Aha! Kirai nie zna się na interpunkcji, także wybaczcie mu... Chaotyczne byłyby to wpisy, dlatego nie będziemy wpuszczać Kirasia częściej jako narratora ;D Ale dzieki temu mozecie odroznic kiedy on kłapie szczeka a kiedy inni dra ryja ;D
______________________
– Wybaczcie mi ten mały wybieg z kidou, ale chyba… jak to mówią? Nie poddalibyście się dobrowolnie, prawda? – Kisuke uśmiechał się do nich smutno, siedząc dokładnie pośrodku prostokątnego stołu. Na jednym jego końcu siedziała Jaggerjack – ręce miała skute z tyłu, a kostki spętane łańcuchem, przypiętym do wmontowanych w podłożę cokołów. Grimmjow, który siedział naprzeciw niej, miał łapy I nogi przykute do czegoś, co wyglądało jak troche nowocześniejsza wersja krzesła inkwizytorskiego. – Musiałem was unieszkodliwić, dla dobra ludzkości. Dość trupów padło z rąk Espad w ostatnim czasie – dodał, patrząc wymownie na Jaegerjaqueza. – Jako król, czułbym się odpowiedzialny za ludzkie istnienia… To znaczy wiem, że akurat tobie koło królewskiej dupy lata żywot zwyczajnych śmiertelników, ale jakby na to nie patrzeć, był to przejaw samowolki twoich poddanych no nie? Bo chyba nie wydałeś rozkazu by zgładzić wszystkich, którzy lubują się w hiszpańskiej kuchni?
Grimmjow nie
odpowiedział, ale jego kobaltowe oczy posyłały zrozumiały komunikat.
I'll seek you out, Flay you alive
– No właśnie.
Dlatego wolałem was tutaj na spokojnie… – Szósty szarpnął kilkukrotnie
przykutymi do krzesła rękami, by dać znać, że wcale nie jest spokojny. – No
dobra, ale przynajmniej teraz jesteś mniej śmiercionośny niż zwykle. –
Jaegerjaquez zgrzytał kłami i wciąż patrzył na Uraharę z żądzą mordu w
ślepiach. – T-Tak jakby… I nie będziesz musiał niczego żałować po fakcie.
Posłuchajcie, kochani. Ja wiem, że między wami ostatnio się nie układa… –
zarówno Szósty jak i kapitan ósemki zaczęli wydawać z siebie
prychająco-parskające dźwięki. – Boże, dajcie mi dokończyć! Co jeszcze mam zrobić,
żebyście mi nie przerywali? – Kisuke westchnął ciężko. – Staram się wam
uświadomić, jak ważne jest teraz, żebyście zakopali topór wojenny… tymczasowo
chociaż! I skupili się na tym, co istotne, a nie trwonili energii na
niepotrzebne batalie… Czy to ma jakiś sens? To że wam o tym mówię?
Oboje – Arrancar i
Shinigami – pokręcili przecząco głowami.
– Nieważne i tak
wam powiem. Możecie mieć mnie za głupka, ale będę liczyć, że odniesie to jakiś
skutek, choćby bardzo wymierny. – Przeczesał palcami płowe włosy. – Do jasnej
cholery, Ikari, nie zapominaj, że jesteś kapitanem!
Jaggerjack mruknęła
coś, co brzmiało prawie jak „jeszcze”.
– Shunsui wysłał
cię tutaj w konkretnym celu. Inwigilacja szkoły! Mamy tu poważny problem,
Ikari, Grimmjow! – Przeniósł spojrzenie z powrotem na Espadę. – Do meczu, do
którego się przygotowujesz, został tylko tydzień! Wiemy, że podczas meczu coś
się wydarzy, ale nie wiemy co. Moje liczniki reiatsu w Tokio szaleją. Musimy
zachować czujność i najwyższą ostrożność. Nie uda wam się to, gdy będziecie
zajęci ciągłym warczeniem na siebie w najlepsze! – Kolejne westchnięcie
szarpnęło jego klatką piersiową. – Zrozumcie, że chcę dla was jak najlepiej…
Zarówno dla Seireitei jak i Hueco Mundo, z którym liczymy wreszcie na jakiś
sojusz… Szczerze mówiąc, to miałem nadzieję, że posadzimy jedną z nas – zerknął
znacząco na Ikari – na tronie obok króla i to zagwarantuje nam długoletni
pokój, ale… Cicho bądź, Hagane, sam się zorientowałem, że szanse na to są coraz
mniejsze, a jednak… W końcu nadzieja matką głupich… Jednakże! Nie proszę was o
AŻ TAKIE przymierze. Proszę was tylko, żebyście się dogadali, przynajmniej do
czasu, aż wszystko się wyjaśni. Czy CHOCIAŻ TYLE jesteście w stanie zrobić dla
świata?
Odpowiedziała mu
cisza.
– Czy to znaczy, że
mogę was już odkneblować? – Zerkał na nich na zmianę. Żadne z nich nie
przytaknęło i żadne nie protestowało, gdy wyciągał kneble z ich ust. Pierwszą
uwolnił od niego Hagane. Spodziewał się krzyku, gdy tylko rozwiąże jej usta,
ale ku jego zdziwieniu kapitan wciąż tylko patrzyła na niego z niesamowitą
urazą i miała tak obrażoną minę, że Kisuke chętnie zrobiłby jej zdjęcie, które
w przyszłości mogła by pokazywać swojej córce, mówiąc: „Patrz, mamusia też była
taką rozkapryszoną dziewczynką jak ty.” Te jej zawzięte milczenie – chociaż
jeszcze przed chwilą próbowała przegryźć knebel – było niepokojące bardziej,
niż zwyczajne histerie kapitan i Urahara zaczął się bać, że jeśli rozknebluje
Espadę i ten też pozostanie cicho, to chyba postrada zmysły z nadmiaru
nienormalności.
Arrancar go jednak
nie zawiódł.
– Kurwa –
powiedział, gdy tylko mógł i Urahara odetchnął z ulgą, a Arrancar miął jezorem,
jakby chciał się upewnić, że przez te piętnaście minut nie stracił on swoich
właściwości. – Zabiję cię, gnojku, jak tylko mnie rozkujesz! – zaczął się
pieklić, podzwaniając łańcuchami.
– Och, a dlaczego
miałbym to zrobić, po tym co właśnie zapowiedziałeś, że zrobisz, gdy ja zrobię
to, czego nie zrobię?
– I tak cię zabiję!
Ukatrupię jak psa, usmażę na wolnym ogniu i zeżrę, utopię i zakopię żywcem w
piasku…
– Naprawdę bardzo
chciałbym tego wszystkiego doświadczyć, a nawet to przedyskutować, zastanawia
mnie zwłaszcza ten aspekt, jak zamierzasz zakopać mnie żywcem, po tym, jak
kilka razy pod rząd mnie zabijesz, jednak sposób w jaki umrę, też nie jest
teraz najbardziej istotną sprawą na świecie, więc… – Zwrócił wzrok na Ikari. –
Złociutka, zacznijmy od ciebie, twoich roszczeń i żądań. Czego ci potrzeba,
żeby puścić Szóstemu Espadzie pewne rzeczy w niepamięć i móc w miarę normalnie
żyć?
Kapitan wciąż miała
naburmuszoną minę i siedziała z nosem na kwintę, znosząc bez słowa
podśmiewywanie Grimmjowa, aż w końcu nie wytrzymała i wyrwało jej się, co jej
na sercu leżało:
– Przeprosin. Ma
mnie przeprosić, bydlak jeden.
– O, bardzo
rozsądnie, spodziewałem się, ze zażądasz jego głowy na złotej tacy albo żeby
się otruł cyjankiem, a ty chcesz tylko…
Szyderczy rechot
Espady przerwał Uraharze i pogrzebał jego nadzieję, że sprawa rozwiąże się
szybciej, niż zakładał.
– NIBY ZA CO? –
Szósty wciąż się śmiał jak nawiedzony. – Może ci twoi porucznicy tańczą jak im
zagrasz, ale je nie będę twoim tresowanym Arrancarem! Jestem królem i nie muszę
nikogo o nic prosić i za nic przepraszać! – ryczał, wciąż z uśmiechem na
twarzy.
Ikari próbowała
zerwać się z krzesła, ale udało jej się to tylko połowicznie i teraz warczała
na Espadę pochylona nad stołem, przytrzymywana przez naprężone łańcuchy,
starając się zamordować go wzrokiem.
One more word and you won't survive
– Chyba że… –
Grimmjow popatrzył z tym drapieżnym uśmiechem skończonego psychola na Uraharę.
– Ikari zabierze mnie do kina na „Wielką szóstkę”. I kupi mi mega popcorn. –
Szeroki uśmiech zajmował coraz większą powierzchnię twarzy Espady.
Urahara i
Jaggerjack zaniemówili. Ikari nawet rozdziawiła usta i z klapnięciem opadła z
powrotem na swoje miejsce. Wymieniła z Kisuke spojrzenia i znów popatrzyła na
Szóstego.
– Ale ten film nie
jest o tym, o czym myślisz, że jest, Grimm. To nawet nie jest film. I na pewno
nie występują tam Arrancarzy z ponadnaturalnej wielkości przyrodzeniem.
