_____________________
W środku
nocy obudził ją jakiś łoskot. Odczuwając boleśnie cały ciężar istnienia,
otworzyła opuchnięte powieki.
– O kurwa…
– wychrypiała. W gardle miała tak sucho, że ledwie się usłyszała.
Podniosła
się na łokciach, próbując rozeznać się w otoczeniu. Pierwszym utrudnieniem, na
jakie napotkała, chcąc ustalić miejsce swojego położenia, była ciemność. No nic
nie było widać! Przez zaciągnięte szczelnie zasłony z niemałą trudnością sączył
się uszczuplony blask ulicznych latarni, w którym zdołała po kilku chwilach
dostrzec zarys wyciągniętej przed siebie dłoni. Drugim, nie mniejszym
utrudnieniem, była jej głowa, w której kręcił się cały świat.
– Chyba
będę rzygać.
– Tylko
nie traf we mnie – odezwał się jakiś głos.
– A
najlepiej to idź do kibla – dodał inny, dochodzący gdzieś z okolicy podłogi.
Gdyby nie
to, że jej otępiały mózg tak wolno przetwarzał informacje, pewno by się
wystraszyła, słysząc, że nie jest sama. A tak poprzestała na zmarszczeniu brwi.
Wytężyła wzrok i odkryła, że w nogach łóżka, które zajmowała, śpi ktoś jeszcze.
Rozpoznała wystającą spod kołdry ognistą czuprynę Minako. Wychyliła się więc
jeszcze za krawędź posłania, by zidentyfikować drugi głos i odkryła kolejny
pomarańczowy łeb.
– No serio
mówię, nie rzygaj na mnie.
– Ichigo?
A co ty tu robisz?
– Eee,
niech pomyślę… Mieszkam?
– Przeprowadziłeś
się do Soul Society?
– Boże…
Ile ty wypiłaś?
– Ile?
Ichigo westchnął
i usiadł, patrząc z dezaprobatą na niebieskowłosą kapitan. Mimo tego, że miała
w sobie ten sam wkurzający, Jaggerjackowy pierwiastek, z którym przyszło mu się
zmierzyć i oswoić jeszcze zanim ją poznał, ją było polubić o wiele łatwiej, niż
Grimmjowa. Przynajmniej napady wściekłości Ikari nie były tak bardzo nieprzewidywalne,
dzięki czemu łatwiej było opracować bezpieczny schemat, pozwalający znacząco je
zredukować.
It's not much of a life you're living
It's not just something you take, it's
given
–
Pamiętasz w ogóle coś z tego wieczoru? – Minako ziewnęła przeciągle i również
się wyprostowała, wytężając wzrok.
–
Pamiętam… – Ikari potarła nos, próbując wywołać u siebie stan chociaż odrobinę
przypominający skupienie. – Pamiętam, że założyłam się z Renjim! –
Odpowiedziała po dłuższej chwili, dumna, że udało jej się przywołać jakieś
wspomnienie z czeluści nocy.
–
Pamiętasz o co? – dopytywała porucznik.
– O… – Ta
dedukcja kosztowała ją już zbyt wiele wysiłku. – Nie.
– No,
strzelaj, to nie jest trudna zagadka.
– O to kto
ma silniejsze zanpakuto?
– Zimno.
– O… to,
kto pierwszy wypije piwo na eks?
– Cieplej.
– Kto
wypije więcej?
– Dziesięć
punktów dla oddziału ósmego.
– I kto
wygrał?
– No cóż. Sądząc
po tym, że musiałam tu przytaszczyć Renji’ego, a ty gdzieś jeszcze latałaś po
mieście… To chyba tobie przypadł laur zwycięstwa.
– Nikogo
tu nie taszczyłaś, Minako. Renji wrócił na czworakach, a ty kopniakami
ukierunkowywałaś go na właściwą drogę.
– Puścił
mnie samą w takim stanie na miasto, a sam wrócił sobie do domu? – zdenerwowała
się Ikari.
– Chciał,
żebym poleciała za tobą, ale uznałam, że to on jest w gorszym stanie i bardziej
potrzebuje wsparcia technicznego.
– Stop. –
Zastępczy Shinigami znowu westchnął, siląc się na cierpliwość. – Nie do „domu”,
tylko do „mojego domu”. Poza tym, z tego co zrozumiałem z jego bełkotu, to ty
po prostu sobie uciekłaś, Ika.
–
Uciekłam?
– No.
– Ojej.
– No.
Ikari
milczała długą chwilę i Ichigo znów się położył, sądząc, że dziewczyna teraz
analizuje swoje zachowanie i nie będzie chciała dzielić się z nimi swoimi przemyśleniami
na ten temat. Minako jednak dobrze ją znała i wiedziała, że kapitan nie da im
spokoju, dopóki nie załata wszystkich dziur w pamięci. Kurosaki przekonał się o
tym, gdy usłyszał znajome prychnięcie.
Round and around and around and around we go
– Tch.
Pewno się za bardzo nie starał, co? Nie wierzę, żeby prawdziwy facet nie mógł
sobie dać rady z jedną, przeciętną i to pijaną kobitką. – Ichigo wymienił z
siostrą szybkie spojrzenie i oboje jakoś powstrzymali się od komentarza, że ją,
Ikari Jaggerjack, trudno było zakwalifikować do przeciętnych kobitek, zwłaszcza,
gdy alkohol aktywował w niej uśpione szatańskie moce. – Taki Grimmjow dla
przykładu… Kawał gnoja, ale założę się, że nie dałby nikomu nigdzie zwiać bez
jego pozwolenia w środku nocy.
Zastępczy
parsknął śmiechem, ale Minako tylko się skrzywiła.
– Już mu
wybaczyłaś?
– Tak
jakby trafiłaś w dziesiątkę – odezwał się Ichigo, zanim Ikari przypomniała
sobie, o jakie wybaczanie chodzi. – Jak Renji wrócił bez ciebie, Grimmjow w ten
środek nocy poszedł cię szukać. I przyniósł cię na rękach, mimo, że oczy mu
próbowałaś wydrapać.
