środa, 22 października 2014

11. Zazdrosna o_szóstka: It's coming closer (cz.1)

Feniks się wyżyła. Niestety z telefonem do siłowni to prawda. Przez bezustanne gadanie, że idę do Szayela (no bo w takiej maszynerii mnie zamykają, że od razu skojarzyło mi się z Ósmymi eksperymentami!), cóż... pomyliło mi się, jejku.

Krótko, za to obiecuję następny rozdział w weekend. EDIT: yyy, po namyśle stwierdziłam, ze jednak łikendowy rozdział byłby zbyt długi, a ten jest krótki, więc... dodaję resztę. si ju suun, ale chyba nie w likend, skoro jednak nie jest krótko, no to... do środy? Chyba, że zjebkę od Rrrhan dostanę i zaś pokutować trzeba będzie :P muaaa :*
Lubię ten fragment. Rzadko mogę to powiedzieć.
Jak to mówi Rhan - indżoj, smol, lityl, kjut fings! Czy jakos tak :D

AHA! Publiczne przeprosiny dla Boleynówny, Kazumi i Tris przede wszystkim. Mam zaległości :( Ale jestem i katują mnie wyrzuty sumienia, także na dniach. Należy mi się to aizenowe foto. Kurde, tylko grzywe mi ścieli, ale to se dokleje loka i spoko, pokajam się.

