Może nie jest to popołudnie, ale jestem z drugą częścią rozdziału. Wyszło tego drugie tyle, a moze ciut więcej. Nie jest to specjalnie jakaś rekompenstata, ale to chyba najdzluszy rozdzial, yhym.
I JEST JEDEN ZERO DO NAS!!!
Nie wiem, czemu było tak trudno, ale było.
Mam tylko tyle na swoje usprawiedliwienie:
_________________________
Świat składał się z samych
niewyraźnych plam. W tych momentach, w których w ogóle na coś się składał.
Między głuchymi chwilami mroku i pustki pojawiały się migawki obrazów, których
nie rozumiała. Jakby oglądała film na starym adapterze. Kręcony w wyjątkowo
podłych warunkach. Niedoświetlony, o rozjechanej ostrości i źle zbalansowanych
kolorach. Momentami czarno–biały i tak niezrozumiały, jak jeden z tych
półświadomych snów, w których wrażenie realności parzy się z dziwnie
nienaturalnym strumieniem wartkiej akcji, budząc rezonans głodnego przerażenia.
Ocknęła się, gdy groza tego, co się
dzieje, po raz pierwszy podeszła jej do gardła. Próbowała unieść powieki, ale
przejrzała na oczy dopiero, kiedy zdała sobie sprawę, że przez cały czas miała
je otwarte. Że na to wszystko patrzyła. Wszystkie tarcze obronne w jej
organizmie drżały, próbując odeprzeć fakty. Instynkty samozachowawcze szalały, chcąc
uchronić jej psychikę przed tym widokiem. Ale nie mogła zrobić wiele. W
zasadzie mogła tylko odwrócić wzrok. Jeszcze przez chwilę udawać, że wszystko
jest w porządku. Że nic się nie stało.
Pełnia księżyca zaglądała przez małe
okratowane okienko w szatni, rażąc ją w oczy. Myśli pchały się do niej jedna
przez drugą. Okalały świadomość czyjejś śmierci, starały się ukryć pod grubą
warstwą swoich kłębów poczucie winy. Ale ostatecznie i tak sprowadzały ją na
tory wykolejenia. Poczucie porażającej bezradności brało górę.
W
takie noce, jak ta, nie wiem, co robić. Dręczy mnie księżyc. Dlatego modle się,
żeby zszedł. Wraz z tym zsiadłym niebem, na którym wisi. I przygarnął mój
obłęd. I strach. Bo czegoś bardzo się boję. Chociaż wychodzę przed szereg, drąc
w niebogłosy bojowe hasła. Moje instynkty są tak samo pierwotne, jak twoje.
Może boimy się tego samego? Może boimy się samotności. My, niebieskiej natury,
musimy trzymać się razem. Inaczej będziemy się trząść ze strachu. Całe jebane
życie.
Nie mogła dłużej tego odwlekać. Lęk
oblepiał jej duszę gęstą coraz cięższą mazią. Wzrok zsuwał się po wpadających
do pomieszczeniach promieniach księżycowego światła, aż ugrzązł na odblaskach, kładących
się wzdłuż ostrza Shiraiona, którego wciąż trzymała w ręku. Ostrza, które
ciągle tkwiło w jego klatce piersiowej. Uległa przerażeniu, zaciskającemu zimne
kły na jej gardle. Niewiele więcej myśląc, poddała się panice i wyszarpnęła
zanpakuto.
Krew gęstą strugą wylała się z rany,
dołączając do wzbierającej strużki cieknącej spomiędzy warg Aomine. Zabawne, że
jego granatowe oczy też przypominały księżyce. Były takie jasne, takie pełne
wyciekającego z nich blasku. Szeroko otwarte, patrzące z niezrozumieniem.
W końcu zgasły, a ona osunęła się na
podłogę wraz z nim.
I get down with the victim
We both know you need them
Tym razem po prostu zemdlała, ale jej ciało niemal natychmiast podniosło się bez udziału jej świadomości. Drażniący, pusty głos rzucił przy pomocy jej ust kilka ordynarnych epitetów, mogących stanowić wymyślne odpowiedniki dla określenia „słabe nerwy”. Shinigami ocknęła się na chwilę, gdy jej żołądkiem targnęły torsje i podstawiła dłonie pod twarz. Nie zwróciła niczego, jedynie zaczęła się krztusić, czując w gardle coraz bardziej nieznośne drapanie. Coś łaskotało ją w przełyku, a kiedy poczuła to na podniebieniu, sięgnęła do ust i dławiąc się, wyciągnęła spomiędzy nich długie, niebieskie pióro. Przyglądała mu się z przerażeniem, aż jej dłonie znów zaczęły poruszać się same. Pochyliła się nad stygnącym ciałem i wbiła pióro w zadaną ranę. Upchnęła je staranie, wciskając w głąb rany, czując pod palcami jeszcze gorące wnętrze, wydalające z siebie ciemnoczerwoną krew w sporadycznych pulsach.
Odwróciła się i zwymiotowała, tym
razem standardową zawartością żołądka.
– Tutaj! – zawołała Minako, podnosząc
w górę rękę. Sado szybko dostrzegł, że dziewczyny nikt nie kryje, chociaż
znajdowała się w czystej pozycji tuż pod samym koszem. Podał do niej nad
głowami przeciwnika, a rudowłosa złapała piłkę i zastosowała przy rzucie tak
skomplikowany układ rąk, że cała publiczność zamarła w oczekiwaniu na rezultat.
To, iż piłka wleciała do kosza, po kilkusekundowym krążeniu po obręczy, było
tak niespodziewane, że cała publika zerwała się z miejsca, wiwatując.
