środa, 10 grudnia 2014

13. NIE DOŚĆ SILNI: He taste like you. (cz.2)



Po dwunastu godzinach nieprzerwanego snu, Ikari wreszcie się ocknęła. Leżała na plecach, z głową na czyimś ramieniu. Drugie ramię zazdrośnie ją otaczało. „Zazdrośnie” było bardzo odpowiednim określeniem, ponieważ jego przedramię znikało pod jej bluzką, a dłoń Szóstego zaciskała się na krągłej piersi Ikari. Stalowa potrzebowała całych pięciu minut, żeby zarejestrować ten fakt, następne pięć upłynęło jej na tym, żeby ustalić do kogo należy bezczelna ręka. W końcu udało jej się  zmusić zdrętwiały kark do posłuszeństwa i odwrócić głowę. A to, co zobaczyła, nie sprawiło, że poczuła się lepiej.
– No cześć. – Drapieżny uśmiech i kobalt. Takie combo nie poprawiło Ikari humoru. – To co? Szajba już ci przeszła, czy zaraz znowu zaczniesz fiksować?
Ikari podniosła się na łokciach, nie wysilając się na odpowiedź, za to do wysiłku zmusiła swoje piekące oczy. Grimmjow z uwagą obserwował, jak jej źrenice wreszcie w normalny sposób reagują na światło, gdy przenosiła wzrok z jego nagiej klatki piersiowej na swoją, odzianą w koszulkę z panterą.
– W porządku? – zapytał, szeroko się uśmiechając.
One night yeah, and one more time
– No, kurwa, w życiu! – zawołała Hagane, kiedy dotarła do niej domniemana przyczyna zaistniałej sytuacji. W sekundzie ściągnęła z siebie śmierdzący Espadą t-shirt i wyrzuciła go przed siebie. Jednak kiedy tylko odgarnęła z twarzy burzę chabrowych włosów, zaśliniony pysk Grimmjowa dał jej do zrozumienia, że prawdopodobnie pod koszulką nie miała stanika. Nie pozostało jej nic innego, jak zanurkować w pościel, by na powrót wciągnąć na siebie Szósty łach. Na skutek pośpiechu udało jej się zaplątać w kołdrę i zamiast wstać z łózka, bezceremonialnie z niego zleciała. – No chyba nie! NIE ZGADZAM SIĘ! – Podźwignęła się na nogi, wykrzykując to i inne frazesy nie koniecznie do rzeczy, a Grimmjow przyglądał się temu ucieszony. Ikari, obciągając bluzkę za tyłek, zaczęła niezdarnie uciekać z pokoju, prawie budziła jego litość.
– Czekaj – powiedziała bardziej do siebie, zatrzymując się przy drzwiach. – Przecież to mój pokój. Co TY tu, kurwa, robisz? – To pytanie było już skierowane do Szóstego.
– Wynajmuję. Utraciłaś prawa do tego lokalu. Szóstki należą mi się z urzędu.
– Och, czyżby? – Ikari przycisnęła dłonie do skroni. Strasznie kręciło jej się w głowie i dalej widziała podwójnie. Czy ten sukinsyn miał zawsze tak cholernie jaskrawobłękitne kłaki?  Przycisnęła dłonie jeszcze mocniej. – To może zdejmij ze mnie tą klątwę szóstek i zamelduj tu jeszcze tego palanta z oddziału sam-wiesz-którego.
– Oczywiście. – Grimmjow założył ręce za głowę, z satysfakcją obserwując powątpiewanie na twarzy Hagane. – Cała drużyna będzie tu zakwaterowana.
Ręce Shinigami opadły wzdłuż ciała.
– Słucham? – parsknęła. – Jak zamierzacie się wszyscy tu pomieścić?
– To pokój 6b i jest przechodni z pokojem 6a. Mieszkałaś tu i nie wiedziałaś o tym?
– Mówisz o tej szafie w przedpokoju?
– Szafie? To przechodnia garderoba. Zagospodarowana przestrzeń. Zabudowane rozwidlenie korytarza.
Ikari pokręciła z niedowierzaniem głową. Natychmiast tego pożałowała, słysząc jak pod jej czaszką wybuchają ognie piekielne.
– Nie wierzę, że po tym wszystkim stoję tu sobie i dyskutuję z tobą o architekturze –  mruknęła.
– W mojej koszulce – dodał Grimmjow.
Jaggerjack spojrzała na niego z obrzydzeniem. Wskazała na siebie, na łóżko i na Grimmjowa.
– My… yyy? Po tym co mi powiedziałeś?
– No co. Nie wyrzucam z łóżka niezłego towaru, skoro sam mi do niego włazi.
– Świnia.
– Nie gardzę darmowym…
– Zamknij pysk.
– Sama do mnie przyszłaś.
– Ty głupi… – Zdążył jedynie mrugnąć, a Ikari z powrotem stała nad nim, ale teraz ściskała w ręku Panterę, którą nieopatrznie upuścił wcześniej na podłogę. – Ty genetycznie zjebany mizantropie. – Wzięła Zabójcę w obie ręce i uniosła nad głową. – Ty niewyżyty gnojku! – Zdawało się, że nic nie mogło powstrzymać jej złości. Z wojowniczym okrzykiem brzmiącym mniej więcej jak „Ya-Ha!”, opuściła Panterę i wbiła ostrze prosto w jego brzuch.
Grimmjow nawet nie drgnął. Uniósł nieznacznie jedną brew, przyglądając się wibrującej klindze, która przeszła idealnie przez jego dziurę Hollowa i utknęła głęboko w materacu.
– No, to jak już mnie tak sprytnie uziemiłaś, to może się mną zajmiesz? – Wciąż leżąc z rękami pod głową, poruszył sugestywnie biodrami.
– Ty chyba jesteś obłąkany! – wykrzyczała Ikari, opluwając go kropelkami śliny.
– Tak? A myślałem, że ty.
– Wypchaj się!
Wyglądała, jakby chciała dodać coś jeszcze, ale chyba brakło jej inwencji twórczej, więc tylko odwróciła się napięcie. Nie dbając lub zapominając o tym, że wciąż jest jedynie w koszulce Espady, otworzyła drzwi na korytarz.
– Zbliż się do mnie choćby na dwa metry, to cię zabiję! – dorzuciła na odchodne, a
szaleńczy śmiech Szóstego prześladował ją jeszcze po tym, jak zatrzasnęła za sobą drzwi.
Thanks for the memories
Wypadła z pokoju prosto w ramiona uśmiechniętego złośliwie Madarame.
– Widzę, że dyskoteka trwa… – burknął oficer, mierząc kapitan od stóp do głów zdegustowanym, każącym spojrzeniem.
– Słucham? – fuknęła Hagane, odsuwając się od niego na odległość wyciągniętego ramienia.
– Faj-na ko-szul-ka – wyartykułował Ikkaku, jakby Ikari miała problemy z przyswajaniem najoczywistszych rzeczy.
– Och! – oburzyła się na jego uszczypliwość. – Sam nie jesteś lepiej ubrany! Co ty masz na sobie?! – wskazała na szary uniform, w którym stał przed nią Ikkaku.
– To? – Madarame poprawił luźno zaciśnięty wokół szyj krawat. – To się nazywa mundurek szkolny. Dla ciebie też mam taki. – Cisnął w nią kłębkiem ubrań.
– Szko… szkolny? – Ikari rozwinęła plisowaną spodniczkę, przyglądając jej się w skupieniu i próbując przypomnieć sobie coś, o czym powinna pamiętać. – O matko… To dzisiaj!
– Za piętnaście minut zaczynamy lekcje.
– „Zaczynamy”?
– Robimy za twoich bodyguardów, zapomniałaś?
– Nawet w szkole? Ocipieliście? I co, będziesz wszędzie za mną łaził z drewnianym mieczem?
– Do kibla nie. – Widząc, że Hagane wciąż chce protestować, osobiście otworzył przed nią drzwi do ósemki i wepchnął ją do środka. – Przebieraj się. Migiem. Poczekam na zewnątrz.
– Ale…
– Nie dyskutuj. Yumi pomoże ci się uczesać.
– Ale…
– Zrób to dla niego. Facet wyprasował ci koszule.
– Co mam zrobić?
– Po prostu bądź miła i daj mu się ubrać.
– A nie mogę iść…
– Tak jak jesteś? – Yumichika wychylił się z wnętrza pokoju i wciągnął ją do środka. – Wykluczone, złotko. Musisz szybko zyskać popularność. Od tego zależy powodzenia naszej misji.
– A co ty możesz wiedzieć o mojej misji?! I… Hej, uważaj! Co ty chcesz mi zrobić?! – Dziewczyna pobladła na widok nożyczek w ręku Ayasegawy.
– Zamierzam zrobić z ciebie najgorętszą laskę w szkole. – Uśmiechnął się i załopotał przyklejonymi do rzęs piórkami. – O nic się nie martw. Wszystkim się zajmę.
– I właśnie tym się martwię.