_______________________
Stranded in the spooky town
Wąskie, elektryczne błyski wiły jaskrawe sieci na tle burzowych chmur. Duże, pojedyncze krople coraz śmielej znaczyły jezdnię mokrymi plamami. Wreszcie rozpadało się na dobre. W przeciągu minuty Arrancar przemókł do suchej nitki. Czerwony, sportowy strój przyległ do jego sylwetki, a błękitne kosmyki włosów przylepiały się do twarzy Espady, jednak on nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Wiatr wiał coraz mocniej, kołysząc wierzchołkami drzew i uginając ich korony ku ziemi, jakby huragan chciał oddać mu hołd. Lało coraz zacieklej i coraz głośniej grzmiało. W pobliski słup telegraficzny trafił piorun, a zerwane kable rozsypały się wokół, sycząc i wierzgając jak rozwścieczone węże. Jaegerjaquez nie przejął się tym nawet wówczas, gdy iskrzące łącza zakołysały się tuż przed jego twarzą.
Stop lights are swaying and the phone lines are down
Wyciągnął Panterę i niecierpliwie odsunął je na bok, wypatrując zwierzęcia, które gdzieś znikło. Nawet kiedy potężna błyskawica rozświetliła na moment całą panoramę Karakury, nigdzie go nie dostrzegł. Ulice opustoszały. Tylko jeden motocykl, pomimo tej niespecjalnej pogody, przemknął tuż obok niego na pełnym gazie, ochlapując go wodą z nagromadzonej w koleinie kałuży. Zatrzymał się i już miał się wkurwić, dogonić za pomocą Sonido lekceważącego go idiotę, kiedy zdał sobie sprawę, że zna, że dobrze zna rzucone mu przelotnie kątem oka zielone, znudzone spojrzenie.
Kolejna znajoma energia obezwładniła jego umysł.
2000 years of chasing taking its toll
Skurwysyn. Przecież powinien być martwy.
Robiło się coraz ciemniej. Niebo przybrało ciemnoszary, niemal czarny odcień. Jedynie krawędzie chmur odcinały się jasnym, ostrym kontrastem od smolistych kłębów burzy. Ulewa coraz gęściej zraszała ziemię zimnymi strugami wody, między którymi lawirował Jaegerjaquez. Wrzucił Sonido na najwyższe obroty, żeby doścignąć motocyklistę, ale w tym pościgu musiał w końcu zacząć polegać na swoim słuchu, ustalając, z której strony dochodzi warkot silnika, bo ściana zaciekłego deszczu, skutecznie rozmywała mu obraz. Ledwo rozróżniał obiekty, które się przed nim wyłaniały. Kilka razy zawadzał o znaki drogowe, jeden nawet przypadkiem ze sobą zabrał. Rzucił ze złością wyrwanym „stopem” przez zalaną główną ulicę Karakury, goniąc cichnący szum silnika.
Mógłby chociaż włączyć światła, mały skurwiel.
Zatrzymał się przy wiodącej w ciemną uliczkę przecznicy. Wydawało mu się, że to w niej zniknął zielono–czarny motor. Nie był do końca pewien, ale kiedy usłyszał, że z końca zaułka dobiega smutne wilcze wycie, wyciągnął Panterę, która zgrzytnęła ochoczo, ocierając się o metalowe wykończenia pochwy i raźnym krokiem wszedł w ciemną alejkę.
And it’s coming closer
Nie było tu ani jednej latarni i nie dochodziło tu światło z ulicy. Źrenice Arrancara rozszerzyły się, próbując dostosować wzrok do panujących ciemności. Mimo to dopiero w blasku piorunu, który przetoczył się po wieczornym nieboskłonie, Grimmjow dostrzegł przyczajoną postać, która przysiadła na gzymsie w połowie czteropiętrowej kamienicy. Dostrzegł również coś na kształt demonicznych skrzydeł, ale szybko zrozumiał, że patrzy pod nienaturalnym kątem na cień jego maski, który kład się na ścianie budynku.
Jaegerjaquez uśmiechnął się w rewanżu na taksujące go chłodne spojrzenie.
– A ty co, za dużo komiksów się naczytałeś? – sarknął Szósty. – Zejdziesz tu do mnie, czy mam cię stamtąd ściągnąć?
Ulqiorra nie pozwolił się prosić dwa razy. Zeskoczył z fasady budynku i bezszelestnie wylądował tuż przed nim. Ciężkie krople z pustym pogłosem uderzały o poły białej ramoneski, rozpryskiwały się na masce Czwartego i spływały wzdłuż pionowych cieni pod jego oczami, nadając jego twarzy jeszcze bardziej zapłakany wyraz, niż zwykle.
Zanim Szósty uniósł Panterę, usłyszał za sobą głośne, rozchlapujące wodę kroki. Obejrzał się za siebie, gdy kolejny błysk prześwietlił okolicę. Dostrzegł wysokiego mężczyznę w białym, rozpiętym płaszczu. Jego ranty były zabrudzone wodą z kałuż, przez które szedł w ich stronę, jakby nie chciało mu się ich omijać.
And it’s coming closer
– Tch… – prychnął błękitnowłosy, a potem zaśmiał się ponuro. – Co to za, kurwa, zbiorowy respawn*? Wracać do piachu, frajerzy!
Cifer ze stoickim spokojem obserwował, jak Jaegerjaquez podnosi katanę. Nie wyglądało na to, by zamierzał się bronić, ale Grimmjow nie miał ochoty wnikać w motywy jego głupoty, miał za to ochotę rozwalić mu ten jego zakuty w maskę łeb. Ulqiorra wcisnął ręce w kieszenie i nawet mu powieka nie drgnęła, ani wzrok nie uciekł w zeza, gdy Pantera zatrzymała się o cal przed jego nosem.
– Starrk – zawarczał Jaegerjaquez, zerkając na Espadę, który go powstrzymał. – Poczekaj na swoją kolej… Tobą też się zajmę, spokojnie.
– Hmm – Coyote chrząknął z zainteresowaniem. – Pakowałeś na siłce, Grimm? – zapytał zaciekawiony, wciąż mocno ściskając przedramię Szóstego. – Coś ci łapa spuchła.
– Dobra, skoro chcesz w swoim zwyczaju być pierwszy… – Grimmjow przerzucił broń do drugiej ręki, wykręcając się, żeby dźgnąć natręta. Starrk również nie sprawiał wrażenia kogoś, kto przepada za samoobroną. Ograniczył się do cofnięcia dłoni i założenia rąk na ramiona. Gdyby nie jego wilki, które skoczyły w obronie Pierwszego na Grimmjowa i powaliły go na ziemię, Coyote skończyłby przeszyty na wylot.
The floor is crackling cold
– Zapchlone bydle… – Jaegerjaquez splunął, próbując opędzić się od wilków, z których każdy trzymał w pysku kawałek jego ręki lub nogi, przytrzymując go na podłożu, jednak ich szczęki zaciskały się na kończynach Szóstego delikatnie, jakby nie chciały zrobić mu krzywdy.
– To tak król wita się ze swoimi poddanymi? – Ulqiorra obszedł leżącego na łopatkach Grimmjowa i stanął ramię w ramię ze Starrkiem.
– Ej, jeśli chcesz się nazywać jakimś byle poddanym, nie ma sprawy, ale ja czuję się raczej kimś co najmniej rangi królewskiego gwaaardzisty – ziewnął Coyote. – Najlepiej takiego, któremu nie zostało za wiele do emerytury.
– Nie kpijcie sobie, głupcy! – Jaegerjaquezowi udało się uwolnić od stada i stanąć na nogi. Blask rozorującej niebo błyskawicy zalśnił na ostrzu Pantery.
– Będziesz zabijał bezbronnych?
Ulqiorra wyciągnął swojego Murcielago i rzucił pod nogi Szóstemu. Za jego przykładem poszedł Starrk. Rozległ się plusk wpadających do głębokiej kałuży pistoletów, zagłuszając wibrujący dźwięk obitego o bruk ostrza katany. Grimmjow patrzył z niezrozumieniem na ich Zabójców, po czym ze złością kopnął je z powrotem do nich.
– Podnosić to, łajzy. Załatwimy to tak, jak trzeba. – Żaden Espada nie schylił się po swoją broń. – Podnoście to i walczcie, do cholery!
Ani jeden z mężczyzn się nie poruszył, mimo że Grimmjow przez dłuższą chwilę opluwał ich jadem, obrzucał obelgami, znieważał i poniżał. Oboje stali niewzruszeni i nie zdawali się w najmniejszym stopniu przejęci tym, że są wyzywani od najgorszych. Nawet kiedy Szósty zamarkował cios i zatrzymał zanpakuto na milimetr od szyi Starrka, ten tylko spojrzał na niego beznamiętnie z nieco zdegustowaną miną.
– Skończyłeś?
– A wy?!
– A wyczerpałeś już repertuar?
Zapadła cisza, w której błękitnowłosy wyraźnie się zżymał na „kolegów”.
– Dlaczego? – zapytał w końcu zrezygnowanym tonem, obserwując ich podejrzliwie spode łba i rozumiejąc, że nie zmusi ich do walki.
– Dlaczego nie chcemy walczyć, czy dlaczego wyglądamy, jakbyśmy zdawali się na twoją łaskę?
Zaułek ponownie rozświetliła połamana błyskawica, wyciągając z cienia oblicza trójki Arrancarów – bladą i niewzruszoną twarz Ulqiorry, leniwy uśmiech Starrka i nieufność wyglądającą spod zmarszczonych brwi Grimmjowa, z którego błękitnej grzywki skapywały raz za razem pojedyncze kropelki deszczu, tocząc się po jego prostym nosie. Korzystając z darmowego oświetlenie, jakie dostarczyła burza, Szósty wzruszył ramionami w odpowiedzi na zapytanie Pierwszego, co miało oznaczać, że powinien on wypowiedzieć się w obu kwestiach.
– Łatwo cię rozgryźć, Grimmjow – poinformował go za to Czwarty. – Brzydzisz się nieuczciwą walką. Nie zaatakujesz kogoś, kto jest nieuzbrojony.
– Wystarczy więc samemu się rozbroić, żeby cię unieszkodliwić – dodał Starrk.
– Tak myślisz? – spytał Jaegerjaquez. On też rzucił na ziemię Panterę. – No to ja was po prostu rozerwę na strzępy gołymi rękami, tak jak Luppiego. Może ten kretyn wychodził z podobnego założenia co wy, bo wy na pewno skończycie tak, jak on.
– Och, nie bądź taki okrutny. – Kąciki ust Coyote podniosły się opieszale. – My nie zasłużyliśmy sobie na twój gniew ani na zemstę… Przynajmniej nie w takim stopniu jak Luppi. Dałeś mu tylko to, na co zasłużył. Próbował przecież zająć twoje miejsce. Ale my nie chcemy tego robić.
Zerknął na Ulqiorrę, ale ten nie wyglądał, jakby zamierzał zaprzeczyć, czy przytaknąć, więc Starrk kontynuował, patrząc z powagą na Jaegerjaqueza.
– Raczej przeciwnie. Jesteśmy tu, żeby… – Przez chwilę zastanawiał się, w jakie słowa ubrać to, co chciał powiedzieć. – Żeby zrobić coś takiego… No, jak to się mówi… Żeby…
– Żeby oddać ci pokłon – dokończył Ulqiorra. – Tak to się nazywa, Starrk.
– Mniej więcej o to mi chodziło – zgodził się Coyote.
Składaniem hołdu tego nazwać nie można było, „ukłon” też brzmiałby zbyt optymistycznie, ale oboje faktycznie skinęli lekko głowami, czym zszokowali Grimmjowa na tyle, by wytrącić mu z ręki pozostałe argumenty, nawet te oparte na sile fizycznej.
– Czy… Co wy… – Spojrzał na Ulquiorrę, na Starrka, na Ulquiorrę, aż w końcu utkwił spojrzenie w tym drugim. Co tam Cifer. On był tylko Czwarty i Grimmjow od zawsze wiedział, że gdyby zmierzyli się w uczciwej walce, miałby spore szanse go zniszczyć, nawet jeśli sporo bby go to kosztowało. Ale Starrk…
– Przecież to ty byłeś Pierwszy.
– Ano, „byłem”.
Grimmjow złapał go za rękę i brutalnym szarpnięciem zdjął z niej białą skórzaną rękawiczkę. Odrzucił ją w błoto i wykręcił rękę Starrka tak, aby ten mógł przyjrzeć się swojemu tatuażowi.
– Nie widzę, żeby coś się zmieniło.
– Och, to już nieaktualnie… – Coyote wyrwał rękę i naciągnął na nią rękaw płaszcza. – To ty pierwszy z całej Espady się zregenerowałeś. To ty byłeś pierwszy. A skoro tak, to musi znaczyć, że jesteś z nas najsilniejszy. Więc, to na ciebie spada cały ten trud przewodzenia… Na całe szczęście. Jak to mówią… – zamyślił się. – Jak to mówią, Ulquiorra?
Czwarty z rezygnacją wypuścił przez nos powietrze i wzruszył ramionami, ale odpowiedział:
– Jeszcze szóści będą pierwszymi.
– No i o to chodzi! – ucieszył się Coyote i klepnął Grimmjowa w ramię swoją naznaczoną jedynką dłonią. – Weź moją fuchę i niech ci to Bóg w dzieciach wynagrodzi, Szósty!
Jaegerjaquez, kompletnie zbity z tropu, pomału dochodził do siebie, wciąż prześlizgując wzrok z dużą dozą podejrzliwości po twarzach Czwartego i Pierwszego Espady. W końcu jego szerokie ramiona zatrzęsły się od bezgłośnego chichotu, z gardła wyrwało się parsknięcie, aż wreszcie ryknął niepohamowanym śmiechem. Wciąż rechocąc, schylił się po swoją Panterę, którą wsunął do pochwy, kręcąc jeszcze z niedowierzeniem głową. Co innego samemu uznawać się za króla, co innego, gdy uznają cię za niego inni. I to nie całkiem tacy byle jacy inni.
– Tylko z tymi dziećmi to się jeszcze nie spiesz – odezwał się Cifer, nadeptując na ostrze Murcielago, wyrzucając go w górę i łapiąc za rotującą w powietrzu rękojeść. On również schował broń i włożył ręce do kieszeni dżinsów, patrząc smutno na Szóstego.
– Że co?
Słowa Ulqiorry, niczym jakieś tajne hasło, uruchomiły szereg zaszyfrowanych w jego ubogiej wyobraźni obrazów. Nietrzeźwe wspomnienie, projekcja marzeń, do których Espada nie przyznałby się nawet podczas najgorszych tortur (w jego przypadku byłoby to zapewne stadko różowych, puszystych, poruszających bezustannie noskami króliczków, obłażące go ze wszystkich stron), powodowały w jego klatce piersiowej jakiś nieznany ucisk, oscylujący gdzieś w okolicach serca (przy założeniu optymistycznej wersji, że Szósty był w posiadaniu czegoś sercopodobnego – choćby tej metaforycznej części). Cyjanowa mgiełka przesłoniła jego kobaltowe ślepia, aż Starrk musiał przegonić ten nieobecny wyraz z jego twarzy machnięciem mu przed nosem dłonią.
She took my heart
I think she took my soul
– Chodzi mu o tą twoją Shinigami – wyjaśnił, nie będąc pewny, o czym Szósty właśnie myślał. – Tą Ikari, twoją pseudosiostrzyczkę.
Bystre, szare spojrzenie Coyote badało uważnie twarz Jaegerjaqueza, z której znikło rozmarzenie, gdy tylko wypowiedział imię dziewczyny. Powróciła jego czujność i groźny, ostrzegawczy wzrok, zawieszony na Pierwszym Espadzie.
– Co z nią?
– Jakby ci to delikatnie powiedzieć…
– No?
– Chodzi o to, że… Hm.
– Kurwa, Starrk, zabierasz się do tego, jakbyś zamierzał mnie poinformować, że ona już nie jest dziewicą, a tak się składa, że to już wiem. – Nagle nabrał podejrzliwości, a jego oczy jeszcze bardziej się zwęziły. – Bo chyba nie uderzasz do mnie w tej sprawie?
Coyote uniósł jedną brew tak wysoko, że istniała spora szansa, iż opuści ona na zawsze jego twarz.
– Naprawdę sądzisz, że ośmieliłbym się informować cię o takiej… sytuacji… – słysząc warczenie Szóstego szybko dokończył zdanie – nawet gdybym coś na ten temat wiedział?
– No ja myślę, że nie wiesz.
– Jedynie tyle, ile się mówi na mieście.
– A niby co się mówi?
– Że król Hueco Mundo daje się dymać kurwie z Seireitei.
– Czy ty masz, jasny chuj, za dużo zębów, Starrk?
– Powtarzam tylko, co mówią. – Wzruszył ramionami. – No i mam specjalny, zapasowy komplet na takie okazje. – Postukał palcem w swoją maskę i ziewnął szeroko. – Ulqu, ty mu powiedz, mi się nie chcę tego tłumaczyć.
– To pułapka – wyjaśnił Cifer obojętnym tonem. – Ktoś ci ją podstawia, żeby dobrać ci się do dupy.
Raport, który zdał Jaegerjaquezowi pokrywał się w dużej mierze z tym, o czym jeszcze niedawno Kyoraku informował Ikari, ale o tym Grimmjow nie mógł wiedzieć, więc dla niego narodziło się podstawowe pytanie w tej kwestii: na ile Jaggerjack działa samodzielnie? I czy to możliwe, żeby nim manipulowała?
Przecież trochę się na niej zdążyłem poznać. Niemożliwe, żeby była AŻ TAK dobrą aktorką…
Tak chciał myśleć. No bo przecież to on zaczął. To on za nią gonił, a ona uciekała. Czy to mogła być zaplanowana przez nią roszada? Czy on początku wiedziała, że trzeba mu powiedzieć „nie”, żeby wzbudzić jego zainteresowanie? Czy naprawdę prowadziła z nim bardziej skomplikowaną grę, niż mu się do tej pory zdawało?
Niemożliwe, żebym AŻ TAK dał się nabrać.
A jednak raz zasiane wątpliwości nie chciały wywietrzeć z jego głowy. Ile by teraz dał, żeby zajrzeć do jej myśli… Żeby poznać jej intencje. Dowiedzieć się, czego ona tak naprawdę chce. I czy jednak się nie pomylił.
Do you think of me?
Where am I now
Baby where do I sleep?
Potrząsnął błękitną grzywą, wyrzucając z głowy kolejne, bezsensowne obrazy.
– Chyba rozumiesz, że w tej sytuacji musimy się jej pozbyć? – zapytał Coyote, wciąż z uwagą przyglądając się Grimmjowowi.
Musimy? – powtórzył po nim Szósty. – Pozbyć?
– No zakładam, że masz mnóstwo bardziej absorbujących zajęć, więc… – Wskazał kciukiem na siebie i Ulquiorrę. – My możemy się nią zająć.
Prawdopodobnie uratowało go tylko to, że nie zdążył jeszcze pozbierać z ziemi swoich broni. Grimmjow przycisnął Starrka do ściany budynku, a w jego dłoni znów zabłysła Pantera, którą oparł na masce Pierwszego Espady.
– Myślałem, że to już ustaliliśmy – warknął Szósty, obnażając na Starrka kły i zerkając na Ulquiorrę, który przyglądał się tej scenie apatycznie. – Macie się trzymać od niej z daleka. Sam się tym zajmę – dodał, kiedy Coyote skinął głową. Odwrócił się od nich, zarzucając Panterę na ramię i dodał na odchodne: – Wracajcie do Tokio i miejcie na wszystko oko. A jeśli tylko wydarzy się coś niepokojącego – poślijcie po mnie. – Odwrócił się, żeby upewnić się, że zrozumieli. – Dotarło? Nie chcę widzieć żadnych akcji na własną rękę.
Przytaknęli, ale kiedy błękitnowłosy odszedł, wymienili ze sobą spojrzenia.
Kąciki ust Ulquiorry uniosły się niemal niedostrzegalnie. 