– Tch – prychnął Grimmjow, przebiegając obok Minako, gdy ta wciąż stała
pod koszem, nie do końca wierząc, że piłka jednak wpadła. – Paralityk
pierdolony.
– Trafiłam! – poinformowała swojego brata Kurosaki, ciesząc się i
wracając wraz z nim na swoją połowę boiska.
– No. Wyglądałaś, jakbyś próbowała zabić komara, ale… No – pochwalił ją
Ichigo i nawet poczochrał siostrę po włosach, choć ona natychmiast wyrwała się
spod jego ręki, sycząc wściekle.
Udało im się sparować atak Toutou czy raczej Pokolenia Cudów, które
wciąż nie otrząsnęło się po stracie skrzydłowego. Hisagi zwinnie wyłuskał piłkę
spod rąk gnającego na drużynę Karakury Midorimy, a Minako znów przedostała się
pod kosz, przeciskając się pomiędzy wysokimi koszykarzami. Była gotowa, gdy Shuuhei
podał do niej kozłem, ale tym razem przeciwnik jej nie zlekceważył. Zanim jej
dłoń dotknęła piłki, zrobił to Kise. Nie omieszkał posłać przy tym do niej
zalotnego uśmiechu, choć ten podryw skończył się utratą kosza przez Karakurę.
Na dodatek, przy wykonywaniu rzutu, Kise ośmielił się skopiować taktykę
Grimmjowa (która generalnie opierała się na tym, żeby zniszczyć wszystko i
wszystkich, a przynajmniej kosz), co bardzo szybko przepłacił zdrowiem.
Dosłownie, bo Szósty przy najbliższej okazji pociągnął mu z łokcia i to tak
solidnie, że blondynowi buchnęła krew z nosa.
You're stuck in the middle of all irrelevance
Gwizdek sędziego przeciął przestrzeń sportowej hali. Midorima pomógł
ciskającemu z oczu błyskawice Ryocie zejść z boiska, żeby nie wykrwawiał się na
środku parkietu.
– Mogę grać! – darł się Ryota, chociaż sędzia kręcił głową i dął w
gwizdek, wskazując na jego nos, z którego wciąż bryzgała krew. Blondyn,
obnosząc się ze swoją obrazą, spoczął w końcu na ławce. Medykom udało się
powstrzymać jego krwotok, więc trener odesłał go do szatni, żeby Kise przemył twarz
i mógł wrócić na boisko.
W tym samym momencie Minako opieprzała zdrowo Grimmjowa, który wraz z
resztą stłoczonej wokół trenera drużyny, uzupełniał płyny przy ławce Karakury.
– Ty zawszony draniu! Jak nie umiesz grać, to od razu usiądź tu na
dupie i oglądaj, jak wygrywa się mecz
nie zabijając…
Zanim dokończyła, dłoń Grimmjowa drugi raz w ciągu tego dnia zacisnęła
się na jej gardle. Tym razem Espada zrobił to z dużo większą premedytacją. Nie
przestał nawet pociągać z bidonu wody, tylko jego kobaltowe oczy śledziły
postępujące kolory purpury na twarzy Shinigami.
– Grimmjow, kretynie! – Ichigo w porę zareagował, uderzając w przedramię
Jaegerjaqueza i strząsając jego rękę z krtani siostry. – Co ci dzisiaj
odjebało?!
– Wygram ten mecz. – Kobaltowe oczy błyszczały żądzą destrukcji. –
Zniszczę wszystkich, którzy wejdą mi w drogę.
And your heart is beating
– Jak ci się tak bardzo chce na lody, to może odpalę ci piątaka i
pójdziesz sobie kupić jakąś algidę? – Za ich plecami rozbrzmiał znajomy głos i
wszyscy natychmiast odwrócili się w jego stronę.
– Renji?! – Ichigo rozdziawił paszczę, patrząc na czerwonowłosego
Shinigami, który jak gdyby nigdy nic pojawił się koło nich, na dodatek ubrany
już w swój sportowy strój. – A co ty tu robisz??
– A co, Kurosaki, spisałeś mnie już na straty? – Abarai uśmiechnął się
ponuro, zakładając na zmianę łokcie za głowę i rozciągając tricepsy.
– Nie no, co ty, stary, wszyscy martwiliśmy się o ciebie! – Ichigo
trzasnął porucznika w plecy, jakby ten gest miał stanowić o jego
prawdomówności.
– Jakoś nie bardzo wysilaliście się, żeby mnie poszukać.
– Szukaliśmy! – zaprotestowała Minako, wciąż rozmasowując szyję po
uścisku Espady. – Ale zapadłeś się jakby pod ziemię. Nie mogłeś dać znaku
życia?
– A według ciebie to ja sobie wyjechałem na jakieś wakacje i wyłączyłem
telefon, czy co?
– To gdzie byłeś?
– Byłem… – Zacięty wyraz twarzy Abaraia nagle zrzedł, gdy mężczyzna
rozejrzał się po hali. – Czy Ikari tu jest?
– Tak. Siedzi… – Kurosaki zmarszczyła brwi, wraz z nim przyglądając się
trybunom naprzeciw. – Była pod tym sztandarem…
– Tym z napisem „Pieprzyć króla”? – Renji uniósł jedną tatuowaną brew,
zerkając z ukosa na Szóstego Espadę, który wykonał pod nosem swoje standardowe
prychnięcie.
