piątek, 26 grudnia 2014

PROLOG: Sing the body electric (cz.2)


Tōshirō Hitsugaya nie znosił Świąt. Całe te napompowane, doroczne przedstawienie przyprawiało go o co najmniej mdłości. Choinki, bombki, prezenty, kolędy i ludzie, którym zwyczajnie odpierdalało. Biała gorączka i unoszący się zewsząd zapach gotowanej kapusty jedynie obrzydzał mu chęci do życia. Według kapitana był to tylko kolejny pretekst do tego, by wszyscy mogli wspólnie upić się z jakiegoś powodu. Nie widział specjalnej różnicy między Świętami Bożego Narodzenia, a tak samo dumnie obchodzonym Dniem Bez Zanpaktou albo Święta Bankaia, albo Dniem Bez Tabi, jaki niedawno wymyśliła kapitan Jaggerjack, upijając z tej wymyślnej okazji wszystkie odziały. Wszystko to były bzdury i zabobony, którym on, kapitan dziesiątego oddziału, nie zamierzał hołdować. Postanowił też, że postara się o całkowity zakaz, który będzie pod groźbą surowej kary (kary jeszcze nie wymyślił, ale zastanawiał się, czy wysyłanie za ladę do sklepu Urahary będzie wystarczającą nauczką) zabraniał ABSOLUTNIE całkowitego spożywania JAKIEGOKOLWIEK (bo według ósmego i jedenastego oddziału sake to tylko szlachetny trunek) alkoholu na służbie. Ktoś powinien zrobić wreszcie porządek z tymi pijakami, do których z przykrością musiał zakwalifikować własną vice-kapitan. Nie podobało mu się zwłaszcza to, że Rangiku deprawuje jego drugą porucznik, Minako.
Pamiętał dobrze dzień, w którym obiecał, że się nią zaopiekuje, a w jego słowniku słowo „opieka” obejmowało również nie dopuszczenie do tego, by dziewczyna rozpiła się na jego oczach. A nie było to szczególnie trudne, jeśli tak często miało się do towarzystwa Matsumoto, uważającą oczywiście, że on, kapitan, jak zwykle przesadza. Śmiała nawet zarzucić mu, że to dlatego, iż nie pije, wciąż jest taki spięty i właśnie dlatego już nigdy nie urośnie. Gdyby jego włosy już nie były białe, pewno posiwiałby z gniewu w tamtym momencie. Przecież ostatnio urósł! I to całkiem sporo! Ale najwyraźniej Rangiku była wciąż zbyt zamroczona alkoholem, by to zauważyć.
Prychnął gniewnie, naciągając rękawy kimona, które znowu robiły się przykrótkie. W innych okolicznościach znalazłby czas, by się z tego ucieszyć, ale teraz zaniepokojony zmierzał na zebranie kapitanów i ich vice, zwołane przez Kyōraku. Zastanawiał się, co się stało. Czy może znów jacyś ryoka wdarli się na ich dwór? Mimo niebezpieczeństwa tej potencjalnej sytuacji, nie mógł ukryć, że w głębi duszy by się z niej cieszył. Coś przynajmniej oderwałoby Shinigami od tego wariackiego, bożonarodzeniowego tańca głupców.
Jednak, gdy tylko przestąpił przez próg pomieszczenia, w którym wszyscy się zebrali, z bólem serca porzucił tą nadzieję. Widok jaki zastał, przyprawił go niemal o zawał serca.

 It’s haunting me and telling me
 that everything is fine
but I wish I was dead

Chuj już ze świątecznymi dekoracjami, które zaśmiecały całe pomieszczenie głównodowodzącego, siedzącego po turecku na biurku i dzierżącego berło. Ale to cała reszta napełniała go prawdziwym przerażeniem. Począwszy od plastikowej korony kiwającej się na głowie Kyoraku i wyglądającej, jakby pożyczył ją od samego Baltazara. Zresztą Ise i Okikiba mieli pozostałe dwie – pewno te od Kacpra i Melchiora, z tą różnicą, że Nanao miała na tyle przyzwoitości, by swój atrybut władzy z irytacją ściskać w ręku. Poprzez Yachiru, która skakała dookoła Kenpachiego, próbując obwiązać go kolorowymi lampkami i wykrzykując, że będzie najpiękniejszą choinką, jaką widziało Soul Society (Ken-chan! Przecież dzwoneczki masz takie piękne, jak na prawdziwego czubka przystało! Czubka choinki, Ken-chan, nie wściekaj się, hihi!), i przez Hisage, owiniętego choinkowym, złocistym boa niczym szalem oraz Ikkaku, składającym z orgiami papierowe śnieżynki, po Renjego, na którego łepetynie zamiast bandanki czy gogli kołysała się czapka Mikołaja, czy stojącej obok niego Ikari, z przekrzywioną złotą aureolą na niebieskich włosach.
Usta Tōshirō zadrżały żałośnie, gdy próbował wśród tej gawiedzi debili znaleźć sobie miejsce obok kogoś normalnego, ale wyglądało, że jest to po prostu miszyn imposyiblebleble. Na swoje nieszczęście nie dostrzegł wśród nich żadnej ze swoich vice-kapitan.
Nie dość, że mam ich dwie, to obie olewają swoje obowiązki, pięknie.
W końcu zdecydował się podejść (zatrwożonym co prawda krokiem) do porucznika Abaraia i kapitan ósmego oddziału, którzy prócz dziwnych artefaktów na głowie, nie wyglądali na tyle niebezpiecznie, by musiał się ich obawiać. Oboje sprawiali zresztą wrażenie, jakby zupełnie tak jak on, nie wiedzieli, co tu robią. Z tym, że ich przekrwione oczy mogły świadczyć o zgoła innych powodach tej niewiedzy. Wyglądali, jakby właśnie co zaliczyli jakąś grubszą imprezkę. Hitsugaya zastanawiał się, jak to możliwe, skoro była dopiero dwunasta w południe.
Poza tym, mimo wszystko, uważał vice-kapitana szóstki za porządnego Shinigami, z kolei Jaggerjack mogła wiedzieć, gdzie się podziewa Minako. Jego podopieczna miała naprawdę fatalny gust w dobieraniu sobie przyjaciół. Do dziś nie wiedział, jak to się stało, że ta Ikari została kapitanem. I to z takimi koligacjami rodzinnymi… Co prawda umiała ten swój bankai, na dodatek wiedziała też jak z niego korzystać, i musiał przyznać, że widok potężnego lwiska mógł budzić strach… Ale dla niej powinno się stworzyć czternasty oddział, gdzie zamykałoby się na odwyku całą resztę jej podobnych.
Jeszcze zanim do nich podszedł, już tego pożałował. Od samego patrzenia na tą dwójkę, rozbolały go oczy. Kontrast między czerwienią grzywy Renjego, a błękitem włosów Jaggerjack był czymś, czego bezzwłocznie powinno się tu zakazać, tak samo, jak pijaństwa. A od paska z wypłaty należało odjąć wizyty u okulisty. I, na wszelki wypadek, u psychiatry też. Na dodatek z daleka już słyszał, że znowu zaczynają się kłócić o zanpakuto. Ostatecznie zrezygnował z zaczepienia ich, gdy Renji rzucił tekstem, że: „Zawyć, to możesz ewentualnie pode mną, dzisiaj w nocy, maleńka.”
I sing the body electric
Sing that body electric