I'm looking forward to the future
But my eyesight is going bad

Aomine Daiki był znudzony. Do tej pory jakoś wytrzymywał w szkole. Dzięki nim. Ale tutaj było ich jak na lekarstwo. Albo jeszcze mniej. To nie było to, co w Teiko. Tam było ich pełno, a w Toutou mógł je zliczyć na palcach jednej ręki. No, może dwóch, żeby było parzyście. Szukał ich wytrwale od pierwszego dnia szkoły, gdy tylko zaczął do niej uczęszczać, wykorzystywał nawet Satsuki, żeby zaprzyjaźnienia się z tymi nielicznymi. Ale to jeszcze nie było to. Wybór był ograniczony, a on nie zwykł zadowalać się byle czym. Żadne nie były odpowiednie.
– Dai-chan, przewrócisz się – upomniała go różowowłosa dziewczyna, siedząca obok niego, bo już od dziesięciu minut kołysał się na tylnych nogach krzesła, które trzeszczało coraz głośniej.
Ich nauczyciel się spóźniał, co było do niego niepodobne. Zegarek każdego ucznia wskazywał dziesięć po dziewiątej, a nauczyciela dalej nie było. Daiki naprawdę nie chciał tu siedzieć. Może belfer zachorował? Może nastąpił kataklizm i szkołę zamkną do końca świata?
– Spadam stąd – stwierdził wreszcie, lecz w momencie, kiedy jego krzesło opadło na cztery nogi, drzwi sali otwarły się na oścież. Do klasy wmaszerował wysoki, postawny mężczyzna. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści, trzydzieści-parę lat, a jednak jego włosy w całości pokryła siwizna. Nie dodawało mu to jednak lat. Wręcz przeciwnie, w połączeniu z bystrym lazurowym spojrzeniem i ozdobionym koralikami dłuższym pasmem włosów kołyszącym się przy jego twarzy, mógłby uchodzić co najwyżej za praktykanta, gdyby nie dodający mu powagi monokl, osadzony w okolicy prawego oczodołu. Czarna koszula rozpięta była o co najmniej o jeden guzik za dużo, a minę miał co najmniej niezadowoloną. Można było dzięki temu zawyrokować w ciemno, że ani myślał przepraszać za swoje spóźnienie. Poprawił zarzuconą niedbale na ramiona marynarkę i założył ręce na ramiona, ogarniając surowym spojrzeniem całą klasę.
– Koniec wakacji, tak? – przemówił niskim, srogim głosem. – Mam nadzieję, że nie tęskniliście, tak? Bo ja wcale. Tak… – Odwrócił się do tablicy i napisał temat: „Kultura i wierzenia starożytnego Egiptu.” – No to zaczynamy. Pojutrze sprawdzian.
Przez klasę przeszedł jęk zawodu, a Daiki wykrzywił twarz w grymasie bólu, paniki, rozpaczy i powszechnej rezygnacji. Spojrzał w okno z nadzieją, że będzie otwarte i będzie mógł przez nie wyskoczyć. Jednak wszystkie okna były zamknięte. Rozważał właśnie, czy osobiście nie ruszyć tyłka, aby otworzyć której na oścież,  gdy ktoś zastukał do drzwi, a następnie uchylił je prędko. W szparze pojawiła się czyjaś niebieska głowa.
– Już? – zapytała z nutką przekąsu.
– A, zapomniałem. – Nauczyciel rzucił kawałek kredy na swoje biurko i rozłożył ręce w teatralnym geście. – Niespodzianka! – zawołał niby wesoło, ale przez jego twarz nie przemknął nawet cień uśmiechu. – Nowa koleżanka – dodał w gwoli wyjaśnienia, wskazując na wchodzącą śmiało do sali postać.
Nowa koleżanka. W serce Aomine wstąpiła nowa nadzieja. Może wreszcie nadszedł ten dzień, w którym znajdzie to czego szukał od tak dawna. Znów zaczął kołysać się na krześle, obserwując odwracającą się przodem do klasy dziewczynę. Gdy to zrobiła, Daiki zamarł na odchylonym krześle. Więcej nie zdołał utrzymać równowagi i tym razem spadł z niego z głośnym hukiem.
O matko bosko rodzicielko.
Aomine nie przejął się tym, że wszyscy zwrócili na niego rozbawione spojrzenie, a wielu zachichotało z rozciągniętego na podłodze najwybitniejszego członka ich szkolnej drużyny koszykarskiej. Nie, Daiki nie czuł się upokorzony, oto bowiem ziścił się jego sen. Odkąd do klasy wparadowała bez wątpienia miseczka D, niczego więcej do szczęścia – ani godności, ani prestiżu – nie potrzebował. Teraz liczyły się tylko te dwie, zachęcająco opięte bluzeczką i odsłonięte przez niedopięty szkolny mundurek kobiece półkule. Na ustach Daikiego rozciągnął się uśmiech zdobywcy.
They say I only think in the form of
Crunching numbers in hotel rooms
Collecting page six lovers
Tymczasem nowoprzybyła była jedyną osobą, która nie zwróciła na niego uwagi. Przez chwilę próbowała poprawiać na sobie niewidzialne haori, aż wreszcie wzięła się pod boki i potoczyła władczym spojrzeniem po pierwszych rzędach.
– Siema ludzie. Przejmuję dowodzenie nad tą jednostką.
Zdawało się, że przez ciszę, jaka zapadła po jej słowach, przebija się muzyka świerszczy.
– A może byś się przedstawiła? – podsunął wychowawca, zerkając na nią z boku. Dziewczyna odwzajemniła podejrzliwe spojrzenie i wzruszyła ramionami.
– Możecie mówić mi „kapitanie”.
– Serio? To do mnie mówcie od dzisiaj „mój boże”.
