środa, 29 października 2014

11. Zazdrosna o_szóstka: You shimmy shook my bones (cz.2)



Wyczuł ją, jeszcze zanim jak burza wpadła do domu Kurosakich. Znów próbowała ukryć swoją energię i znów z marnym skutkiem.
Ona tak zawsze dziwnie pachnie… jak… wilcza wiśnia.
You shimmy shook my bones
Odległe wspomnienie domagało się jego uwagi.
Szarawy piasek wciskał się pod podeszwy jego butów i przedostawał do środka. Strząsnął nogą, żeby go wytrzepać i omal się nie wywrócił. No tak, ten pojeb Tousen właśnie odciął mu łapę, więc przez jakiś czas będzie odczuwał tego skutki takie jak na przykład problemy utrzymaniem równowagi. Mimo to wytrzepał piasek także z drugiego buta, chwiejąc się i klnąc pod nosem. Ramię przestało już krwawić, ale Arrancarka, która go opatrzyła, jeszcze się nie odczepiła. Szła za nim przez pustynię, zachowując co prawda na tyle bezpieczny dystans, by nie mógł jej dorwać i przetrącić paru kręgów, ale nie na tyle, by jej nie widział czy nie słyszał.
– Zawróciłbyś już, co? Nogi mnie bolą – doszedł go teraz jej głos.
– To spierdalaj. – Obejrzał się na nią, dostrzegając blond loki rozsypujące się wokół jej twarzy, gdy pokręciła głową.
– A jak tu zasłabniesz, to kto cię odholuje?
– Uważaj do kogo mówisz. Espada nie zna czegoś takiego jak słabnięcie.
– Taa, jasne, prawie się przed chwilą wykrwawiłeś, tak dla twojej informacji, Panie Nie–Umiem-Mdleć.
– Ale nie odleciałem, nie? To się nie czepiaj i spieprzaj, półkim dobry, bo jak mi wróci siła i ochota, to będziesz pierwsza na liście rzeczy do zniszczenia.
Westchnęła z rezygnacją, ale wcale sobie nie poszła. Pewno ktoś kazał jej za nim łazić. Tylko kto? Nie miał tu żadnych przyjaciół. Wróć. Nie miał żadnych przyjaciół w ogóle (ciekawe dlaczego), więc to pewno jeden z planów tego starego capa, Aizsrena,  zakładał, że jeszcze przez jakiś czas pozostanie wśród żywych. Nie zwracał więcej uwagi na Arrancarkę, brnąc przed siebie i patrząc pod nogi. Dawno nie odchodził tak daleko od zamku. Pustynia zdawała się ciągnąć po bezkres, ale nigdy do niego nie dotarł. Może uda mu się dzisiaj? Jednak zatrzymał się dużo wcześniej, przy czymś, co bardzo go zastanowiło.
Krzew. Rósł na środku pustyni. Była to pierwsza roślina, którą Szósty napotkał na zimnym gruncie Hueco Mundo, nie licząc uschniętych, karłowatych drzew. Zerwał jeden z bladozielonych liści i roztarł go w palcach, a słodko–gorzki zapach dotarł do jego zmysłów. Nagle poczuł się głodny i ze zdziwieniem dostrzegł, że wśród różowych kwiatów krzewu prześwitują małe, bordowe owoce. Zerwał więc też jeden z nich i już miał wrzucić sobie do pyska, gdy Arrancarka walnęła go w rękę, wytrząsając z jego dłoni owoc.
– Zwariowałeś?! – wrzasnęła na niego, wymachując gorączkowo rękami. – To wilcza wiśnia, chcesz się otruć?!
– Wiśnia? – zdziwił się, zrywając następny owoc i przyglądając mu się z zainteresowaniem. – Wygląda bardziej na jagodę.
– Och, ma wiele nazw. Jagoda, wiśnia, belladonna. Ładna mi „Piękna dama” – prychnęła. – Raczej „podstępna”, ale cóż…
Zerknął na nią, niepewien, czy się z niego nie nabija, ale minę miała całkiem poważną. Dostrzegł, że jej maska przedstawia kolczaste liście aloesu, a każdy z dwóch listków zwisał z jej uszu, zupełnie jak coś, co się nazywa „kolczyki”. No tak, ich najlepsza uzdrowicielka. Jak na nią mówią? Coś związanego z jej specjalizacją czyli leczeniem mniejszych lub większych skaleczeń. Rana? Rhana? Rhan? Jakoś tak. Ekspertka od roślin i takich tam, żebyś przestał umierać. Może naprawdę zna się na rzeczy. Przyglądał się jej, jak również zrywa listek i podsuwa sobie pod nos, zaciągając się jego zapachem.
– Naprawdę kusi. Ale gdybyś to zeżarł…
– To co? – zapytał Grimmjow.
– Silnie pobudza. Na początek. Potem halucynacje, światłowstręt, napady szału… Nie żeby te napady nie towarzyszy ci i bez tego…
– Coś jeszcze?
– W końcowym stadium może doprowadzić do zgonu, oczywiście.
Zaśmiał się i zaczął zrywać listki wraz z owocami i zawijać je w wolny, odciążony z balastu lewej ręki rękaw kurtki.
– Hej, a ty co? Przecież mówię, że to niebezpieczne.
– To nie dla mnie. Ale dam to Aizenowi, może zaparzy z tego Tousenowi jakąś herbatkę…
Specyficzny zapach był coraz bliżej.
Silnie pobudza i doprowadza do ataków szału. No tak jakby się wszystko zgadzała.
Teraz, kiedy odgadł z czym kojarzy mu się zapach jej reiatsu, wszystko przez moment zdawało mu się tak bardzo logiczne. Wystarczyło sięgnąć ręką, ale… Jednak nie. Zgodnie ze swoim życiowym mottem, postanowił wszystko popsuć.
Leaving me stranded all in love on my own
Belladonna. Jedyna roślina, która dała radę w Hueco Mundo.
I ona. Ta, która miała odwagę nim wzgardzać. I być może nim manipulować.
Grimmjow oblizał usta i warknął głucho. Lecząca jego zwichniętą na treningu rękę Inoue wzdrygnęła się, ale nie przerwała leczenia, choć wyraźnie poczuła złe, rozgniewane wibracje bijące od Espady. Zajęta swoim Soten Kisshun nie wyczuła, że ktoś stoi tuż za drzwiami, w przeciwieństwie do Grimmjowa, który klepną Orichime w tyłek tak mocno, że tej ugięły się nogi i wylądowała na jego kolanach.
– Lecz – warknął, patrząc z uśmiechem w szare, zaniepokojone oczy dziewczyny i nie zwracając uwagi na otwierane właśnie drzwi, na które tym razem zwróciła uwagę Inoue. Kiedy tylko zobaczyła, kto w nich stoi, zerwała się z Grimmjowa z przestraszoną miną.
– Ja… – zaczęła, ale niebieskowłosa, na której twarzy przez chwilę gościło coś pomiędzy szokiem, a grymasem osoby poddawanej totalnemu okurwieniu jaźni, dość szybko wzięła się w garść i uśmiechnęła do niej wyrozumiale.
– Nie, nie przeszkadzajcie sobie… Ja nie w tej sprawie.
I chociaż ten sztuczny uśmiech sprawiał naprawdę łagodne wrażenie, Inoue przeszedł dreszcz, spowodowany spojrzeniem zimnych, cyjanowych oczu. Wyczytała z łatwością ich subtelny przekaz, zupełnie, jakby Shinigami podbiegła i wykrzyczała jej to prosto do ucha…: „W kurwa, w życiu! Z dala mi z babami od MOJEGO ESPADY KROWO!!!”
