niedziela, 18 stycznia 2015

14. TACY SAMI: So brave and so sweet (cz.2)



W tym samym momencie, gdy Renji zgarnął z szafki swój sportowy strój i wyszedł, trzasnąwszy za sobą drzwiami, w sąsiednim pokoju ocknęła się Ikari, wyrwana ze snu hałasem na korytarzu. A kiedy krzyki kapitan urągającej Espadzie poniosły się po hotelu, Ikkaku z Ayasegawą zaczęli krzątać się po pokoju, szukając części swoich szkolnych mundurków. Reszta drużyny również zaczęła zbierać się na trening, mrucząc pod nosem, że Renji ma rację. Niezdecydowany Ichigo przez chwilę stał w drzwiach, aż wpadła na niego Ikari, po którą poszedł Madarame i teraz wpychał ją siłą do pokoju. Kurosaki złapał niebieskowłosą, patrząc z niesmakiem na koszulkę z panterą, w którą wciąż była ubrana, ale Yumichika wyciągnął Hagane z ramion Zastępczego, zanim ten poczynił jakiś komentarz. Następnie zamknął się wraz z nią w łazience, bredząc coś o tym, że posiada certyfikat mistrza fryzjerskiego, który jakoby zdobył w Mediolanie. Po trzech minutach Yumi i Madarame, trzymając pod pachami Ikari, wywlekali ją na korytarz, panikując, że już pierwszego dnia zarobią szlaban za spóźnienie. Ichigo wciąż stał w progu, więc Ikkaku zgarnął go wolnym ramieniem, pouczając, że „powinien dać siostrze trochę prywatności.” Protesty Kurosakiego i Jaggerjack, których siłą prowadzono do szkoły, słychać było długo, głośno, wyraźnie i wulgarnie.
Jedna poważna rozmowa mniej tego ranka, odetchnęła Minako, myśląc o Ikari, która była zbyt zaspana, by rzucać jej pełne urazy spojrzenia. Przez ułamek sekundy, w którym udało im się nawiązać kontakt wzrokowy w tym całym zamieszaniu, miała nawet wrażenie, że przyjaciółka zupełnie tak jak dawniej szuka u niej wsparcia i pomocy przed napastującym ją grzebieniem Yumichiką. Uśmiechnęła się w duchu, przywołując jej dochodzący zza zamkniętych drzwi łazienki lament: „Kurwa, Yumi, ja cię błagam… NIE! Nie czesz mnie na tą stronę! Mam suchego wilka, idioto, jak ja będę wyglądać? NIE DOTYKAJ MOJEJ GRZYWKI, mówię! Nie ubiorę znowu spódniczki! Ja nie chodzę w takich rzeczach… ZOSTAW TĄ KOSZULKĘ, ZBOKU! LUDZIE, POMOCY, GWAŁCĄ! Czy wszyscy już mają cię ze geja, że nikt mnie nie próbuje ratować? Co z tego, że nie mój t-shirt­­ i tak lepszy, niż te szmaty, chociaż śmierdzi. Nie, nie, nie, ŻADNYCH POŃCZOCH!”
I remember you well in the Chelsea Hotel
You were talking so brave and so sweet
Z zamyślenia wyrwało ją chrząknięcie Toshiro.
– Porozmawiamy? – zapytał. Przynajmniej nie dodał „wreszcie”, choć aż się o to prosiło. Skinęła głową i rozejrzała się po saloniku w poszukiwaniu czystej szklanki. Jej wzrok zawiesił się na oparciu krzesła, a raczej na przerzuconej przez niego koszulce Abaraia z wielką aplikacją ananasa i chociaż zwykle parskała na jej widok śmiechem, tym razem nie poprawiła jej nastroju. Szklanka stała na stole tuż przy tym oparciu. Sięgnęła po nią i uważnie obejrzała pod światło. Uznała, że jej ścianki są na tyle czyste, by spełniać minimalne wymogi sanepidu i nalała do niej wody. Uniosła ją do usta i napotkała na linii swojego spojrzenia turkusowe oczy.
– Chcesz też? – Wskazała na dzbanek z wodą.
– Nie, dziękuję.
Odsunęła sobie krzesło, inne, niż te, na którym wisiała ta nieszczęsna koszulka i usiadła przy stole, obejmując dłońmi szklankę i siorbiąc z niej małymi łyczkami. Kapitan poszedł w jej ślady i usiadł na końcu stołu.
