niedziela, 18 maja 2014

3. CZY BOISZ SIĘ ESPADY?: A lost, lost cause. (cz.1)


Minako uciekła z przedpokoju, gdy tylko niebieskowłosa dwójka odwróciła się, by wrócić do środka. Nie chciała, żeby wiedzieli, że im się przyglądała. Mimo to, chyba dostrzegła pełen groźby błysk w kobaltowych oczach, zanim zdążyła odkleić nos od szyby. Chciała schować się w łazience, ale ta okazała się zajęta. Zastukała niecierpliwie w drzwi.
– Czego? – Usłyszała głos brata, więc bezceremonialnie wparowała do środka.
– No ej! – zaprotestował  Ichigo, stojąc przed lustrem i zawzięcie szarpiąc grzebieniem swoją pomarańczową czuprynę.
– Posuń się, ułomie. – Minako spróbowała wypchnąć go w głąb łazienki, stukając go z bioderka, ale Ichigo się zaprał, skubany, by nie stracić kontaktu z odbiciem.
– Coś się chyba mówi.
– No powiedziałam: „posuń się, ułomie”!
Zrezygnowała jednak z przepychania się Kurosakim i z głębokim westchnieniem usiadła na krawędzi wanny, zakładając ręce na ramiona. Kiedy westchnęła po raz kolejny, Ichigo odłożył grzebyk i oparł się o umywalkę.
– No?
Minako podniosła wzrok i napotkała w lustrze patrzące na nią życzliwie brązowe oczy.
– No, bo… – zaczęła, wykręcając sobie palce. Jakby tu ująć w słowa to, co jej się pałęta po głowie?
– No co? O co chodzi? – Ichigo odwrócił się do niej. On również skrzyżował ręce na ramionach i gdyby nie to, że Minako miała na sobie spódniczkę, ciężko byłoby ich na pierwszy rzut oka rozróżnić.
– No bo Grimmjow coś kombinuje! – wyrzuciła z siebie dziewczyna. – Ty wiesz, co on przed chwilą zrobił?!
– Co się stało??? – Wystraszył się Ichigo, łapiąc za klamkę i przyjmując bojową postawę, gotów natychmiast wybiec i interweniować w razie potrzeby. – Co znowu nawywijał?!
– Podał Ikari SWOJĄ kurtkę, żeby nie zmarzła na dworze!
Dłoń Zastępczego ześlizgnęła się z klamki. Jego usta zadrżały. Przez chwilę próbował się opanować, ale jednak parsknął śmiechem.
– Coś jeszcze? – zapytał, ocierając łezkę z kącika oka. – Może pozmywał po kolacji? Albo chociaż starł ze stołu?
– Bardzo śmieszne. – Minako z obrażoną miną stanęła przy drzwiach. – Bałwan z ciebie.
– Poczekaj. – Ichigo złapał ją za ramiona. – Czym ty się martwisz? Że Grimmjow zachowuje się normalnie?
– To właśnie jest nienormalne, że on się próbuje normalnie zachowywać!
– Nie przesadzaj. Może się trochę ogarnął. Może…
Puk… Puk… Puk.
Wait…
Spojrzeli na drzwi, na siebie, po czym razem krzyknęli:
– Zajęte!
– Poczekam – odezwał się ochrypły głos. Przez mozaikową szybkę zamajaczył niebieski łeb.
– Ichi… – Kurosaki złapała brata za rękaw. – Zrób coś. On wie.
– O czym? Że go podglądałaś przez okno?
– Że go podejrzewam.
– Weź, wyluzuj. Espada próbuje być miły, a ty siejesz panikę. Tu się trzeba cieszyć!
No one said what's lost cannot be found
– Ta, jeszcze szampana otwórz z tej okazji. Nie bądź głupi, nie daj się nabrać na te jego kocie ślepia!
– Dobra, weź otwórz te drzwi. Może facet po prostu chce się odlać.
Nie chciał. Kiedy tylko Minako uchyliła drzwi, Grimmjow dźgnął ją w ramię palcem.
– Ty. – Wydawało jej się, że jeszcze bardziej niż zwykle zmarszczył brwi. – Pozwól na słówko.
– Widzisz? – Shinigami rzuciła bratu przerażone spojrzenie. – Pewno chce mnie posiekać Panterą.
– Wtedy nie prosiłbym tak grzecznie, wierz mi.
Ichigo westchnął.
– Dobra, Grimmjow, to o co kaman?
– Pogadać chciałem. W cztery oczy. – Patrzył groźnie na Minako, która schowała się za ramieniem Zastępczego.
You are here to make it safe and sound
– Wygląda na to, że będę sekundantem tej… rozmowy. Gadaj, co tam chcesz i wracajmy do stołu.
Arrancar długo się nie odzywał. Zdawało się, że nad czymś się zastanawia.  W końcu chyba jednak doszedł do wniosku, że nie pozbędzie się Zastępczego bez rozlewu krwi, a na to nie miał najwyraźniej na razie ochoty.
– Po prostu nie lubię, jak ktoś patrzy mi na ręce – warknął tylko. – Jak jesteś taki prorodzinny, Kurosaki, to wytłumacz siostrzyczce, że stalking jest passé albo…
– Albo co?
Albo nie chcesz, żebym ja jej to wytłumaczył, pomyślał Grimmjow.
– Albo jeszcze raz ładnie poproszę – powiedział na głos.
– Czy ty nam grozisz?
– A czy to, kurwa, brzmiało groźnie?
Ichigo zamyślił się na moment.
– Sorry, Grimmjow, ale trochę tak. Choć prawda też taka, że w twoich ustach nawet „tęczowy kucyk” brzmiałoby jak pogróżka albo… Nazwa jakiegoś narzędzia tortur.
– Ja pierdolę. Z wami, Shinigami, to się nie da ani prośbą, ani…
– Groźbą, no właśnie w tym problem.
– Nieważne. – Jaegerjaquez uniósł ręce w geście poddania. – Ale jak już mnie zaprosiliście na te cholerne święta… To dajcie mi je w spokoju przetrwać.
– Trzeba było nie przyłazić – odszczeknęła się Minako, nim zdążyła się powstrzymać.
– Mi, nieładnie – skarcił ją bliźniak. – Nie tak nas tata uczył traktować gości.
Grimmjow tylko się uśmiechnął.
– Nie godzę się na tą waszą… gościnę dla waszej przyjemności, gamonie.
– Nie? A dla czyjej? – spytała butnie Minako.
Przez jego twarz przebiegł zafrasowany grymas.
– Hueco Mundo nie jest bezpiecznym miejscem dla kapitanów waszego zasranego Gotei – odrzekł po chwili z namysłem.
– Ty… Od kiedy ty się martwisz o jej bezpieczeństwo?! – Kurosaki wysunęła się przed brata, przeciwstawiając się Espadzie z groźną miną. – Przestań pieprzyć i się odwal! – Pogroziła mu palcem, wierząc, że to zrobi na nim odpowiednie wrażenie.
Jaegerjaquez roześmiał się tak głośno, że nawet zęby jego maski zastukały o siebie wesoło.
Oh we, can make it, out alive
– Hagane to dużo dziewczynka. Sama potrafi o siebie zadbać.