Kiedy Jaggerjack znikła na piętrze, wciąż udając, że wcale nie trafia ją szlag, Szósty zaśmiał się gardłowo. Podobało mu się, że była zazdrosna. Aż musiał, no musiał podźwignąć królewski tyłek z fotela i ruszyć za nią, ignorując stękania Orihime na temat jego nie do końca uleczonego zwichnięcia. Odsunął niecierpliwym gestem rudowłosą i ruszył za Jaggerjack, posłuchać, jak ta wyżywa się na Kurosaki. Ale on przecież wcale nie zrobił tego tylko dla frajdy… Musiał wprowadzić w życie espadowy plan, by pozbyć się Ikari. A zamierzał pozbyć jej się w bardziej subtelny sposób, niż proponowali Pierwszy z Czwartym. Chociaż… Kto wie… Gdyby to Ikari miała wybierać, pewno uznałaby, że subtelniej byłoby jednak zarżnąć ją, a nie samą jej dumę. No trudno. Życie nie wybiera.
Ale nawet on nie spodziewał się, że nie tylko Espada szykowała dla Ikari niespodzianki.
Zdziwiła go cisza, która nastąpiła po tym jak rąbnęły o ścianę drzwi, za którymi spała Kurosaki. Co to, czyżby Hagane jednak nie przyszykowała sobie długiego na milion stron a3 opierdol, jednego z tych, jakimi wciąż wszystkich raczyła z byle okazji?
Co nieco wyjaśniło się, gdy stanął za jej plecami i zobaczył to, co ona.
A tym kimś, był porucznik szóstego oddziału, który siedział półnagi na łóżku, w którym wciąż spała Kurosaki.
Driven by the strangle of veins
Cyjanowe oczy wypełniły się nienawiścią. Zniosłaby to, może by to zniosła, może pozwoliłaby swoim myślom pobłądzić w stronę „to nie tak”. Ale on…
Jego długie, czerwone włosy były rozpuszczone. Kiedy się kochali, zawsze rozpuszczał włosy. Swoje i jej. Jeśli któreś z nich przychodziło do łóżka w warkoczu, był to jasny i czytelny przekaz. Ale Renji zwykle nie godził się z tym prostym komunikatem, że „dzisiaj nic” w efekcie czego Hagane rzadko kiedy spała w związanych włosach. Teraz, widząc rozwichrzone kosmyki opadające na jego tatuaże, zasłaniające wyraz jego twarzy, poczuła się jak we własnym, obrzydliwie wypaczonym wspomnieniu.
Już dłużej nie mogła udawać, że nie zalewa ją krew. Nie mogła mu przecież darować. Jemu. Jej. Im wszystkim.
Grimmjow cofnął się o krok i czekał na to co, co miało się stać, widząc jak pięści Jaggerjack drżą.
– Jak… Jak, kurwa, mo-ogłeś, R-Renji…
O, mały debiut w spektaklu. Szósty jeszcze nigdy nie słyszał, by głos Hagane się łamał.
– Hipokrytka z ciebie, co nie? – zauważył porucznik, podnosząc na nią nie tak ciepły jak zazwyczaj, piwny wzrok.
Ikari wciągnęła powietrze, a Renji podniósł się na nogi, ale nawet nie rozejrzał się za koszulką, którą powinien na siebie wciągnąć. Mało tego prawdopodobnie chciał do Ikari podejść, co ostatecznie ją rozsierdziło.
– NIE ZBLIŻAJ SIĘ!
Krzyk wreszcie zbudził Minako, która usiadła gwałtownie na łóżku, rozglądając się po pokoju, a w miarę tego, co do niej docierało, robiła coraz bardziej przerażoną minę. W końcu zatrzymała wzrok na Ikari. Grimmjow tego nie widział, ale doskonale sobie wyobraził przeszywający, pełen furii wzrok Jaggerjack, bo nie raz patrzyła w ten sposób na niego. Tym razem mógł się w spokoju sycić atmosferą, bo to nie na niego zaraz wyskoczy ze swoim lwim Zabójcą.
– Ika, to naprawdę, naprawdę, nie jest to, na co wygląda… – spróbowała Minako, ale Ikari tylko zaprzeczyła gwałtownym kręceniem głową.
– Wy, ryże pizdy, potrzebujecie trepanacji czaszki, żeby zrozumieć tą prostą rzecz? – Radość Grimmjowa się podwoiła, bo teraz cichutki, do złudzenia udający opanowany głosik Stalowej zwiastował tylko jedno: rzeź zaraz się zacznie. – Jedną, maleńką, najjaśniejszą pod pierdolonym słońcem rzecz, że SZÓSTKI NALEŻĄ SIĘ MI? – Szczęka Ikari zadrgała. Podjęła tą decyzję, nim jeszcze ta myśl do końca uformowała się w jej głowie. Złożyła ręce i: – Droga zniszczenia nr…
A jednak to nie było to. Fakt, że Ikari wścieka się z taką pasją na kogoś innego, niż on… Nie. To zdecydowanie nie jest tak fajne, jak wtedy, gdy osobiście jest się odbiorcą tej fali niebotycznego gniewu. Och, wkurzona jest taka sexy i obserwowanie jej od tyłu też ma swoje korzyści, a jednak to nie to, co widzieć te pełne żądzy mordu kurwiki, rozbłyskujące w jej oczach. Może to przez swoje imię, a może właśnie dlatego takie imię nosiła, ale doprowadzona do szału była… cóż, naładowana takim magnetyzmem, czy może… jak mówią… seksapilem, czy czymś, co działało na Szóstego jak płachta na buhaja rozpłodowego i najchętniej… Ach, jaka szkoda, że w pobliżu nie było żadnej szatni. Ale zawsze zostawała w zanadrzu kuchnia Kurosakich.
Zrozumiał to zanim Ikari dokończyła zaklęcie. Musiał mieć jej gniew dla siebie. I musiał to zakończyć, a lepszy moment – w Jaegerjaquezowym rozumieniu – mógł się już nie pojawić. Nim zdążyła rozpieprzyć wszystko dookoła ze swoimi (byłymi już zapewne) przyjaciółmi włącznie, złapał ją za dłoń i wykręcił nadgarstek, zakładając rękę na plecy.
– Pozwól no na słówko – usłyszała przy uchu zachrypnięty szept Szóstego. – Musimy co nieco sobie wyjaśnić, zanim rozniesiesz Kurosakiemu chatę i nie będziemy mieli już więcej gdzie ucinać sobie miłych pogawędek. – Pociągnął ją za sobą, patrząc z politowaniem na Minako i Renjiego. – No, w końcu z kim się zadajesz, takim się stajesz.
Wyciągnął ją za sobą z pokoju, mimo, że się zapierała i utrudniała mu zwleczenie ze schodów swojej osoby jak tylko umiała najlepiej. Dopiero, gdy ugryzła go w rękę, puścił ją, ale tylko po to, by przyprzeć do ściany, nim zdążyła uciec.
Znów coś mu to przypomniało.
Showing no mercy I'd do it again
Przywaliłem jej z otwartej łapy, zdążyła jednak podnieś dłoń, by cios nie spadł na twarz. Długie pazury zahaczyły głęboko o jej rękę, rozrywając skórę, od przegubu aż do łokcia. Pazury ześlizgnęły mi się na jej brzuch, zrywając opatrunek. Buchnęła gorąca krew i ściekając po kobiecych nogach, tworzyła pod naszymi stopami rosnącą kałużę. Chyba zakręciło jej się w głowie, bo zachwiała się, ale złapałem ją za ramiona, nie pozwalając upaść i przycisnąłem do ściany.
– Poczekaj no… – warknął, zły, że znów próbuje mu się sprzeciwiać. – Jedna rzecz i idź do diabła, naprawdę, i zabierz ze sobą kogo tylko chcesz.