– Nie? To dlaczego ktoś ostatnio wbił mi z
kamerą pod prysznic?
– Eee… Może
Yumichika był ciekawy, co tam ciekawego trzymasz w hakamie…
– A co, plotkowałaś
z nim o moim…
– Twoja pantera nie należy ani do moich
zainteresowań, ani do tematów moich rozmów, jakie odbywam z innymi…
– Jeszcze przed
chwilą byłaś chętna – burknął król Hueco Mundo urażonym tonem. – I jestem
pewien, że to nie był ten pedałek tylko…
– Nie, to na pewno
nie był reżyser „Wielkiej szóstki”.
– A kogo innego,
jak nie mnie, mieliby zatrudnić w takiej produkcji?!
– Może gdyby
produkcją tego zajmowało się Brazzers, ktoś faktycznie by się z tobą
skontaktował, ale szczerze mówiąc… Nie masz co liczyć na karierę w tym show
biznesie z tą twoją panterką…
– Ej, ej, ej! A co
to niby ma znaczyć, te zdrobnienie?!
– Jak sama nazwa
wskazuje – „zDROBNIEnia” używamy opisując rzeczy niewielkie, najczęściej
budzące w nas litość i opiekuńcze uczucia…
– Ty szurnięta
suko, uważaj, bo jak tak kłapiesz tą jadaczką, mam ochotę naprawdę dać jej się
zaopiekować tym moim ZDROBNIENIEM, z powodu którego – przypominam – krzyczałaś
w niebogłosy, kiedy cię nim…
– STOP! – wrzasnął
Urahara, po którego twarzy rozlewał się coraz rozleglejszy rumieniec. – Coś mi
mówi, że moja obecność nie jest niezbędna podczas tej rozmowy! Więcej! Nie chcę
słyszeć już ani słowa! – To mówiąc, Kisuke poderwał się z krzesła, które
gwałtownie odsunięte wyrżnęło w ścianę i zerwał znajdujący się pod stołem
podsłuch. – Wygraliście rozmowę prywatną, gratuluję! Proponuję wrócić do tematu
tego kina, bo przez chwilę szło wam naprawdę nieźle, dopóki… – Wzdrygnął się,
próbując przeganć jakąś nawiedzającą go wizję. – Naprawdę, nie muszę o tym
wiedzieć, nikt nie musi… Ale jeśli powiedzenie sobie tego wszystkiego oczyści
atmosferę między wami… Okej, róbcie swoje i macie moje słowo, że nikt nie
będzie chciał tego podsłuchiwać…
Zwijał w rękach
przewody z podsłuchu, dreptając do pancernych drzwi, które otworzyły się z
cichym brzęczeniem, gdy wystukał na znajdującej się obok klawiaturze właściwy
kod.
– Chwila, a ty
dokąd?! – krzyknął Grimmjow.
– Wypuść nas stąd, draniu!
Jestem głodna i przykuta do tego zasranego krzesła!
– Nie ma mowy. –
Kisuke naciągnął na oczy swój kapelusz, spod którego dojrzeli przebiegły
uśmiech. – Wypuszczę was tylko, jeśli się dogadacie. Prywatność macie
zapewnioną na poziomie fonii, ale przez te szyby – wskazał na weneckie lustra –
będziemy was obserwować.
– „My”? A co ty tam
masz ze sobą cały sztab podobnych sobie pokręconych naukowców?
– Tak, coś w stylu
loży szyderców, którzy będą oceniać, na jakim etapie „dogadywania się”
jesteście.
– A co jest
ostatnim etapem „porozumienia”, który musimy zaliczyć, żebyście nas stąd
wypuścili?
– Na pewno nie to,
o czym myślisz, Grimm, mówiąc „zaliczyć”.
– Czyli nie
wystarczy jak ją wezmę na tym stole do przesłuchań?
– Definitywnie nie,
więc możesz nam oszczędzić tego widoku, a sobie wysiłku.
– To skąd będziecie
wiedzieć, że wypracowaliśmy jakieś porozumienie?
Urahara spojrzał na
Ikari i jego szare oczy długo zaglądały w oczy kapitan. Tak długo, aż te
przestały być cyjanowe.
– Będziemy,
spokojnie – zapewnił i zamknął za sobą drzwi, które kliknęły, na znak, że znów
uzbrojono zabezpieczenia antywłamaniowe.
Po wyjściu byłego
kapitana w pomieszczeniu przesłuchań zapadła głucha cisza. Grimmjow opierał się
na krześle, odchylając głowę i uparcie przyglądając się migającej na suficie
jarzeniówce. W końcu znudziło mu się czekanie, aż żarówka strzeli i zaczął na
poważnie próbować uwolnić się z krępującego go żelastwa. Ale chociaż prężył
muskuły i zdzierał Hierro, próbując wyciągnąć łapy z klamer, przytrzymujących
jego nadgarstki na podłokietnikach, na nic się zdały jego wysiłki.
– Kapelusznik
pierdolony, pederasta w chodakach… – klął, słusznie podejrzewając, że Urahara
nie skuwał ich osobiście dlatego, że tak bardzo ich lubił. W akcie desperacji
udało mu się nawet wykręcić dłoń i puścić chudą wiązkę cero w okowy, które skuwały
jego prawą nogę. Nie uwolnił się, jednak zyskał gustowne przetarcia na
dżinsach, które musnęło cero.
– Szlag. – Nachylił
się, dmuchając na sznurówki, które zaczęły się tlić. – Zabiję tego wszarza ze
spożywczaka. Rozdupczę mu ten jego jebany bazarek i całe osiedle, które
zaopatrza.
Tupał wściekle
nogą, ale ponieważ manewry, jakie mógł wykonywać stopą, były ograniczone,
sznurówki wciąż się tliły.
W końcu, kiedy
zwiedził spojrzeniem każdy zakamarek pomieszczenia i już dłużej nie mógł unikać
wzroku Hagane, podniósł na nią oczy.
– Nie przeproszę
cię, nie ma mowy – wycharczał, patrząc na Jaggerjack spod błękitnej czupryny. –
Prędzej mi kutas na ręce wyrośnie.
– Mówi się
„kaktus”, kretynie – parsknęła Ikari, która od godziny beznamiętnie przyglądała
się Espadzie w jego bezskutecznych wysiłkach, by się uwolnić i z nią broń Boże
nie gadać. – Czyli jednak porozmawiamy jak dorośli… dorosły Arrancar i Shinigami?
Czy masz jeszcze w zanadrzu jakieś infantylne gierki?
– Gierrrki?! –
Grimmjow szarpnął kajdankami. – Ja sobie pogrywam w gierki? To co ty robisz, ty
przeklęta…
– Ja tylko żeruję
na słabości przeciwnika. – Kapitan posłała mu przez stół zalotny uśmiech.
See right through you any hour
– Że niby co, że
niby ja miałbym mieć jakąś słabość? – Szósty odchylił głowę i zaśmiał się w
głos, ale chyba nawet jego to nie przekonało, bo jego śmiech szybko się urwał.
– No dobra, porozmawiajmy, Shinigami. Już kiedyś nam się to udało, a dzisiaj
masz większe szanse przeżyć, przynajmniej dopóki się nie uwolnię…
Rozmowa. Grimmjow i
rozmowa. Czy rzeczywiście kiedyś udało jej się przeprowadzić z Szóstym normalną
rozmowę? Taką bez rękoczynów, krzyków, porykiwań, bez uwalniania zanpakuto? Zwyczajną,
może nie od razu przy kawie, może wciąż podszytą seksualnymi kontekstami, bo czy
bez nich obyło się kiedykolwiek, ale z której wyniknęło coś więcej, niż kolejna
walka?
Faktycznie, kiedy
się skupiła, przypomniała sobie taką dyskusję. Chyba jedyną. Co prawda tuż
przed nią i tuż po niej Grimmjow próbował ją uwieść – bardziej adekwatnie
byłoby stwierdzenie: zgwałcić – ale to tylko potwierdzało, co Ikari
wydedukowała na temat słabości Espady, a jednak… Był taki moment. Cholera wie,
ile to kosztowało Jaegerjaqueza. Ten moment, w którym jakoś zdołał się
opanować. Nawet odsunął jej krzesło, zanim zasiedli, by porozmawiać. No dobra,
może tylko w nie kopnął, po czym rozkazał, by na nim usiadła, ale liczył się gest.
Rozmowa też była specyficzna, bo Grimmjow podawał jej do wiadomości garść
zaskakujących informacji i wkurwiał się za każdym razem, gdy mu przerwała. Szósty
pewno by się zarzekał, że wzniósł się wówczas na wyżyny swojej cierpliwości, a
to, że łeb Hagane ciągle trzymał się jej korpusu, miałby przemawiać za jego
wersją, zaś Ikari podałaby w wątpliwość, czy Arrancar rzeczywiście był w
posiadaniu czegoś tak filigranowego jak cierpliwość. Wtedy Szósty by się
wkurzył, że kapitan była zbyt zajęta wchodzeniem mu w co drugie słowo by
zauważyć i docenić pokłady jego wyrozumiałości jakimi się wykazał. Ale to
właśnie wtedy, w kuchni Kurosakich, jeden jedyny raz udało im się przeprowadzić
poważną, spełniającą zwyczajowe standardy rozmowę, mimo że w efekcie (na skutek
nieokrzesanych umizgów Arrancara) Ikari pocięła Szóstego jego własnym
zanpakuto, bo oboje wyciągnęli z tej rozmowy zupełnie odmienne wnioski.
