piątek, 1 maja 2015

16. PUSTA I BESTIA: She'll tear a hole in you, the one you can't repair (cz. IV)


DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 4, GODZIN: 8, MINUT: 30

Ziewnęła szeroko i z rozmachem uderzyła czołem o blat stolika. Uczniowie pomału wlewali się do klasy jak ludzka, gwarząco wesoło fala i zajmowali swoje miejsca, ignorując kapitan ósmego rozdziału, która raz po raz powtarzała próbę zabicia się przy pomocy szkolnej ławki. Nikt nie miał na tyle odwagi, by usiąść obok niej, więc miejsca po obu stronach niebieskowłosej pozostawały puste. Aż znalazło się tych dwóch nieustraszonych. Jeden z nich był łysy i dzierżył u pasa z drewna miecz, drugi na pięknisia wyglądał, co by leżał i pachniał najchętniej, lecz dzielny w jego oku błysk zdradzał, iż śmiałek ten z niejednej kuchni sushi żarł.
– Siema, Ikari! – Madarame walnął Hagane w plecy tak mocno, że tym razem na blacie zostało wgniecenie w kształcie jej twarzoczaszki. – Jak się masz?
Kapitan nie podnosiła głowy.
– Dalej jesteś obrażona? – Yumichika prychnął, zajmując krzesło po jej lewej stronie.
– No już, przestań się boczyć. – Madarame zajął miejsce po drugiej stronie. – To nie wypada. W końcu jesteś już dużą dziewczynką.
Ikari oderwała twarz od drewna, w które się wkomponowała i spojrzała smętnie na Ikkaku, po czym bez słowa wróciła do poprzedniej pozycji.
– Daj spokój. – Ayasegawa położył rękę na ramieniu Hagane, okręcił sobie wokół palca kosmyk chabrowych włosów i ciągnął za niego tak długo, aż kapitan nie pozostało nic innego, jak wreszcie porządnie usiąść na krzesełku.
– Ała – stęknęła Jaggerjack, patrząc na niego z wyrzutem. – Możesz mnie puścić?
– A możesz przestać zachowywać się, jak…
– Wypchajcie się. – Beznamiętny wzrok Hagane powinien dać oficerom do myślenia, ale to nie był ten typ Shinigami, którzy pokusiliby się o odrobinę empatii. – Już z tym skończyłam.
Yumi i Ikkaku wymienili ponure spojrzenia.
– Ale my nie jesteśmy dilerami, próbującymi nakłonić ćpuna po odwyku na heroinę w promocji… – fuknął Ayasegawa.
– W zasadzie to nie ma znaczenia. Specjalnie się od nich nie różnicie. Łysy paker i pedał. Któregoś z was zawsze ktoś się przestraszy. No i próbujecie wciskać innym trefny towar.
– Trefny towar? – oburzył się Yumichika, ignorując wzmiankę sugerującą jakoby miał inną orientację. – Tak nazywasz przyjaciół?
– Tak nazywam całą naszą… waszą organizację. – W cyjanowych oczach zawitał cień surowości. – Nie wracam do Soul Society. Już podjęłam decyzję.
Zapadła krótka cisza, a potem Madarame parsknął głośnym śmiechem, nic nie robiąc sobie z nauczyciela, który właśnie przedstawiał temat dzisiejszych zajęć. Ani on, ani Yumichika nie odzywali się więcej. Dopiero przed końcem lekcji, Ikkaku wznowił temat.
– Gówno prawda. Nie wierzę, że za nami nie tęsknisz, Ika. Za smrodem Seireitei. Za swoim odziałem. Odkąd cię nie ma, borok Asuka podobno wciąż przestawia meble, próbując jakoś zapełnić pustkę po tobie, twoim pijaństwie i chaosie, jaki rozsiewasz, gdziekolwiek jesteś. Twoi ludzie cię potrzebują i…
– Co mnie inni ludzie pierdolą teraz razem z tymi, kurwa, meblami! – Kapitan, próbując zakamuflować wściekłość, cedząc przez zęby, ale ani Madarame, ani Yumichika nie dali się zwieść.
– Gdyby ci wszyscy zwisali, nie byłabyś taka wkurzona. Musi być ktoś, na kim dalej ci zależy. – Yumi szybkim ruchem wyciągnął zeszyt spod łokci Ikari, w którym udawała, że robi notatki z zajęć, podczas gdy Ikkaku złapał ją za ręce, by mu go nie wyrwała. – Wielofunkcyjny zeszycik, co? Chemia, historia, angielski… matma. Prowadzisz w nim też swoją małą księgowość, nie? – Przeglądał szybko kartkę po kartce. – Interesujące wydatki ma ten wasz oddział. O, to zwłaszcza jest interesujące. – Otworzył zeszyt na ostatniej stronie i rzucił go przed Ikari.




       – Dawno i nieprawda – wysyczała Ikari. Wzięła w dłoń flamastry i bazgroliła po kartce, aż skorygowała jej treści:



She'll lie and steal and cheat
– Kogo ty próbujesz oszukiwać, Jaggerjack? – Obaj oficerowi uśmiechali się w identyczny sposób.
– Głąby. – Ikari zamknęła ze złością zeszyt i wstała. – Wypchajcie się. I nie łaźcie za mną więcej.
– Ale my po prostu mamy razem chemię.
– A nie wiesz, gdzie się szwenda Renji? – zawołał jeszcze Madarame, ale Ikari już była przy drzwiach, ignorując wołanie zarówno jego, jak i nauczyciela oburzonego jej samowolą i nawołującego, że: „Lekcja się jeszcze nie skończyła, moja panno!”. Wzięła zamach, by złapać za klamkę, ale drzwi znienacka otworzyły się przed nią same. Nieprzygotowana na to, że nie będą stawiać oporu, wypadła przez nie z pełnym zdziwienia okrzykiem: „Ło kurwa!” i wylądowała na kolanach. Żeby zamortyzować upadek, chwyciła za spodnie kogoś, kto stał za drzwiami i najwyraźniej był odpowiedzialny za ich niespodziewane otwarcie.
– Ło kurwa… – powtórzyła, podnosząc wzrok na pełną powagi twarz.
– Szlaban. Do piątku. Przyszłego. – Profesor Thoth patrzył z góry na niebieskowłosą, poprawiając monokl. – Będziesz spędzać na stołówce każdą przerwę, pomagając na kuchni.
– Ale… Ja nie chcę! – Hagane rzuciła zeszyt, który wraz z flamastrami wciąż ściskała pod pachą i objęła nogi historyka. – Panie kochany! Ja nie umiem gotować!
and beg you from her knees
– To może się czegoś wreszcie nauczysz. – Caduceus zrezygnował z przekręcania szkiełka w oku, by przytrzymać brązowe sztruksy, które powoli zsuwały mu się z nauczycielskiego tyłka na skutek Shinigami uwieszonej okolic jego kolan. – Radzę ci natychmiast wrócić do klasy albo od razu możesz iść na kuchnię myć gary…
– Nie będę…! – wyła Jaggerjack, wciąż kurczowo trzymając nauczyciela.
Szkolnym korytarzem zatrząsnął głośny dzwonek, oznajmiający koniec porannych zajęć.
– Puść mnie, spodnie mi ściągniesz! – warknął Thoth, próbując się od niej uwolnić, niecierpliwie potrząsając nogą. – Pomyślą, że molestuję uczennice!
Z opresji wyrwał go pewien uprzejmy przechodzień, którego łapa zacisnęła się na karku Ikari, podrywając ją na pół metra w górę.
– Co ty wyprrrawiasz, krrretynko? – Królewska prawica przytrzymywała kapitan nad podłogą, potrząsając nią. – Co ci mówiłem na temat klęczenia przed innymi mężczyznami, he?
– Puszczaj mnie! – rozkazała Ikari, majdając w powietrzu nogami.
– Z puszczaniem się koniec, to też ci mówiłem.
Hagane z powrotem wylądowała na szkolnej posadzce, tym razem już na prostych nogach.
– Ty mi ciągle coś mówisz! A właśnie, że więcej mi już mówić nie będziesz! – darła się, zaciskając pięści i nie zważając na profesora Caduceusa, który zapomniał, że przyszedł z jakąś sprawą do nauczyciela chemii i teraz oddalał się spiesznie, podciągając spodnie i mamrocząc coś o dożywotnim uziemianiu na stołówce niesfornych uczniów. – Mogę klęczeć przed kim mi się podoba i puszczać…
Coraz bardziej zjadliwy uśmiech Grimmjowa spowodował, że Ikari straciła wątek.
– A co ty taki zadowolony z życia jesteś, co? – zapytała podejrzliwe, zakładając ręce na ramiona. – I co ty masz na sobie? – Kiwnęła podbródkiem na czarną, dopasowaną koszulę, odsłaniającą bliznę po Modliszce, na której widok ogarnęła ją niezrozumiała wściekłość. – I na co ci aż dwa paski? Co, trener taki wam wycisk daje, że ci hakama z dupy leci?
Grimmjow wciąż uporczywie się jej przyglądał, uśmiechając się coraz szerzej, jakby ewidentnie coś go bawiło.
– Dwa pasiory, po jednym na każdy pośladek… – zamruczał, zakładając palce za szlufki dżinsów i szczerząc kły.
– Co ci się tak morda cieszy, pytałam! – Jaggerjack nie ustępowała.
– Bo wiem swoje! – ryknął w enigmatycznej odpowiedź Arrancar, zaśmiewając się do rozpuku.
– Co wiesz! Co takiego wiesz, ułomie! – Hagane szarpała Espadę za podwinięty rękaw, podskakując ze złości jak sprężynka. – Gadaj!
Ale Szósty tylko się śmiał, zasłaniając się jedną ręką przed niedorzecznymi atakami coraz bardziej wściekłej Shinigami.
– Chyba chodzi mu o to – do ich zmierzającej na złe tory rozmowy włączył się przechodzący korytarzem portier, rzucając im obojgu długie spojrzenie spod pasiastego kapelusza – że ty już masz, Ikari, swojego króla przed którym uklękłaś, a nie jesteś osobą skorą do zdrady, więc…
Twarz Hagane spurpurowiała.
– Nie jestem? – Wzięła kilka głębokich oddechów. – Nie jestem?! No to patrz.
Make you thinks she means it this time
Z niezwykłą zaciekłością ruszyła do kąta, w którym stał Aomine z kolegami, wymieniając się jakimiś kartami, złapała go bez słowa za rękę i ciągnąc z powrotem za sobą, zaprowadziło pod drzwi do męskiej ubikacji, w której następnie oboje zniknęli.
– I co?
– I gówno. – Grimmjow przestał się śmiać, ale w kąciku jego ust i kobaltowych ślepiach wciąż czaił się dobry humor. – A ty co, fuchę zmieniasz? Ze sprzedawcy, przez inspektora, po woźnego?
– Wolę określenie: „konserwator”. – Urahara poprawił szelki roboczych, niebieskich ogrodniczek. – Ale jestem też dobry w udzielaniu przedmałżeńskich porad, jeśli reflektujesz…
Jaegerjaquez spojrzał na niego z politowaniem.
– Ja nie mam problemu z kobietami. Mogę mieć każdą. Blondynkę, brunetkę, rudą… Niebieskowłosą.
– Nie, rudej nie – rzuciła mijająca ich wraz z resztą drużyny, zmierzającej do szatni, Minako. – A tobie Kisuke tylko żółtego roboczego kasku brakuje – prychnęła, nie oglądając się na nich, zajęta przeglądaniem czegoś w telefonie.
– Dzisiejsza młodzież… – westchnął Urahara, a potem spojrzał na drzwi do ubikacji, zza których dobiegały coraz śmielsze odgłosy. – Na pewno nie skorzystasz z darmowej, ale fachowej porady?
– Wal się. Powiedziałem, że mogę mieć…
– Tak, tak, każdą z wymienionych, ale uczepiłeś się tej ostatniej, a ja znam się trochę na Ikari… Ona…
She'll tear a hole in you, the one you can't repair
Urahara postanowił wycofać się z konstrukcji ostatniego zdania, widząc spojrzenie Espady.
– Wróć. Chodziło mi o to, że znam ją trochę dłużej, a ty…
– A ja mam swoje metody – przerwał mu Grimmjow i uderzył łokciem w szybkę, za którym znajdował się przycisk alarmu przeciwpożarowego. Szkło prysnęło, a siła uderzenia wdusiła guzik głęboko w ścianę szkoły, która wypełnia się rykiem nawołującym do ewakuacji. Wszyscy uczniowie rzucili się do ucieczki, kilku roślejszych złapało pod pachy swojego woźnego, ponosząc go ze sobą, ale Arrancar stał pośród tej ludzkiej powodzi, obserwując drzwi do toalety, które zatrząsnęły się ostatni raz i otworzyły. Ikari wypchnęła przez nie Daikiego, który pośpiesznie wkładał do spodni wymiętą koszulę. Nawet jego krótkie, ciemnoniebieskie włosy odstawały w różne strony, nie mówiąc o fryzurze kapitan, prezentującej się jakby zaliczyła spotkanie towarzyskie z wirówką. Aomine uporał się z własnym nieogarnięciem, a potem odwrócił do Hagane, żeby pomóc jej pozapinać guziki od koszulki, ale ona zdzieliła go po łapach, co wydało się Grimmjowowi na tyle podejrzane, że pozwolił sobie na pełne kpiny parsknięcie. Jego oblicze spowił co prawda pochmurny wyraz, ale ze względnym spokojem obserwował spod przymkniętych powiek, jak Aomine bierze Hagane za rękę i oboje zbiegają po schodach za ostatnimi uciekinierami. Król Hueco Mundo wzruszył dostojnymi ramionami, odwrócił się i odszedł w drugą stronę.

But I still love her, I don't really care


DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 4, GODZIN: 3, MINUT: 27

Żuł powoli kawałek pizzy, rzucając mordercze spojrzenie każdemu, kto ośmielił się na niego spojrzeć. Z jego gardła bezustannie wydobywał się złowieszczy warkot. Nawet, kiedy przełykał. W końcu był bardzo zdolnym Arrancarem.
Dzisiejszy nietypowy posiłek na stołówce wszyscy zawdzięczali Ikari, która została ponownie odesłana do kuchni przez profesora Thotha, gdy okazało się że nie ma żadnego pożaru i na kolejnej lekcji, którą była historia, wywróciła mu biurko, po tym jak trzeci raz skomentował jej niechlujny wygląd, domniemając tego przyczyn na forum klasy. Na kuchni Hagane jednak też się nie poddała. Podkręciła wszystkie gaźniki, a kiedy udało jej się przypalić każdy posiłek, dyrektor nie miał innego wyboru jak zamówić uczniom pizzę i wezwać profesora Thotha na dywanik w celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Tym razem Jaggerjack wygrała i teraz objadała się hawajską pizzą w towarzystwie lokatej blondynki i wysokiego skrzydłowego Toutou, który znajdował się pod czujną obserwacją Grimmjowa.
When we were young, Oh Oh, we did enough
Ananasy są pyszne. – Ikari rozpływała się na pizzą, pożerając ją wielkimi kęsami. – Nie mogę bez nich żyć. Wszędzie dodawałabym ananasy i… – Nagle się zmieszała i zaczęła z niepokojem rozglądać po sali, szczególną uwagę poświęcając stolikowi, przy którym zasiadała drużyna Karakury i wszystkie związane z nią osobistości. Jednak po tym, jak napotkała wściekłe kobaltowe spojrzenie, natychmiast odwróciła wzrok, konsumując dalej posiłek w ciszy.
Minako kopnęła pod stołem Grimmjowa.
– Nie gap się – syknęła. – Spłoszyłeś ją.
Arrancar w odpowiedzi wepchnął sobie do pyska cały kawałek pizzy, patrząc na nią złowieszczo.
– Oblech – skwitowała Kurosaki, odwracając wzrok i pociągając zdrowego łyka z bidonu, z którym nie rozstawała się od rana.
– Co ty tam izotoniki chlejesz? – zainteresował się Toshiro, który wzgardził pizzą, pozwalając, by jego częścią posilał się Ichigo. – Przecież nie trenujesz.
– Ale też mi się coś, chik!, od życia należy. – Minako przygarnęła do siebie bidon, ale Hitsugaya nabrał podejrzliwości i wyrwał jej go, wąchając zawartość.
– To jest alkohol! – zawyrokował z oburzeniem, patrząc krytycznie na Kurosaki. – Skąd żeś wytrzasnęła ten bimber?!
– To bimber pohaganowski! – zaznaczyła Minako, opierając się na jego ramieniu. – Został tak nazwany na cześć nowej epoki – czknęła i zamyśliła się na moment, po czym wycelowało oskarżycielsko w każdego przy stole – do której dopuściliście, pajace, wy…
Toshiro zatkał Minako usta ręką.
– Żałowałabyś tego – poinformował ją, zabierając dłoń, gdy tylko rudowłosa przestała w nią pluć. – Mogłaś powiedzieć, że Ikari po prostu nie spakowała wszystkiego.
– Naszej zasranej pseudolojaności na pewno nie! – Minako tym razem zdążyła poderwać się z miejsca, zanim kapitan dziesiątki ją obezwładnił. – Wy jej nie znacie! Gdybyście tylko… O. Trzeba jej wysłać smsa – orzekła i klapnęła z powrotem na ławkę, biorąc w dłonie telefon. – Wtedy do nas wróci.
Cały stół z powątpiewaniem patrzył, jak wysila się, by ustalić, gdzie telefon ma ekran.
– Kochanie, pomóc ci? – Toshiro wyciągnął do niej rękę, ale Minako zdzieliła go w nią, wzdrygając się z chłodu, który ją przeszył.
When it got cold, Uu Uu, we bundled up
– Zimny drań – bąknęła, lokalizując klawiaturę i zaczynając coś w nią wstukiwać.
– Olejcie ją – poradził Ichigo, otwierając masło czosnkowe i wyszarpując sobie z Chadem i Hisagim gratisowe bułeczki, które po chwili odstąpili Espadzie, gdy tylko ten zaczął zaborczo warczeć. Żaden z nich nie chciał, by Arrancar wyżywał się na nich podczas treningu, a wszyscy widzieli, że jest jakiś nie w sosie, bez przerwy lustrował jadalnie władczym spojrzeniem.
– I co jej napisałaś? – zapytał po jakiejś chwili Yumichika, żeby przerwać krępującą ciszę.
– Napisałam… – Minako starał się skupić wzrok na telefonie. „Jesteś dla mnie ważna. Wracaj. Kochamy cię. PS. Grimmjow jest głupi.”
Hitsugaya zdążył ją przytrzymać, zanim ciężar głowy świeżo upieczonej kapitan przegrał z grawitacją, dzięki czemu nie wylądowała czołem w sosie pomidorowym.
I cant be told, Ah Ah It can't be done

DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 4, GODZIN: 3 MINUT: 18

Ikari marszczyła brwi tak mocno, że nabawiła się tiku nerwowego i teraz cały jej łuk brwiowy drżał, gdy ze skupieniem odczytywała wiadomość, która nadeszła smsem od Kurosaki.
„Jestem dla mnie ważna. Macaj. Chamy cię. PA. Grimdż9w fest dupi.”
– Co tam dostałaś? – zainteresował się Aomine, próbując jej zajrzeć w telefon. – Niefortunną wróżbę na dzisiaj?
– Gorzej. – Ikari wyłączyła telefon i schowała do kieszeni, patrząc podejrzliwe na stół, przy którym zasiadali Shinigami. – To chyba pogróżki, ale potrzebuję jakiegoś tłumacza od języka mugoli.
Jej wzrok po raz kolejny zderzył się z kobaltowym spojrzeniem. Hagane nie chciała znów pierwsza odwracać wzroku, więc patrzyli się na siebie jakby oboje wierzyli, że w końcu się pozabijają. W końcu Espada wstał.
– Ups – skomentowała Rhan. – Ja bym w tym momencie spierniczała, nie, Ahoś.
– Ja się nie boję. – Aomine wzruszył ramionami, patrząc na Arrancara, który przeniósł na niego spojrzenie i wyraźnie kierował się do niego w jakiejś sprawie.
– Yo. – Grimmjow oparł się o stół. – Pogadamy? – zapytał, utkwiwszy spojrzenie w Daikim, który ponownie wzruszył ramionami i wstał od stołu.
– A nie możecie tutaj? – zaniepokoiła się Ikari, obserwując, jak daleko odejdą. Zatrzymali się między stołami, paręnaście metrów dalej. Oboje założyli ręce na ramiona i chociaż Aomine był wyższy od Jaegerjaqueza, to Szósty Espada wyglądał okazalej. Chcąc podsłuchać, o czym rozmawiają, Ikari postanowiła jednak wypełnić swoje stołówkowe obowiązki.
– Hej, jecie to jeszcze? – Nie czekając na odpowiedź siedzących przy sąsiednim stole małolatów, zaczęła zbierać im sprzed twarzy talerze i ruszyła do następnego stołu. Tak oto przemieszczała się po jadalni, licząc na to, że zostanie niezauważona, jednak okrzyki protestu co głodniejszych z uczniów, zdemaskowały jej zamiary. Kiedy znalazła się vis-à-vis niebieskowłosych, skryła się za otyłym nastolatkiem, który pałaszował pizzę, nie fatygując się, by ją najpierw pokroić. Wciąż nie słyszała, o czym rozmawiają, więc ukradkiem wychynęła zza grubasa i napotkała dwie pary wpatrzonych w nią niebieskich oczu. Tylko jedne z nich patrzyły życzliwie.
– Chodź. – Grimmjow złapał Daikiego za łokieć i pociągnął w stronę kontuaru, gdzie wydawano posiłki. – A ty zbliż się jeszcze na pół metra, to oberwiesz. – Szósty wykonał sugestywny gest oznaczający, że ma ją na oku, wskazując palcami na swoje oczy, a potem na kapitan.
– Ja tu tylko sprzątam! – wrzasnęła Ikari, uderzając grubego po kędzierzawej głowie. – Oj, sorry. Skończyłeś? – Zabrała mu talerz spod pizzy, czego dzieciak nawet nie zauważył i kontynuowała podróż przez stołówkę. Jednak zmieniła nieco taktykę. Nie chciała się przecież wystawić na bęcki od króla, a poznała go już na tyle dobrze, by wiedzieć, czym ma szansę zyskać nieco jego łaski.
– …a nikt nie ucierrrpi. – Usłyszała, krzątając się coraz bliżej kontuaru, celowo zachodząc z tej strony, z której Jaegerjaquez miał na nią lepszy widok. – Musisz tylko…
Kiedy tylko poczuła na sobie ciężki wzrok, położyła się na stole, który właśnie sprzątała, udając, że próbuje dosięgnąć czegoś po drugiej stronie. Uznała, oczywiście, że nie zaszkodzi zachęcająco kręcić przy tym wypiętym tyłkiem.
– Słuchaj, gościu, nie mam zamiaru z niczego ci się tłumaczyć. – Hagane w duchu klęła na Aomine i jego niewyparzoną gębę. – Kim ty niby jesteś, żebym musiał to robić?
– Jestem…
Ikari skorzystała z tego, że Grimmjow na chwilę odwrócił wzrok i przesunęła się stolik bliżej, niby przypadkiem zadzierając kieckę jeszcze wyżej, a to, że Espada utknął w pół zdania, tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że dobrze jej idzie.
– No właśnie, kim jesteś, że pytasz mnie o takie rzeczy! – A jednak to długiemu jęzorowi Daikiego mogła zawdzięczać to, że czegoś się dowie. – Mam ci to opisać ze szczegółami?
– Spokojnie mógłbyś, bo dam sobie znowu rękę upierdolić, że do niczego…
Znajdowała się już dokładnie naprzeciw oczu Grimmjowa. Wystarczyłoby teraz, żeby wychylił się zza koszykarza, a mógłby jej dosięgnąć.
– A właśnie, że doszło, stary, założę się, że cała szkoła chodziła, kiedy ją…
Arrancar zaczął warczeć, ale wtedy Ikari przypomniała sobie, że akurat ubrała dzisiaj komplet całkiem seksownej bielizny, więc wypięła się jeszcze mocniej. Wiedziała co zrobić, żeby sprowokować Szóstego. Wszystko po to, żeby ratować Daikiemu życie, bo już wiedziała, o czym Grimm chciał z nim pomówić. Nie minęła chwila, gdy usłyszała za sobą gardłowe mruczenie, w które zmienił się warkot, a na jej pośladek spadł ciężki klaps Espady.
The opposite of love's indifference
– Kurwa mać, Ikari, co ty wyprawiasz? – wycharczał, nachylając się do jej ucha.
– Już dzisiaj pytałeś.
– Spadaj stąd albo zaraz zerżnę cię na oczach całej szkoły. O to ci chodzi?
– Chętnie – odpowiedziała cicho. – To znaczy… Chętnie sobie pójdę, ale ciągle trzymasz mnie za tyłek.

DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 3, GODZIN: 4

Miotała się po kuchni, ocierając pot z czoła i wydając kolejne dania, którymi były parujące naleśniki. Nie pozwolono jej dojść w pobliże pieca, żeby nie powtórzyła wczorajszego scenariusza, ale dyrekcja uznała, że niewychowawczo byłoby cofnąć jej karę. A przy wydawaniu obiadów istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że kuchnia znów nawali. Miała ochotę wszystko rzucić i uciec stąd, naprawdę spalić za sobą mosty, ale jeszcze coś ją powstrzymywało. No i pomagała obecność Rhan, która na ochotnika zgodziła się pomóc roznosić obiady po jadalni.
– Dobrze się czujesz? – Blondynka szturchnęła w bok Hagane, która trzęsła się nad tacą pełną naleśników, jakby studiowała procent zawartości węglowodanów.
– Szturchanie działa na delikatne podenerwowanie, a ja już jestem na etapie paniki zbiorowej – ja, Kirai i ja.
– I Grimmjow, zapomniałaś dodać.
– Grimmjow nie jest we mnie. – Ikari spojrzała w stronę Espady. – Przynajmniej nie w tym momencie... – Skrzywiła się, obserwując wianuszek otaczających go dziewczyn. – Co on taki popularny się zrobił? Wyparadował nago spod prysznica? – parsknęła śmiechem na własne przypuszczenia, ale bardzo szybko odzyskała powagę. – Kim są te pindy i czemu tak go obłażą?
– Pewno widziały, co wyprawia dzisiaj na treningu. – Rhan wzięła z tacy dwa talerze i ustawiła na stole, przy którym zaraz miała zbiec się młodzież. – Podobno urwał kosz. Sześć razy.
– Sześć razy? Myślałam, że są tylko dwa kosze.
– Bo są. Wymieniali je na bieżąco, aż nie było na co wymieniać. – Rhan również spojrzała w stronę Arrancara. – Dlatego jesteś taka nie w sosie?
– Nie tylko. – Hagane odstawiła ostatnią porcję naleśników na stół z taką siłą, że opuściły one talerz i wylądowały na obrusie. – Nie wzięłam pod uwagę, że tą akcją z wczoraj nakręcę nie tylko jego…
– A ten twój Ahomine? Nie możesz znowu wziąć go na bok i… sobie ulżyć?
Ikari znowu parsknęła niewesołym śmiechem.
– Daj, te ostatnie ja rozdam. Jeden z kurków udało mi się podkręcić.
Ruszyła wózkiem do stolika drużyny Karakury. Już z drugiego końca stołówki słyszała, że o coś się przy nim wykłócają.
– W jaki ty sposób niby wspierasz trenera Karakury, co? – Chciał wiedzieć Toshiro, siedząc z założonymi rękami naprzeciw Minako i patrząc na nią z błyskiem zazdrości w chłodnych, turkusowych oczach.
– A choćby mentalnie! – odpowiedziała Kurosaki, uderzając piąstką w stół.
– Chyba manualnie – mruknęła Ikari, zachodząc ją z tyłu. Rudowłosa podskoczyła na dźwięk jej głosu i brzdęku stawianego przed nią w tym samym momencie talerza.
– Słyszałem, że chodzą razem na spotkania dla anonimowych trenerów – podpuszczał kapitana dziesiątki Ichigo.
– I co się robi na takich spotkaniach? – dociekał Hitsugaya, przenosząc zimny wzrok na brata Minako, który tylko wzruszył ramionami. Zamiast niego odpowiedziała więc Ikari, wykonując wielce sugestywny ruch dłonią w okolicach ust.
– No ciebie coś w tym stylu na pewno czeka po meczu – odpowiedział na to Grimmjow, zrzucając z kolan jakąś lafiryndę, która próbowała wcisnąć się między niego a stół.
Ikari tylko zacisnęła usta i dalej rozstawiała talerze. Wszystkie naleśniki, jakie dostali, były przypalone, a para najbardziej zwęglonych z nich dostała się Grimmjowowi. Hagane rzuciła mu je ze złością, a bita śmietana, którą były przełożone, prysnęła na boki, wzbudzając zbiorowy pisk obsiadających Arrancara dziewcząt, które momentalnie odskoczyły.
– Wracać na miejsca, harpie, bo wam tyle śmietany dosram, że wam dupy urosną wielkie jak księżyc w Hueco Mundo!
It's better to feel pain, than nothing at all
Dziewczyny zaczęły ostentacyjnie parskać, trzepiąc rzęsami na wszystkie strony, ale widocznie było coś takiego we wzroku kapitan, że nie ośmieliły się z nią zadzierać. Tylko jedna z nich, wysoka, platynowa blondyna z tipsami dłuższymi niż szpony Shiraiona, wystartowała do Ikari, machając nimi przed jej twarzą i psiocząc, że niby kim Hagane jest, aby odganiać ją, przyszłą królową balu, od tego niebieskowłosego przystojniaka.
– Jestem przyszłą matką jego dzieci, krowo – syknęła jej w cycki (bo wyżej nie dosięgnęła) Ikari, ale tak, by nikt poza długonogą pięknotką jej nie usłyszał. – Zjeżdżaj stąd i nie pyskuj, bo zobaczysz, tipsiaro.
Dziewczyna zapowietrzyła się i zaczęła coś skrzeczeć, więc Ikari zabrała Grimmjowowi jednego naleśnika, rozłożyła go, by bita śmietana mogła zrobić swoje, podrzuciła w ręce i wycelowała w twarz dziewczyny. Kiedy naleśnik już na niej wylądował, jeszcze go docisnęła, żeby za szybko nie zsunął się po farbowanych włosach.


DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 2, GODZIN: 22

Po ciężkim, pełnym wrażeń tygodniu, nadszedł wreszcie piątek popołudniu i kiedy Aomine wszedł do pustego, chłodnego mieszkania Kagamiego, ściągnął buty, rzucił kurtkę na wieszak, otworzył sobie piwo i zasiadł przed wielgachnym telewizorem, poczuł się szczęśliwym człowiekiem. Zmęczonym, lecz szczęśliwym. Rozprostował na kanapie nogi, przełączył na mecz NBA i jednym haustem opróżnił pół butelki. Rozkoszował się tą wolną chwilą, przeciągając się i ciesząc, że trener postanowił im dać wolne do poniedziałkowego meczu, żeby ich przetrenowane mięśnie miały szansę się zregenerować. Perspektywa wolnego weekendu napawała go radością.
keep your head up, my love
Może uda mi się zaprosić gdzieś Ikari, na przykład do kina?
Po tym co się stało w szkolnej toalecie, wydawało mu się, że jego notacje wzrosły, chociaż drugi, bardziej zgryźliwy głos w jego głowie wołał, iż wręcz przeciwnie, wcale nie rokuje to dobrze. Teraz, kiedy znowu sobie o tym przypomniał, nie mógł skoncentrować się na meczu. Wspomnienie jej rozpalonych oczu, przyspieszonego oddechu, wracało raz po raz.
Prawie udało mi się wytargować od Shoichiego kartę z Allanem Iversonem, kiedy ktoś wziął mnie za rękę i bez słowa zaczął gdzieś ciągnąć. Odwróciłem się, żeby syknąć „Spierdalaj”, ale kiedy zobaczyłem chabrową fryzurę, natychmiast się uspokoiłem. Schowałem karty do kieszeni i pozwoliłem się prowadzić przez korytarz, nie omieszkując rzucić zwycięskiego spojrzenia błękitnowłosemu mężczyźnie, którego wyminęliśmy w drodze do ubikacji, jak się okazało. Zatrzymaliśmy się na moment pod drzwiami. Spojrzałem na Ikari, unosząc brwi.
– No właź – warknęła półgębkiem, więc pchnąłem drzwi i wciągnąłem ją do środka.
– Co teraz? – zapytałem, gdy Ikari oparła się o drzwi plecami, a ona uśmiechnęła się, złapała mnie za krawat i przyciągnęła do siebie tak gwałtownie, że uderzyłem otwartymi dłońmi o malowane na biało drewno.
– Teraz zróbmy coś, żeby tego gbura na zewnątrz rozwaliło z zazdrości.
– Nie ma sprawy. – Drzwi zadrżały, gdy przycisnąłem ją do nich całym ciężarem ciała. – Cieszę się, że kończymy tą farsę z udawaniem…
Zbliżałem się do jej ust, przymknąłem oczy…
– Łoł, łoł, momento! – Powstrzymała mnie, kładąc na moich wargach palce. – Nikt nie powiedział, że kończymy z udawaniem!
– A niby jak chcesz ”to” zrobić inaczej? – wymamrotałem przez częściowo zasłonięte usta, wciąż nie rozumiejąc o co małej wiedźmie chodzi. – Obiecuję, że przy mnie nie będziesz musiała niczego udawać.
I wont leave until you come
Znów się do niej nachyliłem, drzwi znów zachybotały, a ona znowu mnie odepchnęła.
– Nie denerwuj mnie, Ikari. – Zdjąłem jej dłoń ze swoich ust i powstrzymałem straszną ochotę, żeby ugryźć ją w palec. – Sama zaczęłaś.
Wziąłem się za rozpinanie jej bluzki, starając się ignorować jej protesty.
– Nie, Daiki, przestań! Słyszysz?! Nie o to mi…
– Tobie ciągle nie o “to” chodzi, ale wciąż mnie prowokujesz!
Zadarłem jej spódniczkę i zacząłem rozpinać spodnie.
– Ostatni raz ci mówię, żebyś się opamiętał!
Dobierałem się do jej bielizny, kiedy dostałem w twarz. Mocno.
So pay attention now, I'm standing on your porch screaming out
Cyjanowe oczy płonęły, ale nie z pożądania, jak miałem nadzieję. Oddychała szybko, powstrzymując gniew.
– Przepraszam, Daiki – szepnęła, podczas gdy ja również próbowałem jakoś się opanować – ale wsadź mi łapy pod kieckę jeszcze raz, to cię, człowieku, zabiję.
Oddychałem ciężko, opierając ręce po obu stronach dziewczyny.
– Ty chyba sobie ze mnie żartujesz – wysapałem, kopiąc w drzwi między jej nogami.
– Myślałam, że… eee… stosunki między nami mamy dawno ustalone.
Zgrzytnąłem zębami, tym razem uderzając w drzwi ręką.
– Myślisz, że… Że możesz mnie tak bezkarnie wodzić na pokuszenie? – Sam się skrzywiłem na ten biblijny bełkot. – Że jestem ze stali? Że krew właśnie nie odpłynęła mi z mózgu do…
– Wiem. Dlatego przeprosiłam. Uwierz mi, że gdybym nie poczuwała się do odpowiedzialności za doprowadzenie do tej sytuacji, nie dostałbyś z liścia, tylko przyłożyłabym ci porządnie, tak, że dopiero sprzątaczka znalazłaby cię tu nieprzytomnego.
Byłem zły, wściekły, dałem się nakręcić i wyglądało na to, że znów będę musiał obejść się smakiem albo dopuścić się gwałtu, ale wizja tego, jak ta mała niby spuszcza mi łomot… Chcąc, nie chcąc, uśmiechnąłem się, kręcąc głową.
– Jesteś pewna? – Spróbowałem ostatni raz.
– Tak, niestety… – Cień zawodu w jej głosie był nieco pocieszający. – Naprawdę przepraszam, Dai-chan…
– Przestań. – Z rezygnacją i trudem zapiąłem rozporek. – Więcej tak nie rób, bo następnym razem nie będę tak łaskawy.
– Tak, wiem. I tak okazałeś się dżentelmenem. Być może kiedyś będę mogła ci to wynagrodzić. Ale nie dzisiaj.
Patrzyła na mnie z taką nostalgią, że prawie znowu mnie poniosło, ale w tym samym momencie rozbrzmiał alarm.
– Wychodzimy? – mruknąłem.
– Tak, tylko… – Wyciągnęła w górę ręce, ale się zawahała. – Skoro już i tak narozrabiałam… To może sprawimy, żeby wyglądało to wiarygodnie? Pozwolisz?
Westchnąłem z rezygnacją.
– Rób, co uważasz za stosowne.
– Możesz się nachylić? Jesteś za wysoki.
Przewróciłem oczami, ale spełniłem jej prośbę, a ona poczochrała mnie po włosach.
– Ok, jeszcze tylko… – Z powrotem wyciągnęła mi koszulę ze spodni. – Przepraszam. – Zabrała ręce, widząc mój pełen dezaprobaty wzrok.
– Skończ mnie ciągle przepraszać, nie wyglądasz na taką, która to lubi.
– Racja – przyznała – ale akurat ty zasługujesz na moje „przepraszam”.
Odwróciła się, żeby otworzyć drzwi.
– Zaczekaj – westchnąłem po raz nie wiem który. Przy tej dziewczynie to wkrótce stanie się moim znakiem firmowym. Będę wzdychał regularnie co trzy minuty. Może pobiję rekord Guinessa i dostanę darmową prenumeratę zdrowotnej gazetki „Dbaj o drogi oddechowe”. – Ty też powinnaś trochę… – Obiema dłońmi zacząłem kosmać jej włosy, nie zważając na jej piski. Tak, sprawiło mi to trochę satysfakcji. – No i to… – Wsunąłem rękę pod jej spódniczkę. – Nie bój się, już mi przeszło – uspokoiłem ją, czując, że się spina. Obsunąłem jej jedną z pończoch na wysokość kolan. – Już – oznajmiłem, zakładając ręce na ramiona. – Możemy iść.
And I don't blame ya dear for running like you did
Oczywiście teraz żałował tego, że nie był bardziej stanowczy i nie zrobił tego, na co zasłużyła. Przynajmniej byłoby mu teraz lżej, jeśli nie na duszy, to chociaż na ciele.
Dopił do końca piwo i już miał się podnieść, żeby przynieść sobie następne, kiedy usłyszał, że ktoś wrócił do domu, więc postanowił się nie ruszać, dopóki nie ustali kto to i czy można się nim wysłużyć, jak barmanem.
– Kurwa zasrana jego mać, żeby się musieć, kurwa, wkurwiać cały czas, a spierdalaj gnoju, chuju chujowy, ty… – Rozległ się hałąs rzucanych na szafkę kluczy.
– Cześć, Ikari. – Aomine z powrotem rozsiadł się na kanapie, słysząc tą wiązankę. – Myślałaś kiedyś nad tym, żeby zrobić sobie badania na syndrom Turetha?
– Cześć. A co to takiego?
– Takie schorzenie.
– Groźne?
– Nie dla ciebie.
– A to jebać.
– Co cię tak wkurzyło?
– Piwo mi chcieli sprzedać za jakiś dowód, więc pokazałam im insygnia oddziału, a oni kazali mi wszystko odstawić na półkę!
– Aha… À propos piwa… Podasz mi jedno z lodówki?
– No, spoko. – Ruszyła do kuchni, ale zaraz się zatrzymała. – Tylko sobie nie wyobrażaj, że powodu tego, co się stało w tej łazience, będziesz mógł żerować na moich wyrzutach sumienia i wdzięczności przez resztę życia!
– Resztę życia pewno nie, ale tak długo jak się da, zamierzam to wykorzystać.
– Mątwa z ciebie, Aho. Ale kimże jestem, aby cię oceniać.
I would do the same, your best believe
– A no właśnie.
Ikari poczłapała do kuchni i przyniosła Daikiemu piwo. Sobie też.

DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 1, GODZIN: 20, Minut: 32

– Weź się tak nie kręć, jak gówno w przeręblu! – Ichigo zaczął się irytować, gdy Arrancar po raz dziesiąty przeszedł przed ekranem telewizora, przez co znowu przegrał z Hisagim, który korzystając z rozproszenia przeciwnika, załatwił go tomahawkiem. – Wielkie dzięki, Grimmjow, niszczysz mi statystyki!
– Tch. – Szósty Espada przysiadł na oparciu fotela, ale długo nie usiedział. Poderwał się po minucie i znów zaczął krążyć po pokoju.
– Po co tu w ogóle przyjechaliśmy? – prychał, wyraźnie nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Ja z siostrą chciałem wpaść do domu na weekend, a wy wszyscy uznaliście, że jedziecie ze mną.
– U ciebie na chacie wygodniej, niż w tym gównianym hotelu – przyznał Madarame, siedząc na krześle z nogami na stole.
– Poza tym mamy wolne do meczu. – Shuuhei odłożył pada i gimnastykował palce, strzelając ze stawów. – Miło jest się trochę zrelaksować. Odpocząć.
– Bez sensu – skwitował Espada. – Nie jestem zmęczony. Wracam tam.
– Nagle się taki pro sportowy zrobiłeś? – zakpił Ichigo. – Może jeszcze zaczniesz się zdrowo odżywiać?
– Nudzi mi się. – Szósty nie dał się sprowokować, zataczając coraz ciaśniejsze kręgi po salonie.
– Sala i tak jest na weekend zamknięta, bo przypominam, że ktoś ją ostatnio nieco zdewastował.
– To było niechcący.
– Tak, tak. Cała ta twoja destrukcja wychodzi ci przez przypadek, co nie? I nie ma nic wspólnego z twoim życiowym mottem: „Zniszczyć wszystko bez wyjątku”.
Grimmjow zatrzymał się przed Kurosakim i kopnął w pada, którego chłopak trzymał w rękach, po czym zwinnie złapał go w powietrzu.
– Ups – odpowiedział na okrzyk oburzenia. – Nie chciałem. – Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. – O co z tym chodzi? – Potrząsnął padem, przykładając go do ucha, a potem kłem z maski spróbował podważyć jeden z przycisków.
– BOŻE! – Ichigo zbladł, ale nie ośmielił się wyrwać mu urządzenia. – Nie wolisz wbić się w garniak Isshina i iść na miasto pożreć kilka ludzkich dusz albo coś? To by była bardziej odpowiednia rozrywka dla ciebie…
– Pytałem: Co, się, z tym, robi. – Kontroler trzeszczał w łapach Arrancara coraz żałośniej.
–…a na pewno koszty pokrywającego powstałe straty byłyby niższe!
– Kurrrosaki…
– Już – Ichigo westchnął, zrezygnowany i zaczął objaśniać Arrancarowi mechanikę gry. – Najpierw wybierz server. Ten pierwszy to PvP, znaczy, że będziesz mógł atakować innych graczy. PvE jest mniej agresywny, tam tylko…
Nie dokończył, bo Szósty już logował się na pierwszy server, więc poinstruował go krótko w sprawie wyboru rasy postaci i znaczenia, jakie miało dla statystyk odpowiednie rozdzielenie punktów atrybutów, po czym zostawił Espadę, by ten w spokoju i skupieniu stworzył sobie postać, podczas gdy sam poszedł wstawić wodę na kawę.
Kiedy wrócił, w pokoju panował chaos. Grimmjow prawie wszedł w telewizor, trzymając pada nad głową, klnąc, jakby go opętało stado demonów i wciskając wszystkie przyciski naraz. Hisagi, Madarame, nawet Yumi, skakali wokół niego, głośno mu dopingując.
– Co się właśnie dzieje… – zatrwożył się Ichigo, ściskając kurczowo filiżankę z kawą.
– Jakaś pizda pizdolona trzeci raz wyzywa mnie na pojedynek! I zabija!– Jaegerjaquez obnażał kły na skaczącą wokół jego trupa postać, której nad głową wyświetlał się nick „Ivrel” i chmurka, informująca, że właśnie wyzywa swojego przeciwnika od frajerów.
– Bracie, ona ma ósmy lvl, a ty dopiero pierwszy… – Kurosaki usiadł na podłodze, gdzie Shuuhei porzucił swojego pada. – Dodaj ją na listę wrogów i na razie odpuść. Zrobię ci szybki power leveling i wtedy się zemścisz. – Zaczął się logować do gry. – Zaraz cię teleportuję na wysokopoziomową instancję, ale najpierw musimy stworzyć drużynę. Jaki masz nick?
– „Sexta” – wycedził Arrancar, siadając obok Ichigo.
– Wow, jak na to wpadłeś… – mruknął Zastępczy, ale bardzo cichutko.
Po godzinie domem Kurosakich co kilka chwil wstrząsał gromki rechot.
– To nie był dobry pomysł, uczyć go jak grać w rpg – zauważył Yumi, szykując kolację dla siedzących w kuchni Shinigami, którzy mieli już dość szaleństwa króla Hueco Mundo i zamknęli go w salonie, nie przeszkadzając mu w ściganiu Ivrel po całym serwerze i zabijaniu jej raz po raz, że biedaczka ledwo nadążała się wskrzeszać.
– Ano, nie był – przyznał Ichigo. – Dam mu jeszcze piętnaście minut i wywalę korki.
Ale po niecałych dziesięciu Szósty sam zjawił się  na progu kuchni, roześmiany od ucha do ucha.
– Już? Zaciukałeś ją na amen?
– Wylogowała się, franca. – Arrncarska maska nie domykała mu się jak zazwyczaj, tak szeroko się uśmiechał.
– I tak długo wytrzymała. – Ikkaku wziął jedną z kanapek, które postawił przed nimi Ayasegawa. – Ciekawe kto to był. Kto siedział po drugiej stronie.
– Chyba wiem. – Grimmjow znowu zarechotał.
– Niby skąd?
– Bo wyzywała mnie od popierdolonych.
– No i?
– I wygląda na to, że nawet na chacie przeciąga „r” – parsknął. – A potem przybiegł jej z pomocą jakiś kolo o nicku „Aho”. To gdzie twój stary trzyma te garniaki?
– W szafie w salonie – odpowiedział Ichigo, zanim się zastanowił. – Ale po co ci? Idziesz gdzieś?
– Tak. – Grimmjow już się odwrócił, ale jeszcze obejrzał się przez ramię, a Ichigo nawiedziło silne wrażenie deja vu, gdy Espada rzucił mu firmowy uśmiech. Identyczny, jak wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy i jarał się do walki. – Idę pożreć jakieś ludzkie dusze.
– Aha. Super. – Ichigo westchnął. – Jak wbije się akurat w ten gajer od Armatniego, to ojciec mnie zabije.
– Mało powiedziane. – Rudzielec podniósł głowę znad kawy i spojrzał na siostrę, która pojawiła się w progu, gdy tylko Szósty Espada zniknął. – Nie wiem, jak możecie sobie tutaj tak beztrosko siedzieć, podczas gdy Renji gdzieś przepadł i nie ma go od kilku dni!
– Przecież poinformowaliśmy kapitanat. Sprawdzają, czy nie wrócił do Soul Society – przypomniał Madarame.
– Po co niby miałby się tam udać? – Nie rozumiała Minako.
– Nie wiem, może kapitan go wezwał? – Hisagi wzruszył ramionami. – Ostatnio zachowywał się jak dupek. – Spojrzał na nią znacząco. – Ale to dorosły facet. Nie trzeba się o niego martwić. Może potrzebował spokoju, żeby przemyśleć sobie kilka spraw.
– A może nie i leży gdzieś półżywy. Przypominam, że ostatnio po okolicy kręciły się Espady!
The highway signs say we're close
– Grimmjow mówił, że Starrk i Ulquiorra z nim współpracują. – Wziął ich w obronę Ichigo.
– A od kiedy ufamy Grimmjowowi na słowo? – Minako uniosła brwi.
– Nie wiem, ale ostatnio nie przejawia względem nas morderczych skłonności, przynajmniej nie tak potężnych jak zwykle, więc chyba zasłużył na cień…
– Chyba zapominasz, że to wciąż Arrancar! – przerwała mu siostra. – Nigdy nie będzie wiadomo, o co do końca mu chodzi! To że z nami współpracuje, o niczym nie świadczy, a najmniej o tym, że jest po naszej stronie!
– Przesadzasz. – Ichigo oparł się o krzesło, zakładając ręce na piersi.
– No dobra, nawet jeśli to nie Grimmjow w końcu się wkurzył i sprzątnął Abaraia, to co z  Ósmym Espadą? Przypominam, że on też tu się ostatnio kręcił!
– Tylko że widzisz… – Zastępczy podrapał się po głowie. – Tylko ty wtedy wyczułaś jego energię.
– A Grimmjow? Wystartował wtedy z miejsca i zniknął na parę dni!
– Tak, Grimmjow, któremu tak nie ufasz, też go wyczuł. A potem też się zgubił na i znalazł, więc z Renji…
– NA BOGA! TEN RÓŻOWY CHUJ PORWAŁ IKARI! – Minako straciła nad sobą panowanie. – A potem ścigał nas obie po parkingu! A ty mówisz o tym tak, jakbym go sobie wymyśliła!
Oficerowie jedenastki, Hisagi i Ichigo wymienili znaczące spojrzenia. Widząc to Minako zacisnęła ręce w pięści.
but I don't read those things anymore
– Co jest? Czemu tak na siebie patrzycie? Co to ma znaczyć?
– Widzisz... – Zaczął Ichigo, widząc, że nikt więcej się nie kwapi, by to wyjaśnić. – Ikari nie złożyła w tej sprawie oficjalnego raportu. Z nikim z nas o tym nie rozmawiała. Jeśli powiedziała to tobie, chyba nie wzięłaś pod uwagę, że Hagane też ostatnio nie jest sobą…
– Ichi… – Piwne spojrzenie Minako było pełne zawodu. – Przecież ja go widziałam. Na własne oczy. Ten skurwiel… – Głos uwiązł jej w gardle.
– No i dochodzimy do sedna sprawy. – Kurosaki wstał i podszedł do siostry. – Znowu mamy na to właściwie tylko twojej słowo. A wiemy, jak wiele wycierpiałaś z jego rąk, więc… – Spróbował ją objąć, ale rudowłosa się odsunęła.
– Myślisz, że mi odbiło? – zapytała z niedowierzaniem.
– Tego nie powiedziałem, Mina, ja tylko mówię, że...
– Nie wierzę. – Minako odwróciła się napięcie i wyszła. Zamierzała mimo wszystko wziąć przykład z Grimmjowa i iść na miasto albo odwiedzić kapitana, który zatrzymał się u Chada i zapytać, czy on też myśli, że zwariowała. Zanim jednak opuściła dom, ktoś zadzwonił do drzwi. Pomyślałam, że to Jaegerjaquez czegoś zapomniał, na przykład Pantery, ale przeczcież on nie kłopotałby się kurtuazją, jaką było użycie dzwonka przed wejściem do cudzego mieszkania. Więc skoro nikt nie wywarzał drzwi z buta, to nie mógł być on. Wszyscy z rodziny mieli klucze, więc drogą eliminacji Minako ustaliła, że pewno to jakiś akwizytor. Albo jechowi.
– Czego?! – zagrzmiała, otwierając szeroko drzwi i natychmiast zastygając w bezruchu. Akurat jego spodziewała się na mniej. Chociaż biorąc pod uwagę okoliczności, powinna przewidzieć te odwiedziny.
I never trusted my own eyes
– Witam, poru... Przepraszam. Kapitanie Kurosaki.  – Minako mogłaby się założyć, że nie pomylił się przypadkiem. Na to wskazywały wątpliwości, jakimi podszył słowo „kapitan”. – Szukam swojego porucznika. Podobno się zgubił.
– Jezus Maria, jeszcze szlachty tu brakowało – Rudowłosa załamała ręce, ale odsunęła się, by wpuścić Byakuyę, który już zaczął odpinać guziki czarnego płaszcza. – Tylko niech szlachcic się nie wystraszy. Nie posprzątane mamy. Po domu grasuje Espada i pół Seireitei, więc lekki rozgardiasz jest nieunikniony. Nie, proszę nie ściągać butów! Widziałam jak Yumi I Ikkaku rzucają w siebie żelkami… A nie chciałby kapitan Kuchiki chodzić z misiami Harribo przyklejonymi do skarpety, prawda? Zapraszam. Kawy? Chociaż proponuje wódkę, bo na trzeźwo można tu ocipieć. To co? Kieliszeczek? To ja może skoczę do barku. Tato? Tato, śpisz jeszcze?! Kolega do ciebie przyszedł!