Nie było jeszcze późno, kiedy kładła się spać. I może dlatego obudziła się w środku nocy już wyspana. Ziewnęła i podrapała się po głowie, robiąc na niej jeszcze większy, chabrowy bałagan.
– Hm – mruknęła, mrużąc oczy i rozglądając się po zalanym ciemnością pokoju. Po ścianach przemknęła pomarańczowa smuga bijąca od okna, za którym po ulicy przejechała z turkotem pojedyncza ciężarówka. Zapadła dzwoniąca w uszach cisza. Po chwili Ikari zaczęła słyszeć powolne cykanie zegara zawieszonego w wąskim przedpokoju, prowadzącym do kuchennego aneksu, gdzie o zlew rozpryskiwały się kropelki wody z niedokręconego kranu. Mlasnęła głośno, żeby rozproszyć te dźwięki. Zsunęła stopy i już miała postawić je na podłodze, gdy…
With the moon I run
Coś się na niej poruszyło i złapało ją za kostkę.
– Nigdzie nie idziesz.
– Yumi?! – Ikari pisnęła i wciągnęła nogi z powrotem na łóżko. – Co ty tu robisz?!
– Pilnuję cię, oczywiście.
– Z podłogi?!
Ayasegawa z powrotem podłożył ręce pod głowę, obserwując spod kolorowych rzęs poczynania kapitan, która znów wystawiła nogi za łóżko.
– Powiedziałem: nigdzie się nie wybierasz.
– Weź się, psycholu! – Potrząsnęła stopą, za którą znów trzymał ją Yumichika. – Do łazienki mi się chce, kurde!
– No dobra. – Wypuścił ją nagle, a Ikari zleciała z łóżka. – Masz pięć minut przepustki.
– Frajer! – sapnęła Hagane, podnosząc się ze złością na nogi i wychodząc szybko z pokoju.
W przejściu rzuciła okiem na drzwi wyjściowe. Teraz były zaplombowane, obwieszone kłódkami, zabarykadowane i zabezpieczone grubym łańcuchem.
– Debile… – Jaggerjack weszła do toalety, a w chwili, gdy zapaliła światło, podskoczyła ze strachu, załapując się na stan przedzawałowy. – Jezus Maria! Czy wyście do reszty powariowali?!
Ikkaku, który w najlepsze spał sobie w wannie, otworzył niemrawo jedno oko.
– Mogłabyś z łaski swojej nie drzeć mordy? Ludzie próbują tu spać.
– W ubikacji?!
– Po prostu zrób co musisz i idź sobie.
– Chyba cię, facet, pogięło!
Złapała Madarame za koszulę, wytargała z wanny i wyrzuciła za drzwi wucetu.
– Masz dwie minuty! – zawołał zza nich Madarame. – A jak usłyszę, że otwierasz ten lufcik, to wchodzę!
– Ja się przez was nerwicy kiszek nabawię!
Kiedy wyszła, Ikkaku odeskortował ją do wyra, gdzie szeptem naradził się z Yumichiką (oboje obserwowali ją przy tym, mrużąc przenikliwie oczy), po czym zostawiał Ikari pod jego opieką. Kapitan z rezygnacją pokręciła głową, na którą w chwilę później naciągnęła kołdrę. Zanim jednak wróciła do łóżka, zdążyła się rozejrzeć po wynajmowanym mieszkaniu.
Minako nigdzie nie było.
*

