piątek, 31 lipca 2015

17. OKO ZA OKO, UKŁAD ZA UKŁAD: I'm ready to the fight and fate.


Wstyd mi jak ja pierdole, bo wrzucam rozdzial z literowami i sprawdzony bardzo pobieznie, naprawie! Brakło mi czasu, a dzisiaj juz nie bede miec dostepu do neta ani kompa, a musi byc dzis rozdzial, bo przeciez DZISIAJ SA URZODZINY GRIMMJOWA! Takze ide za niego pic i wy tez tam wychlejcie za zdrowie Szóstego, bo przeciez otruty leży -.-
___________________________
Zamiast rzednąć, ciemność wciąż gęstniała. Strome schody w dół nie były czymś, o czym się marzy, gdy nie widzi się nawet wyciągniętej przed siebie dłoni. Mimo to oboje pokonywali je bez słowa, bojąc się zmącić panującą tu na dole ciszę. Szybko stracili poczucie czasu. Zdawało się, że schody ciągnęły się w nieskończoność, a ich wyostrzone zmysły, skupione, by ostrożnie stawiać każdy krok, tylko rozwlekały czas, jaki zajęło im dotarcie na dno lochu. Dno, bo niczego innego nie przypominało ponure klepisko Muken. Wyglądało jak wyschnięte, opuszczone, pozbawione życia dno martwego oceanu. Wypełniała je trupia, szarawa poświata, której źródła nie można było ustalić, lecz która rozbijała cząsteczki czerni do nieprzyjaznego, zimnego półmroku, którym dno więzienia bezustannie emanowało, jakby chciało zmusić przypadkowych odwiedzających do podziwiania go.
Deep in the ocean, dead and cast away
Where innocence is burned in flames
Dwóch Shinigami zatrzymało się u stop schodów. Niższy z nich, białowłosy, rozglądał się nieufnie dookoła. W końcu skierował wzrok na towarzysza o płowej, słomianej fryzurze, lecz zanim zadał pytanie, ten położył dłoń na jego ramieniu.
– Tędy. – Pokierował go, wywierając delikatny nacisk na jego bark. Przeszli przez środek klepiska, coraz bardziej przypominającego im salę audiencyjną, urządzaną przez kogoś, kto wyczucia stylu uczył się od ponurych żniwiarzy, których oblano po pierwszych egzaminach wstępnych na ASP. Wyszli poza okręg niemrawej poświaty i znów zagłębili się coraz mocniej skondensowany mrok. Duszne powietrze zdawało się parzyć drogi oddechowe, jakby znaleźli się w czeluści piekieł. Czym istotnie było Muken dla lokatorów wynajmujących tu pod przymusem i groźbą śmierci cele z cieni. Obaj instynktownie zwolnili, gdy powietrze zaczęło robić się coraz bardziej zawiesiste, utrudniając oddychanie. W końcu zatrzymali się, nie będąc w stanie wejść jeszcze głębiej w mrok. Żaden z nich nie odezwał się ani słowem, obaj starali się skryć swoją duchową energię. Nie życzyli sobie inwigilacji. Nie mogli pozwolić na to, by przeciwnik wykonał pierwszy ruch. To przypominało zabawę w „Kto pierwszy mrugnie, przegrywa” i chociaż żaden z nich nie drgnął, ani nawet nie zmrużył powieki, gdzieś przed nimi rozległ się cichy, wibrujący śmiech, jakby ciemność wyłoniła zwycięzcę w tej konkurencji.
– Nie spodziewałem się odwiedzin, Urahara, kapitanie Hitsugaya.
Para szarych i turkusowych oczu próbowała wymienić ze sobą spojrzenia, zapominając, że znajdują się w nieprzeniknionej ciemności.
– Wydawało mi się, że na twój gadzi język również został zapieczętowany, Aizen Sosuke – spostrzegł Urahara.
– Masz rację, jednak nasz wspaniałomyślny wszechkapitan postanowił oswobodzić go po tysiącletniej krwawej wojnie, by nie zgnuśniał i bym w razie potrzeby mógł mu służyć swoją wiedzą. – Mimo tego, że panował nieprzenikniony mrok, Kisuke i Toshiro domyślili się, że Aizen uśmiecha się do nich uprzejmie. – Nie spodziewałem się jednak, że i ty, genialny wynalazca, będziesz szukał u mnie porady.
– Chyba jednak przeceniasz swoją rolę. – Urahara zignorował prychnięcie kapitana dziesiątego oddziału, który najwyraźniej poczuł się pominięty. – Nie przyszedłem tu tylko po to, by o coś cię zapytać.
Teraz prócz ciemności zapadła również cisza.
– Och! – W tym krótkim wykrzyknieniu Aizena wybrzmiało zrozumienie, gdy pojął on cel wizyty Urahary. – W każdym razie masz też do mnie jakieś pytanie, tak? Więc może utniemy sobie małą pogawędkę, nim rozwiejesz swoje wątpliwości? Bo chyba jesteś tu właśnie w tym celu, prawda?
– Prawda.
– To z jakiej kategorii jest to zagadnienie, które uznałeś, że musisz ze mną poruszyć?
Tym razem to Urahara zachichotał.
– Widzę, że spędzany tu czas w żaden sposób nie przytępił twojego umysłu. Zaryzykowałbym nawet teorię, że całkiem nieźle się tu bawisz w pojedynkę.
– Już niedługo, w pojedynkę…
Te słowa Sosuke wyszeptał bardzo cicho i coś w nich sprawiło, że zwykle i tak zimne serce Toshiro, skuł lód niepokoju.
