niedziela, 14 września 2014

9. PIEPRZYĆ KRÓLA: You won’t let me do the same (cz.1)



 Drugą część rozdziału pisała Phoenix z drobinutkimi oczywiście korektami Wilczego, bo nie byłabym sobą, jakbym nie wpasowała czegoś po swojemu.
Wracam do publikacji weekendowej.
Kiraiego jeszcze w całości ni ma :( Ale dodaję dowód, iż nad nim prrracuję.
__________________________________
– Aaała, Minako! To boli!
– Trzeba było nie dać się Tośkowi pociachać!
– Robisz to specjalnie!
– Nie, to się nazywa „dezynfekcja”!
– I na pewno cała moja dłoń powinna się topić w jodynie?!
Give me back my health
– No może leciutko przesadziłam.
– Krowa.
– Bo co za żal, Ikari! Odwalić taką manianę… Miałaś mu porządnie wlać!
– A niby co zrobiłam?!
– Błagam! Tłukliście się jak para zdesperowanych nastolatek o plakat Aizena Sosuke.
– Nieprawda!
– Nawet wujek ShunShun stwierdził, że nie warto was rozdzielać.
– Ale w końcu to zrobił!
– Bo nie mógł patrzeć, jak jego kapitanowie leją się jak jakieś pizdeczki.
Usta Ikari wygięły się w podkówkę.
– Jaka jesteś okruuutnaaa! A ja to wszystko dla ciebieee…
– Sratytaty! Nie byłabyś sobą, jakbyś nie próbowała komuś wpierniczyć raz na tydzień! A jak miałaś okazję zrobić to porządnie, dałaś ciała!
– Przecież powinnaś być szczęśliwa, że ci nie poniszczyłam twojego…
Nie zdołała dokończyć, bo Minako z szaleńczą pasją uzdrowiciela zaczęła bandażować jej twarz i mimo że Ikari miała tylko małe rozcięcie na policzku, skończyła z obandażowaną szczęką i zakneblowanymi ustami. Kapitan ósemki pozostało teraz tylko rzucanie urażonych, pełnych niezrozumienia spojrzeń i odganiania od siebie Kurosaki przy pomocy obelżywych gestów. Mało tego, gdy chciała się uwolnić od nadmiaru opatrunków, Minako zasadziła jej zastrzyk – jak to nazwała – na uspokojenie, po którym Ikari natychmiast ścięło i ostatnie co widziała, nim zapadła w długi, odżywczy sen, były rozciągnięte w uśmiechu, rozmazujące się usta Kurosaki, które wypowiadały dziwnie rozlazłym, rozciągniętym głosem: „Słoooodkiiiich snóóóów, Jaaageeerjaaack, wyyyśpiiiij siiiię wreeeszccieeee.”
I Hagane w końcu w spokoju przespała noc. A właściwie pół nocy, bo tyle czasu zajęło Arrancarowi rozpieczętowanie zamka w drzwiach, która sprytna porucznik za sobą zatrzasnęła i odpowiednio zabezpieczyła przed nieproszonymi gośćmi. Ale czegoż to  Szósty Espada nie rozwalał już w swym życiu swoją zajebistością.
Ikari śniło się, że pada deszcz… Nie, lało jak z cebra! Wszystko było w szarych, przytłumionych barwach, jakby ktoś znacząco przesunął usunął nasycenienie kolorów z w stronę smutnej monochromii. Ale deszcz był ciepły. A wiatr gorący. Powietrze przesycone cedrem. A chmury były… kobaltowe.
– Ikaaari…? Ikariii… Mmm… IKARI, KURWA MAĆ!
Ocknęła się nagle, próbując wciągnąć przez obandażowane usta haust powietrza. Przed oczami widziała tylko czerwień. Dopiero gdy kilka razy zamrugała, zdała sobie sprawę, że to jego bokserki wypełniają cały kadr widzenia.
– Wtmmmmmffyyyy, oooosz  uuuuummm!
– Też tak myślę. Te bandaże nie pomogą ci mnie zaspokoić.
Grimmjow szybkim szarpnięciem pobył się blokujących jej drogi oddechowe opatrunków. I natychmiast tego pożałował.
– Czyś ty doszczętnie oszalał, ty błękitna katastrofo?! – Niby próbowała mówić po cichu, ale i tak był to podniesiony ton. – Wciągaj gacie na dupę i spieprzaj stąd w podskokach, durniu!
– Nie ma mowy. Obiecałaś mi…
– Niczego ci nie obiecywałam, przychlaście!
– Przecież przegrałaś.
– Wcale nie! Wynoś się stąd!
– Dokąd?
– Do diabła!
– Najpierw odbiorę swoją nagrodę…
– Odebrać to ty możesz rabat na skopanie dupy, jeśli zaraz…
Espada znudził się wysłuchiwaniem złorzeczeń i nie przejmując się tym, że kapitan wciąż coś mówi, wpakował jej język do ust, przerywając tym samym pełen gróźb wywód i przygniatając ją swoim ciałem do szpitalnej pryczy.
– Boże, Grimmjow… – westchnęła Ikari, kiedy Szósty dał jej wreszcie złapać oddech, który i tak z trudem zaczerpnęła.
– Wiem, wiem. – Na twarzy Jaegerjaqueza pojawił się firmowy uśmiech. – Możesz mi mówić „mój królu”.
– Nie, nie chodzi o to – sapnęła Hagane.
– A co, tak zajebiście całuję?
– Nie-e.. Po prostu mnie dusisz, Grimm… Chryste, jesteś cięższy od Abaraia, a nie masz przecież połowy brzucha…
Dopiero, gdy zobaczyła jak górna warga Arrancara wywija się, odsłaniając kły, zdała sobie sprawę, że poczyniła niepotrzebną uwagę, może nawet niebezpieczną, z racji tego, iż zajmowała dość zdominowaną pozycję, znacząco utrudniającą jakiekolwiek manewry samoobronne.
Please give me a reason
– Chyba nie chcesz mnie znowu rozgniewać? – warknął, nachylając się do jej ucha. – Gadaj, co cię łączy z tym twoim nowym przydupasem?
– To znaczy kogo masz na myśli? Bo Renji nigdy nie był moim… – Hagane próbowała grać na czas, dyskretnie rozglądając się w poszukiwaniu ciężkich przedmiotów, do których miałaby szansę dosięgnąć i które miałyby szanse ogłuszyć Espadę albo przynajmniej ostudzić jego temperament po tym, jak walnęłaby go nimi w łeb.