Na sekundę zamarła, jakby chłód jego słów na nią podziała.
– Czego? Nie widzisz, że nie mam teraz czasu? Jestem dość zajęta.
Ona również warczała i teraz oboje obnażali na siebie zęby.
– Chyba możesz na chwilę się powstrzymać od rozwalania shinigamowych łbów?
– Nie widzę powodu.
– Co powiesz na: przez wzgląd na naszą nie tak starą, a dość specyficzną znajomość?
– Więc gadaj, czego chcesz i nie waż się więcej wtrą…
– Poinformować cię. Chcę ci udzielić pewnej informacji, na wypadek, gdybyś miała jeszcze kiedyś takie wątpliwości, jak tam przed chwilą, na dole, kiedy ja i dziewczyna ryżego… Och, wiem, że ci się to nie podobało, nie ściemniaj. – Wyszczerzył się tylko szyderczo na jej pełne oburzenia i protestu warknięcia. – Dlatego sobie wbij do tej chabrowej główki i dobrze zapamiętaj, że od teraz nic nas już nie łączy. Nic, zupełnie. Nie jesteś moją siostrą, to już ustaliśmy, a teraz nie jesteś też nikim więcej, ani nawet mniej, po prostu… Jesteś dla mnie nikim, jasne? Nie ma potrzeby, żebyśmy dalej wchodzi sobie w drogę. Poza tym ostatnim razem, za którym zredukuję cię do rozmiarów cyjanowego pyłka. Do tego czasu używaj życia i zapomnij, że masz do mnie jakieś prawa. Zapomnij o nas.
Przez chwilę, może dwie, nie odzywała się i zwiotczała w jego ramionach – takie miał wrażenie. Jakby nawet zapomniała o oddychaniu. Że zbladła ikra gniewu w jej oczach. Dzień premier. Tego też jeszcze nie widział. Jeśli na tym świecie istniała jakaś magia, może działa się właśnie wtedy. Może i przez jego głowę przebrnęła pewna debiutancka myśl, na przykład taka, że właśnie popełnił fatalny, karygodny, życiowy błąd i powinien natychmiast próbować się tego wycofać. A jednak i tak byłoby na to za późno, nawet gdyby ta chwila nie minęła tak szybko, a Ikari nie wybuchnęłaby mu w twarz wymuszonym śmiechem.
– „Nas”? – zapytała, a wydobywający się z jej krtani głos nasączył to jedno, krótkie słówko całą esencją gniewu i kpiny, jaką w sobie dusiła. – Nie żeby nigdy nie było, żadnych „nas”, Grimmjow! Dałeś się nabrać? Powiedz? Wziąłeś sobie do siebie te kilka nocy?
Uśmiechnął się naprawdę szeroko, tak bardzo, że nawet gdyby ktoś jej wmawiał, że on również robi to na siłę… Nie uwierzyłaby.
– Nie żebyś to TY była wiecznie zazdrosna. Tylko nie pojmuję na jakiej podstawie. Czy ja się kiedyś przyznałem, że jestem zdeklarowanym monogamistą albo inny chuj?
– Chuj to z ciebie jest bez wątpienia, Grimmjow, a skoro jesteśmy przy takim temacie, powiedz mi jedno: – Wciąż próbowała się przed nim zgrywać, ale z bliska widział, że nawet płatki jej nozdrzy drżą ze wściekłości. – Na chuj mi w ogóle zawracałeś dupę, co? Po co się do mnie łasiłeś?
– Jak to – po co? – Wzruszył ramionami. – Dla zabawy, oczywiście. Dostarczyłaś mi naprawdę sporo rozrywki. Ale teraz, gdy już dałaś się złapać, przestało być zabawnie. A nawet: zrobiło się uciążliwie… Okazałaś się łatwiejsza, niż myślałem.
Jeśli miałaby być ze sobą szczera, to tak, miała ochotę go spoliczkować. Na początek. A potem skopać okutymi w stalowe podeszwy glanami, połamać mu kończyny, wyrwać serce i wykąpać niebieski łeb w kwasie. Zamiast tego tylko prychnęła cicho.
– Masz naprawdę zaburzone pojęcie na temat tego, co jest trudne, a co nie. – Pomimo wszystkiego udało jej się naprawdę uśmiechnąć, a uśmiech spełzł za to z twarzy Grimmjowa, który wyczuł coś złowieszczego w jej głosie i wyraźnie się stropił, marszcząc brwi.
– Co masz na myśli?
– Według mnie, „trudno” to ci było… no wiesz. Wytrzymać wystarczająco długo. – Nagłym ruchem złapała go w kroku, nim zdążył rozgryźć do czego zmierza. – A „łatwo”…
No tak, myśl o tym, że wściekła Jaggerjack równa się nakręcony Jaegerjaquez widocznie wyleciała mu z głowy i wparowała do jej świadomości, zdradzając, na co naprawdę ma ochotę. A może po prostu zauważyła? W końcu nie taka hakama szeroka, żeby pomieścić gotowe do naprawy stosunków najskuteczniejsze królewskie narzędzia.
– Czyli też masz ochotę na pożegnalny numerek – skonkludował Grimmjow i teraz on pozwolił popchnąć się na przeciwległą ścianę.
– No pewnie – szepnęła Ikari, a jej ręka poruszyła się niespokojnie, wzbudzając w Arrancarze jeszcze większe podniecenie. – Ale raczej nie w tym życiu, skurwielu.
Open up your eyes
Odwróciła się napięcie, zostawiając go z jego pobudzonym problemem.
– Ej… Ej! – krzyknął Grimmjow w stronę jej pleców. – Nie zostawisz mnie tak – stwierdził pewnym siebie warknięciem.
– Nie? – Zaśmiała się, pierwszy raz naprawdę szczerze. – A niby czemu nie? Chcesz, to sobie wołaj rudą zdzirę albo… radź se sam. – Uśmiechnęła się do niego słodko przez ramię i wskoczyła na schody. Zamierzała dorwać ognistowłosą dwójkę i jeszcze z nimi wyrównać rachunki. W jej sercu wezbrała gorąca nienawiść. Wiedziała, że Kirai się cieszy. Może i ona w końcu będzie się radować z nienawidzenia. Na razie nie odczuwała nic, prócz palącego pragnienia, by zrównać wszystko z ziemią i pogrzebać ich pod nią, by więcej nie musieć na nich patrzeć. Odtwarzała w głowie wszystkie inkantacje niszczących zaklęć, ale nim wybrała te najbardziej bolesne…
CZEKAJ.
Zamarła w połowie schodów.
Nie zaczynaj, Kirai, nie próbuj mi teraz przeszkadzać.
POCZEKAJ. MAM LEPSZY POMYSŁ.
Poczuła, że drżąca nad stopniem stopa opada, a jej ciało odwraca się w stronę drzwi wyjściowych.
Nie wkurwiaj mnie.
JEŚLI CHCESZ SIĘ ZEMŚCIĆ, NA ZEWNĄTRZ JEST KTOŚ IDEALNY.
Co?
NO IDŹ. DOGADAMY SIĘ Z NIM.
My?
NIE MARUDŹ, TYLKO WYJDŹ. ON NIE BĘDZIE DŁUGO CZEKAŁ.
Chociaż nikogo nie wyczuwała, a przecież miała czułego na reiatsu nosa, postanowiła sprawdzić, o co chodzi Pustemu. Jednak najpierw musiała przejść przez rozwścieczonego Grimmjowa, który oddzielał ją od drzwi. Jego obszerna hakama była na tyle obszerna, że, jej zdaniem, tuszowała wszelkie (no dobra, może nie te finalne) objawy podniecenia Szóstego, więc Ikari nie była pewna, czy już mu przeszło. Ale ponieważ jego wyraz twarzy wydawał się być teraz pełen żądzy, ale zabijania, wywnioskowała, że już nie był w nastroju na flirty.