I’m frozen to the bones, I am

 – Poza tym – kontynuował Aizen – nie trzeba mieć specjalnie bystrego umysłu, żeby wiedzieć, iż nie przyszedłbyś do mnie ze sprawą, w której mógłby ci pomóc ktoś sympatyczniejszy ode mnie. Czyli przychodzisz, ponieważ masz mnie za eksperta w jakieś sprawie. Pytanie – w jakiej?
– Hm. A jak sądzisz?
– Hm. Osobiście uważam się za fachowca w wielu dziedzinach. Ktoś mógłby poczytać to za megalomanię, ale prawda jest taka, że jeszcze żaden Shinigami przede mną nie posunął się tak daleko w tak niezbadane rejony, jak ja w poszukiwaniu wiedzy. Osobiście dysponuję również pokaźnym nadmiarem czasu, zatem chętnie pobawiłbym się w zgadywanki. Pytanie, jakie znów się samo nasuwa, to czy ty masz na to czas, Urahara?
– Masz rację. Nie mam go zbyt dużo. I masz rację, że ty jako jedyny posunąłeś się tak daleko w poszukiwaniach, choć poszukiwałeś bardziej władzy, niż mądrosci.
– Przyszedłeś się tu ze mną wykłócać, jakie pobudki mną kierowały?
– Nie. Nie chcę się z tobą kłócić, Aizen. Chcę cię zapytać o coś, do czego tylko ty byłeś zdolny powodowany szaleństwem lub pragnieniem pogłębienia wiedzy, jeśli tak wolisz to nazywać… Chcę cię zapytać o tworzenie Visoredów.
Cisza, która zapadła, była dłuższa niż poprzednia. Zdążyła wymieszać się z ciemnością, zanim przerwało ją szarpnięcie narastającego śmiechu Aizena.
– Szalony?! Nazywasz mnie szaleńcem, prekursorem tworzenia nowych ras, ty, który także przecierałeś te ścieżki!? Jak śmiesz posądzać mnie o pragnienie władzy, podczas gdy sam próbowałeś, jak to jest tworzyć inne życie! I nie mówię tu o sposobach naturalnych. I ty i ja dobrze wiemy, jak pociągająca jest wizja skonstruowania inteligentnego, lojalnego bytu. To coś, przed czym nie oprze się umysł uczonego! Sam najlepiej o tym wiesz, Kisuke!
– O czym on mówi? – Toshiro coraz bardziej żałował, że dał się namówić na te dziwaczne odwiedziny. Niepokój, który go ogarnął, potęgował. Nie podobała mu się ta rozmowa. I nie podobało mu się, że byli tu sami z Aizenem. Przestało mu się podobać nawet to, że był tu Urahara. Sposób w jaki rozmawiał z Sosuke… Zupełnie jakby doskonale się rozumieli. Jakby byli po jednych pieniądzach.
– O tym, do czego ja nigdy się nie posunąłem – odpowiedział Urahara.
– Ale próbowałeś – zaznaczył Aizen. – Ale chciałeś.
– Ale się powstrzymałem!
– Czyżby?
I’m riding up the heights of shame
Sama do mnie przyszła.
Była młodsza, jej włosy były krótsze i jeszcze nie miała blizn po Panterze, za to już wtedy miała twarde, kapitańskie spojrzenie. Wydaje się, jakby to działo się wieki temu. To było świeżo po mojej banicji z Soul Society. Wciąż tęskniłem za swoim gabinetem kapitana, w którym Hiyori regularnie spuszczała mi lanie i w którym jak nigdzie późnej dobrze mi się myślało. Dopiero urządzałem się w swoim sklepie i jeszcze sam nie byłem pewien jakiego rodzaju działalność chcę i mogę w nim prowadzić. Chyba byłem pogrążony w czymś w rodzaju depresji, chociaż zapewne przed nikim bym się do tego nie przyznał. Mimo wszystko myślałem, że jestem bezpieczny. Że nie odnajdą mnie demony przeszłości. Kiedy usłyszałem, jak ktoś kopie w moje drzwi, nie spodziewałem się nikogo znanego. Nie myślałem też, że będę musiał przyzwyczaić się do tego odgłosu.
– Tu się schowałeś, Kisuke! Raz, dwa trzy, Urahara! – zawołała od progu, zaklepując mnie w futrynę. Zaniepokoiłem się, rozpoznając Ikari, z którą do tej pory niewiele miałem do czynienia, ale wiedziałem, że przyjaźniła się z moją byłą vicekapitan, która miała wypaczone poglądy na mój temat i jeśli podzieliła się nimi z Ikari, ta mogła podzielić irracjonalną nienawiść, jaką Hiyori czuła do mnie, a to z kolei mogło oznaczać, że wpadłem w tarapaty. Może niebezpieczeństwo nie zagrażało mi bezpośrednio z jej strony, bo wątpiłem, żeby Shinigami, która dopiero co ukończyła akademię mogła jakoś specjalnie mnie uszkodzić, chociaż… Nie powinno się lekceważyć przeciwnika. W jej oczach czaiło się coś, co o tym przypominało.
A soldier on my own, I don’t know the way
– Jak mnie tu znalazłaś? – Sam fakt, że mnie wytropiła był alarmujący. Użyłem własnej roboty specyfiku maskującego moje reiatsu, zadbałem też o rozprzestrzenienie wielu plotek na temat miejsca mojego pobytu, a mimo to ona w jakiś sposób mnie znalazła. To wystarczyło, bym oznaczył ją tagiem #groźna. Sposób w jaki ją potraktuję i jej własne intencje – od tego teraz mogła zależeć moja przyszłość. Albo zyskam jej lojalność, zjednując ją sobie, albo będę musiał zamknąć ją w piwnicy, żeby nie wróciła do Soul Society, zdradzić prawdziwe miejsce, w którym przebywam. I będę musiał się liczyć z faktem, że pewnego dnia mogła mi uciec.