Sędzia dał sygnał kończący krótką przerwę pomiędzy pierwszą, a drugą
kwartą. Renji powstrzymał Minako przed wyjściem na boisko, dziękując za
zastępstwo. Zrobił to z tak poważną miną, że Kurosaki zaniechała protestu i z
cierpiętniczym westchnieniem zasiadła na ławce rezerwowych.
Cause you know that you gotta
Przygryzając
wargę obserwowała mecz, który stawał się coraz bardziej brutalny. Mało, że
Grimmjow postanowił popisywać się swoim aspektem, to drużyna przeciwna
najwyraźniej wzięła sobie jego zagrywki
bardziej niż do siebie, bo odpłacała się pięknym za nadobne. Przodował w tej
taktyce białowłosy chłopak, który wszedł na miejsce Kise. Minako usłyszała
tylko, że wołają do niego Shogo. Teraz to on był rywalem Grimma, blokując go i
uśmiechając się do Espady niebezpiecznie, nieświadomy, że igra z królem
unicestwienia. Ci dwoje szybko zapomnieli, że istotną część tej gry stanowi
piłka oraz dwa kosze, całkowicie skupiając się na tym, by wzajemnie nieustannie
wchodzić sobie pod nogi. Ku narastającej irytacji Grimmjowa, Shogo był jednak
całkiem zwinny i wciąż wymykał się spod „przypadkiem” wystrzeliwanych pięści
Jaegerjaqueza, który zdawał się tracić na szybkości, w przeciwieństwie do
przeciwnika, wykonującego coraz szybsze ruchy, jakby i on posiadał zdolność
Sonido. Pojedynek między nimi trwał, dopóki przy szczególnie wysokim wyskoku, w
którym oboje rywalizowali o nadlatującą w ich kierunku piłkę, Szósty wpadł na
plecy dwumetrowego Murasakibary z takim impetem, że posłał go na parkiet. Atsushiego
ten niespodziewany atak zaskoczył na tyle, że nawet nie wyciągnął przed siebie
rąk, w skutek czego nie zamortyzował upadku i przywalił czołem bezpośrednio w
parkiet.
Po raz
kolejny sędziowski gwizdek rozdarł kibicowską atmosferę i po raz kolejny na
środek wybiegli medycy. Atsushi wstał o własnych siłach, ale każdy krok, który
stawiał, był tak chwiejny, jakby wychlał kilka butelek sake. Lekarzom jakoś
udało się doprowadzić go pod ławkę rezerwowych Toutou, a jak tylko obwiązali mu
czoło, trener rozkazał mu sprowadzić z szatani Ryotę.
Minko
pokręciła z dezaprobatą głową. Nigdy nie przepadała za niesportową rywalizacją,
ale nie wyobrażała sobie, że ktoś mógłby powstrzymać Arrancara, gdy ten tak się
rozkręcił. Oparła podbródek na pięści i zawiesiła wzrok na trybunie
naprzeciwko. Mrużąc oczy, przyglądała się Ikari, która właśnie opuszczała swoje
stanowisko głównej cheerleaderki i znikała w szatni Toutou.
Dryfowała. Przebłyski świadomości
przeszywały mrok jak pojedyncze blaski fleszy. Było ich coraz mniej. Coraz
rzadziej rzucały skąpy blask na to, co się dzieje. Pod ich naporem ciemności
rozstąpiły się tylko kilka razy, nim masakra dobiegła końca.
Pierwszy, gdy z powrotem siedziała na
trybunach, z nogą na nogę, od niechcenia oblizując palce. Patrzyła beznamiętnie
na podeszłe krwią paznokcie, starając się wyssać zza nich krew.
Jak
to było…
Drugi, kiedy Grimmjow sfaulował
dotkliwie blondyna z drużyny przeciwnej, a coś w jej piersi wywinęło salto z
radości. Poczuła napływającą do ust ślinę i ssanie w żołądku. Była głodna, ba, ona
umierała z głodu. Wstała i oblizując wargi, śledziła wygłodniałym spojrzeniem
schodzącego z boiska chłopaka, następnie utkwiła wzrok w trzaskających drzwiach
do szatni. Próbowała się powstrzymać. Otarła ciężką ręką wyciekającą z ust
strużkę śliny.
Czy
to dlatego czuję się tak paskudnie?. Czuję taki metaliczny posmak. Może po
prostu nabroiłam w nocy, przesadziłam z sake, może po prostu mam moralniaka?
RUSZ DUPĘ TY GŁUPIA KROWO CHCESZ ŻEBY
NAM ZWIAŁ?
Nie,
to nie było tak…
RUSZ TEN TŁUSTY ZAD MÓWIĘ! PRZECIEŻ
JAK GOŚCIU ZOBACZY SWOJEGO MARTWEGO KOLEŻKĘ WYCIĄGNIĘTEGO NA KAFELKACH NAROBI
NAM NIEZŁEGO SYFU.
Opierała się, próbowała resztką woli
nie usłuchać chrapliwego głosu Pustego, ale już była przy drzwiach do szatni. W
oczach jej się mieniło. Widziała zaciśnięte na drzwiach długie, kolorowe
szpony, które wyżynały się z jej palców.
Get out of the middle
Drzwi zamknęły się za nią delikatnie.
Zanim skoczyła blondynowi na plecy, zobaczyła się w lustrze, które mignęło
obok. Zobaczyła na swojej twarzy uśmiech, od którego popękały kąciki ust, tak
był szeroki. Upiornie wyżłobiony na jej obliczu, jakby był wycięty i
przeklejony z plakatu reklamującego jakiś głupkowaty horror z akcją na oddziale
psychiatrycznym. Tylko jedne oko dołączyło do niego, prezentując w zachwycie
wszystkie kolory tęczy. Z drugiego, z cyjanowego, ciekły łzy. Powoli, jeszcze
nieprecyzyjnie, docierało do niej, że stało się coś strasznego.