– No nie wiem – skrzywiła się Minako. – Twoje towarzystwo jej nie służy. Przy tobie zawsze wydaje się taka…
– Jaka? – Oczy Szóstego rozbłysły i Minako, nie chcą go dalej podjudzać, wzruszyła jedynie ramionami.
– To prawda – wtrącił Ichigo, robiąc skupioną minę, – że zawsze jest jakoś… duszno, jak się wchodzi tam gdzie jesteście, jakby…
– Jakby za dużo reiatsu było w jednym pomieszczeniu, też mi odkrycie. – Rozweselony Espada zbliżył się do nich, na co bliźniaki odruchowo wykonały krok w tył, ale on tylko położył łapy na ich ramionach i po chwili namysłu potrząsnął nimi przyjaźnie. – Nie martwcie się. – Spojrzał na Minako, która nie mogła się oprzeć wrażeniu, że patrzy na nią dzikie zwierzę. – Nie zrobię Ikari nic…
(czego sama nie będzie chciała)
…złego. Nie w święta… Chyba.
Rechocąc głośno, ruszył do salonu, skąd dochodziły ożywione rozmowy.
– Sukinsyn…. – zaklęła Minako, zaciskając dłonie w piąstki. – Sukinsyn! – powtórzyła z pełnym przekonaniem. – A w życiu…! Nie kupuję tego!
– A ja tak. – Ichigo uciął rozmowę. – Chodź, rozpakujesz w końcu swoje prezenty.
Cały pokój tonął w morzu kolorowych papierów, a pod choinką zostały już tylko dwa ostatnie podarki. Każdy zajęty był oglądaniem swoich świątecznych trofeów. Nawet Grimmjow zgarnął parę drobiazgów i teraz siedział leniwie rozłożony w fotelu, bawiąc się otwieraczem do konserw, który dołączony był do tuzina puszek z tuńczykiem.
Ikari schyliła się pod choinkę i wydobyła spod gałązek niebieski, prostokątny pakunek.
– Trzymaj, to ode mnie. – Rzuciła nim w Espadę, który nie dał się zaskoczyć i złapał go zręcznie jedną ręką, drugą natychmiast rozszarpując papier.
– Nie… – jęknął Ichigo, obserwując co wyłania się spod ozdobnego opakowania. – Kupiłaś mu książkę? Żartujesz? W Hueco Mundo nie mają czym palić?
Grimmjow z gniewnym wyrazem twarzy przyglądał się okładce, ale jego ramiona trzęsły się lekko, co było oznaką tłumionego chichotu.
– „Samoobrona dla opornych czyli nie daj się kidou”. – Ryknął śmiechem, ale zaraz spoważniał, rzucając Ikari długie spojrzenie. – Nie lekceważ mnie. Przeczytam.
– To Aizen nauczył swoich Arrancarów alfabetu? – szepnęła głośno Minako, szturchając Hagane łokciem. Ze wszystkich tylko Kurosaki rozumiała prawdziwe znaczenie tego prezentu, więc reakcja Espady jej nie zdziwiła.
– Też coś mam dla ciebie – mruknął Grimmjow, wskazując na ostatni z podarunków.
– Co? – Zaskoczona Ikari wyciągnęła nieforemny pakunek spod choinki. Nie spodziewała się, że Szósty będzie się kłopotał świątecznymi tradycjami.
Wait...
Nagle nawiedził ją szereg przerażających obrazów, nawiązujący tematyką do tego, co mogło być w środku. Wzięła podarek w ręce, uniosła naprzeciw zmrużonych oczu, potrząsnęła nim niepewnie i przyłożyła do niego ucho. Grimmjow warknął, obserwując ze zniecierpliwieniem jej sceptyczną postawę, aż postanowił zwlec się z fotela.
– Daj mi to, dziewczyno. – Nie czekając, aż mu poda paczkę, wyrwał pakunek z jej rąk i pociągnął za niedbale zawiązany w kokardkę sznurek. – Co ty sobie myślałaś, że ci tam Hollowa spakowałem?
Kucnął obok i oddał prezent Ikari, która już bez obawy wysypała na podłogę jego zawartość.
– Bij mnie, ale nie wiem o co w tym chodzi. – Kapitan przebierała w rozsypanych przed sobą rzeczach. Jej brwi zbiegły się ze sobą pośrodku czoła, czyniąc ją jeszcze bardziej podobną do klęczącego obok błękitnowłosego mężczyzny. Coś jej się kojarzyło… Jakieś zagubione wspomnienia wydostawały się na powierzchnię. Jej wizyta w Świecie Pustych…
…all this time that I have spent away
Nagle poczuła gniew, ten sam, którego nie mogła się pozbyć długo po tej wycieczce, choć zapamiętała z niej tylko tą wredną, Szóstą mordę, ale teraz… Tak, to, co dostała od Jaegerjaqueza, przypominało jej części stroju Arrancarów.
– Czy to nie jest aby… – Minako wzięła w dwa palce jedną z rzeczy – ochraniacz na cycki?
– Ceroodporny – przytaknął Grimmjow. – Tak jak reszta stroju.
– Ja jebie… – Ikari przymierzyła maskę, która zasłoniła górną część jej twarzy. Wycięcia na oczy były tak zaprojektowane, że wyglądały jak czarne migdały. Wykończona była diabelskimi, zakręconymi rogami, które solidnie utrzymywały maskę na głowie.
– Straszne – skomentowała Kurosaki, przykładając przypominający kości żeber stanik do piersi. – Kurde, za mały… A chciałam se pożyczyć.
– Nie pochlebiaj sobie! – Ikari wyciągnęła rękę. – Pokaż!
Po chwili dopasowywała go do swojego biustu i obie dziewczyny zaczęły się kłócić, która z nich ma większe piersi.
– Ej. – Ichigo tyrpnął w ramię Grimmjowa, obserwującego tą scenę z uśmiechem zadowolenia. – Co ty odpierdalasz?
– Hm?
Ichigo zerknął na siostrę i kapitan ósemki, ale dziewczyny wciąż się wykłócały, nie zwracając na nich uwagi.
– Kupujesz… Nie. Skąd ty w ogóle wytrzasnąłeś ten strój?! I dajesz go Ikari? Ona jest Shinigami, nie Arrancarem!
– No i co z tego? Wasze kosode są do bani. A Jaggerjack musi mieć swój styl. No i jej się chyba podoba. – Kiwnął głową w stronę Hagane.
Makes me think that I might be okay
– Chciałbym wierzyć, że tylko o to chodzi… – Zastępczy patrzył z góry na Espadę. – Ale mi też tu zaczyna coś śmierdzieć.  
– Weź mnie nie uruchamiaj… Człowiek się próbuje wysilić i zrobić coś… sympatycznego – wypluł to słowo, jakby go obrażało, – a i tak dostanie opieprz.
– Problem z tobą jest taki, Grimmjow, że tobie do człowieka to niestety cholernie daleko.– Kurosaki poklepał go po plecach, decydując się mu odpuścić. W końcu były święta. – Chodź, pomożesz mi ściągnąć z szafy monopol.