Oboje, nauczyciel i nowa uczennica, stali na środku sali z założonymi rękami, patrząc na siebie nieżyczliwie.
– To już zwykłe „panie profesorze” nie wystarczy?
– A co powiesz w zamian na tradycyjne „smarkulo”?
– Jestem Shinigami, boginią śmierci! Trochę szacunku!
– Taa, a ja jestem antycznym bóstwem mądrości – prychnął kpiąco mężczyzna. – I co, będziemy się tak licytować, smarkulo?
– Tylko nie „smarkulo”!
– To może zdradzisz wszechświatu tę potwornie niepotrzebną mu informację i powiesz, jak masz na imię? – Spojrzał z rezygnacją za okno, jakby krajobraz za nim interesował go dużo bardziej, niż nowa, niesforna wychowanka.
– A ty? – odpyskowała wojowniczo.
Lazurowe spojrzenie znów ją namierzyło. Nim zdążyła się zorientować, została przyparta do tablicy. Wychowawca oparł dłonie po obu jej stronach i nachyli się tak, by ich oczy znalazły się naprzeciw siebie.
One night stand
One night stand
– Nazywam się Thoth Caduceus. Dla ciebie i innych żółtodziobów: pan Thoth Caduceus.
– A ja się nazywam się Ikari Jaggerjack i w dalszym ciągu może mi pan mówić kapitanie.
Zaraz… Że jak się niby nazywa???
Aomine dopiero teraz podniósł spojrzenie na jej twarz, którą z pozycji leżącej dostrzegał pod ramieniem nauczyciela. Twarz, którą przecież znał. Poczuł skurcz w żołądku, zupełnie jakby mama zabrała mu wszystkie numery Horikity Mai.
– My tu mamy co najwyżej funkcję przewodniczącego klasy, skoro tak ci zależy na władzy. Ale mamy też demokrację, więc gdybyś chciała się zgłosić, reszta klasy musiałaby poprzeć twoją kandydaturę.
– Czy ktoś ma coś przeciwko? – nasycony groźbą wzrok Ikari przemknął po uczniach. Znów można było usłyszeć muzykę pasikoników i już zdawało się, że nikt nie zaprotestuje, lecz…
Aomine uniósł rękę.
– Ja mam małe veto…
Hagane dopiero teraz go dostrzegła. Opuściła łaskawie wzrok na leżącego na ziemi chłopaka i uniosła brwi.
– Ty? – zapytała, a jej usta wygięły się w uśmiechu. Podeszła do Daikiego i złapała go za szkolny krawat, a potem wywlekła z klasy. Za parą uczniów trzasnęły drzwi. Thoth poprawił monokl, zanim zdążył zdecydować się na jakąś interwencję, drzwi ponownie się otworzyły. Do sali wrócił Aomine. Na jego twarzy błąkał się teraz nieprzytomny uśmieszek, a koszula wyłaziła ze spodni. Skinął wychowawcy głową, a następnie wrócił posłusznie na swoje miejsce. Tuż za nim do klasy weszła Hagane.
– Ktoś jeszcze ma jakieś „ale”?
Cała męska część klasy uniosła dłonie w górę.
– Ha. Ha. Ha. A tak na serio? – Dziewczyna lekko poruszyła biodrem, eksponując kołyszącą się u boku katanę. Tak jakby prawdziwą. Wszyscy opuścili ręce.
– No, to dziękuję za uwagę. I współpracę. – Posłała zwycięskie spojrzenie nauczycielowi i bez zaproszenia zajęła jedyne wolne miejsce. Z uwagą grzecznie splotła dłonie na stoliku. Thoth z dezaprobatą pokręcił głową.
– Minus dwieście punktów za przynoszenie do szkoły broni białej.
– Spoko.
– Jeszcze dziesięć punktów i usunął cię z tej placówki.
– Luz.
Thoth już nic więcej nie powiedział, wracając do prowadzenia zajęć.
– Ikari, pssst! – usłyszała za sobą Hagane i poczuła, że ktoś pociąga ją lekko za długi, niebieski kucyk. – Hey, Ikari!
Odwróciła się powoli przez ramię.
– Czego chcesz? – zapytała szeptem.
– No, jak to mówią, long time no see czy jakoś tak. – Posłał jej szeroki uśmiech, starając się skupiać wzrok na jej  twarzy.
Gets you out of those clothes
– Na twoim miejscu bym się tak nie cieszyła. – Uśmiech Aomine natychmiast przygasł. – Przypominasz mi kogoś, kogo nie znoszę, kogoś naprawdę paskudnego.
Odwróciła się z powrotem przodem do tablicy i mierzącego ją wciąż przenikliwymi spojrzeniami wychowawcy, ale siedzący za nią chłopak znów pociągnął ją za włosy.
– Czy ty chcesz zginąć?
– Nie pamiętasz mnie?
Ikari zmrużyła oczy. Gdy na niego patrzyła, to przypominał jej się wredny pysk Szóstego, ale nie o to chodziło. Oczywiście, że pamiętała go z Kalifornii, ale liczyła na to, że on nie zapamięta jej. Przechodziła wtedy trudny okres w życiu, który… w zasadzie trwał do teraz. Ale przypuszczała, że się na niego natknie w Tokio. W końcu wylądowała w jego szkole. Miała nadzieję, że nie trafi do tej samej klasy, co on. Cóż. Shit happens. W sumie mogła udawać, że go jednak nie pamięta. Nie byłaby to wcale naciągana fabuła, biorąc pod uwagę ogromne ilości alkoholu, jakie Ikari wchłaniała podczas „wakacji”. Jednak podświadomie wyczuwała w nim sprzymierzeńca. Prócz znajomej drapieżności kryło się w nim coś… przyjaznego. A Ikari ostatnio brakowało przyjaciela. Takiego zwyczajnego kumpla, z którym mogłaby pójść na piwo i pogadać o niczym. Zapomnieć, chociaż na jeden wieczór o Arrancarach, Seireitei, Radzie Czterdziestu sześciu i całym tym majdanie, w jaki obróciło się życie, które wiodła.
