sobota, 29 listopada 2014

13. NIE DOŚĆ SILNI: Let the good times roll (cz.1)



GRIMM: Yo! Miało nie być rozdziału, bo ta wilcza niezdara potknęła się o przedłużacz i ujebała wtyk do lapka, AHAHAHAHA! Na nieszczęście Gość Z Którym Mieszka znalazł jej zapasowy zamiennik... Także wątpliwie miłej zabawy, ludziska, tch!
_____________
Krzątający się za kontuarem recepcjonista odwieszał właśnie klucze zwolnionych pokoi, gdy ktoś uderzył w blat pięścią tak mocno, że chłopak podskoczył ze strachu. Odwrócił się, rzucając spłoszone spojrzenie na stojącego przed ladą mężczyznę.
– S-Słucham?
– Yo, pokój chcę wynająć.
­– O-Oczywiście… Numer dwadzieścia pięć na drugim piętrze panu o-odpowiada?
– Wolałbym numer sześć.

I'm gonna make it bend and break


Recepcjonista obejrzał się za siebie na tablicę z kluczami i z powrotem odwrócił do błękitnowłosego klienta.
– A-Ale szóstka jest zajęta.
Mężczyzna spojrzał na niego tak groźnie, że chłopak pobladł i instynktownie przesunął dłoń pod kontuarem w stronę przycisku alarmowego.
– Sekundę – warknął niebieskowłosy i zniknął, a w chwilę potem przez hol przebiegła dwójka mężczyzn – jeden łysy, a drugi o bujnej, asymetrycznej fryzurze, z której wystawały piórka. W panice wciągał ubrania na piżamę, podczas gdy łysy awanturował się głośno, stojąc na środku holu w samych bokserkach i próbując tamować dłonią krew z rozbitego łuku brwiowego.
– Co ty sobie wyobrażasz, że jak jesteś królem jakiegoś burdelu, to możesz się rządzić i wyrzucać nas na zbity pysk?!
– Z burdelu tak.
– Ale to nie jest burdel tylko hotel!
– No nie wiem, skoro śpią tu gwiazdy Seireitei…
– Jakie niby z nas gwiazdy?!
– Spoko, łysy. Nie mam na myśli ciebie i twojego kolesia.
– EJ! Ja nie jestem żadnym kolesiem łysego! – sprzeciwił się Yumichika i zaraz stopniał pod ciężkim spojrzeniem Madarame. – To znaczy… Nie jestem kolesiem Ikkaku, który nie jest łysy, tylko nie ma włosów.
– Nieważne. Z was dwóch i tak by nie było przybytku miłości.
– Taaak? To niby o kim mówisz, mając na myśli ponętność, powab, kuszące ruchy, wdzięk i…
– …puszczalstwo? – Grimmjow uniósł brwi, patrząc z obrzydzeniem na Ayasegawę. – No, z tego co wiem nocuje tu Kurosaki i… ta druga.
– Chyba nie zapomniałeś jak się „ta druga” nazywa, co? Bo z tego co kojarzę nazywacie się dość podobnie.
– A ja kojarzę, że tobie, łysy i twojemu kumplowi, odebrano za karę zanpakuto, więc na waszym miejscu bym za bardzo nie pyskował. – Arrancar znacząco spojrzał na patyk, jaki miał przypasany u swego boku Madarame i niedbałym gestem skierował swoją dłoń na rękojeść Pantery.
– Na czas określony! Kapitan zabrał nam Zabójców tylko na tyle dni, na ile my schowaliśmy Shiraiona – wyjaśniał Yumichika, czym wzbudził tylko pogardliwy uśmiech na twarzy Arrancara.
– Wynajmijcie sobie inny pokój albo się stąd zabierajcie – poradził Espada.
– Ó-ósemka jest wolna-a – zaoferował recepcjonista. – T-to t-tuż obok, więc nie będzie-e k-kłopotu z przeprowadzką…
– Daj pan ten pokój i gratis śniadanie, to nie pójdziemy do kierownika – skapitulował Madarame.
– D-da się, ale trzeba poczekać, b-bo musimy zmienić pościel. Będzie-e gotowy za g-godzinę.
– No to jazda stąd i nie pokazywać mi się tu do… do której u was trwa doba hotelowa?
– D-Do cz-cz-cz-cz…
– Do czwartej?
– Nie-e-e-e, do cz-cz-cz-cz-cz-cz…
– Nie wkurwiaj mnie, cz-cz-człowieku! – zawołał Jaegerjaquez, a w jego ręku zalśniło ostrze Pantery. – Bo będziesz miał cz-cz-czułe spotkanie z żelastwem!
– Do czternastej! Doba hotelowa trwa do czternastej!
– No to wypierdalać i spróbujcie się tu pokazać wcześniej!
Szósty machnął Panterą na dwójkę Shinigami, którzy w pośpiechu opuszczali teraz hotel (Ikkaku wyrywał Yumichice z rąk jego golf, żeby nie wylecieć na zewnątrz w samych gatkach). Arrancar ponownie opar się o kontuar.
­– Szóstka jest już wolna. ­– Uśmiechnął się tak paskudnie, że pracownik recepcji tym razem wcisnął guzik bezpieczeństwa. Na jego szczęście – bo Espada zapewne wyciągnąłby z tego odpowiednie konsekwencje – guzik nie zadziałał. – Tylko przyślijcie mi tam jakieś sprzątanie. Przed drzwiami komuś musiało się rozlać coś czerwonego… Klucze już mam, także dzięki za fatygę.