  Te, Ichigo, czerwone za żółte?
– Spadaj! No, chyba, że mi dopłacisz dwa miliony.
– Popierdoliło cię?! Z rodziny będziesz zdzierał?!
– Ciesz się, że reszta rodziny na pasterce, bo byś już szlaban od ojca miała.
– Sratatata. Daj mi te żółte!
– Daj mi dwa miliony!
– Ale ty masz nieprzepisowy pionek!
– Jakbyście nie pogubiły reszty, to nie musiałbym grać korkiem z wina!
– HA! Grimm, stanąłeś mi…!
– Nic mi nie stanęło.
– Nie pierdol, tylko płacisz mi tysiąc pięćdziesiąt sto dziewięćset.
– Do dupy…
– Do moich rąk!
– A jakbym zamiast tego ściągnął gatki?
– Po co, skoro nic się w nich nie dzieje?
– To nie jest, do chuja pana, rozbierany poker! Wyskakuj z gatek! NIE, STÓJ! TFU!!! Z kasy! Wyskakuj z kasy!
– Kobiety… Nigdy nie potraficie się zdecydować.
– Zapnij rozporek i nie blokuj gry. A ty, Ikari… Eee, przestań się ślinić, co?
– Ona nie się ślini. To wścieklizna.
– Zamknij się! Daj mi kostki, teraz ja rzucam.
– Cztery, niech wypadnie cztery… AHAHAHAHA! WIEDEŃ Z HOTELAMI! Płacisz mi… Czekaj, muszę to policzyć…
– Hej, Renji, Renji… Patrz, chyba mi się guziczek rozpiął, o i drugi…
– Hehe, powiedziałbym, że  moja krew…
No one can understand me
Like you can understand
– Gdzie się patrzysz, Szósty?!
– A ty?!
– Mi wolno!
– ŻE CO?!
– A może mam cię prosić o zgodę?
– Odpowiedź brzmi: WARA, kmiocie!
– Bo co, zamierzasz wydać siostrę za jakiegoś arrancarskiego niedobitka?!
– Ty gnoju! To nie jest…
– Ey, weźcie skończcie, gramy.
– Tch. Kości.
– Trzymaj.
– …pięć, sześć, siedem… Stalowa. Kupuję!
– Nie, brązowe są moje!
– Chyba w snach.
– Robisz to specjalnie! Na chuj ci Stalowa, to najbiedniejsza strefa!
– Zamknij ryj. Stalowa jest moja.
– W ŻYCIU!
– Możesz mi skoczyć, patafianie. Oj wybacz, przejęzyczenie… Możesz mi skoczyć, pawianie!
– MORDA! To moja dzielnica!
– Ta, yhym. A ja mam wykupioną na jutro wycieczkę z przewodnikiem po Rukongai.
– Moja! Hagane* jest moja!
– Że co?!
– A co słyszałeś???
– Że jesteś, kurwa, trupem!
Łapa Grimmjowa uderzyła w planszę monpoly, posyłając pionki, banknoty, karty, domki i hotele wysoko w powietrze. Pod sufit, uściślając.
– No, ja wiedziałam, że to było zbyt piękne – westchnęła Minako, gdy Renji z Grimmjowem wzięli się za łby, wychodząc na zewnątrz. – Ta sielanka nie mogła potrwać za długo.
– What the fuck… – Ikari wybiegła za nimi, a za nią zerwało się rodzeństwo.
Kiedy Ichigo wyskoczył na schody przed domem, tylko przez sekundę oceniał sytuację. Ikari stała między Abaraiem, a Arrancarem, ale to Grimmjowa próbowała powstrzymywać.
– Co ty wyprawiasz?! Uspokój się, kretynie!
– Zejdź mi z drogi albo zobaczysz…
– Tknij ją, prymitywie, to…
– Prędzej ja to zrobię niż ty, łajzo.
– Zawyj, Zabi…!
– RENJI, głąbie, co ty! – Ichigo rzucił się do niego, powstrzymując przyjaciela przed uwolnieniem zanpakuto.
– Puść mnie, Ichigo! Zabiję gnoja!
– Po co dajesz się prowokować?!
– Przesadził, złamas pierdolony!
– Ogarnijcie się, poruczniku! – wrzasnęła kapitan ósemki, próbując powstrzymać wściekłego Espadę. – Jeden z was dwóch musi zachować minimum rozsądku!
– Tym razem to nie będę ja!
– Renji! Zlituj się!
– Nie ustąpię! Zatłukę wszarza!
– Chyba kpisz! Tak ci zara przymaluję, że cię w oddziale nie poznają…
– GRIMM! Przestań!
– Bo co?! Boisz się, że ci uszkodzę kochasia?
PLASK.
Dłoń Ikari wylądowała na policzku Espady. Tym, którego nie zdobiła wyszczerzona maska.
Zgiełk został w sekundę pokonany przez monstrualną ciszę, przez którą stopniowo przebijał się śmiech Arrancara. Najpierw cichy, jakby zakrztusił się wciągniętym przez zęby powietrzem, a potem coraz śmielszy, coraz zimniejszy, zwiastujący śmierć.
Jak śmiałaś
The kiss of death will have to wait
Grimmjow natychmiast zmienił przeciwnika, jedną ręką łapiąc za wciąż uniesiony nadgarstek Ikari, drugą zaciskając na jej gardle.
– Znowu. Wchodzisz. Mi. W DROGĘ! – wrzasnął na nią, kątem oka dostrzegając zbilżającą się do niego Minako, która zaciskała dłoń na rękojeści swojej katany. – Jeszcze krok, a zmiażdżę jej krtań.
– Nie zrobisz tego – oznajmiła spokojnie Minako.
Szósty roześmiał się jeszcze głośniej.
– A chcesz się założyć?
– Nie zrobisz tego. – Z jej głosu nie znikła pewność. – Coś ci obiecałam, pamiętasz?
– Obietnice wystawiane bez pokrycia mnie nie interesują.
– Puść mnie, bydlaku – warknęła Hagane, w której oczach, zamiast strachu odbijał się gniew. – PUŚĆ MNIE DEBILU ALBO CI TYCH NIEBIESKICH KŁAKÓW NAWYRYWAM, PRZYSIĘGAM!
– Powiedziałem, że takie przysięgi…
Ikari zipnęła wściekle, a potem…
(tak samo nabrała mnie za pierwszy razem)
…uwiesiła się na przedramieniu Grimmjowa, a kiedy wyczuła, że jego palce słabną, wyprężyła ciało, a jej trampek wbił się w przeponę Espady.