Na twarzy Szóstego
malował się teraz ten sam wyraz twarzy, co wtedy. Jaggerjack go zapamiętała, bo
był to specyficznie skrzywiony pysk kogoś, kto właśnie zdecydował się przyjąć
wyzwanie, ma przy tym nieczyste myśli oraz bardzo stara się nie krzywić
bardziej, niż to konieczne. Był to jeden z zabawniejszych wyrazów twarzy Espady.
Jakby naprawdę skupiał całe siły na tym, by skoncentrować się z góry na
dziesięć minut albo jakby próbował uchodzić za wcielenie łagodności, co przez
jego fabrycznie ściągnięte gniewem brwi dawało wymierny efekt. Żałowała, że nie
ma przy sobie swojej piwnicy, w której mogłaby znaleźć coś, z czego
pociągnęłaby kilka łyków, by przetrwać nadchodzące chwile.
– No to co masz mi
do powiedzenia?
Szósty milczał,
wpatrując się w nią i oblizując wargi.
– Mam ci do
powiedzenia – zaczął wreszcie ochrypłym głosem – że twoje wolne ode mnie
dobiegło końca.
– O kuźwa, to ja
miałam jakiś urlop? Bo wydawało mi się, że wszędzie ostatnio widzę twój pysk!
– Może nie
zauważyłaś, ale próbowałem zerwać z tobą wszelkie kontakty!
– PFFFAHAHAHA!!! No
nie zauważyłam, może przeczytaj najpierw jakiś poradnik „Jak dać Ikari święty
spokój i raz na zawsze zniknąć z jej życia”!
– Próbowałem!
Chciałem z tobą skończyć u Korosakiego na chacie, idiotko, nie mów, że nie
pamiętasz, sama mi to przed chwilą wypominałaś! I jak to się skończyło? Nie
zdążyłem jeszcze spuścić cię z oka i już dałaś się porwać temu pojebusowi
Szayelowi! – wydarł się Szósty, a Ikari cieszyła się, że w tej rozmowie siedzą
od siebie w takiej odległości, bo Espada opluł przy tym połowę stołu. – A
wszystko przez tych jebańców! W dupę z tymi ich wyszukanymi ostrzeżeniami!
Jestem, kurwa królem i nikt mnie nie musi ostrzegać! I nikt mnie nie będzie
szantażował, do chuja!
– Słuchaj, nie wiem
o kim teraz do cholery mówisz, ale może z łaski swojej nie wyżywałbyś się na
mnie? Znaczy i tak to robisz, ale nie mam zamiaru wysłuchiwać za siebie i
jeszcze za… kogo ty w ogóle masz na myśli, co?
– Chcieli, żebym
się ciebie pozbył. Uważają, że jesteś cholernym szpiegiem. Może jesteś. Wcale
bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że kapelusznik cię podstawił. Tak wtedy
pomyślałem, dlatego chciałem się wycofać, ale…
– Ale co? –
zapytała cicho Ikari. Była niemal przestraszona tonem Jaegerjaqueza. Chyba
jeszcze nigdy nie brzmiał tak… Tak, jak teraz.
– Wiem, co wy
wszyscy sobie myślicie. Za kogo mnie macie. Ale ja mam swój honor, jak każdy.
Nigdy nie złamałem danego słowa. Dałem je tobie, wtedy. Powiedziałem ci, że tylko,
kurwa, przede mną możesz upadać na kolana. Zamierzałem zachować tą pozycję,
nawet po wycofaniu się. Zawarłem z nimi układ. Dla dobra Hueco Mundo miałem
odpuścić, a oni mieli mi dać znać, gdyby coś groziło twojemu żałosnemu życiu,
gdyby groziło mu cero inne niż moje, rozumiesz, Jaggerjack? To oni posłali po
mnie, gdy goniłaś się z Szayelem po parkingu. Starrk miał na ciebie uważać w
szpitalu. Fraction Ulquiorry już poznałaś… Ale ten plan wziął w łeb, bo ty sobie
beze mnie nie radzisz, złotko.
W kobaltowe ślepiach,
przed sekundą takich poważnych, pojawiły się figlarne kurwiki.
– Tch, że niby
czego nie robię? – sarknęła Ikari, której z kolei oczy podejrzanie się szkliły.
– Nie pieprzysz się
regularnie. – Na mordzie Szóstego pojawił się pełen satysfakcji wyraz z gatunku
„Haha, to mi wlazło.” – Albo wcale. I pozwalasz sobą poniewierać byle ciotom. –
Patrzył bezceremonialnie w jej dekolt, ale na jego twarzy nie było nawet cienia
pożądania i Ikari wiedziała, że przygląda się bliznom, które zostały jej po
tym, jak sama wydrapała z siebie caja negaction. Dopiero teraz żałowała, że ma
skute ręce. Miała straszną ochotę zapiać bluzę, zakryć się przed wzrokiem
Grimmjowa. – Nie będę się temu bezczynnie przyglądał. Jestem jedynym, który
może tobą…
– Tak, wiem,
mówiłeś! Ty i Aomine macie ze sobą więcej wspólnego, niż wam się wydaje, z tymi
waszymi lamerskimi gadki pt. „Jestem tym jedynym”! Co ty myślisz, że ty mi
wielce łaskę robisz z tą swoją chciwością i zazdrością o pierwszeństwo w
zniszczeniu mnie?!
– Laskę? Ja tobie?
– Espada uniósł jedną brew. – A nie było jakoś na odwrót?
– NA DODATEK JESTEŚ
STARYM ARRANCARSKIM ZBOKIEM I MAM CIĘ DOSYĆ, WAL SIĘ NA RYJ, NIENAWIDZĘ CIĘ! –
Nerwy Ikari puściły. – NIE ROBISZ MI ŻADNEJ ŁASKI SAM POTRAFIĘ O NAS ZADBAĆ.
– Ale czemu się na
mnie drzesz?
– JA SIĘ NIE DRĘ JA
MAM TAKI TON GŁOSU.
Grimmjow, którego
znudzony (wszak krzyki Hagane nie były żadną nowością) wzrok ślizgał się po
ścianie gdzieś ponad jej głową, na powrót zogniskował uwagę na jej twarzy.
Ikari miała zamknięte oczy i jeden kącik ust uniesiony wysoko w krzywym
uśmieszku.
Szósty parsknął
kpiąco.
– No pokaż się,
padalcu. Nie wstydź się.[i]
– NIE BOISZ SIĘ?
Królewski śmiech zatrząsnął
komisariatem.
– JA mam się bać
CIEBIE? Zdurniałeś? Możesz sobie pożyczać jej ciało do czasu, aż cię wykurzę, a
wtedy…
And I’m not scared of your stolen power
– NIE BOISZ SIĘ ŻE
DO TEGO CZASU SIĘ ZADOMIĘ? – Ikari otworzyła oczy. Jedno z nich było barwy
zgniłej żółci, drugie zaschniętej krwi.
– To twoje naturalne
kolorki? Bo odzwierciedlają twoją parszywą osobowość.
– NIE BOISZ SIĘ ŻE
TO JA PIERWSZY JĄ ZNISZCZĘ? – Podczas tej wypowiedzi jej oczy zmieniły barwę na
kobaltową. – NIE BOISZ SIĘ ŻE ZOSTANIE MOJĄ MARIONETKĄ? – Ikari zagryzła mocno
wargi. Do krwi. Przestała je kaleczyć dopiero, gdy jasnoczerwona strużka
ściekła po jej brodzie.
– Ukatrupię cię,
jebańcu. – Szósty, znów próbował się pozbyć okowów.
– NIE BOISZ SIĘ ŻE
JĄ ZABIJESZ KIEDY JUŻ ODWAŻSZYSZ SIĘ Z NAMI ZMIERZYĆ? NIE BOISZ SIĘ ŻE TO MY
ZABIJEMY CIEBIE?
– Nie ma takiej opcji! Do pięt mi nie
dorastasz, a Ikari…
– NIE BOISZ SIĘ ŻE Z TWOJĄ I MOJĄ POMOCĄ ONA
NAPRAWDĘ CIĘ ZNIENAWIDZI? NIE BOISZ SIĘ… – Niedbałym ruchem szarpnęła jedną, a
potem drugą ręką. Pękły kajdanki, które skuwały z tyłu jej dłonie. – ŻE ROSNĘ W
SIŁĘ?
Na podłogę posypały
się ogniwa łańcucha, który krępował jej
nogi. Przeciągnęła się, rozprostowując kości i patrząc przenikliwie na Szóstego
mieniącymi się tęczą oczyma.
– TO JAK WASZA
WYSOKOŚĆ BOISZ SIĘ CZY JESTEŚ NA TYLE GŁUPI ŻEBY MNIE LEKCEWAŻYĆ?
– Co ty pierdolisz,
Kiraś. – Szósty nie dał po sobie poznać, że coś z przedstawienia Pustego
zrobiło na nim wrażenie. – Za kogo ty się masz? Jesteś tylko zwykłym Hollowem,
któremu dawno nikt nie spuścił porządnego wpierdolu.
