piątek, 1 kwietnia 2016

18. KREW NA HORYZONCIE: I'm so sorry.



Wielkie, wahadłowe drzwi zatrzasnęły się przed nią i została sama, zagryzając wargi, wpatrując się przed siebie z niepokojem. Rozejrzała się dookoła, niemal spodziewając się ujrzeć Renji’ego. To z nim zazwyczaj czekała na tym korytarzu, kiedy kapitanowie gromadzili w sąsiedniej sali, podczas jednego z licznych zebrań, zostawiając swoich poruczników na pastwę nudy. Na szczęście był ktoś, kto potrafił urozmaicić im czekanie.
Zjawiała się na zebraniach jako ostatnia, nie pozwalając nikomu zapomnieć o swojej łatce czarnej owcy. Wiecznie spóźniona kapitan Jaggerjack często zaskakiwała swoją hojnością, wyciągając spomiędzy cycków flaszeczkę sake, z której pociągała łyka na odwagę, po czym oddawała ją w ręce poruczników. Jako, że od zawsze przyjaźniła się Matsumoto, to jej najczęściej dostawała się butelczyna. Te dwie kobiety w zestawieniu obok siebie były dowodem na to, że ktoś, kto rządzi wszechświatem ma poczucie humoru. Obie łase na procenty, obie biuściaste, mogłyby uchodzić za swoje kopie, gdyby nie to, że Rangiku z powodzeniem mogłaby własnym biustem wybić Ikari zęby, a niebieski łeb Jaggerjack przeczył krzykliwie wszelkim podejrzeniom o jakikolwiek stopień pokrewieństwa.
A kiedy Matsumoto zaczęła przyprowadzać ze sobą drugą porucznik, jaką zrekrutował oddział dziesiąty, było do przewidzenia, że ta wkrótce rozpije się wraz z nimi. Do kółka wzajemnej alkoholowej adoracji szybko dołączyli Renji i Hisagi, chociaż oni prócz sake starali się adorować pijące je z nimi kobiety. I tak razem regularnie wszyscy się upijali, budząc się w najróżniejszych miejscach Seireitei, aż w końcu przeżyli wystarczając liczbę przygód, by mocno się ze sobą zaprzyjaźnić, a z czasem do ich paczki dołączyli też Ikkaku i Ayasegawa.
Patrząc teraz na opustoszały korytarz i drzwi, za którymi odbywało się zebranie kapitanów w trybie pilnym, Minako zastanawiała się, gdzie się podziały tamte czasy. Kiedy wszystko wydawało się prostsze, a Ikari nie przyszłoby do głowy, by patrzeć na nią i Renji’ego w podejrzliwy sposób… Tylko że jego tu teraz nie było. A ona, zamiast ruszyć za nim, jak zrobiłaby to kiedyś, zawahała się. Kiedy była gotowa działać, garganta już się zamknęła i teraz stoi tu sama, użalając się nad sobą jak ostatnia…
– Co ty wyprawiasz, Minako?!
About time for anyone telling you all for all your deeds

– No właśnie nie wiem – mruknęła zniechęcona, patrząc w podłogę i powstrzymując się od płaczu.
– Czyś ty zwariowała?! – Toshiro uniósł jej podbródek, nie siląc się na delikatność. Zaskoczona tą brutalnością Minako patrzyła w pełne poirytowania turkusowe oczy. O co mu chodziło? Wyszedł z zebrania, tylko po to, by okazać jej wrogość? – Długo będziesz tu sterczeć? Wszyscy na ciebie czekamy!
Piwne oczy dziewczyny wypełniły się przerażeniem.
– Jezu. Zapomniałam…
– Że też już jesteś kapitanem? – Toshiro pokręcił głową z niedowierzaniem. – Weź się w garść kobieto. Myślałem, że zależy ci na czasie?
Miał rację. Kurosaki nie ociągał się już ani sekundę dłużej. Przeprosiła za spóźnienie, ale nie tłumaczyła się, zajmując przeznaczone dla niej miejsce, tuż obok Unohany. Nie mogła nie zwrócić uwagi, że po jej prawej stronie znajduje się puste tatami, a powinien być tam Kuchiki. Rozejrzała się i stwierdziła, ze prócz niego brakuje też kapitana dwunastego oddziału. Zmarszczyła brwi, ale nie odważyła się zabrać głosu, tym bardziej wchodzić w słowo Kyoraku, który natychmiast po jej przybyciu natychmiast zaczął przedstawiać kapitanatowi, jak wygląda sytuacja.