Grimmjow cofnął się dwa kroki, ale szybko zaparł się nogami o ziemię, dobywając Pantery, którą porwał ze sobą, zanim wyskoczył za Renjim.
– Ostrzegałem cię, IKARI!
– STÓJ! – Minako wyciągnęła broń i skoczyła przed Ikari, ale Szósty z łatwością ją wyminął, robiąc zwód i atakując z lewej strony. – JAK MOŻESZ?! TO TWOJA SIOSTRA!
– TO NIE JEST MOJA SIOSTRA!
Te słowa zabolały ją o wiele bardziej, niż cięcie w łydkę, po którym opadła na jedno kolano. Bardziej, niż rozcięte mięśnie, bardziej niż… mogłaby się spodziewać, że zabolą. Mimo tego spróbowała się cynicznie uśmiechnąć, choć skończyło się na tym, że tylko zacisnęła mocno usta.
– To od początku…
– Och, przymknij się, Grimmjow – warknęła, łapiąc się za nogę, którą kopnęła Arrancara i którą Arrancar za karę prawie jej odciął. Rozciął mnie naprawdę solidnie, skurwysyn. – Powinieneś się już przyzwyczaić. Nieważne, ile razy temu zaprzeczysz, ja ciągle będę się nazywać Jaggerjack.
– Wiem – odwarknął Espada, doskakując do niej ponownie, nim ktoś zdążył zagrodzić mu drogę. Nie uniósł jednak zanpakuto. Chwycił Ikari za kołnierz i dźwignął ją z kolan. – A jednak nie jesteś żadną moją pierdoloną siostrzyczką – rzucił jej prosto w twarz i odwrócił się napięcie, znikając z powrotem w domu.
Ikari zgrzytała zębami, wiercą wzrokiem dziurę w jego plecach i próbując coś z tego zrozumieć. Zachwiała się, ale nim znów upadła, Minako chwyciła ją pod ramię. W oczach kapitan zakręciły się łzy, które nieśmiało spłynęły po policzkach i zaciśniętej mocno szczęce.
My head…
…is holding on to all those things you said…
– Chodź, idziemy. – Minako zarzuciła sobie rękę Hagane na szyję.
– Niby dokąd? – Ikari otarła twarz rękawem, próbując wyglądać normalnie i jednocześnie nie zagryzać warg do krwi.
– Jak to dokąd? Do Inoue.
– Nigdzie nie idę!
– No sama to nigdzie nie zajdziesz, fakt.
– Nie będę ludzi w środku nocy, w święta, nachodzić!
– Ktoś cię musi posklejać.
– Nic mi nie jest! Przecież to tylko draśnięcie…
– Po Panterze? „Tylko draśnięcie”?! – zdenerwowała się Minako, wysuwając się spod ramienia niebieskowłosej. – No to jazda, idziesz sama! – Klepnęła ją w tyłek, wskazując kierunek marszu.
– Tch! – Ikari pokazała jej fakersa i z pewnym siebie zacięciem zrobiła krok na przód, po którym raniona noga natychmiast się pod nią ugięła. Kapitan chwiała się jeszcze chwilę, próbując siłą woli zmusić się do następnego kroku, ale prawem grawitacji znajdowała się coraz bliżej podłoża, aż w końcu pacnęła na tyłek.
Minako tylko pokręciła z dezaprobatą głową.
– Renji, zbieraj naszą kadrę dowódczą na barana i spadamy.
– Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki ten Arrancar nie dostanie za swo…
– NATYCHMIAST!
– Okay, okay, nie jestem głuchy, pani vice kapitan…
– Zostaw mnie, Abarai! Ja tu jestem wyższa stopniem! Masz słuchać MNIE!
– Ale kontuzjowana pani kapitan stanowi dużo mniejsze zagrożenie, niż wściekła porucznik dziesiatki.
– Pożałujesz tego!
– Ichigo! – Minako zwróciła się do brata. – Zabieram ich stąd, żeby nie prowokować już tego potwora, a ty… Masz się go pozbyć, zanim wrócimy.
– Jakby to było takie łatwe… – zamarudził Ichigo. – To jest Grimmjow. On zrobi, co zechce.
– Wykop go stąd! Nie chcę go tu widzieć! Nieważne jak, nie obchodzi mnie to! Możesz mu powiedzieć, ze Ulquiorra wpadnie na kawę!
– Nie wiesz, o czym mówisz! Nie znasz go? Powiesz mu, że ma się wynosić, to na złość zostanie, nawet jakby mu Hueco Mundo plądrowali!
– To go przegoń Getsugą!
– A może się zamienimy?! Ty tu zostaniesz z tym świrem, a ja się przejdę do Orichime… Aha, a tak poza tym, to ona wyjechała na święta.
– No i zajebiście! – Kapitan oddychała coraz płycej, przytrzymując się kucyka Renjiego, żeby nie spaść. – Zanieś mnie do środka!
– A przestałaś już się na mnie wykrwawiać? – Porucznik zerknął w górę, na siedzącą mu za barkach Hagane, a potem pokazał jej swoją dłoń, którą trzymał ją za nogę. Czerwoną i lepką od krwi.
– O – zdziwiła się Ikari. – No bo tak mi się właśnie trochę słabo…
– Ikari!
Abarai w ostatniej chwili złapał zsuwającą się z jego pleców Shinigami.
  Mówiłam… Dobra. Inoue nie ma, ale jest jeszcze jedno miejsce, gdzie mogą nam pomóc.
Get through it, the mist of darkness in my head
– Czekałem na was. – Urahara otworzył im drzwi, nim Minako zdążyła zapukać. – Postawiłem piątaka, że jednak dotrzesz tu o własnych siłach, Hagane.
Zamknął za nimi starannie drzwi i nieco odchylił rondo kapelusza, spoglądając na przybyłą trójkę. – E? Co się stało, że nasza słodka pani kapitan nie pyskuje?
– Jest tak jakby trochę nieprzytomna. – Renji usiadł na kanapie, wciąż trzymając Ikari na rękach.