– Złodziej notesów, co? – Wykręciła się na krześle, obejmując jego oparcie.
Uśmiech wrócił na twarz chłopaka.
– Już kupiłem sobie własny. – Podniósł zeszyt do historii i pomachał nim do Ikari.
  Dzięki. – Shinigami wychyliła się lekko z krzesła i zabrała mu zeszyt. – Bo ja dzisiaj taka nieprzygotowana jestem.
Daiki wyglądał, jakby zamierzał zaprotestować, ale po tym jak dziewczyna puściła mu oczko, odpuścił i sięgnął do plecaka po nowy zeszyt. Przy okazji podał jej również zapasowy długopis.
– To tylko pożyczka, rozumiemy się? Tam jest napisane „wróć do mnie” – ostrzegł, ale zamiast groźnych błysków w jego oczach drgały iskierki rozbawienia. – Więc… Może mi powiesz, co tu właściwie robisz?
– Przeprowadziłam się tu z Karakury. – Nienawidziła kłamać. Nawet nie za bardzo potrafiła. Ci co bystrzejsi w mig potrafili zorientować się, że ściemnia. Najwyraźniej do tego grona należał również Aomine.
– A nie jesteś trochę za stara na liceum?
– Proszę?! Właśnie, że nie jestem!
– Taa, dobra, a tak serio? Co tu robisz?
– Serio?
– No?
– No to tak serio, to jestem tu z powodu ważnej misji. Muszę zinfiltrować tą szkołę, odkryć znajdujące się w niej siedlisko zła i powiadomić o nim mojego wymagającego przełożonego.
Daiki patrzył na nią z głupią miną, ale po chwili się zreflektował i zaśmiał w rękaw.
– Niezła jesteś – przyznał. – Ale dobra. Nie chcesz – nie mów. Lubię tajemnicze.
Teraz to on puścił perskie oko. Ikari się nie speszyła, patrząc na niego z coraz większym zainteresowaniem.
– Mam coś na twarzy? – spytał wreszcie Aomine.
– Tak sobie myślę – zaczęła Hagane poufnym tonem, nachylając się do niego – że przydałbyś mi się w tej mojej misji. Muszę zdobyć popularność, a jako dziewczyna podobno najsilniejszego w dziejach tej szkoły skrzydłowego miałabym chyba na to spore szanse, nie?
– „Chyba”? „Podobno”? – Aomine również się do niej nachylił. – Jakie ty masz wątpliwości, maleńka?
Wtedy zdali sobie sprawę, że pada na nich cień.
I'm a liner away from
Getting you into the mood
– Czy ja aby państwu NIE PRZESZKADZAM?
– Troszeczkę – zgodziła się Hagane, podnosząc na wzrok na nauczyciela.
– Ach tak? – Profesor Thoth uderzył dłońmi o blat stolika, a potem oparł się o niego, zasłaniając swoją posturą całe pole widzenia Ikari. Lazurowe, srogie oczy znajdowały się teraz na wprost rozbawionych, cyjanowych tęczówek, ukrytych częściowo za wachlarzem ciemnych rzęs i kosmykami przydługiej grzywki. – W czym takim przeszkodziłem, hm?
– W obmyślaniu planu jak wmanewrować pana w molestowanie nieletnich. – Ikari rozpięła kolejny guziczek koszuli. Caduceus podążał spojrzeniem za jej dłonią, ale wcale się nie zdeprymował, ani w żaden inny sposób nie dał po sobie poznać, że zachowanie dziewczyny go zażenowało.
– Sprytnie – pochwalił. – Ale nie dość sprytnie. W naszym klimacie, takie widoki nie robią na nikim wrażenia… – Zza rozpiętej koszuli Thotha wysunął się złoty wisior i zadyndał między nimi. Teraz to wzrok Ikari prześlizgnął się na widoczny spod czarnej koszuli tors wychowawcy. Jej policzków również nie przyozdobił pąs.
– Stary, u nas też ci takich pejzaży dostatek – wyszczerzyła się Shinigami, myśląc o tym, czy jakiś mężczyzna w Seireitei kiedykolwiek zadbał o to, by jego kosode nie wyglądało na rozchełstane.
– Tylko nie „stary” – warknął Caduceus.
– Wybacz, kochanie – uśmiech Shinigami był coraz szerszy.
Po raz kolejny po jej słowach w klasie zapadła błoga cisza.
– Wiedziałem, że będę z tobą kłopoty, odkąd tylko cię zobaczyłem. Te obsceniczne kudły… – Na jego twarzy malował się niesmak. Złapał z w palce chabrowy kosmyk i wyprostował się, a Hagane po raz kolejny w przeciągu jednej lekcji została szarpnięta za włosy.
– Puszczaj, kurwa mać! – syknęła Jaggerjack, zmuszona, by podnieść się z krzesła, bo Thoth co prawda puścił jej włosy, ale dla odmiany złapał ją za ucho i wytargał w ten sposób zza ławki. Otworzył drzwi i wyrzucił Ikari na korytarz.
– Marsz do dyrektora.
Kapitan złapała się za bolące ucho i popatrzyła na Thotha z wyrzutem.
– Nawet nie wie…!
– Drugie piętro, naprzeciw biblioteki.
Przed nosem Hagane trzasnęły drzwi do klasy. Prychnęła i zaciskając dłonie w pięści ruszyła w stronę schodów. Idąc spoglądała się w stronę klas, gdzie wciąż odbywały się niezakłócane przez pyskatych uczniów lekcje. Przez szklane szybki w drzwiach w jednej z sal dostrzegła Madarame. W innej Yumiego. A zza kolejnej z szybek przyglądała jej się nieznajoma jej blondynka. Przyglądała dziwnie intensywnie…
MA NIEZŁE REIATSU. DOBRY TROP, MAŁA.
Ona? Ta dziewczyna?
TAK JEST, PRZECIEŻ TEŻ TO POCZUŁAŚ… TRZEBA BĘDZIE SIĘ Z NIĄ ZAPRZYJAŹNIĆ.