– Nie udawaj głupiej! Łazi za tobą cały czas, oka z ciebie nie spuszcza, kutas!
– Któż niby?
– Ten złamas pierdolony, co jest podobny do tego ważniaka… Tego… – Grimmjow zmarszczył jeszcze bardziej brwi, próbując sobie przypomnieć nazwisko. – Tego, kurwa, dystrybutora porcelany…
Ikari wzruszyła ramionami, w ramach możliwości oczywiście, bo ciężar Espady uniemożliwiał zrobienie tego w wystarczająco lekceważący sposób.
– Nie ściemniaj, że nie wiesz o kogo chodzi… Czy on aby nie jest tym… Co wy tu macie… Twoim nowy zastępcą?
– Taaak? Mam nowego porucznika?
Grimmjow zmrużył oczy, zdając sobie sprawę, że Hagane przez cały czas się z niego nabija i ukąsił ją w szyję.
– Ała! Odwal się, Szósty Psycholu, spierdala… ałaałaała! NIC! Nic mnie z Asuką nigdy nie łączyło!
– Nic, nigdy? – Jaegerjaquez uniósł jedną brew.
– Nigdy nic poważniejszego… Ałaaa!!! Do niczego między nami ostatecznie nie doszło!
– Ostatecznie?
– AŁAAA! NO  PRZECIEŻ MÓWIĘ, ŻE Z NIM NIE SPAŁAM! Jeszcze…
– Jesteś zzzła – podsumował ją Espada, patrząc na Shinigami wciąż zmrużonymi, kobaltowymi ślepiami. – Jesteś złą, zepsssutą kobietą…
Bezceremonialnie zadarł jej szpitalne kimonko niespokojnymi rękami.
– Nie jestem zepsuta, tylko ranna, debilu! Potrzebuję spokojnej rekonwalescencji! Nie mogę się nadwyrężać!
– Oj tam, oj tam… Ja będę twoim rehabilitantem – mruczał, walcząc z kolanami Hagane, które żadną siłą nie chciały się rozsunąć. – Małe posuwanko jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziło…
– „Rehabilitant”? Skąd znasz takie trudne słowa?
– Nie zmieniaj tematu! A co z tym czerwony ananasem? Gdzie ta szmata się jeszcze wydziarała, e? To wiesz?
– Wiedziałam, zanim jeszcze zgłupiałam na tyle, żeby wykupić sobie wycieczkę do Hueco Mundo!
– Że niby to się nie liczy?
– A ty to co niby – dziewica byłeś?!
– Nie rozmawiamy teraz o mnie.
– No właśnie, a czemu nie, hipokryto!
– Ja ci zaraz wszystko wytłumaczę…
Espada dźwignął się z dziewczyny, uznając, że potrzebuje dwóch rąk do tego, by rozłożyć Ikari nogi. Ta wykorzystała, że nie przygniata jej już osiemdziesiąt kilka kilo żywej wagi i stoczyła się z łóżka. Następnie wczołgała się pod nie na kolanach i wynurzyła z drugiej strony, prędko wyszarpując z pochwy swojego Zabójcę.
– Skowycz, Shiraion! – Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech, a na jej dłoniach krwiożercze długie ostrza tekagi. – Ban…
– No ty chyba niepoważna jesteś…
– …KAI! Shiro – waruj! – rozkazała wielkiemu, warczącemu na Espadę lwu, który posłusznie położył się przy drzwiach, za którymi właśnie znikała kapitan. – Nie daj mu stąd wyjść. A ty – uśmiechnęła się do Espady – żryj jeszcze więcej tych kebabów, to może ci się brzusio uzupełni…
So I can shut you out
Wciąż chichotała jak nienormalna, gdy zamykała się w swoim gabinecie. Zaniepokojony jej zachowaniem Katakura próbował zatrzymać swoją kapitan na schodach i udzielić jakiejś pomocy, bo Ikari ciągnęła za sobą bandaże, którymi poowijała ją Kurosaki, ale Hagane była w stanie jedynie z nonszalancją machnąć ręką, żeby dał jej spokój.
Położyła się, uprzednio przebrawszy się w nowy komplet kobaltowej, seksownej bielizny, w której Jaegerjaquez jeszcze jej nie widział, ale kiedy po godzinie żaden Arrancar nadal nie załomotał w jej drzwi, usiadła na łóżku, obrażona. Poprzednim razem Grimmjow bez trudu poradził sobie z Shiro, a teraz co?
Wstała i podeszła do okna, zarzucając na ramiona kosode. Z westchnięciem oparła się o parapet i wyjrzała na pogrążoną w mroku Seireiteię. Rozgwieżdżone niebo pałało sennym mirażem, obejmując Soul Society granatowymi, szerokimi ramionami. Zwróciła wzrok w stronę oddziałów czwórki, ale żadne hałasy, żadne zwiastuny walki nie dochodziły znad baraków uzdrowicieli. A przecież ciągle wyczuwała spokojne, zbyt spokojne reiatsu białego lwa. Arrancar z nim nie walczył. Co ta przebrzydła bestia kominowala?  Zakręciła bransoletą, z której wcześniej odpięła łańcuch Shiro i ściągnęła ją z nadgarstka. Obręcz była wąska i Ikari przez chwilę się z nią mocowała, ale kiedy to zrobiła, zwisające z niej zerwane ogniwa łańcucha zapaliły się cyjanowym płomieniem i pochłonęły całą bransoletę.
Hagane zatrzasnęła okno i rzuciła się z powrotem na łóżko. Naciągnęła kołdrę na głowę i wgryzła się w poduszkę.
Sukinsyn odpuścił. Znowu. Wyszłam na idiotkę…
Though your heart is bleeding
You’ve left me with no doubt
Wciąż się nad sobą użalała, gdy usłyszała jak ktoś naciska klamkę do jej gabinetu. Na pewno nie był to Asuka. On nigdy by sobie na coś podobnego nie pozwolił. Zresztą… On tak nie pachniał. Ciężko, niebezpiecznie, piżmowo. Jak parująca w pełnym słońcu kora cedru. Błękitny aromat szyderstwa. Swąd destrukcji. Zapach Espady.
– Nie udawaj, że śpisz – warknął, odkrywając ją jednym szarpnięciem kołdry. – Odwołałaś kicię. Wygrałem tą twoją próbę sił, czyż nie?
