piątek, 3 kwietnia 2015

16. PUSTA I BESTIA: Room to Breathe (cz. III)


DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 6, GODZIN: 17

– Co za żenada.
– Ale weź nie rób tak mocno, bo zepsujesz!
– Beznadzieja.
– Mówisz tak, bo przegrywasz.
– Nie, mówię tak, bo dałeś mi zjebanego pada.
– Zjebany to ty masz ryj.
– Zjebany zaraz będziesz miał ten stolik z Ikei, jak ci go rozwalę na głowie.
– Ani się waż, dopiero co go zmontowałem.
– Gówniana gra.
– Mówiłem, nie wciskaj tak tych przycisków!
– I tak musisz sobie kupić nowy.
– NIEEE!
Krzyk i hałas, jaki narobił rzucony o ścianę pad, spowodował, że z kanapy, o którą opierali się Kagami i Aomine, siedząc na podłodze, doszedł ich męczenniczy jęk. Obydwoje zerknęli za siebie z trwogą, ale leżąca tam dziewczyna jedynie mocniej zacisnęła powieki, nie przejawiając żadnych oznak, świadczących o tym, że jest gotowa powrócić do świata żywych. Odetchnęli więc z ulgą, wracając do swoich zajęć. Zaczęli od poszturchiwania się łokciami, co skończyło się tym, że Aomine wyrwał pada Kagamiemu, który musiał wstać sobie po zapasowy, po czym wznowili wirtualny pojedynek, a schemat się powtórzył. Jednak gdy tym razem kolejny dżojstik wylądował na ścianie, Taiga nie poprzestał na krzyku. Z rykiem rzucił się na kolegę. Siłą rozpędu oboje zaliczyli po fikołku, a Daiki wyrżnął plecami o wspominany wcześniej stolik, jednocześnie testując jego solidność, która okazała się zerowa, bo stolik natychmiast z powrotem rozpadł się na części. To nie uspokoiło Taigi, wręcz przeciwnie, dopiero teraz zapałał do niebieskowłosego prawdziwą żądzą mordu.
– Zabiję cię! – wrzeszczał, unosząc gotową do zadania ciosu pięść. – Zabiję!
– Za stolik z Ikei?!
– Też!
Udało mu się zrobić unik przed ciosem i zrzucić z siebie skrzydłowego Seirin, a ponieważ bierność nie leżała w jego naturze, zaczął podwijać rękawy.
– Chłopcy, chłopcy… – Zachrypnięty głos ostudził zapał Daikiego. – Musicie się awanturować tak głośno?
Obydwaj koszykarze głośno przełknęli ślinę. Kagami podniósł się z ziemi, kucając obok Aomine. Wyglądali, jakby ogarnęła ich trwoga i jakby lada moment mieli się wziąć w objęcia, by dodać sobie otuchy.
– Obudziła się.
– I co teraz?
– To twoja wina.
– To ty darłeś papę.
– Co zrobimy, jak znów zacznie świrować?
– Nie wiem.
– Rozwaliła mi pół kuchni.
– No właśnie, tobie.
– To twoja znajoma! Zrób z nią coś!
– Niby co?
– Może znów walnij ją w łeb, póki nie jest za późno.
– Nie zrobiłem tego specjalnie! To był przypadek!
– Nie szkodzi. Ten przypadek nam pomógł. Zrób to przypadkiem jeszcze raz.
– Co tam szepczecie? – Ikari opuściła nogi z łóżka, ale natychmiast wzdrygnęła się z zimna i z powrotem wciągnęła je pod koc.
– Nie, nic! – zgodnie odpowiedzieli licealiści.
– Boże, jak mnie baniak napieprza – stęknęła Ikari, rozmasowując skronie i nie dostrzegając pełnego strapienia wzorku Daikiego. – Właściwie to… – Z pełną konsternacji miną przesunęła jedną rękę na kark. – Nie bardzo pamiętam, co w ogóle…
Podniosła zagubiony wzrok na nastolatków, jakby szukała u nich pomocy.
I feel a little lost in this world
– Czyli… – Daiki przysunął się bliżej, siadając na brzegu kanapy. – Nie pamiętasz?
– Ale… Czego?
– No, jak wróciłaś…
– Kompletnie pijana. – Kagami przysiadł się z drugiej strony, czując bezpieczny grunt. Przynajmniej dopóki dziewczyna nie zacznie wariować, mógł włączyć się do historii i odświeżyć furiatce pamięć, czemu nie.
– Narąbana w trzy dupy – zgodził się Aomine, najwyraźniej podłapując klimat. – I dziewczyno, nie wiedziałem, że robisz się po alkoholu taka agresywna.
– Ja? Agresywna? – Ikari mrugała szybko powiekami, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Ale ja nic nie piłam.
Obaj roześmiali się głośno na to wyznanie.
– Kobieto, robiłaś tu rozróbę gorszą, niż kibol na komisariacie.
– Zastanawiam się, jak tu dotarłaś. Ledwo stałaś na nogach.
W przeciwieństwie do Taigi, który czując, że niebieskowłosej nie zbiera się na kolejną demolkę, bawił się sytuacją, Daiki miał naprawdę zmartwiona minę. Kiedy Ikari na niego dyskretnie zerknęła, wstydząc się i szybko odwracając wzrok, zauważyła, jak niepokojąco podobnie układały się zmarszczki między jego brwiami.
– Więc… Bardzo narozrabiałam? – zapytała tak cienkim głosikiem, że Aomine już wyciągnął rękę, żeby pokrzepiająco klepnąć ją w plecy i powiedzieć, że nie, że nic się nie stało, ale Kagami nie miał litości.
– Kuchnia wyglądała, jakby coś tam wybuchło! Wściekałaś się na lodówkę, bo nie było tam piwa. Potem powywalałaś mi wszystko z szafek. Nie wiem, skąd ty masz tyle siły, większość drzwiczek powyrywałaś z zawiasów! Nie odpuściłaś nawet zmywarce.
I try a little noise and choke
– Jezu… Przepraszam.
– To jeszcze nie koniec. Potem…
– Kagami. Dość – warknął Daiki, widząc że Ikari podciąga kolana pod brodę i wygląda na coraz bardziej zdołowaną.
– Nie byłam sobą… – mruczała Hagane na swoje usprawiedliwienie, naciągając koc coraz bardziej na twarz. – Nie chciałam…
– No już, mięczaku, nie maż się. – Daiki szturchnął ją na pocieszenie w ramię. – To nic. Kagami kiedyś po meczu tak się nawalił, że prosił mnie o autograf.
– Nieprawda! – oburzył się Taiga, chociaż policzki mu spąsowiały.
– Jak nie. Chciałeś, żebym ci się podpisał na gaciach.
– Oszczerstwa! – protestował Taiga. – Podpisałeś się?
Aomine popatrzył na niego z byka.
– Nie tknął bym twoich gaci, nawet jakby za te traumatyczne doświadczenie przysługiwał kontrakt z NBA.
Zaczęli się przekomarzać, co rozpogodziło nieco wyraz twarzy Hagane. Jeśli nastolatki się kłócą i grają w platformówki to znaczy, że świat jeszcze się nie skończył. A nawet jeśli, miło byłoby przeżyć jego koniec z kimś, kto nawet by go nie dostrzegł, będąc zbyt zajętym pilnowaniem, by pasek życia postaci w grze nie zszedł do zera. Ikari niemal poczuła się bezpiecznie, ale potem jej wzrok powędrował na elektroniczny zegar stojący na półce pod telewizorem. Było wpół do dwunastej. Wieczorem. Ostatnie, co pamiętała, to co działo się o wpół do dwunastej, ale w południe. A potem… Gdzie była? Co robiła? Dlaczego nic nie pamięta? 
          Kirai. To musi być jego sprawka.
          Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak niebezpieczny w istocie jest cały ten układ z Pustym. Jeśli doszło do tego, że wypożyczył sobie jej ciało na cały dzień… Jeśli miał tyle władzy…
Objęła swoje kolana, przyciągając podbródek do klatki piersiowej. Wsunęła z niepokojem dłoń pod koszulkę i dotknęła lewej piersi, przerażona, że będzie mogła włożyć rękę do dziury Hollowa, ale… Nie. Nie ziała w niej wylotowa dziura. Jeszcze.
Nie tak się umawialiśmy… Miałeś poczekać.
Kirai milczał.
To, że się nie odzywał, jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Cisza była złowieszcza, cisze zawsze takie są. Usypiają czujność, a kiedy słyszysz grzmot, jest za późno, by szukać schronienia przed piorunem, bo światło wyprzedza dźwięk.
Uświadomiła to sobie i przez chwilę odrętwienie odebrało jej całą nadzieję. Przecież sama zgodziła się na taki los, chciała tylko zaczekać z tym na odpowiedni moment, ale… Nie tak to sobie wyobrażała. Miała po prostu ustąpić, zniknąć w ciemności, oddać mu stery? Nie tak miało być. Myślała, że po prostu podzielą jaźń. Że się zespolą. Że zachowa świadomość. Że w zamian za te wieczne towarzystwo, będzie silniejsza. Łudziła się, że będzie jej się to podobać. I teraz została z tym sama.
I've honestly never felt this alone
Oh, I just need someone
Chociaż… Nie do końca. Ktoś, kogo potrzebowała był nawet na wyciągnięcie ręki. Nie miała najmniejszej ochoty przyznać, że miał rację, a cały ten pomysł z hollowfikacją to jedno wielkie nieporozumienie i ona już nie panuje nad swoim Pustym, ale to był najwyższy czas. Jeśli będzie zwlekać, Kirai będzie wdzierał się coraz głębiej na jej terytorium, aż będzie za późno i nawet ON nie zdoła znów go uśpić, więc musi iść do niego teraz, nawet jeśli oznacza to przyznanie się do porażki.
NIE MUSISZ TEGO ROBIĆ.
Aż podskoczyła, kiedy warkotliwy głos Kiraiego rozlał się po całym jej wnętrzu.
Och, jednak postanowiłeś do mnie odezwać, padalcu?
Cisza. A po chwili…
PRZEPRASZAM IKARI.
Cisza.
JA CHCIAŁEM TYLKO
I'm just trying to be, the best me I can be
No co, co takiego chciałeś tylko, łotrze, nie masz nic na swoje usprawiedliwienie!
CHCIAŁEM TYLKO PRZEZ CHWILĘ ŻYĆ TAK JAK TY.
Tym razem to Ikari nic nie odpowiedziała.
NIE WIESZ JAK TO JEST TKWIĆ W CIEMNOŚCI CAŁY TEN CZAS. UWIĘZIŁAŚ MNIE W NIEJ A TERAZ ŻAŁUJESZ MI ODROBINY WOLNOŚCI.
Musiałeś od razu się za mnie upijać?! I od kiedy w ogóle możesz tak długo…
GDYBYŚMY SIĘ POZNALI W INNYCH OKOLICZNOŚCIACH WIEDZIAŁABYŚ DUŻO LEPIEJ ŻE W OGÓLE MOGĘ DŁUGO…
Kirai…
OKAY PRZEPRASZAM MÓWIŁEM JUŻ ŻE PRZEPRASZAM. PONIOSŁO MNIE. SAM BYŁEM CIEKAWY JAK DŁUGO NO WIESZ WYTRZYMAM A UPILIŚMY SIĘ BO POMYŚLAŁEM ŻE PO PROSTU UZNASZ ŻE URWAŁ CI SIĘ FILM...
Zrób mi tą przyjemność i już nie myśl. 
…ALE SKORO JUŻ SIĘ POKAPOWAŁAŚ TO NIE MA SENSU TEGO DŁUŻEJ PRZED TOBĄ UKRYWAĆ.
Przestań.
PRZEPRASZAM WIEM ŻE NA ZBYT WIELE SOBIE POZWOLIŁEM.
Powiedziałam, skończ.
          NAPRAWDĘ MI CIĘŻKO IKA...
          Zamknij się już! Po prostu nigdy więcej tego nie rób. 
DOBRZE.
Cisza.
IKARI.
Czego?
DOBRZE ALE MUSZĘ ZROBIĆ JESZCZE JEDNĄ RZECZ.
– ZAMIERZACIE GRAĆ PRZECIWKO KARAKURZE DRUŻYNĄ TOUTOU?
– Słucham? – Aomine odwrócił się przez ramię. Wraz z Kagamim znów siedział na podłodze i znów z determinacją wciskał naraz wszystkie przyciski na dżojstku, który Taiga wygrzebał ze starego opakowanie playstation 1. – A niby jaką inną drużyną mamy grać?
– MUSICIE ZAGRAĆ PRZECIW NIM POKOLENIEM CUDÓW. CAŁYM.
Na telewizorze zamigał wielgachny napis „PAUZA”. Obaj koszykarze odwrócili się w stronę Ikari, przyglądając jej się uwagą.
– Co powiedziałaś?
– KARAKURA TO DRUŻYNA NAJEMNIKÓW. JEŚLI NIE ZAGRACIE W NAJSILNIEJSZYM SKŁADZIE JAKI MOŻECIE ZEBRAĆ NIE WYGRACIE.
Daiki wymienił z Taigą szybkie spojrzenia.
– Co ty opowiadasz, Ikari. I jak ty to sobie wyobrażasz, że do szkolnej drużyny można ściągnąć ludzi z innych szkół?
– JAKOŚ ONI NIE MIELI Z TYM PROBLEMÓW.
– To raczej niewypał, ten pomysł. Sam rozniosę Karakurę – oświadczył Daiki, a migający komunikat „PAUZA” zniknął z ekranu. – Poza tym nigdy nie namówiłbym do czegoś podobnego Akashiego.
Na ustach Ikari pojawił się przebiegły, zwycięski uśmieszek, ale kiedy Aomine znów na nią zerknął, jej oczy z ciemnego błękitu zmieniły barwę na zwykłą, a uśmiech w porównaniu ze zdezorientowanym spojrzeniem nadał jej twarzy wyrazu kogoś, nad kim wypada roztoczyć opiekę.
– Masz. Tobie chwila rozrywki przyda się chyba bardziej niż mi. – Niebieskowłosy westchnął i wcisnął w dłonie dziewczyny pada.
– Ale… Co mam z tym zrobić? – Hagane niepewnie uniosła urządzenie, patrząc na nie zmęczonym wzrokiem.
– Pokarzę ci. Kagami, włącz jakąś rpgówkę z ustawieniami PvE… A ty się posuń. – Wcisnął się za plecy Ikari, a jego szerokie ramiona objęły ją z obu stron, gdy położył swoje dłonie na dłoniach kapitan, dociskając jej palce do odpowiednich klawiszy.
Ikari wciągnęła powietrze, a kiedy Daiki zaśmiał się cicho, poczuła wibracje na całym ciele.
– Grajmy. Najpierw stworzymy ci postać. Jaki chcesz mieć nick?
– I-Ivrel.
Aomine znów się zaśmiał, słysząc drżenie w głosie dziewczyny. Wiedział już, że w jakiś sposób na nią działa i nie zamierzał rezygnować. Przycisnął ją mocniej do siebie, udając, że musi zerknąć na oznaczenia przycisków. Ciemna powierzchnia jego skóry przylegała do jasnej karnacji Shinigami. Na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. Kagami nieco zniesmaczony zerkał na te podchody, ale nic nie mówił. W końcu Daiki nie przekraczał granic. Nie wepchnął się nawet pod koc, który wciąż ich w pewnym stopniu od siebie izolował. Po prostu oplótł wokół biedaczki swoje długaśne kończyny i faktycznie zdawało się, że robi to tylko po to, by nauczyć ją grać. Ponad ramieniem Jaggerjack wgapiał się w telewizor i wyglądał na skupionego na grze. O tym świadczył chociażby wynik, który jaskrawym napisem informował, że Taiga już trzy razy zaliczył deada z rąk Daikego i Ikari, chociaż do tej pory nie udało mu się go zabić ani razu. Trudno było mniemać, czy to zasługa dziewczyny. Ją wyraźnie stresowała bliskość Aomine, ale chyba była zbyt zmęczona, by wyznaczyć wyraźne granice swojej prywatnej przestrzeni. A może jego brak dystansu jej nie przeszkadzał? Daiki pewno na to liczył. I czekał. Tak postanowił. Że po prostu zaczeka.


DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 6, GODZIN: 6, minut: 45

Minako siedziała na ławce w szatni z nogą na nogę i skubała słonecznik, z zainteresowaniem przyglądając się czemuś naprzeciwko. Toshiro przysiadł się obok, zanurzając dłoń w paczce z ziarenkami.
– Na co tak patrzysz?
Minako tylko kiwnęła głową w stronę niebieskowłosej, rozczochranej – bo kto by miał głowę czesać się o tak nieludzkiej porze jak dziewiąta piętnaście rano – kobiety, która już od kwadransa szarpała się ze swoją szafką, całkowicie ignorując fakt, że aby ją otworzyć, należy wystukać odpowiedni kod.
– No co, do diabła, jest nie tak z tym cholerstwem!
Ikari straciła resztki cierpliwości i zaczęła kopać w metalowe drzwiczki.
– Co ona wyprrrawia?
Szósty Espada przebierał się w sportowy strój, ale zamarł z połowicznie włożoną przez głowę koszulką, dołączając do obserwacji Hagane.
– Chyba próbuje otworzyć swoją szafkę. Albo zbutować ją na śmierć. – Minako splunęła łupinkami na podłogę.
– Nie wie, że trzeba wpisać kod? – Grimmjow wreszcie przełożył przez koszulkę również swoje łapy, a Hitsugaya spojrzał na niego zaintrygowany.
– Jestem zaskoczony, że ty wiesz.
– Na początku nie wiedziałem.
– Niech zgadnę, postępowałeś analogicznie jak nasza kapitan?
Jaegerjaquez rzucił Toshiro ostrzegawcze spojrzenie.
– Wy, niebieskowłosi, macie tyle samo zwojów mózgowych. Mniej niż zero. – Hitsugaya nie przejął się pełnym groźby wzrokiem Arrancara.
– Ej, Szósty, a jaki ty masz kod? – zagadała Kurosaki, częstując Espadę słonecznikiem i kopiąc Hitsugayę w kostkę.
– Sześć, sześć, sześć. –  Grimmjow wziął całą paczuszkę i odsłonił rząd arrancarskich kłów w tak chytrym uśmiechu, jakby sądził, że zdradził właśnie jakąś tajemnicę wagi państwowej.
– Rzeczywiście, trudny. Ale dzięki, teraz już będę cię mogła skroić na przerwie. Nie żebym sama nigdy nie wpadła na ten skomplikowany szyfr.
– Ja też nie potrzebuje kodu, żeby cię skroić, Shinigami. Wystarczy mi kawałek Zanpakuto.
– Zanpakuto lepiej sobie naostrz na kogoś innego. – Minako znów wskazała podbródkiem przed siebie. Grimmjow znów spojrzał w stronę Ikari i zgniótł w ręce paczkę, która pękła, a słonecznik rozsypał się po korytarzu.
I need a little time to think
Do Ikari podchodził właśnie wysoki licealista o ciemnej karnacji. Stanął tuż za nią, taksując ją wzrokiem i uśmiechając się lubieżnie.
– Od tyłu się będziesz zakradał, kutosiarzu?!
– Grimmjow, zaczekaj. – Toshiro złapał Arrancara  z tyłu za koszulkę. – Co chcesz zrobić?
– Zabić. – Król Hueco Mundo tym razem nie poprzestał jedynie na marszczeniu brwi. Dołączył do nich nos, zupełnie jakby czuł przykry zapach, który mogły wyłapać jedynie królewskie nozdrza. – Zabiję gnoja.
– Zostaw go. On nic nie zrobił. – Znudzona mina kapitana dziesiątki wskazywała na to, że nie pierwszy raz zmuszony jest tłumaczyć coś temu osobnikowi.
– Już ja widzę, jak on nic nie robi.
– Uspokój się. – Po plecach Jaegerjaqueza nagle spłynął lodowy prąd, mrożący szpik w kręgosłupie, paraliżujący. – Nie zachowuj się jak pantera ogrodnika. Nawet jej nie dotknął. Jeszcze.
Daiki właśnie nachylił się do Ikari.
– Bu – szepnął do jej ucha, a Shinigami podskoczyła, uderzając głową w jego brodę.
– Ała! – stęknęli oboje, patrząc na siebie z wyrzutem.
– Pojebało cię?! – Hagane przestała obmacywać swoją czaszkę w poszukiwaniu guza i rąbnęła Aomine pięścią w ramię.
– Chiałem hi omu!
– Co???
Aomine splunął na szkolny korytarz krwawą plwociną.
– Chyba psyglyzłem sobie język – jęknął, wciąż rozcierając szczękę. – Chiałem si pomós z tą safką! – wyseplenił, stukając w wąską numeryczną klawiaturę, znajdującą się nad zamkiem. – Mas jus kod?
– Nie. – Ikari marszczyła brwi, przyglądając się cyfrom na blacie, jakby dopiero teraz je dostrzegła.
– Wplować jakieś, psytsymaj gwiastkę i wplować jesce las. Komoninasja musi się składać z tsech albo ctelech.
– Aha. – Ikari podniosła rękę i jej palec na ułamek sekundy zawisł nad klawiaturą, po czym wybrała dwie cyfry. Znów się zawahała i wybrała następne dwie, a potem potwierdziła kod. Drzwiczki otworzyły się z cichym kliknięciem.
– Seść, osiem, osiem, seść?
– Podglądałeś?!