–
Grim-mjow? – powtórzyła cicho Ikari, a w ton jej głosu zdominowało zaskoczenie.
– P-przyniósł? Na… rękach?
– Wierz
mi, też byłem w szoku.
– Ale
spoko, już mu się odwdzięczyłaś.
Ikari
pobladła i pozieleniała jednocześnie.
– Słucham…?
To znaczy w jaki niby, kurwa, sposób się odwdzięczałam?
– Zwyzywałaś
go od najgorszych. Normalnie, w życiu nie słyszałam cię w takiej formie. – Vice
kapitan zachichotała, ale przestała, trafie odczytując przerażenie na twarzy Hagane.
– Zaraz… A ty o czym pomyślałaś, co?
– Nie,
nie, nic… Tylko się bałam, że może…
– Nieee,
nic z tych rzeczy! Tylko jechałaś po nim od najgorszych i tyle. A on – zero
reakcji, wiesz? Dziwne. Tylko zgrzytał zębami.
Rodzeństwo
wzdrygnęło się na wspomnienie tego upiornego dźwięku.
–
Normalnie byłem pewny, że sobie zetrze te kły.
– Rrrany,
już się wystraszyłam, że zrobiłam coś strasznego, czego żałowałabym do końca
życia. – Ikari odetchnęła z ulgą, ale cisza, która zapadła po jej słowach,
natychmiast obudziła jej czujność. – No nie gadajcie… Zrobiłam coś głupiego, tak?
Oh, now, tell me now,
tell me now, tell me now you know
– Nie-e…
– Mina! –
Jaggerjack zdzieliła ją w wystającą spod kołdry łydkę. – Mów. Nie, czekaj. –
Sięgnęła po omacku na szafkę nocną, w nadziei, że znajdzie tam to, czego szuka
i jej ręka faktycznie trafiła na szklaną, opróżnioną tylko do połowy butelkę
piwa. Szybko wlała sobie resztę jej zawartości do gardła. – Teraz, dajesz.
– No bo… Jak
Grimm już się wyżył na reszcie domowników i trochę uspokoił, to ty miałaś
reaktywację.
– Co
miałam?
– No,
myśleliśmy, że już poszłaś w kimę na dobre, a ty nagle stajesz przed nami w piżamie
i ci się na czułości zebrało. – Nie dbając o późną porę, Ichigo rozchichotał
się jak szalony.
– Ale to
było naprawdę urocze! – zapewniła skwapliwie porucznik dziesiątki, bojąc się o
zdrowie psychiczne Hagane, które i tak nie było już w najlepszej formie.
– W życiu
nie byłaś taka kochana! – Ichigo, zupełnie jakby się wcześniej ugadali, uderzał
w te same struny. Tak naprawdę zależało mu głównie na stanie swojego pokoju,
który niedawno przeszedł generalny remont, po tym jak nocował u niego drugi z
Jaegerjaquezów. A tak się zdarzyło, że dobrze poznał wtedy grymas, jaki właśnie
pojawił się na twarzy Ikari i wiedział, że może on zwiastować między innymi
istną demolkę.
– To
znaczy się co robiłam? – Rozległ się pusty głos Hagane. Nie zamierzała dać się
zbyć byle frazesami.
the reason I hold on
– Takie
tam, same sympatyczne rzeczy… Wyściskałaś nas… Mówiłaś, jak bardzo nas kochasz…
– I jak to
nie możesz długo na Grimmy’ego się gniewać i że już nie masz do niego żalu… Chociaż
próbował cię zabić. Znowu – dobiegł ją jeszcze jeden, przytłumiony przez drzwi
szafy głos. Po chwili z garderoby wyłonił się Renji, a jego mina nie zwiastowała
niczego dobrego. Na pewno nie pokojowych zamiarów. Wręcz przeciwnie – wyglądał
na urażonego. – Tak go obcałowałaś, że już nie wiedziałem czy jest taki
czerwony ze wstydu, czy to twoja szminka!
Ichigo nie
mógł się dłużej powstrzymywać. Roześmiał się głośno i towarzyszył mu w tym
cichy chichot siostry.
– Nigdy
jeszcze nie widziałem, żeby się skurczybyk czerwienił! – Zastępczy ocierał z
oczu łzy rozbawienia.
– Mało
tego, przestał się na chwilę wściekać, wyobrażasz sobie? – parsknęła Minako. – Chyba
nawet był zadowolony.
Do tego
wybuchu wesołości nie dołączył jednak ani Renji, ani Ikari, zajęci
piorunowaniem się wzrokiem. W końcu kapitan ustąpiła jako pierwsza.
– Wybaczcie.
– Podniosła się z łóżka. – Pozwolicie, że chyba jednak pójdę się wyrzygać…
Skierowała
chwiejny krok ku drzwiom.
Kiedy
znalazła się za nimi, na chwilę oparła się o nie plecami, wbijając niewidzący
wzrok w ścianę naprzeciw. Próbowała coś sobie przypomnieć, ale nic z tego co
mówiły bliźniaki i Abarai nie zapisało się na taśmie jej pamięci.
Nie
powinnam więcej pić.
Tylko że
teraz zasadniczo nie miała ochoty na nic innego.
'cause I need this hole gone
Usłyszała
za sobą podniesiony głos Renjiego i uznawszy, że nie jest jeszcze gotowa na
wysłuchanie kolejnych upokarzających nowin, zdecydowała się jak najszybciej
odejść poza zasięg jego głosu.
Przytrzymywała
się jedną ręką ściany, żeby zachować równowagę w uśpionym, ciemnym korytarzu.
Minęła drzwi od łazienki, nie zaszczycając jej swoją obecnością. Tego, od czego
ją mdliło, nie można było zwymiotować.