– Mam szalenie czuły węch – wyjaśniła z szerokim uśmiechem, naciskając palcem na czubek swojego nosa. – Sprawdzałam wszystkie miejsca w świecie ludzi, w pobliżu których zamieszkują jacyć Shinigami. Założyłam, że nie będziesz dla siebie tak surowy, ani tak ostrożny, żeby wynieść się w jakąś totalną dzicz i pozbawić się możliwości kontaktu z własną rasą. Długo mi to zajęło, ale w końcu wywęszyłąm twoje reiatsu! – Rozłożyła ręce w geście „ta dam!” i z ciekawością zaczęła rozglądać się po moim sklepie. – Czym tu handlujesz? Oprócz używek dla dzieci? – Wzięła w palce cukierka z samoobsługowych stanowisk, chwilę przyglądała mu się krytycznie i rozpakowała, zanim jednak wrzuciła go sobie do gardła, powstrzymałem ją, łapiąc za nadgarstek.
– To tylko wygląda na coś, co może uszkodzić jedynie zęby, ale jeśli nie chcesz, żeby wypaliło ci żołądek, lepiej to odłóż, dziecino. – Kiedy mnie posłuchała, pociągnąłem ją na zaplecze i zaprosiłem, by usiadła do stołu. Zamierzałem zaproponować jej herbatę, ale po uważnym otaksowaniu jej wzrokiem, stwierdziłem, że dziewczyna nie należy do tego typu Shinigami, którzy piją popołudniu herbatki, poszedłem więc po sake. Ledwo zdążyłem jej polać, a ona wypiła wszystko duszkiem, jakby to była lemoniada i podsunęła mi osuszoną szklankę z powrotem pod butelkę. Uprzejmie polałem jej raz jeszcze, a wtedy Ikari pozwoliła mi usiąść i sama również rozsiadła się wygodnie na krześle, zakładając nogę na nogę. – Czyli mówisz, jesteś utalentowana w wyczuwaniu reiatsu… – podjąłem temat.
– Tak. Też. Trochę pomagała mi Hiyori. W zasadzie to z jej powodu tu jestem.
No tak. Wiedziałem, że ta mała blond diablica mi nie odpuści nawet po tym, jak nasze drogi się rozeszły.
– Mam nadzieję, że nie przybyłaś tu, żeby dokonać w jej imieniu jakiegoś aktu zemsty lub czegoś w ten deseń?
Zaśmiała się, pociągając łyka ze szklanki. Zauważyłem, że bez przerwy niecierpliwie kiwa w powietrzu stopą.
– Raczej nie. Właściwie… – zawahała się, zerkając na mnie z zastanowieniem, jakby wahała się, czy może mi zaufać na tyle by powierzyć mi jakąś tajemnicę.– Zasadniczo od pewnego czasu już się nie przyjaźnimy. Pokłóciłyśmy się.
– Normalnie nie wtykałbym nosa w cudze sprawy, pytając: "o co", ale wierzę, że mówisz mi o tym po to, abym zapytał.
Znów się uśmiechnęła, tym razem jednak uśmiech nie sięgnął jej oczu, które pozostały gniewne.
– Ona uważa, że jestem głupia, a ja uważam, że to jej brakuje piątej klepki.
– Czyli, można by rzec, klasyk – westchnąłem. – Był jakiś specjalny powód, dla którego obie uznałyście, że jesteście od siebie mądrzejsze?
– Hiyori mnie wkurzyła, bo ciągle narzeka na to, co jej się przytrafiło, więc powiedziałam jej o tym, że powinna się cieszyć, że jej zazdroszczę, że zyskała moc, że ja też bym chciała. A ona stwierdziła, że nie mam mózgu, skoro mówię takie rzeczy, no to wtedy spytałam…
The sound of iron shocks is stuck in my head,
The thunder of the drums dictates
– A jak myślisz, czemu szukam Urahary, głupia krowo?!
Nawet nie wiem kiedy sięgnęłam do rękojeści zanpakuto, ale wyciągnęłam je tylko do połowy. Dźwięk stali ocierającej się o pochwę oprzytomnił nieco moje zalane złością zmysły. Puściłam rączkę, a katana z powrotem wsunęła się do środka. Sarugaki zatrzymała się gwałtownie. Miałam wielką ochotę zignorować ten fakt i iść dalej, zostawiając ją na środku chodnika. Zatrzymałam się jednak, może dlatego, żeby się z nią skonfrontować i pozbyć się palącego mnie gniewu.
– Szukamy go, żeby Rada dobrała mu się do dupy – odpowiedziała, mrużąc podejrzliwie brązowe oczy. – Żeby odpokutował za to, co nam zrobił.
Sapnęłam z irytacji.
– Podchodzisz do tego zupełnie jak ci kretyni z Rady. Nie zamierzam wydać go w ich łapy, gdy już go odnajdziemy. Cały trud poszukiwań poszedłby na marne.
– To co, według ciebie on zasługuje na jakiś pieprzony medal?! – Hiyori doskoczyła do mnie, biorąc w garść przód mojego kosode. – Za TO?!
Jej rozwścieczoną twarz zaczęła łatać maska. Przyglądałam się temu, jak zajmuje połowę jej twarzy z obojętną miną, chociaż wewnątrz odczuwałam niepokój. Wiedziałam, że mogłaby mnie teraz rozgnieść na chodniku jedną ręką. Ale mimo wszystko nie zamierzałam ani zmieniać zamiarów, ani kłamać na ich temat.
– Tak, Hiyori, myślę, że to przełomowe odkrycie. Przekonasz się o tym, kiedy dzięki tej mocy ocalisz swoje życie. – Nie okazując, że się boję, odgarnęłam z jej twarzy blond kosmyk, który wyrwał się z jednego kucyka Visoredki. – Chcę, się stać taka, jak ty. Dlatego szukam Kisuke.