– P-Pańskie nazwisko…? – odważył się jeszcze zapytać recepcjonista, drżącymi rękami otwierając Księgę Przyjęć.
– Bo co? – Kobaltowe spojrzenie pozbawiło go resztek odwagi. Długopis wymknął się jego spoconym dłoniom i z brzdękiem upadł na podłogę.
– M-M-Muszę wpis-s-sać, kto przy-przyjmuje p-p-p-p-pokój.
– Jaegerjaquez – rzucił Szósty po krótkiej chwili wahania i odszedł. Nie odwracając się dodał: – Zrób jeden błąd w moim nazwisku, a rozwalę twój pusty łeb o tą ladę i osobiście się wpiszę do tej twojej książeczki twoją krwią.
Recepcjonista już nigdy w życiu nie odważył się wziąć do ręki długopisu.
Kiedy Grimmjow znalazł się w pokoju numer sześć, zamknął za sobą drzwi i przeciągnął się z satysfakcją. Walka, to było coś, co dawało mu prawdziwą radość. No, może przegonienie tych żałosnych oficerów z jedenastki faktycznie nie było czymś, co można by było nazwać pojedynkiem, ale po długiej abstynencji w tym temacie (bo jednak nie oklepał buźki Ósmemu) Grimmjow docenił także i to.
Miał jeszcze chwilę dla siebie, zanim wpadnie reszta drużyny, bo zanim z hukiem wyniósł się do Tokio, był łaskaw poinformować tą zgraję śmierdzących Shinigami, że on, ich najlepszy zawodnik, zamierza teraz ćwiczyć w Toutou, na terytorium wroga, żeby się przystosować, oczywiście, do obcego klimatu. I nie, nic z tym nie miała wspólnego Jaggerjack i jakiś kręcący się koło niej chłoptaś w dowód czego zaraz wyrzuci na korytarz wszystkie jej rzeczy walające się po pokoju, który już przesiąk tym mdłym zapachem wilczej jagody. Otworzył na oścież okno. Może zdąży się przewietrzyć, zanim dotrze tu ten czerwonowłosy pojeb z włosami jak w ananas strzelił, uwiesi się na jego ramieniu i z zamglonym spojrzeniem będzie biadolił o reiatsu Stalowej, wspominając intymne sytuacje z nim związane, jakby jego, Grimmjowa, cokolwiek to obchodziło.
Ze złością otworzył szafę i z rozmachem wyrzucił z niej wszystkie rzeczy na podłogę, po czym rozejrzał się za swoją sportową torbą. Zdążył wypakować prawie całą, gdy zorientował się, że stalowy zapach zamiast wietrzeć, zaczyna się nasilać. Spojrzał na drzwi akurat w momencie, gdy coś o nie łupnęło.
(It sent you to me without wings)
         Co ona tu robi?!
Po krótkiej szamotaninie z klamką Jaggerjack wtoczyła się do środka. Grimmjow stał akurat dokładnie naprzeciw drzwi, chowając do szafy sportowy strój i arrancarskie łaszki nie-do-zdarcia. Obserwował ją, składając swoją hakamę. Prócz szpitalnej piżamy, związanej na plecach ciżemkami, nie miała na sobie absolutnie niczego innego i kiedy tak mamrotała coś sama do siebie, nachylając się do zamka i zabezpieczając drzwi łańcuszkiem, tym samym wypinała w jego stronę odsłonięte pośladki. W brzuchu Arrancara głośno zaburczało, ale dalej składał swoje arrancarskie gacie, jakby ich perfekcyjne złożenie było jego życiowym powołaniem, aż zamieniły się w małą kosteczkę. Policzki z jakiegoś powodu odrobinę go piekły. Chrząknął więc znacząco, bo jakoś ciężko było mu oderwać wzrok, a nie miał przecież zamiaru, na Aizena!, zaraz spłonąć rumieńcem. Na ten błagalny odgłos Ikari co prawda się wyprostowała, ale na tym się skończyło. Wciąż stała do niego tyłem, a piżamka w dalszym ciągu obnażała jej goły tyłek. Szósty odchrząknął więc jeszcze raz, a ona zamarła, nadsłuchując, po czym wspięła się na palce, żeby wyjrzeć przez judasza.
– Serio, Jaggerjack? Czy oni cię tam faszerowali jakimiś sterydami czy ci się całkiem w dupie powywracało?! Co masz, omamy słuchowe?!
– Hmm?
Odwracała się do niego upiornie powoli, jak zdezelowane, średnio przytomne zombie i Grimmjow musiał przyznać, że z przodu wcale nie wyglądała specjalnie lepiej. Rozczochrane, chabrowe włosy sterczały jej we wszystkie strony. Roztargany dekolt zjeżdżał nieśmiało z jej ramienia i dopiero teraz dostrzegł, że wystają z niego dwie wciąż wbite pod skórę strzykawki.
– Jasna cholera, mieli mieć na ciebie oko, a tobie udało się nawiać ze szpitala w takim stanie?
– Mmm? – Ikari przekrzywiła głowę, patrząc na niego nieprzytomnie i nachyliła się w jego stronę, opierając dłonie o kolana. – Kici, kici, kiccci…
– Słucham?! – wrzasnął Grimmjow, upuszczając swoją poskładaną do perfekcji hakamę.