– JEŚLI O SPUSZCZANIU
MOWA… TO Z TEGO POWODU JESTEŚ TAKI DRAŻLIWY? – Ikari podeszła do Espady
kołysząc biodrami i usiadła mu na kolanach. – MOŻE COŚ NA TO PORADZIMY? – Przesunęła
ręką po udzie Szóstego, który skrzywił się z obrzydzeniem. Zamiast zwykłej,
uwodzicielskiej minki Hagane, która zawsze mrużyła oczy i obniżała ton głosu,
próbując go rozochocić, widział teraz przed sobą zniekształcone psychotyczną
mordą Kiraiego stalowe rysy twarzy.
I won't ease your strain
– Zabierrraj łapę…
– warknął i kłapnął szczękami tuż przy zachęcająco pulsującej tętnicy szyjnej
Jaggerjack. – Dotknij mnie jeszcze raz, skurwielu i przysięgam, że zginiesz,
nieważne czyje wynajmujesz ciało.
– ANO WIDZISZ JUŻ
WIĘC JAK SIĘ CZUJĘ ZA KAŻDYM RAZEM GDY TWOJE BRUDNE ŁAPSKA SIĘ KLEJĄ DO MOJEJ
ŻYWICIELKI. – Kapitan wstała z kolan Grimmjowa, wyraźnie się wzdrygając. – NIE
UWAŻASZ ŻE TO CIUT GEJOWSKIE KIEDY DOSTAWIASZ SIĘ DO NIEJ WIEDZĄC ŻE JA TEŻ TU
JESTEM? BO JA TAK UWAŻAM.
– Czego właściwie chcesz,
ty zmoro?
– JAK TO. JA TEŻ
CHCĘ ŻEBYŚ MNIE NIE DOTYKAŁ. MOŻE JAKIEŚ PEDAŁY UCZYNIŁY SOBIE Z TĘCZY SWÓJ
SZTANDAR ALE TO NIE OZNACZA ŻE JESTEM CIEPLEJSZY NIŻ GRUDNIOWE NOCE. GRUDNIOWE
NOCE BEZ CIEBIE SZÓSTY W ŁÓŻKU MOJEJ KAPITAN.
– Twojej?!
– NIE KOMPLIKUJ
TEGO BARDZIEJ NIŻ TO JUŻ JEST POKOMPLIKOWANE – Ikari westchnęła niecierpliwie,
opierając się o stół i splatając ręce na piersiach. – CO POWIESZ NA MAŁY
UKŁADZIK, WASZA KRÓLEWSKA MOŚĆ?
– Ile takich
układzików już pozawierałeś, pasożycie, żeby trzymać się kurczowo tej żałosnej
imitacji życia, jaką prowadzisz?
– NIE MNIEJ NIŻ TY
ZAPEWNE – odpowiedział Kirai posługując się ustami Hagane. – I NIE TAKIE
ŻAŁOSNE JUŻ NIE. DALIŚCIE MI TROCHĘ SIŁY NIE ŻARTOWAŁEM. NAUCZYŁEM SIĘ NOWEJ
SZTUCZKI CHCESZ ZOBACZYĆ?
– Daruj sobie,
ścierwo.
– I TAK CI POKAŻĘ.
– Oczy Jaggerjack błyskały teraz zielenią. – MAM NADZIEJĘ ŻE Z ZANPAKUTO
WYJDZIE MI LEPIEJ. TA GŁUPIA PINDA POZWOLIŁA GO SOBIE ODEBRAĆ ALE I TAK MYŚLĘ
ŻE JEST NIEŹLE.
Hollow wyciągnął
przed siebie rękę kapitan, rozłożył palce i wstrzymał oddech. Trwali tak, nieruchomo,
aż królewskie brwi ściągnęły się jeszcze mocniej i Szósty już miał wybuchnąć
drwiącym śmiechem, kiedy spostrzegł, że palce Ikari zaczęły drżeć. Kirai
zaśmiał się, deformując zaraźliwy, głośny śmiech w pusty chichot. Czerwone,
pomarańczowe, żółte, zielone, niebieskie. Z kolejnych palców Jaggerjack zaczęły
wyrastać pióra. Łączyły się, tworząc pięć, długich piór, o krawędziach ostrych
jak brzytwa.
– FAJNE NIE? –
Kolorowe pióro-palce zginały się i rozprostowywały demonstracyjnie. – TO CO
MAMY UMOWĘ? TRZYMASZ SWOJĄ PANTERĘ W GACIACH?
– Ty mnie tu nie
edukuj seksualnie, zasrańcu, tylko mów, jaką masz kartę przetargową.
– UWOLNIĘ CIĘ.
– Wal się z taką
transakcją. Sam się uwolnię albo zrobi to kapelusznik. Nie jesteś mi potrzebny.
– NIE ROZUMIESZ.
SAM SIĘ NIE UWLONISZ WASZ KAPELUSZNIK O TO ZADBAŁ I Z TEGO SAMEGO POWODU CI NIE
POMOŻE.
Dłuższą chwilę
Jaegerjaquez tylko patrzył na Kiraiego, zmieniającego kolor oczu Hagane na
fiołkowy.
– Że co słucham
proszę?
– MAM Z NIM TAKI
ZAKŁAD. MOŻNA BY POWIEDZIEĆ ŻE PRZEPROWADZAMY RAZEM PEWNE DOŚWIADCZENIE. JEŚLI
SIĘ POWIEDZIE A TY DOTRZYMASZ SWOJEGO ZAKICHANEGO KRÓLEWSKIEGO SŁOWA I BĘDZIESZ
TRZYMAŁ ODE MNIE PRZESZCZEPY TO WYJDZIESZ NA TYM NA DOBRE. – Kirai znów
rozprostował pióra i znów je zgiął, ale tym razem oparł ich czubki na obojczyku
Ikari. – WIEM ŻE JESTEŚ CIEKAWY O CO SIĘ ZAŁOŻYLIŚMY JUŻ TŁUMACZĘ. ON UWAŻA ŻE
DAJESZ Z SIEBIE DUŻO WIĘCEJ KIEDY CI ZALEŻY. I ŻE UWOLISZ SIĘ Z TYCH ŁAŃCUCHÓW
MIMO ŻE TO NIEMOŻLIWE JEŚLI ZROBIĘ TAK. – Czerwone pióro przebiło skórę
kapitan, zagłębiając się w jej ciele.
– Przestań – syknął
Grimmjow.
– NIE ZAMIERZAM. TO ZABURZYŁOBY ISTOTĘ EKSPERYMENTU.
I won't soothe your pain
I got nothing for you to gain
Pomarańczowe pióro
dołączyło do czerwonego.
– JAK MYŚLISZ ILE
WYTRZYMA?
Żółte pióro
wtargnęło pod obojczyk, przechodząc na wylot. Kirai uśmiechał się jej ustami,
wyciągając pióra, które tkwiły w ramieniu Hagane. Teraz wszystkie trzy
przybrały kolor czerwieni. Strzepnął z nich kropelki krwi, a potem wszystkie na
raz z powrotem wbił w jej ciało.
– Przestań,
skurwielu!
Ręce Espady
otoczyła czerwona energia, topiąc krępującą go stal. Pękły okowy, Szósty zerwał
się na nogi i wyciągnął łapę zaciskając ją na gardle Ikari, którą Hollow
posadził na stole tuż przed nim.
– Koniec z tym – wychrypiał, krzywiąc się w gniewie. –
Zabiję cię.
– A IKARI? –
wycharczał Hollow, wybałuszając czerniejące oczy.
– Przynajmniej
chociaż raz zrobię jej coś jako pierwszy. Z tego co wiem, nikt jej jeszcze
przede mną nie zabił.
Długie palce
Grimmjowa zaciskały się na krtani Ikari, kiedy
jego klatką piersiową wstrząsnął puls, jakby coś poraziło go prądem.
Jego uchwyt się rozluźnił, a kiedy drugi raz przeszył go surcz, puścił Hagane i
opadł z powrotem na krzesło. Kolejny pul spiął jego mięśnie na dłuższą chwilę i
trzymał na tyle długo, że Espada odchylił głowę i ryknął z bólu. Tęczowe oczy
przyglądały się z satysfakcją cierpiącemu królowi, ale im bledszy się robił, im
więcej kropli zimnego potu występowało na jego skórę, tym mniejsze widniało w
nich zadowolenie i tym dłużej pozostawały cyjanowe.
– GRIMMjow? Ej, Espada,
co z tobą?! – Shinigami zeskoczyła ze stolika i zacisnęła dłoń na ramieniu
Arrancara. Grimmjow natychmiast ją strącił, ale choć planował włożyć w to więcej siły, ledwo udało mu się klepnąć
w rękę. – Ty mi tu nie zdychaj, Szósty, ja jeszcze z tobą nie skończyłam!
– Nie żartuj sobie…
– Słaby głos Arrancara przeraził ją dużo bardziej niż jego zwykłe porykiwania.
Brzmiał nie głośniej niż szept. A Grimmjow przecież nie umiał szeptać. Ikari
nigdy nie słyszała, by to robił.
