAA!
Ikari obudziła się, wrzeszcząc na cały oddział. Zaczęła się szamotać w pościeli, w którą się zaplątała, po czym runęła na podłogę. Serce waliło jej w piersi jak szalone i dopiero po kilku głębokich oddechach zrozumiała, że to był tylko koszmarny sen.
I woke up, but it's late somehow
– Pani kapitan! – Drzwi otwarły się z hukiem i stanął w nich przerażony Asuka. – Wszystko w porządku?
Przez moment zastanawiała się, co Katakura robi w jej kwaterach, ale przypomniała sobie, że nie tak dawno przecież został jej porucznikiem.
– J-jak najbardziej…ej. – Wydostała się z objęć kołdry i zataczając się, podniosła na nogi. Posłała swojemu podwładnemu zakłopotany uśmiech i zmarszczyła brwi w zdziwieniu, bo twarz Katakury płonęła czerwienią. Już miała zapytać, co się stało, ale spojrzała na siebie i zrozumiała, że stoi przed porucznikiem jedyne w swojej ulubionej, nocnej, koronkowej bieliźnie.
– Ojej… – Zachichotała tylko, gdy Asuka odwrócił wzrok, udając, że zainteresowało go coś za oknem.
– To… to ja może wpadnę później.
Porucznik wyszedł pospiesznie, a Ikari westchnęła, patrząc na zamykające się drzwi. Zastanawiała się, dlaczego coraz częściej umykają jej dość istotne fakty z własnego życia. Przecież już nie piła (tak dużo jak wcześniej), żeby delirium wyżerało jej mózg. Jedynie doglądała swoich podziemnych zapasów.
Po powrocie do Soul Society wszyscy wokół zachowywali się podejrzanie miło w stosunku do niej i jej oddziału. Dobrze wiedziała, że ktoś spiskuje przeciwko niej, bo list Grimmjowa obudził jej czujność i Jaggerjack zainwestowała oszczędności oddziału (fundusze zgromadzone głównie z nieformalnego handlu) w kontrwywiad. Jednak pomimo oczywistych knowań, nikt nie zamierzał jak na razie egzekwować żadnych rozkazów. Przez pierwsze dwa tygodnie aklimatyzowała się ponownie w Seireitei, a nawet uczestniczyła we wszystkich zebraniach (mniej lub bardziej trzeźwo). Ale słowa Espady wracały do niej jak echo i Ikari znalazła sposób, żeby się dowiedzieć, że Centrala podstępnie snuje plany usunięcia jej z Oddziałów Obronnych.
Przed jej przymusowym urlopem, oddział ósmy świetnie radził sobie bez porucznika. Jej księgowi napierdalali w te swoje małe kalkulatorki, żadnych pieniędzy im nie brakowało, wszystko szło gładko, a gdy tylko wróciła, otrzymała tą zaskakującą wiadomością. Pod jej nieobecność wspaniałomyślnie postanowiono wybrać dla niej vice kapitana. Gdyby wiedziała wcześniej, że dowództwo Gotei 13 chce jej zrobić taką, hm, niespodziankę, zastanawiałaby się, jak bardzo udupi ją jej były przełożony. Szanowała Kyoraku jak własnego ojca, ale po reszcie mafii można się było spodziewać wszystkiego. Wybór jednak był tak miły, że… Że było to bardzo podejrzane. Zwłaszcza w świetle nowego prawa.
Ikari westchnęła, gratulując sobie w duchu za niedawne zakupienie ciemnoniebieskich rolet do okien swojego gabinetu. Teraz z powodzeniem mogła się ukrywać przed morderczym działaniem słońca oraz ratować głowę od migreny, jaką mogła wywołać jasność dnia. Podniosła spojrzenie znad biurka, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
– Otwarte – wychrypiała i odchrząknęła. Do gabinetu znów wszedł jej porucznik. Nie płoną już jak latarnia, niósł za to w rękach pięciolitrowy baniaczek wody.
– Pomyślałem, że pani kapitan będzie się chciało pić. – Postawił prezent na biurku Ikari. – Taki upał na dworze…
Jaggerjack nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa. Popłakałaby się z tego szczęścia, gdyby nie fakt, że suszyło ją tak bardzo, iż pewnie nawet nie miałaby czym zapłakać.
– Jesteś najlepszym porucznikiem ever!