Zaśmiał się, ale Ikari wciąż milczała, ukrywając twarz w pościeli.
– To dla mnie? – Grimmjow zahaczył palcem o jej koronki, odchylając delikatny materiał. Odwrócił Ikari na wznak, a ona natychmiast przycisnęła ręce do twarzy, więc Jaegerjaquez z westchnieniem je od niej oderwał i w skupieniu przyglądał się jej zaczerwienionym oczom. – Myślałaś, że nie przyjdę?
Tym razem roześmiał się tak głośno, ze Ikari podniosła się z sykiem na klęczki i zasłoniła mu usta własną dłonią. Mierzyli się spojrzeniami spod zmarszczonych, niebieskich brwi, kobaltowe oczy przeciw cyjanowym, aż Espada oderwał jej rękę od swoich ust.
– Dla mnie to też nie jest proste, ale powinnaś już przyswoić sobie co nieco z tego, co się dzieje. Zbyt mocno mnie wkurzasz, żebym cię mógł zostawić. Więc, do kurwy nędzy, przestań się w końcu bać. – Palce Arrancara otarły mokry ślad pod jej okiem. –Jesteś do mnie zbyt podo…
Tym razem to ona nie dała mu dokończyć zdania.
Tej nocy Grimmjow zamiast się z Hagane pieprzyć, po raz pierwszy się z nią kochał. Po raz pierwszy i ostatni – ale o tym wtedy nie mógł wiedzieć.
When I get weak or I’m tired and afraid
– Ikarrri…
– Mmm?
– Nie wierrrć się tak, bo mi znowu stanie.
Shinigami zrzuciła z siebie kołdrę.
– Bo tu jest za ciasno. Zajmujesz całe łóżko.
– Ciasno to ci się zrobi, jak się nie przestaniesz kręcić.
– Tch. Nie jesteś tak duży, jak ci się wydaje.
– Może odświeżę ci pamięć?
– Dzięki, pamiętam co się działo godzinę temu.
– To śpij i staraj się nie ruszać.
– Tch!
Otarła się o Espadę, obracając się do niego tyłem.
– I–Ikaaari!
– Sorry.
– No i kurwa…
Poczuła go znowu na sobie. Po raz… który tego wieczora? Nieważne. Teraz nic nie było ważne. Przez najbliższą godzinę albo dwie nic takie nie będzie, bo Grimmjow lubił długo się bawić. A Ikari polubiła te nowe zabawy z Grimmjowem.
Może nawet są fajniejsze od walki z nim.
JA PIERDOLĘ, ILE MOŻNA.
Kirai! Umawialiśmy się, że nie podglądasz! I wypierdalasz tam, skąd nic nie widać.
BOJĘ SIĘ TAM CHOWAĆ, BO JAK TEN PERWERS DOBIERZE SIĘ DO TWOJE…
SAM JESTEŚ PERWERS! WYNOŚ SIĘ!
– Ikari? Wszystko w porządku?
– W najzajebistszym.
Wziął ją bez żadnej rozgrzewki, ale po całej nocy zabaw z Arrancarem Ikari jej nie potrzebowała. W zasadzie nie potrzebowała jej na ogół. Wystarczyło, że Szósty po prostu znalazł się w promieniu pięciu metrów, a ona już była gotowa, by brał ją tu i teraz, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Kiedy czuła, że Jaegerjaquez już jest bliski zaspokojenia, zrzuciła go z siebie i dosiadła, spowalniając rytm. Grimmjow zaczął cicho mruczeć, a im mocniej zapominała się Ikari, tym głośniej mruczał błękitnowłosy, aż w końcu kapitan musiała go zacząć uciszać.
– Ciszej… – jęknęła, kręcąc biodrami.
– Mmmmmrrrrrrr…
– Cicho bądź, Grimm.
– MmmRRRrrrrmmMMMmmm…
– Z–Zamknij się!
– MMMMRRRRRMMMRRRRRrrrr…
W końcu musiała się pochylić, żeby dłońmi zatkać jego arrancarski pysk.
Po wszystkim ciężka łapa Espady przygarnęła ją do siebie. Na moment znów zabrakło jej tchu. Poluzował uścisk dopiero, gdy skopała go pod kołdrą.
– Rano ma cię tu nie być – ziewnęła.
Grimmjow stęknął z niezadowoleniem.
– Zostanę… – wymruczał jej do ucha, a od tego ciepłego szeptu przeszły ją ciarki.
– Masz się wynieść przed świtem.
– Nie chce mi się – marudził.
– Nikt nie może cię tu zobaczyć.
 To kto cię bzyknie z rana na dobry początek dnia?
– Od tego są porucznicy.
– Słucham?
– Czy ty się w ogóle nie znasz na żartach, Grimm?
W zmrużonych oczach Espady nie było nawet jednej iskierki wesołości.
– Za brzydkie żarty, brzydka kara… I rano nie będziesz mieć siły dla porucznika.
– Już nie mam, ty jurna bestio!
  No chodź…
TO SIĘ NAZYWA NIEWYŻYCIE SEKSUALNE.
Trzym pysk.
Grimmjow nie był głupi i potrafił rozróżnić, kiedy spojrzenie Ikari robi się zamglone, bo jest jej przy nim dobrze, a kiedy bo w jej głowie gada Hollow. I może było coś z celowości w seks–poczynaniach Espady. Może faktycznie był w tym mało bezinteresowny. Prawda była taka, że chciał Ikari zmęczyć. Chciał, żeby zasnęła, najlepiej kamiennym snem.
When I sleep all my dreams turn out the same
I kiedy jej oddech wreszcie się wyrównał, Grimmjow zacisnął mocno usta i przycisnął do siebie śpiącą na nim Shinigami. Zamknął oczy i… Przez chwilę się wahał…
Czy to jeszcze było potrzebne? Po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło?
Zerknął na śpiącą dziewczynę spod jednej, pół otwartej powieki.
Tak. Ona w dalszym ciągu nigdzie ze mną nie pójdzie.
Poza tym nie mógł zwyczajnie darować jakiemuś podrzędnemu Pustemu, że śmiał zignorować rozkazy króla. Przecież po to tu przybył. Żeby dorwać Kiraiego.
Skupił się, jeszcze mocniej przycisnął do siebie Ikari, zaciągnął się zionącym od niej zapachem belladonny. Mógł to zrobić. Był królem Hollowów, więc może dostać w łapy każdego z nich, nie ważne gdzie by się chował… Po chwili stał już na porośniętej bazylią łące. Szybko wypatrzył czającą się wśród niej kolorową postać.