W końcu
jej dłoń natrafiła na pustkę i jeśli Ikari dobrze zapamiętała rozkład
pomieszczeń, to tutaj znajdowała się kuchnia. A w kuchni znajdowała się
lodówka. A w lodówce mogło znajdować się jeszcze jedno zimne piwko, które tak
jej było teraz niezbędne do klina.
Przesuwała
skrupulatnie ręką po ścianie w poszukiwaniu kontaktu. Oczywiście zasadą, że pechowemu
to nawet gówno z przerębli wyskoczy, nie natrafiła na nic w stylu włącznika. Obmacując
futrynę przeniosła się na drugą stronę, ale mimo że zbadała dokładnie metry
kwadratowe od podłogi, aż do miejsca, do którego sięgała tylko na palcach, jej
poszukiwania zakończyły się porażką.
– Nożeżjapierdolękurwamaćjasnychujbytostrzelił!
– Puściła wiązankę przez zaciśnięte zęby. – No włącznik wzięli i zajebali!
Poddała
się i wciąż badając wszystko dłońmi, ruszyła na poszukiwania lodówki w
ciemnościach.
Ściana,
ściana, półka, blat. Brzęknęły spadające na podłogę sztućce, które przypadkiem
zgarnęła ręką. Chlebak, talerz, o, koniec blatu. Ała! Uderzyła kostką o nogę krzesła,
które przesunęło się ze zgrzytem. A tak, teraz sobie przypomniała, że pod
ścianą stały dwa krzesła oddzielone stołem. Faktycznie, jedno krzesło, te w
które kopnęła, o, jest i stół, a na nim coś rozlane, bleee. Drugie krzesło?
Wyciągnęła obie dłonie, macając przestrzeń przed sobą. Dziwne. Jeśli to
krzesło, to chyba ktoś na nim siedzi… Bo co to może być, takie włochate, jak
nie czyjaś czupryna? Nachyliła się, ale nie usłyszała, ani nie poczuła żadnego
oddechu. Wzruszyła ramionami. Olać to. Lodówka, to była jej meta. Ruszyła
dalej.
Mniej
więcej w miejscu, które znajdowało się naprzeciw krzeseł, na które natknęła się
podczas swojej wędrówki, zderzyła się wreszcie ze swoim celem. Niemal z lubością
zacisnęła dłoń na zimnej klamce i pociągnęła do siebie drzwiczki.
Niebieskawe
światło zakuło ją w oczy. Zamrugała, przeganiając ból w głąb czaszki. Piwko,
piwko, piwko… Gdzieś tu musi być jeszcze jedno, czekające na nią. Pierwsza
półka świeciła pustkami. Tak samo jak druga. Na trzeciej znajdowały się
opakowania po wędlinach, w głównej mierze puste. Schyliła się do najniższej
półki, drapiąc się po pośladku i demonstrując światu swoją nocną bieliznę. Może
by się tym przejęła, gdyby zdawała sobie sprawę, że nie jest w kuchni sama. Ale
nawet, gdy usłyszała za sobą odgłos, świadczący o tym, że ktoś się krztusi,
potrzebowała jeszcze dobrej chwili, by zatrzasnąć drzwiczki, wyprostować się, naprędce obciągając bejsbolową
bluzkę, w której spała.
– Kto tu
jest?! – pisnęła.
Krztuszenie
przeszło w uciążliwy kaszel, który zakończyło pełne ulgi odetchnięcie.
– Ja jebie…
Prawie mnie zabiłaś. – Usłyszała zachrypły głos.
Wpiła
wzrok w ciemność, ale wciąż nic nie dostrzegała. Za plecami wymacała więc
uchwyt do lodówki i na powrót uchyliła ją lekko. W bladej poświacie, przy ścianie
naprzeciwko, błysnęły kobaltowe oczy.
I threw my hands in the air
I said show me something
–
Grimm…Grimmjow? – Otworzyła drzwi szerzej, rzucając na niego więcej światła. – Co ty
tu robisz?
Espada
osłonił dłonią oczy i pociągnął zdrowo ze szklanki, w której wraz z kostkami
lodu kołysał się złoty płyn.
– Kurwa,
siedzę – odpowiedział elokwentnie. – Zamkniesz te cholerne drzwi?
Ikari nie zamknęła. Nie miała zamiaru zostać z
nim znów sam na sam w ciemności.
– Ja
pierdolę. – Nie zauważyła, żeby wstawał,
czy do niej podchodził. Nagle po prostu zjawił się obok. Sonido? Położył łapę
na jej dłoni i docisnął drzwiczki, a wszystko znów pogrążyło się w mroku. Nie,
nie do końca. Za oknem pyknęła cicho uliczna latarnia, zalewając kuchnię
rosnącą, pomarańczową poświatą. – Czy ty zawsze musisz robić wszystko, żeby
mnie wkurwić?
Gdyby
trochę podniosła wzrok i dostrzegła w jego oczach gorączkowe kurwiki, pewno od
razu by uciekła, ale Ikari widziała tylko zawieszoną na wysokości jej oczu
szklankę, w której wyczuła alkohol.
– Daj mi
to – wyciągnęła rękę, wskazując na drinka.
– Nie.
– Daj mi.
– Nie dam.
– Dawaj!
– Nie i
chuj!
Grimmjow
odsunął szklankę poza zasięg jej rąk, ale Ikari była naprawdę zdesperowana.
Pociągnęła Arrancara za kołnierz kurtki i niemal wspinając się po nim
dosięgnęła wreszcie do szklanki, którą przechyliła do swoich ust manipulując
dłonią Espady i jak rasowy, spragniony alkoholik opróżniła naczynie do dna.
– Dzięki.
Puściła
jego rękę i chciała się odsunąć, ale wtedy zorientowała się, że Szósty trzyma
ją mocno.
– Coś za
coś.
– C-Co? –
Nie znała za dobrze tego uczucia, które pojawiło się teraz, tak nagle łapiąc ją
za gardło.