Obszedł ich ostrożnie szerokim łukiem, ignorując krzyk Abaraia, który dostał od Ikari gonga w czapkę Mikołaja. Czując, jak ogarnia go uzasadnione poczucie paniki, stanął wreszcie obok Kuchikiego.
– Byakuya – przemówił, starając się nie okazywać strachu.
Kapitan Kuchiki zerknął na niego, odrywając się na moment od papierka, który trzymał w ręku.
– Toshiro – powitał go, wracając swoimi poważnymi, smutnymi oczyma do kartki.
– Masz pojęcie, co tu się dzieje?
– Hm – mruknął Byakuya. – Wygląda mi to na świąteczny wiec. Marnotrawstwo czasu, który mógłbym przeznaczyć na coś pożytecznego. – Zaszeleścił papierem.
Hitsugaya uśmiechnął się kącikiem ust, łudząc się, że znalazł sojusznika.
– Jakiś pilny raport? – zapytał, wskazując ruchem głowy na kartkę.
– Coś o wiele ważniejszego.
Zaciekawiony Toshiro wspiął się na palce, żeby podejrzeć co jest takie ważne. Przez chwilę przyglądał się temu w skupieniu, ale wszystko wskazywało na to, że naprawdę jest to strona wyrwana z książki kucharskiej z przepisem na ruskie pierogi.
– N-nie… – Hitsugaya spojrzał na niego z przerażeniem. – Ty też, Kuchiki? Nawet ty?!
Byakuya wzruszył ramionami.
– Święta idą, kapitanie. Musimy się przygotować.
– Zawsze musisz być taki poważny?
Kuchiki tylko przytaknął w milczeniu. Toshiro pokręcił z niedowierzaniem głową i wtedy przemówił wreszcie Kyoraku.
– Kochani! – zaczął uroczyście, witając ich szerokim uśmiechem oraz rozkładając ramiona w ciepłym, rodzinnym geście. – Zebraliśmy się tutaj, wreszcie i w większości, aby sprawiedliwie rozdzielić świąteczne obowiązki!
– O-obowiązki? – wyjąkał Hitsugaya. – Ś-świąteczne?
There’s no relief

– Oczywiście! Przecież jasełka nie przygotują się same, a wigilijnych potraw nie zamówimy ze sklepu na telefon.
Oddychaj, Tosiek, oddychaj. Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
– Tak więc… zacznijmy od początku. Suì-Fēng…
– Tak, wszechkapitanie?
– Co ty na to, by twój oddział zajął się tradycyjnymi potrawami? Myślę, że jeśli zaangażujecie w to Tajne Służby Operacyjne, patroszenie karpi, pójdzie wam nadzwyczaj sprawnie.
– Z przyjemnością podejmiemy się tego zadania.
– I to mnie cieszy… Komamura. Chyba najodpowiedniejsze zadanie dla ciebie, to sprowadzić jakieś sympatyczne zwierzątka do naszych jasełek.
– Tylko nie wilki! – wrzasnął Renji. –  One nie są zbyt sympatyczne… Tak, jak lwy!
– Pff – prychnęła Jaegerjaquez. – A po co nam osły, skoro mamy pawiany!
– A widziałaś kiedyś pawiana w szopce?!
– Na osła też się nadasz!
– Przetrząsnę całe Rukongai, ale myślę, że nie obędzie się bez wycieczki do świata żywych… – zmartwił się Komamura.
– Nic nie szkodzi – odpowiedział Shunsui, patrząc na swoją byłą trzecią oficer. –Dalej… Zaraki.
Ściągnął usta i uniósł brwi, gdy kapitan jedenastki chrząknął ponuro. Z całych sił próbował się nie roześmiać. Jako wszechkapitan poczuwał się do tego, by być nieco poważniejszym człowiekiem, ale… Widok Zarakiego, podłączonego do prądu, który jarzył się, migając światełkami tęczowych kolorów… To było dla niego prawdziwe wyzwanie.
– Cóż, Kenpachi. Widzę, że twoja porucznik już znalazła ci godne twych umiejętności zadanie. – Przygryzł policzki, walcząc z ogarniającą go wesołością. – Zajmiecie się choinkami.
– To znaczy się co? Mam je wykarczować?
– Bynajmniej. Macie je przystroić, kapitanie. Yachiru wam w tym pomoże.
Porucznik zatańczyła radośnie wokół swego kapitana, ale Zaraki tylko sapnął posępnie i usiadł ciężko na podłodze, zrywając kabel. Lampki zgasły, a Kusajishi zaczęła nad nimi lamentować.
Kyoraku pokręcił głową i pośpiesznie się od nich odwrócił.
– Gin Ichimaru…
Gin podniósł głowę, jak zwykle z zadowoloną z siebie miną.
– No? Jakie macie dla mnie zadanie specjalne, szefie? – uśmiechał się chytro, jakby ktoś zdradził mu, że jedynym jego obowiązkiem, będzie konsumpcja wszystkich czekoladowych bombek z wszystkich choinek.
– Jak tak na ciebie patrzę… – Kyoraku zmarszczył brwi. – To z tym waszym pyskiem możecie być tylko świątecznym chochlikiem. Będziecie skakać po Soul Society i rozdawać wszystkim cukierki.
– Serio? – Mina Ichimaru trochę zrzedła. – Nie ma nic bardziej odpowiedzialnego?
– Ależ to bardzo odpowiedzialne zadanie! Dostaniecie zielone getry i elfie buty!
– A, chyba że tak!
Ikkaku fuknął, robiąc obrażoną minę.
– To ja miałem być elfem!
– Ty elfem? – śmiał się Gin. – Widziałeś kiedyś łysego elfa?
– A widziałeś kiedyś, żeby elf cieszył się bez przerwy jak głupi do sera?
– Ja się nie cieszę, ja mam taki wyraz twarzy.
– Współczuję.
– Ależ nie ma czego. Na współczucie tutaj zasługuje tylko twój brak włosów.
– Przepraszam, że się ośmielam wtrącić w tą pasjonującą dyskusję – odezwał się Yumichika, – ale słyszałem coś o tym, że elfy są przede wszystkim piękne. Także chyba wygrałem ten casting. – Uśmiechnął się, nawijając na palec kosmyk włosów.
– Gdyby to był casting na pedała roku, to zapewne miałbyś pierwsze miejsce… – mruknął Renji.
– Mówisz tak, bo mi zazdrościsz. Czemu wcale ci się nie dziwię. Z twoją mordą łotra i tymi obsesyjnymi kudłami…
– Ha! Ale ja się przynajmniej podobam kobietom! – Porucznik szóstki, uśmiechając się dumnie, spojrzał na Ikari, która niepewnie zerknęła dookoła siebie, ale ponieważ nikt nie stał obok, doszła do wniosku, że porucznik naprawdę oczekuje od niej jakiegoś potwierdzenia, a może nawet aprobaty. Więc postukała się palcem w głowę, patrząc na niego, jak na wariata.
– Ja nie wiem, komu wy się podobacie, Abarai, ale mam podejrzenia, że żyjecie w jakieś alternatywnej rzeczywistości…
Renji zrobił zawiedzioną minę i pociągnął nosem.
– Jesteś taka okropna.
– Jesteś tak samo uprzejmy, jak przystojny.
– Poruczniku, chyba nie zamierzacie startować z nami w zawodach na pomocnika Mikołaja? – zaniepokoił się Gin.
– Żartujesz? Ta fucha mnie nie interesuje.
– Nie?
– Nie. – Pstryknął w biały pompon dyndający swobodnie z jego czapki. – Zamierzam zostać samym Mikołajem. I zapraszać na kolana niegrzeczne, okropne dziewczynki.
Puścił oko do Jaggerjack.
That’s how you sang it.