– …wobec tego chciałbym bezzwłocznie przejść do oficjalnego głosowania w tej sprawie. – Kyoraku nieco podniósł głos, a wszystkie szepty, które miały czelność rozbrzmiewać podczas jego przemowy, od razu ucichły. – Proszę, by rękę podnieśli ci kapitanowie, którzy uważają, że Gotei powinno bezzwłocznie interweniować w tej sprawie; a to oznacza zbrojne wystąpienie przeciw najeźdźcom Hueco Mundo, wśród których znajduje się zbieg z Muken, Aizen Sosuke i wsparcie jego obecnego króla, byłego Szóstego Espady, który, chciałbym przypomnieć, przez ostatnie miesiące współpracował z nami w misji zwiadowczej w świecie ludzi…
– A jeszcze wcześniej współpracował z wymienionym zbiegiem, Aizenem – wtrąciła Sui-Feng, znosząc dzielnie gromiące ją spojrzenie wszechkapitana. – To ja bym z kolei chciała przypomnieć.
– Och, daj spokój – żachnął się Kensei. – Akurat on jeden z całej tej bandy espadowych popaprańców, miał serdecznie w dupie Aizena i jego rozkazy.
– Co tylko potwierdza, że on nie wie, co znaczy lojalność i nikt nam nie obieca, że pewnego dnia nie zwróci się przeciwko nam, mimo, że mu teraz pomożemy – nie ustępowała Sui-Feng.
– Przypominam, że w rękach wroga jest jedna z naszych kapitan, jakbyś nie zauważyła, że brakuje tutaj Jaggerjack, Sui – głos zabrał Toshiro, mierząc kapitan drugiego oddziału lodowatym spojrzeniem.
– Dla mnie to osobiście nie jest żaden argument – podchwycił Rojuro. – Słyszałem, że niedawno przesłuchiwała ją rada, a potem nagle znikła i ona, i Aizen… – Rojuro popatrzył na swoje paznokcie, po czym zaczął je polerować, pocierając nimi o swoje haori. – Delikatnie jak dla mnie podejrzana sprawa… No i to jej nazwisko. Mówi samo za siebie. Pomagać jej, to jak pomagać Espadzie…
– Serio, Roj? Po tym wszystkim, co sami przeżyliśmy, chcesz zostawić kogoś na pastwę Aizena? Myślałem, że czegoś cie to nauczyło, ale najwidoczniej stałeś się nielojalnym dup… – zaczął się bulwersować Kensei, ale nie dane mu było dokończyć.
– DOŚĆ! – zagrzmiał Kyoraku, rozglądając się ze złością po kapitanach.
No sign the roaring thunder stopped in cold to read

Rzadko widywali go rozgniewanego, bo Shunsui z zasady nie tracił nad sobą panowania, co tylko podkreśliło teraz powagę sytuacji.
– Niepotrzebne są nam teraz te czcze dyskusje! Nakreśliłem jasno, jak wygląda nasze położeni, każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie poprzez podniesienie lub nie podniesienie ręki! Nie mamy teraz czasu na te słowne przepychanki!
No time!
Zapadła cisza. Kyoraku odczekał sekundę, upewniając się, że nikomu nie wpadnie do głowy kontynuowanie sprzeczki, po czym wskazał ręką na pierwszą, siedzącą z brzegu kapitan drugiego oddziału. Sui-Feng pokręciła przecząco głową i nie podniosła ręki. Kapitan oddziału trzeciego wziął z niej przykład, a Kyoraku skierował wzrok na Unohanę.
– Wiesz, co odpowiem, Wszechkapitanie – zaczęła. Miała bardzo zmartwioną minę. – Zawsze opowiem się za mniejszą stratą w ludziach. Dopóki możemy uniknąć rozlewu krwi, zróbmy to. Stracimy jednego Shinigami, a jeśli ruszymy na wojnę, straty na pewno będą większe – zawiesiła głos i spuściła wzrok. – Jestem przeciwna tej ekspedycji…
– A ja nie! – wyrwała się Minako, jako pierwsza podnosząc rękę najwyżej, jak mogła. – To znaczy, jestem za tym, żebyśmy jak najszybciej ruszyli do piaskownicy… Do Hueco Mundo znaczy – rozejrzała się speszona po poważnych minach kapitanów – no i ten, żebyśmy ruszyli i pomogli, i…
– Rozumiemy – przerwał jej wywód Kyoraku i posłał jej łagodny uśmiech dobrotliwego wujka, po czym spojrzał na puste miejsce obok niej, najwidoczniej nie zamierzając zignorować nieobecności Byakuyi. – Kapitan szóstego oddziału nie odpowiedział na wezwanie. Jego porucznik dopuścił się samowolki i już jest w Hueco Mundo, więc z tych oczywistych przyczyn nie mógł go zastąpić. O karze zadecyduje kapitan Kuchiki, o ile się znajdzie. – Na twarzy wszechkapitana malowało się niezadowolenie.