– Ajć… Aż tak?
– Zasłabła po drodze. Bardziej z przejęcia chyba. – Kurosaki wzięła się pod boki i westchnęła z rezygnacją. – Ja wiedziałam, że to się tak skończy.
– No ja też.
– A jednak nie powstrzymałeś mnie, jak ci mówiłam, kogo zamierzam zaprosić, Kisuke! – Wspięła się na palce i trzepnęła go w pasiasty kapelusz.
– Przynajmniej miałem pewność, że mnie dzisiaj odwiedzicie. – Przytrzymał swoje nakrycie głowy, uśmiechając się kącikiem ust.
– Nie cwaniakuj, tylko zrób coś z Iką!
– Oczywiście, kochanie. Zrobiłoby się stanowczo za cicho, gdybyśmy pozwolili zejść z tego świata naszej uroczej pani kapitan.
Urahara zniknął na moment za swoją ladą, a kiedy znów się pojawił trzymał w rękach bandaże, plastry i kompresy, a w zębach małą buteleczkę.
– Trzymaj. – Wręczył cały zestaw Minako. – Trzy krople wystarczą. I obwiąż mocno.
– A ty dokąd?! – zawołała za sklepikarzem, który wspinał się teraz po schodach prowadzących na piętro.
– Po coś na znieczulenie. – Urahara odwrócił się przez ramię i puścił do niej oko, wskazując na kropelki. – Cholerstwo świetnie przyspiesza gojenie, ale piecze jak diabli. Niech Renji ją trzyma, bo pierwsze co będzie chciała zrobić, jak się ocknie, to cię zabić.
– Aha… W takim razie dzięki, że to mi powierzyłeś to zadanie.
– Nie ma za co, złotko.
– Okay. Gotowy? – Minako podwijała rękawy, patrząc niepewnie jak Ikari beztrosko ślini się na dżinsy Renji’ego. – Mam wrażenie, że lepiej było by ją tak zostawić, ale dobra… Trzymasz?
– Tak, dawaj.
– No to uwaga.
Odkręciła zakrętkę i powoli przechyliła flakonik. Wystarczyła jedna kropelka, a Ikari z wrzaskiem odzyskała świadomość.
– Cooooo….??? Co to, kurrrwa, jest!?
– Trzymaj ją, do cholery!
Szarpnęła się, wyjąc, gdy druga kropelka wniknęła w ranę, ale Abarai trzymał ją mocno, nie pozwalając się wyrwać. Kapitan miała jednak do dyspozycji jeszcze zdrową nogę, którą prawie udało jej się wykopać z dłoni Kurosaki piekielną miksturę.
– Puszczaj, do kurrrwy nędzy! Sadyści! Co mi robicie?!
– Uspokój się, na miłość boską…!
– Już biegnę!
Rozległ się tupot chodaków i pojawił się Urahara, odkręcając w biegu brandy.
– Masz, napij się. – Przystawił do ust kapitan flaszkę, a ta pociągnęła kilka łyków. – A ty krop. – Skinął na Minako, oddał butelkę w dłoń Ikari i złapał za jej wierzgającą stopę.
Tym razem Ikari tylko zacisnęła mocno powieki, ale kiedy oderwała się od butelki, połowa jej zawartości zniknęła.
– A mówiłeś, że nie ma alkoholu w tym siedlisku bólu i rozpaczy… – Czknęła głośno, znów opierając głowę na kolanach porucznika i grzecznie już pozwalając, by Minako obandażowała jej łydkę.
– Dzisiaj znajdzie się piwo dla każdego.
– To dobrze. Ale w takim razie z powrotem też będziesz musiał mnie zanieść, Abarai.
– Spoko. – Renji odgarnął grzywkę z jej czoła i posłał jej czuły uśmiech.
Poczuła się nagle dużo bezpieczniej, ale serce zakuło ją boleśnie, ostrzegając przed tęsknotą za czymś, co powinno się skończyć. Wolała jednak skupić się na bólu fizycznym. Nie chciała teraz o niczym myśleć.
Nothing really matters in the end,
As long, as you, are with me, friend
Nie, jednak nie dała rady. Znowu. Znowu to zrobiła. Uciekła, kiedy tylko zrobiło się zbyt duszno. Po prostu nie mogła dłużej patrzeć w te łagodne, pełne iskier oczy porucznika. Nie mogła znieść, że za każdym razem, kiedy już chciała… Już wyciągała rękę… Już wydawało jej, że jednak nic się nie zmieniło… Nagle z tych oczu, w których myślała, że się zakochała znikało całe ciepło, brąz topniał, pożerany przez zimny kobalt pełen drwiny, okrążony ciemnymi, turkusowymi plamami.
Dlaczego? Dlaczego tak…? Przecież z Renjim mogłaby być szczęśliwa. Dlaczego już nie widziała w nim tego, czego pragnęła? Czemu teraz wciąż i wciąż prześladował ją tylko ten kpiący uśmiech? Czy właśnie tego się bała?
A może po prostu za dużo wypiła.
Wyczekała na moment, w którym Kisuke i Abarai uwiesili się na sobie, wyśpiewując kolędy w pompatycznym, pijackim stylu i wtedy się wymknęła. Zanim zniknęła, złapała nieco rozchwiane, ale i tak najbardziej trzeźwe spojrzenie Minako, ale tylko pokręciła do niej głową i wskazała na Renji’ego. On o wiele bardziej zasługiwał na to, aby ktoś martwił się o to, jak dotrze z powrotem do Kurosakich.
Tak, więc uciekła. Po tym dziadostwie Urahary noga praktycznie jej nie bolała. Tylko leciutko utykała, wciskając ręce głęboko w kieszenie i maszerując uśpionymi ulicami Karakury. Napełniła płuca zimowym, rześkim powietrzem. Mętlik w jej głowie stał się trochę lżejszy, proporcjonalnie do rozmytej ostrości, w jakiej prezentował się świat po alkoholu. Gdyby tylko te słowa przestały dźwięczeć w jej głowie, może w ogóle poczułaby się całkiem nieźle.