Chyba nie spodobało jej się cos w wyrazie mojej twarzy, bo odskoczyła ode mnie, jakby ten dotyk ją sparzył. Maska prysła, odsłaniając malujące się na jej twarzy niedowierzanie.
– Jesteś szalona… – wyszeptała, a ja zdałam sobie sprawę, że się uśmiecham. – Nie masz pojęcia, z czym to się wiąże..
The rhythm of the falls, the number of deads
The rising of the horns, ahead
– To ty jesteś głupia, jeśli przeklinasz taką moc. Też ją zdobędę i pokaże ci, jak z niej należy zrobić użytek. – Odwróciłam się, wznawiając marsz.
– W takim razie sama sobie szukaj tego dziada – wrzasnęła, nie doganiając mnie. – Nie pomogę ci w tym!
Wzruszyłam ramionami, idąc dalej sama i odwracając się przez ramię.
– To chociaż nie przeszkadzaj – posłałam jej najmilszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
– Znajdę go przed tobą, zanim narobisz głupot!

– Jak widać, na szczęście jestem pierwsza. – Ikari na moment rozłożyła ramiona, prezentując swoją osobę, a potem trzasnęła pustą szklankę o stół i posłała ją po blacie w moją stronę. Złapałem ją, zanim przechyliła się przez krawędź i zacisnąłem na szkle palce. Nie w głowie były mi teraz zasady gościnności. Nie odrywałem oczu od Ikari i zastanawiałem się, czy dziewczyna ma po prostu wypaczony charakter, żeby stroić sobie tak zmyślne żarty, czy może rzeczywiście jest stuknięta.
– Ty mówisz poważnie – ustaliłem wreszcie, kiedy wyraz jej twarzy nie zmienił się ani o jotę i nikt nie wyskoczył z transparentem „Robimy sobie z ciebie jaja, Urahara!”. Mimo wszystko miałem ochotę się zaśmiać. Z głębokim westchnięciem ściągnąłem z głowy kapelusz, położyłem go na stole i miętoląc jego ranty, zastanawiałem się, jak mam wytłumaczyć tej Shinigami, że to, o czym myśli to istny obłęd, nie mówiąc już o tym, że trafiła pod zły adres. – Hiyori miała rację.
Ikari prychnęła.
– Nie udawaj mi tu teraz praworządnego! – Zerwała się z krzesła, uderzając otwartymi dłońmi o blat. – Eksperymentowałeś na grupie wysoko ustawionych Shinigami bez ich zgody, a teraz udajesz, że masz opory w stosunku do dziewczyny, która ledwo co ukończyła akademię i sama się o to prosi?!
– Powtarzałem to już setki razy ostatnimi czasy i przykro mi, że nikt mi nie wierzy i że muszę to znów powtórzyć, więc słuchaj uważnie, bo więcej razy już tego nie powiem: to nie ja, nie mam nic wspólnego z tworzeniem hybryd Shinigami i Hollowów. To sprawka Aizena.
Jej usta wygięły się w cynicznym uśmieszku. Oczywiście, ona też mi nie uwierzyła.
– Słuchaj, Kisuke, chyba nie wyraziłam się dość jasno. Mnie nie obchodzi, jak bardzo nielegalne było to, co zrobiłeś. Nie interesuje mnie, czy jesteś winny czy nie, czy to było dobre, czy złe, więc nie musisz mi się tłumaczyć.
– Jedyne co próbuję ci wytłumaczyć, to że nie mam nic wspólnego z tworem, jakim są Visoredzi, więc nawet gdyby zależało od tego moje życie, nie mógłbym spełnić twojej… niedorzecznej prośby.
– Proponuję więc, żebyś wyobraził sobie, że od twojej odmowy rzeczywiście zależy twoje życie, bo nie zamierzam jej zaakceptować. – Zacisnęła w pięści oparte o stół dłonie, drapiąc paznokciami po drewnie. – Nie wyjdę stąd, dopóki się nie zgodzisz, a musisz wiedzieć, że podzieliłam się wiedzą na temat miejsca twojego pobytu z pewną lojalną mi osobą, która pójdzie z tym do Rady, jeśli nie wrócę do wieczora.
– Próbujesz dać mi do zrozumienia, że uwięzienie cię nic mi nie da, tak? A może zwyczajnie blefujesz?
– Nie jestem aż tak głupia.
– A jednak głupia na tyle, by przyjść do kogoś, kogo uważasz za winnego zbrodni i nie założyć, że mógłbym cię po prostu zabić i do wieczora zorganizować sobie nową kryjówkę.
Myślałem, że zbiję ją nieco z tropu, podsuwając jej taki tok rozumowania, ale ona tylko się roześmiała i znów opadła na krzesło, zakładając nogę na nogę i wesoło podrygując stopą, spojrzała na mnie znad złączonych czubków palców.
– Chcesz mnie wystraszyć, rozumiem. Tyle, że zapominasz, że dobrze znam się z Sarugaki. Opowiadała mi o tobie. O badaniach, które prowadziłeś w swoim gabinecie. Powiedz, po co mnie zabijać, skoro można na mnie eksperymentować? – Ponieważ nie uzupełniłem jej szklanki, Ikari wychyliła się przez stół i złapała butelkę. Odkorkowała ją i pociągnęła kilka łyków prosto z gwinta. – Nie jesteś mordercą, Kisuke. Jesteś naukowcem. I leniem. Wolisz się mną zająć, żebym trzymała dziób na kłódkę, niż wynosić się z tego przytulnego gniazdka, które tu sobie uwiłeś. – Rozejrzała się po pokoiku. – I zrobisz to, bo twoje spragnione badań serce, aż się ku mnie wyrywa, czuję to.