Nawet się nie kwapiła, żeby zainwestować w szklankę. Odkręciła szybko butlę i ugasiła na moment piekące pragnienie.
– Bo ja bym musiał coś pani kapitan powiedzieć – oznajmił nagle Asuka, odsuwając krzesło i siadając przed biurkiem niebieskowłosej. – Niech tylko pani kapitan przyrzeknie mi, że nie zrobi nic głupiego.
Łypnęła na podwładnego znad butelki.
A  czy ja kiedykolwiek zrobiłam coś głupiego…?
– Bo ja miałem nic nie mówić, ale wolę, by pani kapitan wiedziała, niż została zaskoczona nagłą wizytą…
– Zaczniesz w końcu mówić normalnie?
– W oddziale dziesiątym jest ktoś…
Nie dane mu było dokończyć, gdyż część ściany, w której znajdowały się drzwi, runęła nagle z wielkim hukiem. Asuka natychmiast skoczył przed Ikari, wyciągając swoje zanpakuto. Gdy pył opadł, wysoka postać z rozwichrzonymi, błękitnymi włosami weszła do gabinetu przez wyrwę.
I'm the king, and a worthless clown
– No, nie chowaj się.
Znów założył tą swoją nieśmiertelną kurteczkę. Już miała mu wygarnąć na temat stylu ubierania się i podejmowania bezskutecznych prób podniecenia jej tym absurdalnym, odsłaniającym arrancarski kaloryfer ciuchem, ale nie zdążyła. Używając Sonido, znalazł się tuż za nią, jak w jej śnie.
– Nie chciałaś przyjść do mnie, więc ja przyszedłem. – I zaśmiał się w głos, pociągając ją za kucyk niebieskich włosów, po czym zniknął, a skołowana Ikari oparła się o blat biurka, czując zawroty głowy.
 Co to było? Poczuła się nagle wyzuta z wszelkich sił. Naprawdę tak dużo wczoraj wypiła, żeby mieć jakieś dziwne przywidzenia na kacu? Była odwodniona, miała zwidy, czy może to jednak działo się naprawdę? Espada wyskoczył z jej listu, czy co tu się, kurwa mać, dzieje?
I can lie, like i can be right
Przecież czuła ten ciężki, cedrowy zapach. Tylko on tak pachniał.
Opadła na fotel.
– Pani Kapitan! – krzyknął Asuka. Schował miecz i kucnął przy niej, odgarniając opadające kosmyki włosów z twarzy Ikari.
Oczy miała zamknięte, oddychała płytko, a na jej czole pojawiały się pierwsze kropelki potu. Katakura był przerażony. Nie wiedział, co ma zrobić, by jeszcze bardziej nie zaszkodzić swojej przełożonej, ale nie chciał też, żeby zeszła na jego rękach.
– Co się tu dzieje?! – Na dźwięk znajomego głosu chłopak poderwał głowę i poczuł ulgę.
– Kurosaki-fukutaichou! Ona… – Został odepchnięty od swojej kapitan, zanim zdążył dokończyć.
Zaraz za Kurosaki pojawił się Renji Abarai. Akurat na czas, żeby złapać zsuwającą z fotela Ikari. Potrząsnął nią lekko. Głowa dziewczyny kołysała się bezwładnie, a kiedy oparła się o jego ramię, ujrzał trupiobladą twarz, zasłoniętą przez pojedyncze chabrowe kosmyki.
– Jest nieprzytomna – wyszeptał Abarai.
– Zanieś ją pod prysznic! – rozkazała Minako i wszyscy troje, z nieprzytomną Ikari na rękach Renji'ego, wypadli z gabinetu.
Szczęściem dla nich, biuro oddziału ósmego znajdowało się nie daleko od placu treningowego, przy którym umieszczone zostały prysznice. Renji wniósł Ikari do jednej z kabin i odkręcił zimną wodę. Nadal trzymając ją mocno, sprzedał jej siarczysty policzek.
– Wracaj! No już! – krzyknął, a zimna woda zalewała i jego, i Ikari.
– Zrób coś, proszę… – panikowała stojąca obok Minako, której łzy zakręciły się w oczach.
– WRACAJ!