Zadowolona z siebie Hagane – w końcu mogła uznać dziewczynę z reiatsu za jakiś postęp w śledztwie – wbiegała radośnie po schodach, aż zatrzymała się na drugim piętrze, przed drzwiami do sekretariatu. Lekko zadyszana, zastukała prędko i nacisnęła klamkę.
– Tak, słucham? – Siedząca za ogromnym biurkiem sekretarka podniosła na nią poważne, beżowe oczy. Zielony kolor jej włosów mógł sprawić, że natychmiast zostałaby uznana w oczach Ikari za sojusznika, a jednak Hagane z miejsca poczuła do niej antypatię.
– Ja do dyra… – oznajmiła, mierząc kobietę uważnym spojrzeniem.
Zielonowłosa podrzuciła głową, budząc w Hagane skojarzenia z jakąś średniowychowaną górską kozicą.
– Dyrektor jest teraz zajęty. – Kobieta potoczyła nieobecnym wzrokiem po jej twarzy.
Wpuść ich, Odelschwanck – Zza zamkniętych drzwi dobył się głos dyrektora. W tym momencie Ikari poczuła, że nie może złapać oddechu. Jakby coś wewnątrz niej zbyt mocno ją otoczyło. Była na skraju odlotu. Zobaczyła kolory i miała wrażenie, że ktoś gładzi ją piórem wzdłuż kręgosłupa.
Nie wpieprzaj się w mój umysł, cholero.
 Get me out of my mind
Jakoś dała radę przekroczyć próg gabinetu, a drzwi chyba same się za nią zamknęły. Coraz ciężej było jej złapać kolejny wdech. Zaczerpnęła powietrza i uniosła głowę, spoglądając w oczy stojącego przed nią mężczyzny. W jedno, głębokie, czarne oko, bo drugiego nie było. Połowę twarzy zasłaniała biała, piracka przepaska, a długie, gładkie czarne włosy opadały aż do pasa. Ubrany był w biały garnitur i czarną koszulę bez kamizelki, pozbawioną krawatu. Ikari poczuła do niego niepowstrzymaną i niewytłumaczalną odrazę. Tak jakby już gdzieś go widziała… Ale nie pamiętała skąd kojarzy tą oszpeconą twarz, mimo że wzbudzała w niej nieludzki niepokój. Dziwnie znajoma mgiełka zapomnienia zaczęła spowijać jej umysł. Stała i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w ponad dwumetrowego mężczyznę. Nie mogła oderwać od niego wzorku, choć miała poczucie, że powinna. No coś na pewno powinna, ale co?
– POWINIENEM CI POGRATULOWAĆ STANOWISKA?
Czarnowłosy zmrużył jedno oko, jakby oceniał stojącą przed nim postać, aż buchnął skrzekliwym śmiechem, od którego zatrząsały się nie tylko jego ramiona, a cała, przewysoka sylwetka. Wglądał, jakby dostał drgawek.
– Czy ty sobie, kurwa, ze mnie drwisz, dziewczyno? – zapytał dyrektor głosem tak samo nieprzyjemnym jak jego śmiech. Podszedł do niej i musiał niemal zgiąć się wpół, opierając ręce o własne kolana, żeby ona nie musiała zadzierać podbródka, by patrzeć mu w twarz.
– NIE INTERESUJE CIĘ SOJUSZ?
Jego oko rozbłysło, jakby dopiero teraz coś zrozumiał.
– Jasny chuj, może i tak! – Znowu się roześmiał, wyprostowując się na swoje całe dwieście piętnaście centymetrów. – Ale sadziłem, że najpierw trzeba będzie cię spacyfikować.
– TO MOŻE OKAZAĆ SIĘ NIEKONIECZNE.
– „Może okazać”? A za kogo ty się niby masz, do kurwy i nędzy? To ja tu jestem od decydowania, co się „okaże”, jasne, cholero? – W jednej chwili opuścił go dobry nastrój. Złapał Ikari za marynarkę mundurka i uniósł ją w górę, obryzgując jej twarz kropelkami śliny. – Poza tym nie zauważyliśmy, żeby wcześniej z twojej strony była jakaś gotowość do podjęcia współpracy.
– MOŻE WARUNKI NIE BYŁY ATRAKCYJNE. A MOŻE CHCIAŁEM TO ROZEGRAĆ INACZEJ.
– I nagle ci się odwidziało, hę? – Nnoitra potrząsnął niebieskowłosą i puścił ją, a ona zgrabnie wylądowała na podłodze, podpierając się o nią jedną ręką. Z parteru podniosła na niego pełne cynizmu spojrzenie.
– POWIEDZMY, ŻE KTOŚ MNIE NAPRAWDĘ WKURWIŁ. ŻE MAM Z KIMŚ RACHUNKI DO WYRÓWNANIA. – Twarz Hagane wykrzywiła się w grymasie. – WY POMOŻECIE MI, A JA POMOGĘ WAM.
– A twoja współlokatorka? Nie będzie przeszkadzać?
Ikari roześmiała się nie swoim, zimnym śmiechem.
– TAK SIĘ SKŁADA, ŻE DAŁEM JEJ SŁOWO, ŻE NIE BĘDĘ SIĘ MIESZAŁ.
– O kurwa, a cóż znaczy twoje słowo, Kiruś?
– NO WŁAŚNIE?
– No właśnie, skurwielu.
Gilga już przymierzał się do ataku, wysuwając końcówkę języka, ale Ikari skoczyła na niego, wczepiając się dłońmi w jego włosy i opierając stopy o jego klatkę piersiową. Popchnięty Arrancar zatoczył się na przeszkloną gablotę z nagrodami dla szkoły za osiągnięcia sportowe. Nie zdołał odzyskać równowagi i wpadł na nią rozbijając szybę i obsypując wszystko wokół przezroczystymi wiórkami. Kiedy zielonowłosa sekretarka zastukała z niepokojem do drzwi gabinetu, ujrzała dziewczynę z rozwichrzonymi, chabrowymi włosami, siedzącą okrakiem na czarnowłosym mężczyźnie. Przepraszając, prędko zamknęła drzwi. Nie zauważyła, że na dłoni dziewczyny rozkwitły kolorowe, długaśne szpony, które zacisnęła właśnie wokół gardła dyrektora.