– Cicho bądź, nie słyszę jak Ikari bluzga na Szóstego zasrańca.
– Zwariowałeś?! Zrób coś, zanim się pozabijają!
– Niby po co? Nie chciałbym, żeby i mnie ktoś przypadkiem zgładził.
– Przestań! – Minako zamarła, nadsłuchując hałasów za drzwiami. – To się musi skończyć!
Próbowała wypchnąć Renjego za drzwi, ale skubany zaparł się tak, że nie dało rady, a kiedy sama chciała wyjść, też jej na to nie pozwolił.
– Zostaw. Oni sami właśnie ze sobą kończą. – Na jego twarzy pojawił się zuchwały uśmieszek. – Wiedziałem, że to kwestia czasu.
Minako zmarszczyła brwi, patrząc na niego ze wstrętem.
– Niby skąd mogłeś to wiedzieć? – Wyciągnęła rękę, żeby odsunąć go na bok. – Przesuń się. Idę tam.
Abarai nie zamierzał spełnić jej prośby. Stał w progu, skutecznie uniemożliwiając jej wyjście z pomieszczenia.
– Ojciec dopiero co malował przedpokój, jak zachlapią ściany krwią, pewno sama będę musiała je odmalowywać.
Porucznik wciąż tylko się uśmiechał, nie schodząc jej z drogi.
– Zdurniałeś? Przepuść mnie!
– Taa? I co im zrobisz? – Nachylił się do niej, pociągając nosem. – Zabijesz ich oddechem?
– Jest aż tak źle? – Minako odsunęła się o krok, zasłaniając dłonią usta i chuchając sobie w rękę.
– No co najmniej jakbyś wypiła cały monopolowy.
Dziewczyna nieco się stropiła. Gęste, alkoholowe opary, zdawały się kumulować pod jej czaszką, a kac znakomicie utrudniał rozumowanie czegokolwiek. Ale nagi, wytatuowany tors Abaraia przypomniał jej, że chyba jest pewna sprawa, o którą musi go zapytać. Chciałaby to przemyśleć w samotności, ale jak miała to zrobić, skoro nie pamiętała nic ze wczorajszego wieczoru? Spojrzała na siebie i zauważyła, że ma na sobie ulubioną koszulkę Renjego z napisem „Red pineapple.” Wzdrygnęła się. Jakby mało było tego, że Ikari znalazła ją w łóżku swojego byłego, to jeszcze ta nieszczęsna koszulka.
Ona mi tego nigdy nie wybaczy, zrozumiała.
Koszulka była prezentem od Ikari. To właśnie ona stwierdziła, że nastroszona fryzura Renjego przypomina ananasa i od tej pory przylgnęło do niego to przezwisko. A chociaż ten podarek miał uszczypliwy charakter, Abarai docenił żart i bardzo często go ubierał, co spowodowało, że Ikari skończyła się z niego nabijać. Może przestało to być dla niej zabawne, gdy zauważyła, że on też się z tego śmieje, a może to właśnie wtedy coś między nimi zaiskrzyło? W końcu facet, który ma do siebie dystans, musi należeć do ginącego gatunku. Mogłaby machnąć ręką i wmawiać sobie, że przecież Hagane sama odpuściła Renjiego, więc nie powinna mieć teraz pretensji, ale… Ale przecież Minako dobrze wiedziała, że porucznik szóstki nie jest niebieskowłosej obojętny, nawet jeśli ona sama się tego wypierała. Widziała zazdrość w cyjanowych oczach za każdym razem, gdy jakakolwiek kobieta próbowała wdać się z nim w bliższe relacje. Nie. Nie jakakolwiek. Kiedy Kurosaki trzymała się blisko Renjego, Hagane nigdy nie poczyniła żadnej uwagi, nigdy nie próbowała wypracować między nimi dystansu, nigdy jego brak jej nie przeszkadzał. No tak, w końcu im ufała. Miała ich za przyjaciół. Do dzisiaj.
Minako gwałtownym ruchem głowy zaprzeczyła tym myślom. Niemożliwe, żeby zrobiła to Ikari.
You keep on crying
Ogarnął ją nagły chłód. Dosłownie czuła jakby lodowa kula nagle wytworzyła się w jej gardle, blokując krtań i powoli przesuwając się w stronę żołądka.
Niemożliwe, żeby zrobiła to Hitsugayi. Niemożliwe, żeby puściła go kantem. Przecież… Byłam pijana, nic nie pamiętam! W jej myślach pojawiła się nuta paniki, ale wtedy spojrzała uważnie, na podsłuchującego w drzwiach Renjiego. Nie zrobiłby tego. Nie wykorzystałby mnie przecież. Jest moim przyjacielem. Jeśli nie mogła ufać sobie, może powinna zaufać Abaraiowi. On w życiu by czegoś takiego nie… Tylko, że… Miała wrażenie, że Renji ostatnio się zmienił. Na pewno był mniej wesoły niż zwykle i wydawał się jakiś bardziej… zawzięty. Czy to możliwe, żeby chciał się na Jaggerjack odgryźć? Czy posunąłby się do tego, żeby uwieść ją – Minako, jedyną przyjaciółkę Stalowej, jedyną osobę, jakiej Ikari odważyła się w stu procentach zaufać ­­– tylko dlatego, że wiedział, jak bardzo ubodnie ją taka „podwójna zdrada”?
– Abarai – odezwała się, drżącym głosem. – My nic. Prawda?
Renji odwrócił się do niej. Ten półuśmiech na jego twarzy bardzo nie spodobał się Minako.
­– Co „my nic”?
Czyżby zamierzał udawać głupiego? Jeśli tak, czy to znaczy, że chce udać, że nic nie było? A jeśli chce udawać, że nic, to znaczy, że coś?         
– No… My nie… – Wskazała ruchem głowy na łóżko.
– Tak ciężko ci to z siebie wydusić? Wczoraj nie byłaś taka nieśmiała.
Serce dziewczyny zaczęło bić nienaturalnie mocno, jakby dobijało się do wyjścia.
– Wczo… Wczoraj byłam pijana.
Abarai wzruszył ramionami.
– Nic się nie stało – powiedziała z pełnym przekonaniem, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. – Powiedz, że nic się nie stało.