Dopiero po trzecim policzku Ikari wstrząsnął dreszcz i otworzyła oczy. Zaczęła kaszleć i dławić się wodą tryskającą jej prosto w twarz. Gdy tylko spostrzegła, że Renji ściska ją w ramionach, zaniosła się głośno, wtulając się w wytatuowany tors Abarai'a.
I'll be your hero again
I'm gonna help you when you fall
– On tu jest! Przyszedł po mnie!
– Kto?!
– Jaegerjaquez!
Renji i Minako wymienili szybkie spojrzenia, po czym oboje spojrzeli na Asukę.
– Nic jej jeszcze nie powiedziałem… – bronił się Katakura.
– Czego mi nie powiedział? – zapytała wciąż jeszcze mało przytomnie Hagane, pociągając nosem.
– Nic, nic… Musiałaś zasnąć przy biurku i po prostu przyśniły ci się jakieś głupoty… – poinformował ją Abarai łagodnym tonem, tuląc ją do piersi jak małe dziecko i zakręcając kurek. – Ile znowu wypiłaś? To się musi skończyć, Ikari.
Asuka zmrużył oczy, parząc na Renji’ego z niedowierzaniem.
– Chyba nie zamierzacie tego dalej ciągnąć! – oburzył się. – Na boga, przecież ON rozwalił połowę gabinetu pani kapitan, a wy zamierzacie wciąż to ukrywać i wmawiać jej, że to był sen?!
– Zamknij się, Katakura! – krzyknął rozeźlony Abarai. – Nie widzisz w jakim ona teraz jest stanie? Chcesz ją dodatkowo denerwować?!
– Ktoś mi wreszcie powie, co tu się do jasnej cholery dzieje, czy będziecie ze mnie robić wariata?! – Hagane odzyskała nieco barw na twarzy i na tyle siły, by wyrwać się z uścisku Renjego, choć wciąż się trzęsła po zimnym prysznicu. – Asuka. Mów. – Spojrzała groźnie na swojego porucznika, a on natychmiast pękł. Już wcześniej przecież chciał jej o wszystkim powiedzieć.
– To nie był żaden sen, pani kapitan – oświadczył z zaciętą miną. – Szósty Espada, Grimmjow Jaegerjaquez, od tygodnia przebywa na terenie Gotei 13.
– Co ty pieprzysz…?
– Został zwerbowany do drużyny Katakury, która trenuje koszykówkę pod patronatem oddziału dziesiątego.
– Pierdolisz!
– Wszyscy są tam zakwaterowani…
– Co za kabel! – Minako doskoczyła do Asuki, ale Ikari, która czuła, że pod wpływem złości odzyskała właśnie cały swój animusz, stanęła między nimi, w obronie swojego vice. Była wyższa zaledwie o dwa centymetry od Kurosaki, ale w tej chwili wydawało się, że ta różnica jest o wiele większa.
– Szósty zameldowany na TWOICH kwaterach? – Ikari patrzyła na Minako z obłędem w oczach.
– Nie MOICH, tylko kapitana Hitsu…
– Co ty? Pogrywasz sobie ze mną, jak z jakąś niedorozwiniętą i na dodatek trzymasz sobie u siebie MOJEGO Espadę?! – nozdrza Jaggerjack drgały niebezpiecznie, zdradzając zbliżający się napad szału.
– Och, to on nagle jest TWÓJ? – spytała Minako, udając realne zaciekawienie i ignorując zwiastujący furię uśmiech Ikari.
– Ja tego nie wytrzymam – oznajmiła Jaggerjack, odsłaniając kiełki w groźnym uśmiechu, który nie sięgał jej oczu. – JA TEGO, KURWA, NIE WYTRZYMAM!
cause right now, i'm the one to fight
Rzuciła się z pazurami na Kurosaki, która uskoczyła, pozwalając, żeby Renji obronił ją przed tym atakiem.
Cały czas, kurwa, CAŁY, KURWA, CZAS!
– Ale co „cały czas”, Ikari, uspokój się! – Abarai trzymał ją od tyłu, a kapitan próbowała się na siłę uwolnić.
– Cały, jebany, czas LECICIE ZE MNĄ W CHUJA!
– My tylko dbamy o twoje zdrowie psychiczne! – zaprotestowała Minako.
– PRZETRZYMUJĄC U SIEBIE ARRANCARA?!
– O co tak się pieklisz?! – zawołał Abarai, umacniając chwyt, z którego prawie wyrwała się Jaggerjack. – Przecież baraki dziesiątki są całkiem daleko od ciebie.