– JA NIE WYMAGAM, ŻEBYŚCIE MI UFALI. ALE JEŚLI MUSICIE MIEĆ JAKIEŚ ZASRANE POTWIERDZENIE… ZAUFAJCIE MOJEJ NIENAWIŚCI.
– A co takiego możesz nam zaoferować? – zdołał wydusić z siebie Piąty przez ściśniętą krtań.
– Z DNIA NA DZIEŃ STAJĘ SIĘ CORAZ SILNIEJSZY. WKRÓTCE PRZEJMĘ KONTROLĘ.
– Wyrobisz się do meczu?
– SPRÓBUJĘ. A PRZYNAJMNIEJ POWINIENEM SIĘ ZREGENEROWAĆ NA TYLE, BY ZNÓW ZAJĄĆ JEJ UMYSŁ NA DOSTATECZNIE DŁUGĄ CHWILĘ.
– Dobrze – wykrztusił Arrancar, a  szpony, zaciskające się na jego szyi, nieznacznie rozluźniły uchwyt. – Witaj w drużynie, numerze osiem.
– MYŚLAŁEM, ŻE TA CYFRA JEST JUŻ ZAJĘTA.
– Wiesz jak to jest  z ósemkami – Nnoitra odkaszlnął, gdy uzbrojona w pazury dłoń przestała próbować dokonać na jego tchawicy tracheotomii. – Ja nią byłem, Szayel jest, to może ty będziesz…
– A-HA. PONIEKĄD JUŻ JESTEM. – Ikari uśmiechnęła się promiennie, wstając z Piątego Espady. – NO TO WIDZIMY SIĘ NA BOISKU.
Thanks for the memories
Even though they weren't so great
Kiedy tylko opuściła gabinet, jej wspomnienia zaczęły się gmatwać, coraz bardziej przypominając sen, który im usilniej starała sobie przypomnieć, tym trudniej było pochwycić jego sens. W końcu zostało w niej jedynie niezrozumiałe przekonanie, że dyrektor to równy gość i można na niego liczyć oraz wykreślić go z listy dotyczącej ewentualnych podejrzanych w śledztwie. Wciąż nad tym rozmyślała, kiedy wpadła na kogoś, schodząc po schodach.
– Cholera jasna, coś ty u tego dyra zaliczała cały semestr? – Aomine złapał ją za łokieć, zanim zdążyła zlecieć dwa piętra w dół. – Zabrałem twoje rzeczy – dodał, nie czekając na odpowiedź. Wcisnął w ręce Ikari torbę, poprawił własny plecak na ramieniu, wydobył z kieszeni puszkę z napojem izotonicznym i otworzył go jedną ręką, podczas, gdy drugą złapał Jaggerjack i okręcił o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedy stała już tyłem do niego, puścił jej ramię i wskazał ponad nim stronę, w którą powinni się udać.
– Idziemy na angielski – usłyszała głos chłopaka tuż przy uchu i poczuła, że ją popycha.
– Dobra, wyluz…
W tym samym momencie ich zobaczyła. Zatrzymała się jeszcze na szczycie stopni i tym razem z nich zleciała, bo Aomine znowu postanowił ją przed sobą popchnąć, a Ikari była zbyt zaaferowana odkryciem niepożądanych obecności, żeby zawracać sobie głowę jeszcze czymś takim jak zachowanie równowagi. Na szczęście nie sturlała się na sam dół, ale zatrzymała w połowie schodów, jednak tylko dlatego, że wpadła na jakąś dziewczynę. Blondynkę, tę samą, którą widziała wcześniej w klasie, a która teraz ją przepraszała i pomagała wstać. Ikari nie próbowała niczego sprostować, pozwalając, by dziewczyna otrzepywała rękawy jej marynarki z niewidzialnego kurzu. Wciąż wpatrywała się w głąb szkolnego korytarza, w grupę wyższych niż inni uczniowie osób. Już ją dostrzegli. Upadek ze schodów musiał zwrócić ich uwagę. Nie tylko ich, bo teraz gapiło się na nią pół szkoły.
– Kto ich tu wpuścił? – Nie wiedząc do końca co robi, złapała kurczowo blondynkę za rękę.
Z głośnika szkolnej rozgłośni radiowej wypłynęły właśnie dźwięki popularnego przeboju „Who let the dogs out”. Piątka mężczyzn, z których każdy (prócz olbrzyma o śniadej karnacji) miał na nosie parę przeciwsłonecznych okularów, a do pyska doklejony cwany uśmieszek, ruszyła w jej stronę. Watasze przewodniczył rudzielec, który gdyby mógł, trzymał by dłonie nonszalancko wsunięte w kieszenie, ale ponieważ strój sportowy w jaki był ubrany, ich nie posiadał, trzymał je niedbale oparte na biodrach. Po jego lewej stronie szedł wysoki, barczysty chłopak o cerze ciemniejszej niż reszta towarzyszy. Skubał beztrosko słonecznik, rzucając za siebie łupinki, co, sądząc po okrzykach „Patrz gdzie rzucasz to świństwo, Chad!” irytowało kogoś, idącego za nim, kogo postrzępiony, czerwony kucyk wystawał zza jego masywnej postury i z którego to wytatuowane ręce wyciągały pojedyncze łupinki. Po drugiej stronie szedł szczupły, czarnowłosy osobnik. Na jego koszulce pysznił się z numer „69”. Dźwigał na plecach czarny futerał i raz po raz potykał się o rozwiązane sznurówki w trampkach. Z kolei  za nim, na samym końcu, z lekkim ociąganiem podążał leniwym krokiem ten, którego uśmiech był zdecydowanie szerszy i cwańszy od pozostałych. Od którego reszta mogłaby się uczyć jak wzbudzać respekt samą obecnością do tego stopnia, by morze uczniów rozstępowało się przed tobą niczym Morze Czerwone i u którego śmiało można by brać korepetycje z przedmiotu „jak drwić sobie z ludzi, nie używając słów (ni rąk czy nóg lub ciosów z baniaka)” i „jak przy minimalnym wysiłku zakpić sobie z życia.”
Ikari czuła, jak drętwieją jej usta. Myślała, że chociaż tutaj na chwilę się od nich uwolni.