Nie
rozumiem wielu rzeczy.
Na przykład dlaczego tak mnie boli serce.
I czemu jest tak ciemno? Czy to już nów? Dlatego jest tak głucho? Dlatego cisza
łamie mi się pod palcami? Nie mogę z niej złożyć niczego do kupy.
Czy
stało się coś złego?
Nie
wydzieram się, Jezu, mam dreszcze. Nie mam już dokąd uciekać. Zbieram wytrwale
strzępy wspomnień, trwa to całą wieczność, zaganiam je do jednego kąta i szukam
w nich, przeglądam... Gdzieś w tym powinny być odpowiedzi, upchnięte pomiędzy
snami o demonach, o niebieskich włosach, o czasach szarawych jak cień, gdzieś w
tym stosie coś jeszcze powinno się tlić… w tych oczach.
…a
może dogasa?
…a
może…
Trzeci raz czarna mgła zalegająca w
umyśle Ikari rozeszła się, gdy krtań kobiety znów podrażniło kłucie. Po tym,
jak zaniosła się szarpiącym płucami kaszlem, wypluła żółte pióro. Zanim jednak
jej dłonie powtórzyły rytuał, drzwi za jej plecami zaskrzypiały i pojawił się w
nich fioletowowłosy, rosły chłopak. Przez chwilę patrzyli na siebie w
konsternacji, aż coś we wnętrzu Ikari zawrzało i rzuciła mu się do gardła.
Czwartym razem na jej drżących rękach
wylądowało pióro fioletowe. Zapomniała o żółtym, zatkniętym za uchem i
ukucnąwszy przy Murasakibarze (te nazwisko wypłynęło na wierzch jej jaźni),
pieczętowała pióro w jego sercu, próbując znów się nie porzygać.
Po
co… Po co…?
JAK TO ‘PO CO’. CZY TO NIE OCZYWISTE?
NIE!
Nie wiem co robię, nie wiem co my robimy… Co ty odstawiasz.
Kirai westchnął ciężko, używając jej
płuc.
PRZECIEŻ NIE MOGĘ ICH ZJEŚĆ KIEDY SIEDZĘ
W TYM TWOIM MAŁYM PIEPRZONYM SHINIGAMOWSKIM CIAŁKU. NO CHYBA ŻE JESTEŚ BARDZO
GŁODNA. ALBO CHOCIAŻ W POŁOWIE TAK JAK JA.
Jak
ci ta dzierżawa nie pasuje, to się pakuj i… Zaraz. Coś ty powiedziałeś? Że
czego nie możesz?
A TY MYŚLISZ ŻE PO CO JA TO WSZYSTKO
ROBIĘ?
and rise to the top now
No
właśnie nie wiem!
ZAPRASZAM ICH DO SIEBIE. POZWALAM IM
WEJŚĆ.
Bredzisz
od rzeczy!
JESTEŚ POZBAWIONĄ WYOBRAŹNI TĘPĄ JAK
KILO GWOŹDZI FURIATKĄ. GDYBY NIE TO ŻE MI SIĘ JESZCZE PRZYDASZ JUŻ DAWNO NA
DOBRE USUNĄŁBYM CIĘ W CIEŃ.
Chyba
nie wiesz do kogo mówisz, Pustaku. Sam odejdziesz do lamusa, pozbędę się
ciebie, złamałeś wszystkie pakty i jeszcze…
Nawet wewnętrzny głos uwiązł w jej
gardle. Nie chciała dopuszczać tej informacji do świadomości. Ciągle część jej
się łudziła, że to tylko koszmar senny. Że zaraz się obudzi, nawrzeszczy na
Aomine i każe mu wypieprzać z jej wyra. A potem pójdą razem do szkoły, gdzie w
spokoju będzie mogła kontynuować swoje durne Shinigamowskie misje i wkurzać
Grimmjowa do woli. Albo chociaż do śmierci.
ZAMKNIJ SIĘ I NIE PSUJ MI ZABAWY.
Zabawy?
Więc chodzi o zabawę?
CHODZI O MOC KTÓRĄ DLA NAS ZDOBYWAM.
DLA NAS WIĘC POWIEDZIAŁEM NIE PRZESZKADZAJ.
Nie,
dopóki nie dowiem się, co jeszcze zamierzasz. Zamordowałeś tych ludzi,
zamordowałeś… jakieś niewinne dzieciaki!
TY MORDOWAŁAŚ ICH RAZEM ZE MNĄ.
Nie…
SPÓJRZ NA SWOJE RĘCE. UNURZANE WE KRWI
AŻ PO ŁOKCIE.
To
nie byłam ja.
MOŻESZ SIĘ WYPIERAĆ TO NICZEGO NIE
ZMIENI.
Już
nie pozwolę ci więcej nikogo tknąć.
HAHA ZOBACZYMY.
Skurwiel.
USPOKÓJ SIĘ ALBO WYKLUCZĘ CIĘ Z MOJEGO
PLANU.
A
proszę cię bardzo! Nie zależy mi! Nie chcę być częścią twojego planu!
ALE BĘDZIESZ. JESTEŚ MOIM GRZECHEM.
JESTEŚ MOIM GNIEWEM. MOIM KOLOREM INDYGO.
Ty
daltonisto zasrany. Wypad, ale już!
GDYBY TO BYŁO TAKIE PROSTE.