– Kici, kici, kici… – wołała go dalej zachęcającym, przymilnym głosem.
– Nie przeginaj, Jaggerjack, ostrzegam – warknął Szósty, walcząc z pokusą, żeby do niej podejść i dać się podrapać za uszami.
– No chodź, kiciu, nie bój się… – Hagane zrobiła krok naprzód, a Grimmjow machinalnie się cofnął.
– J-Ja się boję?! No chy-chyba nie! – Jaegerjaquez nadal się cofał, aż skończył przyparty do ściany. – I-Ikari! P-Przestań robić takie m-maślane oczy!
Say a prayer, but let the good times roll
– Dobly koteł… Choś, choś, choś do mnie…
– N-Nigdy!
Espada zwiał do aneksu kuchennego i schował się za lodówką, walcząc ze swoimi instynktami, które zdecydowały objawić się właśnie w takim momencie. Opierał się o zimną ścianę, uderzając w nią lekko tyłem głowy i usilnie starał się nie miałczeć. Kiedy już nieco mu przeszło, a przesłodzony głos Hagane przestał dobiegać go z pokoju, odważyl się wyjść zza lodówki.
– Ikari? – zapytał niepewnie.
– Ciiiiicho – dobiegł go jej syk.
Nieśmiało wyjrzał zza ściany, bojąc się, że Shinigami czeka na niego z ozdobioną dzwoneczkiem obrożą.
– Ej, zołzo, jesteś tam?
– Zzzzamknij się! – Tym razem ledwo co usłyszał jej szept. Nabrał więc pewności siebie i wrócił do pokoju. Ktoś, w kogo głosie pobrzmiewa strach, nie zamierzał chyba stroić sobie żartów z króla Hueco Mundo. Zatrzymał się tuż za progiem, patrząc ze zdziwieniem na klęczącą na podłodze Ikari.
– Co ty…
– Cicho, cicho, cicho! – Gorączkowała się, machając w jego stronę ręką. – Chodź tu! Szybko, bo cię zauważy!
Wychyliła się i złapała Arrancara za rękaw, ciągnąc go za łóżko, za którym się chowała.
– Nie jesteśmy sami – poinformowała go konspiracyjnym szeptem, gdy błękitnowłosy ukucnął obok, patrząc na nią szeroko otwartymi oczyma.
– Ano fakt, dalej masz ze sobą dwoje przyjaciół – mruknął Espada i jednym szybkim ruchem wyrwał tkwiące w jej ramieniu strzykawki, ale kapitan nawet nie drgnęła, wgryzając się w materac łóżka i zaciskając kurczowo palce na jego krawędzi.
– To nie przyjaciele – odezwała się po chwili. Jaegerjaquez dostrzegł, że na materacu został ślad jej ostrych zębów. – To oni. – Nagle wzięła go za rękę, zaciskając swoją drobną dłoń na jego palcach tak mocno, jakby zamierzała mu je połamać. – Jeden ma włosy czarne jako noc i tłuste jak smoła, nie ma oczu albo jest cyklopem, ma straszny, wielorybi uśmiech i wygląda jak sztuciec, a drugi ma włosy różane, ma włosy… Nie ma włosów! Ma okulary i żółte, żółte, żółte, żółte – zacięła się na dłużą chwilę na tym kolorze, po czym ruszyła dalej – ma żółte moce, ma żółte spojrzenie i dziurę w…
– Nie będę tego słuchać! – zdenerwował się Grimmjow i wstał raptownie, a Ikari zaczęła drze się wniebogłosy i uspokoiła się, dopiero gdy Grimmjow znowu uklęknął obok niej.
– Oni tu są! – pisnęła na wydechu i prawie przewróciła Szóstego, wieszając mu się na szyi.
– Nikogo tu nie ma. Jesteś naćpana. – Złapał dziewczynę w talii i próbował od siebie odsunąć, ale ta zbyt kurczowo splotła ręce na jego karku.
– Jest za nami. Nie oglądaj się. Nie oglądaj się za siebie.
Grimmjow, choć dobrze wiedział, że są w pokoju sami, poczuł niepokój, jaki wywołały jej słowa i nie mógł się powstrzymać, żeby nie zerknąć przez ramię. Nie dostrzegł za sobą nic bardziej interesującego niż biała, nieco przybrudzona ściana. Skrzywił się i zerknął z dezaprobatą na Hagane.
– Weź nie świruj. – Tym razem udało mu się ją od siebie oderwać i posadzić na łóżku. Palce Ikari natychmiast znów zakleszczyły się na jego brzegu. Wpatrywała się gdzieś ponad ramieniem Grimmjowa, kiwając się miarowo i bełkocząc coś pod nosem, a jej cyjanowe oczy były szeroko otwarte i wystraszone. Espada wiedział już, że niczego za nim nie ma, ale mimo to znów się za siebie obejrzał, bo wydawało mu się, że naprawdę coś odbija się w jasnych oczach Jaggerjack.
– Jasny chuj! – zaklął, bo wystraszył się wiszącego tuż za nim kinkietu. Prócz niego nic jednak już go nie zaskoczyło.
In case God doesn't show
Podszedł do wciąż wpatrującej się z przerażeniem w ścianę kapitan, złapał za ramiona i zajrzał jej w oczy.
– Szayela tu nie ma – oznajmił chrapliwym, ale spokojnym głosem. – Nie bój się.