– Ja ci
coś dałem, to ty też musisz mi coś dać. – Szept Szóstego był nasączony chrypką,
whiskey i czymś, czego się zlękła. Grimmjow wyczuł jej emocje. Jego ramionami
wstrząsnął krótki, bezgłośny śmiech. – Albo sam sobie wezmę, tak jak ty, he? Chyba
się mnie nie boisz? Ikari?
He said: if you dare come a little closer
Położył
dłoń na jej biodrze i naglącym ruchem wymógł jeszcze więcej bliskości. Korcący,
jedwabisty zapach jej włosów drażnił nozdrza Arrancara. Chciał wreszcie
popuścić z hamulców. Zwierzęca żądza zalewała jego umysł.
Wiedział,
że to go w końcu dopadnie. Odkąd odkrył prawdę, zgłodniał nie na żarty. Zasadniczo
popęd seksualny odgrywał znaczącą rolę w motywowaniu Szóstego do zabawy w
detektywa. Przycisnął Aizena, przewrócił do góry nogami całe Hueco Mundo, udało
mu się nawet zinfiltrować wyższe szeregi Gotei. Powoli, ale w końcu znalazł,
czego szukał. Pojawiło się zielone światło. Już nie musiał nad sobą panować.
All along it was a
fever
A cold sweat, hot-headed believer
–
Posłuchaj… – Głos Ikari stał się tak samo ochrypły jak jego. Nie patrzyła na
Jaegerjaqueza, zajęta przyglądaniem się dłoni Arrancara, która pożądliwie
przesuwała się po jej ciele. – Jeśli nie zamierzasz mnie teraz przeprosić, za
to co zrobiłeś wcześniej, to ja już…
–
Zamierzam.
Zaborczym ruchem
dłoni uniósł jej podbródek i wpił się w jej zdziwione, lekko rozchylone wargi.
– Wo, wo,
wo… Sekundo! – Ikari odepchnęła się od piersi Espady, ale zdołała wypracować
tylko tyle dystansu, na ile zdołała się odchylić do tyłu, bo Jaegerjaquez nie
zamierzał jej puszczać. A Hagane była jeszcze zbyt wstrząśnięta, by zareagować
jak każda szanująca się, bogobojna, skromna kobieta i walnąć Szóstemu w twarz.
Mało tego – przez oszołomienie zaczęło przedzierać się uczucie, które nie było
jej domeną.
Ja się nie
gniewam… Ja się boję.
Not really sure how to feel about it
Spod półotwartych
powiek Arrancara sączyło się światło niebieskich oczu, które emanowały teraz
jaskrawym błękitem, jak zawsze w chwilach, gdy Grimmjow wybitnie się wkurwiał…
albo podniecał.
Czy Ikari
w ogóle miała jakieś szanse w tej sytuacji? Przecież już się przekonała, że Espada jest od niej silniejszy. Może i tak, ale Hagane była szybsza. Kiedy wątły płomyk
złości i rozsądku przebił się przez jej bezdech, odepchnęła Szóstego porządnie i
porwała jeden z leżących na blacie noży.
Grimmjow
wsunął dłonie do kieszeni i patrzył na nią z rozbawieniem.
– I co?
Zarżniesz swojego brata nożem do chleba?
– Podobno
nie jesteś moim bratem.
– No
właśnie, debilu. – Nie zważając na to, że dziewczyna mu grozi, podszedł do niej
sprężystym, luzackim krokiem, zatrzymując się dopiero wtedy, gdy czubek noża
oparł się o jego brzuch. – Spróbuj szczęścia, maleńka, no śmiało. Tylko pamiętaj,
że już mam tu jedną dziurę. – Uniósł lekko koszulkę, odsłaniając znamię Pustego.
– Jak ci się nie uda zrobić podobnej, to nie licz na to, że to ci w czymś
pomoże.
– Daj mi
spokój, Grimmjow. Nie będę się z tobą bawić w twoje chore gierki! – syknęła. –
Ubzdurałeś sobie coś, tylko po to, żeby mnie wkurzyć.
– To ty
sobie ubzdurałaś jakieś braterskie głupoty!
–
Przecież… Przecież to nie ja powiedziałam…
– A kto?
– No… Nawet
Aizen mówił…
– Tch.
Aizen! A czy Aizen nie był aby ojcem kłamstwa?
Ikari
otwarła szeroko oczy.
–
Przestań. Mieszasz mi w głowie tylko po to, żeby… Żeby…
W
ciemnościach kuchni nie było widać, że Hagane się zaczerwieniła, ale Szósty
domyślił się, co chciała powiedzieć i roześmiał się szyderczo.
– Litości.
Jeśli będę mieć ochotę, wezmę cię tu i teraz, i wierz mi, że koło dupy mi fruwa,
czy płynie w tobie moja krew, czy nie.
– Tylko
tak mówisz…
Espada wyciągnął
nóż z jej drżących palców, oparł dłonie na blacie po obu jej stronach i naparł
na nią całym ciałem, zmuszając, żeby się na nim położyła. Ikari poczuła jego
płytki oddech i ciężki, cedrowy zapach, gdy pochylił się nad nią.
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
– Bo ja
już wiem, że nie – zamruczał. – Nie masz się już czym zasłaniać. Gdybym tylko
zechciał…
– Ale nie
chcesz, nie?
W
odpowiedzi zaczął rozpinać pasek swoich spodni.
–
Przestań. – Próbowała znowu mu uciec, ale ramiona Arrancara zamknęły ją w
potrzasku. Szarpnął zębami za jej bluzkę, a rozdarty materiał zsunął się z
jednego ramienia Shinigami, pogłębiając dekolt.
– Nie…
Grimmjow. Nie.
– A czy ja
się ciebie o coś, kurwa mać, pytam? – warknął gniewnie.
– NIE
MOGĘ!
– Możesz,
możesz…
Ikari
złapała Jaegerjaqueza za niebieskie włosy, próbując na chwilę go zatrzymać.
– Odwal
się, słyszysz?!