– Przestań mnie wkurwiać
– zawarczała teraz, podtrzymując go, bo Jaegerjaquez zaczął się osuwać z
krzesła. – Jak mi tu teraz wykitujesz to cię zajebię, obiecuję.
– Nie składaj
obietnic, których nie możesz dotrzymać – mówił już tak cicho, że Ikari musiała
nachylić do jego ust. – Ale wiem, z czego możesz się wywiązać… Powiedz, że
pójdziemy do tego zasranego kina.
– Pojebało cię?! W
takim momencie próbujesz…
– Powiedz, ty
kretynko, albo ten świr w kapeluszu nigdy nas stąd nie wypuści, a zdaje się, że
potrzebuję lekarza…
– DOBRA! POJDĘ Z
TOBĄ DO TEGO PIEPRZONEGO KINA! – zrozumiała Hagane i w tym samym momencie drzwi
się odblokowały z przeciągłym pyskiem. – Jednak podsłuchiwałeś, co, mendo?
– Oczywiście,
kochanie. Myślałem, że wiesz jaką mam reputację. Miałbym się wystraszyć
zboczonej Shinigami i jeszcze bardziej zboczonego Espady?
Urahara zbliżał się
do nich niespiesznym krokiem, wypuszczając kilka kropel płynu ze strzykawki,
którą trzymał w dłoni.
I'm taking it slow
– Co dokładnie
podał ci Szayel? – zapytał Urahara, klękając przy nich.
– Gdybym wiedział,
to nie byłbyś mi potrzebny, ciulu – sapnął Jaegerjaquez.
– Cokolwiek to
było, nie powoduje, że zmądrzałeś. – Kisuke wbił igłę w ramię Espady i
wstrzyknął całą zawartość. – Nie pomyślałeś nigdy, że lepiej ugryźć się w język,
zamiast pyskować do kogoś, kto mógłby nie podać ci w zamian antidotum?
– Hej, chwila! O co
chodzi z Szayelem? I co mu podałeś? Przecież mówiłeś, że nie wiesz…
– To uniwersalna
odtrutka, na pewno mu nie zaszkodzi.
Już po kilku
sekundach na twarz Szóstego Espady zaczęły wracać kolory. On sam chyba również
poczuł się lepiej, bo jednym susem podniósł się z powrotem na nogi.
– A ty dokąd? –
zdziwił się Urahara.
– Po Ulquiorrę i
Starrka. Oni też… – Jednak po przejściu dwóch kroków zachwiał się i musiał
przytrzymać się stołu.
– Ja ich tu
sprowadzę – zaoferowała się Ikari. Jakoś dziwnie ciężko patrzyło jej się na
Grimmjowa, który nie domaga. To nie było w jego stylu – nie domagać. To nie
było w jej stylu – żeby jej się serce krajało nad jakimś skończonym łotrem.
– Ale… – Kiedy
obejrzała się za ramię zobaczyła, że Urahara i Jaegerjaquez przyglądają jej się
z konsternacją. – Jak ty zamierzasz… Okej, cieszy mnie fakt, że znów na
poważnie bierzesz się za kapitanowanie, ale czy ty się aby nie za bardzo
zżywasz z Espadami?
Hagane z rezygnacją
pokręciła głową.
– Uwaga, bo
zamierzam ci streścić ostanie wydarzenia. Takie „w poprzednich odcinkach”, bo
chyba kilka opuściłeś, nie? Ominęło cię, jak ten pierdolec – wskazała Grimmjowa
– kazał mnie śledzić. Nawet w szkole, do której waśnie się wybieram. Wystarczy,
że dorwę tą Arrancarkę, której kazali za mną łazić i ona przyśle ci tu tych…
resztę Espady. A ty póki co zajmij się Jego Wysokością. Królewska krew ma
pierwszeństwo, prawda?
– Nie w NFZcie. Na
szczęście mam też prywatną praktykę. Trzydzieści procent zniżki dla Arrancarów.
Sześćdziesiąt dla ich króla. – Rząd białych zębów błysną spod kapelusza, a
kiedy Ikari złorzecząc pod nosem znikła za drzwiami, odwrócił się do Szóstego,
który wciąż opierał się o stół. – Prawie nazwała cię królem, zauważyłeś? Miłe,
co nie?
Feeding my flame
– A przedtem
pierdolcem, więc to był prawdopodobnie sarkazm. – Jaegerjaquez patrzył na niego
podejrzliwie. – Co z pozostałymi dziesięcioma procentami?
– A kto powiedział,
że te zniżki się sumują? – Urahara próbował zgrywać twardziela, ale spojrzenie
Grimmjowa było jeszcze twardsze. – Aha, no tak. Ty tak powiedziałeś. Więc pozamiatasz
mi sklep i będzie git.
– Chyba cię matka
nie kochała.
– Zmiatanie podłogi
uwłacza twojej godności?
– Nie, jeśli użyję
do tego twojego chudego dupska.
– To jak ty sobie
wyobrażałeś podział obowiązków w Las Noches? Czyżbyś był aż takim optymistą,
żeby założyć, ze Ikari będzie ci prać, sprzątać i gotować? A w przerwach między
pierwszym a drugim daniem walczyć z tobą chochlą na śmierć i życie?
Grimmjow chyba
próbował sobie zwizualizować opisaną sytuację i wizja ta musiała go przerosnąć,
o czym świadczył fakt, że zamiast odgryźć Uraharze głowę, zachłysnął się
powietrzem. I zmienił temat.
– Co z tym
cholernym meczem? Dowiem się wreszcie o chuj chodzi?
– Eee… nie. To
znaczy, chwila, czekaj! – krzyknął Kisuke, widząc, że wyczerpał cierpliwość
króla ostatnim pytaniem. – Powiem ci, co wiem, ale nie jest tego dużo.
– Słucham. –
Grimmjow przestał podwijać rękawy i oparł się o stół w podobny sposób, jak
jeszcze niedawno robił to Kirai.
– Moja wrodzona
inteligencja i nadzwyczaj rozwinięte zdolność dedukcji pozwalają mi mniemać, iż
może chodzić o ilość nagromadzonego w jednym miejscu reiatsu. – Zbliżył się do
krzesła, planując na nim spocząć, ale ostrzegawcze warknięcie Arrancara
postawiło go na powrót do pozycji na baczność, w której – jak się domyślał –
przyjdzie mu kontynuować konwersację. – Puchar Zimowy to największa impreza,
która będzie odbywać się w okolicy w najbliższym czasie. Cieszy się dużym
zainteresowaniem i skupia masę fanów. Wśród ludzi w wieku szkolnym, a moje
badania potwierdzają, że u nastolatków o wiele częściej wykrywa się choćby
śladowe ilości reiatsu. Zwłaszcza u pewnych osobników, którzy znani są tu pod
nazwą Pokolenia Cudów. Jednego z nich zadaje się, że poznałeś. Wydaje mi się,
że ktoś chce ich skupić w jednym miejscu. Czemu? Tego właśnie nie wiemy. Ale
ważne jest, żebyście wygrali ten mecz, bo z każdym z członków będziecie
spotykać się w kolejnych rozgrywkach. Nie wiemy na którym z nich oni wreszcie
ujawnią swoje intencje. Może czekają, aż cała Drużyna Cudów zbierze się w
jednym miejscu, a może chcą dorwać każdego z nich po kolei i…
– Zaraz! – Grimmjow
uderzył dłonią o blat. – W co ty ze mną pogrywasz, Kisuke?!
Shuffling the cards of your game
– Mówię ci, co
chciałeś, odczep się!
– Nie było mowy o
dalszych rozgrywkach! Żałuję, że w ogóle się w to wplątałem i nie ma mowy, żeby
brnął w to dalej! Wygram ten jeden cholerny mecz i wracam do Hueco Mundo!
– Cóż, w takim razie
będziemy musieli radzić sobie bez ciebie jeśli zaistnieje taka konieczność.
– On się staje
coraz silniejszy.
Urahara uniósł
podbródek, by lepiej przyjrzeć się Jaegerjaquezowi. Zmrużone kobaltowe ślepia
ziały przenikliwością i Kisuke pomyślał, że Arrancar sam nie wie jak bardzo ewoluował
od Aizenowskich czasów. Nie zaskoczyła go kolejna nagła zmiana tematu. Akurat
do tego trzeba było przywyknąć, nawiązując konwersację z Grimmjowem, co samo w
sobie było nie lada wyczynem, a to, że Arrancar nie dbał o subtelne przejścia z
jednego wątku na inny… Jak żyć, kapitanie, jak żyć. No jakoś trzeba.
– Wiem.
– I nic z tym nie
zamierzasz zrobić?
– A co to ja tu
jestem fifa rafa, kozak maślak, król pustaków?
– A to ja jej
zainstalowałem najupierdliwszego zasrańca ze wszystkich Hollowów razem
wziętych?
– A kto go obudził,
po tym jak mi udało się go uciszyć i zaszyć w stalowym wnętrzu?
– A kto mi
powiedział, że mogę to zrobić?!
– Akurat o to się nie
martw, zadbałem, by Kirai wiedział, komu tak naprawdę zawdzięcza wolność.
– I co, liczysz na
to, że skurwiel okaże ci wdzięczność?