– Yo, skurwielu. – W sekundzie znalazł się tuż przy nim i złapał Kiraiego za pióra, ciągnąc go do góry. Hollow posłusznie wstał, patrząc na Espadę z wysokości trzech metrów mieniącymi się oczyma. Grimmjow nie przejął się tym, że tęczowy stwór jest od niego dwa razy wyższy. Nie przejął się też jego zuchwałym spojrzeniem ani aroganckim uśmieszkiem na smoczym pysku. – Masz mi może coś do powiedzenia?
– Tylko tyle, że Ikuś miała lepszą ofertę.
– Nie nazywaj jej tak, śmieciu… – zawarczał Arrancar, a jego nozdrza rozszerzyły się pod wpływem nagłej złości. – Ofertę? Niby czego ci naobiecywała? Że się podzieli?
Hollow skinął rogatym łbem, a Espada parsknął sarkastycznie.
– I co, uwierzyłeś jej? Ty naiwniaku… Ja mogłem ci zwrócić życie, a ona… Ona jest zbyt chciwa i zbyt zazdrosna, żeby się dzielić… Powinieneś to wiedzieć.
Kirai wzruszył ramionami, ale jego oczy przybrały na dłuższy moment niezapominajkową barwę niepokoju.
– Ufam jej. Była szczera, gdy składała mi tą propozycję.
– Ja ci zaraz, kurwa, taką propozycję złożę… – Grimmjow oparł dłoń o brzuch Hollowa. Spomiędzy jego palców zaczęły wypełzać czerwone strużki. – Proponuję ci cero, skurwysynu.
Coś połaskotało Espadę w jego własny brzuch i zanim odpalił cero, zerknął w dół, a tam, tuż poniżej jego dziury Hollowa opierała się kobieca dłoń, której rozjarzone różnymi barwami palce wkradały się w znamię Pustego.
– Ikari… – Podniósł wzrok i napotkał wpatrzone w siebie zmrużone, wypełnione cyjanową furią oczy. Stała po prawej stronie swojego Pustego. – Chyba nie zamierzasz się bawić Błyskiem w pobliżu miejsca, które daje ci tyle rozkoszy…
Hagane jeszcze bardziej zmrużyła oczy.
– „Dawało”, Grimmjow, „dawało”… Ja ci dawałam, a teraz ty dałeś dupy po całości, jesteśmy kwita. Prawie.
Arrancar poczuł wypełniające go ciepło, od wzbierającego w jego brzuchu cero.
– Nie zrobisz tego…
– A niby czemu nie? Czy nie chciałeś przed sekundą zrobić tego samego, ty przebrzydła, zdradziecka mendo?!
When I bleed I relieve you of your pain
Can’t believe you won’t let me do the same
Napompowane bólem reiatsu Shinigami uderzyło w Arrancara, wyrzucając go z jej wewnętrznego świata, do którego się włamał. Nie poprawiło to jednak jego sytuacji. Kiedy otworzył oczy, znów napotkał pałające nienawiścią cyjanowe spojrzenie, które zaczynało migotać na różne kolory w miarę jak na twarzy Hagane budowała się maska. Leżąca na jego torsie dłoń kobiety parzyła go nawet przez hierro.


Myślała, że wydostając się z laboratorium Szayela, najgorszy koszmar ma już za sobą. Ale gdy wyjrzała spod poduszki na wydzierający się budzik, zrozumiała, że musi jeszcze wiele wycierpieć. Już miała wyciągnąć rękę, by rzucić piekielnym urządzeniem o ścianę, kiedy nagle samo ucichło, ku jej błogiej radości.
– Myślę, że wypiłaś wczoraj za dużo.
– Myślę, że masz rację. – Jedno zdanie, a przepite gardło zapieklo ją, jakby odmówiła całą litanię. Ściągnęła z głowy poduszkę i jej oczom ukazał się obfity biust Rangiku.
– Jak długo jeszcze będziesz się na niego dąsać? – Przyjaciółka podała jej butelkę schłodzonej wody, którą Minako przyjęła z wdzięcznością.
– Ja tylko dostosowuję się do nowego rozkazu – wymamrotała, odkręcając wodę.
Rangiku tylko przewróciła oczami.
– Właściwie to przyszłam tu na jego polecenie. Kazał ci wracać do roboty, ale... – pokręciła głową, przyglądając się zmarnowanej twarzy Kurosaki. – Idź się ogarnij, kupię ci trochę czasu. – Rzuciła rudowłosej paczkę tabletek przeciwbólowych i wyszła z pokoju.
Take your observations
And turn them on yourself
Minako natychmiast połknęła dwie pigułki, by chociaż na chwilę pozbyć się tępego bólu, który rozsadzał jej głowę. Tak naprawdę nie wiedziała, dlaczego wczorajszego wieczoru dała się namówić Ikkaku i Renjiemu na picie. Przyszli niby pod pretekstem „odciągnięcia jej od czarnych myśli”, które później starali się utopić w baniaczku podebranego przez Abarai'a bimbru z kwater ósemki. Musiała przyznać, że jej przyjaciółka ma talent do tworzenia trunków o idealnie dobranej kompozycji smakowej, ale nie spodziewała się, że tak szybko urwie jej się film. Nie miała pojęcia, kiedy i jak dostała się do swojego pokoju, ale miała nadzieję, że gdy któryś z chłopaków wnosił jej bezwładne ciało na górę, nie widział tego ani jej brat, ani kapitan. Na samą myśl o przełożonym zrobiło jej się niedobrze. Podniosła się pospiesznie z łóżka i wpadła do łazienki. Natychmiast pozbyła się wczorajszych ubrań i wlazła pod prysznic, oblewając się zimną wodą.
Już nigdy więcej nie dotknę żadnego alkoholu.
Obiecywała to sobie za każdym razem, gdy rano budziła się z tym cholernym ściskiem w żołądku, suchością w ustach i bólem głowy. Na samą myśl o jakimkolwiek funkcjonowaniu miała ochotę się rozpłakać. Gdy wreszcie udało jej się doprowadzić do stanu używalności koniecznej, zebrała w sobie siły na wyjście z pokoju. Idąc korytarzami w odpowiedzi na pozdrowienia kiwała lekko głową. Gdy zaciskała zęby, było jej trochę lepiej.