Zaprzecz, na boga, to jakieś szaleństwo. Nie mogłam być aż tak pijana. Zapamiętałabym, gdyby coś takiego się wydarzyło.
– Cóż, skoro dla ciebie to było „nic”. Okay. Dla mnie też za wiele to nie znaczyło.
On sobie kpi. Abarai nigdy ze mnie nie kpił, a teraz to robi, w takiej sytuacji sobie drwi. Wymarzony dzień na premiery.
– Nie wierzę.
– Wierz sobie w co chcesz. Ale jak myślisz, czy to, że obudziliśmy się w jednym łóżku nie mówi samo za siebie?
– To jeszcze o niczym nie świadczy.
– Bo ubrałem po wszystkim spodnie? Jakbym związał włosy, to też by świadczyło o tym, że nic się nie stało?
Ostatnim zdaniem przedrzeźnił Minako, którą aż wstrząsnęło to szyderstwo.
– Nie zrobiłbyś tego – kontynuowała mimo tego, ale już mniej pewnym tonem. – Nie zrobiłbyś mi tego, Ren. Wiesz, że ja i kapitan… Kurwa, nie zrobiłbyś tego Ikari! Ty ciągle…
Roześmiał się, nie dając jej dokończyć.
– Czy ja mam was wszystkich w dowodzie, żeby ciągle się wami przejmować? Mam swoje życie. Jesteśmy dorośli, a dorośli ludzie robią, na co mają ochotę. A Jaggerjack… – Wzruszył ramionami i parsknął. – To już od dawna przeszłość. W dupie mam ją, tak jak ona ma w dupie uczucia innych.
Kiedy tak stał, patrząc na nią ze złością i zaciskając pięści, była w stanie uwierzyć mu w to, co mówi. Uwierzyć i poddać się załamaniu nerwowemu. Nie zgadzało jej się tylko to, że nastawienie Renjego do kapitan ósemki tak nagle się zmieniło. Pomyślała o tym, że to obecność Grimma wpływa na niego negatywnie. Od kogoś musiał nauczyć się tych durnych uśmieszków. Nagle przypomniała sobie o zakładzie, jaki Jaegerjaquez wymusił na Ikari. A ona obiecała, że po wygranym meczu… Czy możliwe, żeby porucznik dowiedział się i o tym? Szósta menda pewno nie potrafił trzymać języka za zębami. Na pewno próbował mu dopiec nie raz, a z taką rewelacją na pewno by się nie powstrzymywał.
Baby I'll bleed you dry
Dopiero kiedy sami zamilkli, zdali sobie sprawę, że na dole też zapadła cisza. Wytatuowane brwi Renjego zbliżyły się do siebie. Najpierw zerkną niepewnie w stronę drzwi, potem odwrócił się i wyjrzał za nie, ale chyba niczego nie dostrzegł, bo wycofał się z powrotem do pokoju. Wydawał się mimo wszystko jakiś rozdarty. Podrapał się po głowie, a jego gładkie, długie włosy nieco się splątały.
– Lepiej tam zejdę, sprawdzić, czy nasz skrzydłowy jeszcze żyje… – mruknął i wyszedł z pokoju, jednak gdy tylko zniknął za ścianą, natychmiast zawrócił. Stanął przed Minako i wyciągnął do niej rękę.
– Oddawaj moją koszulkę.
Kurosaki prychnęła i zaczęła się rozglądać za swoimi ciuchami, ale dostrzegła tylko zwinięte na podłodze dżinsy.
– Nie wiem, gdzie jest…
– Nie mam czasu, dawaj.
– Ale…
– ŚCIĄGAJ TO!
– Co za cham! – rzuciła Minako, ściągnęła przez głowę koszulkę Abaraia i rzuciła mu ją w twarz. – Udław się!
Renji nie zadał sobie trudu, żeby odwrócić wzrok. Mimo, że Minako zasłaniała się jak mogła i wyzywała go od bydlaków, z uśmiechem wciągał na siebie swój ciuch i wyszedł dopiero jak wygładził każdą ze zmarszczek na materiale. Dziewczyna w furii przeszukiwała pokój, ale prócz spodni i pary skarpet niczego nie znalazła.
Kolejna zagadka tej nocy. Co się, do kurwy nędzy, stało z jej bluzką?
         Kiedy Renji pojawił się na szczycie schodów, dostrzegł stojącą do niego tyłem Jaggerjack, która najwyraźniej próbowała obmyśleć plan, jak wyminąć wściekłego Espadę, tarasującego jej drogę do drzwi wyjściowych. Wybrała najprostszą z metod, na tak zwanego tarana. W momencie, w którym zdecydowała się Jaegerjaqueza wyminać, usłyszał upiorny zgrzyt zębów Arrancara. Pomimo tego, że użyła Shunpo, zdołał wyciągnąć rękę, o którą Shinigami się rozbiła, a wolną dłonią złapać ją za przedramię. Mocno, bo Ikari aż jęknęła. Pewno narobił jej siniaków.
– Co ja ci, kurwa, powiedziałem?
Przez to nagłe wyhamowanie, prawie złamała sobie kręgosłup na jego łapie. Spojrzała na Espadę z byka.
– Że jesteś skończonym sukin…
– Powiedziałem, że już nie będę dla ciebie miły.
Rozgniewany, uniósł rękę. Wiedziała, że dostanie w twarz i że nie zdąży się zasłonić, więc zacisnęła powieki i…
The skies they blink at me
– Nigdy więcej w mojej obecności nie podnoś na nią ręki.
Otworzyła oczy. Tuż obok z pochyloną głową stał Renji. Rozpuszczone włosy wciąż opadały mu na twarz. Na szczęście ubrał już t–shirt, bo Ikari chyba na miejscu zabiłaby go z baniaka. Powstrzymywał Grimmjowa, blokując przedramieniem jego cios.
Kirai wewnątrz niej syknął z pasją, a ona miała wrażenie, jakby ktoś zanurzył jej serce w wrzącej smole. Poczuła, jak zmieszany z nienawiścią gniew dociera w najdalsze zakamarki jej ciała.
Nim zdążyła coś zrobić, to Szósty roześmiał się głośno.
– Żartujesz? Mój policzek nie zabolałby jej wcale bardziej niż to, co żeś wykręcił z ryżą. – Nagle zmrużył oczy, przekrzywiając nieco głowę i wpatrując się w czerwonowłosego. – No i siniaki po moich razach w końcu na pewno znikną…
– Ale blizny po Panterze zostały.