Tym razem obudziło ją mrowienie, które kurczowo pieściło jej kark. Próbowała jeszcze przez chwilę obracać się z boku na bok i dalej spać, ale w końcu uczucie stało się nie do zniesienia i z wysiłkiem uniosła wtuloną w pierzynę głowę. Natychmiast zorientowała się, co było przyczyną tego dyskomfortu. Zaspanym wzrokiem zlokalizowała dwójkę klawiszy, którzy z nad talerzy wlepiali w nią niewyspane i nieżyczliwe spojrzenia, żując bez apetytu śniadanie.
– Wstałabyś już, do cholery, ile można spać. – Madarame siorbnął łyka napoju ze szklanki i skrzywił się niemiłosiernie. – Kawy byś jakiejś dobrej zrobiła...
– Jakieś capuccino albo late… – rozmarzył się Yumichika, zaglądając do swojego kubka. – A tu tylko jakaś brzydka, niedobra, czarna lura.
– Śniadanko jakieś byś naszykowała – zrzędził dalej Ikkaku.
– Co ty, nawet chleba nie ma – poskarżył się Ayasegawa, mieszając smętnie łyżką w misce z rozmokłą owsianką. – I mleka do kawy też.
– Zamknąć twarze… – Zmierzła Hagane usiadła na łóżku i wsunęła stopy w japonki. Nienawidziła, gdy ktoś ją budził i jeszcze śmiał mieć do niej pretensje na dzień dobry. – Żreć i nie dyskutować! A ja skoczę do sklep…
Far from the carnage of the fiery sun
Oficerowie natychmiast weszli jej w słowo.
– NIGDZIE NIE IDZIESZ.
Westchnęła ze zrezygnowaniem.
Dwóch idiotów i Minako, która nie wróciła na noc.
Zapowiada się ciężki dzień.
*
– Serio?
Jaggerjack patrzyła spode łba na Madarame i zgrzytała ostrzegawczo zębami.
– To tylko niezbędne środki bezpieczeństwa.
Prychnęła wściekle i szarpnęła ręką, którą Ikkaku przykuł do sklepowego wózka za pomocą kłódki i łańcuszka (tego samego, który wraz z kluczykiem służył normalnym ludziom do usuwania drobnych w zastaw za wynajem). Nie udało jej się uwolnić, więc prychnęła jeszcze raz i wjechała wózkiem w alejkę pełną alkoholi, po czym zaczęła ładować do niego każdą butelkę, do której dosięgnęła.
Oczywiście Madarame systematycznie i skrupulatnie opróżniał wózek, odstawiając towar na miejsce. Ikari próbowała zawinąć jedną flaszkę pod kurtkę, ale Ikkaku ją nakrył i odebrał jej również tą butelczynę.
– Ma tylko dziewięć procent!
– O dziewięć za dużo.
– Chcę się napić!
– To sobie kup Kubusia.
– Chcę się napić piwa!
– Nie ma mowy.
– Nie będziesz mi mówić…!
– Będę.
– Chociaż jedno!
– Nie.
– Ty łysy chamie!
Ikari rzuciła w niego paczką orzeszków. Jedną, drugą i piętnastą także.
– Dobrze, weź sobie radlerka.
Dziewczyna natychmiast rzuciła się na zgrzewki cytrynowego redsa, ale i ich Madarame pozbył się z wózka.
– NO CO?!
– Jak tyle na raz wychlejesz, to też ci się uda narąbać tym sikaczem.
– ON MA DWA PROCENTY!
– No właśnie.
– Łysa pała…
– NIE JESTEM ŁYSY.
– O przepraszam, do tej pory twoje bujne afro umykało mojej uwadze.
– Powiedziałem: nie jestem łysy. Jestem…
– Skinheadem?
– Kim?
– SUPER ŁYSOLEM, KTÓREMU PRÓCZ WŁOSÓW NATURA POSKĄPIŁA MÓZGU.
– Dosyć tego. Nie umiesz się publicznie zachować. Idziemy stąd.
– Ale ja jeszcze nic nie kupiłam!
– Trudno. Wychodzimy. Yumi zrobi zakupy.
– Nie, nie chcę! Nie idę! N–Nie! Zostaw chociaż jedno piwko… Ty nieowłosiony gnomie! OCHRONA! Ochrona! Ten skin mnie nagabuje! OCHRONA, KURWA! Czy jest tu jakaś… No nie, pan też jest łysy? Co to za nowa moda… Nie, nie opuszczę sklepu…! No to proszę mnie wyrzucić, proszę bardzo! HEJ! GDZIE Z ŁAPAMI, TY KREATURO O ŹLE ZAGOSPODAROWANYM BUDŻECIE NA POROST WŁOSÓW! PUSZCZAJ!