Zamarłem. Przecież miałem odwieść ją od tej głupoty. To ja miałem przekonać ją. A tymczasem ta mała wiedźma mnie przejrzała. Rzeczywiście targnęła mną pokusa, gdy tylko usłyszałem w jakim celu przyszła. Oczywiście, nie popierałem tego, co zrobił Aizen, w życiu nie ośmieliłbym się na taką samowolną ingerencję, nawet w celach naukowych. A jednak w pewien sposób podziwiałem wynik tych badan. A teraz ta niebieskowłosa przychodzi tu do mnie i w zasadzie sama kładzie mi się na stole, wkładając mi skalpel do ręki.
Przygryzłem wargi, a ona uśmiechnęła się promiennie i napiła się sake. Wiedziała, że ma mnie w garści. I to wcale nie dlatego, że wystraszyłem się, że mnie wyda. Wyglądało na to, że Ikari Jaggerjack nie była podstawiona przez Radę. Zresztą, słyszałem, że ta dziewczyna nienawidzi porządku panującego w Seireitei, więc wątpiłem nawet w to, czy faktycznie istnieje ten jej tajemniczy, poinformowany o wszystkim nakama. Sporo ryzykowała, przychodząc tutaj, a ja sporo zaryzykuję, nie unieszkodliwiając jej i nie uciekając gdzie pieprz rośnie, ale mieliśmy  mniej więcej tyle samo do stracenia.
From the dawn of time to the end of days
I will have to run, away
Jeszcze przez chwilę ze sobą walczyłem.
– Szlag! – Poddałem się w końcu, odsuwając się na krześle od stołu. Podszedłem do Ikari, która znowu pociągała zdrowo z flaszki, chcąc najwyraźniej opić odniesione nade mną zwycięstwo. Zabrałem jej butelkę, a ona oblała się alkoholem i zaklęła szpetnie. – Wybacz, ale obiekt, na którym mam pracować, powinien pozostawać w trzeźwości.
Cyjanowe oczy wypełniły się przerażeniem.
– Żartujesz, prawda?
– Odniosłem wrażenie, że jesteś gotowa na poświecenia dla dobra nauki – zakpiłem, korkując butelkę i odstawiając ją na półkę poza zasięg chciwych łap Ikari. – Poza tym, jeśli mamy widywać się częściej, nie mogę pozwolić, żebyś opróżniła mi piwnice.
– Ale swoje, jak sobie przyniosę, to mogę wychlać, prawda? – Patrzyła na mnie tak błagalnie, jakby umierający z głodu z zamiarem wyżebrania kromki chleba. I ja śmiałem podejrzewać ją o udział w jakieś konspiracji?
– Twojemu ciału wystarczą uszkodzenia powstałe w wyniku skutków ubocznych, więc nie musisz jeszcze sama sobie dokładać i psuć sobie wątroby.
– Och, tylko o to chodzi? – Podrapała się po potylicy, burząc sobie fryzurę, szczerząc się i mrużąc oczy ze szczęścia. – To kiedy możemy zacząć?
I’m waiting for the call, the hand on the chest
– Trochę to potrwa. Muszę przeprowadzić odpowiednie badania, zebrać materiały… Co prawda zastanawiałem się nie raz, w jaki sposób Aizen osiągnął taki efekt, ale tylko sobie teoretyzowałem, a teraz będę musiał wziąć się za to na poważnie, zanim przetestuje na tobie to, co… – Urwałem, widząc, że jej zmrużone oczy teraz wyrażały politowanie.
– A ty dalej swoje? Chyba już udowodniłam, że nie przybyłam tu cię oceniać.
– A ja chyba udowodniłem, że wpasowuję się w schemat, w którym mnie zamknęłaś – nie jestem zbrodniarzem. Visoredzi to pomysł Aizena. Żeby zrozumieć, jak ich stworzył, będę musiał zacząć badania. Prawdopodobnie wiąże się to z wizytami w Hueco Mundo, żeby poznać środowisko Pustych i… Uwierz mi, że wolałbym się z tym i tobą przy okazji uporać o wiele szybciej, ale wydaje mi się, że zajmie mi to co najmniej pół roku.
Tym razem Ikari patrzyła na mnie czujnie spod ciemnych, zmarszczonych brwi i powagi nie odbierały jej nawet wypieki, które pojawiły się na jej policzkach pod wpływem wypitego sake.
– Czyli to naprawdę nie ty. – W tej jednej chwili jej głos zabrzmiał tak poważnie, że przeszyła mnie myśl, czy ona czasem rzeczywiście nie została nasłana tu, by dostarczyć dowodów o mojej winie lub niewinności. Jeśli tak, była świetną aktorką, a ja… Mógłbym wrócić z banicji. Jednak po chwili twarz Ikari wróciła do normalnego, pijackiego wyrazu, a cień nadziei, jaki miał czelność wkraść się w moje serce, natychmiast się ulotnił. – Powiem Hiyori. Wszyscy Visoredzi są strasznie na ciebie cięci, wiesz? Lepiej, żeby nie dorwali cię, jak będziesz mi grzebał w bebechach, czy jak tam zamierzasz wkomponować we mnie tego Hollowa.
– Właściwie… – Dopiero teraz doszło do mnie, że powinienem zadać te pytanie na początku, zanim jeszcze zgodziłem się uczestniczyć w tym szaleństwie. – Dlaczego tego chcesz?
– No jak to, dlaczego. – Wzruszyła ramionami jakby odpowiedź była oczywista. – Chcę być silniejsza. Chcę się dobrać do dupy wszystkim swoim wrogom i nie chcę, żeby spuścili mi przy tym wciry.
– Dlatego zamierzasz dzielić się ciałem z jakimś demonem?