Mogę
ci pomóc, kopa w dupę zasadzić, popierdolcu, nadużyłeś mojej gościnności!
CZY TY ABY NIE LEKCWAŻYSZ NIECO POWAGI
SYTUACJI?
Jej wzrok bez udziału jej woli
przesunął się po martwej twarzy fioletowowłosego olbrzyma, zroszonej kropelkami
krwi, niczym krostkami wietrznej ospy. Poczuła, jak Kirai obraca jej głową na
boki, zmuszając, żeby się rozejrzała. Ta część szatni, w której się znajdowali,
była obficie zbryzgana krwią. Trzy trupy w rozlewającej się pod szafki rozrzedzonej
brei. Zgruchotana czaszka chłopaka, leżącego twarzą do podłogi. Czerwień sącząca
się z pomiędzy odłamków kości, barwiąca jasne, przyklejone do rany włosy na
różowo. Dalej. Rozrzucone bezwładnie nieruchome ręce o ciemnej karnacji.
Jeszcze niedawno jej dotykały, przed chwilą ożywiały koszykówkę, wykonując
szereg zwinnych podań i rzutów, teraz były zimne, pogrążone w budzącym
przerażenie wiecznym bezruchu.
When you've made it
Opadła na kolana, uklękając w kałuży
krwi. Wyciągnęła przed siebie zdrętwiałe ręce, walcząc z Pustym, który rościł
sobie prawo do ich używania. Na czworakach przeczołgała się w stronę ciała
chłopaka, zostawiając za sobą na podłodze krwawe smugi.
WSTAWAJ NA NOGI OFERMO BO SIĘ
WYMARASISZ I STĄD NIE WYJDZIEMY NO CHYBA ŻE PO TO BY ŚCIĄGNĄĆ TU ROZHISTERYZOWANY
TŁUM. PODNOŚ SIĘ ŁAJZO
MÓWIĘ JAK SIĘ WYBRUDZISZ TO OSOBIŚCIE PRZETRZEPIĘ CI GRZBIET TY WREDNA ZDZIRO
JESZCZE NIE SKOŃCZYLIŚMY.
NIE
CHCĘ TEGO ROBIĆ!
Ściskała w dłoni zimne palce Aomine. Z
niezrozumiałych powodów ten chłód dodawał jej sił. Uczepiła się żalu i
cierpienia jak ostatniej deski ratunku oddzielającej ją od Kiraiego. Ból otrzeźwiał
jej umysł. Dlatego poddała się działaniu szoku, który otoczył ją na widok martwej
twarzy Daikiego. Pozwoliła, by uczucia zwaliły się na nią jak górska lawina.
Ucisk w klatce piersiowej narastał, gdy przyglądała się cal po calu chłopakowi,
z którym się zaprzyjaźniła, który okazał jej wsparcie i sympatię. Obejmowała go
za szyję, przyciągając go do swojej klatki piersiowej i tłumiąc szloch, dławiąc
się łzami, kołysała w ramionach nieżywe ciało, balansując na granicy utraty
zmysłów. Z jednej strony pragnęła tej ulgi, z drugiej bała się. Bała się
ciemności. Od teraz pewnie będzie się jej bać przez resztę życia.
IKARI.
IKARIII.
NIE DENERWUJ MNIE IKARI! NIE MAMY
CZASU!
Czuła napór Kiraiego. Wywierał na nią
presję, której nie poddawała się tylko dlatego, że bliskość śmierci była
jeszcze bardziej przytłaczająca. Ale nie mogła przedłużać tego w
nieskończoność. Liczyła, że coś zyska, że coś się stanie, może mecz dobiegnie
końca, może ktoś wejdzie do szatni, znajdzie ją i powstrzyma… Grała na czas i
kiedy już była pewna, że przegra…
– Słodki Jezu!
Słysząc głos, realny, a nie w swojej
głowie, poderwała się, ale nadzieja, która ją wypełniła, uszła z niej, zanim
jeszcze na dobre rozdęła jej serce.
– Przepraszam – wydusiła z siebie,
słysząc drżenie w swoim głosie i czując jak rozchodzi się po jej ciele, jak
fala pustego tsunami. – To nie… To nie do końca byłam ja.
– Co ty mówisz, dziewczyno! –
Złociste, półprzezroczyste oczy omiotły ją od stóp do głów zdezorientowanym
wzrokiem. – Jak to jest w ogóle możliwe!
Kise wziął się pod boki i powrócił do
przyglądania się własnemu ciału, kręcąc z niedowierzaniem głową. Z zadziwieniem
oglądał łańcuch, który wciąż przytwierdzał jego duszę do ciała, przesuwając
między dłońmi ogniwo za ogniwem.
– Wiesz może, o co z tym chodzi? –
spytał, potrząsając nim i rzucając Ikari zaciekawione spojrzenie. – Nigdy
czegoś takiego nie doświadczyłem. To sen?
– Idioto… – Ikari miała ochotę
pozostawić go w tej błogiej nieświadomości, ale była zbyt zmęczona, by silić
się na obdarowywanie Ryoty fałszywą nadzieję. No i nie była aż tak okrutna,
chociaż nie miała problemów z przekazywaniem okrutnej prawdy: – Ty nie żyjesz.
– Co? O czym ty mówisz? – Dusza
chłopaka zmarszczyła brwi, wciąż patrząc na nią w zastanowieniu.
PIÓRO TY NIEPOSŁUSZNA ZDZIRO ŻÓŁTE
PIÓRO! ZAPIECZĘTUJ GO ZANIM ZWIEJE!