Kontynuowano głosowanie. Komamura po zastanowieniu dźwignął łapę. Oddziału ósmego nikt nie reprezentował. Kensei podniósł rękę, mrucząc pod nosem coś o tchórzach, którzy porzucają towarzyszy w potrzebie. Toshiro też uniósł dłoń, chociaż nie za wysoko, za to Kenpachi prawie podrapał łapskiem sufit, a szeroki uśmiech na jego twarzy mówił sam za siebie – Zaraki nie mógł się doczekać krwawej jatki, na którą miał nadzieję.
– Niestety nikt z oddziału dwunastego nie odważył się wystąpić w imieniu kapitana Kurotsuchiego…
Drzwi do Sali właśnie w tym momencie otworzyły się szeroko, uderzając skrzydłami o ściany.
– Sekundeczkę – rozbrzmiał głos z jaskrawego światła, które wypełniło przestrzeń między nimi. Widać było jedynie zarys postaci i dwie ręce, oparte na drzwiach. – Zgłaszam się na ochotnika! Zastąpię Mayuri’ego, tak jak i on mnie zastępuje…
Get mine and make no excuses, waste of precious breath
Wszyscy z rozdziawionymi ustami patrzyli na nowoprzybyłego, który teatralnie wzruszył ramionami.
– No co. Myślę, że poradzę sobie z rolą kapitana dwunastego oddziału i nie twierdzę tak bezpodstawnie. – Spod kapelusza błysnął w uśmiechu rząd białych zębów. – Ba, nawet z przyjemnością otworzę dla was gargantę. Czy to oświadczenie wystarczy, czy mam jeszcze podnieść rękę?  
– Wystarczy, Urahara, dziękuję, że zdecydowałeś się wrócić z banicji akurat teraz. – Kyoraku bardzo starał się zachować powagę, ale gołym okiem widać było, że mu ciężko.
– Tak sobie pomyślałem, że spróbuję, pod nowymi rządami i w ogóle. – W dłoni Kisuke pojawił się wachlarz, którym sklepikarz, a były kapitan dwunastki, zaczął się wachlować, zajmując miejsce zostawione dla Mayuri’ego, po czym spojrzał w lewo, na Ukitake. – Przepraszam, Jushiro, chyba ci się wtryniłem w kolejkę, ale proszę, już możesz…
– Niestety popieram zdanie kapitan Unohany – odrzekł Ukitake, nie komentując nagłego pojawienia się niezaproszonego gościa. – Nie powinniśmy narażać oddziałów.
– Rozumiem. Wszystko więc jasne – oświadczył Kyoraku. – Powiedzmy, że sam się wstrzymam od głosu. I tak czeka nas potyczka w Hueco Mundo – ogłosił, nie bez satysfakcji i wstał. – Chciałbym teraz wyznaczyć kapitanów, którzy zbiorą swoich ludzi i ruszą do walki oraz tych, których poproszę o pozostanie w kwaterze głównej, by strzec Seireitei.
Rozległo się zbiorowe mruczenie wyrażające zarówno aprobatę, jak i niezadowolenie i kapitanowie zostali podzieleni. Oddział drugi, trzeci, siódmy i trzynasty miał zostać, a czwórka, piątka, dziewiątka, dziesiątka, jedenastka i dwunastka, zostały oddelegowane na misję do Hueco Mundo. Kyoraku podzielił ich dość sprawiedliwie, zgodnie z czterema głosami na nie, zostawił w Seireitei cztery odziały, resztę wysłał w tren, chociaż zapobiegliwie dokonał odpowiedniej rotacji, nakazując uczestnictwo w misji oddziałowi medycznemu.
– Ogłaszam zbiórkę za piętnaście minut! Weźcie swoich zaufanych ludzi i widzimy się pod kwaterą za dokładnie kwadrans!
No time!
Kapitanowie ruszyli do wyjścia, jedni szybciej, inni wolniej. Okazało się, że w czasie trwania zebrania spora część poruczników dotarła na swoje tradycyjne pozycje, by warować i podsłuchiwać pod drzwiami Sali Obrad. Minako dość dziwnie czuła się po drugiej stronie tego zamieszania, ale prawdziwy dyskomfort poczuła dopiero wtedy, gdy wpadła na Rangiku.