Całe, kurwa, szczęście, że ta wstrętna wariatka nie będzie nic z tego jutro pamiętać, bo właśnie wychodzę na mięczaka.
Źrenice Shinigami były zwężone do rozmiaru główki od szpilki i nawet na moment nie osłoniły je powieki, jakby dziewczyna zapomniała o mruganiu.
– Powiedział, że jesteśmy tacy sami – powiedziała cicho grobowym tonem i choć patrzyła Espadzie prosto w oczy, jej nieruchome spojrzenie kazało mu podejrzewać, że jednak wcale go nie widzi.
– Też ci opowiadałem takie rzeczy, ale nie raczyłaś brać tego do siebie – zauważył Jaegerjaquez zrezygnowanym tonem. Usiadł pod ścianą, wpatrując się w niebieskowłosą i zastanawiając się, co z nią zrobić.
– Jesteśmy ósemkami. – Usta dziewczyny zadrżały. – Jesteśmy pieprzonymi numerkami.
– „Pieprzyć” i „numerek” w jednym zdaniu dobrze mi się kojarzy – mruknął do siebie Arrancar. – Sześćdziesiąt dziewięć macie już zajęty, nie? Szkoda. Ale do ciebie prócz ósemki pasuje też szóstka, więc byłabyś świetną sześćdziesiątką ósemką.
Ikari chyba go nie słuchała. Przestała się kiwać i wtulała teraz głowę w ramiona, a kiedy uniosła podbródek, zauważył, że zagryza wargi do krwi. Za chwilę uniosła też swoje szpitalne wdzianko na wysokość żeber i zaczęła skubać wiążące ranę szwy.
– Przestań wariować! – Grimmjow wstał spod ściany, złapał ją za podbródek i zmusił, żeby na niego spojrzała. – Uspokój się albo ci zaraz sprzedam nokautujący prawy sierpowy i pójdziesz grzecznie spać – zawarczał.
– Ciągle mam to w środku. – Zaczęła rozdrapywać bok, więc Szósty puścił jej brodę i złapał za ręce.
– Przestań, mówię, bo przysięgam, zaraz ci pociągnę z liścia!
– Swędzi mnie – jęknęła Shinigami i nagle spojrzała na niego przytomniej. – Miałeś mnie już nie bić, Grimmy.
– N-No niby tak… Chociaż… Właściwie to sobie nie przypominam, żebym składał jakaś cholerną przysięgę.
Ale chwila przytomności umysłu Ikari minęła.
– Parzyyyy! – krzyknęła teraz, wyrwała dłonie z uścisku Espady i rozerwała na  sobie piżamkę, drapiąc się jak oszalała po szwach i drąc się przy tym jakby ją obdzierali ze skóry.
Właśnie w tym momencie ktoś załomotał w drzwi.
– GRIMMJOW?! Co tam się dzieje?! Wiem, że tam jesteś i że Ikari jest z tobą, recepcjonista widział jak tu wchodzi! Natychmiast otwieraj drzwi!
– Powiedz mu, że jest trupem. – Do kobiecego głosu dołączył drugi, męski.
– Nie, powiedzcie to recepcjoniście! – odwrzasnął Grimmjow, a sam do siebie dodał: – Pięknie, ryża menda ma jak zwykle bezbłędne wyczucie chwili. I jeszcze zabrała ze sobą ananasa – zrzędził, chodząc w tą i z powrotem po pokoju i czochrając włosy. – I co ja mam z tobą zrobić, co? – Zerknął na siedzącą bardzo półnago na jego łóżku Shinigami, której rozgryziona warga wyglądała, jakby jednak jej przyłożył i w ogóle była w tak opłakanym stanie, że czerwonowłosy frajer na pewno od razu będzie chciał go zabić. Nie żeby wątpił w to, czy sobie z nim poradzi, bo nie było innej opcji, ale wciąż jeszcze nie zszedł mu siniak z pod oka, który nabił mu Aporro i po prostu był z góry przeciwny próbom dewastacji swojej buźki. – Może byś coś chociaż na siebie założyła, hm?
Przypomniał sobie jednak, że przecież wyrzucił jej rzeczy za drzwi razem z wszystkimi walizami jakie znalazł w szóstce. Z bólem serca więc ściągnął z siebie swoją koszulkę z panterą i wsadził ją Shinigami przez głowę. To nie wystarczyło, bo dziewczyna nie chciała współpracować, więc na siłę pomógł jej się w nią ubrać, przeciągając jej oponujące kończyny przez rękawy.
– Kurwa, Ikari, jak mała dziewczynka… – zawarczał, ale jej piersi, o które niechcący się otarł posłużyły za argument dużo efektowniej obalający tą tezę, niż gdyby miała protestować przy użyciu słów.
– Kici, kici! Kiciuś się czerwieni? – Zachichotała i podrapała go pod brodą nim zdążył się uchylić. Najwyraźniej znowu dostawała głupawki.
– N-Nie zaczynaj znowu!
(Let the good times roll, let the good times roll)
– Szósty!? Co wy tam robicie!? Otwieraj te cholerne drzwi!
Łomotanie pod pięściami Renjego znacząco się nasiliło.