– Mam silną osobowość, poradzę sobie. Poza tym widziałam, do czego są zdolni Visoredzi. Pragnę nowej mocy, a ty chcesz poeksperymentować. Możemy sobie nawzajem zrobić przysługę, więc… Czemu nie?
No właśnie. Czemu. Coś jednak mówiło mi, ze to się źle skończy, jednak ignorowałem to przeczucie, zagłuszałem je skutecznie zapałem do rozpoczęcia badań. Ikari zaczęła się zbierać, wstała z krzesła już za drugim podejściem i odwróciła się do mnie, będąc już przy drzwiach.
– Tylko żebyś mnie nie wyjebał, chłopcze. – To jak mnie nazwała sprawiło, że szeroki uśmiech, od którego jej oczy znów zamieniły się w cienkie szparki, wydawał się dużo bardziej niebezpieczny, niż wesoły. – Bo nie tylko obsmaruje ci dupę przed Radą, ale jeszcze pójdę z tym do Aizena i chociaż nienawidzę tego lokowanego sukinsyna, poproszę go o to samo i zostanę u niego na służbie, a chyba nie chcemy tego, żeby ten gnojek rósł w siłę, prawda?
Pokręciłem na nią głową.
– Jesteś niesamowita z tymi twoimi argumentami. Brzmią jak prawdziwe, chociaż są wyssane z palca.
– Słucham?
– Skoro ty poznałaś się na mnie, ja też poznałem się trochę na tobie. Coś mi mówi, że ty byś się nie zniżyła do usługiwania komuś, kogo nie znosisz, bez względu na to, czy to Aizen czy Rada. Nie mogłabyś się powstrzymać, żeby nie rozszarpać im gardła w pierwszym przypływie gniewu. – Kąciki jej ust na moment opadły. – Nie powiedziałaś nikomu, dokąd idziesz, prawda?
Nie opowiedziała. Znów się uśmiechnęła, tym razem bardziej tajemniczo. Jej oczy błysły jakiś rodzajem gotowości na wszystko.
I’m ready for the fight and fate
– Więc znajdź mi takiego Pustego, z którym się dogadam. Niech nie znosi wszystkich za mnie, podczas gdy ja będę się w spokoju na wszystkich gniewać  – powiedziała na odchodne i znikła za drzwiami, a ja zostałem sam, z głową pełną myśli.

– Nikomu nie zrobiłem krzywdy – powiedział Urahara po długiej chwili milczenia. – Przynajmniej nie umyślnie.
Cichy śmiech Aizena kpił z jego wyznania.
– Jesteśmy tacy sami, Kisuke. Oboje pragniemy tego samego. Rozwoju.
– Nie. Ty pragniesz przede wszystkim władzy, a ja nie dążę do celu po trupach.
– No, tu też bym się sprzeczał. Ale porzućmy te budzące waśnie tematy. Miałeś mnie o coś zapytać.
– Te pytanie bardzo mocno wiąże się z… tymi tematami.
– Niech zgadnę. – Gdyby miał wolne ręce, pewno właśnie podparłby podbródek na jednej z nich. – Chodzi o tego Pustego, prawda?
– A więc byłeś tam wtedy.
– Nawet jeśli nie osobiście, chyba nie myślisz, że pozostawiłem pustynię bez patrolu. – W głosie Sosuke pobrzmiewało echo jego minionej potęgi. – Zakazałem cię atakować, bo byłem ciekawy, co kombinujesz. Przyglądałem się twoim polowaniom na Pustych. Trudno pojąć ich żywcem. Ale tobie się udawało. Nie raz. Wypuszczałeś co słabsze twory, jakbyś nie miał serca ich zabić od razu. Likwidowałeś tylko tych, którzy atakowali ciebie. Tak, wiem o wszystkim. Wiem, że któregoś dnia w końcu jeden z nich przyszedł do ciebie sam.
– Nie – zaprzeczył Urahara. – Złapałem go.
– Myślisz, że go złapałeś. Moi szpiedzy mieli na uwadze nie tyko ciebie i twoje działania. Obserwowałem co silniejszych z Hollowów. Od dawna miałem na uwadze tego kolorowego adjuhasa. Dobrze się zapowiadał. Chciałem wciągnąć go do swojej armii, chciałem, żeby był Arrancarem, może nawet członkiem Espady, gdyby tylko potwierdził moje przypuszczenia, ale…
I want to feel the pain and the bitter taste
Of the blood on my lips, again
– Ale co? – Nie wytrzymał Toshiro, gdy Aizen przeciągnął cisze poza granice jego cierpliwości. Do tej pory się nie odzywał, chociaż domyślił się, o jakim Pustym rozmawiają.
– Ale Kirai mi odmówił.
– Kirai? On tak się nazywa? – To pytanie Hitsugaya zadał Uraharze. – Nie no, kuźwa, chwileczkę. Serio? Ikari i Kirai? I to ci się nie wydawało podejrzane?
– Teraz mi się wydaje. – Gdyby ciemność się przerzedziła, wyczekujący wzrok Kisuke wierciłyby dziurę w twarzy Sosuke. – To co najmniej dziwne. – Czy wy ciągle wierzycie w dewizę, która była modna jakiś czas temu? – westchnął ciężko Aizen. – Że wszystko jest moim planem?
– W sumie… Parę dni temu wjechałem w gówno na rowerze i też przez chwilę zastanawiałem się, czy to ty za tym nie stoisz.
– Masz rower? – Hitsugaya zmarszczył brwi. – I umiesz na nim jeździć?
– Ktoś czasem musi skoczyć na targ, żeby uzupełniać asortyment. Prowadzę sklep, jakbyś zapomniał.
– Ale chyba nie warzywniak.