– Zawyj, Shiraion! – krzyknęła wściekła kapitan i zaczęła gonić Renjiego po pomieszczeniu.
– Dzieci drogie! – Wszechkapitan pogroził im palcem. – Boże narodzenie za pasem, pora, aby obdarowywać się wzajemną miłością!
– No właśnie! – Nie poddawał się Renji.
– Mogę cię obdarzyć co najwyżej tym! – Ikari podniosła w górę tekagi.
Yumichika – kontynuował Shunsui, uśmiechnął się do niego. – Elfem będzie Gin, ty wygrałeś inny casting.
– Tak? A jaki? Na kogo? – podniecił się Ayasegawa.
– Wciąż nie mamy obsadzonych głównych ról w jasełkach. Jednogłośnie zostajecie więc Bogurodzicą! Chyba nie muszę mówić, kto będzie waszym partnerem w tym przedstawieniu?
Wszechkapitan spojrzał znacząco na Ikkaku.
Kiedy oboje zaczęli głośno protestować (Yumichika trochę mniej), Shunsui podniósł rękę i spojrzał na nich groźnie.
– Dosyć. Powinniście być dumni. To odpowiedzialna i ważna rola.
– Sratatatata…
– Ikkaku! Bo zostaniecie dyscyplinarnie odprawieni na święta do Hueco Mundo – zagroził. – Chciałbym jeszcze obsadzić kogoś w roli anioła i gwiazdy betlejemskiej…
Zmrużył oczy, przyglądając się kapitanom i porucznikom.
W tym momencie wbiegła zdyszana Kurosaki. Tuż po niej pojawiła się Matsumoto, która dźwigała na plecach parę styropianowych skrzydeł.
– No siema! – zawołała Rangiku, konstatując, że wszyscy na nie patrzą. – Małe spóźnienie, ale to wszystko przez naszego kochanego kapitana!
– Słucham? –  Toshiro zamrugał turkusowymi oczyma.
– No, dekorowałyśmy koszary, żeby kapitan mógł wreszcie poczuć magię świąt!
– NIEEE. Tylko nie moje koszary… Zbezczeszczone… – Załamał ręce.
– No! – Kyoraku klasnął ucieszony w dłonie. – To mamy aniołka i gwiazdeczkę!
– Yyyy?
– Gwiazdeczkę?
– No czy ktoś się nada bardziej niż ty, Minako? Z twoją pomarańczową czuprynką rzucasz się w oczy bardziej, niż wszystkie gwiazdy świata.
– Co?! To chyba się nazywa dyskryminacja!
– To wyróżnienie – westchnął wszechkapitan.
– To ja podziękuję za takie….
– Cisza! Ja tu rozdaje zadania i nie można z nich rezygnować!
Wystraszona Minako odnalazła wzrokiem Ikari i posłała jej pytające spojrzenie, ale ta tylko wzruszyła ramionami, zakładając na nie ręce, konstatując, że wzrok Kyoraku powędrował wreszcie na nią. Zagryzając wargi, patrzyła na niego wyczekująco.
– No? To co mnie czeka? Mam się wybrać na biegun północny?
Shunsui posłał jej szeroki uśmiech.
– Nie, aż tak daleko nie. To znaczy, tak jak zadecydowaliśmy, zostaniesz wyprawiona w podróż, ale spokojnie, przydzielimy ci pomocnika.
Renji podniósł z ożywieniem głowę, a jego ręka wystrzeliła w górę.
– Zgłaszam się na ochotnika!
– Spokojnie, poruczniku, to już wiemy.
– Pałuj się, Abarai.
– Jaggerjack, jeszcze raz komuś publicznie ubliżycie, a wyciągane z tego konsekwencje.
Na wargi Renjiego wypełzł szczwany uśmieszek.
– Nie martw się, Ikari, wyrażę twoje myśli na glos za ciebie – zaoferowała się Minako, a Ikari posłała jej symbolicznego buziaka.
– Mogę? – Shunsui spojrzał na dziewczyny krytycznie. Obie skinęły głową, choć wcale tego nie oczekiwał. – Ikari … Dobrze wiem co się dzieje w podziemiach twojego oddziału. Dlatego dostarczycie na świąteczne stoły trochę mocnego trunku.
Wszyscy powitali ten rozkaz pomrukiem zadowolenia. Wszyscy, prócz kapitan ósemki.
– CO?! Z własnych zapasów mam te krzywe ryje… To znaczy… Wszechkapitanie! Tego nie wystraszy! Poza tym to zwykły kompot!
– To chyba nikt wam nie powiedział, że kompot robi się z suszonych, a nie ze sfermentowanych owoców.
– Ale za co mnie tak surowo każecie, szefie!
– To jeszcze nie jest kara. Karą za nielegalną produkcję bimbru są pierniki.
– Co?
– Pierniki. Takie ciasteczka.
– Wiem co to są pierniki. Pytam się co mam z nimi zrobić… Zjeść?
– Co masz z nimi zrobić… No właśnie masz je ZROBIĆ.
– Przecież ja nie potrafię!
– JA umiem, ja umiem! – Wyrywał się Renji, podskakując z wciąż uniesioną dłonią. – Ja pomogę, ja potrafię!
– Debil – mruknął cicho Hitsugaya, rzucając ostre spojrzenie Kurosaki, która sprawiała wrażenie, że chce to po nim głośno powtórzyć.
Przez chwilę wszyscy przyglądali się porucznikowi Abaraiowi, zastanawiając się czy jest faktycznie tak bardzo utalentowany w tym temacie, szalony, zdesperowany czy może zwyczajnie napalony.
Ikari jęknęła.
– Mąki. Nie mamy tutaj nawet mąki – próbowała się jeszcze bronić.
– Dlatego odwiedzicie świat żywych. – Kyoraku posłał jej swój najszczerszy uśmiech. – Bo mąka przyda nam się jeszcze do… Byakuya – wywołał kapitana szóstego oddziału, który podniósł na niego smętny wzrok. – Pierogi – oświadczył.
Byakuya skinął poważnie głową.
– Jestem na to przygotowany – zerknął w swój przepis. – Jednakże… – Jego oczy rozbłysły. – Mam tu też takie z farszem szpinakowym.
– Ja pójdę, ja przyniosę! Wiem gdzie ludzie chowają szpinak! – Pełen entuzjazmu Renji wciąż ochoczo oferował swoje usługi.
– A skąd wy to wiecie, poruczniku?
– Bo to jest zakupocholik. Pewno zabłądził do warzywniaka w poszukiwaniu czegoś, czym jeszcze mógłby sobie zasłonić ryj.
– Minako! – krzyknął na nią wszechkapitan.
– To nie ja, ja tylko mówię to co myśli Jaggerjack – usprawiedliwiła się Kurosaki.
Kyoraku gniewnie zmarszczył brwi.
– Wobec tego… Myślę, że to dobry pomysł, by porucznik Abarai i kapitan Jaggerjack zrobili dla nas zakupy.