– Pół skoły widziało co wpisujes. – Aomine wzruszył ramionami. – Daj mi się napić, musę psepukać usta. – Chłopak wyciągnął rękę, widząc, że Ikari odkręca butelkę mineralnej, którą wyciągnęła z torby, zanim wrzuciła ją do szafki.
Pociągnęła kilka łyków, przy okazji oblewając się wodą, zaklęła i podała Daikiemu butelkę. Przyzwyczajała się już do jego napastliwego wzroku, więc nie wkurzyła się na tyle, by trzasnąć go w łeb za to, jak łakomie przyglądał się strużce wody, spływającej po jej szyi i znikającej między piersiami. Ale nie mogła się całkiem powstrzymać i chociaż nie pstryknąć go w nos, ot tak, dla zasady. I właśnie przez to z ręki wypadł jej korek. Posępnym wzrokiem śledziła tor jego lotu, a potem z jeszcze bardziej ponurą miną obserwowała jak odbija się od podłogi i toczy spiralnym torem po posadzce, aż wreszcie kończy swoją trasę, wpadając pod jej własną szafkę. Westchnęła ciężko, jakby właśnie zawalił jej się świat.
– I tak, kuźwa, całe życie pod górkę – sapnęła, schylając się po zakrętkę.
Daiki, który właśnie zachłannie pociągał z butelki długi łyk, momentalnie się zakrztusił. A potem cofnął o pół kroku, żeby mieć lepszy widok.
– Tu się schowałeś, sukinsynu. – Kiedy Ikari się wyprostowała, ściskając w garści zdobycz, zarumieniona twarz Aomine, który zamarł z uniesioną do ust butelką,  powiedziała jej, że chłopak cały czas podziwiał rozgrywające się przed nim widoki.
– Daiki, ty zboku! – Zapominając ile kosztowało ją znalezienie zakrętki, rzuciła nią w skrzydłowego Toutou, obciągając szkolną spódniczkę prawie do kolan. Zanim jednak wpadła na to, bym tym razem należycie wymierzyć sprawiedliwość, ktoś inny postanowił ją wyręczyć.
– Aomine Daiki… – wysyczał Szósty Espada, a jego ciężka łapa spadła na ramię chłopaka. Odwrócił go w swoją stronę tak gwałtownie, że prawie zwichnął mu bark. Na twarz Arrancara chlusnęła woda z niezakręconej butelki. – Zabiję cię – dodał z szerokim, wyjątkowo paskudnym uśmiechem. Kropelki wody spływały po jego brodzie, kapiąc na sportowy strój.
– Glimdzow Dzaegeldzaques. – Daiki, który w najmniejszym stopniu nie opanował sztuki uczenia się na własnych błędach, już celowo wylał Espadzie resztę wody na głowę.
W kobaltowych oczach kwitła prawdziwie niepoczytalna furia.
When all I need is to be set free
– Dosyć. – Ikari zareagowała natychmiast. – Dosyć, dosyć, dosyć! – Odepchnęła Espadę od licealisty, rzucając mu groźne spojrzenie. – Mieliśmy umowę, Szósty. Mieliśmy sobie nie wchodzić w drogę.
– Już to przerabialiśmy. Ale tym razem nie ty stoisz na mojej drrrodze…
– Nie! – Hagane wciąż protestowała, ale Grimmjow nawet na nią nie patrzył, utkwiwszy wygłodniałe spojrzenie w Daikim. – Boisko jest w tamtą stronę! – Widząc, że nic nie wskóra, odwróciła się w przeciwnym kierunku, który pokazała i ewakuowała się razem z Aomine, łapiąc go za rękę i ciągnąc za sobą, przy okazji rzucając wściekłe, zdegustowane spojrzenia wszystkim Shinigami, których wypatrzyła i którzy nie pofatygowali się, by powstrzymywać członka swojej drużyny przed popełnieniem morderstwa.
– CZEKAM NA CIEBIE PRZED SZKOŁĄ, DAIKI! – zagrzmiał Jaegerjaquez na cały szkolny korytarz. – Chyba, że wolisz chować się za kobietą!
– Ani mi się waż – warknęła Ikari, szarpiąc koszykarza za łokieć. – I naprawdę nie musiałeś wylewać na niego tej wody.
– Naprawdę nie musiałaś mnie przed nim bronić – boczył się Aomine, wyrywając rękę.
– Powinieneś mi podziękować. Właśnie uratowałam ci życie! I następnym razem nie gap się na mój tyłek.
– Nie wiedziałem, że za to można zginąć.
– Najwyraźniej można. Teraz już wiesz, więc więcej tego nie rób.
– Jestem facetem, Ika. – Aomine uwiesił się na dziewczynie z uśmiechem, obejmując ją za szyję. – Muszę się na coś gapić. Z tyłu, czy z przodu… – Bezczelnie zaglądał jej w dekolt. – Dlatego się cieszę, że jestem wysoki.
Ikari zauważyła, co robi Daiki i natychmiast wysunęła się spod jego ramienia, dopinając guziki w koszuli.
– Umrzesz!
– Trudno.
– Jesteś niepoprawny!
– Wiem.
– Myślałam, że wzrost służy ci do gry w kosza, a nie do zaglądania kobietom w cycki!
– Daj spokój. Chyba sama pojmujesz, które z tych zajęć jest atrakcyjniejsze.
– Babiarz!
– I tak mnie lubisz.
– Ani trochę.
– Kłamczucha.
– Degenerat.