*
Ikari wierciła się niecierpliwie na krześle, krojąc w kostkę pomidora.
– Yumi… No proszę… – jęknęła.
– Przestań. – Yumichika zerknął na nią, szatkując wściekle cebulę.
– No błagam… Bądźże człowiekiem, a nie jak ten łysy padalec…
– Oboje chcemy dla ciebie dobrze! – Wycelował w nią nożem, a potem wytarł ostrze o rant białego fartuszka, którym był przewiązany. – Rób tą sałatkę i nie marudź.
– Ale Yumi… Tak ładnie cię proszę… – Zrobiła naprawdę smutną, przejmującą i budzącą litość minkę. Umiała taką zrobić, jeśli trochę się wysiliła.
– P–Przestań, Ika! – Liliowe oczy Ayagsegawy wypełniły się współczuciem.
– Yumi–chaaaaaan… Plissssss…
– Chryste, przestań, bo się popłaczę! – Rzucił nożem na deskę do krojenia i jednym ruchem wyswobodził się z fartuszka. – Dobra! Skończ! Pójdę ci po te cholerne piwo, ale ani słowa Ikka…
– Czego mi ani słowa?!
– M–Madarame… Mówiłem… M–Mówiłem właśnie… „Ani słowa, Ik–kari, więcej, bo zobaczysz, franco!”
Yumichika pośpiesznie znów owinął się fartuszkiem i wrócił do krojenia cebuli, pociągając nosem.
– Farbowany pedał – mruknęła Ikari, rozbijając warzywo na czerwoną miazgę, ale wpatrując się w Ayasegawę.
– Dziwka… – On również patrzył na nią z niezadowoleniem, mrużąc jasnofioletowe oczy.
– Tylko nie dziwka! Ja po prostu jestem wyswobodzona seksualnie!
– Tylko nie pedał! Ja po prostu o siebie dbam! I nie moja wina, że jestem taki piękny…
– CZY JA DOSTANĘ W KOŃCU COŚ PORZĄDNEGO DO ZJEDZENIA?!
– Oprócz sałatki? Nie, łysolu!
– Znowu zaczynasz?!
– Spieprzaj po piwo albo wpieprzaj szczaw!
– Ty mała…
– Czy Minako będzie na kolacji? – przerwał ich kłótnie Yumichika, zabierając Ikari z ręki nóż, którym kapitan wymachiwała coraz zapalczywiej. Ponieważ oboje z Ikkaku uznali ją za groźną dla otoczenia (po tym jak Ikari zaatakowała ochroniarza w sklepie, psikając mu po oczach odświeżaczem do powietrza), Ayasegawa nie ośmielił się wsadzić w jej ręce innego ostrza, niż plastikowego (jej zanpakuto już dawno zostało zarekwirowane i schowane w zaszyfrowanym hasłem sejfie i nie pomogły protesty/krzyki/ lamenty/kopanie/płacz kapitan, której główny argument „TO JAK MAM SIĘ TERAZ BRONIĆ, IDIOCI?!” został znokautowany tym, że a) to oni są tu od tego, by ją ochraniać i b) zawsze zostaje jej jeszcze równie ostry jak Zabójca język). Jednak widząc jak zwinnie i z jaką pasją Ikari przekłada między palcami sztuciec, Yumichika doszedł do wniosku, że jest ona w stanie uszkodzić Ikkaku nawet kawałkiem plastiku. Kiedy Hagane wymamrotała, że wątpi w obecność Kurosaki na wieczerzy, Yumichika odesłał ją salonu, żeby nakryła do stołu.
– I nie próbuj żadnych sztuczek z oknami. Są zasilikonowane.
– Kurwa trzeba było mnie od razu zapiąć na łańcuch!
– Rozważamy też opcję z kagańcem, więc nie pyskuj.