DO MECZU POZOSTAŁO: DNI – 0, GODZIN: 23

Aomine Daiki wiercił się niecierpliwie na krześle. Raz po raz wstawał i podchodził do okna, odgarniając żaluzje i wyglądając na zewnątrz. Potem wracał na miejsce, nerwowo wzdychał i znowu wstawał, by wyjrzeć przez okno. Odkąd Ikari wczoraj rzuciła padem i wybiegła z domu, tocząc pianę z pyska, znikła gdzieś na całą noc. I nie wróciła do tej pory. Nawet telefonu nie zabrała. A Daiki, który w ostatnim czasie czuł się za nią coraz bardziej odpowiedzialny, odchodził od zmysłów. W końcu rozległ się dzwonek do drzwi i koszykarz wystartował z miejsca tak gwałtownie, że przewrócił krzesło, na którym siedział. Dopadł drzwi, nie fatygując się, by wyjrzeć najpierw przez judasza.
– NO NARESZ…! – urwał, patrząc w parę różnobarwnych oczu. – Akashi… Co ty tu… Co wy tu wszyscy robicie? – Spojrzał na stojące za jego plecami Pokolenie Cudów.
– Przyszliśmy uzgodnić taktykę na jutrzejszy mecz. – Akashi tylko lekko dźgnął go palcem, a Daiki odsunął się, pozwalając wszystkim wejść do mieszkania. – Bo zagramy jutro razem jako reprezentacja Toutou, to chyba już wiesz?
Daiki nie wiedział. Ale czerwono-żółte oczy rozbłysły władczo i mógł tylko przytaknąć. Nie było mowy o protestach. I nie było czasu na zbędne pytania.


5 komentarzy:

  1. No Bożeno, nareszcie!!!
    Jak zaczęłam czytać rozdział śmiejąc się jak opętana, aż moja babcia zaczęła się śmiać ze mnie jak mnie wykręcało na fotelu ze śmiechu, tak skończyłam panikując i widząc trailer do meczu z tym podkładem: https://www.youtube.com/watch?v=zKDSm9VvtK0

    Anyway! MEBLE! najważniejsze są meble! Kocham cie za to, naprawdę! <3
    Od zawsze wiedziałam, że chciałabyś ściągnąć Thothowi spodnie. Tylko czekałam kiedy to nastąpi. :D
    I tak, zeszyty Ikari z pewnością tak by wyglądały, nawet jeśli nie chciałaby się do tego przyznać, jak ty, kiedy smarujesz nowe pokłady lasów państwowych serduszkowanymi napisami "Derek Hale".:D

    Łysy i Yumi to jest mój ulubiony duet w Drodze! Są przekochani, nawet jeśli występują tylko chwilkę.

    SMS! Popłakałam się, oplułam monitor! Nie wiem, dlaczego miałaś wątpliwości co do śmieszności tejże jakże zacnej twórczości post-alkoholowej, jak dla mnie to jest to szczera prawda! <3

    GDZIE JEST RRRENJI?! JA TO JEBE, IDE GO SZUKAĆ. Biorę wolne w pracy, zwalniam się z zajęć, JA GO IDE SZUKAĆ. (mam nadzieję, że nie znajdę trupa, czy też gorzej, jakieś nadnaturalnej kreatury)

    I co za gnoje, ja wiedziałam, ja to kurwa czułam, że będą chcieli z Minako wariatkę zrobić! Ja to wiedziałam, spoko, zamknijcie ją w Eichen House. Jesli będzie tam 147 pounds of pale skin and fragile bones, którego jedyną obroną jest sarkazm, to upewnijcie się, ze nigdy z tamtąd nie wyjdzie <3 (motyw choroby psychicznej, nerwicy lękowej czy załamania nerwowego jak najbardziej na propsie. daje wielką okejkę! ) :D

    BYAKUYA, SZLACHTA MOJA UKOCHANA! nie spodziewałam się go już teraz, że tak szybko! Ale dobrze, że jest, musi być! (Tylko nie jestem pewna czy mogę mu ufać.)

    UHAHARA! jako woźny jak najbardziej, moze wreszcie nauczy się zamiatać i przestanie do tego zmuszać biednych shinigami! <3

    Akashiiii....! <3 taktaktaktaktak! nareszcie! <3

    PS. Chcę motyw bluzy z Beacon Hills z numerem 24 na Drodze! Za Car Washing, moze być? :D

    No ale zaczyna się mieszać, kurde, zaczyna być strasznie, niepokój. I sama nie wiem czego się spodziewać, choć wiem dużo, ale nadal nie wiem i to mnie cieszy!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nje jestem w stanie skomentowac dzisiaj, bo, oh well... Ale cieszę się, ze jesteś. Wrrrreszcie jakaś stała w moim zyciu zagościła. Po takim czasie. Anyway wracam tu jak najszybciej z treściwym komentarzem. Podejrzewałam, ze Aho i Ika niczego nie zrobili. Lol, ona niczego nie zrobi z nikim kto nie jest Grimmem.
    I wtf? Co Byakuya robi u Kurosakiego? CO Ty znów kombinujesz?
    I wgl... Czy my powoli dochodzimy do końca...? T.T