– Nie, ale nie uwierzysz jak bardzo zgniłe pomidory odstraszają chciwe łapska moich pseudo klientów, którzy wynieśliby mi na zeszyt pół sklepu, więc chowam w nich co droższe z towarów.
– Czy jestem wam jeszcze do czegoś potrzebny? – ziewnął Aizen. – Bo rozmowy na temat marketingu możecie prowadzić bez mojego udziału.
– Bo co to w ogólne ma znaczyć, że jakiś Pusty ci odmówił? Mam w to uwierzyć? Że zostawiłeś go samemu sobie?
– Nie zrobiłbym tego. – Sosuke znów na chwilę zawiesił głos. – Wstyd się przyznać, ale ten Pusty mnie przechytrzył. Zabił posłańca, którego wysłałem do niego z propozycją i zanim się o tym dowiedziałem, zwiał z tobą, Kisuke.
– Albo wiedział, że twoje propozycje są nie do odrzucenia, albo to ty go do mnie przysłałeś.
– A po co? Wiedziałem, że jest silny. Chciałem go u siebie, a  nie żeby służył twoim eksperymentom hollowfikacji.
– Czyli on sam podjął to ryzyko, tak? Zamiast pozwolić ci zerwać sobie maskę i stać się Arrancarem, dobrowolnie do mnie przyszedł, żeby dalej wieść pasożytniczy tryb życia?
– Nie mówiłbyś o tym z taki powątpiewaniem, gdybyś obserwował go chociaż w połowie długo, jak ja. Kirai to skomplikowana natura, nawet jak na Hollowa. I dlatego tu jesteś. Zauważyłeś to i zaniepokoiło cię to. Trochę po niewczasie co prawda, więc nie wiem, czy stwierdzenie ‘lepiej późno niż wcale’ będzie miało tu zastosowanie. Ale opowiem ci o nim, bo fakt ze tu jesteś świadczy, że on zaczyna rozrabiać, a mam do niego osobiście żal, iż wolał porzucić Hueco Mundo, niż przyłączyć się do mnie. Ale on już taki właśnie jest. Wiesz co oznacz jego imię, prawda?
– Nienawiść.
– Tak, mniej więcej, tak.
– Ikari, Kirai, gniew, nienawiść… Ciągle mówimy o zbiegu okoliczności?
– No proszę, nawet nasz mały kapitan zaczyna coś kapować. No właśnie, dziwne, prawda? Że pani kapitan Gniew połączyła się z Hollowem, którego domeną jest nienawiść… Nie, to nie był przypadek. Znasz mit o Iris? Była siostrą harpii, boginią tęczy. Czy wygląd Kiraiego nie wydaje ci się z tym powiązany? Do tego dochodzi jeszcze stary mit o tym, jak bogini poszukiwała ósmego koloru tęczy. Popadła przy tym w obłęd i wreszcie znienawidziła kolory. Każdemu z nich przypisała jeden grzechów głównych i na znak, że odcina się od życia jakie wiodła, przywdziała czerń i to ona sama stała się ósmym kolorem. I ósmym grzechem głównym. Tak podsumował ją Nowy Bóg, zanim Iris spróbowała go zabić. Legenda związana z tym mitem głosi, że kiedy odziana w czerń Iris przywoływała swój tęczowy atrybut, złożony z siedmiu kolorów i siedmiu grzechów – nikt nie wie w jakiej formie się on objawiał, jedne podania mówią o tym, że walczyła siedmioma różnymi broniami, inny, że służyło jej siedem demonów – zyskiwała wielką moc. Burząc swoim grzechem i czernią harmonię siódemki, powodowała chaos, który pożerał świat. – Aizen wziął wdech i kontynuował: – Wydaje mi się, że Kirai w dużym stopniu jest świadomy tego mitu. Nie wierzę, żeby był wcieleniem Iris, ale… Nie pozostał obojętny na fakt, że ktoś szuka Pustego dla Gniewu. A kiedy już dał ci się złapać, czy nie wspomniałeś mu, o który odział chodzi?
– Opowiadałem mu o Ikari. Miałem… Chciałem, żeby Pusty, którego z nią połączę był… Żeby z nią współpracował.
– Zdaję się, że Kirai był więcej niż gotowy do współpracy w momencie kiedy usłyszał – Ikari i ósmy oddział. Gniew i ósemka mają dla niego znaczenie tak jak dla nas ulubiona piosenka albo porzucone za młodu marzenia. Ale… Jeśli w przyszłości pojawia się możliwość, żeby zrealizować stary plan…
– Co masz na myśli?
– Mamy gniew i nienawiść. I mit o ogarniętej obłędem bogini tęczy, przedstawianej na wielu starożytnych rycinach jako postać ze skrzydłami. No i mamy liczbę osiem. Zdaję się wiec, ze brakuje jeszcze sześciu składników.
– Myślisz, że…
– Tak. Myślę, że Kirai nie dołączył do mnie bo ma własny plan na zdobycie dla siebie mocy.

– Wierzysz mu? – Toshiro Hitsugaya osłaniał dłonią czy, które po długim przebywaniu w ciemnościach powoli przystosowywały się do dziennego swiatła. Wraz z Uraharą oddalali się spiesznie od więzienia, jako że jeden z nich przebywał tu bez wiedzy Centrali.
– Hm. Ta historia Kiraiego… Wydaje się być całkiem logiczna, chociaż…
– Mówie o tym, czy wierzysz, że to nie on wysłał do ciebie wtedy tego demona.
– Hm.
Toshiro westchnął.
– Ciągle nie wiem po co mnie tu ze sobą wziąłeś. Ok, sam nie mogłeś załatwić pozwolenia na to widzenie i wiedziałeś, że Kyoraku zgodzi się, żebym zszedł do Muken bez obstawy, ale założę się, że tak naprawdę mógłbyś sam się tu przedostać i nie byłem ci do niczego potrzebny.