– Nie wiem od czego zacząć – rzuciła Minako, obracając w dłoniach naczynie.
– Może od tego, czy… – zaczął Hitsugaya, a Kurosaki natychmiast weszła mu w słowo.
– Naprawdę nie wiem, jak to było ze mną i Abaraiem. Gdybym miała pewność… To pierwsza bym się pochlastała. Nie tylko ze względu na ciebie.
Toshiro potarł dłonią nasadę nosa. Być może bezwiednie, ale Minako od razu przypomniała sobie, jak przy okazji jednej z ostatnich rozmów rąbnęła go w nos. Ciekawe, jak zakończy się to dzisiaj.
– Czy myślisz, że gdybym uważał, że on naprawdę to zrobił, pozwoliłbym mu wyjść stąd w jednym kawałku?
– Hm, a wydawało mi się, że widziałam, jak przystawiasz mu Hyorinmaru do gardła…
– Zapobiegawczo. Ale chyba opuścił pokój całkiem żywy, co nie?
– Więc… Nie wierzysz, że on i ja…?
– Nie. I nie o to chciałem najpierw zapytać.
– Ooo… – zdziwiła się Minako. Zastanawiała się, czy kapitan buduje sobie grunt pod rozmowę, do której powinno dojść już dawno, bojąc się, że ona znów nie zechce go wysłuchać, czy naprawdę był szczery. – No to… O co chciałeś zapytać najpierw?
Na twarzy Toshiro zagościł trochę smutny półuśmiech.
– Czy pamiętasz jak ostatnio byliśmy w hotelu. W Kalifornii. Pamiętasz?
Nie musiała odpowiadać. Zdradziły ją spąsowiałe policzki. Jak mogłaby zapomnieć? To były… To być może były najlepsze chwile, jakie z nim spędziła.
Giving me head on the unmade bed
While the limousines wait in the street
– Możemy do tego wrócić – powiedział cicho Toshiro, odgadując jej myśli.
– No nie wiem. – Podniosła na niego wzrok. – Trochę mnie po drodze wkurzyłeś.
– Trochę nie bardzo dałaś się przepraszać.
– Ależ ty nie próbowałeś mnie przepraszać, tylko udowadniać mi, że masz czyste sumienie.
– A to nie to samo?
– Nie, Toshiro, to zupełnie coś innego. Usprawiedliwiać się, trwając przy swoim, a przyznać „Sorry, nie powinienem”. Łapiesz tą subtelną różnicę?
– Gdybyś mi uwierzyła, że miałem czyste intencje…
– I chciałeś dobrze, co?
– No… tak. – Toshiro wyciągnął przez stół rękę i dotknął dłoni Minako, ale ona kurczowo splotła palce na szklance, nie pozwalając mu wziąć się za rękę. – Chciałem…
– Chciałeś mnie sprzedać świrowi z dwunastki.
– Nie, Minako, nie chciałem nikogo…
– Mnie i Grimmjowa, powiedział mi.
– To nie tak…
– Nazwał cię sprzedawczykiem.
– Pff. I co jeszcze mówił? Że w Hueco Mundo rozdają darmowe wejściówki na „Aizen Sosuke Superstar”?
– Grimmjow…
– Grimmjow Jaegerjaquez jest niewartym złamanego grosza sukinsynem!
– Ale nie jest kłamcą.
– Och, to go faktycznie ze wszystkiego rozgrzesza! Jest SKOŃCZONYM ŁAJDAKIEM, ale SZCZERYM, więc w PRZECIWIEŃSTWIE DO MNIE zasługuje na zaufanie! Ja tylko miałem na uwadze twoje dobro, a ten kretyn podsłuchał coś, czego nie zrozumiał i wszystko przeinaczył…
– Czyli nie zaprzeczasz, że rozmowa z psycholem Mayurim miała miejsce?
– ALE NIE NA TEMAT SPRZEDAŻY!
– Byłbyś tak łaskawy nie podnosić na mnie głosu?
Głos Minako zabrzmiał zbyt spokojnie. Kiedy Toshiro przyjrzał się swojej porucznik, dostrzegł, że ze zdenerwowania drżą jej usta.