        
DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 5, GODZIN: 23, minut: 30

Smród sali gimnastycznej, przypominający spoconą pleśń, wchłoniętą przez ściany, drażnił nozdrza już w połowie prowadzącego do niej korytarza.
– Ale tu jebie – zaklęła Minako, nie przejmując się tym, iż jest w budynku szkolnym i taki język mógł nie być tu mile słyszany.
Dotarła na salę gimnastyczną i zatykając nos otwarła podwójne, masywne drzwi.
– Co im się, do cholery, stało? – zapytała zdziwiona, podchodząc do ławki, na której siedział Must i wskazując na biegającą równo drużynę Karakury. – Przypalasz ich tu ogniem dyscypliny, czy co?
Pułkownik tylko uśmiechnął się tajemniczo.
– Ma się ten dar charyzmy. – Przeczesał palcami gęste, czarne jak smoła włosy. – To byłby nasz najlepszy trening, gdyby nie ta nieobecność.
– Renji dalej się nie pojawił? – Minako zerknęła na zegarek. – Nie mam pojęcia, gdzie go wcięło. Wczoraj poszedł gdzieś za Ikari, a kiedy nie wrócił na noc, sądziłam, że wreszcie między nimi… Że wszystko sobie wyjaśnili, no.
– A mały, groźny kapitan Seireiteia–ZimowyŻołnierz gdzie? – zapytał Must rozglądając się dookoła.
– Poszedł już. Bez popołduniowej drzemki nie jest sobą – wytłumaczyła Minako, ziewając szeroko.
– Widzę, że nie tylko on. Czyżby w nocy odbywała się jakaś licytacja dowódczych stanowisk?
– Nie twoja sprawa. – Trzepnęła trenera w ramię wierzchem dłoni i znów przyjrzała się biegającym po sali ludziom i Shinigami. I wtedy dostrzegła, że brakuje wśród nich również Arrancara. – Zaraz… A gdzie jest Grimmjow?!
Zerwała się z ławki, przerażona, bo po porannym zajściu w szatni jej wyobraźnię natychmiast nawiedził rząd krwawych obrazków, w których Espada mordował Hagane i tego jej fagasa na schodach wiodących do szkoły. Jednak jak na komendę, drzwi do sali gimnastycznej ponownie otwarły się z hukiem i wszedł przez nie Jaegerjaquez, omiatając pomieszczenie wściekłym spojrzeniem. No tak, nie wzięła pod uwagę, że choć przerwa dawno minęła, to przecież Szósty miał w zwyczaju kierować się własnym widzimisię. Chociaż jego rozcięta brew nie sugerowała, że spędził ten czas na odpoczynek bezkonfliktowo. A reiatsu Hagane, które wkroczyło na salę wraz z nim, niczym podmuch huraganu, potwierdzało tą tezę w stu procentach.
I need a little room to breathe
Grimmjow w milczeniu dołączył do biegających chłopaków, na co Minako i Must wymienili znaczące spojrzenia i jednocześnie wzruszyli ramionami. Dalsza część treningu przebiegała bez zakłóceń, dopóki żeńska część kampusu nie zaczęła schodzić się na halę, siadając w grupkach na trybunach i wzdychając do spoconych graczy, jakby nie miały ciekawszych zajęć, jakimi mogłyby oddać się po lekcjach. Tak właśnie myślała coraz bardziej poirytowana publiką Kurosaki, podczas gdy trener był co najmniej ukontentowany możliwością popatrzenia na zgrabne licealne tyłki w spódniczkach.
Ale nie tylko pułkownik był rozkojarzony. Brak koncentracji przejawiał także Szósty Espada, który rzucał nerwowe spojrzenia w stronę drzwi za każdym razem, gdy te się otwarły. Jak dotąd  nie pojawiła się w nich żadna niebieska czupryna, mimo że energia Ikari wciąż rozlewała się po szkole niczym wodospad Niagara. Nerwowość objawiała się także w jego grze, bo gdy tylko znajdował się pod koszem, nie panował ani nad swoją siłą, ani nad piłką, z impetem uderzając o tablicę, co skutkowało jego zerową skutecznością. Nie wychodziły mu podania, zwody, dwutakty, ale dopiero kiedy Ichigo trafił go piłką prosto w czoło, Minako wyrwała gwizdek z ust Musta, przyglądającego się trybunom i dmuchnęła w niego ostro.
– Chodź no tu, Jaegerjaquez. – Machnęła na niego ręką. – A wy, nie przestawać, grać dalej!
Grimmjow łaskawie podszedł do ławki, choć nie raczył przestać drapieżnie szczerzyć kłów.
– Czego, kurwa?
– Grasz jak fajtłapa. Jesteś niewyspany, czy zakochany?
Zgrzytnął tylko zębami i nic nie odpowiedział. Bo niby co miał jej powiedzieć? Że widzi ryj tego murzyńskiego fagasa, gdzie tylko nie spojrzy? Że za niedługo nie tylko z lodówki mu wyskoczy, ale jego facjata będzie się pojawiać nawet na papierze toaletowym? Że nie śpi po nocach, bo dręczą go koszmary, w których ten zbieracz bawełny obiecywał mu, że „Teraz ja się nią zajmę” i sięgał swoimi paluchami, które powinny pozostać w niewoli, gdzie nie powinien?
Już zamierzał się odwrócić i wrócić na boisko, kiedy TO reiatsu wreszcie zerwało tamę i zalało salę gimnastyczną. Minako odsunęła Grimmjowa na bok, żeby zobaczyć, z czym tym razem wyskoczyła jej miała-nadzieję-nadal-przyjaciółka i po chwili tak samo jak Grimmjow rozdziawiła gębę na skutek doznania głębokiego szoku.
Ikari stała na czele grupki dziewcząt ubranych tak samo jak ona, w krótkie plisowane spódniczki i topy na grubych ramiączkach utrzymanych w kolorach czarno-czerwonych. W rękach trzymały ogromne pompony. Jeden z nich był czarny, drugi czerwony. Barwy Toutou.
          Hagane podeszła do nich, kołysząc biodrami.
– Panie trenerze – odezwała się, bezczelnie omijając wzrokiem zdziwionych Kurosaki i Jaegerjaqueza – czy będzie miał pan coś przeciwko jeśli zajmiemy połowę boiska? Chciałybyśmy poćwiczyć układ na mecz.
Zauroczony pułkownik pokręcił głową zanim Minako zdążyła jakkolwiek zareagować. Miała wrażenie, że trafiał ją szlag, ale nie chciała dać tego po sobie poznać, więc szybko się opamiętała. Jej oczy zwęziły się w małe szparki, kiedy śledziła wzrokiem Ikari, po czym wypuściła powietrze przez nos.
– Jaegerjaquez. Bądź tak łaskawy wrócić do treningu.