Kirai szarpał się coraz zacieklej. Nie
miała pojęcia ile jeszcze wytrzyma, trzymając go z dala od steru dowodzenia,
raczej niedługo. Traciła siły. Dłoń Aomine wymykała się z jej uścisku. Ale
jeszcze mogła spróbować to opóźnić. Może można było zrobić coś jeszcze.
Won't you tell me what to do?
– Posłuchaj… Kise. Tak masz na imię,
prawda?
– To moje nazwisko. Na imię to mam
Ryota, ale jak se tam chcesz.
– No, tylko nie strzelaj teraz focha,
księżniczko. – Przez głowę przebiegło jej prędkie spostrzeżenie, że to zabawne,
jak bardzo już wyparzone musiało być jej wnętrze, skoro nie potrafi być
uprzejma nawet w stosunku do kogoś, kto przed chwilą zginął. No zero szacunku dla zmarłych, no. – Na
potrzeby chwili mnie możesz nazywać nawet kapitanem.
– Ta, jeszcze czego – prychnął Kise. –
Wiem kim jesteś. Spotkaliśmy się w Kalifornii. Byliśmy na imprezie, kojarzysz?
Daiki na ciebie leciał. Znalazł twój notes, ciągle gadał, że musi oddać go
Jaggerjack. Właśnie, nie wiesz gdzie on teraz jest?
– Boże, rozejrzyj się…
Dopiero, kiedy Ikari to zasugerowała,
Kise cofnął się o krok swoim półprzezroczystym ciałem, żeby poszerzyć
perspektywę, bo do tej pory stał tak blisko Ikari, że zasłaniała mu cały ten
makabryczny widok.
– Aha – skwitował tą scenerię. Ikari
spodziewała się wybuchu histerii, ale on tylko przyglądał się wszystkiemu w
milczeniu, a potem z powrotem zerknął na swoje ciało i znowu popatrzył jej w
oczy. – Czyli wygląda na to, że jednak faktycznie żeśmy kojfnęli… Dziwne. Nie
tak to sobie wyobrażałem. A ty? Też wykitowałaś? A może jesteś jakimś
przewodnikiem na tamten świat? Dlatego się przy nas kręciłaś? Jesteś jakimś
posłańcem śmierci?
Ikari coraz mocniej marszczyła brwi,
słysząc te bzdury. Może powinna mu to wszystko jakoś wytłumaczyć, tak, żeby
zrozumiał, ale nie miała na to ani czasu, ani cierpliwości.
– Tak, kurwa, jestem posępnym
żniwiarzem, wiesz? To się zgadza. To ja was, do cholery, pozabijałam. – Gniew,
który w niej zapłonął, odegnał na moment obłęd, który zemdlił ją, gdy
wypowiedziała te słowa na głos. – I to nie jest jeszcze najgorsza rzecz, jaka
może ci się przytrafić.
– Nie chrzań! A co gorszego może mnie
spot… – urwał, z przerażeniem obserwując Ikari, która drżała, odchyliwszy głowę
do tyłu. Drgawki wstrząsnęły jej ciałem, wyginając je w łuk, tylko po to, by
zaraz rzucić nią w przód. Trzasnęła dłońmi o podłogę, rozchlapując krew,
opadłymi na twarz włosami wycierała podłogę.
– Możesz. Na przykład. Zostać.
Skonsumowany – wydukała słowo po słowie, garbiąc się coraz mocniej, aż Kise
zaczął obawiać się, czy zaraz nie pęknie jej kręgosłup. – Uciekaj. Znajdź… – Do kogo mogę go odesłać? Ktoś kogo znał,
ktoś kto znał mnie. Czy jest ktoś taki? Łączące nas ogniwo? Pomocne ogniwo?
Był. Był ktoś taki. – Minako. Musisz jej powiedzieć… Grimmjow musi
przestać faulować i… – Ciężko mi się
myślało i ciężko było mi się do tego przyznać. – Potrzebuję go. Potrzebuję
króla Pustych.
– O–o czym ty…
– No już, spierdalaj. – Głowa Ikari
pulsowała tak mocno, jakby miała pęknąć. – UCIEKAJ.
Podniosła się na niego para
najdziwniejszych oczu, jakie w życiu widział. Kolorowe pazury darły podłogę.
Nie zwlekał dłużej. Rzucił się do
ucieczki, nie zadając więcej zbędnych pytań. Łańcuch rozwijał się za nim z
brzdękiem. Zdawał się nie mieć końca.
Wraz z drugą kwartą nastała kumulacja chaosu. Obie drużyny były już tak
rozdrażnione, że nawet flegmatyczny Kuroko i oaza spokoju, jaką stanowił w
drużynie Sado, zaczynali grać naprawdę ostro. Akashi korzystał ze swojego
Imperor Eye jak karabinu maszynowego, posyłając na parkiet wszystkich w zasięgu
wzroku. Kagami zawzięcie walczył z Ichigo o każdą piłkę i tylko ich rywalizacja
wydawała się w miarę uczciwa. Najbardziej agresywny zawodnik Cudownej Generacji,
Shogo, który wszedł w pierwszej kwarcie, by kryć Szóstego Espadę, dał sobie
spokój z Arrancarem i teraz upierdliwie przeszkadzał Hisagiemu w odebraniu
każdego podania. Nie zrezygnował bynajmniej ze swojego błękitnowłosy rywala z litości
czy dobroci serca, bo po pierwsze serca nie miał, a po drugie był skończonym
łajdakiem, ale nawet on nie lubił grać systemem dwóch na jednego. A wyglądało
na to, że ni tylko on uparł się na Grimmjowa. Zawodnikiem, który uwziął się na
Jaegerjaqueza jeszcze bardziej, niż niedyscyplinowany białowłosy Cud, był kompan
z jego własnej z drużyny.