– Jestem gotowy na nowe doznania! – oświadczył Renji, a jego uśmiech bardzo nie spodobał się siostrze Grimmjowa.
– Co za żal – skomentowała, wzdychając ciężko i podchodząc do wszechkapitana, potarła o siebie palec wskazujący i kciuk. – Wyskakujcie z kasy, szefie. Ja jestem spłukana przed świętami.
– A kto nie jest… – zamarudził wszechkapitan, ale sięgnął do kieszeni.
Nie zdążyła jeszcze wrócić na miejsce, a czerwonowłosy porucznik już uczepił się jej rękawa, przekonując, że bożonarodzeniowe zakupy, polegają w głównej mierze na kupieniu mu pary nowych, wyczesanych gogli.
Shunsui odchrząknął.
– Hisagi… – spojrzał na owiniętego złocistym boa Shinigami.
– Mmm? – odmruknął Shūhei. – Ale o co chodzi?
– O święta?
– Święta? A co z nimi? Nie będzie w tym roku?
– Hisagi, czy wy jesteście trzeźwi?
Hisagi zastanawiał się dłuższą chwilę.
– Raczej średnio – odpowiedział w końcu.
Kyoraku westchnął ciężko i pokręcił głową.
– Dajcie Hisagiemu kawałek czystej kartki i każdy niech wpisuje na nią propozycje prezentu dla siebie… Ikari i Renji wezmą ją ze sobą. – Nagle przy Shūheiu zrobił się tłok. – Tylko pamiętajcie, że każdy ma do dyspozycji tylko jeden punkt w liście!
– A można w jednym punkcie wymienić kilka rzeczy?
– Nie!
– A można robić podpunkty?
– NIE!
Rozległ się ogólny jęk zawodu. Wkrótce wszyscy wpisali się na listę i zamieszanie ucichło, na środku został tylko Hisagi z nieco poczochraną fryzurą i zdezorientowaną miną.
– Ukitake, wam powierzam dowodzenie kolacją. Zwołanie na wieczerzę, wydawanie dań i całą organizację wigilii.
– Tak jest!
– Unohana. Twój odział zajmie się świątecznymi porządkami.
– Oczywiście.
– Nie zapomnijcie pozamiatać ulic. – Wszechkapitan zawiesił wreszcie wesołe oczy na Hitsugayi. – I na koniec… Toshiro.
Everybody’s rushing me
There’s no release
– Kapitan Hitsugaya – burknął cicho Toshiro.
– Dla ciebie zostawiłem najlepsze zadanie.
– Aż się boję… Ale dobra, zapytam. Co mam zrobić?
– No, nie możesz pozwolić, by nasze święta nie były białe! Przejdź się ze swoim Hyōrinmaru po Seireitei i daj nam trochę śniegu.
Hitsugaya z rezygnacją opuścił głowę.
– Wiedziałem, że wymyśli coś kretyńskiego…
– Toshiro! – Rangiku doskoczyła do niego, wyjmując z poł shihakushō dwie buteleczki sake. – Będzie fajnie, kapitanie! Przejdziemy się zaśnieżonymi ulicami Soul Society, popijając…
– Zapomnij.
Białowłosy kapitan nachmurzył się, zakładając ręce na ramiona.
– Czy to już wszystko?
Shunsuin przytaknął.
– Tak, myślę, że możecie odejść…
Hitsugaya był pierwszym, który opuścił jego siedzibę. Krzywiąc się ze złości, starał się głęboko oddychać, by się uspokoić.
– Kpiny, a nie zebranie… Moje zanpakuto nie służy do celów rozrywkowych…
Oparł się o barierki i patrzył jak wszyscy wychodzą, pierwszy raz w życiu zastanawiając się, czy nie sprzeciwić się wykonaniu rozkazu.
Shinigami powoli i w podekscytowaniu opuszczali koszary wszechkapitana, obgadując swoje obowiązki. Ukitake wziął do siebie organizacyjną misję i naradzał się z Suì-Fēng w sprawie kolacji. Ikkaku i Yumichika wciąż wykłócali się o jasełka. Wyglądało na to, że Ikkaku chciał się zamienić rolami. Hisagi ledwie wytoczył się z pomieszczenia, gadając coś do siebie. Patrząc na niego, Hitsugaya prawie zapragnął pójść w jego ślady, ale jego wrodzone poczucie obowiązku nie mogło mu ta to pozwolić. Zaraki niczym taran przedarł się przez wszystkich, ciągnąc za sobą lampki, których uczepiła się jego porucznik. Pojawił się i Byakuya, dalej studiujący przepis. Jednak nie minął go, jak pozostali, ale stanął obok.
– Poczekam tu na Abaraia – poinformował  go rzeczowym tonem. – Muszę dać mu dokładne instrukcje dotyczące składników.
 Niedługo potem razem obserwowali Renjiego, który nawet nie zauważył swojego kapitana. Zbyt mocno był zajęty obejmowaniem nóg Ikari, która uparcie próbowała go ignorować i jeszcze poruszać się przy tym naprzód, co udawało jej się, co prawda minimalnie, ale chyba tylko dzięki jakieś nadludzkiej sile. Szczęki zaciskała tak mocno, że było słychać jak zgrzyta zębami.
– Haaagaaaneee! – darł się porucznik. – Ja chce noweeee goooogleeee!
– Weź się, gościu, odpierdol albo cię zabiję.
Byakuya i Toshiro unieśli wysoko brwi.
– Kapitanie, jeśli cenicie sobie życie waszego porucznika, radziłbym odizolować go od Jaggerjack. Jej krew chyba daje o sobie znać.
– Żartujecie, kapitanie Hitsugaya? – Kuchiki patrzył na swojego vice z odrazą. – Kto by się przejmował życiem kogoś takiego?
Kiedy Byakuya odszedł, Toshiro został sam na sam ze swoimi niewesołymi myślami, obserwując z grymasem niezadowolenia Gina, prowadzącego pod łokieć Minako. Skubaniec nachylał się do niej natarczywie, jakby zwierzał się z jakiś życiowych sekretów. Co prawda Minako pokiwała wesoło do swojego kapitana, ale zaraz odwróciła głowę z powrotem w stronę Ichimaru, słuchając go ze skupieniem. Hitsugaya prychnął, a zaraz potem wrzasnął ze strachu, gdy ktoś nagle dotknął jego ramienia.
– Rangiku! – krzyknął na swoją porucznik, łapiąc się za serce.
– Wiem, nad czym tak rozmyślacie – zdradziła Matsumoto, szturchając go po przyjacielsku pod żebra.
– Że co?!
– Pewno zastanawiacie się, gdzie w Seireitei można się wybrać na randkę, co? – puściła do niego oko.
All my friends tell me I should move on