„Kazał ci wracać do roboty.”
Słowa Rangiku uparcie wierciły jej dziurę w mózgu. Toshiro nigdy nie odnosił się do niej w ten sposób. Czyżby wczoraj nabroiła coś więcej, niż tylko upicie się do nieprzytomności? Minako miała to nieszczęście, że pod wpływem alkoholu nie pamiętała nic, co robiła i często musiała wysłuchiwać opowieści o tym, jak to upominała się o nią grawitacja lub gdzie to nie przybiła gwoździa. Raz, podczas nieoficjalnej popijawy w barakach szóstki, zdarzyło jej się nawet zarzygać haori Byakuyi Kuchiki. Co tym razem usłyszy, gdy wejdzie do gabinetu?
Już była blisko celu, a zmieszany z kacem strach wcale nie poprawiał sytuacji. Z trudem podniosła rękę, kładąc dłoń na klamce i już miała otwierać, kiedy usłyszała strzęp rozmowy.
– W moim łupie wojennym znalazłem jakieś stare notatki Granza. Prowadzili badania nad jej wytrzymałością i zdolnością reinkarnacji.
Cały kac, jaki ją męczył był niczym w porównaniu do gniewu, jaki ją zalał. Pociągnęła za klamkę, wkraczając agresywnie do pomieszczenia. Nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Mayuri Kurotsuchi siedział wygodnie na kanapie odwrócony do niej plecami, podczas gdy Ichigo zajmował kanapę naprzeciw. Siedział pochylony, z łokciami wspartymi na kolanach i patrzył na siostrę z wielkim zdziwieniem.
– Wreszcie się obudziłaś. – Kapitan Hitsugaya przywitał ją chłodnym tonem. Stał za Ichigo z rękami założonymi na piersi, ale nie patrzył na swoją porucznik.
Przy użyciu Shunpo natychmiast znalazła się przy Toshiro i sprzedała mu niezwykle celnego prawego prostego. Zachwiał się, ale nie upadł, bo Minako chwyciła go za przód haori i przygwoździła do regału z raportami.
– Ty gnojku…!
– Uspokój się!
– Hej, Mi, opanuj…
– Wciąż chcesz mnie sprzedać?! Ikari nie dość ci wrąbała, co?! – Zdążyła jeszcze trzasnąć kapitanem o regał, kiedy doskoczył do niej Ichigo. Złapał siostrę za ramiona i odciągnął, ale wyrwała mu się, jednocześnie wyciągnęła swoje Zanpakuto. Jej brat cofnął się o krok przed ostrzem, które wędrowało od niego do Toshiro i z powrotem.
No more love to purchase
I’ve invested in myself
– Już dobrze… – Ichigo wyciągnął dłoń w kierunku siostry, ale ona nadal nie zamierzała opuścić broni.
Toshiro starł wierzchem dłoni krew z nosa.
– Naćpałaś się czegoś?
– A ty?! – Ręka, w której trzymała broń nadal drżała. – Nie wiedziałam… Nie wiedziałam, że jeszcze ktoś poza Aizenem tak mnie oszuka... – Zaśmiała się krótko, ale to nie był radosny śmiech.
– Wiem, że jest ci ciężko – zaczął Toshiro już spokojniejszym tonem. – Wiem, że wiele przeszłaś.
– Nic nie wiecie, kapitanie Hitsugaya.
You know nothing about me
Keep opinions to yourself
Obrzuciła całą trójkę zranionym spojrzeniem i wybiegła z gabinetu. Zatrzymała się w połowie korytarza i zgięła się wpół. Jej żołądek wykręcał się na wszystkie strony i czuła, że zaraz zwymiotuje. Nie wiedziała tylko czy to skutek kaca, czy bolesnych wspomnień.
Dlaczego tak go to interesowało?! To, co było, minęło i Minako miała szczerą nadzieję, że nigdy nie wróci. Teraz jednak przez jedno zdanie wypowiedziane przez Kurotsuchi'ego…
„Prowadzili badania nad jej wytrzymałością i zdolnością reinkarnacji.”
…wyparte w głąb podświadomości obraz wracały, zawadzając o jej psychikę ostrym jak brzytwa kantem retrospekcji.

Drugi września 2001, Zimna wojna, Las Noches.
Nagłe szarpnięcie za ramię wyrwało mnie z błogiego snu.
– Wstawaj, Shinigami.
Na sam dźwięk jego głosu zaczęła boleć mnie głowa. Z wielką niechęcią otwarłam oczy i natychmiast zrobiło mi się niedobrze na widok rozciągniętej w psychicznym uśmiechu twarzy Aporra.
– Jak się dzisiaj czujemy? – głos przesycony jadem wcale nie pytał mnie o samopoczucie z uprzejmości.
Miałam wielką ochotę wstać i napluć mu prosto w twarz. A jak się czułam?
Przez pierwsze dwa tygodnie (chyba, bo w Las Noches nie trudno się pomylić w rachubie czasu) byłam przerażona. Nie wiedziałam, dlaczego i po co mnie porwali, a także czemu testują na mnie te szczypce, które przytrzymywały cztery pręty wkręcone w moje plecy. Później, gdy odzyskałam rażoną bólem świadomość, wpadłam w szał. Trzy razy próbowałam uciec, raz sama wyrwałam sobie jeden z prętów, co przepłaciłam dwudniową nieprzytomnością z powodu utraty krwi. Przeżyłam i dowiedziałam się, że pręty mają za zadanie analizować moje ponoć oryginalne reiatsu. Gdy wreszcie udało mi się określić moją sytuację, poddawałam się wszystkim eksperymentom Octavy z nadzieją, że wreszcie umrę i zrobię na złość Aizenowi, który za wszelką cenę chciał utrzymać mnie przy życiu.
Teraz nie miałam siły ruszyć jakimkolwiek mięśniem, więc gdy cierpliwość Szayela się skończyła, wytargał mnie z pryczy za ramiona i postawił na nogi.
– Zadałem ci pytanie. – Fałszywie troskliwy ton jego głosu zniknął, ustępując miejsca zwykłemu mu wyrachowaniu. – Jak się czujesz?
– Na siłach, żeby ci zajebać. – Za tą uwagę zarobiłam policzek. Nie zdziwiło mnie to, ale było warto, bo Ósmy aż zatrząsnął się z wściekłości.
– Przygotuj się. Aizen–sama cię wzywa.