– Wytłumaczycie mi – Matsumoto, podpierając się pod biodra, patrzyła groźnie raz na Kurosaki, raz na Hitsugayę, który ku swemu nieszczęściu również się na nią napatoczył – dlaczego, holender jasna, ja nie wiem o niczym, co tu się wyprawia?!
Toshiro i Minako wymienili zbolałe spojrzenia. Żadnemu z nich nie marzyła się teraz zjebka od Matsumoto.
– To twoja porucznik, wytłumacz jej to. – Minako próbowała się wykpić i dać nogę, ale Tosiek złapał ją za ramię i zatrzymał.
– To twoja przyjaciółka – warknął. – Wytłumacz jej to, po babsku.
Minako westchnęła i odważyła się wreszcie spojrzeć jej w oczy.
– Po drodze, dobrze, Rangiku? Ikari jest w niebezpieczeństwie. Im szybciej…
– Rozumiem. – Matsumoto złapała ich oboje za ramiona i odwróciła w stronę wyjścia. – Więc jazda stąd. Wezwijcie swoich ludzi, czy co tam robią kapitany i robimy stąd wypad.
Kyoraku nie rzucał słów na wiatr. Po upłynięciu dokładnie odmierzonych piętnastu minut, rozejrzał się po zebranych Shinigami i skinął Uraharze głową.
– Kisuke, czyń honory, jeśli łaska.
Urahara ochoczo wziął się do roboty i po chwili przez dziedziniec rozciągała się sporych gabarytów garganta, którą z jednej strony podpierał sklepikarz, z drugiej jego wierna zanpakuto, Benihime.
– Jak długo możesz ją utrzymać? – zapytał Shunsui.
Urahara wzruszyła ramionami.
– Pewno się przekonamy. Ale nie chciałbym wbić do Hueco Mundo ze śladową ilością reiatsu, więc się pospieszcie.
Pierwsi do garganty wskoczyli Madarame i Yumichika. I oni pierwsi polegli.



– Niespodzianka, skurwysyny.
Santa Teresa i Fornicaras zalśniły w blasku sztucznego słońca i wdarły się w ciała dwójki przyjaciół, którzy całe życie walczyli ramię w ramię i teraz ramię w ramię mieli umrzeć.
The sun shines on everyone, everyone love yourself to death
Nnoitrze trafił się Ikkaku. Piąty Espada nabił go na swoje monstrualne zanpakuto i z sadystycznym uśmiechem na szerokich ustach szarpnął za rękojeść, rozpruwając mężczyznę. Z ust Ikkaku potoczyła się krew, jego oczy gasły w zastraszającym tempie. Padł na piach niemal w dwóch kawałkach, już martwy.
Yumichika umierał dłużej, patrząc na śmierć przyjaciela i nie mogąc wydusić ani słowa. Rzęził, nabity na ostrze Szayela, które przeszyło jego krtań i przeszło na wylot gardła. Dławił się własną krwią, osuwając się na kolana pod pełnym zaciekawienia okiem Ósmego Espady, dopóki nie skonał.
– Uwielbiam takie szybkie rozgrywki. – Szayel uśmiechał się radośnie, wyszarpując katanę. – Kto następny?
Odwrócił się akurat na czas, by unieść gardę i sparować cios Kazeshini, które ze świstem wyfrunęło z garganty w formie sierpa. Hisagi, który pojawił się zaraz za nim, szarpnął za łańcuch, łapiąc zanpakuto w dłoń. Przed ciosem Santa Teresy osłonił go Kensei, pojawiając się nagle za jego plecami. Czyjaś ręka wychynęła z czeluści garganty, zaciskając się na gardle stojącego zbyt blisko Gilgi. W ciemności błysnęło złowrogo oko Zarakiego.
– Ty kurwo. Chyba już raz cię zabiłem, a ty masz czelność… – Dopiero teraz zauważył leżące na ziemi ciała. Nnoitra skorzystał z okazji i wyślizgnął się z jego uścisku, porywając z ziemi zanpakuto. Odskoczył, oceniając sytuację. Z garganty wychodziło coraz więcej Shinigami. Szayel walczył z dwoma naraz, odciągając ich od towarzyszy. Nnoitra postanowił zrobić to samo. Kenpachi rzucił się za nim z wściekłym rykiem.