– Co oni tu robią?  
– Ćwiczą – na jej pytanie odpowiedziała blondynka. – To ta drużyna, z którą mamy się zmierzyć w meczu otwarcia. Szkoła zgodziła się udostępniać im boisko na treningi, bo podobno te ich w Karakurze nie spełnia podstawowych wymogów.
Hagane popatrzyła na nią ze zdziwieniem, pierwszy raz się jej przyglądając. Dziewczyna natychmiast spuściła wzrok pod czujnym spojrzeniem cyjanu, a wachlarz jasnych rzęs zasłonił jej duże, szmaragdowe oczy.
– Wiem, bo… Bo jestem asystentką szkolnej pielęgniarki. To znaczy… Jak mam okienko, to wtedy… – zaczęła się tłumaczyć. – I dzisiaj opatrywałam jedno z nich.
– Którego?
– Rrrhan! – zawołał w tym samym momencie Grimmjow. – Bandaż mi się poluźnił, pomożesz? – Pomachał w powietrzu ręką, z której zwisał odwiązany opatrunek.
– J-już. – Blondynka rzuciła Ikari przepraszające spojrzenie i zbiegła na dół, gdzie zatrzymała się drużyna koszykarska Karakury.
– Hej, czy to nie jest ten fagas, co dostawiał się do ciebie w Kalifornii? – U boku Ikari pojawił się Aomine, wpatrując się z bardzo groźną i bardzo wojowniczką miną w Jaegerjaqueza.
– A może jakieś „przepraszam”, palancie? – zasugerowała kapitan.
– Ja mam cię przepraszać? Za co? – dziwił się Aomine. – To nie ja startowałem do ciebie z łapami.
– A KTO MNIE PRZED CHWILĄ ZEPCHNĄŁ ZE SCHODÓW?
– Oj tam, oj tam… To nie było specjalnie.
– Więc nie należy mi się zwykłe „sorry”?
Granatowe oczy, bo z bliska Ikari dostrzegła, że właśnie takiego koloru są jego tęczówki, spojrzały na nią z politowaniem.
– Dam ci coś lepszego, niż zwykłe „sorry” – zapowiedział koszykarz, wręczając dziewczynie swój napój i zrzucając na ziemię plecak. – Spuszczę wpierdol twojemu kochasiowi.
– To nie jest żaden mój… Daiki, czekaj! – W ostatniej chwili chwyciła za rękę podwijającego rękawy skrzydłowego, nim zdążył zrobić użytek z odsłoniętych pięści. Nie chodzi o to, że żałowała Grimmjowa, bo tak nie było. Z chęcią popatrzyłaby na to, jak dostaje wpiernicz od Murzyna – bo tak zaczęła nazywać w myślach porywczego licealistę. Tym bardziej, że jej myśli znów przyćmiewała czerwona fala szału, gdy patrzyła na blondyneczkę, owijającą rękę Espady. Dziewczyna miała na tyle przyzwoitości by rzucać jej co jakiś czas pełne skruchy spojrzenia, ale Ikari i tak poczuła jakąś dziwnie nieodpartą ochotę wyrwać jej z rąk i bandaże, i połowę tych tlenionych kudłów przy okazji. Pozwoliłaby Aomine rozszarpać Grimmjowa, gdyby wierzyła, że ma on jakieś realne szanse w starciu z Szóstym Espadą. Prawdę powiedziawszy, z chęcią dołączyłaby do niego. Była gotowa razem z nim rzucić się na Szóstego. I to nie w celu dopilnowania, by jego odzież znalazła się w szatni. Porozrzucana w różnych jej częściach… Nie, nie. Ikari potrząsnęła głową, wyrzucając z niej nieproszone myśli. Przyciągnęła do siebie Daikiego.
– Mam lepszy pomysł, żeby mu dołożyć – szepnęła, chwytając za kaptur jego bluzy i stając na palcach. – Pocałuj mnie.
– S-Słucham?! – Aomine wyprężył się jak struna, tak że Ikari nie mogła dosięgnąć jego ust. Był wyższy nawet od Grimmjowa, ale Jaggerjack nie zamierzała się kompromitować i podskakiwać.
– No nie bądź ciota! – Kopnęła chłopaka w goleń, a kiedy ten zgiął się z jękiem, wykorzystała sytuację i objęła go za szyję. – Całuj mnie, Daiki, albo to ty dostaniesz wpierdol.
Dłużej nie musiała go do tego nakłaniać. Od pocałunku zaszumiało jej w uszach. Zanim się od niego oderwała, by zaczerpnąć tchu, poczuła jak ręce Aomine prześlizgują się po jej ramionach, zatrzymują na dłuższą chwilę na jej piersiach, obłapując je przez ubranie, aż dotarty na tyłek. Daiki złapał ją za uda i podrzucił, zarzucając na siebie. Teraz obejmowała go w pasie udami, on opierał ją plecami o ścianę, a jego dłonie…
– Ej, no nie rozpędzaj się! – wydyszała Hagane, odrywając się od Aomine, jednak jemu udało się jeszcze raz musnąć jej wargi. – Chyba cię trochę poniosło…
– Sama się prosiłaś – mruknął, wreszcie pozwalając jej się z siebie zsunąć. Jego usta rozciągały się w uśmiechu o wiele bardzie usatysfakcjonowanym, niż mógłby on być po walce na pięści. Ikari obciągnęła zadartą spódniczkę, a jej oczy chcąc, nie chcą, odszukały oczy Espady.
"See, he tastes like you only sweeter"
Natychmiast zrozumiała, że duszność, jaką odczuwała, nie ma niczego wspólnego z podnieceniem. To wzburzone reiatsu Arrancara napierało na wszystko wokół. Zobaczyła, że zazdrość ma kolor kobaltowy. Zdążyła się nawet wystraszyć, że Szósty zaraz naprawdę ich pozabija, ale… Nie tylko zabijanie było w jego stylu. Jego zapierające dech w piersiach reiatsu nieco się rozrzedziło. Espada uśmiechnął się złośliwie, złapał za twarz wciąż stojącą obok niego Rhan i wpił się w jej wargi. 