Że co? Musiałam mieć wtedy tak bardzo głupią minę, bo Granz tylko machnął ręką i wyszedł z mojej celi. Gdy przetworzyłam informacje, wbiłam się w te mega głupie wdzianko w postaci białego kimonka z białym płaszczykiem i chwilę później otwarto kraty. Jedynym plusem było to, że nic już nie krępowało moich ruchów i nikt nie wlókł mnie przez korytarze.
Stojąc w tej cholernie ogromnej sali tronowej czułam, że moja klaustrofobia się powiększa. Głowę rozsadzał nieznośny ból za każdym razem, gdy się rozglądałam.
– Minako. – Aizen siedział na swoim tronie. Miałam szczerą nadzieję na to, że boli go dupa od siedzenia na tym stołku. – Widzę, że się wreszcie uspokoiłaś.
Dzisiejszego dnia był sam. Ani Tousen, ani Gin nie stali za jego plecami.
– Po czym wnosisz? Bo jeszcze nie skoczyłam na ciebie, próbując wydrapać te zdradliwe ślepia? Kwestia czasu, skarbie. – Odkąd odkryłam, że nie wykazuje zapału do zabicia mnie, wykorzystywałam każdą okazję, żeby go do tego sprowokować. Oczywiście dostawałam za to nie raz, nie dwa po pysku, ale to było nic w porównaniu do radości z patrzenia na powykrzywiane coraz większą złością arrancarskie gęby.
No more complications
Everything’s just swell
Tym razem jednak Aizen był nadzwyczaj cierpliwy. Dłużą chwilę spoglądał na mnie, po czym wstał i powoli zszedł ze schodów. Modliłam się, żeby spadł, ale nic takiego się nie wydarzyło.
– Mam dla ciebie niespodziankę – odezwał się wreszcie, kiedy stanął przede mną. Chyba nie chciał na mnie spoglądać z góry, ale coś mu nie wyszło, bo przy moim wzroście niestety każdy nade mną górował, no chyba, że ktoś się uparł i kucał. Albo był kapitanem dziesiątki.
Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie. Niespodziankę? Czyli jakieś nowe tabletki oszałamiające? Czy może jednak zdecydował się mnie zabić?
On jednak sięgnął za swoje plecy i wyciągnął przed siebie Zanpakuto.
Moje Zanpakuto.
Natychmiast chciałam je zabrać, ale w połowie ruchu zamarłam. Iluzja? Gra? Czy rzeczywistość?
– Nie bój się. To twój miecz.
Drżącą dłonią zabrałam mu katanę. Natychmiast wyciągnęłam ją z pochwy i wycelowałam ostrzem w gardło Aizena. Tak, to był mój Shizuka Chou.
– Schowaj go, bo jeszcze zrobisz komuś krzywdę, Minako–chan. – Gin pojawił się nagle obok mnie, kładąc rękę na ostrzu mojego miecza. Patrzyłam zdziwiona to na Gina, to na Aizena i za nic nie mogłam znaleźć racjonalnego wytłumaczenia tej chorej sytuacji.
– O co wam…
– Zabiorą cię na wycieczkę – powiedział Gin, uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób.
– Wy… co?! – Już naprawdę nie miałam siły, żeby jakkolwiek zareagować. Nie miałam też na to szansy, bo poczułam lekkie szarpnięcie w okolicy pępka i sala tronowa się rozmyła. Świat wirował, stając się jedną wielką mieszaniną kolorów i dźwięków, po czym upadłam na twarz w piasek pustyni. Nie leżałam długo, bo ktoś kopniakiem obrócił mnie na plecy, łamiąc mi przy okazji jedno żebro. Gdy otwarłam oczy, ujrzałam nad sobą Szayela. Kurwa jego mać.
– Wstawaj. – Pociągnął mnie za ramię stawiając na nogi. To już drugi raz dzisiejszego dnia. W końcu mu za to wszystko odpłacę…
Już się chciałam odwinąć z prawej, ale Szayel tylko się uśmiechnął i odepchnął mnie z łatwością. Spodziewałam się upadku na plecy, ale ku mojemu zdziwieniu w piasku była dziura. Krzyczałam, kiedy postać różowowłosego oddalała się szybko, aż wreszcie łupnęłam plecami o podłoże.
– Masz wpierdol Szayel!
– Och, już się tak nie denerwuj! –  W dole, w którym się teraz znajdowałam, rozniosło się echo jego głosu. – Masz swój miecz, postaraj się przeżyć. – zawołał i zniknął
Zostawił mnie. Zostawił mnie w Lesie Menosów, bo rozpoznałam już, ze nie znajduję się w żadnym dole, lecz zleciałam piętro niże, pod piasek Hueco Mundo. Stanęłam na nogi i rozejrzałam się wokół. Nie wyczuwałam reiatsu żadnego z Gillianów czy Adjuchasów, ale z pewnością jakiś za chwilę wyłoni się zza krzaka. Podbiegłam do najbliższego drzewa i przywarłam do niego plecami, a w dłoniach ściskałam mocno Zanpakuto. Wydawało mi się, że zalegającą w lesie ciszę przerywa moje głośno bijące serce.
No to w końcu chcieli mnie zabić, czy nie?! Ja rozumiem, eksperymenty, oryginalne reiatsu, ogólnie byłam zajebista. Ale żeby biednego Shinigami samego w Lesie Menosów?! Którędy coś zaraz wylezie? Z lewej? Z prawej? A może zaatakuje od frontu i w sekundzie mnie zabije, rozrywając na pół? Byłaby to ciekawa opcja. Miałam nadzieję, że odeślą potem moje ciało Aizenowi, na pamiątkę.
Tutaj, w podziemiach Hueco Mundo, panowała nie zmącona niczym atmosfera. Nie poruszała się tu żadna gałązka, a jakikolwiek szelest oznaczał pojawienie się Menosa. Przypomniałam sobie szybko co mówili o tej klasie Hollowów w Akademii Shinou. „Są trzy klasy Menosów. Gillian, Adjuchas i Vasto Lorde.”
Już wiedziałam, że mam przesrane. Do walki z takimi francami wysyłali oficerów trzeciej rangi, a ja dopiero co ukończyłam Akademię, nawet przydziału do oddziału nie miałam. Zostać na miejscu i zginąć? Czy zginąć w walce, jak kuzyn Kaien? Nagle przez wszystkie te myśli w mojej głowie przebił się czyiś głos.