– Przepraszam. Nie powinienem, ja… Po prostu chciałbym, żebyś mi ufała. Żebyś zrozumiała, że nie ma powodu, by się wściekać.
Those were the reasons and that was New York
We were running for the money and the flesh
– Nie ma powodu? – Głos Minako zabrzmiał jeszcze ciszej niż przed chwilą.
– Nie, nie ma. To wszystko co powoduje między nami niezgodę, to jakieś bzdury. – Tym razem złapał Minako za rękę i uścisnął mocno. – Nie pozwól, żeby jakieś brednie zniszczyły to, co jest między nami.
O, dobrze to ujął. „Zniszczyły” w kontekście z Szóstym brzmi wiarygodnie.
– Bzdury? Brednie? – zapytała, wyrywając rękę. Przewróciła szklankę, która potoczyła się po blacie, rozlewając wodę. Schowała jedną dłoń w rękaw i pociągnęła go, aż bluzka odsłoniła prawe ramię. – To są dla ciebie bzdury i brednie?
Odwróciła się do Hitsugayi bokiem, a w coraz silniejszym świetle dnia ukazały się głębokie blizny, wychodzące aż na ramię Minako.
– Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli.
– Więc co? Czego ty w ogóle chciałeś, Toshiro? Po co to wszystko?
– Ja się tylko… martwiłem. – Nie opuścił wzroku pod naporem pełnego wyrzutu brązowego spojrzenia. – Jesteś taka skryta. Chciałem dowiedzieć się więcej o tobie. Myślałem, że mniej bólu sprawię ci, sam dochodząc do prawdy, niż wypytując cię o to wszystko…
– Źle myślałeś, kapitanie. Twoje dociekania odśnieżyły mi pamięć. Wspomnienia, o których udało mi się zapomnieć, wróciły. Dlatego teraz podzielę się z tobą tą wiedzą, której szukałeś.
– Nie musisz już niczym…
– Teraz to ty musisz! Nie zmierzam znów dźwigać tego sama. – Wstała od stołu i podniosła rolety, żeby do pokoiku wpadło więcej światła. Jednym szybkim ruchem ściągnęła przez głowę bluzkę. Na twarzy kapitana pojawiły się rumieńce, ale to nie dlatego odwróciła się do niego tyłem. Nie zależało jej, by nie czuł się skrępowany, zresztą… To swoich pleców się wstydziła, nie piersi. Do tej pory nie pozwoliła mu się przyjrzeć malowniczym bliznom, które je ozdabiały. Nikomu nie pozwoliła. Nie lubiła ich. Nigdy na nie nie patrzyła. Do niedawna jeszcze nie pamiętała skąd je ma. Kiedy ujrzała je w lustrze po raz pierwszy, autentycznie się wystraszyła. Tego samego wieczoru widziała w wiadomościach reportaż o kręgach w zbożu i właśnie z tym sobie to skojarzyła. Jej plecy wyglądały jak pole kukurydzy, na którym wylądował statek kosmiczny. Obraz wyrytych w skórze hieroglifów prześladował ją jakiś czas nawet w snach. A teraz wiedziała już, czym były. – Te cztery największe okrągłe blizny… To po prętach zatrzymujących reiatsu. Szayel wbijał je na żywca. Resztę okręgów pozostawiły przyssawki. Wysysał ze mnie energię razem z krwią. Łączące je linie są po nacięciach. Zdaję się, że kutas myślał, że im bardziej mnie ponacina, tym więcej ze mnie wyciśnie. Miałam bardzo dużo energii i szybko się regenerowałam, więc to trwało w nieskończoność. – Teraz odwróciła się przodem, wyciągając przed siebie ręce, tak, że przedramiona oparły się o piersi. – Zgięcia łokci, widzisz? Jakbym próbowała podciąć sobie żyły. Środki uspokajające, usypiające, odurzające, stymulujące… W końcu już nie miał gdzie się wbijać, więc pewnego razu, by mnie pobudzić… – Przesunęła opuszkami palców po podłużnej bliźnie pod piersią, dokładnie ją okalającą. – To po nożu Nnoitory. Tylko raz odważyli się tak zabawić. Pobudzili mnie wtedy do tego stopnia, że rozwaliłam gadzinie połowę laboratorium, zanim mnie złapali. Zdaję się, że rozbiłam też gnojowi okulary… – Zmarszczyła brwi i zamknęła oczy, przypominając sobie coraz więcej szczegółów. – Wdrapałam się łyżce na kark i nie chciałam z niego zejść. Szayel był za niski, żeby mnie dosięgnąć, och pamiętam! Tak śmiesznie podskakiwał, żeby złapać mnie za nogę, ale nie miał tych przeklętych okularów, więc podskoczył, ja zabrałam stopę, a on wyrwał Nnoitrze garść włosów. Dostał za to takiego kopa, że przeleciał po podłodze jak szmata i wpadł do mojej celi, o Boże, pamiętam. Piąty musiał uwolnić zanpakuto, żeby odczepić mnie od swojego karku dodatkowymi parami łap… To jedyne miłe wspomnienie jakie stamtąd wyniosłam. No, chyba, że przypomni mi się coś jeszcze.
Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła twarz Toshiro tuż przed oczyma. Stał trochę niepewny, jak zareagować na jej historię, a ona nie zamierzała mu niczego ułatwiać. Wreszcie odważył się ją objąć i mocno do siebie przytulić.
– Za każdą tą bliznę – poczuła na plecach jego dotyk – za każdą jedną twoją bliznę, zostawię mu ich tysiąc. Będę go szatkował tak długo, aż zacznie przypominać mielone mięso z hollowa.
And that was called love for the workers in song
Głos Toshiro był zimny jak lód i coraz chłodniej robiło się Minako w jego ramionach. Po chwili zaczęła drżeć z zimna, ale Toshiro tego nie zauważył, bo sam drżał ze złości.
– Przepraszam, że musiałaś znowu przez to przechodzić.
– Toshiro…
– Naprawdę. Obiecuję, że więcej nie będę taki wścibski.
– Tosh…
– I nie będę cię do niczego przymuszać.
– To…
– Opowiesz mi o sobie, kiedy będziesz gotowa.
– KA-KA-PITANIE-E! – Udało jej się wreszcie wrzasnąć, szczękając zębami. – T-trochę mi-i zi-zi-zimno-o…
– Ups…
Odsunął się od niej na pół metra i wtedy pojawił się niespodziewany gość.
– Hej, drużynooo! – Drzwi otworzyły się bez pukania i do pokoju 6b dziarskim krokiem wkroczył trener reprezentacji Karakury. – Zbiórka przed hotelem o… Ooooooo, choooleeera! – Fullbringer z głośnym plaśnięciem przyłożył sobie dłonie do oczu i po omacku wycofał się za próg, obijając bark o futrynę. Zamknął za sobą drzwi i po chwili grzecznie zapukał. Toshiro fuknął głośno z niezadowoleniem i ściągnął z siebie bluzę, którą zarzucił na ramiona Minako. Pukanie się powtórzyło, a nieco rozbawiona sytuacją Kurosaki, powiedziała uprzejmie: „Proooszę”.
Drzwi uchyliły się, ale tylko odrobinę.
– Dzień dobry, czy zastałem drużynę? – rozległ się głos pułkownika, ale w szparze między drzwiami a ścianą pojawił się tylko czubek jego nosa.
– Nie, już wyszli – odpowiedziała Kurosaki, zapinając bluzę i rozcierając dłonie.
– Aha. W takim razie, nie przeszkadzam państwu dłużej i okropnie mi przykro, że jakiś palant zakłócił państwa intymne chwile. Miałem nadzieję, że trochę pomożesz mi z trenowaniem, Minako-chan, znasz lepiej chłopaków i jesteś akurat na miejscu, ale to może innym razem… – Drzwi zaczęły się zamykać, ale zaraz nagle otworzyły się trochę szerzej i jednak pokazała się w nich twarz trenera. – I strasznie zimno tu macie, wiecie? Ty nie wiesz, mały, że trzeba zadbać o klimat jak się jest z dziewczyną?
Zanim jego głowa znikła, trafiła w nią  śnieżka, która zmaterializowała się w dłoniach lodowego Shinigami. Zanim drzwi na dobre się zamknęły wsunęła się przez nie ubrana w rękawiczkę dłoń. Pstryknęły złączone palce pułkownika, a w kominku na środku pokoiku zapłoną ogień.
Humor Minako już znacząco się poprawił. Poczuła ulgę, wyrzucając z siebie to wszystko. Podeszła do kominka, a blask płomieni uwydatnił igrający na jej wargach uśmiech.