    OdpowiedzUsuń
  3. O jezu! I znowu myślałam, że mnie oczy zwodzą, że to iluzja, że mnie ktoś nabiera. A tu nie, tu rozdział. Wilczy, czy wszystko w porządku? Co tak rozdział niespodziewanie?
    Akcja super, tylko od kiedy Urahara jestem portierem u nich w szkole?! I porady przedmałżeńskie? Serio? Kto jak kto, ale on by tylko zaszkodził... Chyba, że o czymś nie wiem Może Urahara w wolnym czasie obrabia po kątach jakieś niezłe dupy.
    No i Grimmjow z tymi swoimi planami i metodami >.<
    No i ja wiedziałam, że ten cały numerek z Daikim to jakiś fake będzie, no.
    "– BOŻE! – Ichigo zbladł, ale nie ośmielił się wyrwać mu urządzenia. – Nie wolisz wbić się w garniak " - A tu najpierw przeczytałam, czy Grimm nie woli wbić się w garnek >.< I widzę już, króla jak wgryza się w metalowy garnek po ziemniakach czy czymś.
    No i właśnie, co kurwa z Renjim? Mojego prawie brata mi tu gdzieś przepadłaś go.
    I Bakuś, boru, ale jestem ciekawa co Ty z nim tu zrobisz. Z Jego lodowatością najjaśniejszą >.<
    Teraz moje drobne uwagi:
    "Kapitan, próbując zakamuflować wściekłość, cedząc przez zęby, ale ani Madarame, ani Yumichika nie dali się zwieść."
    Może cedziła przez zęby? Bo wyszło takie próbując cedząc, a oni się nie zwieść ;)
    "– Ananasy są pyszne. – Ikari rozpływała się na pizzą"
    Zjadłaś literkę 'd' w nad.
    Głodna byłaś czy co, Wilczy?
    "– Napisałam… – Minako starał się skupić wzrok na telefonie." brakuje 'a' w starała.
    "– Słyszałem, że chodzą razem na spotkania dla anonimowych trenerów – podpuszczał kapitana dziesiątki Ichigo."
    Kto podpuszczał, się pytam, no?
    A dziś Ci pospamuje Twoimi własnymi tekstami. Że tak sobie pocytuje, co mi się tu najbardziej, a dzisiaj sporo było:
    "Ale my nie jesteśmy dilerami, próbującymi nakłonić ćpuna po odwyku na heroinę w promocji… – fuknął Ayasegawa."

    "Gówno prawda. Nie wierzę, że za nami nie tęsknisz, Ika. Za smrodem Seireitei.Gówno prawda. Nie wierzę, że za nami nie tęsknisz, Ika. Za smrodem Seireitei. Za swoim odziałem. Odkąd cię nie ma, borok Asuka podobno wciąż przestawia meble, próbując jakoś zapełnić pustkę po tobie, twoim pijaństwie i chaosie, jaki rozsiewasz, gdziekolwiek jesteś. Twoi ludzie cię potrzebują i…
    – Co mnie inni ludzie pierdolą teraz razem z tymi, kurwa, meblami!"

    "– Ale… Ja nie chcę! – Hagane rzuciła zeszyt, który wraz z flamastrami wciąż ściskała pod pachą i objęła nogi historyka. – Panie kochany! Ja nie umiem gotować!"

    "– Co wiesz! Co takiego wiesz, ułomie! – Hagane szarpała Espadę za podwinięty rękaw, podskakując ze złości jak sprężynka. – Gadaj!"
    Wyobraziłam takie latlerka doskakującego do dobermana >.<

    "Z jego gardła bezustannie wydobywał się złowieszczy warkot. Nawet, kiedy przełykał. W końcu był bardzo zdolnym Arrancarem. " Faktycznie zdolnosć godna króla :D

    "„Jestem dla mnie ważna. Macaj. Chamy cię. PA. Grimdż9w fest dupi.”" A to jest the best!

    "– Gorzej. – Ikari wyłączyła telefon i schowała do kieszeni, patrząc podejrzliwe na stół, przy którym zasiadali Shinigami. – To chyba pogróżki, ale potrzebuję jakiegoś tłumacza od języka mugoli."

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz dopiero zobaczyłam zdjęcie: Wilczy w dziczy. :D No ślicznie, ślicznie. Teraz, powiedzmy, że wierzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Meble to się ostatnio często przewijają na Drodze. Ja wgl coś czuję, że będą one przyczyną jakiegoś nieszczęścia.
    Cieeeeś mallleństwo! Siedzę w pracy, nic nie robię i nadrabiam. Momentami wyję ze śmiechu. Nie wiem, co się stało i dlaczego tak długo mnie tutaj nie było, bo powrót tutaj to aktualnie jedna z najlepszych rzeczy w tym miesiącu. Szlag mnie trafia, ale nie skupiam się na tym. Grimm w szczytowej formie i zaimponił mi tą pewnością siebie po akcji z Iką i Aho. Nie wiem, czy chodzi tu bardziej o zaufanie czy o królewską pewność siebie, z którą król podchodzi do seksu z Hagane, niemniej subtelny sposób na pokazanie ich relacji. Boże, Wilczy.
    Rysunki niszczą mnie dokumentnie, te 71% to kurwa jakiś wyznacznik alkoholowy pohaganowych wynalazków?
    Bardzo niepokoi mnie zniknięcie Anana... Yhy! Abaraia. I martwi mnie też trochę, z jaką łatwością podeszła do tego reszta. W ogóle motyw z Minako! Mistrzowski! Ichigo cholerny dyplomata, ale naprawdę biorą ją za wariatkę? Znaczy, ja wiem, ż po tym wszystkim Minako mogła ześwirować (znaczy oni mogą wierzyć, że tak jest) ale mimo wszystko! Cholery jedne!! Dobrze to zrobiłaś. Jasny szlag! Bardzo dobrze.

    "– Co ci się tak morda cieszy, pytałam!
    – Bo wiem swoje!
    – Co wiesz! Co takiego wiesz, ułomie!"

    Oni są po prostu czarujący.
    Rola Kisuke jako "konserwatora" jak najbardziej odpowiednia. Ta łajza cały czas się przewija i ja czuję podskórnie, że nabroi. Poradnia! Śmiechu warte! Czy on miał kiedyś do czynienia z kobietą inaczej niż tworząc żeńskie gigai? Ale dobrze że się rozwija, biznes jest biznes inie może stać w miejscu, right?

    „Jestem dla mnie ważna. Macaj. Chamy cię. PA. Grimdż9w fest dupi.”
    – Co tam dostałaś? – Niefortunną wróżbę na dzisiaj?
    – Gorzej. To chyba pogróżki, ale potrzebuję jakiegoś tłumacza od języka mugoli."
    Nie mogłam się ogarnąć. Po prostu! Ja też chcę takie wiadomości dostawać od ludzi, od razu byłoby mi raźniej pracować! Ale ja bym do tego zastosowała enigmę, byłby większy sens.
    To że mi łzy pociekły ze śmiechu nie jest warte wspomnienia.
    W sumie dlaczego nie ubrałaś Hagane (koniec, to już będzie mi się kojarzyło z moim piesełem, i w serduchu aż mi się błyszczy, jak pomyślę, że moje maleństwo nosi imię na cześć tak godnego kapitana!) w jakiś sekszi uniformek? Kucharski? Chociaż skzolny wystarczy, dobra, wycofuję. Hagane trochę się przywiązała do Aho, co? W lekkim tego słowa znaczeniu, ale chłopak ma dla niej jakąś wartość, wydaje mi się że tym bardziej po zdradzie Seireitei potrzebuje kogoś, na kim mogłaby polegać. To takie ludzkie... Dobra, popłynęłam z teorią, znów. Boru, Wilczy, Ty widzisz, że ja cały czas się dopatruję jakichś psychologicznych teorii których dopatrywać się nie trzeba bo serwujesz to tak pięknie?

    "– Jestem przyszłą matką jego dzieci, krowo"
    Nie gadaj Ika! No po prostu nie gadaj!

    "Myślałaś kiedyś nad tym, żeby zrobić sobie badania na syndrom Turetha?
    – Cześć. A co to takiego?
    – Takie schorzenie.
    – Groźne?
    – Nie dla ciebie.
    – A to jebać."
    Ya-haa!

    Kocham Szóstkę grającego w rpg. I ten jego rechot. I tę omysłowość, co by rozejbać pada kłem od maski, taaaag! I jego login też!
    Nie podoba mi się pojawienie szlachty. Słusznie powinnam się obawiać? W końcu Wiśniówki nie wysyłaliby, gdyby sprawa nie była poważna, i coś mam wątpliwości, czy chodzi tylko o odnalezienie Abaraia. Nie, coś mi tu bardzo źle wygląda. Wilczy, popraw mnie to! Jak Byakuyę wysłali po Renjiego, znaczy, że coś musi być źle i w Seireitei o tym gadali. A jak ta mafia coś gada, to przeważnie źle się to kończy. Ponad to nie opuszcza mnie tajemnicza rozmowa, którą wplotłaś w którymś rozdziale. Sporo spraw się jeszcze nie rozwikłało, może części dowiem się w nowych rozdziałach, nie mniej czuję, że to wszystko zmierza do bardzo niedobrego końca i nawet Grimm nie będzie mógł tego zmienić...

    WIELBIĘ TWÓJ CHOLERNY TALENT I ANI NA MOMENT NIE PRZESTAJĘ PODZIWIAĆ TWOICH UMIEJĘTNOŚCI, WILCZY NIEOGARZE I PIJUSIE!

    OdpowiedzUsuń