*
Kiedy tym razem obudziła się w nocy, miała już plan.
Przez chwilę nadsłuchiwała uważnie, ale prócz spokojnego, równego oddechu śpiącego na podłodze Yumichiki, nie usłyszała żadnych innych odgłosów. Ikkaku pewno znowu spał gdzieś w okolicy niezabezpieczonych lufcików, a Ayasegawa padł wymęczony grą w tysiąca, którą Ikari dzielnie prowadziła do drugiej w nocy. Wiedziała, że Yumi nie uśnie dopóki nie upewni się, że ona naprawdę zasnęła, więc… Poszła w kimę. Wiedziała też, że niepokój nie da jej długo pospać.
Nie zagłuszana alkoholem troska dobijała się do przytomnego umysłu Ikari. Zbudziła się tuż przed czwartą.
Minako znów nie wróciła na noc.
Granica między martwieniem się, a wkurwieniem, była u Jaggerjack… Nie, właściwie ta granica nie istniała. Zmartwiona Hagane równała się rozzłoszczona Hagane. No bo jak to tak, żeby przyjaciółka od dwóch dni nie dawała żadnych oznak życia?! Nieważne, że Ikari jeszcze niedawno postępowała tak samo. Jej było wolno. Ona wszystkich już do tego przyzwyczaiła. Lata pracowała na swoją opinię. Ale Kurosaki? Mała gówniara powinna się regularnie meldować i nie ma przebacz!
Bezszelestnie. To był klucz do powodzenia całej operacji.
Bezszelestnie podniosła się z łóżka, tak, by żadna sprężyna nawet nie chrząknęła.
Bezszelestnie stąpała po podłodze, omijając chrapiącego Ayasegawę.
Bezszelestnie otworzyła drzwi stojącej w rogu „szafy”, po czym weszła do środka i równie bezszelestnie się w niej zamknęła.
Mogli sobie obstawiać okna i drzwi, a nawet zapchać kominek. Ona i tak ich wykiwa, bo Ikkaku i Yumichika gówno wiedzieli na temat starego budownictwa kamienic. Ikari też niewiele wiedziała na ten temat, a sekret tego pokoju odkryła przypadkiem, gdy pijana Minako pewnego razu grzebała w garderobie z taką zachłannością, że w końcu się przewróciła i… znikła. Okazało się, że pokój, który wynajmowały, był kiedyś połączony z drugim pokojem i stanowił mieszkanie przejściowe. A ponieważ króciutki korytarzyk, łączący oba pokoje, przegospodarowano na garderobę, a drugie drzwi kamuflowały ubrania… Naprawdę można się było nabrać, ze to tylko szafa.
Uciekała spokojnie, napawając się satysfakcją i zastanawiając się, jakie miny będą mieć rano oficerowie jedenastki. Zniknięcie idealne. Szyby nie wybite, drzwi nie wyłamane, a jej nie ma! Tylko zanpakuto nie zabrała, no ale cóż. Nie warto było ryzykować. Zresztą nie wybierała się przecież nigdzie z nikim bić.
Chyba.
W przydrożnym barze czekała spokojnie na bus do Karakury. Wybitnie nie chciało jej się wybierać tam na pieszo. Szczęście, że udało jej się zgarnąć z parapetu resztę ze sklepu. Zakupiona za drobne kawa była przepyszna. Czarna i wykręcała ryja, tak jak lubiła. Z roztargnieniem wpatrywała się w jaśniejące za brudną szybą niebo. Jeśli Minako, tak jak podejrzewała, imprezuje i tak nie było sensu przetrzepywać teraz klubów. Tym bardziej, że w Karakurze rezyduje koszykarska banda Shinigami. Czyli ma kto zadbać o to, żeby ryża bezpiecznie przetransportowała zachlany tyłek na chatę brata. A ona, kapitan Jaggerjack, zjawi się w samą porę, żeby porządnie ją opierzyć i wytargać za uszy.
O tak, opierdol z rańca był najlepszy na kaca.
Tak to sobie wyobrażała, uśmiechając się do siebie.
Ale zapomniała o swoim błękitnowłosym problemie.
I ogólnie rzecz biorąc nie mogła spodziewać się, że czyhają na nią same nieprzyjemności.


Śmiał się cicho, nie otwierając ust, po czym westchnął z zadowoleniem.
– Ta banda idiotów nigdy się nie zmieni. – Wziął w palce kosmyk włosów i okręcił go wokół palca. – Są tacy przewidywalni…
– Kto?
Cichy śmiech znów opuścił jego krtań.
– No wy. Inni w końcu wszystkiego się domyślą. Już się domyślają.
– To bardzo źle?
– Źle? – Uśmiech wydrążył w jego policzku uroczy dołek. – Znakomicie. Ułatwili nasze zadanie.
Prychnięcie.
– Które?
– Każde. Ona w zasadzie już jest po naszej stronie. Jeśli jeszcze mogę mówić o „naszej” stronie… Damy jej okazję do zemsty. A potem powinno pójść już z górki.
– Jesteś pewien, że w ogóle będzie chciała się mścić?
– Czy sam nie mówiłeś, jaka jest dumna, jaka pyszna? Jak bardzo nie zasługuje na swoje stanowisko, właśnie dlatego? Że lubi chaos, a nie lubi jak się z niej szydzi? A dobrze wiemy, że w szydzeniu Szósty nie ma sobie równych. Wierzę, że zalazł jej za skórę tak bardzo, iż kapitan nie zrezygnuje ze sposobności, żeby mu się odwdzięczyć.
– Kto… Kto zacznie?
– Hm. Kapitan to typowa ósemka… I tylko Ósemka ma szansę się z nią dogadać. A kiedy już do nas przyjdzie… Przyprowadzi ze sobą resztę.
– O czym mówisz?
– Nieważne. Ale powoli. Działamy ciągle planem „A”. Przygotuj się.
– Spokojnie. On ma już zapewnioną posadę w tej szkole.
– Bardzo dobrze. Teraz tylko… Musimy ją odizolować. I dać jej powód.
– Do czego?
– Do nienawiści, naturalnie.
– Nie rozumiem.
– Nie musisz.
Cisza. Po chwili znów odezwał się „Zadający Pytania”.
– Chcę się tylko jej stąd pozbyć. Nie rozumiem, czemu tak bardzo się w to angażujesz. Nie wiadomo jak bardzo chciałbyś pomóc, nie wyjdziesz stąd.
Śmiech. Cichutki, ledwo słyszalny.
– Właśnie dlatego powiedziałem, że nie musisz rozumieć.

___________________
* rewspawn - wskrzeszenie, też taki plejerowy lengłidż... My, nołlajfy, wciąż się respimy w wybranych czekpointach :D Gmatwam jeszcze bardziej, co nie? No, mi się repienie dobrze kojarzy, np po mocnej kawie też się można zrespić. Mówcie po Wilczemu! Respmy się razem! Huehuehue co mundo.