– Liczyłem na to,
że twoja władza to nie tylko czcze przechwałki. – Szare oczy również się
zmrużyły. Urahara założył ręce na ramiona i ośmielił się nawet podejść o pół
kroku do Espady, patrząc wyzywająco. – Myślałem, że nad nim zapanujesz. Że
zabierzesz Ikę z Seireitei. Tam już nie jest bezpiecznie, nie dla niej. Przestało
być, odkąd powiązano ją z tobą.
Szósty zaśmiał się
cicho.
– Przypomnij mi… Ty
jesteś mózgiem Shinigami, prawda? I myślałeś, że któraś z was będzie u mnie
bezpieczna?
– No, nie byłbym
taki pewny do kogo z nas ona teraz
należy… – westchnął były kapitan. – Ale jednak… Coś mi mówi, że u ciebie miałaby
się dobrze. Jasne, wiem! Jesteś porywczy, gwałtowny, brutalny i nieobliczalny!
Jesteś królem destrukcji! Ale nie dałbyś jej skrzywdzić nikomu innemu, a ciężar
twojej ręki Ikari znosi ze śmiechem. I nie
pozostaje ci dłużna.
And just in time
In the right place
Już drugi raz w
krótkim odstępie czasu Grimmjow zdawał się być wybity z rytmu.
– Nie przyszło ci
do głowy, że z tego samego powodu to jednak ja
mógłbym wyrządzić jej największą krzywdę? Wielokrotnie groziłem jej
śmiercią. Nigdy nie żartowałem.
– Nie posunąłbyś
się tak daleko.
– Bo?
– Bo po tym, czego
pomogłem ci się dowiedzieć, nie byłbyś w stanie zabić kogoś, kto jest tak do
ciebie podobny. Ta wiedza zaszczepiła w tobie zupełnie inny instynkt, Grimmjow.
Nie działa on aż tak dobrze, jak się spodziewałem i aż za dobrze w aspekcie,
którego nie przewidziałem, ale sprowadza się do tego, że dużo bardziej chcesz
ją chronić i mieć, a nie zabić i nie mieć. I temu nie pozwalasz innym jej
tknąć.
– To tylko nasze
arrancarskie prawo do zdobyczy…
– Sratytaty, Wasza
Wysokość. Przede mną nie musisz grać drania zimniejszego, niż jesteś w
rzeczywistości, a wiemy, że jesteś, więc odpuść. Ja i tak jestem najlepiej o
wszystkim poinformowany. W końcu za to mi płacą.
– Ja się kiedyś
dowiem, skąd ty zdobywasz takie informacje, a wtedy…
– Och, akurat w twoim przypadku nie jest to trudne, Grimm. Wystarczy
cię obserwować.
– No i chuj, nawet
jeśli, to z Ikari i tak nie da się współpracować,
– Czyżby?
– Ani ona, ani jej
Hollow nie są zbyt przyjaźnie nastawieni, tego nie zaobserwowałeś?
– Nie są?
– Do czegoś
zmierzasz, czy po prostu chcesz mnie wkurwić?
– A nie zauważyłeś,
jak udało jej się przegonić Hollowa? Nie domyślasz się, co miało na to wpływ?
Suddenly I will play my ace
Grimmjow wzruszył
ramionami.
– Wróciła, gdy
tylko coś się zaczęło z tobą dziać. Nie dostrzegasz analogii?
Ktoś zastukał do
drzwi, Kisuke odwrócił się, by wbić kod i je otworzyć.
– Inspektorze
Urahara, wyniki badań krwi, które zlecił pan wykonać.
– O, dziękuję
bardzo.
Kisuke rozłożył dostarczoną
mu kartkę, mrucząc coś do siebie i przytakując głową.
– Tak jak myślałem.
To co podał wam Szayel, to tylko nieszkodliwa substancja pozwalająca namierzyć
konkretne reiatsu z dokładnością do pół metra. Działa jak kontrast podawany
ludziom przed zabiegiem… Nieważne.
– Zaraz… Czyli…
– To że nagle, hm,
zasłabłeś, to moja sprawka, tak.
Oczy Espady
rozbłysły.
– To wszystko… To
że nas tu zamknąłeś… To był tylko taki twój pieprzony eksperyment, co?
– Och, bardzo
surowa nazwa ale… tak.
– Kirai… Ten
jebaniec zranił ją na twoje polecenie?
– Uciąłem sobie z
nim małą pogawędkę, zanim wsadziłem cię tu razem z Jaggerjack. Chyba nie masz
mi za złe? On też był ciekawy efektu, a sam musisz przyznać, że chyba było
warto dowiedzieć się tego wszystkiego.
– Niby czego
wszystkiego?
– Może jednak nie ewoluowałeś
tak bardzo, jak mi się wydawało… Tego, że Ikari wciąż ma przewagę nad Kiraim,
jeśli tylko ma dogodne warunki, by go pokonać. Czyli… Wystarczy, że komuś na
kim jej zależy będzie grozić niebezpieczeństwo. Nie wiemy w jakim stopniu na
kim jej zależy, zwłaszcza teraz, ale jest szansa, że taki zabieg w przyszłości
znów odniesie skutek.
– Powiedz mi, z kim
ty właściwie trzymasz, co? Układasz się ze mną, układasz się z tym nienawistnym
gnojem, jest jeszcze Seireitei… Po czyjej ty jesteś stronie?
– Po stronie
prawdy. Lubię ją odkrywać. I się nią dzielić. Powinieneś mi podziękować, bo
właśnie odkryłem tu nowe źródło twojej siły.
– Co? Niby jakie?
– Ten eksperyment
ma dwa wyniki. Kiedy tobie coś groziło, Ikari zadziałała, a kiedy coś groziło
Ikari… Nie dziwi cię, że chociaż starłeś się wcześniej, uwolniłeś się akurat w
momencie, w którym Kirai zaczął świrować, narażając Hagane?
Kobaltowe oczy ogarnęło lekkie zdziwienie. Upłynęła dłuższa chwila, nim wróciły do swojego zwykłego, zmrużono-zmarszczonego kroju.
– Eksperrrymentów
się zachciało… Bez mojej zgody…. Bez mojej wiedzy… Wiesz, co? Ja też chciałbym przeprowadzić
eksperyment. – Szósty zaczął wyrywając krzesło, do którego wcześniej był przykuty.
– Zobaczmy, czy ktoś stanie w twojej obronie, gdy coś ci zagrozi, hm?
Urahara tym razem
nie kwapił się z kolejnymi wyjaśnieniami. Tym razem postawił na tradycyjną
ewakuację. Bardzo szybką, wspomaganą shunpo, którą ścigało sonido i
inkwizytorskie krzesło, frunące za nim przez połowę komisariatu.
Gdyby Ikari
Jaggerjack prowadziła dziennik wpis z tego dnia mógłby wyglądać tak:
To znowu się stało. Ja chyba tracę rozum. Albo podróżuję
w czasie. Nagle się orientuję, że stoję w innym miejscu. Kurwa, opanowałam
sztukę teleportacji! Szkoda, że nie wiem kiedy, mogłabym złożyć reklamację, bo
nie mam nad tym żadnej kontroli!
To nigdy nie było bardzo inne miejsce, nigdy nie
zdarzyło mi się opuścić budynku, w którym byłam ani przenieść się o więcej niż
kilka metrów, czasem nawet chyba nawet nie ruszałam się z miejsca, ale po
prostu orientowałam się, że nagle minęło pół godziny. Zawieszałam się i czas
mijał, płynął gdzieś obok mnie, fuck you, Ikari, mam na ciebie wyjebane! A może
to kwestia mojej wybujałej wyobraźni. Bo co się właściwie działo? No co się, na
Króla Dusz, ze mną wyprawiało?! Wahałam się, czy sobie czegoś nie uroiłam, ale
dzisiaj…
Kiedy się ocknęłam, łańcuchy, które mnie skuwały, były
rozerwane. Grimmjow słaniał się przede mną, a ja nie miałam pojęcia czy to ja
coś zrobiłam, czy… A potem spostrzegłam, że tuż pod obojczykiem mam trzy
niewielkie rany. Nie krwawiły i zdawały zabliźniać się na moich oczach. Być
może bym je przegapiła, bo były w takim miejscu, że musiałbym przyciągnąć
podbródek do klatki piersiowej, żeby coś dostrzec, ale coś mnie połaskotało w
obojczyk. Próbowałam to strzepnąć ręką, ale się nie dało. Stałam akurat przed
dyżurką, żeby odebrać swoje rzeczy czyli katanę, którą mi odebrano, zanim
weszłam, a kiedy guzdrająca się za kontuarem kobita mi ją oddała, natychmiast
wyszarpnęłam Shiraiona z pochwy i przejrzałam się w jego klindze. Coś
rzeczywiście sterczało spod kości. Złapałam to dwoma palcami i wyciągnęłam
powoli, czując nieznośne łaskotanie pod skórą. Spojrzałam na żółte, teraz w
połowie czerwone od mojej krwi pióro i domyśliłam się reszty.