– CHWILA! – wydarł się Arrancar i spojrzał krytycznie na Ikari, która teraz zaśmiewała się do rozpuku Bóg wie z czego. Wciąż jednak błądziła wzrokiem dookoła i wciąż wyglądała jakby doznała jakiegoś poważnego urazu na psychice, a Grimmjow bardzo nie chciał, żeby ktoś pochopnie powiązał z tą urazą jego osobę. Ale cóż jeszcze mógł zrobić? Przygładził tylko jej roztrzepaną fryzurę i stwierdził, że już nie może zrobić nic więcej, co przedstawiłoby zaistniałą sytuację w lepszym świetle. Odchrząknął, odwracając się od Jaggerjack, która naciągała za dużą koszulkę, żeby przyjrzeć się ilustracji.
– Jeszcze jedna kicia! – zaświergoliła radośnie, rozpoznając co przedstawia aplikacja.
Jaegerjaquez westchnął ciężko i otworzył drzwi. Napotkał za nimi wpatrujące się w niego wrogo dwie pary brązowych oczu.
– Miałam nadzieję, że coś się zmieni, po tym jak okazało się, że mamy wspólnego wroga. – Minako, chociaż nie dosięgała Arrancarowi nawet do ramienia, patrzyła na niego wyzywająco.
– Co, myślałaś, że zostaniemy przyjaciółmi? – Na twarzy Szóstego zagościł standardowy drwiący uśmiech.
– Nie, myślałam, że wreszcie skończysz zachowywać się jak żałosny dupek.
– Sorry, taki już jestem.
– Współczuję. A teraz się odsuń, chcę się zobaczyć z… – Ale kiedy Szósty się odsunął i zobaczyła Ikari, zamarła, a sądząc z tego jak mocno Renji zacisnął dłonie na jej ramionach, on również doznał coś na kształt szoku.
– Już tak wyglądała, gdy do mnie przyszła – spróbował się usprawiedliwić Espada, ale zrobił to bez większego przekonania.
– Już tak… – Minako aż się zapowietrzyła. Reputacja Szóstego pozwoliła jej szybko powiązać ze sobą fakty, jakie, tak sądziła, jej się objawiły. A układanka zdawała się dość logiczna. Potargana szpitalna piżamka à Grimmjow bez koszulki à Ikari w koszulce Grimmjowa. Do tego krew sącząca się z wargi Hagane i jej stan, który wskazywał na to, że dziewczyna ma za sobą jakieś ciężkie posttraumatyczne przeżycia, a prawdopodobnie na sto procent została wykorzystana seksualnie. I ten drapieżny uśmiech na ustach Espady. Wiecznie z siebie zadowolony. Wiecznie kpiący, wiecznie wykorzystujący i krzywdzący bliskie jej osoby. A właściwie jedną. – Już… tak… PRZYSZŁA?! – wyrzuciła z siebie na kilka wdechów i zanim się zastanowiła, co robi, wymierzyła Espadzie policzek. – W TWOICH SZMATACH TU PRZYSZŁA?! Ty bydlaku! Nie masz za grosz honoru! Jak ci nie wstyd…! Wykorzystywać ją w takim stanie, kiedy pewno nie wie nawet jak się nazywa!
Kurosaki wpadła w szał. Zarzuciła własną bluzę na ramiona Ikari, która przestała wesoło majdać nogami i spoglądać na swój nowy t-shirt. Pojawianie się nowych osób i krzyków, znów wpędziło ją w przerażenie. Po jej twarzy potoczyły się łzy, a wzrok uciekł gdzieś do kąta.
– Już tu jest – wyszeptała, obejmując ramionami kolana.
– Spokojnie, słońce, zajmę się tobą, zabieram cię w bezpieczne miejsce.
And I want these words to make things right
Próbowała objąć Jaggerjack ramieniem, żeby wyprowadzić ją z pokoju, ale ta zaczęła opętańczo powtarzać w kółko, że „Nie, nie, nie, nie,” i z całych sił się zaparła.
– Zostaw ją, Kurosaki. – Grimmjow oderwał dłoń od policzka i skierował płonące wściekłością, błyszczące oczy na Minako.
– Nie zbliżaj się, bo następnym razem oberwiesz z gipsu – ostrzegła Kurosaki, wciąż próbując przekonać oponującą kapitan, żeby z nią poszła. – Ona po prostu nie wie, co się dzieje.
– Ale chyba nie na tyle, żeby znowu zaufać swojej „przyjaciółce” – zakpił Espada, a ostatnie słowo wypluł tak cynicznym tonem, że nie pozostawiło wątpliwości, iż był to sarkazm. – Więc ją, do cholery, zostaw.
But it's the wrongs that make the words come to life
I Minako ją zostawiła, ale nim gips rozbił się o arrancarską maskę, do pokoju wkroczyły kolejne osoby. Oboje, lodowy Shinigami i ognisty Fullbringer, nosili na twarzach ślady walki, chociaż ominęła ich bijatyka z Ósmym Espadą. I oboje się uśmiechali, ukazując światu, że każdemu brakuje po jednym zębie. Ale to Fullbringer pierwszy zorientował się w sytuacji.
– A fe, Dżagadżak, wykorzystywać niepełnosprytną kobietę? – Zaczął powoli zsuwać z dłoni skórzaną rękawiczkę. – Jako twój trener wymierzam ci trenerskiego. – I zanim Arrancar zdążył mrugnąć, znowu dostał w twarz – tym razem rękawiczką. Na tym się jednak nie skończyło, bo za trenerem dotarła reszta drużyny i najbardziej z tej reszty wtajemniczony w sytuację, również zareagował.