– NO WŁAŚNIE! – wydzierała się dalej Jaggerjack. – On był MOIM bratem, powinien nocować U MNIE!
– Rany boskie, przecież on ostatnio chciał cię uprowadzić! I znowu mało cię nie zabił…
– NO TO CO! – zaczerpnęła powietrza i zdając sobie sprawę z tego, co wygaduje, niekonsekwentnie zmieniła taktykę, wrzeszcząc coraz głośniej. – I WŁAŚNIE DLATEGO POWINNAM WIEDZIEĆ, ŻE TA MENDA WŁÓCZY SIĘ GDZIEŚ PO OKOLICY! MOGŁAM NA NIEGO WPAŚĆ ZA ROGIEM I DOSTAĆ ZAWAŁU, TAK JAK DZISIAJ! NIE WIECIE O TYM, ŻE PRZYJACIÓŁ TRZEBA TRZYMAĆ BLISKO, ALE WROGÓW JESZCZE BLIŻ…
Ikari pociemniało przed oczami. Widać jej nerwy po pijackiej sesji jeszcze się nie zregenerowały albo po prostu za dużo chciała wykrzyczeć na raz, na jednym oddechu. Tym razem nie straciła przytomności, jedynie osłabła i zamilkła, co Renji wykorzystał, zarzucając ją sobie na ramię i wynosząc z łaźni.
– A ty dokąd? – zainteresował się Asuka, dreptając zaraz za Abaraiem.
– Nie wiem, może Kyoraku zdoła ją ogarnąć. Zawsze miała do niego jakiś szacunek – rzucił czerwonowłosy, kierując się w stronę pierwszego oddziału.
Give me time to feed the tolerance
Fuj, jaka ta herbata była niedobra.
Kubek parzył ją w dłonie, ale była zbyt zajęta obserwowaniem pary unoszącej się nad napojem, żeby zwrócić na to większą uwagę. Zastanawiała się, co było bardziej upokarzające. To, że musiała przejść, a raczej zostać wyniesiona z oddziału na oczach wszystkich swoich żołnierzy, to, że poziom stężenia alkoholu w jej krwi w końcu zaczął być niebezpieczny, czy Espada egzystujący sobie w najlepsze dwa baraki dalej. Ale wtedy zaprowadzono ją przed oblicze kapitana głównodowodzącego i choć dobrze wiedziała, że on nawet na moment nie podniesie na nią głosu, to ta sytuacja zwyciężyła w plebiscycie na  najbardziej upokarzającą akcję dnia. Najwięcej bólu sprawiło jej to smutne spojrzenie jednego oka, należące do człowieka, którego mogła z powodzeniem uważać za swojego ojca. Nawet jeśli zapewnił ją, że w niczym nie zawiodła, to i tak czuła się podle. Machała nogami zwieszonymi z balkonu i co chwilę mrużyła oczy przed promieniami zachodzącego słońca, podczas gdy za jej plecami toczyła się ostra wymiana zdań.
– Miałeś ją chronić. – Zaczęła Minako. Stała po jednej stronie wraz z Renjim, z którego czerwonych włosów wciąż skapywały pojedyncze kropelki wody, a Asuka, stał naprzeciw nich, odpierając ich zarzuty.
– Byłem przy niej dzień i noc, czuwałem pod drzwiami, kiedy było trzeba, podczas gdy ty zajmowałaś się sprowadzaniem tutaj tego niewyżytego sukinsyna.
– Odwal się, to moje określenie dla niego!
– Po co w ogóle go tu zaprosiliście?
– Sam się tu wprosił!
– Ale na wasz interes!
– Dlatego zostałeś wybrany! Żeby ją chronić! Nie mogliśmy zostać dłużej w Kalifornii, bo Ikari chodziła napruta tak, że to już zaczynało podchodzić pod jakieś przestępstwo!
– Dużo jej to nie pomogło!
– Dzieciaczki. – Spokojny ton Kyoraku przerwał ich coraz głośniejszą wymianę zdań. Stanął między porucznikami i położył ręce na ich ramionach. – Myślę, że kapitan Jaggerjack już czuje się lepiej. Proszę odprowadzić ją do jej kwater.