Espada, którego pięści zacisnęły się tak mocno, że pobielały mu kłykcie, wydawał z siebie cichy, wrogi pomruk. W jego oczach płonęły kurwiki, ale posłusznie wrócił na parkiet.
You're making this harder for me
Gołym okiem można było dostrzec, jak prowadzi wewnętrzną walkę z własnymi zwierzęcymi instynktami, żeby tylko nie jebnąć piłką, i nie wciągnąć Ikari do składziku, by tam dokonać aktu natychmiastowej kopulacji. Jednak jak bardzo by tego nie pragnął, to nie mógł tego zrobić i to go wkurwiało najbardziej. Po akcji, którą odstawił rano, cały dzień musiał wysłuchiwać przycinek Ichigo i reszty drużyny, więc teraz postanowił udawać, że nie zwraca uwagi na wyginającą się we wszystkie strony Hagane i tą zwiewną, raz po raz odsłaniającą stanowczo za dużo kieckę... Bo co innego zbieracz bawełny, którego Prawem Pierwszeństwa Dotyczącego Arrancarskich Zdobyczy miał prawo zabić z miejsca, a co innego pokazać, że ów zdobycz też ma nad nim jakąś władzę. Nie miał zamiaru latać za tą jędzą za każdym razem, gdy ta zakręci koło niego stalowym tyłkiem. Nie i koniec.
Mimo to wzrok raz po raz uciekał mu w stronę uchylonego składziku na sportowy sprzęt.
Musiał natychmiast skupić się na czymś innym, niż falujące w rytm muzyki cycki Ikari, ale piłka wylatywała mu z rąk. Poziom irytacji Espady niebezpiecznie podnosił się do granicy jego wytrzymałości.
Nie patrz tam.
Przy kolejnym obrocie spódniczka Ikari znów zadarła się na nieprzyzwoitą wysokość, a Grimmjow znów sfaulował zawodnika swojej drużyny. W końcu nie wytrzymał i używając Sonido wpadł do składziku na piłki i zatrzasnął za sobą drzwi. Wpił palce w niebieskie włosy, starając się wycisnąć z umysłu obrazy Hagane w bieliźnie.
Ogarnij się, ty baranie.
Próbował. Naprawdę próbował opanować swoje rządze, ale każdy doskonale wiedział, że jego aspektem śmierci jest destrukcja, a dzień bez rozpierdolu był dniem straconym, więc aby dać upust emocjom, zaczął wyciągać po kolei piłki z koszyka i rzucać nimi o ścianę z takim impetem, że zostawiały po sobie wgniecenia w karton gipsie. Gdy skończyła mu się amunicja, z wściekłym rykiem wziął się za rozwalanie o podłogę koszyka, ale nawet jak go wykończył, to ciągle było mu mało. Wyrwał więc z niego powyginane pręty i zaczął przebijać każdą piłkę, wyobrażając sobie, że to krzywe mordy Szayela, Nnoitry i tego murzyna Ahomina, czy jak go tam matka skrzywdziła.
Then all I need is a little room to breathe
W tym przypływie destrukcji nawet nie zauważył, że nikt nie przyszedł go powstrzymać i dopiero, gdy zabrakło mu piłek i zaczął oddychać normalnie, wyszedł ze składziku. Tak naprawdę stracił poczucie czasu i podczas jego ataku rozpierdolu sala zdążyła się wyludnić. Nikogo nie zastał, oprócz siedzącej pod drzwiami ryżej mendy, która jakby pilnowała, żeby nikt mu nie przeszkadzał.
– Gratuluję – mruknęła, podnosząc się z posadzki i otrzepując niewidzialny kurz ze spodni. – Rachunek za zniszczenie mienia Akademia Touou wyśle ci pocztą. – Poklepała go po ramieniu i wyszła z sali.
Grimmjow został sam. Trzask zamykanych drzwi rozniósł się echem i wkrótce umilkł. Arrancar przeszedł na drugi koniec sali. Teraz wysokie pomieszczenie wypełniło się echem jego kroków. Parkiet pisnął, gdy zaszurał po jego powierzchni gumową podeszwą.
– Kurwa – powiedział Arrancar do ściany, przed którą się zatrzymał, a hala odpowiedziała tym samym pozdrowieniem. Usiadł ciężko na ławce, zgarniając w łapę bidon z napojem izotonicznym. Jednak zamiast się napić, opuścił ręce, opierając je na kolanach. Siedział tak jakiś czas, aż reflektory pogasły i kiedy przez plastikowe okna wpadło światło zachodzącego słońca, przygarbiona sylwetka króla Hueco Mundo zaczęła rzucać na ścianę koślawy cień.
And if you ever really loved me...
Mogłaś wybrać kobalt i błękit. Ale nie. Ty wiecznie musisz robić mi na złość.
Kiedy już całkiem zaschło mu w gardle, wreszcie zwilżył spierzchnięte usta i zgniótł w dłoni pusty bidon. Wstał i ruszył z powrotem przez salę, a kiedy był na środku, zatrzymał się i cisnął nim w stronę kosza. Trafił, ale to nie poprawiło mu humoru. Wyszedł z hali z opuszczoną głową, patrząc pod swoje stopy i zastanawiając się, skąd wzięło się to odrętwienie.
Oh, when I fall down It's just me and the ground
Nagle przestało mu się to wszystko podobać. Zatęsknił za swoim królestwem. Chciał wracać. Do domu. Nawet jeśli był to tylko piasek i pustka.
I am no king, I have no throne
Pustka. Obiecał sobie, że ją czymś wypełni. Że nie wróci sam. Że nie będzie cholernym królem cholernej samotności! Musiał zadbać o swoje królestwo. Musiał je zaludnić. I uczynić sobie poddanym.
Poza tym, to nie on był dobry w ucieczkach.
Nagle opuszczone ramiona Arrancara znów się uniosły, a przygarbiona sylwetka wyprostowała. Zasadził kopa w drzwi do szatni, w której już przebierała się na trening drużyna Toutou. Szybko wypatrzył wśród nich swojego rywala, którego ciemnoniebieski łeb wystawał znad tłumku nieco niższych kolegów. Znów położył dłoń na jego ramieniu, tym razem spokojnie, ale kiedy Daiki zobaczył kto za nim stoi, natychmiast zasłonił twarz rękami.
– Yo – przywitał się Grimmjow z uśmiechem, nie tak dzikim, do jakiego przyzwyczaił chłopaka. – Przekaż Ikari, że w ten sposób ze mną nie wygrrra. A tymi szmatami, co je miała dzisiaj na sobie, będzie mi jeszcze zmywać podłogi w Las Noches.
Poklepał go po ramieniu i odszedł, śmiejąc się jak wtedy, gdy odzyskał swoją rękę. Tym razem też coś odzyskał, chociaż nie umiałby określi co konkretnie. 
          Odzyskał wiarę w to, co robi.