– Zamknij
się, Ikari. Rozpraszasz mnie – wydyszał Grimmjow, a jego ręce wciąż wdzierały
się pod jej piżamkę.
– Złaź ze
mnie!
– Później.
– Coś ty
taki wyposzczony, co?
– Nie
jestem… Ja…
It takes me all the way
Czyżby? Trafiony,
zatopiony?
Arrancar ryknął
wściekle, szczerząc groźnie zęby. Zdenerwowany, gwałtownie odsunął się od Hagane,
która prawie zleciała z blatu, żałując, że jednak nie znalazła tego włącznika.
Dużo by dała, żeby sprawdzić, czy ma rację. Czy rzeczywiście udało jej się
Szóstego speszyć.
– Co żeś się
taka, do chuja, dociekliwa zrobiła?! Nie szło iść na żywioł? – marudził
zapinając z powrotem pasek. – Siadaj. – Odsunął jej kopnięciem jedno z krzeseł, a sam
usiadł na drugim.
Zaskoczona
dziewczyna, posłusznie zajęła wskazane miejsce.
Po chwili
milczenia podparła brodę na dłoni, patrząc z zainteresowaniem na Grimmjowa,
który przybrał identyczną pozycję.
– No? –
ponagliła go, niecierpliwie bębniąc palcami o blat. – Jaką niespodziankę przyszykowałeś?
Bo już mnie dzisiaj nic nie zaskoczy.
Grimmjow
podniósł rękę i Ikari natychmiast znowu rzuciła się po coś ostrego do
samoobrony, ale on tylko trzepną grzbietem dłoni w półkę wiszącą nad stołem,
włączając jarzeniówkę. Prychnął głośno, gdy zimne, niebieskawe światło odbiło
się w ostrzu noża.
– Masz
mnie aż za takiego łotra?
– No.
Przez
twarz Szóstego przemknął cień urazy.
'Cause when you never see the light
– Ubliżasz
mi, sądząc, że zdołasz mnie tym skaleczyć. Może dam ci Panterę, co?
–
Poproszę.
–
Wnerwiasz mnie… – syknął, ale ku kolejnemu zdziwieniu Hagane wydobył katanę i
rzucił ją dziewczynie, która przez kilka strasznych chwil żonglowała
rękojeścią, zanim udało jej się bezpiecznie położyć sobie broń na kolanach. –
Jak ty mnie złościsz… Nie masz pojęcia.
– Raczej
mam.
– To może
jeszcze chcesz się odwdzięczyć, hm? – zapytał, schylając się, by podwinąć
nogawkę dżinsów.
– Obejdzie
się – odpowiedziała, posyłając mu wymuszony uśmiech. – Z Panterą w moich rękach
czuję się dużo bezpieczniej.
Patrzył na
nią, wciąż schylony i dopiero gdy przewróciła oczami, znów się wyprostował.
– Czego
jeszcze ode mnie chcesz?
– Żebyś
mnie wysłuchała. I masz mi nie przerywać. I już więcej nie pyskować, jak będę
chciał…
–
Grimmjow…! – W głosie dziewczyny pojawił się ostrzegawczy ton.
Nie
dokończył. Odchylił się na krześle i sięgnął do szuflady, w której chwilę
mieszał łapą, aż w końcu wyrwał całą i wysypał zawartość na stół. Spośród
różnych szpargałów, w których znajdowały się nożyczki, nici, pudełko pinezek i
metr krawiecki, wybrał mały notes i dwa długopisy. Resztę zgarnął z powrotem do
szufladki, którą następnie odstawił na parapet.
– Skąd ty
wiesz, gdzie co jest…
–
Pomieszkiwałem tu swego czasu.
Oderwał z
notesu jedną kartkę i podał ją Ikari wraz z długopisem.
– Napisz,
jak się nazywasz.
– Co?
– Gówno.
Rób co mówię.
Kapitan
wzruszyła ramionami i podpisała się niedbale. Grimmjow również nabazgrał coś w
notesie, po czym podał go Ikari. Spojrzała na jego podpis.
I na swój.
– No,
wiedziałem – mruknął Grimmjow, wpatrując się wraz z nią w literki.
– Ale… Co
to znaczy?
– To
znaczy, mała, że wcale nie nazywamy się tak samo.
– Jak to?
– Srak to!
Ślepa jesteś? Tylko wymawia się podobnie.
– Czyli
co?
– Czyli nie
mogliśmy być rodzeństwem w poprzednim życiu.
– Co ty
pierdolisz! Przecież pamiętam…
– Tak? –
Zdziwił się nieszczerze. – Co takiego pamiętasz, Hagane?
–
Pamiętam, że… No jak to co…
– Gdzie
mieszkałaś? Jak żyłaś? Jak zginęłaś?
– Ja… Tego
nie wiem. – Nagle uświadomiła sobie coś, co umykało z głównego obszaru jej
myśli. Że nie ma żadnych wspomnień. Nie pamiętała nic, prócz swojego życia w
Soul Society.
– No
właśnie. Skoro nie pamiętamy nic sprzed śmierci… Skąd ten pomysł, że miałaś rodzeństwo? – Wyciągnął coś z kieszeni i wsunął w jej dłoń. – To ci odświeży pamięć.
– Co to
jest? – Przyglądała się przezroczystemu pudełeczku, w którym chybotała się nieduża
tabletka.
– Omoide.
Jak to weźmiesz, wszystko sobie przypomnisz. Także to, że nie miałaś brata.
– Skąd to
masz?
–
Zajebałem temu gościowi w chodakach.
– Co?!
Hagane
zacisnęła w dłoni pigułkę i długo, z poważną miną, wpatrywała się w Espadę.
– To nie
ma sensu – stwierdziła w końcu.
– Właśnie,
że ma – sprzeczał się Szósty, uderzając pięścią w stół.
– Grimm… –
Ikari pokręciła głową. – Spójrz na siebie. Spójrz na mnie. Wyglądamy, jak
wyglądamy. Jeśli wierzysz, że to przypadek… To jesteś kretynem.