– SKURWIEL! – wrzasnęłam, a grubej, czarnoskórej pani
policjant prawie oczy wylazły z orbit, tak intensywnie mi się przypatrywała. Zaraz
pewnie wrzaśnie „Ta biała wariatka ma broń!”, a potem tabun mundurowych rzuci
się na mnie, zglebuje, potraktuje paralizatorem i wtrąci do celi. O nie.
Zwiewałam stamtąd aż się kurzyło. Całą drogę do szkoły
wrzeszczałam w duchu na Kiraiego. Nie odpowiedział mi ani razu, gnojek. Byłam
tak zaabsorbowana wymyślaniem Hollowowi, że przeszłabym obok nich obojętnie,
gdyby nie głośny wybuch śmiechu. Znajomego śmiechu.
Odwróciłam się tak gwałtownie, że mało brakował,o a
spoliczkowałabym się własnymi chabrowymi kłakami. Namierzyłam ich bardzo
szybko, odgarniając włosy, w które zaplątała mi się twarz. Siedzieli sobie,
kurwa, wszyscy razem w kawiarence naprzeciwko szkoły. Dzień, mimo nadciągającej
zimowej pory, był słoneczny, więc cała ósemka siedziała na zewnątrz, ogrzewając
dłonie kubkami z zapewne gorącą czekoladą albo innym świństwem. Przez chwilę im
się przyglądałam. Yumi z Madarame dolewali sobie do kubeczków czegoś
mocniejszego z piersiówki, Sado właśnie kichnął Ichigo w napój, a ten rozlał go
na swoją siostrę, która nawet nie zdążyła wrzasnąć, bo Toshiro natychmiast
złapał ją za poparzone kolano swoją zimną jak lód dłonią. Shuhei udawał, że gra
na niewidzialnej gitarze, traktując miękki styropianowy kubek jak gryf, więc
kwestią czasu było, kiedy on kogoś oparzy. A Renji…
Serce mi się ścisnęło.
I nagle poczułam te inne uczucie, szarpiące się we
mnie, jakby chciało mi rozdrapać wnętrzności i wyleźć na zewnątrz. Nagle stałam
tuż przy nich, dusząc się zawiścią, kipiąc gniewem i pragnieniem… Chciałam ich
stamtąd wykurzyć. Pokazać im… Chciałam ich wszystkich… Jak śmieli siedzieć
sobie tutaj, tacy kurewsko beztroscy, jak śmieli się śmiać… beze mnie?!
– Hej… Czy to nie Ikari?
Śmiechy ucichły. Renji przyłożył dłoń do czoła, robiąc
z niej daszek i przypatrując się mi. No tak, stałam pod światło, więc musieli
rozpoznać mnie po konturach. Miałam jedynie nadzieję, że moje oczy lśnią żądzą
mordu.
Eyes on fire
– W-Wyglądasz jakoś dziwnie.
– NO CO TY.
Gdyby pamiętnik
prowadził Kirai, dalsza część tego wpisu wyglądałaby zapewne mniej więcej w ten
sposób:
– Wszystko w
porządku? Słyszałam, że Grimmjowa zatrzymała policja… Masz jakieś kłopoty?
TO BYŁA TA
TRUSKAWKOWA SIOSTRZYCZKA. POPATRZYŁEM NA NIĄ OCZYMA IKARI STARAJĄC SIĘ NIE
ZMIENIAĆ KOLORU OCZU. NIE PLANOWAŁEM SIĘ TERAZ WJEBAĆ ALE MAŁA STALOWA KAPITAN
TAK SIĘ WKURWIŁA WIDZĄC CAŁĄ PALANTERIĘ W KOMPLECIE ŻE POZIOM NASZEJ NIENAWISCI
PRZEKROCZYŁ NORMĘ I WYGLĄDAŁO NA TO IŻ MIAŁEM W TAKIEJ SYTUACJI PIERWSZEŃSTWO.
– WSZYSTKO W PORZO
LAMUSY BAWCIE SIĘ RAZEM DALEJ NARTA.
MÓJ GŁOS WCIĄŻ
BRZMIAŁ MECHANICZNIE GDY UŻYWAŁEM JEJ UST WIĘC NIE ZAMIERZAŁEM SIĘ NARAŻAĆ NA
ZDEMASKOWANIE TYMBARDZIEJ ŻE TA TRUSKAWKOWA MENDA COŚ TAM WIEDZIAŁA. I TAK
SŁYSZAŁEM JAK SZEPCZĄ COŚ ZA MOIMI PLECAMI. KTOŚ Z NICH CHYBA NAWET WSTAŁ ALE
NIE MIAŁEM CZASU TEGO SPRAWDZAĆ. OGÓLNIE RZECZ BIORĄC MIAŁEM ICH W DUPIE
NACHAPEŁEM SIĘ DZIĘKI NIM JUŻ SPORO SIŁY TERAZ ZALEŻAŁO MI NA TYM
BŁĘKITNOWŁOSYM ZASRAŃCU BO DO NIEGO IKARI MIAŁA NAJBARDZIEJ SPRZECZNE UCZUCIA A
KIEDY JUŻ JĄ PRZEKONAM ŻE TAKIE KRÓLOPODOBNE ŚCIERWA ZASŁUGUJĄ JEDYNIE NA
NIENAWISĆ OCH CZUJĘ ŻE ROZBIJĘ WTEDY BANK HEJTU. ALE NIE TERAZ. TERAZ MUSIAŁEM
SZYBKO ZAŁATWIĆ JEDNĄ SPRAWĘ I NA CHWILĘ SIĘ WYCOFAĆ. IKA MNIE NAKRYŁA CO BYŁO
KWESTIĄ CZASU ALE LICZYŁEM ŻE JESZCZE PRZEZ JAKIŚ CZAS SIĘ NIE DOWIE ŻE UMIEM
PRZEJMOWAĆ KONTROLĘ BEZ JEJ ZGODY. NIE MOGŁEM POZWOLIĆ NA TO ŻEBY UDAREMNIŁA
MÓJ PLAN WPIERDALAJĄC SIĘ W NIE SWOJE SPRAWY.
– JA DO DYREKTORA…
– ZACZĄŁEM GDY JUŻ WBIEGŁEM DO SEKRETARIATU ALE TEN DWUMETROWY JEBANIEC NIE
SIEDZIAŁ W SWOIM GABINECIE TYLKO NACHYLAŁ SIĘ NA SWOJĄ NIBY SEKRETARKĄ KTÓRA
DRUKOWAŁA MU FAKSY I CO JESZCZE DOBREGO MU ROBIŁA NIE WNIKAM.
– Kirai, siema,
dupku. – WSTRĘTNE CZARNE OKO URACZYŁO MNIE SPOJRZENIEM.
– SKĄD WIEDZIAŁEŚ
ŻE TO JA?
– Śmierdzisz
inaczej niż twoja żywicielka. Jak jebane cytrusy i…
– Biała róża. –
DOPOWIEDZIAŁA TA ZIELONOWŁOSA PODNOSZĄC NA MNIE SMUTNY WZROK. UNIÓSŁBYM BRWI
GDYBYM TAK DOBRZE OPANOWAŁ MIMIKĘ TWARZY STALOWEJ.
– GDYBYŚ WIEDZIAŁA
JAK NAPRAWDĘ WYGLĄDAM OSTATNIE CO BY CI PRZYSZŁO DO GŁOWY TO JEBANA BIAŁA RÓŻA
– SKOMENTOWAŁEM A ARRANCARKA WZRUSZYŁA RAMIONAMI.
– Jak ci idzie
praca nad przejmowaniem kontroli? – NNOITRA PODSZEDŁ DO MNIE ZAGLĄDAJĄC MI W
OCZY KTÓRE NATYCHMIAST ZROBIŁY SIĘ ŻÓŁTO-CZARNE.
Steadily emerging with grace
– JAK WIDZISZ ZAJEBISCIE.
ALE MUSZĘ SOBIE ZROBIĆ PRZERWĘ BO JAGGERJACK MNIE PRZYŁAPAŁA. NASTĘPNYM RAZEM
ZROBIĘ TEN MYK DOPIERO W MU…
– Stul dziób. Masz
ogon.
– NO MAM OGON ALE Z
DZIÓBEM TO ŻEŚ PRZESADZIŁ.
NNOITRA WSKAZYWAŁ
NA DRZWI KTÓRYCH ZA SOBĄ NIE DOMKNĄŁEM. TERAZ W SZPARZE MIĘDZY NIMIMI WIDNIAŁ
CZERWONY ŁEB. BRĄZOWE OCZY PATRZYŁY NA MNIE Z NIEDOWIERZANIEM.
– Ikari… Nie wierzę… Ty z nim… Z NIMI! – STAŁ PRZEDE MNĄ PORUCZNIK
SZÓSTEGO ODDZIAŁU SOUL SOCIETY ABARAI RENJI I NAJWYRAŹNIEJ MYŚLAŁ ŻE WŁAŚNIE
PRZYŁAPAŁ IKARI NA CZYMŚ W STYLU ZDRADY STANU. – Trzymasz z nimi od początku,
tak?! A ja stanąłem w twojej obronie… Prawie wyleciałem za niesubordynację, bo
odmówiłem wykonywania rozkazów! A ty… A TY! – ZACISNĄŁ PIĘŚĆ W POWIETRZU I
ODWRÓCIŁ SIĘ NAJWYRAŹNIEJ SĄDZĄC ŻE MOŻE SOBIE STĄD PÓJŚĆ JAK GDYBY NIGDY NIC.