– ŻE CO?!
– Och, nie zgrywaj się, Toshiro. – Jej ton troszkę spoważniał, ale najwidoczniej sporo się trudziła, by teraz nie chichotać. – Widzę przecież, jak na nią patrzysz.
– To znaczy jak? – Oczy kapitana wypełniło przerażenie. – To znaczy… niby na kogo! Macie od dzisiaj zakaz picia, Matsumoto!
– Przecież umrę z pragnienia, jak wydacie mi taki rozkaz! – Zaśmiała się. – Nie zmieniaj tematu, kapitanie. Nie wiem, jak mogliście tego do tej pory nie zauważyć – zatrzęsła sporym dekoltem, – ale jestem kobietą. My wyczuwamy takie rzeczy. Bez względu na to, jak staracie się to ukryć. No, niektórzy mało się starają… – spojrzała na Renjiego, który skutecznie uniemożliwiał Jaggerjack oddalenie się do swoich koszarów, wciąż obejmując jej kostki i zmuszając, by wlekła go za sobą.
Hitsugaya otworzył usta, ale zanim wypłynęła z nich kolejna fala protestów, znów je zamknął.
– Matsumoto… – zmarszczył brwi, próbując zebrać się w sobie i pogodzić z tym, że musi prosić Rangiku o radę. – Co mam zrobić?
Rangiku roześmiała się radośnie i klepnęła go mocno w plecy, od czego zabrakło mu tchu.
– Tak trzymać, kapitanie! No widzisz, nie było trudno się przyznać, co nie? Och, to będzie cudowne, kiedy wreszcie ty i Mina…
– Matsumoto!
– Toshiro! To takie romantyczne! Białasek i Gwiazdeczka!
– MATSUMOTO!
– Już, już, nie denerwujcie się, kapitanie. – Zakryła dłonią wciąż wygięte w szerokim uśmiechu usta. – Cóż, nic skomplikowanego. Dzisiaj wbiję się na imprezę do Ikari…
– Ona znowu robi jakąś popijawę?!
– A nie wiem, jak nie, to się urządzi… Ważniejsze jest to, że koszary, kapitanie, będą puste… czyli zostawiam wam wolną chatę! – wykrzyknęła z radością Rangiku.
– No i…?
– No co „no i”? No i macie pole do popisu, możecie działać! – śmiała się dalej.
– Ale… Co rozumiesz przez słowo „działać”! – Niecierpliwił się kapitan, artykułując zdanie przez zaciśnięte usta.
– Jak to co… Ale… Toshiro, ty chyba wiesz, nie?
– Ale co?
– No jak to jest kiedy mężczyzna i kobieta… zostają sami. Kiedy zapala się świece i…
– RANGIKU! Ty durna babo, o czym ty mi próbujesz opowiadać?!
– Bo się wydajecie tacy zagubieni w tych tematach…
– Ja… – Hitsugaya spurpurowiał, co zdarzało mu się średnio raz na dziesięć lat. – Wcale nie jestem….
– Próbuję tylko ci powiedzieć, że jako mężczyzna musisz po prostu być stanowczy! Silny, nieustępliwy i….
– DOBRA! Poradzę sobie! Jakoś… Bez tych twoich rad.
– Jesteś taki niewdzięczny… – Matsumoto zadarła nosek i wyminęła go, oddalając się szybko. – Więc od teraz radź sobie sam, jak jesteś taki mądry.
– Gdzie idziesz? – krzyknął za nią.
– Do ósmego oddziału!
– Tylko się nie złajdacz!
– Spokojnie, zadbam o to, by nikt wam nie przeszkadzał! – Pomachała mu ręką i odbiegła, nim zdążył coś odpowiedzieć.
Toshiro smętnie zwiesił głowę, ale po chwili wziął się w garść, zaciskając pięści. Taka okazja może się już nie powtórzyć. Matsumoto nie będzie zaprzątać głowy Kurosaki, więc on w spokoju, będzie mógł…
I wtedy przeszył do lęk.
I’m scared that you won’t be waiting
A co jeśli ona… nie będzie chciała?
Dotychczas nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele, przejęty własnymi uczuciami, a raczej próbami ich ukrywania. Ale teraz, kiedy wreszcie miał przejść do jakiś czynów… Okazać uczucia… Minako dawała mu pewne sygnały, ale może tak mu się tylko wydawało? Co jeśli się tylko wygłupi? On, kapitan jedenastego oddziału? Czy po czymś takim dalej będzie mógł pełnić swoją funkcję, czy raczej ze wstydu wyniesie się z Soul Society? Tylko dokąd?
Potrząsnął głową, pozbywając się depresyjnych wizji.
Nieważne. Nieważne czy będę musiał dzielić jeden pokój z Grimmjowem w domu Ichigo. Muszę spróbować.
Mimo tego postanowienia, długo jeszcze włóczył się po koszarach innych kapitanów, upewniając się czy aby ktoś nie potrzebuje jego pomocy w jakieś ważnej sprawie, półświadomie odkładając swoje dzisiejsze postanowienie na później. Mimo, że świąteczny rozgardiasz doprowadzał go do furii, zajrzał nawet do ósmego oddziału, by sprawdzić, czy nielegalna rozlewnia bimbru ulega dekonstrukcji. W końcu Rangiku osobiście odprowadziła go do jego własnych kwater i życząc mu powodzenia, chwiejnym krokiem odeszła, zostawiając go sam na sam z love questem.
Zagryzł wargi i wszedł do oddziału z ociąganiem wdrapując się na piętro do swojego gabinetu.
Minako ślęczała za biurkiem z półprzytomnym wzrokiem utkwionym w stosie raportów. Hitsugaya chrząknął, by zwrócić na siebie uwagę. Kurosaki podniosła na niego zmęczone spojrzenie.
– Kapitanie, jeszcze nie skończyłam… Staram się jak mogę, ale Rangiku zostawiła mnie z tym wszystkim samą i kazała nie wychodzić stąd dopóki wszystkiego nie…
– Nieważne! Zostawcie to i chodźcie ze mną.
Mina porucznik wyrażała skrajne zdumienie.
– Kapitanie Hitsugaya… Czy właśnie rozkazaliście mi olać obowiązki?
Na twarzy Toshiro pojawiło się coś na wpół uśmiech, na wpół grymas, jakby nie mógł się zdecydować.
– No, od pracy trzeba się czasem oderwać. Wyjść na świeże powietrze…
– Z wami, kapitanie?
– Na spacer… – rzucił Hitsugaya, znów delikatnie się rumieniąc. – Wiecie, poruczniku, mam ten śmieszny rozkaz od Kyoraku… Nie chciałbym włóczyć się samotnie po Seireitei. Chyba nie muszę się prosić, żebyś mi towarzyszyła? – Ton jego głosu zabrzmiał nieco groźniej, niż zamierzał, dlatego uśmiechnął się, by nie miało to wydźwięku rozkazu. A przynajmniej nie dosadnie. W końcu… To miało być coś jak randka.
Kurosaki była naprawdę zaskoczona postawą swojego kapitana. Uśmiech na jego ustach widziała bardzo rzadko. W dodatku polecenie, by towarzyszyła mu w wieczornej przechadzce… Być może działo się coś niezwykłego, o czym miała nadzieję, nikłą jak poranna mgiełka, że kiedyś, być może… Czy te pełne triumfu uśmiechy Rangiku w stylu „a ja wiem, a ty nie”, miały oznaczać, że kapitan przechodzi do ofensywy?
Uświadamiając sobie takie prawdopodobieństwo, poderwała się gwałtownie z krzesła, zrzucając na podłogę kilka zapisanych kartek. Pochyliła się, by je pozbierać, ale zanim zebrała pierwszą z nich, poczuła na dłoni chłodny dotyk.
And there’s no remedy