– Nie
powiedziałem, że to przypadek.
– Ty weź
już, kuźwa, dzisiaj nie pij, co? Skoro nie jesteśmy spokrewnieni, to jakim
cudem…
– Możesz
się na zamknąć chociaż na chwilę? – zapytał szorstko, pocierając z
roztargnieniem skroń. – Jak mam ci coś wytłumaczyć, skoro nie dajesz mi dojść
do głosu!
Hagane nic
już nie odpowiedziała, ale prychnęła cicho i odwróciła się bokiem do Grimmjowa,
obrażona.
– Ten wasz
dziwak w cylindrze opowiedział mi o wymiarach – warknął po chwili ciszy,
dziwnie filozoficznym tonem. – O alternatywnych rzeczywistościach. – Podniósł
ręce w proteście, widząc, ze Ikari znów otwiera usta. – Daj mi skończyć. Po
prostu załóż na chwilę, że to, co mówię, to prawda. Mam na wszystko dowody. Doceń,
do chuja, że przytargałem tu ze sobą pół biblioteki Aizena. Dla ciebie i tego kapelusznika…
A poza tym. – Opuścił ręce, uderzając o blat ze złością. – Czy ja cię kiedyś,
do kurwy nędzy, okłamałem, że taka podejrzliwa jesteś?!
Znów nic
nie odpowiedziała, ale tym razem zawstydziła się lekko. Cóż, co racja, to
racja. Z Jaegerjaqueza był kawał chama, ale nigdy nie zniżył się do tego, by
łgać. Nie, on zawsze trzymał się faktów. Kiedy mówił, że cię zabije, naprawdę
próbował cię zabić. A kiedy zapowiadał, że wróci skopać ci dupsko – zawsze
wracał.
It's hard to know which one of us is caving
– Wszystko
sprawdziłem – kontynuował po chwili milczenia. – A nie było to łatwe, bo oni
nie chcą się dzielić tą wiedzą. Aizen wolał wcisnąć nam kit o braciszku i
siostruni, żeby czasem nikt za bardzo nie węszył i nawet cwaniak w czapce przez
jakiś czas w to wierzył. Ale nie ze mną takie numery. Sorry, ale od początku mi
to śmierdziało.
– No, ja
nie wiem… – mruknęła cicho kapitan.
– Cicho
bądź. Rusz tym pustym, chabrowym baniakiem. Twoja blizna, mój tatuaż. Z tym się
ludzie nie rodzą. A nasze nazwiska? To podsunął mi wasz koleś ze sklepu. Miał
rację, cwaniaczek.
– Jak to
się stało, że Urahara z tobą współpracuje?! – Wybuchnęła Ikari. – Co to za pierdolona
konspiracja!
– Nikt z
nikim nie współpracuje. Po prostu mieliśmy… pewną umowę.
– Nie
wierzę… I co, – potrząsnęła pudełeczkiem – to też jest od niego?
– Tak.
Także spoko, nie chcę cię otruć. To nie są moje metody.
– I
Urahara ci to dał?
– No nie
do końca, mówiłem. Dał mi jedną, żebym się w tym wszystkim upewnił… Ale powiedział,
że ciebie sam muszę przekonać. – Uśmiech Grimmjowa pierwszy raz nie wydał się
Ikari drwiący. – Przewidziałem to, że mi nie uwierzysz, dlatego zwędziłem mu
jeszcze jedno omoide.
Na jakiś
czas zapadła cisza. Latarnia na ulicy zgasła, granat nieba powoli jaśniał,
niosąc na barkach świtu nowy dzień. Grimmjow czekał, ale to czekanie zaczynało
mu się przykrzyć. Ikari nic nie mówiła, wpatrując się w okno, a on znów poczuł
głód. Kiedy podniosła ręce, by poprawić włosy, jarzeniowe światło wyciągnęło z
cienia wgłębienie między jej piersiami. Przełknął niespokojne ślinę, próbując
usiedzieć na miejscu… Chociaż… Właściwie… Przecież zasłużył sobie na jakąś
nagrodę, no nie? Wszystko ładnie, obrazowo i spokojnie jej wyperswadował, nawet
głosu nie podniósł ani razu. Wykorzystał co najmniej dwuletni zapas
cierpliwości, ale dał radę. Teraz powinien po prostu wziąć, co mu się należy.
– Czyli to
mniej więcej wygląda tak – odezwała się akurat w chwili, gdy oparł ręce o stół,
żeby się podnieść, – jakbym była czymś w rodzaju twojej alternatywnej wersji?
– Albo ja twojej, kto wie. W innej
rzeczywistości, gdybyś narodziła się jako facet… W jeszcze innej, jako
Arrancar…
– To jest
popieprzone.
– I bardzo
dobrze, że nic nas nie łączy. – Wyszczerzył się radośnie.
– Uważaj,
bo ci się sprośne myśli na gębie odbijają.
– No to
masz szanse zobaczyć swoją przyszłość.
– Tch. –
Ikari zmrużyła oczy. – Skoro istniała taka realna szansa, że mogliśmy się
zamienić miejscami… To czy to nie wygląda trochę tak, jakbyś leciał sam na
siebie?
Kobaltowe
oczy Espady zrobiły się nagle okrągłe. Wyglądał na chwilę na naprawdę zbitego z
tropu. A potem ryknął głośnym śmiechem, łapiąc się za brzuch.
– Wtedy
ostatecznie ty leciałabyś na mnie, nie? – odpowiedział, gdy przestał się śmiać.
– Zakurwiście żeś to rozkminiła. Nie jesteśmy jedną osobą, tylko dwoma,
ukształtowanymi przez poprzednie życia.
– Tak?
– No tak,
kurwa. Poza tym… Jesteś ładniejsza ode mnie.
– Taaak?
– Jednak
gdyby było jak mówisz… No to w sumie. – Znowu zaczął się śmiać. – Jestem tak
zajebisty, że sam na siebie pewnie też bym poleciał!