– MYŚLISZ, ŻE
POZWOLĘ CI ODEJŚĆ? PO TYM CO ZOBACZYŁEŚ?
ZŁAPAŁEM GO ZA RAMIĘ
I WCIĄGNĄŁEM DO ŚRODKA TYM RAZEM ZATRZASKUJĄC DRZWI. PCHNĄŁEM GO PRZEZ
SEKRETARIAT Z TAKĄ SIŁĄ ŻE WPADŁ RAZEM Z DRZWIAMI DO GABINETU PSEUDO DYREKTORA.
PODNIÓSŁ SIĘ OCIERAJĄC KREW Z NOSA WCIĄŻ PRZYGLĄDAJĄC MI SIĘ ZE SKRAJNYM
ZASKOCZENIEM.
– WY SHINIGAMI TO
WY TU JESTEŚCIE PUŚCI – WARCZAŁEM WCHODZĄC DO POMIESZCZENIA PO ROZWALONYCH
DRZWIACH KTÓRE PĘKAŁY POD MOIMI STOPAMI. – TACY UFNI TACY GŁUPI. GDZIE TWOJE
ZANPAKUTO PORUCZNIKU?
– Ikari, co ty
wyprawiasz…
– A NO TAK. TO
TYLKO TWOJA KOCHANA PANI KAPITAN PO CO MIAŁBY CI BYĆ POTRZEBNY ZABIMARU NO NIE?
– NAWET NIE PRÓBOWAŁ PRZEDE MNĄ UCIEKAĆ. PATRZYŁ NA MNIE Z GÓRY WCIĄŻ NIE
ROZUMIEJĄC CO SIĘ DZIEJE. POZWOLIŁ MI PODEJŚĆ I POŻAŁOWAŁ TEGO GDY ZŁAPAŁEM GO
ZA RAMIONA I WBIŁEM KOLANO MIĘDZY JEGO NOGI. Z JĘKIEM UPADŁ PRZEDE MNĄ NA
KOLANA. – PUSTAKU. TWOJA STALOWA KAPITAN NIE JEST JUŻ TAKA POTULNA JAK WTEDY
GDY ZADAWAŁA SIĘ Z WAMI. TERAZ OBRACA SIĘ W NOWYM TOWARZYSTWIE. TERAZ MA MNIE.
TRZEBA BYŁO ZABRAĆ SWÓJ MIECZYK.
ZŁAPAŁEM GO ZA
WŁOSY I UNIOSŁEM MU ŁEB ŻEBY MÓGŁ WIDZIEĆ JAK KOLORY WIRUJĄ W OCZACH JEGO BYŁEJ
CZY KIM ONI TAM DLA SIEBIE TERAZ BYLI. TYM RAZEM WALNĄŁEM GO PIĘŚCIĄ W
PODBRÓDEK CO PODERWAŁO GO NA NOGI. SHINIGAMI WPADŁ NA BIURKO KTÓRE ROZWALIŁO
SIĘ POD JEGO CIEŻAREM.
– POWIEDZ MI COŚ
PORUCZNIKU. – ZŁAPAŁEM GO ZA KOSZULKĘ BY POMÓC MU WSTAĆ Z DRZAZG. – W OGÓLE
DASZ RADĘ MNIE UDERZYĆ?
STALIŚMY NAPRZECIW
SIEBIE. WCIĄŻ TRZYMAŁEM GO ZA KOSZULKĘ A ON DYSZAŁ PATRZĄC RAZ W JEDNO RAZ W DRUGIE
JEJ OKO. MOJE. NIE CYJANOWE. FIOLETOWE. INDYGO. NIEBIESKIE. ZIELONE. ŻÓŁTE.
POMARAŃCZOWE. CZERWONE. NIC NIE ODPOWEDZIAŁ. WŁOSY ROZPSYPAŁY SIĘ WOKÓŁ JEGO
TWARZY. ZAGRYZAŁ TYLKO WARGI I LEKKO KRĘCIŁ GŁOWĄ.
– NIE MÓGŁBYŚ. – ZAŚMIAŁEM
SIĘ. – NAWET WIEDZĄC ŻE TO NIE ONA WCIĄŻ NIE MOŻESZ NA NIĄ PODNIEŚĆ RĘKI. JAKIE
TO KURWA ŻAŁOSNE. – TYM RAZEM CELOWO WYBRAŁEM CYJANOWY KOLOREK. NIECH ZAPAMIĘTA
TYLKO TO ŻE TO ONA TO ZROBI. – WIĘC ZAKOŃCZMY TO SZYBKO.
SPORTOWA KOSZULKA Z
NUMEREM ÓSMYM ROZDARŁA SIĘ GDY PIĘĆ OSTRYCH JAK BRZYTWA PIÓR WDARŁO SIĘ W
KLATKĘ PIERSIOWĄ PORUCZNIKA. CIEKAWE CZY POCZUŁ ICH ŁASKOTANIE ZANIM ROZORAŁY
JEGO WNĘTRZE. TYM RAZEM NIE BYŁEM DELIKATNY. OMIJAŁEM ŻEBRA TNĄC WSZYSTKO CO
SIĘ DAŁO AŻ DOTARŁEM DO KRĘGOSŁUPA.
Your spine is ablaze
GDZIEŚ ZA SOBĄ USŁYSZAŁEM POJEDYNCZE OKLASKI. WYSZARPNĄŁEM RĘKĘ POZWALAJĄC
UPAŚĆ MU NA TWARZ. ODWRÓCIŁEM SIĘ STRZEPUJĄC KREW Z PIÓR. NA STOJĄCYM PO
DRUGIEJ STRONIE GABINETU FOTELU KTOŚ SIEDZIAŁ. STRZĘP OCALAŁEMGO SKRZYDŁA DRZWI
KTÓRY ZDOŁAŁ UTRZYMAĆ SIĘ W FUTRYNIE RZUCAŁ CIEŃ NA JEGO TWARZ.
– KIM JESTEŚ? – ZROBIŁEM KILKA KROKÓW W JEGO STRONĘ ALE ZANIM SIĘ ZBLIŻYŁEM
TYM RAZEM TO MNIE TO KTOŚ ZŁAPAŁ ZA RAMIĘ.
– Zostaw go, Kirai. To mój gość. – NNOITRA CHYBA PRÓBOWAŁ UŚMIECHNĄĆ SIĘ DO
MNIE POROZUMIEWAWCZO. – Przykro mi, że musiałeś być świadkiem tego… Tego co tu
się właśnie, do cholery, rozegrało, ale naszego przyjaciela – W TYM MOMEMCIE
ŚMIAŁ POKLEPAĆ MNIE PO RAMIONACH – trochę poniosło. Mam nadzieję, że to nie
zaszkodzi naszej współpracy.
– Nie zgodziłem się jeszcze na żadną współpracę.
– Och, myślę, że nie chciałbyś nam odmówić po czymś takim…
– Myślę, że masz o sobie trochę zbyt wysokie mniemanie. – KTOŚ PODNIÓSŁ SIĘ
Z FOTELU STOJĄCYM W ZACIENIONYM KĄCIE. – A ja bardzo nie lubię, jak ktoś mnie
traktuje tak, jakby był lepszy. – ZOBACZYŁEM JEGO TWARZ GDY WYSZEDŁ Z CIENIA. –
I nikomu nie pozwalam patrzyć na siebie z góry.
Felling any foe with my gaze
SPOD KRÓKIEJ CZERWONEJ GRZYWKI BŁYSNĘŁO CZERWONE OKO. JEDNO BO DRUGIE BYŁO
ŻÓŁTE. DAŁBYM SOBIE SKRZYDŁO ODJĄĆ ŻE TYLKO POD WPŁYWEM TEGO SPOJRZENIA NNOITRA
COFNĄŁ SIĘ O PÓŁ KROKU POTKNĄŁ I WYPIERDOLIŁ. ZACHOWAŁBYM WSZYSTKIE PIÓRA BO
KIEDY TO DWUBARWNE SPOJRZENIE PRZESUNĘŁO SIĘ NA MNIE… POCZUŁEM SIĘ BARDZO
NIESTABILNIE. NIE UPADŁEM CHYBA TYLKO DLATEGO ŻE GÓWNIARZ PATRZYŁ W OCZY IKARI
A ONA NIE MOGŁA PATRZEĆ Z GÓRY NA KOGOŚ KTO BYŁ OD NIEJ WYŻSZY. A JEDNAK…
CZERWONO-ŻÓŁTY WZROK PRZEŚLIZGNĄ SIĘ PO TWARZY IKARI I ZATRZYMAŁ W MIEJSCU,
W KTÓRYM NORMALNIE ZNAJDOWAŁBY SIĘ MÓJ PYSK. ZUPEŁNIE JAKBY TEN CHŁOPAK WIDZIAŁ
MOJĄ PRAWDZIWĄ NATURĘ.
NAWET NIE WIEM CZY SIĘ POTKNĄŁEM CZY NIE. PO PROSTU WYLĄDOWAŁEM NA PLECACH
TUŻ OBOK PIĄTEGO ESPADY.