Oboje piorunowali się wzrokiem, a kapitan czuła, że zaraz naprawdę tego nie zniesie i chyba wybuchnie, jeśli czegoś nie zrobi.
– Spierdalaj, Abarai – powiedziała cicho. – Nie potrzebuję twojej zasranej pomocy.
– Oj, przestań już być taka zazdrosna… – żachnął się porucznik, odrzucając z oczu potrząśnięciem głowy stanowczo za długą grzywę, którą zwykle wraz z resztą włosów spinał w wysoki kucyk. – Przecież ty mi się z niczego nigdy nie tłumaczyłaś, nie rozumiem, dlaczego ja miałbym to robić…
  W DUPIE MAM TWOJE TŁUMACZENIA, IDIOTO!
– Akurat. Zazdrośnica.
Czy on naprawdę się ze mną drażni? – pytała siebie z niedowierzaniem, obserwując jego lekki uśmiech i brak choćby cienia poczucia winy w głębokich, piwnych oczach. Czy nie zdaje sobie sprawy, że zaraz, kawałek po kawałku, rozszarpię go na strzępy własnymi rękami, jeśli nie przestanie?
– POJEBAŁO WAS Z TĄ ZAZDROŚCIĄ, KRETYNI? – Ikari aż gotowała się ze złości. – Bardziej zazdrosna jestem o gacie Byakuyi, niż o waszą dwójkę!
– Oszustka. Jesteś nie tylko najbardziej zazdrosną osobą jaka znam, ale i najbardziej chciwą – kontynuował Renji. Puścił już nadgarstek Grimmjowa i założył ręce na ramiona, stając obok Espady. – Mogłabyś z łaski swojej się zdecydować czy wolisz czerwony, czy niebieski.
Kontrast między nimi był tak jaskrawy, że aż zabolały ją oczy. Mało tego, oboje się śmiali. Z niej.
Wyrzuciła przed siebie pięści, celując w ich słabe punkty.
– Droga zniszczenia numer jeden.
Renji zawył cienkim głosem i osunął się po ścianie, blednąc i trzymając się za krok, ale Grimmjow zdołał wyszarpnąć Panterę, która odbiła kidou. Wyszczerzył się przy tym perfidnie.
– Jeszcze wrócimy do tego tematu… Wciąż zamierzam wygrać ten jebany mecz.
Jaggerjack z niekontrolowanym, gardłowym warknięciem złapała gołą dłonią za ostrze jego zanpakuto i odsunęła go na bok. Była naprawdę zdeterminowana dopiec im obydwu. Uniosła z rozmachem kolano. Zablokował cios własnym goleniem. Syknął i skrzywił się na myśl o tym, do czego znowu prowadził ten sztych i złapał ją za twarz, rozświetloną cero dłonią. Ugryzła go w palec. Do krwi. Gdyby z wrzaskiem nie zabrał dłoni, była gotowa po kolei odgryźć mu wszystkie palce. Wyrwała mu się i doskoczyła do drzwi, a Grimmjow wycelował w nią Zabójcą. Był naprawdę wściekły. Zrozumiała, że spróbuje uwolnienia, ale kiedy „Kishire” wydobyło się z jego ust, umilkł, a Hagane odwróciła się za siebie, by zobaczyć jego minę.
– Limit… – szepnął ledwie słyszalnie Grimmjow, a usta Jaggerjack wykrzywił dziki uśmiech. Minę miał naprawdę głupią. – Zapomniałem…
Otworzyła drzwi, machając mu dłonią na pożegnanie.
– WRACAJ TUTAJ I ŚCIĄGNIJ MI TEN…
Była już na środku ulicy.
O nie, nie pozwoli ze sobą tak pogrywać. Ona chyba wciąż nie bierze go na poważnie. Niedopuszczalne. Musi wiedzieć, że on już przestał żartować. Musi dać jej to wybitnie do zrozumienia.
Przesunął i tak krwawiącym już palcem po ostrzu zanpakuto.
Znów się odwróciła, jakby przeczuwała, co zamierza zrobić. Widział, jak cyjanowe oczy wypełniają się strachem. A więc wrócili do punktu wyjścia.
Dopiero wtedy dostrzegł, że zaczyna otaczać ją dziwna, różowa mgiełka, z której coś się wyłania.
Niemożliwe.
Zmrużył oczy i wycelował dobrze.
I see a storm bubbling up from the sea
– Gran. Rey. Cero!
Kiedy przed dom wybiegła Minako, przeskakując w przedpokoju przez zbierającego się z podłogi Abaraia, zastała w połowie rozwaloną ulicę. Jaskrawo błękitna flara już wygasła, ale mętny pył wciąż unosił się w powietrzu. Zaciekawieni i wystraszeni sąsiedzi już powyłazili na zewnątrz ze swoich domostw, wzywając służby porządkowe. Chociaż nie wydało się, żeby ktoś ucierpiał. A przynajmniej na widoku nie było żadnych ciał.
– Czy to… Było Gran Rey Cero? – zapytała, gdy zobaczyła, że u jej boku stoi Renji. Wciąż lekko zginał się wpół, ale przytaknął głową. – Znowu to samo… Ten Szósty syn szatana urządza sobie u mnie sparingi… No zabiję go!
Obróciła się wokół siebie, jakby myślała, że Espada wyskoczy na jej życzenie spod jakieś chodnikowej płytki, ale nigdzie go nie dostrzegła.
– Uciekł! Tchórz!
– Mina… Ja nie wiem czy to był sparing…
Dopiero, kiedy kurz opadł, odsłonił epicentrum, w które uderzyło cero. Po drugiej stronie ulicy znajdował się teraz płytki lej i Kurosaki podbiegła na jego krawędź, gdy tylko go dostrzegła.
To tu celował Jaegerjaquez. Czyli tu stała Ikari. Której teraz nie było.
Minako poczuła jak robi jej się niedobrze, gdy w plamie czerwieni na dnie leja rozpoznała krew. Pochyliła się i zwymiotowała sobie pod nogi, a potem zsunęła się na dno wgłębienia, żeby dokładnie to zbadać. Gdy tylko ukucnęła przy czerwieni, znów poczuła, że jest jej niedobrze. Bolesne kurcze żołądka sygnalizowały, że już nie bardzo ma co zwracać, ale zwróciła i ten debet, gdy rozpoznała kłębiące się przy kałuży krwi strzępy.
Lepkie, nadpalone cero i przyklejone do fragmentów rozwalonego asfaltu garście włosów. Nie wszystkie były chabrowe. Większość z nich… Większość była różowa.