„Nie poddawaj się. Nie jesteś sama.”
Czyli zaczęły się omamy po tych Szayelowskich specyfikach?
„Nie przesłyszałaś się.”
Dopiero po paru chwilach zorientowałam się, że głos dochodzi z moich rąk, a dokładnie z miecza. ‘
– To ty, Shizuka Chou?
„Nie waż się rezygnować z życia.”
Wyciągnęłam miecz z pochwy i przez moment patrzyłam na wąską klingę. Już pierwsze uwolnienie przywoła tutaj kilku Gillianów, ale było mi już wszystko jedno.
– Wleć do nieba, Cichy Motylu.
No more obligations
There’s nothing more to tell
Miecz zalśnił czerwono–czarnym blaskiem zmieniając się w glewię, większą ode mnie. Podwójne ostrze u góry otoczone czerwono–czarnym płomieniem rozświetliło ciemności Lasu Menosów.
Nie myliłam się. Od razu zewsząd powyłaziły monstra, otaczając mnie czarnym wianuszkiem. Ryk bezmyślnych potworów przerwał ciszę, bo w końcu nie na co dzień miały okazję zaczepić kogoś obcego. Skierowałam płonące ostrze w jednego, ale nie zdążyłam nawet zrobić kroku. Czerwone cero uderzyło mnie w plecy, rozdzierając biały materiał. Siła uderzenia popchnęła mnie przez tłumek Menosów i zatrzymałam się dopiero na jednym z drzew, ale nie wypuściłam broni z rąk. Nie miałam pojęcia co bolało mnie bardziej – nagie i osmalone plecy, czy twarz i kolejne złamane żebra. Przez chwilę starałam się złapać oddech, a kiedy mi się to udało, jeszcze mocniej odczułam ból.
Czyli jednak jestem beznadziejna. Leżąc na plecach wpatrywałam się w czarne niebo, ciesząc się, że Gilliany są takie powolne, dzięki czemu moje życie miało szansę potrwać jeszcze chwilę. Choć w tym momencie chciałam, żeby to wszystko się skończyło jak najprędzej. Nie miałam już siły. Moja cierpliwość się wyczerpała. Teraz moim jedynym problemem było to, czy przebić się własnym zanpakuto, czy czekać, aż cero jakiegoś Gilliana rozerwie mnie na strzępy. Bo co mi pozostało? Aizen–Srajzen, a Ginowi i tak się nie uda…
Wyczuwałam zbliżające się reiatsu masy Gillianów. Może i były dla mnie jakieś szanse na ratunek, może ktoś by sobie o mnie przypomniał i mnie uwolnił. Ale ja już nie miałam siły. Mi się już kurwa nie chciało. Powieki same się zamykały, a kończyny zrobiły się ciężkie, jakby były z ołowiu. I ta wszechogarniająca ciemność.
When I’m running scared
That’s when I need to know
That you let me go
„Obudź się.”
Niewidzialna siła uniosła rękę, w której dzierżyłam glewię. Moje bezwładne ciało poddało się jej i chwilę później znów stałam na nogach. W tym samym momencie, kiedy stado Menosów ruszyło na mnie z wściekłym rykiem. Nie poruszałam żadnym mięśniem, nawet o tym nie myślałam, a Hollowy i tak padały pokonane. Pierwszy, drugi, trzeci. Ósmy, piętnasty. Trzydziesty czwarty. Jakby ktoś pociągał za sznurki i sterował mną jak marionetką. Ale wydawało się, że Gilliany nie mają końca, bo na miejsce pokonanego natychmiast stawał nowy. Atakowałam mechanicznie, posyłając w nich wiązki czerwono–czarnego reiatsu. Skok, obrót, natarcie, garda, natarcie. Ale było ich coraz więcej.
Wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. W Akademii, po zdobyciu mocy mojego zanpakuto, zakazano mi uwalniać jego pełną moc. Bo to było bardzo destrukcyjne zanpakuto.
Zanpakuto, które rodzi się raz na tysiąc lat.
Zanpakuto, którego potęgi boi się całe Soul Society.
Zanpakuto, które ma moc zniszczenia świata.
– Bankai. – Ostrze glewii zalśniło mocniejszym blaskiem, czułam jego ciepło. – Shizuka Chou no Shii no Fukkatsu. – Wyciągnęłam broń przed siebie, a jej koniec wbiłam w piasek.
Nigdy wcześniej nie uwalniałam miecza na drugim stopniu, ale skądś wiedziałam, co robić. I po co.
Potrzebowałam tego.
I wreszcie byłam na tyle silna, żeby tego dokonać.
– Los Lobos – usłyszałam leniwe warknięcie i zatrzymałam atak. Wszystkie moje siły witalne wróciły i musiałam wesprzeć się na wbitej do piasku glewii, żeby nie upaść. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku.
Coyote Starrk rozkazywał swoim wilkom, aby przegoniły Menosy.
– Urwę temu szaleńcowi łeb – mamrotał pod nosem. Oczy wciąż miał zapuchnięte od snu.
Tylko te oczy zapamiętałam. Później opadłam w ciemność, tracąc przytomność.

Wtedy wydostała się z Lasu Menosów bez szwanku. Uratował ją potencjalny wróg, Primera Espada. Minako nie rozumiała, na czym polegała logika całej Espady, ale teraz już nie było się nad czym zastanawiać, bo grupa się rozpadła. Nie wiedziała też, dlaczego akurat to wspomnienie przyszło jej na myśl, ale jednego była pewna. Jeżeli znowu będzie zmuszona użyć bankai, to lepiej, żeby nikt jej nie powstrzymywał, tak jak wtedy. Teraz, w porównaniu z targającymi jej żołądek torsjami, jej bankai był niczym.
Wyprostowała się, ocierając z twarzy kropelki potu i biorąc kilka głębokich wdechów. I wtedy to poczuła, jako pierwsza w całym Seireitei. Od zawsze była aż nazbyt wrażliwa na reiatsu i być może to ta wspólna cecha zbliżyła do siebie ją i kapitan ósemki. A teraz, energia którą wyczuła, wylewała się właśnie z baraków ósmego oddziału. Rozsadzało jej czaszkę.
Reiatsu Hollowa.
____________________
Postęp w pracy nad tęczową księżniczką: wykonano w 64%.