Nie jesteś żadną moją pierdoloną siostrzyczką.
O co mu chodziło? Czemu temu zaprzeczał? Czy po prostu chciał ją zranić, czy może jednak…
Nie mogła się oprzeć, gdy zobaczyła metalową drabinkę wspinającą się po ścianie elektrowni. Opierając ciężar ciała na zdrowej nodze, podskoczyła, łapiąc za szczeble i po chwili siedziała już po turecku na dachu, wpatrując się w cienki sierp księżyca i odkręcając piwko, które wyniosła od Urahary.
Nie zdążyła nawet wypić połowy, kiedy poczuła mrowienie na karku. Nie znikało, nawet jak się drapała. Wtedy dostrzegła, że do jej cienia, rzucanego od jasnej, reflektorowej lampy, dołączył drugi cień. Nie musiała się odwracać, żeby sprawdzić, kto go rzuca. Te charakterystyczne kontury mogły należeć tylko do niego.
No one can fill your shadow 'cause you are all I am
Dopiła do końca piwo i rzuciła za siebie butelkę, która tylko o parę centymetrów minęła się z maską Arrancara, ale on nawet nie drgnął.
– Moszesz mi… pojedzieć, Grimm… – Ikari z trudem podniosła się na nogi. Ta ostatnia dawka ciemnego zrobiła swoje i dziewczyna zachwiała się lekko, ale zaraz złapała równowagę, stając w lekkim rozkroku. – Na chuja żeś tu przelazł?
– Nie po to, żeby odpowiadać na twoje durne pytania – warknął błękitnowłosy, obserwując ją zmrużonymi oczami.
– Super. – Zamyśliła się na chwilę. – Świetnie – dodała. – Wizisz… Tah się shłada, że nie kce mi się… Nie kce mi się… Nie mam na ciebie ochoty… znaczy się… – Położyła sobie rękę na głowie, jakby to miało pomóc jej się skoncentrować. – Nawet paczeć mi się na ciebie nie kce, więc… Żegnam.
Uderzyła dłońmi o uda, a potem ruszyła z powrotem w kierunku drabinki. Podróż ta opierała się na zasadzie: „dwa kroki w przód, jeden w tył” i kiedy znalazła się na krawędzi, został jej jeszcze jeden krok z zestawu. Jej stopa nie znalazła oparcia w powietrzu, ale zanim runęła w dół, silne ramię podcięło zgięcie jej kolan. Wylądowała w rękach Szóstego, który zarzucił ja sobie na ramię, zeskakując swobodnie z dachu.
Wyrywała się i wyzywała go przez całą drogę, ale on ani razu już nie dał się sprowokować. Marszczył tylko swoje niebieskie, wąskie brwi, a im mocniej szarpała się Ikari, tym głośniej śmiał się Espada.
– Szcze… Z czego ty się tak wiecznie cieszysz, co?!
– Z życia, kurwa.
To prawda, że nie był zbyt cierpliwy i wyrozumiały. Byle co potrafiło doprowadzić go do szału. Zwłaszcza „byle co” z ust kogoś, kto miał prawdziwy talent do tego, by namiętnie go złościć. Ale teraz… Nie mógł się wściec. Oprócz tego, że bardzo starł się tego nie zrobić, to pijana Ikari była mimo wszystko bardziej zabawna, niż irytująca, przekręcając co drugie słowo. Czasem musiał nawet jej podpowiadać, co powiedzieć.
– Zostaw mnie! Zostaw mnie ty głupi… ch… chyyy… chuuu…
– Chuju?
– Zostaw mnie ty głupi chuju!
I była też druga strona tej sytuacji.
Nigdy jeszcze nie niósł kobiety na rękach. Niesienie jej niczym worek kartofli nie było może najbardziej romantyczne na świecie, ale ręka Espady oscylowała niebezpiecznie blisko okolic Haganowych pośladków.
Brałbym ją…  pod uwagę jako kandydatkę na księżniczkę…
Fate, hath its way when all that's learned is sin
Uśmiechnął się do swoich myśli.
Ikari uspokoiła się nieco dopiero, gdy już weszli do domu Kurosakich. Minako już tam była i nie sprawiała wrażenia zaskoczonej, widząc ich w progu. Gdyby u Hagane wciąż działała wtedy zdolność rozpoznawania ludzkich emocji, powiedziałaby, że Kurosaki wyglądała, jakby jej ulżyło. Może nie była pewna, czy Grimmjow na pewno ją przyprowadzi z powrotem?
– Dobra, weź ją zestaw, zaprowadzę ją do sypialni… – zaproponowała, widząc, że kapitan jeszcze nie do końca opuściła wola walki.
– Dam sobie radę – warknął Jaegerjaquez, odchylając na bok głowę, by nie zarobić machającą ręką Hagane. – Gdzie ją zanieść?
– Do sypialni Ichigo, pokażę ci…
– Wiem gdzie to jest.
Wskoczył prędko na schody, nie czekając na nią.
Kiedy kładł dziewczynę na łóżku, ta już opadła z sił. Oczy miała półprzymknięte i choć wciąż mamrotała coś pod nosem, nie brzmiało to groźnie.
– Pojesz mi… czemu?
– Hm?
– Po zo tam po mie pszszsz… pszyszyłeś?
Grimmjow przestał się uśmiechać. Wiedział, że Ikari nie będzie tego pamiętać, więc odpowiedział szczerze.
– Bo mnie trochę poniosło.
Patrzył na nią jeszcze chwilę, gdy już zasnęła, a jego poważna mina mogłaby przestraszyć o wiele bardziej, niż zazwyczaj przyklejony do twarzy uśmiech psychopaty.
I'm a lost cause I'm a lost cause a lost, lost cause
____________
* przydomek Ikari - "Hagane" znaczy Stalowa, niczym taka właśnie ulica w monopoly (przynajmniej w tej wersji, w która gra Wilczy).