– Dupek.
– Ale – jego
ręka wystrzeliła nagle przez stół, łapiąc ją za nadgarstek, – to wszystko
tłumaczy.
– Ta-ak? –
zapytała, czując się coraz bardziej głupio, powtarzając wciąż to samo, choć
zupełnie różną intonacją. – A co?
– To, dlaczego
tak mnie wkurwia, jak kręci się koło ciebie jakiś fagas. Po prostu nie zniosę,
żeby inny facet zbliżał się do kogoś tak podobnego do mnie.
– Ale przecież
powiedziałeś, że nie jesteśmy…
– Nie
jesteśmy tacy sami. Ale jesteśmy zbyt podobni, żebym mógł spokojne patrzeć na
to, jak dobiera się do ciebie jakiś gnojek...
– Nie
pozwalaj sobie… – warknęła dziewczyna. – To brzmi tak, jakbyś zamierzał mnie
kontrolować.
– Tylko,
jeśli będziesz niegrzeczna.
– Nie kpij
sobie! Nie zamierzam wieść cnotliwego życia tylko dlatego, że tobie się coś nie
podoba.
– Och, źle
mnie zrozumiałaś. Nie mam zamiaru nakłaniać cię do tego, żebyś… Jak to mówią?
„Dobrze się prowadziła”?
– Sam
powiedziałeś, że nie chcesz widzieć koło mnie żadnych mężczyzn, bo…
– Bo koło
ciebie jest miejsce tylko dla jednego mężczyzny.
– Jednego?
– Tak. Takiego,
jak ja.
– Słucham?
– I nic
się nie martw… Pomogę ci zapomnieć o tym, że w ogóle istnieje takie słowo jak
„cnotliwie”… – Grimmjow pociągnął ją za rękę, tak, że musiała pochylić się nad
stołem. Espada uśmiechnął się, bezczelnie wpatrując się w jej piersi. – Czy to
nie oczywiste?
– Nie dla
mnie. – Wyrwała rękę. – Nie jestem taka jak ty.
Przez chwilę
wyglądał, jakby te zaprzeczenie niebieskowłosej go ubodło. Przynajmniej takie
miała wrażenie. Że jego rozpalone spojrzenie przygasło, a zaciśnięte na krawędzi
stołu palce pobielały.
Funny you're the broken one
Ale zaraz
odepchnął się od niego i kołysząc na krześle, uśmiechnął się drwiąco,
zakładając ręce za głowę.
– Kogo teraz
próbujesz oszukać? Mnie czy siebie?
– To się
kupy, dupy nie trzyma.
– Trzyma,
trzyma. – Zerwał się nagle i poczuła, że stoi tuż za nią. – To się nazywa… Jak
to się nazywa? Że jesteśmy dla siebie stworzeni? Tak. Dwie połowy jednej
rzeczy, no nie?
Zanim
zdążyła zareagować, Grimmjow wykopał spod niej krzesło, obejmując ją ciasno, nim
zdążyła upaść.
Pantera –
zdążyła tylko pomyśleć, w ostatniej chwili łapiąc za broń, zanim ta spadła na
podłogę.
Zmusił ją,
żeby oparła się o blat. Chwilę się z nim siłowała, ale w końcu skończyła na
stole, zachęcająco wypięta w stronę mruczącego z aprobatą Grimmjowa. Poczuła
jak dyszy jej w kark, a jego zachłanna dłoń błądzi po jej tyłku.
– Skończ
się już szarpać… Przecież widzę to w twoich oczach – wyszeptał jej do ucha, a
ona miała wrażenie, że ten głos rozbrzmiewa wewnątrz jej głowy. – Pragniesz
mnie, Ikari.
Usłyszała szczęk
odpinanej sprzączki.
Dłoń
Espady wdzierała się pod jej bieliznę.
…but I'm the only one who needed saving
Nie. To
się tak, kurwa, nie odbędzie.
Co z tego,
że ta jego zaborczość rzeczywiście ją rozpalała. Co z tego, że gdzieś tam
wewnątrz chciała mu ta to pozwolić. Po prostu dać się zerżnąć na kuchennym
stole Kurosakich. Była chętna i Grimmjow zaraz się dowie jak bardzo, jeśli jego
zuchwały dotyk dotrze do celu. Może i Ikari tego chciała, ale Ikari była
buntowniczką. Ten zwyczaj był w niej zakorzeniony tak mocno, że potrafiła
zbuntować się nawet przeciwko własnej przyjemności. Dodać do tego to, że ktoś
ją dominuje, stosuje wobec niej przemoc seksualną i jeszcze mówi jej, czego pragnie…
To było, aż nadto, żeby ktoś jej natury się temu sprzeciwił.
Zrobiła
więc użytek z Pantery, którą wciąż ściskała w garści. Machnęła nią w tył, ale
nie za wysoko. Grimmjow zawył, rozeźlony, i natychmiast ją zostawił. Trafiła go niemal w to samo miejsce, w które
sama była ranna. Jego dżinsy na wysokości łydki szybko nasiąkały krwią. Hagane
odwróciła się do niego, przecierając łzawiące oko tą samą ręką, w której dzierżyła
Panterę, a potem wycelowała w Grimma jego własnym zanpakuto.
–
Wypierdalaj – wyszeptała przez ściśnięte gardło. – Myślisz, że tym czego pragnę,
jesteś ty?! – Udało jej się podnieść głos. – Spierdalaj, bo jeszcze raz się
przekonasz, jak to jest oberwać Panterą!
Grimmjow patrzył na nią z obłędem w oczach.
Przez moment była pewna, że zignoruje jej groźby i znowu się na nią rzuci. Jego
rozchylone nozdrza, nastroszona grzywa, zaciśnięta mocno szczęka… Ale tak się
nie stało. Nawet jeśli miał taki zamiar, odpuścił.