– Zostaw, Minako – kapitan uścisnął jej dłoń. – Później się tym zajmiemy.
Speszył się i nieco odsunął.
– To co? Mały, zimowy spacerek? Chyba nie odmówisz swojemu kapitanowi? – zawołał dziarsko, z krępacją czochrając sobie białe włosy.
– O-oczywiście, że nie – zająknęła się Kurosaki. – Tylko… tylko jakiś płaszczyk włożę, co? Bo podejrzewam, że zrobi się zimno.
Kapitan stropił się nieco, ale pozwolił swojej podopiecznej, by się przebrała. Sam w tym czasie nerwowo przechadzał się po biurze, wciąż wzdychając w zamyśleniu. Kiedy Minako znów się pojawiła, powitał ją uśmiechem i zaoferował ramię, pod które dziewczyna wsunęła się wdzięcznie.
– No to chodźmy. Lubisz śnieg, Minako?
– Kocham – odpowiedziała, czerwieniąc się z jakiegoś powodu.
Gdy wyszli na ulice, Hitsugaya wyciągnął zanpakuto.
Spocznij na zamarzniętych niebiosach, Hyōrinmaru.
Odtąd, kiedy szli, droga przed nimi zamarzała, pokrywając budynki i wszystko dookoła szronem i lodem, a w powietrzu zawirowały płatki śniegu.
Minako krzyknęła z zachwytu, zezując na dorodny płatek, który spadł na jej nos. Roześmiała się, odgarniając ręką włosy. Turkusowe oczy kapitana przez chwilę w zapomnieniu przyglądały się swojej vice-kapitan. Na ustach białowłosego zagościł lekki, prawdziwy uśmiech. Kiedy Kurosaki poślizgnęła się na lodzie, złapał ją silnie za ramię, nie pozwalając, by upadła.
– Uważaj! – zaśmiał się z jej przestraszonej miny.
– Dzięki, kapitanie…
– Toshiro – poprawił ją Hitsugaya.
Porucznik zamrugała oczyma. Chyba po raz pierwszy zdarzyło się, by Hitsugaya chciał, by ktoś zwracał się do niego po imieniu, a nie tytułował go rangą kapitana.
– Toshiro… – powtórzyła, patrząc na niego w zamyśleniu.
Uśmiech kapitana tylko nasilił jej przypuszczenia.
Hyōrinmaru zamrażał dzielnicę za dzielnicą, przystrajając Seireitei skrzącymi odłamkami lodu i zasypując je warstwą białego puchu. Shinigami, których mijali, witali to entuzjastycznymi okrzykami. Niektórzy wybiegali z koszar, by natychmiast rzucić się w śnieg. Przez chwilę miała wrażenie, że wśród tych pomyleńców dostrzega błękitną czuprynę, ale nim zdążyła się upewnić, kapitan pociągnął ją w boczną alejkę, która jeszcze opierała się jego zanpakuto. Po chwili cała lśniła od szronu. Kiedy doszli do jej końca, okazało się, że to ślepa uliczka.
– Kurde, musimy zawrócić. – Toshiro opuścił łokieć, tak że ręka Minako wymknęła się z jego uścisku i chwycił ją za dłoń, odwracając się. Kurosaki ten prosty gest odebrał całe powietrze z płuc, a światło czającej się w rogu latarni, zgasło w tym samym momencie.
– Co się dzieje? – zapytał, gdy dziewczyna uparcie stała w miejscu, choć on próbował ruszyć naprzód. Odwrócił się do niej, mrużąc oczy. W nikłym świetle oddalonych od nich latarni, widział tylko płatki śniegu, skrzące się na jej pomarańczowych włosach. Śnieg i blask jej oczu. A wreszcie pozostały tylko te oczy, które wypełniły już całe pole jego widzenia. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, kiedy przysunął się bliżej niej. Nagle po prostu trzymał jej drobną twarz w swoich dłoniach.
– Minako…
Zanim zdążył dodać coś jeszcze, Kurosaki wspięła się na palce i poczuł smak jej ust. Były chłodne, a zarazem gorące, słodkie i…
Wsunął dłoń w jej włosy, oddając pocałunek i zamykając oczy, tak jak ona.