7 komentarzy:

  1. O jejku, jejku co tu się porobiło O.O Tak, a propo nadrabiam zaległości w komentowaniu (przepraszam :*) ^^" Nawet nie wiem jak mam skomentować...

    Yhh zacznę od tego, że tak mnie wciągnęło czytanie (tego i poprzednich teraz już przeczytanych rozdziałów) iż nie zauważyłam upływu czasu!, a zazwyczaj jestem w stanie oderwać się od czytanej zawartości, a tu nawet prośby męża nie pomogły żebym odeszła w końcu od laptopa :P No i tak z pieć minut siedziałam sobie jak już skończyłam, przewijając scrollem żeby upewnić się czy niczego ważnego nie ominęłam... Więcej, więcej, chce więcej :D Uzależniłam się od twojej twórczości i chociaż wiem kiedy mniej więcej dodajesz nowe notki to wchodzę codziennie z nadzieją, że "może jednak coś doda szybciej" :D
    A teraz idę w zaciszne miejsce przetrawić całą toczącą się akcję z kubeczkiem ciepłej kawki... Mam nadzieję, że nie zajmie mi to to dłużej niż jeden dzień ^^

    Pozdrawiam :* :*
    Kazumi >^.^<

    OdpowiedzUsuń
  2. I mnie tu jeszcze nie ma?! No kurwa, Wilczy, i Ty do mnie tak spokojnie i z kulturą? Wez mi dla przypomnienia walnij stołem, cobym się opamiętała! Ludzie, czytałam rozdział i nic nie zostawiłam?! Boleynowe sobie za duzo pozwala... Boleynowe myśli, ze jej wolno...
    Na wstępie nalezy się wypowiedziec o Twej pieśni, na jaką to nutę?! Bo tekst bardzo głęboki, rhanowym zwyczajem doszukuję się drugiego dna, te karpie to chyba symbolizują jakąś ideę upragnionego zycia na wolności, lecz nadzieje sczezną marnie, jak tylko Wilczy dobierze się do miejsca ich zamieszkania, tudziez bezkresnego (no, no, nie popadajmy w przesadę) błękitu jakim jest jezioro Kuchiki, bo ze skubańcy mają solidny akwen, to se łapy obie uciąc dam!

    Jakie wieszanie na karniszu? Jakie... Co to ma znaczyć?! Uspokój się, mówię Ci, o zadnym wieszaniu mowy nie ma, bo ja Cię o <6 tak uwielbiam!

    Co się tyczy rozdziału:
    Uwielbiam Abaraia. Uwielbiam. Fakt niezaprzeczalny, wreszcie pokazał charakter, odrobinę dystansu i wygarnął Ikari jej egoizm. Piękne spojrzenie na całą historię z drugiej strony, i parszywie mi się podoba (to jest superlatywa, w sensie) jak to rozegrałaś między nim, Minako a Hagane. Przestał być wspaniałym, wypolerowanym przyjacielem, zaczął dbać o własne interesy i ma dość panoszenie się Cyjanowej Kapitanowej, i mimo, ze ją uwielbiam, biję mu brawo! Na stojąco, ot co! Uczucia, uczuciami, ale faktem jest, ze Hagane zupełnie go olewała, zbywała, nawet jeśli robiła to bo coś do Grimma czuje, to mimo wszystko, Renji był przyjacielem, ba, wychodzi na to, ze kimś więcej, a ona obchodziła się z nim podle. W całej swojej niefrasobliwości i dziecięcym uporze, choć słodkim, to wreszcie ktoś powiedział jasno i wyraźnie "nie". Abarai na prezydenta!