– Głupi, nadęty, wstrętny, zramolały, ohydny, parszywy, głupi…
– Tak, już mówiłeś…
– Paskudny, obrzydliwy, wredny, koszmarny, stary dziad!
– Skończyłeś? – Minako odwróciła się do Hitsugayi, z rozbawieniem obserwując nadąsaną, obrażoną minę kapitana dziesiątki.
– Powiedzmy.
– No właśnie… – Coś jej się przypomniało. Wtedy nie była w nastroju, żeby zwrócić na to większą uwagę, ale…
Dwa sprężyste kroki i już stała naprzeciw niego. Bezceremonialnie podwinęła kciukiem jego górną wargę i przyjrzała się uzębieniu kapitana. Tak jak jej się wcześniej zdawało, brakowało mu górnej dwójki.
– No nie wierzę… – parsknęła śmiechem, a białe brwi znacząco się do siebie zbliżyły. – Powiedz mi, że to próchnica i chodzicie z pułkownikiem Mustem do tego samego dentysty…
– Skońcyłaś? – wyseplenił Hitsugaya i dopiero wtedy Minako zabrała rękę z jego twarzy. – To tylko gigai. Urahara to naprawi.
– Taa… To lepiej już się zapisz na wizytę, bo słyszałam, że na bezpłatne usługi stomatologiczne u kapelusznika czeka się baaardzo dłuuugo. Tak długo, aż wreszcie zapłacisz, uściślając. Ale zanim zaczniesz ubiegać się o darmową protezę, zdradź mi, proszę… Serio? Pobiłeś się z Fullbringerem?
– Nie drąż tematu, Mina, proszę.
– Mam jednak iść z na ten trening i zapytać go o to?
– Znowu chcesz mnie zostawić?
Ah, but you got away, didn't you babe
You just turned your back on the crowd
– To nie ja cię zostawiam. To ty mnie odsyłasz.
Momentalnie powróciło między nich napięcie.
– Ja cię odesłałem?
– No chciałeś mnie wysłać do dwunastki!
– Ech. A ty znowu swoje. – Toshiro pokręcił z rezygnacją głową. – Jesteś taka sama, jak Jaggerjack.
– Co? A co to niby znaczy? Bo wątpię, żeby to był komplement.
– Oczywiście. Przecież jej nie cierpię.
– Bo?
– Bo ma na ciebie zły wpływ. Pijesz tyle co ona, klniesz tyle co ona, uciekasz, tak jak ona i…
– I zostaję kapitanem, tak, jak ona?
– Też.
Minako prychnęła pogardliwie, chcąc odejść, ale Hitsugaya chwycił ją za obie ręce, udaremniając jej ucieczkę.
– Nie, Toshiro, jeśli uważasz, że Ikari nie ma powodu, żeby wiać przed Espadą…
– …i chlać przez niego na umór…
– …i że ja nie miałam prawa się wystraszyć…
– …a język mieć ostrzejszy, niż zanpakuto…
– …będziesz tak wchodził mi w słowo?
– Nie, znudziło mi się. – Przyciągnął ją bliżej siebie. – Znudziło mi się uganianie się za tobą jak jakiś szczeniak. To ty dałaś mi w dziób, nie dałaś mi się wytłumaczyć i zwiałaś. Nie wysłałaś mi ani pół raportu, odkąd tu utknęłaś, a przypominam, że JESZCZE jesteś w moim oddziale. Kyoraku nabrał wody w usta i gdyby nie wiadomość od Jaggerjack…
– …której tak nie znosisz…
– …to wciąż może nie wiedziałbym, gdzie jesteś i co się dzieje. Ja już za siebie przeprosiłem, teraz twoja kolej.
– Za co mam cię niby przepraszać?
– Że stchórzyłaś. Że mi nie zaufałaś.
You got away, I never once heard you say
I need you, I don't need you
– Jeśli chciałem czegoś od Mayuriego, to żeby przebadał cię ZA TWOJĄ ZGODĄ – kontynuował Hitsugaya. – W mojej obecności. Przyznałaś, że nie pamiętałaś nic z tego, co się działo w laboratorium. Nie sądzisz, że mimo wszystko, zawsze lepiej jest wiedzieć, niż nie wiedzieć? – Minako nic nie mówiła. Czuła, że jest w tym sporo racji. – Uciekłaś, Minako. Nie ja ci kazałem odejść, tyko ty sama…
– NO JUŻ DOBRA! – przerwała wreszcie jego żale. – Sorry! Wystarczy?