_____________________________
W tej części podoba mi się tylko Daiki i motyw z dyrektorem. Z reszty nie jestem bardzo zadowolona, ale mam nadzieję, że jeszcze nie rzygacie tęczą. Musi być słodycz w kontraście z nadciągającą, powoli, bo powoli, ale jednak goryczą.
Ciekawostka na dziś. Zdanie:

"– Ach tak? – Profesor Thoth uderzył dłońmi o blat stolika (...)" wyglądało kiedyś tak: "– Ach tak? – Profesor Thoth uderzył blatem o stół (...)

Mimo wszystko lubię pisać po nocach. 
Aha,czy ktoś oglądał kamigami no asobi? jak tak, to wiecie, że zasadniczo ani Ika, ani Thoth nie klamał na temat swojej boskości, nie? ;)

CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA! Tak, będę was terroryzowac, mnie terroryzują świecące gowna na ulicy, a nie chce mi się wstać zaslonić rolet.


7 komentarzy:

  1. Godzina 01:37, stacja benzynowa, Miasto Niebieskiego KRólestwa.
    Wilczy: Jak mnie zapytają o dowód, to chyba jebnę blatem o stół.

    Te metr dziewięćdziesiąt dwa murzyna jest bardzo ciekawe. Stwierdzam, iż on w swojej zwyczajności przy takiej ilości reiatsu jest serio zajebisty :D
    Zapomniany Thot <3 Fala niespokojnej seksowności zakreśliła swój ślad w Drodze. <3
    Fight! Więcej fightów ! <3
    I gratulacje dla Yumichiki za to, ze wie, co to żelazko i potrafi się nim odpowiednio posługiwać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Serek oglądała ^.^ Chociaż Loki jest lepszy w "Avengersach"

    I wybacz, że tyle nie komentowałam, ale wracam do domu i padam na ryj po tych wszystkich zajęciach na studiach. Teraz siedzę w bibliotece i zamiast szukać czego potrzebuję nadrabiam wszystkie zaległości na cudzych blogach xD

    Chcę przeczytać o bójce na boisku Aonime VS Grimmjow! to będzie epickie, zwłaszcza jesli Grimm znowu zapomni, że ma limit ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja mogłam nie zauważyć ze dodałaś nowa notke? >. < chyba za bardzo na tej ankiecie sie skupiałam xD
    I słodkości sie skończyły... ^.^ Ikari sie wkurzyła xD Grimmi pokazał swój charakter >^.^< uuu, ale żeby tak go wkurzać? :O ja bym sie tam bała :D
    Siedemnasty jest... jurtro ^^ no to od jutra rozbijam namiocik i koczuje na twoim blogu ^^ chyba że zmieniała się data? :>

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie zastanawiam się nad 20, 20 to już taka bliżej świateczna data ;) I do tego czasu na pewno (chyba ze mnie swiateczne porzadki pochłoną ;P) przygotuje posta ;) Ale! Jesli sie wyrobie wczesniej, bedzie wcześniej! ;*

      Usuń
  4. No to czekamy grzecznie do... jutra! :D Nie będzie slipków w Mikołaja? :< Ok... przeżyję :D

    Spoiler zaostrzył mój apetyt *.* Konfrontacja Abarai/Grimmy? :D Będzie ciekawie! (jak zawsze zresztą :*)

    Coś jeszcze chciałam napisać.... ale mi się zapomniało :D Jak mi się łaskawie przypomni to jeszcze tu wrócę ^^

    :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero co przeczytałem ten rozdział, a tu już coś nowego wyszło. To ci dopiero, no...

    Chciałem napisać, że trudno mi oceniać fanfic, skoro nie znam oryginału (naprawdę, proszę nie bić ;<), ale przynajmniej mogę spojrzeć takim zupełnie, zupełnie zdystansowanym wzrokiem na to, co Ty tutaj, Wilczy, tworzysz. I podobało się! Zabawnie, interesująco, wciągająco, pisane prostym, lekkim językiem, jakby wychodziło z Ciebie ot tak, bez żadnych przeszkód, choć wszyscy wiemy, że to nieprawda. Takich rajów to nie ma.
    Poza tym, ileż tego tekstu tutaj jest! Szacunek, że piszesz, nie przestajesz, tworzysz te tysiące słów i publikujesz, do tego mając tak dobry kontakt z czytelnikami.

    Oby tak dalej.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zaszczycona, że przeczytałeś ;) Bardzo doceniam, bo wiem, ze czytanie ff bez zorientowania w temacie jest co najmniej tak dziwne, jak wziąć do ręki 6 tom jakies powiesci i jeszcze czytac go od polowy, tak mi się to kojarzy. A Twoja ocena tym bardziej jest dla mnie bardzo ważna i nie masz pojęcia jak się cieszę, że w taki sposób odebrałeś moje pisanie ^^

      Usuń