– Grimmjow, ty świnio… – powiedział z obrzydzeniem Ichigo, ogarniając wzrokiem pokój, a widok siostry, która obejmowała swoją przyjaciółkę, od razu skojarzył mu się z pewną sytuacją we własnym domu, którą przerabiał w czasie świąt. Pewno dlatego zareagował tak impulsywnie i również spoliczkował Arrancara. – Ile razy ci mam spuszczać manto, żebyś przestał w końcu rozrabiać?
Jaegerjaquez dzielnie nie zareagował, a przynajmniej nikt nie przejął tym, że Espada zasłonił twarz ręką, chwytając się za grzbiet nosa, jakby chciał pobudzić działanie swojej silnej woli i zmusić się do jeszcze odrobiny uległości. Wiedział jednak, że właśnie dotarł do granic swojej wytrzymałości i zdoła tylko nieco opóźnić zapłon gniewu. Jego druga dłoń już sama przesuwała się ku Panterze. Spomiędzy palców zaczął obserwować tą zgraję Shinigami, którzy robili wokół siebie straszne zamieszanie, próbując uspokoić kapitan ósemki, która byłaby już spokojna, gdyby nie ta banda krzykliwych pajacy.
Najwięcej hałasu… Grimmjow szybko znalazł jego źródło. Ryża i Abasrai. Ci jebani natręci otaczają ją z obu stron i przy tym oboje krzyczą na siebie nad jej głową. Teraz się nie dziwę, że mała świruje.
– To była twoja zmiana, szmato!
– Pilnowałem jej cały tydzień, odkąd trafiła do szpitala!
– Pilnowałeś?! Raczej spałeś na korytarzu!
– Przynajmniej nie wciskam jej się do łóżka, jak niektórzy! – zerknął szybko w  stronę Arrancara, ale nie zatrzymał na nim wzroku na dłużej, więc nie dostrzegł, że ten już do połowy wyciągnął zanpakuto.
– Jej może nie!
– Nie zmieniaj tematu i nie próbuj wzbudzać we mnie poczucie winy! To była twoja zmiana tej nocy!
– To była zmiana Starrka.
– To nie była moja… Co?
Tym razem wszyscy spojrzeli na Szóstego.
– Wynoście się stąd.
– Nie, co powiedziałeś wcześniej?
– Że Starrk dał dupy, tak samo jak wy.
– Odezwał się królewicz znad piaszczystej krainy, pieprzony pan idealny! Przypominam, że kiedyś ją prawie zabiłeś! Także miałeś ten zaszczyt dać dupy jako pierwszy!
– Zamknij ryj, Renji. Mnie bardziej ciekawi fakt, że dopierdala się do nas następny fagas z Espady.
– Bo jesteś zbyt beznadziejna, żeby samej przypilnować jednej, rannej, otumanionej lekami Shinigami!
– Chyba zapominasz, że ta Shinigami to diabeł wcielony, więc ciężki stan jej nie tłumaczy!
– A więc się przyznajesz, że nawaliłaś?!
– NO CHYBA TY!
– NO CHYBA NIE!
Wciśnięta w zagłówek łóżka Ikari zaczęła dygotać i naciągać na siebie kołdrę. Kiedy cała pod nią zniknęła, Arrancar stracił cierpliwość.
– …gdybyś wtedy nie odjebał tej całej szopki, do niczego by nie doszło!
– I co jeszcze?! Może to moja wina, że ten kutas ją porwał?!
– TAK! Nie dałaby się na to nabrać, gdybyś ty, jej najlepszy kumpel, nie odwalił takiej krzywej akcji!
– Ku… KUMPEL?!
– A co, wolisz „BYŁY”?
– Ty stuknięta…
Miażdż, Pantera.
Zapadła cisza. Wszyscy po raz kolejny obejrzeli się na Espadę, tym razem bardzo powoli odwracając się w jego stronę. Spodziewali się ujrzeć podobnego panterze Arrancara, którego długaśna, błękitna grzywa powiewałaby lekko od wpadającego przez uchylony balkon powietrza, a długie, czarne pazury zaciskałyby się w pięści. Ale nie, Grimmjow wciąż stał bez koszulki w swojej bardziej ludzkiej postaci i na dodatek to on zdawała się być tym faktem najbardziej zdziwiony. Zaraz jednak przesunął ręką po twarzy. – Kurwa mać! Zapomniałem. Limit.
Przez pokój przeszło głośne „Aaaa”, gdy Espada wytłumaczył się z zaistniałej lub raczej niezaistniałej sytuacji, po czym powrócono do przekrzykiwania się nawzajem.
– Ale to niczego nie zmienia – syknął gardłowym głosem, trzęsąc się ze złości. – WYPIERDALAĆ WSZYSCY!
"Who does he think he is?"
– Ale…
– ALE JUŻ!
Przez pokój przeszło niebieskie tornado. Drzwi na korytarz otwarły się z hukiem i po kolei wylecieli za nie wszyscy Shinigami, nawet ci działający w zastępstwie, a na kupie leżących na ziemi bogów śmierci wylądował Fullbringer. Kiedy Grimmjow wykopał trenera jako ostatniego, zatrzasnął z powrotem drzwi i ostentacyjnie pozamykał je na wszystkie zamki. Nie usłyszał zza nich ani słowa protestu, wziął to więc za dobrą monetę i z nadzieją, że nie będą na tyle bezczelni by znów się dobijać do szóstki, wrócił do chowającej się pod pierzyną kapitan.