– Nie.
Kapitan nadstawił policzek, a Minako z cierpiętniczym westchnieniem zbliżyła do niego usta, kiedy…
– To co, idziesz ze mną? – Drzwi po raz kolejny otworzyły się niespodziewanie i znów stanął w nich pułkownik. – Jezu… Myślałem, że już skończyliście… Słabo u ciebie z podrywem, mały.
– MAŁEGO TO TY MASZ!
– Już, już, Tosiek, nie denerwuj się, bo osiwiejesz.
– Dzięki, kuźwa, za radę! Gdzie byłaś przez całe moje życie?! – wrzeszczał rozhisteryzowany Toshiro, trzymając się za swoje białe włosy.
– Jaki stopień upośledzenia tu widzimy? – zapytał Fullbringer, z udawanym zmartwieniem przyglądając się Hitsugayi.
– To nie to. Wydaje mi się, że stresuje go ta różnica zdań… – Minako odpowiedziała za swojego kapitana, który zdołał tylko zabulgotać ze złości. – No wiesz. Coś jak odmienne poglądy polityczne. To go wykańcza. – Wskazała na płonące drwa w kominku i roztapiający się przy drzwiach śnieg.
– Aaa, rozumiem. – Pułkownik Must uśmiechnął się ze zrozumieniem. – Mróz zawsze musi ustąpić przed ogniem, zima przed wiosną, a…
– A słyszałeś kiedyś o czymś takim jak klęski żywiołowe? – Toshiro wreszcie odzyskał głos. – Biegun północy, południowy? Miejsca, gdzie panuje wieczny chłód?
– Tak, tak, tak… Więc jesteś księciem Krainy Lodu, co? Budujesz zamki ze śniegu i śpiewasz o swoim życiu z zawodzącym, północnym wiatrem, jak w nudnych, starych musicalach…
– A gdzie jest twoje królestwo, płomienny trenerze? Bo z tego co się orientuję, jedyna znana Kraina Ognia siarką i pożogą płynąca, znajduje się gdzie pod nami. W piekle, uściślając. Nie musisz się tam wybrać dorzucić do pieca, żeby nie zgasło, czy coś?
– Czyli nie idziesz? – Fullbringerowi albo zabrakło riposty albo chciał być tym mądrzejszym i ustąpić. W każdym razie nie zwracał już uwagi na Toshiro, za to znów zwrócił się do Minako.
– Idę, idę… Romantyczny nastrój poszedł w pizdu, a nie mam zamiaru gnić w tym tanim hotelowym pokoju przez cały dzień, kiedy mogę się do czegoś przydać.
Na twarz Musta wpełzł zwycięski uśmiech, za to Toshiro wyraźnie oklapł. Odwrócił głowę, udając że pilnie przypatruje się stojącej w rogu szafie.
Kurosaki wywróciła oczami.
– Hej. – Złapała kapitana za brodę i skierowała jego turkusowe spojrzenie na swoją twarz. – Musisz iść ze mną, kapitanie. Obiecałeś mi pożyczać haori, pamiętasz? Przynajmniej dopóki nie mam własnego.
– Na ten temat jeszcze musimy sobie porozmawiać – powiedział z powagą Toshiro, ale kąciki jego ust nieco się uniosły.
– Oczywiście. Kwestię tego kto do kogo będzie mówić „kapitanie” ustalimy później.
– To znaczy kiedy?
– W łóżku.
– Aha. No chyba, że tak. – Kapitan ochoczo przystał na tą propozycję. Złapał swoją wciąż porucznik za rękę i wyminął Fullbringera w drzwiach. Udało mu się nawet zanucić pod nosem „Frozen”.