– Hm.
Po kolejnym chrząknięciu Toshiro miał ochotę zacisnął dłoń na gardle sklepikarza, żeby wyrzęził się jeszcze jeden, ostatni raz, na śmierć. Ale wtedy przypomniał sobie znaczące „Och” Aizena i stanął jak wryty.
This deadly burst of snow is burning my hands
Urahara również sie zatrzymał, patrząc na Hitsugayę spod pasiastego kapelusza.
– Chciałeś mnie sprawdzić. Dlatego mnie tu przyprowadziłeś. Myślałeś… – Dłonie kapitana zacisnęły się w pięści. – Myślałeś, ze współpracuję z Aizenem?! – Jego pięści zadrżały. – I co?! Jak wypadłem podczas twojej informacji?!
– Nie gniewaj się, Toshiro. – Kisuke nasunął kapelusz głębiej na czoło, tak że teraz rant zasłaniał mu oczy. – Ktoś kontaktuje się z Sosuke i być może pomaga mu wciąż snuć intrygi. To ten sam ktoś, kto działa na szkodę Ikari i chce się jej pozbyć z Seireitei. Chciałem zobaczyć, jak będziesz zachowywać się w obecności Aizena, żeby pozbyć się wątpliwości.
– I co, jestem czysty? – prychnął Toshiro i wznowił marsz. – To że nie lubię tej niebieskowłosej jędzy nie znaczy jeszcze, że jestem w zmowie z Aizenem.  Tak w ogóle to słyszałem, ze ty sam handlowałeś tą zołzą z Espadą.
– Hm, powiedzmy, ze wtedy blefowałem. I robiłem to ze zgoła innych pobudek niż ten kto próbuje jej teraz zaszkodzić.
– Chryste. – Tosiro kopnął leżący na drodze kamyk. – Czy oprócz mnie masz jeszcze jakieś podejrzenia?
– No cóż, wydaje mi się, ze najpierw trzeba sprawdzić tych, którzy oficjalnie okazują Ikari niechęć.
– Aha. Czyli zamierzasz przesłuchać osiemdziesiąt procent Społeczeństwa Dusz, tak?
– A przychodzi ci na myśl ktoś konkretny?
–Nie, ale to wcale nie musi być osoba, która obnosi się ze swoją antypatią… Może wręcz przeciwnie udaje pełnego oddania, lojalnego…
Toshiro drugi raz w przeciągu kilku miut zatrzymał się jak wryty. I to samo zrobił Urahara.
– O kim myślisz? – zapytał sklepikarz, tym razem wywijając rant.
– Zanim ci powiem, muszę o coś zapytać Ikari. W przeciwieństwie do ciebie, nie lubię rzucać bezpodstawnych oskarżeń.
– Moje oskarżenia wcale nie były bezpodstawne! Wielokrotnie groziłeś Jaggerjack śmiercią w mojej obecności!
– Umknęło ci tylko, ze robiłem to wyłącznie wtedy, gdy ona groziła mi – warknął Toshiro. – Powiedz mi lepiej, czy… Czy Ikari naprawdę jest Visordem?
– Hm…

Ikari zdążyła awansować na trzeciego oficera, nim moje badania wreszcie przeszły fazę wstępną, a zanim znalazłem jej Hollowa była już oficjalnie nominowana na stanowisko vicekapitana. Wszystko przebiegło tak, jak to sobie wyobrażałem. Nie było komplikacji. Nie było fazy wyparcia. Myślałem, że mi też udało się stworzyć Visoreda. Do czasu, kiedy któregoś dnia w końcu wszystko runęło.
Tym razem nie otworzyła drzwi do niego kopniakiem. Chyba nawet nie miała siły nacisnąć na klamkę. W końcu zwróciłem uwagę na dziwny odgłos drapania i podszedłem do drzwi.
– Yourichi, doprawdy, przecież mogłaś wejść oknem, zawsze zostawiam ci otwarty lufcik…
Ale kiedy je otworzyłem, nie zobaczyłem czarnej kotki, którą spodziewałem się ujrzeć. W progu stała Ikari. A raczej słaniała się na nogach. Chabrowe włosy wisiały w strąkach, zasłaniając jej twarz, a kiedy podniosła z trudem głowę, wystraszył mnie ziemisty, niezdrowy kolor jej zapadniętej twarzy. Jednak jeszcze bardziej zaniepokoiłem się widząc lewe oko Hagane, w którym wirowały barwy, na zmianę zwężając i rozszerzając źrenicę.
I can’t remind your eyes, your face
– U–ra–hara… – Głos miała zbyt słaby, by zdobyć się na coś więcej. – Niedobrze… mi.
Ledwo zdążyłem się odsunąć, a ona upadła na kolana i zwymiotowała. Kolorowymi piórami. Doskoczyłem, by zamknąć drzwi i spostrzegłem na nich długie, głębokie wyżłobienia, jak po śladzie pazurów. Przeniosłem ją z podłogi na materac, ale kompletnie nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc.
– Ikari? Próbowałaś użyć mocy Pustego?
Słabo, ale skinęła głową.
– I co się stało?
– Zakręciło mi się w głowie. A potem…
Pokazała mi lewą dłoń. Teraz obrośniętą czerwonymi szponami. Jej kosode odchyliło się przy tym i w nozdrza uderzył mnie swąd palonej skóry. Na jej dekolcie zobaczyłem znamię, jakby wgłębienie, które bezustannie syczało, pogłębiając się.
– Co mi jest? – zapytała drżącym głosem. – Czym ja jestem?
– Nie wiem… Na pewno nie jesteś Visoredem. Jesteś… Sam nie wiem, Ikari.