7 komentarzy:

  1. Nie podoba mi się.
    Why tak krótko?!! Wchodzę, odświezam, paczam i nagle JEST! A pózniej takie... tak mało? Wilczy, Feniks, tak mało?
    Co to za pieśń w tle jest, wgl? Bo cytaty wspaniałe.
    I nie ogarniam, no ej! Po co Czwarty i Pierwszy przyszli do Grimma, i POWIEDZIELI mu, ze cos z Ikari nie tak i ze trzeba się jej pozbyc, jeśli podjęli juz pewne działania? Tak jakby na moje niedoinformowane komórki to jest... jakiś spisek! Co te cholery knują?! Ale ich postawa wobec Grimmjowa mnie zaskoczyła. Starrk to jeszcze, bo chłop ugodowy, ale Ciffer, który nie wydawał się darzyc nikogo poza Aizenem szczególną estymą (nie mogę mu tego Souske wybaczyc po dziś dzień) przyznał Szóstce pierwszeństwo? Łoł. Znaczy, nie, WOW. Jestem więcej jak w szoku, yhy.
    Btw, poza rozdziałem, True Story made my day, or wieczór, anyway.
    Koncypuję to czego to wszystko prowadzi i tak... hmm... mam chyba dwie wersje, bardzo mocno okrojone, bo po Drodze niczego się spodziewac nie mozna, ale tak, pierwsza, wszyscy zyją, udaje im się zdusic bunt w zarodku, Hagane godzi się z Grimmem = happy end.
    Lub!
    Ktoś ginie, byc moze Szóstka, byc moze Cyjanowa wredota, ale 46 nie osiąga celu, a Grimm w końcu zabiera Hagane do Hueco Mundo, bo taki był zamiar, i rozkurwiają Seireitei.
    No, w jakiś pokręcony sposób to moze wyjśc. Albo i Hagane i Szóstka zostaną wyeliminowani, co byłoby przykre, ale przezajebiście zrobione, tak podejrzewam. Ale nie! Nie, to nie miałoby sensu. Po co wtedy cały trud Grimma, przeciez nie zdechłby na boisku czy gdzieś tam, jak pies. To samo Ikari, za bardzo lubią zyc, nie pójdą tak łatwo na "drugą stronę". Lol, jakby nigdy po tej stronie nie byli... Wilczy, respawn chętnie. Jutro rano. Przed ósmą. Bo umrę. I trzymaj kciuki razem z całą Espadą, Boleyn stara się o posadę w księgarni, i jak się uda, to w podzięce za te kciuki prześlę Ci nie dośc ze czteropak, to jeszcze podpieprzę z pułki o magnach tom Bleach w którym pięknie wyeksponowano Grimmjowa nie tylko w środku, ale tez na okładce i dołączę do przesyłki z pozdrowieniami ode mnie. I Iskrówki, bo on tez będzie korzystał.
    I nie! Chcę więcej! Ale spodziewam się, ze next chapter będzie wstrząsał atmosferą, dlatego teraz jest taki ucięty. Prawda, ze tak? No, prawda?

    "– Kurwa, Starrk, zabierasz się do tego, jakbyś zamierzał mnie poinformować, że ona już nie jest dziewicą, a tak się składa, że to już wiem. – Nagle nabrał podejrzliwości, a jego oczy jeszcze bardziej się zwęziły. – Bo chyba nie uderzasz do mnie w tej sprawie?" Nie wiem, dlaczego, ale to mnie po prostu poskładało. Wgl cały Coyotte cudowny. Chyba zostanie kolejnym kandydatem na męza, po Czwórce. I po Uraharze. Niewazne.

    Yhym, ey, a propos zaległości, to się nie powinnaś odzywac. Jeden czy dwa rozdziały to pryszcz i nie rób sobie problemu. Idz do Szayela i się respawnuj, mallleńka, resztę nadrobisz jak będzie czas, ot co. Co mozesz zrobic jutro, zrób pojutrze. Złota myśl na dziś. Nie, dobra, idę, jutro socjologia i angielski, nie mogę siedziec na Drodze bo oszaleję zupełnie. Dobranoc.
    Wilczy, Feniks, wiecie, ze ten rozdział był w swojej prostocie wspaniały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rrrhan, uwielbiam Twoje rozkminy :D Jeszcze długoooo zanim cos się porzadnie wyjaśni, od teraz będzie tylko coraz gorzej, ja sama już nie wiem o co chodzi :D

      No, też się zastanawiałam, ale doszłam do wniosku, że Ciffer to taki... żołnierz. Że też bardziej odpowiada mu wykonywanie rozkazów, niz ich wydawanie? Że potrzebuję kogoś nad soba, choćby o jeden szczebel? A skoro Aizena brakło, nawet Szósty nada się na ta rolę "przełożonego"? Oczywiście, też tak myślę, że z lojalnością może być naturalnie ciężej.

      song oczywiscie, closer, oczywiscie, kings of leon, już załadowałam w tle, za szybko musiałaś wbić, jak jeszcze nie było :D

      Zabijac mi się marzy, własnie, ale Feniks mnie powstrzymuje... więc prawdę mówiąc, kombinuję inaczej, żeby nie było za dobrze. No,a le jakieś dedy się muszą posypać. Ale jeszcze nie teraz...

      TRZYMAM KCIUKI! ijaaaaa, Szósty tez! *próbuje obezwładnic Espadę i złożyć jego wstrętne , okropne, nadużywające cero.. sexy... dłonie w pięści* IJJAAAAA kce blicza, wszystko!

      Boże wgl zabiłas mnie pierwszym zdaniem D: Mój ulubiony fragment, a jej się nie podoba D: Mało brakowało, a poszłabym dokonać samospalenia w kominku z rozpaczy, żalu i bólu. Wmawiam sobie, ze chodziło o długość. Wmawiam i próbuję trwać.

      :D

      :* i tak to zamiast nadrabaić się obijam Oo

      A Feniksowi się za rozdział nie należą pochwały! NIE OTAGOWAŁA POSTÓW! a obiecala. i jeszcze menda na mnie psioczy. zmieniam pasy!

      ;)

      Usuń
    2. Of kors ze chodziło mi o długośc! A teraz lecę czytac częśc dalszą! Bardzo dobrze, bardzo mnie cieszy, ze dalsza częsc, teraz... chciałam napisac, wytrzymam do środy, ale nie oszukujmy się ^^ Czytam dodaną częśc, aha, i zeby nie było, nalegam, proszę, błagam zebyś w przyszłości nie przygotowywała mi takich wesołych akcji, jak długośc rozdziału z dzisiaj po północy, normalnie trzeba ustalic jakieś minimum Wilczy, bo bez tego widzę, ze się wilki rozochociły, aha, aha! Zaraz załaduję part II moich mondrych spostrzezeń. :*