10 komentarzy:

  1. Zostałaś nominowana na moim blogu :)
    http://story-of-shinigami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hagane tak bardzo <6
    SEXta Espada tak bardzo <6
    WILCZY TAK BARDZO <6

    Jestem maniaczką Twojej twórczości, a najlepsze jest to, że nie wyświetla mi kiedy dodajesz nowego posta. Rozdział pochłonęłam już ze dwa dni temu, ale że dostępny był tylko telefon... dobra, kiepska wymówka.
    Mój Shinigami, jakież to rhhhomantyczne!! Naprawdę masz ostatnio tendencję do mrrraśnych momentów. Hagane i Renji... nie powiem, że pewnie byłaby z nich ładna para... dobra, Rhan, bez pieprzenia, Ikari lepiej wygląda z Grimmem.
    Pomysł na grę w monopol... dawno się tak nie uśmiałam! I wiesz co? Fantastycznie przeprowadziłaś dialog między uczestnikami, bez zbędnych opisów, które wszystko by zniszczyły. Nie miałam problemu ze zrozumieniem co kto mówi i wyobrażenia sobie tej sytuacji. Wilczy... kurde, nie, dość komplementów!

    "zerwali się Kurosacy." nie odmienia się, to japońskie nazwisko i niech takie pozostanie, co?

    Wilczy, uwielbiam moment u Urahary, teksty Hagane, Renjiego, Minako i Grimma, no i Ichigo, mnie niszczą. Nie wiem, co napisać konkretnego, żeby mój komentarz w miarę dobrze się czytało, ale po prostu nie znajduję słów na Twój geniusz.
    Zdaje mi się, że Grimm trochę mięknie pod wpływem zabójczej siostrzycy. No i nie można powiedzieć, że tak konkretnie nic do niej nie czuje, bo jak Renji rzucił "Hagane moja" to się podniósł chłop jak na komendę. Bardzo mi się podoba, że pokazujesz jego odrobinę ludzkie rysy charakteru. Na dodatek mordercza końcówka "Bo mnie trochę poniosło" sprawiła, że jakąś dziwną melancholię poczułam. Wyobrażenie sobie poważnej twarzy Szóstki było takim spokojnym momentem w bałaganie poprzednich sytuacji, bo na brak akcji u Ciebie nikt narzekać nie może.

    Ikari także leży na serduchu Grimm, ruszył ją jego głupi tekst, myślę, że dotknęło ją to głębiej, niż chciała przyznać przed nim i przed samą sobą, a to z kolei sprawia, że wnika się głębiej w jej psychikę, Hagane staje się żywa, ludzka, jakby stała obok i mimo krzyków, można dostrzec jej spokojną, wrażliwą część. Jej chaotyczne myśli o Renjim i o tym, że mogłaby z nim być, mogłaby pokochać i być szczęśliwa, są smutne, bo dziewczyna czuje się chyba rozdarta między porucznikiem a Arancarrem, mimo że ten ostatni to jej brat. Och, hell! Wilczy <6 oto, co mam Ci do powiedzenia.

    " Możesz mu powiedzieć, ze Ulquiorra wpadnie na kawę!" TAK! Ulquiorra, moje kochanie <4, czemu nie, chętnie bym go zobaczyła w Twojej wersji. Wilczy... może bym Cię przekupiła? Jakoś? Mrrr.... ^^ Ju noł łot aj min.

    Kurde, Wilczy (uwielbiam Twój nick), chciałabym się przyczepić, że ten rozdział np. składa się praktycznie ze zbyt wielu dialogów (nie jest tak!), albo że jakieś błędy, albo że logika, albo coś... ale nie daję rady. Po prostu jest to zbyt zajebiste, żebym mogła cokolwiek wytknąć, zresztą obawiam się, że w ogóle nie mam takiego prawa. Komu, jak komu, ale Tobie nie.
    Dzięki Ci wielkie, ofiarę Ci złożę, za tak długi rozdział <6 Plus, standardowo, rozdziały, po których człowieka dreszcz przechodził, tylko Ty potrafisz robić coś takiego.