– Dam ci
czas, żebyś to zaakceptowała – warknął. – Jesteś moja. Tak musi być. Nie
pozwolę, żeby ktoś oprócz mnie położył na tobie łapy.
Odwrócił się raptownie, wychodząc z kuchni.
Mimo ranionej nogi, opierał na niej cały ciężar ciała, jakby nie czuł bólu.
Kiedy
wyszedł, Ikari wciąż płonęła. Trzęsąc się ze złości,
(nie tylko
ze złości)
zaciskała
dłoń na rękojeści arrancarskiego Zabójcy.
Podskoczyła,
gdy drzwi wejściowe trzasnęły z całej siły. Przez chwilę jeszcze stała bez
ruchu, ale jednak wybiegła za nim. Zatrzymała się w progu, wpatrując się w jego
plecy. W głowie znowu huczały jej słowa Szóstego. Chciała…
I want you to stay
– I NIE
CHCĘ WIĘCEJ WIDZIEĆ NA OCZY TWOJEJ WSTRĘTNEJ MORDY! – krzyknęła, rzucając za
nim Panterę.
Odwrócił
się, podnosząc zanpakuto, ale już na nią nawet nie spojrzał. Ikari zamknęła
drzwi, dopiero, gdy zniknął jej z oczu, zastanawiając się, dlaczego nie zrobiła
tego od razu, skoro przecież nie chciała go już nigdy oglądać.
Rzuciła
się przez przedpokój i wpadła do sypialni, którą zajmował Grimmjow. Arrancar o
dziwo pozostawił po sobie porządek, chociaż to wyglądało bardziej tak, jakby w
ogóle nie korzystał z pokoju. Łóżko było równo zaścielone i pościeli nie
znaczyła żadna zmarszczka. Nic nie świadczyło o jego obecności tutaj. Nie
zostawił żadnych rzeczy, prócz opasłej, skórzanej czarnej torby, napęczniałej
od papierzysk.
Wysypała
wszystko na podłogę, po kolei biorąc do rąk każdą kartkę i uważnie śledząc
tekst w bladym świetle poranka. Łzy obeschły na jej policzkach, gdy w skupieniu
przyglądała się papierom. Rozumiała coraz więcej, coraz mniej chaotyczna
wydawała jej się rozmowa, którą przeprowadziła z Grimmjowem. Kiedy wróciła do
tego myślami, zaraz przypomniała sobie, czego jeszcze niemal z Szóstym nie odbyła
i rumieniec złości
(nie, nie…
to nie złość)
wypełzł na
jej twarz. Sięgnęła do kieszeni, gdzie schowała małe pudełeczko, które jej
zostawił. Otworzyła je i wyciągnęła niedużą, jaskrawoczerwoną pigułkę. Nie
namyślając się długo, połknęła tabletkę.
Kiedy
półtorej godziny później Minako znalazła ją w pokoju Espady, Ikari drżała jak w
febrze, blada i spocona.
– Jezus
Maria, Ikari! ICHIGO! Ichigo, ojciec wrócił?!
Doskoczyła
do dziewczyny, która w półleżącej pozycji, opierała się o łóżko. Pod
opuszczonymi powiekami widać było niezwykle intensywny ruch gałek ocznych.
– Boże… –
Minako dotknęła jej czoła. Najpierw wydało jej się rozpalone, jakby Ikari
trawiła wysoka gorączka, a za chwilę było zupełnie chłodne, a nawet… lodowate.
– Co się
stało?! – Do pokoju wparował Ichigo z telefonem w ręce. – Ojca nie ma, mówił,
że jadą…
– Mówiłam
ci, że słyszałam, jak się kłócą! – Przerwała mu siostra. – I teraz zobacz!
Zobacz jak ona wygląda! Co on jej zrobił?!
–
Myślałem, że lepiej będzie jak sami w spokoju porozma….
– W SPOKOJU?!
Jaegerjaquez i „w spokoju”?! A ja, głupia, cię posłuchałam… – Minako wydarła
się po swoim bracie, który słuchał tego ze stoickim spokojem, wiedząc, że ta
później go przeprosi za to, że odreagowała na nim stres. – Nie, ty mi zrób tą
przysługę i więcej nie myśl, tylko dzwoń po…
–
Wyluzujcie…
Bliźniaki
spojrzały na podłogę, skąd doszedł ich słaby glos.
– Hagane?
Co tu się stało?!
Ikari
milczała, patrząc tępo przed siebie. Ichigo, pierwszy raz widział kapitan
Jaggerjack w takim stanie.
– Mina… –
odezwała się wreszcie niebieskowłosa. – Ja nie mam brata.
Minako
zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy Ikari się go wyrzeka, czy… Czy to co
mówił, a właściwie wrzeszczał wcześniej Arrancar…
– Jezu… Co
on ci zrobił? Co ty brałaś? Czy on…? – Porucznik dopiero teraz zauważyła w
jakim stanie jest koszula Ikari. – Nie… Nie zrobił by tego… Nie zrobił, prawda?
Hagane znów
milczała, więc Minako próbowała znaleźć odpowiedź na twarzy brata, ale jego
zacięta mina też niewiele zdradzała.
– Ichigo…?
Powiedz, że on tego nie zrobił… Pod naszym nosem…
Zastępczy
przykucnął przy dziewczynach, starając się nawiązać z Hagane kontakt wzrokowy.
– Gdzie on
jest? – zapytał, a pusty ton jego głosu przebił się do stanu umysłu Ikari, która podniosła na niego wzrok. –
Powiedz tylko, gdzie on jest. Znajdziemy skurwiela. I zabijemy.
Położył
dłoń na ramieniu siostry, która przytaknęła skwapliwie.
– Kazałam
mu wypierdalać – szepnęła Ikari.
– I bardzo
dobrze! Niech się nie waży nigdy więcej…!
Popatrzyła
na bliźniaków, kręcąc głową.
Oni nic nie rozumieją. On miał rację. Jestem
idiotką. I zadarłam z dumą Espady. Gratukurwalować.