      Usuń
    3. Nooo!!
      Mistrzu!
      Kombinuję nad ostatnią rozmową, czyzby Aizen wmieszał się w sprawę? Hm... to tak brzmi. Ale kto to był ten drugi... no ni chu chu, nie powiem.
      Ahahaha! Wiedziałam, WIEDZIAŁAM ze Ikari się wywinie w ten czy inny sposób! Bohaterka! Ale jak sprytnie, jakbyś nie dopisała, ze to ukryte przejście, to napisałabym, ze zgłupiała i poszła szukac Narnii. I właściwie gdzie ta Minako się włóczy?! Czyzby z Pułkownikiem? No ale... no z nim? To jest bardzo bardzo interesujące. To jest bardziej niz interesujące, bo Toshiro jeszcze nic nie wie. Tyle przegrac...
      Ikkaku i Yumi tacy kochani, tacy dobrzy przyjaciele! Ale z tym alkoholem... yh... desperacja prawdziwa, bo zeby Hagane chciała się lulac radlerami to tego jeszcze na Drodze nie było! OCHRONA!! HAHAHAHA! Padłam i nie wstaję, jakiegoś pecha ma Cyjanowa do łysych, niech się pilnuje, bo jeszcze jej Szósty na starośc wylinieje, i wtedy to juz będzie tragedia. Zamiast na alko niech na przeszczep kudłów odkłada, kto to wie, co będzie :D
      Ósemka ma szansę dogadac się z Iką? Kim jest Ósemka? I kim jest ten On z posadą w szkole... czekaj, czekaj, niech ja to se poukładam wszystko. Zakładając, ze ten koleś to faktycznie Aizen, to współpracuje z kimś z Gotei. Ktoś z 46 (prawdopodobnie, na podstawie poprzednich rozdziałów) chce się pozbyc Ikari. Ale dlaczego? Co mogłoby byc motywem? Wkurwianie to jedno, w tym Hagane chyba nie ma sobie równych, ale to nie wystarczy, zeby od tak uknuc plan wywalenia jej z Trzynastki, nie? Nie, Wilczy?! I czy zadowolenia prawdopodobnie Aizena znaczy, ze Ulquiorra i Starrk wykonują jego polecenia? Albo stoją po tej samej stronie z nieAizenem, jeśli to nie jest Souske? Albo...
      WHAT, THE HELL, IS GOING ON?! RRRRRR!!!
      Nie, chwila, kto by skorzystał z wywalenia Ikari? Jej porucznik, dostałby jej posadę (prawdopodobnie) ale sądząc z jego potulnego zachowania nie odwazyłby się wystąpic przeciwko Hagane. Kyoraku odpada, nie knułby z Aizenem czy z kimś tam i nie wywalał swojej byłej podopiecznej. Minako tym bardziej, w zyciu by się nie zwróciła przeciwko Cyjanowej. I będę knuła teraz przez cały tydzień!! Kto to moze byc i o co z tym chodzi!

      A dziękuję za kciuki, dziękuję!! :D Teraz to juz na pewno dostanę robotę, z błogosławieństwem waszej dwójeczki świat mogę wojowac, ot co!
      Awww, cieszę się, ze się podobała piętnastka. Yhym, wiem, ze trochę przegięłam z tym zakończeniem, ale to wcale zakończenie nie było, więc spokojnie, jeszcze się nakreśli BARDZO DOKŁADNIE co się działo tamtego dnia. Yhhh... dobrze, dobrze, postaram się... znaczy yyy... WRZUCĘ wcześniej, niech się wyrobię, bo w sumie większa częśc napisana, teraz tylko szlif, zakończenie itekuwape, więc praktycznie do niedzieli powinno styknąc. Musi.
      Naprawdę muszę czekac do środy? Ech... No ale naprawdę?
      Tyle dobroci :* <6

      "Wycelował w nią nożem, a potem wytarł ostrze o rant białego fartuszka, którym był przewiązany" Yumi w fartuszku!! Awwww!!!

      Wilczy, wspaniałe. WSPA-NIA-ŁE!! Tak się cholernie jaram, ześ wrzuciła więcej, i masz słusznośc w stwierdzeniu, ze wcześniejsza wersja była po prostu za krótka, bo była. Ale no teraz... no będę knuła! Co tu się cholera wyczynia. Jeszcze nie będziesz zabijała na dodatek... hmmm... bardzo duze hmmm... Odwalę Ci tu zaraz jakąś teorię spiskową i będzie finał, znaczy, juz prawie odwaliłam, tam wyzej, ale coś mi się tu nie zgadza. Coś tu siedzi, i ja muszę wiedziec co to jest. I ja się tego dowiem!

      <6 <6 :* A jakbyś zmieniła zdanie i chciała coś wstawic wcześniej, to spoko, nie rób sobie problemu z informowaniem mnie, hyhyhy, rozpoczęłam miękki stalking. NIGDY się mnie nie pozbędziesz z Drogi. NIGDY!! :D

      Usuń
    4. Włosów dla Łysych nigdy! A na pewno nie ode mnie, aczkolwiek postuluję w tym punkcie by Ikari w przyszłości stykała się z owłosionymi ochroniarzami!

      Wolności dla Hueco Mundo? Ja tam nie uważam, żeby była potrze... tak, Grimmjow, jasne, WOLNOŚĆ DLA HUECO MUNDO!!

      Yh, niech dają 4, dla mnie, Wilczy, jaka dobra! Jaka wspaniała! <6

      Nie wiedziałam, ze Grimm używa eyelinera. Nie, absolutnie, to bardzo męskie i bardzo espadowe i królewskie, tak, tak.

      Tuńczyka w puszce, tak, postuluję za tym, przyłączam się do strajku!!
      Tańczyć i śpiewać... hahaha, nie ukrywam ze to by był ubaw po pachy!

      https://www.youtube.com/watch?v=CGMndYQ2_HQ

      Hohohohoho!!

      Wolność dla wiary w Espadę.... Ty, Wilczy, Ty masz pomyślunek! Na spokojnie zbierzemy setkę wiernych i zalegalizujemy kościół pod wezwaniem Sexty! Albo Sektę, jak na Drodze... Ej, to trzeba przemyśleć. Ja tez biorę udział!!

      Wypuścić krakena! Wypuścić krakena! Wypuścić krakena!

      I piwo dla Wilczego, pod tym tez się podpisuję, uszczknę buteleczkę dla się, jak się zgodzisz, ot, co!

      Wgl, Wilczy, zdaje się, ze będę miała TAKĄ WIELKĄ prośbę w związku z grafą na tego bloga, co podesłałam Ci jego prolog. Szukam odpowiednich artów, ale czy mogłabym Cię prosić o przyjęcie funkcji, poza Patronem i Sponsorem oraz Inspiracją, Autorki Szablonu? Z wielki bólem serca przyjęłabym odmowę, ale zapytać warto, nie?

      Usuń
    5. Tak, kupię Ci futro, jeśli Grimm nie jest samozwańczym obrońcą zwierząt... hahahahaha... to tak, kupię :D :*

      Usuń
  2. Nooo, nie podoba mi się to. To zielonookie emo jest jakieś podejrzane... I jeszcze wciąga do spółki mojego ukochanego, zaraz po Szóstym, Starrka! Nie podoba mnie się to >.<
    Kyane

    OdpowiedzUsuń