Cause i'm playing
all wrong
– Ty głupku pierdolony! – wydarł się Grimmjow, gdy Renji po raz kolejny
udaremnił mu wykonanie dwutaktu, plącząc się królowi pod nogami. – Wypierdalaj
z boiska, ty łajzo, albo sam cię z niego zmiotę!
Renji tylko wzruszył ramionami, wykrzywiając się do Espady złośliwie i
potruchtał zająć swoją pozycję, tylko po to, by zaraz po gwizdku przypuścić szarżę
w jego stronę. Grimmjow prawie się wywalił, gdy porucznik zawadził o niego
barkiem i przemknął tuż pod jego nosem, zmierzając w stronę Midorimy, którego miał
kryć.
– Co za chuj. – Jaegerjaquez aż zabulgotał ze złości. Powstrzymał się
tylko dlatego, że piłka była już w grze, ale gdy tylko rozległ się kolejny
gwizdek sędziego, przerywając akcję, podbiegł do Abaraia i teraz to on szturchnął
go z całej siły z bara.
– Chcesz przegrać ten mecz, przygłupie?
– Mniej więcej. Albo inaczej. Po
prostu mimo wszystko nie spodoba mi się, jeśli to ty wygrasz.
– Tch… – Wargi Szóstego wywinęły się,
odsłaniając kły. Złapał Renjego za koszulkę z numerem ósmym, ale zanim
kontuzjował zawodnika z własnej drużyny, czujne oko trenera Musta dostrzegło,
co się święci. Fullbringer poprosił o czas i powolnym krokiem podszedł do
swojego skrzydłowego. Położył mu rękę na ramieniu, a ten odskoczył od Renjego,
jakby coś go oparzyło.
– To ja tu decyduję, kiedy kogoś zdjąć
z boiska – poinformował Grimmjowa, serdecznie się uśmiechając. – Jeszcze jeden
faul, Dżagadżak, a to ty pierwszy wylądujesz na ławie. – A ty – spojrzenie
Musta nabrało jeszcze bardziej surowego wyrazu, gdy zwrócił się do Renjego – masz
ostatnią szansę. Jeszcze raz coś spartolisz i schodzisz – zagroził i gdy sędzia
znowu dmuchnął w gwizdek, wrócił za linię.
Spod kosza wystartował Ichigo. Drogę
zastąpił mu Kagami, ale zanim zabrał mu piłkę, Kurosaki posłał mu uśmiech i
podał do innego czerwonowłosego, grającego w jego zespole. Renjiemu udało się
się ominąć Midorimę, ale wtedy otoczyły go szerokie ramiona Shogo.
– Tu, kurwa! – zawołał Szósty,
wychodząc na czystą pozycję, z której miałby szansę trafić do kosza, gdyby
Renji mu podał, jednak Abarai zamiast piłki rzucił mu tylko wściekłe spojrzenie
i sam spróbował szczęścia. Silne ramię Shogo bez problemu zablokowało ten rzut.
Po chwili piłkę otrzymał zielonowłosy okularnik i znów popisał się efektownym rzutem
za trzy punkty. Rozeźlony Szósty skorzystał ze swoich technik przyspieszających
ruch i wyrósł nagle przed Abaraiem. Pchnął go w pierś z taką siłą, że
czerwonowłosy przeleciał na plecach przez połowę boiska i wylądował na aucie, tuż
obok trenera, który podskakiwał na linii jak opętany, wykrzykując co sił w
płucach: „Zmiana! Zmiana! Zmiana!”.
– Zawiedliście mnie, poruczniku.
Jesteście bezużyteczni.
You can't fight the friction
Na ramieniu Renjego zacisnęły się
smukłe, długie palce i poczuł, że ktoś podnosi go na nogi.
– Przekładać własne motywy nad dobro
ogółu? Żałosne. – Abarai zaczerwienił się na tą naganę z ust swojego kapitana i
opuścił pokornie głowę. – Powoli się przyzwyczajam, że nie wywiązujecie się z
obowiązków i wszystko muszę robić sam – westchnął Byakuya, ściągając z siebie
białe haori, które podał zaskoczonemu Renjiemu.
– K-Kapitanie Kuchiki? Chyba… Chyba
nie zamierzacie…?
– Zamierzamy, Abarai, zamierzamy. –
Byakuya z namaszczeniem rozwiązywał obi, a gdy to zrobił, spod kosode wyłoniła
się sportowa koszulka z numerem 33. – Zrobiłeś fatalne wrażenie. Zamierzam je
zatrzeć i nie pozwolić, żeby oddział szósty wyszedł na bandę nieutalentowanych
nieudaczników. W końcu dalej jesteśmy na misji, prawda, poruczniku? – Odrzucił
kosode, które w trybie slow motion upadło do jego stóp, obutych w śnieżnobiałe
najki. – Nawet, jeśli to tylko jakieś ludzkie rozgrywki. Dlatego teraz cię
zastąpię, a ty zejdziesz mi z oczu.
(So, ease it off)
Nie tylko Renji, ale wszyscy przybyli
na mecz Shinigami, zajmujący miejsce na widowni, wytrzeszczali na niego oczy.
Tymczasem Byakuya nic nie robił sobie z tego, że został widowiskiem tego
wieczoru. Złapał za swoje długie, ciemne włosy i zebrał je w garść.
– Jeszcze jedno… Pożyczcie gumkę,
poruczniku. – Wyciągnął do Renjego rękę.