POSŁOWIE #24: Z racji tego, że Wilczy święta wielkanocne spędza w mieszkaniu Dereka Hale'a  w lasach, rozdział publikuję ja, Feniks. *macha łapkami w nieokreślonych kierunkach* Część rzeczonego rozdziału także napisałam ja, ale najważniejszą rzeczą, jaką mam przekazać to to, że cała edycja rozdziału odbywała się międzygalaktycznie (Skype jednak jest dobrą rzeczą.), nie mogąc obyć się bez takich komentarzy jak np.:
"Wilczy: pisz tam, "włożył jej w ręce pada."
Feniks: Ale wiesz, ze włożyć to bez konsekwencji można tylko w Plusz na kartę"
Anyway, korzystając z okazji Niewolnicy Hirumy Wilczego życzą wszystkim bywalcom Drogi Przewesołych Świąt, Mokrego Dyngusa, Smacznego Jajka i przede wszystkim, żeby bimber produkcji oddziału ósmego nigdy nie powodował kaca (nie pijcie nigdy wyrobów jedenastki. tam na prawdę są śladowe ilości przemielonych laci Zarakiego.) ! ;*
P.S. Wilczy wróci, jak zrozumie, że nie można wytworzyć alkoholu z sosnowych igieł. 

8 komentarzy:

  1. Ja już w żadne dzicze i puszcze ani lasy nie wierzę. Nie i koniec. Musiałabym na własne ślepia zobaczyć, a i tak wątpię, że to coś da.
    Rozdział. No wreszcie, tylko jakiś, kurwa, jeszcze krótki. Song za to jak zwykle niezły.
    Gdzieś były 2 literki przeinaczone, ale je kurdę zgubiłam, więc niestety nie pomogę. Może ktoś inny znajdzie, gdzie to było. Albo może będzie mi się chciało potem poszukać raz jeszcze.
    Kirai mistrz wzbudzania litości. Chociaż tym razem miał rywala o ten tytuł, bo smutny i nieszczęśliwy Grimm oznacza płacz fanek.A jego nieustępliwość jest nawet urocza <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach aż wieczór mi się poprawił kiedy tutaj weszłam ^^

    Kirai zrobił rozróbę i nawet za to mocno nie oberwał? No ej no dostanie mu się co nie? :D

    Złamałaś mi serce... Grimmi taki, taki... oh no wzruszyłam się, że ma coś jednak z "człowieka" i w końcu w jakiś dziwny sposób pokazuję, że mu jednak na czymś/kimś zależy (na swój sposób oczywiście :P) ^^ Ikari ogarnij się do cholery!!! Ja wiem, że wy tam chcecie się bardziej pozabijać no, ale jeżeli on w jakiś sposób "ewoluował" to ty też powinnaś :P Bo bądź, co bądź, ale to ewolucją można nazwać :)

    Nic innego nie napiszę, bo nadal mam przed oczami takiego "uroczego" Niebieskiego :> Idę to przetrawić i z niecierpliwością czekam na C.D. :P

    :* :* :* :* :* :*

    P.S. U mnie coś nowego ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. No ten, witam.
    Dobra, koniec z tymi formalnościami bo ni jucha nie umiem być poważna. Bywa.
    Muszę Ci podziękować, to po pierwsze. Czytam twojego bloga gdzieś tak od samego prologu, i przez to poznałam dzięki Tobie Apocalyptice czy też Dragonsy. (Nie wiem czy dobrze napisałam nazwę
    tego pierwszego ;'D) . Po drugie, też lubię niebieski. I Czerwony. Chociaż i tak najlepiej uwielbiam postacie z białymi włosami. Taki nawyk. Z Kuroko no Basuke wielbię Akashiego. Nie dość, że kłaki ma czerwone, to jeszcze te jego oko. Gad demyt.
    W Bleachu zaś, zaintrygował mnie Bakuś. Może dlatego że przypomina mi pewną postać z anime, które kiedyś obejrzałam, i wielbiłam ją (A raczej jego.) jak bóstwo. No i miał białe kłaki.
    A teraz co do samego rozdziału:
    Zajebistość.
    Aż specjalnie wymienię moje ulubione momenty <3
    "– ZAMIERZACIE GRAĆ PRZECIWKO KARAKURZE DRUŻYNĄ TOUTOU?
    – Słucham? – Aomine odwrócił się przez ramię. Wraz z Kagamim znów siedział na podłodze i znów z determinacją wciskał naraz wszystkie przyciski na dżojstku, który Taiga wygrzebał ze starego opakowanie playstation 1. – A niby jaką inną drużyną mamy grać?
    – MUSICIE ZAGRAĆ PRZECIW NIM POKOLENIEM CUDÓW. CAŁYM.
    Na telewizorze zamigał wielgachny napis „PAUZA”. Obaj koszykarze odwrócili się w stronę Ikari, przyglądając jej się uwagą.
    – Co powiedziałaś?
    – KARAKURA TO DRUŻYNA NAJEMNIKÓW. JEŚLI NIE ZAGRACIE W NAJSILNIEJSZYM SKŁADZIE JAKI MOŻECIE ZEBRAĆ NIE WYGRACIE.
    Daiki wymienił z Taigą szybkie spojrzenia.
    – Co ty opowiadasz, Ikari. I jak ty to sobie wyobrażasz, że do szkolnej drużyny można ściągnąć ludzi z innych szkół?
    – JAKOŚ ONI NIE MIELI Z TYM PROBLEMÓW.
    – To raczej niewypał, ten pomysł. Sam rozniosę Karakurę – oświadczył Daiki, a migający komunikat „PAUZA” zniknął z ekranu. – Poza tym nigdy nie namówiłbym do czegoś podobnego Akashiego."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeden. Szczerze powiedziawszy to Kirai mnie tutaj trochę zdenerwował, ale taka jego natura, więc trudno. No i wiadomo - Akashi, postrach. Nikt mu nie podskoczy bo jak nożyczkami przyjebie to nie ma zmiłuj. No i przepraszam ze przekleństwa, ale to mi już weszło w nawyk, a takie to trudno odgonić.
      Dobra, lecę z następnym:

      "– Nie wie, że trzeba wpisać kod? – Grimmjow wreszcie przełożył przez koszulkę również swoje łapy, a Hitsugaya spojrzał na niego zaintrygowany.
      – Jestem zaskoczony, że ty wiesz.
      – Na początku nie wiedziałem.
      – Niech zgadnę, postępowałeś analogicznie jak nasza kapitan?"