Mimo łagodnego tonu głosu i spokojnego uosobienia, rozkazy generała nie były czymś, co można było lekceważyć. Minako złapała przyjaciółkę pod ramiona, żeby pomóc jej stanąć na nogi, ale ta opędziła się od niej gniewnie. Jeszcze chwiejnym krokiem Ikari przemierzyła gabinet wrzechkapitana, obrzucając poruczników urażonym spojrzeniem.
– Trzeba mnie było zostawić – szepnęła, gdy mijała Renji’ego, po czym wyszła, nie omieszkując trzasnąć drzwiami.
– A skoro już jesteśmy przy Jaggerjack. – Głównodowodzący spojrzał na Minako. – Trzymaj Espadę z dala od niej. Nawet jeśli to nie on ma złe zamiary, to jest jeszcze Rada.
– A… Ale Kyoraku-taichou, Szósty to Pantera, nie pies, żeby go na smyczy trzymać!
Shunsui zacmokał tylko z niezadowoleniem i wrócił do swojej ulubionej, wygodnej pozycji, zakładając ręce za głowę.
Renji westchnął ciężko i zbierając się do wyjścia, zgarnął za sobą Asukę.
– Chodź. Nic się nie zmieniło. Dalej masz jej pilnować.
– Nie musisz mi mówić, co mam robić, Abarai – sarknął Katakura. – Znam swoje obowiązki, a dobro i bezpieczeństwo pani kapitan jest moi priorytetem.
– Chroń ją! Bądź na każde jej zawołanie. To jest to, co robią porucznicy! – dodała za nim Minako, a Asuka tylko kiwnął ręką, zbywając jej słowa.
– Ale nie tak, jak Minako usługuje kapitanowi Hitsugayi – dodał Abarai.
– I nie aż tak, jak Abarai, co się szmaci dla kapitana Kuchiki.
– Ale ja nie sypiam ze swoim przełożonym – dodał szeptem Renji i przeniósł wzrok z Minako z powrotem na Katakurę. – Muszę cię ostrzec… Nie wpuszczaj więcej Ikari do jej piwnic.
– Nie dam rady utrzymać jej z dala od sake!
­­– Tym się nie musisz akurat już przejmować.
– No to o co chodzi? Czemu ma tam nie wchodzić?
­– Bo się nieźle wkurwi.
– Dlaczego?
– Kazałem wszystko stamtąd uprzątnąć.
Patrząc za oddalającym się w pośpiechu Asuką, Renji przypomniał sobie dzień, w którym sam przekazał mu nominację na porucznika jego kapitan.
Give a chance I need and wanna dance with
Związał ciaśniej bandanę na głowie, co zwykle choć odrobinkę, pomagało mu na ból głowy. Nienawidził wstawać tak wcześnie rano, zwłaszcza po grubo zakrapianej imprezie dnia poprzedniego. Ale będąc bardzo przykładnym porucznikiem, bardzo przykładnego oddziału szóstego, nie mógł ignorować rozkazów. Właśnie z ich powodu szedł w stronę kwater oddziału pierwszego. Z daleka machała do niego rudo-blond-czarna plama. Kiedy wytężył zmęczony wzrok, rozpoznał w niej Rangiku. Gdy spotkali się na skrzyżowaniu przecznic, przywitali się tylko podniesieniem ręki i ruszyli razem ku otwartym od strony tarasu kwaterom Generała, który przywitał ich swoim radosnym uśmiechem, gdy tylko weszli. 
– Miło zobaczyć tak promienne twarzyczki z samego rana – stwierdził ironicznie Kyoraku i wyciągnął się wygodnie na fotelu, kładąc nogi na biurku. Ręce założył za głowę i obserwował skacowanych poruczników spod ronda swojego niezmordowanego słomianego kapelusza.
Renji chrząknął tylko, bo przepite gardło bolało go niemiłosiernie przy każdej próbie wypowiadania czegoś na głos, więc Matsumoto odważyła się odezwać pierwsza.
– Znowu narozrabialiśmy?
Po jej słowach zapadła cisza, podczas której uważne spojrzenie jednego oka Shunsui'a wędrowało z jednego delikwenta na drugiego. Wszechkapitan nie był jednak potworem i nie karał podwładnych tak często, jak jego poprzednik. Zgarnął z biurka zamkniętą w kopertę wiadomość i rzucił ją do nich. Pomimo kaca, Renji Abarai wykazał się znakomitym refleksem i uchronił się przed krzywdą, jaką mógł mu wyrządzić kant koperty.