9 komentarzy:

  1. Ten samiuteńki początek był dla mnie trochę trudny do rozgryzienia, trochę za dużo tych.... um, bez urazy, ale gimbazjalnych (?) obleg, w stylu "pizdeczki" itp. :P Jakoś mi to nie w smak było :/ Ale to tylko na samym początku, zanim Hagane odleciała.
    Myślałam, że umrę przy fragmencie: "Przed oczami widziała tylko czerwień. Dopiero gdy kilka razy zamrugała, zdała sobie sprawę, że to jego bokserki wypełniają cały kadr widzenia.", huehuehue, Grim taki niedobry i bezpośredni ;)
    Spodobał mi się fragment, gdy Grimmjow ocierał twarz Hagane z łez. I po raz enty prosił, żeby przestała się go bać. Typowo nie-espadowe zachowanie, ale... ludzkie :) Naprawdę bardzo mi się to podobało :) Trochę gorzej później. To znaczy, nie, że później mi się przestało podobać, tylko sprawy się pokomplikowały :P Tak jak myślałam, Szósty dorwał Kirai'ego, chciał mu wlać... Tylko rozważałam zupełnie inną reakcję Hagane. Po ostatnim rozdziale, gdzie pisałaś, że Ikari jest z Espadą zwyczajnie szczęśliwa, myślałam, że sama będzie próbowała zerwać umowę z Hollowem, jakakolwiek by ona nie była, a tu proszę... staje w obronie "tęczowej księżniczki" :D
    Cieszę się, że nie pociachałaś za mocno kapitana dziesiątki, bo tak jak mówiłam, naprawdę go lubię :D Zaskoczyłaś mnie tym fragmentem ze wściekłą Minako i jej wspomnieniami. Do tej pory do Kurosaki trzepała Ikari po głowie, doprowadzała ją do pionu... Jakoś nigdy nie pomyślałam, że wspomnienia z Hueco Mundo mogą aż tak głęboko w niej siedzieć. Biedna Mi :(
    Mam nadzieję, że Minako da Hitsugai w końcu wyjaśnić o co chodziło z akcją "sprzedać Espadę" ( ;) ) i jako-tako się pogodzą, bo nie podoba mi się, że nasza pani trener koszykówki tak cierpi. Współczuję jej. No i wyrażam szczerą nadzieję, że Ikari nie zamorduje Szóstego!!!!
    Czekam, życzę weny :*
    Kyane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak mi jakoś tu wychodzi trochę ta drugą strona Grimma, bo myślę, że ją mimo wszystko ma, skurczybyk ;P Mam nadzieję, że jednak nie za często, no bo kochamy Grimmjowa za to, jaki jest... A zestawianie go z zachowaniami do niego podobnymi, wydaje mi się takie... pociągające i delikatnie możliwe... czasem. No bo czy każdemu z nas nie zdarza się zachowywać w sposób kompletnie do nas nie podobny? Mi tak. To wszystko okoliczności i relacje jakie budujemy z innymi są za to odpowiedzialne, tak myślę.
      Dziękuję Ci Kyane za opinię! ;* Mam na uwadze Twoje eee uwagi :P że se pozwolę na takie powtórzonko ;P Hm, zastanawiam się nad tymi relacjami Iki i Kirai'ego... Są trudne, to na bank :D I sama nie wiem, czy bardziej chciała go bronić, czy może tylko się wściekła się na Szóstego, odbierając jego wcześniejsze zachowanie jako wyrachowane dążenie do celu czyli dorwania Kirasia... hm. ;)

      Usuń
  2. Trafiłam na twój blog dość dawno temu, ale dopiero teraz przeczytałam wszystko :) Bardzo podoba mi się sposób twojego pisania, wplatanie tych humorystycznych akcentów jest genialne :) Wiele razy uśmiechałam się jak głupia do monitora :D Stosunki Ikari z Grimmjowem- wprost wymarzone :D Super, że pojawiają się też historie innych postaci, wprowadza to dużo urozmaicenia :) Z niecierpliwością czekam na więcej :)
    Jeżeli mogę to zapraszam cię na swojego bloga http://niebieskimpiorempisane.cba.pl/ Nie zmuszam, więc nie traktuj tego jak zobowiązanie :) Tematyka inna niż tutaj, ale z czasem dodawane będą inne opowiadania między innymi z tematyką Bleach, które są jeszcze skrupulatnie dopieszczane w Wordzie :)
    Pozdrawiam, życzę bardzo dużo weny i wypatruję kolejnego rozdziału :)
    Kazumi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kirai tak bardzo <3 Tyyyyle tęczy!! No coś pięknego.
    Wilczy <6
    Cały czas tu jestem, podziwiam, czekam na newsy w "Nieudanych scenkach" i komentuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaa!! Dopiero teraz przyuważyłam, że Kirai chce wpierdolić listek bazylii!!! <3 Ja ślepa, głupia niewiasta. Ale niech konsumuje, tak, tak. Ja mu osobiście cały ususzony eee dziesięc kilo prześlę przez njebieskiego kuriera! Niech se wszama czy tam np. ususz bardziej i zwinie w jakieś białe bibułki... nie wnikam. No ale piękny jest w ogóle!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mi załatwisz plakat Aizena Sousuke to ci codziennie będę wysyłać hoty z Grimmjowem i Edem. Niekoniecznie razem, ale... :P
    Uwielbiam motyw SlowMotion :D takie rozmazane i śmieszne.... :D
    "– Nie-e.. Po prostu mnie dusisz, Grimm… Chryste, jesteś cięższy od Abaraia, a nie masz przecież połowy brzucha…" Jak będzie żarł tyle kebabów, to będzie cięższy od Omaedy.
    " – Ciszej… – jęknęła, kręcąc biodrami.
    – Mmmmmrrrrrrr…
    – Cicho bądź, Grimm.
    – MmmRRRrrrrmmMMMmmm…
    – Z–Zamknij się!
    – MMMMRRRRRMMMRRRRRrrrr…"
    Mruczuś. :D Sorry Grimmjow, zostaniesz kotkiem w domu Kurosakich. :D
    Nie powiem, że Grimmjow sobie przesrał, jednakże jestem po jego stronie. DO KOŃCA!
    Kirai Kirai... Robi się niebezpiecznie. Lepiej nie będzie. :D
    ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrajczyni.

      To ja jestem po stronie Patataja :D

      Usuń
    2. od Aizena możesz dostać tylko plan.
      a ode mnie wpierdol. profilaktyczny :*

      Usuń