7 komentarzy:

  1. Chciałam się tylko zameldować, że nadal jestem i nadal czytam... jednakże jak to określiłaś trafnie "zimowa deprecha" dopadła i mnie przez co nie mam pomysłu na chociaż odrobinę znośny i kreatywny komentarz -_-"

    Jednakże trochę tą moją mózgownice pobudzę i zmuszę do działania pisząc, że przyjemnie i płynnie się czytało, a końcówka wywołała uśmiech rozbawienia na twarzy spowodowany wyobrażeniem sobie całej sytuacji ^.^

    Także na zakończenie obu nam życzę, żeby nastała bardziej produktywna wiosna (przynajmniej w moim przypadku) albo chociaż zachciało się tak jak się nie chcę :P

    Pozdrawiam ;)

    PS I. Nawet nie pytaj ile siedziałam nad tym, żeby to napisać... :D
    PS II. Piosenka wprowadziła mnie w dziwny, bliżej nieokreślony, nostalgiczny nastrój ^.^"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo tak, Kazumi, widzę, że mnie rozumiesz. Tak, jak się nie che, żeby się chciało! Napiję sie za to, za nas! ;*

      Usuń
  2. Rozdział dawno przeczytany i powtórzę, że czekam na dalszą część. Co do rozdziału, cóż... Przyznaję, że musiałam czytać to na 2 razy, ale nie z powodu notki, a jedynie mojego zmęczenia. Nie lubiłam Minako, ale powoli się do niej przekonuje. Głównie dzięki temu, że jej zachowania są jak najbardziej logiczne dla mnie. Mimo, że afera, aferę pogania, wszystko kupy się ima. Nie ma akcji, które by odstawały lub były zbyteczne. A powiem, że pisanie wszystkiego z sensem łatwe nie jest, bo czasem wystarczy jeden nie do końca przemyślany szczegół. I wtedy dupa. Bardzo też podobał mi się obraz Tosia bez zęba, którego sobie wyobraziłam, czytając rozdział. I scena, gdy Must wparował. Dobre, bardzo dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tak mi dumnie, że jest ten sens. Staram sie, a sama nie raz mam wrazenie ze sie w tych intrygach gubie... *rozbiegany wzrok* Niestety czasem Droga pisze sie sama i ja sie czuje, jakbym miala wbrew pozorom bardzo maly wplyw na rozwoj wydarzen ;P Siadam w nocy, nad ranem padam, czytam wieczirem, co napisalam czesto ze zdziwieniem :D

      Usuń
  3. Okay! Yup, nie będziesz wyć? Mówiłaś, ze gardełko się zdarło, a ja czuję się bardzo cholernie winna i Aizen świadkiem, powinnam! Wiem. Ale, kochane wilcze stworzenie, zimowa chandra... Widzę zresztą to samo u Ciebie, co? Anyway, bierzemy się do roboty, ile można nad sobą biadolić ze egzamin nie zaliczony a rozdział nie napisany? Osiwieć można. A skoro o siwieniu mowa...! Toshiro absolutny hit, fenomen i mistrz, a na początku, słowo honoru, myślałam, ze ten paring nam się skończy. Ewidentnie na to mi się zapowiadało od paru rozdziałów i myślałam, ze jednak Must zajmie jego miejsce. Ale Droga się jeszcze nie skończyła...
    Aleś się z rozdziałem Wilczy w ogóle nie postarała, no. Krótkie to to! Brak Grimmjowa, brak Ikari, brak mi Czwóreczki! Czy to jest aby głęboki wdech przed skokiem do wody?? Nie zasłużyłam na rozpieszczanie wiem, wiem...
    Krótka historia Miny po Hueco Mundo była przykra i przeszły mi dreszcze jak sobie to wyobraziłam, porównanie do kręgów w polu zatrważające. Aczkolwiek akcja z Nnoitorą i Szaylem zabawna, jej, Wilczy, naprawdę wpleciesz we wszystko komiczny wątek, mistrzu Ty! Ale to już z Minako zostanie na zawsze, dobrze, ze ona i Tosiek hmm... Wrócili do siebie?
    Wgl gdzie się podziała łapka na playerze? Coś z nią zrobiła?!
    Przepraszam Cię za zniknienie i nie komentowanie, ale czytać, czytałam na bieżąco. A teraz do roboty Wilczy, do roboty, ot co! Chandry i te sprawy to swoją drogą, ale Droga musi iść! A co do tego RhanoGrimmjowego cmoknięcia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co z nim, no wlasnie???? Moze sie dowiem wreszcie, nozez kurwa! Wracaj i dopisz mi tu CD a propo tego incydentu!!!!!;D

      Usuń
    2. Przesz dopisałam!! Tylko pod innym rozdziałem... ^^

      Usuń