Every time I close my eyes
It’s like a dark paradise

Oboje zorientowali się, że latarnia znów działa, gdy ktoś niedaleko zakaszlał głośno.
Odskoczyli od siebie, jak oparzeni, patrząc na intruza, który przyglądał im się w nie mniejszym osłupieniu.
– Ja tylko… Szukałem… Tej… – tłumaczył się Renji, nawet nie próbując odgarnąć rozpuszczonych kosmyków, opadających na jego szeroko otwarte ze zdumienia oczy. – A, nieważne – dodał i szybko wykonał w tył zwrot, widząc, że twarz kapitana dziesiątki, wraca do swojego zwykłego srogiego wyrazu. – Spoko, spoko! Nikomu nie wygadam! – zapewnił jeszcze, odbiegając prędko i machając rękoma. Czerwone włosy powiewały za nim jak sztandar.
Kurosaki oblała się w między czasie rumieńcem i wbiła dłonie głęboko w kieszenie, patrząc gdzieś pod swoje nogi. Hitsugaya zerknął na nią niepewnie, ale nie próbował znów wziąć jej za rękę.
– To co… Wracamy? Zima chyba dotarła już wszędzie, gdzie powinna…
Shinigami skinęła głową, ale nic nie odpowiedziała. Przez całą drogę powrotną unikała też jego wzroku, co bardzo zmartwiło kapitana.
Cholerny Renji! Jeśli zepsuł mi ten wieczór, to osobiście namówię Jaggerjack, żeby w końcu poszatkowała go Shiraionem.
Matsumoto dotrzymała słowa. Kiedy wrócili, ta część kwater dziesiątego oddziału, w którym zwykle rezydowali najwyżsi rangą, była ciemna, cicha i pusta. Wyglądało na to, że Rangiku wyciągnęła na imprezę połowę jego ludzi. Nie mógł dopuścić do tego, by jakiś czerwony ananas wszystko sknocił.
Kiedy weszli, Kurosaki rozejrzała się podejrzliwie, zapalając światło.
– Wszyscy gdzieś poszli… – zauważyła zdziwiona.
Kapitan wystraszył się, że Kurosaki zaraz wybiegnie, by poszukać Rangiku i dołączyć do zabaw lekkomyślnych, lekceważących swoje obowiązki Shinigami… albo co gorsza odkryje, że pustki w koszarach mają z nim coś wspólnego. Ale nie, dziewczyna weszła do ich głównego pokoju, rozbierając się z wierzchniego okrycia i rzucając ubrania na kanapę. Kiedy ściągała szalik, rozległ się cichy klang i na podłogę zleciał zerwany łańcuszek.
– O nie! – krzyknęła. – Gdzie on spadł?
Obróciła się, a wtedy wisiorek chrupnął pod jej butem.
– Nie, nie, nie! – zawyła, upadając na kolana i zbierając w dłonie okruchy, jakie pozostały z jej naszyjnika. – Tylko nie to!
W jej oczach zalśniły łzy.
Toshiro patrzył na nią, zupełnie nie wiedząc jak ma zareagować, w końcu jednak zdecydował się, by w panice skakać wokół niej.
– Minako! Uspokój się, nie przejmuj! Czy to była jakaś rodzinna pamiątka?
– Taaaaak! – zawyła Kurosaki.
– Chryste, tylko nie płacz, może da się to jakoś naprawić…
– A niby jaaaaaak! – Otworzyła dłonie, w których znajdował się drobny, srebrny proszek.
– No faktycznie, raczej nic nie można…
Dziewczyna załkała.
– Minako! – Toshiro pogroził jej palcem. – Natychmiast się uspokój! To jest rozkaz.
Ku jego zdziwieniu Minako przestała płakać. Ale patrzyła na niego z tak żałosną miną, ocierając łezki z kącików oczu, że poczuł jak serce mu pęka.
Odwrócił się i podszedł do swojego biurka. Wyciągnął z kieszeni klucz, którym przekręcił zamek w jednej z szuflad. Chwilę w niej szperał, a potem coś wyciągnął. Jeszcze przez chwile się wahał, ale potem szybkim ruchem zamknął szufladę. Wrócił do swojej vice kapitan i przykucnął przy niej na podłodze, trzymając w ręce małe, ozdobne puzderko.
Dziewczyna patrzyła na niego w oczekiwaniu, pociągając noskiem. Hitsugaya sięgnął do kieszeni i wyciągnął białą chusteczkę, którą otarł spływającą po jej podbródku łezkę. Kurosaki zabrała mu ją i hałaśliwie się wysmarkała.
– Dzięki… – westchnęła głęboko.
Toshiro wyciągnął dłoń i założył pomarańczowy kosmyk włosów za jej ucho.

No one comprases you
Zamarła, chowając się za chusteczką.
– Mina… – Kapitan podniósł trzymane w rękach pudełeczko. – Planowałem… dać ci to pod choinkę, ale… W tych okolicznościach…
Zaczerwienił się i wręczył jej podarunek. A raczej wcisnął pudełko w jej dłonie, jakby chciał mieć to jak najszybciej z głowy.
– Kapitanie… Nie wiedziałam, że wy jednak respektujecie coś w stylu prezentów na gwiazdkę…
– Bo nie respektuję!
– W takim razie trzeba ustroić tą choinkę, którą Rangiku przytargała dzisiaj na święta…
– Ja nie obchodzę świąt!
– A specjalnie wyniosłam ją stąd, jak Matsumoto nie patrzyła…
– Rozpakujesz to wreszcie czy nie?!
Kurosaki zerknęła ze strachem na zaczerwienionego Toshiro.
– Dobra, już, dobra… – Szarpnęła za wstążeczkę przytrzymującą wieczko i z ciekawością zajrzała do środka.
Coś iskrzyło ładnie na dnie puzderka. Sięgnęła do wnętrza, łapiąc w dwa palce srebrny łańcuszek, utkany z cieniutkich, misternych nitek. Zawieszone było na nim przezroczyste, kryształowe serce, kiedy go dotknęła, przekonała się, że jest zimne jak…
– Lód! – Ze zdumieniem obracała je w palcach, ale naszyjnik, o dziwo, nie topniał od ciepła jej dłoni. – Nie topnieje?
– Nie. Nie stopnieje dopóki będę blisko– odpowiedział Hitsugaya i pochylił się, by ją pocałować. Minako przez chwilę była wciąż zbyt zaskoczona, by oddać pocałunek, ale kiedy tylko zorientowała się, co się dzieje, przyciągnęła do siebie kapitana za kołnierz. Poczucie skrępowania, jakie dopadło ją na ulicy, znikło nieodwracalnie. Ogarniał ją zimny dotyk Toshiro. Jego szczupłe, zwinne palce wplotły się w jej dłoń, zamykając ją w uchwycie.
Nie wiedziała ile to trwało. Czas przestał mieć znaczenie, płynąc gdzieś obok nich. W pewnym momencie usłyszała bicie zegara. Jedno, piąte, dziewiąte, dwunaste uderzenie.
Otworzyła oczy, odrywając się od Hitsugayi. Złapała go za ramiona i wychyliła za niego, by upewnić się, która wybiła godzina.
– Coś się stało? – zabrzmiał trochę zachrypły glos kapitana.
Minako spojrzała na niego, a jej oczy błysnęły nieśmiało.
– Już dwunasta.
– Tak? – Kapitan zmarszczył brwi. – I co z tego?
Spróbował znów ją pocałować, ale ona uchyliła się przed jego ustami i zaśmiała cicho.
– Jak to co? – Zmrużyła powieki, zaglądając w jego turkusowe oczy. – Wszystkiego najlepszego, kapitanie.
Ucałowała go szybko w policzek.
– Och. Mam urodziny…?
– Na to wygląda. A ja też mam dla ciebie prezent, Toshiro.
– A jaki? – zainteresował się Hitsugaya, patrząc na nią z pożądaniem. – Bo ja wybredny jestem. Zasadniczo to nie lubię prezentów…
– Wiem. Ale ten ci się spodoba.
Położyła jego rękę na swoim obi. Toshiro zrozumiał i jednym, pewnym ruchem rozsupłał pas, uśmiechając się zwycięsko. Kimono Minako rozsunęło się, ukazując skrywającą się pod spodem satynową, białą bieliznę. Na staniku, pomiędzy jej piersiami, znajdowała się zachęcająca, czerwona kokardka. Kapitan nie zastanawiał się ani chwili. Natychmiast za nią pociągnął, a jego bystrość została nagrodzona. Stanik zgrabnie zsunął się z jej piersi, wywołując na twarzy Hitsugayi rumieniec. Przez kilka sekund w osłupieniu przyglądał się dziewczynie, podziwiając w milczeniu swój prezent.                                                                                                                                                                                                                                                      
Wreszcie zsunął z niej shihakushō, by napawać się w pełni tym widokiem. Wyciągnął do niej niecierpliwie ręce, zachęcając, by się przysunęła. Wziął ją w ramiona i całując zawzięcie, posadził sobie na kolana, samemu wyciągając się na jedynej stojącej w pomieszczeniu kanapie. Stęsknionym dotykiem obsypywał całe jej ciało, przesuwał język wzdłuż jej karku, obojczyka… I wciąż trzymał ją w mocnych objęciach, jak gdyby się bał, że Kurosaki ucieknie. Położył ją na kanapie, nie przestając przerywając czułości.
Minako westchnęła pod naporem jego pocałunków. Nie podejrzewała, że kapitan może być taki… gorący. Zupełnie jakby jego codzienna, chłodna postawa była zwykłą przykrywką. Jej dłonie wędrowały pod kimonem Toshiro, rozkoszując się jego szczupłym ciałem. Wizja tej chwili nawiedzała ją od tak dawna, że teraz czuła się trochę tak, jakby śniła, jakby to nie mogło być rzeczywiste…
Ale kiedy poczuła w sobie kapitana, nie było w tym nic nierealnego.
Jęknęła, obejmując udami jego biodra. Hitsugaya nie odrywał oczu od jej twarzy. Wsparty na wyprostowanych rękach, przyglądał się Minako, a turkusowa czułość rozczulała serce porucznik. Kapitan poruszał się powoli, pozwalając, by Kurosaki całkiem zrzuciła z niego shihakushō, które jeszcze okrywało jego plecy.