– Już – mruknął i pociągnął lekko kołdrę, spod której wynurzył się niebieski czubek głowy. Dopiero kiedy przykrycie odsłoniło cyjanowe oczy, zaczął się zastanawiać, czy dziewczyna zaraz znów się nie wystraszy, czy będąc na tym szpitalnym haju nie zobaczy w nim jakiegoś potwora i czy nie narobi przez to jeszcze więcej bałaganu, niż ci debile, których wywalił. Mimo wszystko postanowił nie odwracać wzroku i przez jakiś czas tak tkwili – siedzący tyłem na łóżku i odwracający się przez ramię Arrancar i Shinigami, wciąż zasłaniająca się kołdrą. A gdy ją w końcu puściła, Szósty odkrył, że jego wysiłek się opłacił. Na ustach Ikari rozciągał się uśmiech.
– Taki śliszny kiciuś – ziewnęła i złapała go za włosy, przyciągając do siebie. 
Grimmjow z ciężkim westchnieniem pozwolił jej się podrapać. Ba, nawet położył się obok niej, a w jego głowie rodził się plan.
Teraz. Teraz muszę ją delikatnie… Zaraz, co to znaczyło „delikatnie”? Tch. Muszę ją nakłonić, żeby zdjęła mi ten pierdolony limit!
If that's the worst you've got better put your fingers back to the keys
Myślał gorączkowo jak ją zagadnąć i co zrobić, czując, że właśnie ma tą niepowtarzalną okazję wydostać się spod jej wpływu, a w tym czasie dłoń dziewczyny wiła się w jego włosach. Zanim jednak zdecydował się na jakieś rozwiązanie, poczuł na karku równy oddech Ikari. Kobieca ręka wcisnęła się pod ramię mężczyzny i objęła go w torsie. Nim zdążył się z tym oswoić, zarzuciła na niego również nogę i zasnęła, wtulona w Espadę, oddychając spokojnie, a on przyglądał się ścianie przed nim i jeśli kiedykolwiek czuł prawdziwy strach, to właśnie teraz.
A jednak, otulony jej ciepłem, po chwili sam poczuł się senny. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio się wyspał. Tak zasadniczo był bardzo, bardzo zmęczony. Zresztą i tak nie może się teraz nigdzie ruszyć, żeby mała potworna jędza znów nie narobiła rabanu. Kiedy się obudzi, musi mu zdjąć limit. Tak, to był plan Grimmjowa. Rozmyślał nad tym, jaki jest świetny i że na pewno wypali, dopóki nie zaczął chrapać. Pantera wyślizgnęła się z jego dłoni i z brzdękiem upadła na podłogę.
Stojący na balkonie Ulqiorra pokręcił z rezygnacją głową.
– Masz się tym zająć – zlecił stojącej obok niego blondynce, która kręciła na palcu loczka, wpatrując się w scenerię za szybą, żując balonową gumę.
– Ale Ulqu! Popatrz na nich! Nasz Szósty Espada nigdy nie był taki szcz…
– Nie każ mi znowu ci tego tłumaczyć.
Dziewczyna pokręciła głową robiąc z gumy pękatego, różowego balonika. Złapała Czwartego za ramiona i próbowała nim potrząsnąć, ale ponieważ była jeszcze drobniejszej postury niż on, nie osiągnęła zamierzonego efektu. Ciffer otarł z twarzy resztki gumy z balonika, który pęknął mu prosto w twarz i patrzył na nią niewzruszenie.
– Nie każ mi tego robić! – piszczała blond Arrancarka. – Grimmjow mnie za zabijeee! Albo jego dziewczynaaa!
– To nie jest jego dziewczyna, tylko przynęta. Już ci mówiłem.
– Nieee. Przecież ja zgineeę. – blondynka wypluła gumę za balustradę i złapała się za włosy. – Ja jeszcze jestem za młodaaa.
– Skończ lamentować. Wszystko jest już ustalone.
– Ale to TY wszystko ustalałeś! Ja ciągle mam wątpliwości. To JA tu nadstawiam karku.
– Myślisz, że Jaegerjaquez nie urwie mi głowy, jak zrozumie, kto za tym stoi?
Rhan zwróciła na czarnowłosego Espadę uważne, szmaragdowe oczy.
– A nie mówiłeś czasem, ze jesteś od niego silniejszy? – Ulqiorra tylko na nią spojrzał ciężkim wzrokiem, więc Rhan szybko zmieniła taktykę. – Po co właściwie się  mieszasz, co?
Ulqiorra przez chwilę się zastanawiał. Z radia stojącym na małej lodówce w aneksie dobiegły ich dźwięki Apocalypticy.
– “…and it's killing me when you're away!”
– Bo oni nie są dość silni, by trzymać się z dala od siebie – oznajmił, świadom, że właśnie znalazł puentę, którą ciśnie Szóstemu prostu w twarz, przy pierwszej lepszej okazji. – Poza tym już raz zignorowałem zagrożenie, kiedy mogłem je zlikwidować. Nie powtórzę drugi raz tego błędu.
– “I'm so confused, so hard to choose!”
– Ale przecież Grimmjow cię o to nie prosił…
– Zastanów się, co mówisz. Widziałaś, żeby Grimmjow kiedykolwiek o coś prosił? – Brwi Ulqiorry drgnęły, jakby zamierzały unieść, ale jednak tego nie zrobiły. – On wciąż nie dostrzega niebezpieczeństwa.