So you gotta fire up, you gotta let go
Kiedy Minako zjawia się na pustyni, miała wrażenie, że trafiła w sam środek piekła. Zewsząd schodzili się Puści, najróżniejszych rang, atakując Shinigami. Jeden z nich natychmiast ruszył na nią. Zrobiła unik, dobywając katany, cięła na odlew, pozbywając się Pustego, ale jego miejsce natychmiast zajął kolejny. Jego też pokonała. Ktoś złapał ją za ramię, panika wzięła górę i niemal obcięła Toshiro dłoń.
– Jezu! Prawie cię… Nie strasz mnie tak więcej!
Dopiero po chwili spostrzegła, że na bieli haori rozkwita coraz większy kwiat krwi, a Toshiro jest bledszy niż zwykle. Krzyknęła, łapiąc go w ramiona.
– Nic mi nie jest… Nic mi nie jest… – mamrotał Toshiro, jego usta siniały. Otoczył ich krąg Pustych, Minako próbowała się podnieść, ale nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Zaczęła się godzić ze śmiercią, ale ta nie nastąpiła. Otworzyła oczy i ujrzała wirującego wokół Zabimaru.
– Renji…
Silna ręka porucznika postawiła ją na nogi, odciągała od ciała Toshiro.
– Już mu nie pomożesz.
Szlochała, ściskając oburącz katanę. Przedzierali się przez Pustych, walcząc plecami do siebie. Minako wymierzała ciosy na oślep, niemal nic nie widząc przez łzy.
– Ikari… A Ikari?
– Nie żyje.
You gotta face up
Jej serce spowiła pustka i apatia. Opuściła broń. Walka nie miała sensu. Nie miała dla kogo walczyć. Obserwowała jak najbliższy z Pustych rozwiera ogromne szczęki, żeby ją pożreć. Renji zniknął otoczony całą ich zgrają. Nie miała zamiaru obserwować, jak jego też traci, ale nagle Pusty przed nią pękł na pół, rozerwany na strzępy przez czarne pazury. Jego truchło rozpadło się na boki, odsłaniając królewski majestat.
Z twarzy Grimmjowa emanowała furia. Ściskał w ręku Panterę, ale chyba o niej zapomniał, rozszarpując wrogów jedną łapą. Ledwo dostrzegł Minako. Kobaltowe oczy omiatały pole walki.
– To moja armia – warczał, rozglądając się dookoła. – To moja arrrrmia!
Jego ryk potoczył się po pustyni, a ci Puści, do których dotarł, nagle zamarli, zwracając się w jego stronę.
you gotta get yours
Grimmjow wskazał pazurem wysoką, łyżkowatą postać, a Puści ruszyli w jej kierunku. Śmiech Szóstego Espady, szaleńczy i przeraźliwie zimny, zabrzmiał w uszach wszystkich i na zawsze zapadł w ich pamięć jako ostatni dźwięk, jaki wydał z siebie Jaegerjaquez. Minako więcej go nie zobaczyła, jeśli nie liczyć widoku ściętej głowy króla, na jaki miała nieszczęście natknąć się już po bitwie. Zapamiętała go tak, jak po raz ostatni go widziała, na wpół obłąkanego pragnieniem destrukcji, które wreszcie go pochłonęło, gdy uwalniał Panterę, rzucając się w wir walki.
You never know the top till you get too low
Minako gdzie nie spojrzała, tam widziała ciała. Wydawało jej się, że widzi też takie o czerwonych włosach, ale zabrakło jej odwagi, by się przyjrzeć. Wolała nie wiedzieć. Wolałaby, żeby głosowanie tak się nie potoczyło, wolałaby nigdy tu nie przychodzić. Wolałaby…
Ruszyła przed siebie, ogarnięta rozpaczą. Byle dalej, dalej od tego zgiełku, nieporozumienia, bólu i strat. Zanpakuto wypadło z jej ręki. Każdy krok wymagał coraz więcej wysiłku, ale nie poddawała się, szła, uciekała, dezertowała, patrząc w dół, w piasek, na swoje stopy, udając, że będzie dobrze.
Ktoś stanął na jej drodze. Ktoś nie za duży, zadzierający głowę, by na nią patrzeć wielkimi, bladymi oczami, które zaczęły zmieniać barwę, aż stały się łudząco podobne do jej oczu. Chłopiec uśmiechał się do niej smutno, wyciągając rękę. Skonsternowana, już miała ją uścisnął, ale zobaczyła, że na ramieniu chłopca spoczywa męska dłoń. Podniosła oczy na tego, który stał za nim.
A son of a…
Tego było dla niej zbyt wiele. Straciła resztki sił. Wszystkie światła zgasły.






________________

The End.

I'm so sorry!