      Ach, Toshiro. Na niego nie ma słów, ale co prawda to prawda - Grimm i Ikari z pewnością dogadaliby się na temat otwierania szafek. Zaraz po rozwaleniu je na części pierwsze, zaiste.

      Usuń
    2. "Już zamierzał się odwrócić i wrócić na boisko, kiedy TO reiatsu wreszcie zerwało tamę i zalało salę gimnastyczną. Minako odsunęła Grimmjowa na bok, żeby zobaczyć, z czym tym razem wyskoczyła jej miała-nadzieję-nadal-przyjaciółka i po chwili tak samo jak Grimmjow rozdziawiła gębę na skutek doznania głębokiego szoku.
      Ikari stała na czele grupki dziewcząt ubranych tak samo jak ona, w krótkie plisowane spódniczki i topy na grubych ramiączkach utrzymanych w kolorach czarno-czerwonych. W rękach trzymały ogromne pompony. Jeden z nich był czarny, drugi czerwony. Barwy Toutou.
      Hagane podeszła do nich, kołysząc biodrami.
      – Panie trenerze – odezwała się, bezczelnie omijając wzrokiem zdziwionych Kurosaki i Jaegerjaqueza – czy będzie miał pan coś przeciwko jeśli zajmiemy połowę boiska? Chciałybyśmy poćwiczyć układ na mecz."

      To się dopiero nazywa życie na krawędzi. Ikarri, ty zua, zua bardzo, ale w sumie jej się nie dziwię. Trzeba wykorzystywać to, co matka natura dała. Zwłaszcza, jak dała tego dużo.
      Minako i jej "miała-nadzieję-nadal-przyjaciółka". Aż mi się jej przez chwilę żal zrobiło. Ale tylko chwilę, bo z natury jestem wrednym wilkiem i cieszę się cudzym nieszczęściem. Zwłaszcza w opowiadaniach. Co by tu dalej powiedzieć na temat tego fragmentu...hmh...O! Dopiero teraz zauważyłam magiczną nazwę "Touou". Do tego liceum chodził chyba Sakurai, nie? O Daikiego nie pytam, bo to wiadomo. Dobra, następne.

      Usuń
    3. "Gołym okiem można było dostrzec, jak prowadzi wewnętrzną walkę z własnymi zwierzęcymi instynktami, żeby tylko nie jebnąć piłką, i nie wciągnąć Ikari do składziku, by tam dokonać aktu natychmiastowej kopulacji."

      O boże, ten tekst mnie rozwalił xD Nie wiem czemu, może to moje poczucie humoru jest tak płytkie, albo po prostu Ty piszesz tak zajebiście?

      Biedni zawodnicy. Nawet im się bez powodu dostało. Dlatego ja preferuję chodzenie w zabezpieczającym-wszystko-kapturze. A jak sobie wyobraziłam Grimm'a w takim stanie, to aż się mimowolnie uśmiechnęłam. Nie, że jestem jakaś dziwna, czy coś, ale po prostu lubię jak mężczyzna okazuje swoją zazdrość, czy Bóg wie co innego względem "ukochanej". Czy coś. I znowu mnie tu rozwaliłaś xD
      "a dzień bez rozpierdolu był dniem straconym". Serio, skąd ty bierzesz takie teksty? xD
      Kocham je xD
      Grimmuś, nie ładnie niszczyć własność szkoły. Nawet pod wpływem wkurwienia. Ja rozumiem, że zazdrość i wgl. ale piłki niewinne są. Chyba. Zmieńmy temat.
      "Ahomin". Już wiem jak go będę przezywać. Dziękuję. Oczywiście, jeśli mi pozwolisz. I tak jakoś, nie wiedzieć czemu te "Ahomin" skojarzyło mi się z Izraelem. Wtf.

      Usuń
    4. "Pustka. Obiecał sobie, że ją czymś wypełni. Że nie wróci sam. Że nie będzie cholernym królem cholernej samotności! Musiał zadbać o swoje królestwo. Musiał je zaludnić. I uczynić sobie poddanym.
      Poza tym, to nie on był dobry w ucieczkach.
      Nagle opuszczone ramiona Arrancara znów się uniosły, a przygarbiona sylwetka wyprostowała. Zasadził kopa w drzwi do szatni, w której już przebierała się na trening drużyna Toutou. Szybko wypatrzył wśród nich swojego rywala, którego ciemnoniebieski łeb wystawał znad tłumku nieco niższych kolegów. Znów położył dłoń na jego ramieniu, tym razem spokojnie, ale kiedy Daiki zobaczył kto za nim stoi, natychmiast zasłonił twarz rękami.
      – Yo – przywitał się Grimmjow z uśmiechem, nie tak dzikim, do jakiego przyzwyczaił chłopaka. – Przekaż Ikari, że w ten sposób ze mną nie wygrrra. A tymi szmatami, co je miała dzisiaj na sobie, będzie mi jeszcze zmywać podłogi w Las Noches."

      No, i to się nazywa postawa! - *Klep Grimma po plerach.* - Teraz to możesz nawet góry przenosić, i to nie tylko te Ikari, bo to to już masz pewnie opatentowane.

      No, i to chyba wszystko. Mam nadzieję że nie uśniesz czytając ten komentarz, bo chyba przy długi mi wyszedł, ale Cii. Mam nadzieję że rozdział pojawi się jak najszybciej, ale rozumiem jak to jest, więc nie pośpieszam. Przy okazji, zapraszam na mojego bloga:
      http://soramurasaki.blogspot.com/
      Dopiero dziś go stworzyłam, ale że akurat czytałam nowy rozdział, to pomyślałam sobie że może się tu trochę poreklamuję...Więc, ten, jakbyś miała czas to wpadnij, k?

      Ps. Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału~ C:

      Usuń
    5. Meh, musiałam to pociachać. A miałam nadzieję że całe wejdzie, zły Blogspot.

      Usuń