Your face is like melody
It won’t leave my head

Zgiął łokcie i znalazł się jeszcze bliżej niej, nie przejmując się paznokciami, które wpijały się w jego łopatki. Poczuł na swojej skórze ciepło jej ciała. Wypełniło go szczęście i błogość, rytm jego ruchów przybrał na sile. Magnetyzm między nimi tylko się wzmagał. Przyspieszone oddechy, szepty, w których wciąż przewijały się ich imiona. Tutaj, teraz, scalony z Minako, wiedział, że nie potrzebuje już nic więcej. Kochali się długo, poznając i smakując swoje ciała. Ale kiedy porucznik znalazła się na nim, a Toshiro mógł znowu podziwiać jej kształty i tonąć w coraz głośniejszych odgłosach jej rozkoszy, poczuł, że dłużej nie może przeciągać tego spełnienia. Chociaż wolałby, by ta chwila trwała wiecznie, by nigdy się nie skończyła, to gdy Minako krzyknęła, wyginając plecy w łuk, kapitan usiadł, przyciskając ją do siebie i dołączając swój niski jęk do jej głosu.
Kiedy powoli wracali do rzeczywistości, zauważyli, że ich płytkie oddechy zamieniają się w parę. Hitsugaya zamrugał powiekami kilkukrotnie, próbując przywrócić umysłowi jakiś tok logicznego rozumowania. Podniósł się, ciągle zazdrosnym objęciem ściskając Kurosaki. Oboje rozejrzeli się po pokoju, który zmienił się nie do poznania.
Zaszronione okna, zwisające z wszelkich poziomych powierzchni sople i śnieg, pokrywający grubą warstwą podłogę. A oni nie czuli nawet chłodu, rozgrzani własną gorączką.
Minako wybuchnęła śmiechem, gdy zrozumiała, co się stało.
– Nabałaganiłeś, Toshiro!
– Troszeczkę…
– Ładne mi troszeczkę! Jak tego zaraz nie posprzątasz, to będziemy mieć tu rano powódź… – Pogładziła go palcem po linii szczęki.
– Ale ja mam dzisiaj urodziny! Nie będę sprzątał! – Popatrzył na nią i uśmiechnął się zachęcająco.
– Nie patrz się tak! Ode mnie już dostałeś prezent…
– No – zgodził się, przytulając się do niej i znów kładąc na kanapie. – Może sam się tym zajmę. Jak dostanę jeszcze jeden…
– Kapitanie!
– „Toshiro”.
Pocałował ją z czułością w kark, a potem położył się obok. Minako wsparła głowę na jego ramieniu, przez chwile jeszcze mu się przyglądając. Nie mogła przestać wciąż leciutko się uśmiechać.
I don’t wanna wake up from this tonight

– A powiedz mi jeszcze… – odezwał się Hitsugaya. – Co się stało z tą choinką?
– No, wyniosłam ją stąd.
– Ale czemu?
– Przecież wiem jak tego nie lubisz. Nie chciałam, żebyś się wkurzył.
Kapitan roześmiał się i ucałował ją w pomarańczowe, potargane włosy.
– No co? – oburzyła się Minako, sądząc, że Toshiro się z niej nabija.
– Nic. Po prostu… Nie wiedziałem, że jesteś taka kochana.
– Jak mogłeś tego nie zauważyć! – ofuknęła go Kurosaki.
– Jakoś taki mi to… umknęło uwadze – droczył się z nią kapitan. – Ale niech będzie. Możecie tu wnieść te drzewsko.
– Naprawdę?
– Jest jeden warunek.
– Wiedziałam, że to by było za łatwe… Jaki?
– Chcę znaleźć pod choinką taki sam prezent jak dzisiaj…
Zanim zasnęła w jego ramionach, słyszała jeszcze jak echo niesie dalekie głosy pewnej pijanej kapitan i pijanego porucznika, którzy śpiewali durne teksty do melodii znanych kolęd.

Dziś w Seireitei, dziś w Seireitei, wesoła nowina!
Że idą święta, ze idą święta i niech żyje espada!

A zaraz potem na inną melodię:

Kapitan nadchodzi, oddział truchleje
Byakuya niezwyciężony!
Porucznik blednie, miecz tępieje
Kuchichi nieustraszony!

 

 

 









2 komentarze:

  1. Zapierścionkowano cię? :D Gratulację!!! :D

    Od początku się zastanawiałam jak to między nimi się zaczęło... Teraz wiem :D Co mam jeszcze napisać jeżeli wszystko jak zwykle idealnie? >^.^< Jedynie mogłabym "ponarzekać", ze niebieskiego akcentu nie ma, ale co za dużo to nie zdrowo co nie? :D Więc narzekania nie będzie, wszystko pięknie i bez zastrzeżeń :)

    U ciebie też śnieg w końcu się pojawił? ;>

    Pozdrawiam :* :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wooo, no coś ten Hitsugaya kombinuje z tą zimą, ale się nie przykłada i śląsk wciąż więcej szary niż biały :D Ale nawet na pojedyncze płatki patrzy się z przyjemnością ^^

      ach, no mi tez Grimmy'ego brrrakował w tym rozdziale :( Co gorsza obawiam się że w nastepnym tez bedzie go mniej! Ale wynagrrrodzę nam to, wynagrrrrodzę ^^

      i dziękuję ;) prawdę mówiąc, liczyłam że dostane pod choinkę poduszkę z grimmjowem... ale żeby nie było, że narzekam! ;P w koncu sama sobie zasłużyłam przez te swoje marudzenie... chociaz... zaledwie raz czy dwa wspomnialam nieco podniesionym tonem, ze sie czuje jak w gimbazie, nazywajac 'swoim chlopakiem' faceta z ktorym szosty rok mi leci... :P ach na WILCZA PERSWAZJA :D no przysiegam, ze nawet garnki nie latały!

      chyba.

      :D

      UDANEGO SYLWUNIA, Kazumi! :* Wypatruj tam gdzies na niebie Sexte, bo widziałam go jak z worem fajerwerów popylał z Tesco.... :P

      Usuń