    Mrrr... pijana Hagane, jeszcze bardziej <6

    Znów się kłaniam przed pisarskim talentem. Motywujesz mnie każdym rozdziałem, Wilczy, nigdy nie przestawaj pisać! Nie o Grimmjowie! Błagam Cię, bo umrę! UMRĘ, słyszysz?!
    I czekam na coś nowego.
    I życzę Ci cholernie dużo weny.
    I duuużo, tak dużo Grimmjowa!
    No.
    Pa :*

    OdpowiedzUsuń
  3. :*

    Ty mi błędy wytykaj, jakie tylko znajdziesz, nieszczęśni Kurosacy już poprawieni, ja mam manię spolszczania wszystkiego, nawet tego czo nie można. Także dawaj dawaj dawaj, Wilczy bierze na klatę i zaraz poprawia, bo Wilczy kce się uczyć! ;)

    o jej jej jej.... moje serce tak bardzo rośnie <6
    i boję się pisac dalej, bo boję się że to schrzanię!
    Tak czy srak, nawet jak się zrobi zbyt słodko w pewnym momencie, to mogę obiecać jedno...
    Ostatecznie nie będzie happyendu :D

    Wilczy miszcz spojlerruf. <6 :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yhhh! Nie będzie?! Wilczy, nieeee!! Albo dobra.
      Ej, dobra, będę, jak coś znajdę. JAK! Bo na razie nie mogę nic znaleźć.
      A z tym spojlerem... Ty, no dobra, Wilczy, niech będzie, idźmy na układ, że jak wstawię łan szota, to dam też fragment 9, ołkej?

      Usuń
    2. Hmmmm..... Mało. Wilcze jest chciwe stworzenie, ale.... dobra! Jednak - jest haczyk. Musisz mi pomóc wymyślić Arrancareczkę, która dostanie angaż we fraction Czwartego :D Mogą być takie metadane, możesz pojechać po całości ;) Mamy czas, bo jeszcze długa Droga (niestety) przed nami, więc będę, jak to nie ja, spokojnie czekać :D

      Usuń
    3. O Ty pazurzaste! :D
      Dobrze.
      Taka zaszczycona jestem, że padam.
      Ulquiorra! <4 Naprawdę? Arrancareczkę wymyślimy? Wilczy.... mrrrr... ja Ciebie tak o <6 Niech ona ma moje imię, błagam Cię, proszę!! I niech towarzyszy Ulquiemu WSZĘDZIE <4 Yhh... no, żebym miała pomóc wymyślić charakter na bloga takiego, to jeszcze nigdy, nigdy. Uhh.... chcem! <3 Jaka jesteś dobra! Będę się starać, bardzo! <6 <4

      Usuń
  4. Tak, kiedyś pisałam szamańską, ale szara rzeczywistość mnie przerosła i historia ta straciła dla mnie sens ;) Z reszta cały blogowy świat stał się mi wówczas dziwnie odległy, do teraz. Twojego bloga dobrze pamiętam, mimo iż przestałam czytać, ale niestety praca zrobiła ze mnie takiego prostego człowieka, że czytać przestałam nawet książki. Dziś zastanawiam się jak mogłam, no cóż.
    Z chęcią przeczytam Twoje opowiadanie, a przynajmniej postaram się zrobić to jak najwcześniej. Wizja zbliżającej się sesji nie pociesza mnie, bo wiem, że z czasem będzie ciężko. Aktualnie piszę na sekwencji rubieży niezbyt regularnie, ale piszę i zamierzam to skończyć. Szamańska kukiełka była z treścią nieco przerośnięta, dlatego może to opowiadanie mnie nie przerośnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Durny blogspot nie pokazuje mi twoich rozdziałów nowych, co za zgred -.-' Muszę się zacząć sama pojawiać. Częściej w każdym razie.
    "Sorry, Grimmjow, ale trochę tak. Choć prawda też taka, że w twoich ustach nawet „tęczowy kucyk” brzmiałoby jak pogróżka albo… Nazwa jakiegoś narzędzia tortur." jak dla mnie jest to tekst roku XD

    Chociaż w sumie nie powiem, aż mi się smutno zrobiło na sam koniec. Nie, żeby łezka czy coś, ale po prostu aż się zachciało popastwić nad jakimś żelkiem...

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak bardzo pijana Hagane <3 Tak bardzo opiekuńczy Grimm. Kocham ten bełkot, ten cudowny bełkot, kiedy obiekt twego zdenerwowania musi przypominać ci obelgi. Idealnie.
    Poza tym, powiedz mi, tylko tak szczerze, jak ty znajdujesz pomysły na to wszystko?
    Grimm chyba mięknie, co? To takie słodkie, że nawet niebieski zabójca z Panterą może mieć dobre serduszko. Chyba jednak zależy mu na siostrzyczce, nawet jeżeli tego za często nie okazuje, <3

    – Czy ty nam grozisz?
    – A czy to, kurwa, brzmiało groźnie?
    Ichigo zamyślił się na moment.
    – Sorry, Grimmjow, ale trochę tak. Choć prawda też taka, że w twoich ustach nawet „tęczowy kucyk” brzmiałoby jak pogróżka albo… Nazwa jakiegoś narzędzia tortur.

    Brałabym... jako kandydata na mistera HM, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam. Czy ja się kiedyś doczekam mojej upragnionej walki Minako vs Grimmjow? :P
    Monopoly forever, bo przecież "co drugi do dupy.". :D
    Ale tak. Najbardziej podoba mi się to, że w każdej sielance musi coś się skończyć. I tu genialnie już wychodzi wrzask "TO NIE JEST MOJA SIOSTRA". Oj, Grimm się jeszcze nie spodziewa, kim jest Ikari. Ja to bym się na jego miejscy zaczęła bać. huehue. co mundo.
    Anyway... (jezu, już mi się włącza studencki-mode) Czy Urahara wszystko musi wiedzieć? Musi na wszystkich czekać? Musi wszystko przewidywać? Prorok kurde... :D
    " ale serce zakuło ją boleśnie, ostrzegając przed tęsknotą za czymś, co powinno się skończyć. " Mówiłam to i zawsze będę mówić. Mimo, że Abarai-szmata, to zawsze chce mi się na jego widok płakać. No, może potem już nie. Ale teraz tak. :D Bo ja wieeeem, a on nieeee... :D
    I oczywiście, tekst z top 10: " Choć prawda też taka, że w twoich ustach nawet „tęczowy kucyk” brzmiałoby jak pogróżka albo… Nazwa jakiegoś narzędzia tortur."
    ;*

    OdpowiedzUsuń