– Zaniesiecie to do oddziału trzeciego. Mamy awans, a wy będziecie mieli nowego kolegę wśród poruczników, hehe.
– Który oddział?
– A jak sądzicie, dlaczego akurat was tu wezwałem?
Renji i Rangiku spojrzeli na siebie i razem odpowiedzieli:
– Ósemka.
– Brawo, moje bystrzaki.
– Podjęliście decyzję bez wiedzy głównej zainteresowanej? – Matsumoto przyglądała się teraz kopercie z powątpieniem.
– To prawda, że Rada podjęła taką decyzję pod nieobecność Ikari… Ale wybór jej się spodoba. Nie powinna marudzić.
Porucznikom nie zostało nic, tylko wyruszyć zgodnie z rozkazem. Używanie Shunpo, kiedy w twojej głowie huczy, jakby zespół Hard Hollow właśnie urządzał sobie w niej koncert, nie jest niczym przyjemnym. Jednak pokonanie drogi pieszo zajęło by im pół dnia. Gdy tylko weszli za bramę trzeciego oddziału, w ich nozdrza uderzył silny, dochodzący praktycznie znikąd zapach persymonek. Legenda głosiła, że na strychu, tuż nad pokojem kapitana Ichimaru, Rangiku Matsumoto pędziła swego czasu najmocniejszy w historii Gotei bimber z persymonek. Niestety odkrył to generał Yamamoto i spuścił wszystko w kiblu. Ale specyficzny zapach pozostał i wciąż roznosił się po barkach trójki.
Kira też nie wyglądał tego ranka najlepiej, choć opuścił wczorajszą imprezę wcześniej, niż reszta.
Usiedli na werandzie przed biurem, które Izuru dzielił ze swoim kapitanem.
– Czyli jednak nam go zabierają – westchnął, rozpoznając służbową kopertę. Nie musiał się zastanawiać, który z jego oficerów został awansowany. Jaggerjack dużo wcześniej rozmawiała z nim, że jest zainteresowana wybraniem sobie z trójki vice kapitana. Smutny uśmiech wypełzł na jego ukrytą pod blond grzywką twarz. Wbrew pozorom Izuru był bardzo przywiązany do kolegów z oddziału, w końcu po rzekomej zdradzie Gina zastępował im kapitana. Był dla nich matką, bogiem i kapłanem, więc oddanie innemu oddziałowi któregoś z oficerów było dla niego ciężkie, choć w zasadzie powinien być dumny. W końcu była to nominacja.
– To w ogóle mi się nie podoba – przytaknął mu Renji.
Blondwłosy porucznik obracał w palcach kopertę z rozkazami.
– Coś tu jest nie tak… No bo skoro wyszło TO rozporządzenie, to dlaczego akurat ON?
– Jakie rozporządzenie? – zapytała Rangiku.
– To ty nie wiesz? – Renji wymienił szybkie spojrzenie z Kirą, po czym obaj popatrzyli na Matsumoto, która wydawała się lekko zagubiona. Rada 46 wydała dekret o tym, iż kapitanowie nie mogą utrzymywać zbyt bliskich kontaktów ze swoimi porucznikami…
– O kuźwa… – mruknęła Matsumoto, myśląc z lękiem o Minako i tęskniącym do niej kapitanie.
Już miała coś jeszcze dopowiedzieć, ale drzwi na werandę się rozsunęły i stanął w nich oficer szóstej rangi, Asuka Katakura.
­­– Wzywaliście mnie, Kira-san?
­– Tak. ­– Izuru podał mu kopertę. ­– Dostałeś awans, gratuluję.
– No i co się tak głupkowato uśmiechasz, ciulu? – zapytał go Renji, marszcząc brwi, gdy Asuka już zapoznał się z treścią.
– A nic, tak się tylko… cieszę z przeprowadzki.
– Nie ciesz się za bardzo. Nowe prawo zabrania…
Asuka zbył machnięciem ręki jego dywagacje.
– Ty ciągle tylko o jednym, Abarai. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – A fakty są proste. Kapitan Jaggerjack ubiegała się o MNIE na stanowisko porucznika i to JA od jutra będę bliżej. JA, nie TY.
To much hope, that you can wait
Tomorrow…