– “And I know it's wrong and I know it's right!”
– A jesteś pewien, że TO – wskazała na przytuloną do siebie, śpiącą głęboko parę – jest niebezpieczne?
“Even if I try to win the fight!”
– Właśnie tak myślę. – Ulqiorra wsunął ręce do kieszeni. – Król Hueco Mundo nie może mieć nic do stracenia.
– Dlaczego?
“And I'm not strong enough to stay away!”
– Bo będzie złym królem. Jak Aizen.
– A co takiego miał Aizen?
– Jak to co? – Jadowicie zielone spojrzenie spłynęło na Rhan. – Miał Hogyoku.
– A ten? – Arrancarka wskazała na szybę. – Co takiego ma Szósty?
– Nie jestem pewien. – Ulquiorra bezwiednie wsunął dłoń za skórzaną kurtkę i zatrzymał ją na swojej dziurze Hollowa. – Ale zaniedbuje przez to swoje królestwo, a to niedobrze. – Milczał dłuższy czas, przyglądając się swojemu kompanowi z Espady, którego zdecydował się uznać za przywódcę i Rhan już otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale wtedy Ulqiorra znów na nią spojrzał. – Już rozumiesz?
Zielone oczy Arrancara zdawały się ją prześwietlać na wylot. Rhan nie mogła odwrócić wzroku. Kiwnęła twierdząco głową.
– Jutro zaczyna się rok szkolny i misja tej Shinigami. – Wskazał brodą na okno. – Dołączysz do tej samej klasy. Tu masz plan. – Wydobył z kieszeni notes i podał dziewczynie. – Przestudiowałem zwyczaje ludzi. Zapoznaj się z tym do jutra.
– Yyy… – Rhan wzięła w dwa palce sfatygowany notesik.  – Ulqu, czasem mnie przerażasz…
– Zbieramy się stad. Dzisiaj nie będę już więcej potrzebny… A przed tobą pracowita noc.
– Ulqu-san… No wiesz?
– Masz się zająć Grimmjowem.
– Ulqu-san!
Ulquiorra westchnął ciężko.
– Czasami mam wrażenie, że ty nic nie rozumiesz, kobieto.
– Ależ zrozumiałam wszyściutko! – Rhan mrugnęła do niego i schowała notesik za bluzkę. – I wszyściutkim się zajmę.
Ulqiorra i Rhan zniknęli, a pozostawieni w spokoju w pokoju numer sześć Shinigami i Arrancar spali jeszcze długo. Mocno i bez koszmarów. Do czasu. 
 ___________________
Offtopowy spam! Wilczemu bije jesienna depresja i nawet Szayel nie pomaga. Zamierzam wleźć na łikend pod łóżko z moim ledwie zipiącym lapkiem i już nigdy spod niego nie wyjść! Głupie feniksy (które obiecały, że przyjadą na Hobbita i wystawiły Wilczego, który musiał żałośnie ryczeć w samotności nad Misty Mountain Cold) mówią, że Wilczy jak się złości wygląda tak:


Cóż, wygląda na to, że znalazłam swoje nowe alterego! Tak! Mało tego, gość przypomina mi Szóstego, więc total fall for him! <H  Ale aż strach, bo w TYM (pacz obrazek poniżej) naprawdę się odnalazłam. Rhan, niestety właśnie tak wyglądam jak wysyłam Tobie i Feniksowi (foch, notabene, następny kawałek Drogi z ukochanym kapitanem dostaniesz... NIGDY!) spoilery...:
I to jest Hiruma, nie Himura -.- I jest taki zajebisty! Biega wszędzie z bazooka i gunshotami! KCE NA ŚWIĘTA KAŁAAAACHAAAA!

4 komentarze:

  1. No w końcu odzyskałam swojego ukochanego laptopa i mogę nadrobić zaległości ^^

    Mmmm jak... słodko >^.^< Jejku aż się rozpłynęłam jak czytałam ^^ Ulqu spadaj ze swoimi podstępami ze sceny :P Więcej takich, więcej, więcej :D

    Co do shota to jestem za :D ale potrzebna ta cenzurka? :> daj mi tutaj coś hot :D

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam mogę czekać tyle ile będziesz potrzebować bo wiem, że watro! ^.^ Także najpierw dojdź do zdrowia :* i jak ta cholerna gorączka przejdzie to wróć ^^ (z mocnym przytupem oczywiście :D)

    Zdrówka :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ulqu akceptujący władzę Grimma? Coś mi tu śmierdzi :/
    Rozdział genialny :) popłakałam się ze śmiechu, wyobrażając sobie Szóstego uciekającego przed mizianiem za uchem za lodówkę :'D Ciekawie opisałaś zachowanie Ikari, do tej pory nigdy bym nie przypuszczała, że cokolwiek jest w stanie naruszyć jej stalową psychikę. Mam tylko nadzieję, że nie odgryzie ze złości tego i owego Grimmowi, a sam Szósty trochę doprowadzi ją do porządku!
    Coś tam wyżej czytam, że dopadła Cię choroba, więc zdrowia życzę i duuużo weny!
    Kyane ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, Kyane, Kazumi, zdrowieję aż się kurzy! ;)
      Cieszę się, że był płacz ze smiechu ^^ To spory komplement dla mnie ;) *ucieszona, uradowana*

      Usuń