    – Gran. Rey. Cero! " zmasakrowało mnie to. Kto to zrobił? Grimmjow czy Ikari? On chyba nie, bo limit, ale w takim razie... Skąd Ikari to potrafi?! Co tu się wyprawia, w ogóle?! Jeśli to była Hagane, to JAK?! Ja się pytam. I co się z tą dwójką stało?! I jakie różowe włosy?! CO?! Wilczy...?

    Wspomnienie z Rhan, huo huo huo! <4 <6 Wilcza jagoda, nie powiem, adekwatne, a micha to mi się cieszy dalej, bo faktycznie jak Ikari. No, no... ^^ Wgl poczynię uwagę, może nieadekwatną do tej aktualnie paragrafu w komentarzu, ale czy błędnym jest moje wrażenie, ze przyjaźń Żelaznej i Ryżej wisi na włosku? Bo mam wrażenie ze po ostatnich akcjach to one by sobie obie oczy wydrapały. Albo to tylko takie przeczucie, nie wiem.

    "– Nie żebyś to TY była wiecznie zazdrosna. Tylko nie pojmuję na jakiej podstawie. Czy ja się kiedyś przyznałem, że jestem zdeklarowanym monogamistą albo inny chuj?
    – Chuj to z ciebie jest bez wątpienia, Grimmjow (...)" Ha ha ha ha ha! Wilczy, Ty wiesz, jak zniszczyć system!

    " W końcu nie taka hakama szeroka, żeby pomieścić gotowe do naprawy stosunków najskuteczniejsze królewskie narzędzia." Podoba mi się ten cytat, ni chu chu, nie wiem, dlaczego, ale jest świetny! :D

    Więc tak, mamy koniec GrimmIka? Nope. Nie wierzę. I nie mam cierpliwości, by udawać, ze jest inaczej. To się nie dzieje. Ale Minako dojechała po całości, nie patyczkujecie się tutaj, widzę. A co z Pułkownikiem? I co z bluzką Ryżej? Zagwozdka, weź mnie to wyjaśnij! Ale Niebieskie państwo to zmiotło ten rozdział. Co im odwaliło? I co z Grimmjowem się dzieje? Nie, zebym wcześniej miała go za mistrza taktu, kultury i szarmancji, ani za delikatnego Romea, ale wydawało się, ze w stosunku do Hagane nie byłby taki zimny i bezuczuciowy. Oboje grali, pierwszych reakcji nie da się oszukać, jednak o ile co do Ikari nie mam wątpliwości, o tyle co do Szóstki... Absolutnie w niego nie wątpię, jestem zdeklarowaną wyznawczynią Espady (czas pomyśleć o kościele i o klasztorze, huehuehue, nie-zamkniętym), ale wydaje mi się, ze Hagane coś w nim szarpnęła, i to mocno, dlatego zachował się jak sukinsyn. Ale moment, w którym chciał jej przyłożyć, Ika się poddała i wszedł Abarai - majstersztyk! Zaiste! Ze trzy razy czytałam, tak mi się spodobał. Co tez Wilczy nie wymyśli, no!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Spróbuj nie dać rozdziału w środę o północy (masz kwadrans spóźnienia do wykorzystania, ani minuty dłużej)... to wrócimy do tematu.

      Jest wspaniale, ale wszystko się mota. O kogo chodziło Kiraiemu? Co jest z tym Cero w końcu? Rozjebali asfalt i se na wakacje wybyli, czy jak? Albo się w końcu pozabijali, i tyle z tego wszystkiego. Nie mogę się doczekać, co dalej, próbuję jakieś teorie spiskowy wymyślić, ale kurde! W życiu bym nie pomyślała, ze te niebieskie mendy skoczą sobie do gardeł w takim momencie, jak już wszystko było w porządku! Te dwa durne, njebieskie łby! Dawaj rozdział, Wilczy, i długi niech będzie, bo coś musisz w końcu wyjaśnic, po tylu rozdziałach zagadkowych! Co tu się wyczynia, jak się zapytowywuję Ciebie? Co to są za porządki? Abarai wspaniały. No ale o co tej dwójce + Kirai chodzi?! I co z moją Czwóreczką i misją fraccion?! Yh... no nie możesz mnie tak zostawić! I reszty czytelników tesh!
      Nie spodziewałam się po Hagane takiej zazdrości o Renjiego, swoją drogą, ale w co Abarai pogrywa to tez nie do końca rozumiem...

      Ech, wiem ze do 8 daleko, ale co poradzę? Siedzę i skrobię na innego bloga, Laxus przestał mnie kochac, zresztą wbił na bloga i zaczyna się bunt, bo "on nie tak dyktował", no co za...! Perfidia jedna. Spróbuję szybciej. Postaram się.

      Aprobuję, niniejszym komentarzem, chcę więcej, więc nie waz się wieszać na karniszu lub czymkolwiek innym, niech Cię Feniksy i Pantery pilnują, a Droga ma być pisana! Przez wasze trio, jasna cholera! Aprobuję, bo rozdział zajebisty! Oto, jak się sprawy mają. <6
      Masz czas do 00:15 w środę, inaczej wpadam do Ciebie, gdziekolwiek będziesz, i wystaram się o błogosławieństwo Grimmjowa... To JEST groźba.
      <6 Wielbię! I zazdroszczę! Kocham! I czekam niecierpliwie, oraz kajam się i przepraszam, ze jak ostatni nie powiem kto dopiero teraz skomentowałam! Przepraszam! :******

      Usuń
  3. Myślałam, że będzie wielki diss na Abarai'a a tu proszę wszyscy chwalą jego zachowanie :D
    Nie wiem czy wiesz Wilczy, ale robię sobie koszulkę. Taką białą z ananasem, w rozmiarze XXL. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko kurwa spróbuj, a następne co będziesz potrzebować z ciuchów to kostium pogrzebowy.

      Usuń
    2. Ha ha ha, jebłam w tym momencie <6 Pheonix, zostaw koszulkę, nie możesz umrzeć, nie umieraj!

      Usuń
    3. No zastanawiałam się jaką pierwszą koszulkę sobie zamówić :D Przynajmniej będziesz miała mnie w czym pochować, Wilczy :D

      Usuń