– S-Słucham?
– Wam już żadna gumka się nie przyda.
– Spojrzenia kapitana Kuchiki powędrowało na boisko, gdzie cheerleaderki Toutou
dawały popis nie tyle umiejętności akrobatycznych, co smukłych, wysportowanych,
nastoletnich ciałek, ale nie odnalazł wśród nich tej, której się tam
spodziewał. – Jak pojawi się Ikari, wiesz co masz robić. Wejdę za tego
niedorajdę. – dodał, zwracając się do trenera Musta, który zmierzył go od stóp
do głów zdziwionym spojrzeniem.
– A kim ty niby jesteś, człowieku?
– Tylko nie „człowieku” – ostrzegł
Byakuya, a Minako, widząc zimne, zdeterminowane spojrzenie kapitana, pociągnęła
Musta za rękaw.
– Wpuść go – szepnęła półgębkiem – i
ani się waż protestować – dodała, po czym uśmiechnęła się serdecznie do
Byakuyi. – Zapraszamy, panie kapitanie!
– Dziękuję… pani kapitan.
Kuchiki najpierw zarzucił jedną, potem
drugą nogę na ławkę rezerwowych, wykonując do niej kilka rozciągających
skłonów, po czym truchtem wbiegł na boisko.
– Oby tylko nie próbował użyć Senbonzakury
na pierwszym przeciwniku – biadoliła pod nosem Kurosaki, składając ręce jak do
modlitwy.
Renji zaciskał zęby i rzucał wściekłe
spojrzenia trenerowi, zakładając ręce na ramiona. Niezadowolony, że tak prędko
ściągnięto go z boiska, obmyślał, jak się odgryźć. W końcu nadarzyła się mała okazja,
kiedy pieklący się Must zrzucił z siebie marynarkę i w przypływie złości
uderzał nią o parkiet, pokrzykując na swoją drużynę. Kiedy skończył,
zorientował się, że Abarai od dłuższej chwili mierzy go kpiącym spojrzeniem, a
nawet ma czelność cicho się z niego podśmiewywać.
– Co jest? – Spojrzał po sobie, bo wyglądało
na to, że czerwonowłosy miał mu coś do
zarzucenia w kwestii ubioru. – Nie podoba ci się moja koszula?
– Ależ skąd, trenerze.
– Bo jest różowa?
– To by się zgadzało, z tym co
słyszałem. – W piwnych oczach porucznika pojawił się błysk złośliwości. – Nie
czekając na zapytanie, co takiego słyszał, kontynuował: – Że środowisko
trenerów jest homoseksualne.
– Tak, wszyscy kazali cię pozdrowić –
prychnął pułkownik i obdarzył go pełnym zawodu spojrzeniem z kategorii „Na
więcej cię nie stać?”. – I tego małego kapitana Hitsugeja też. Gdzie on w ogóle
jest? – Najwyraźniej dopiero teraz spostrzegł, że Toshiro im nie towarzyszy, bo
zaczął się rozglądać.
– Miał coś do załatwienia – odezwała
się Minako, przestając obgryzać paznokcie.
– Ważniejszego niż mecz?
Rudowłosa tylko westchnęła ciężko, a
gdy usłyszała nowy doping, jaki wymyślił Ikkaku, z najwyższą konsternacją obróciła
się w stronę trybun, marszcząc brwi.
– HWDP ciotom z sektora gości! – darł
się łysy, ale jakoś nie mógł poderwać na te hasło reszty publiki, co nie
przeszkadzało mu pokrzykiwać je coraz głośniej.
– Czy jemu całkiem już się mózg
usmażył pod tą łysą czachą? – Minako przyłożyła dłonie do ust, formując je na
kształt megafonu. – Ktoś powie temu cymbałowi, że to my jesteśmy sektor gości?! – Madarame umilkł, a jego oczy wypełniło
przerażenie. – I niech mu ktoś wyjaśni ten skrót!
Piorunowała Madarame wzrokiem, ale
zanim zdecydowała się, czy by tam do niego nie zajść i dodatkowo palnąć go w
łeb, ktoś złapał ją za ramię i mocno pociągnął.
– On chce mnie pożreć! – usłyszała,
zanim jeszcze rozpoznała do kogo należały otwarte szeroko ze strachu złociste
oczy. – Nie będę niczyim obiadem!
I can't take the pressure
– Kise? – Zamrugała oczyma ze zdziwienia
i spróbowała lekko go od siebie odsunąć, ale jej dłoń przeleciała na wylot
przez jego ramię. – Nie… – Zauważyła łańcuch przytwierdzony do jego klatki
piersiowej. – Nie, nie, nie…
– Minako. – Nawołujący ton głosu Ryoty
wyrwał ją z odrętwienia. – Ona chce dostać jakiegoś króla, mówiła, że go
potrzebuje.
– Ona?
– Ta twoja niebieskowłosa
przyjaciółka! Jaggerjack!
– Och. Ona już chyba nie jest… –
Skarciło ją pełne gniewu i strachu miodowe spojrzenie. – Dobrze. To znaczy…
Niedobrze. Jezus Maria, ty przecież nie żyjesz! Jak to się stało! Czy to
Grimmjow? Przez to, że cię faulował? Co się, na Boga, stało!
– Pieprzyć waszego cholernego
skrzydłowego! Błagam! Nie pozwól mnie zeżreć!
– Ale o czym ty mówisz?!
– O tym wielkim kolorowym bydlaku w
szatni! Tym, który wystaje z twojej koleżanki!
Zanim zrozumiała, zanim poskładała
wszystko do kupy, łańcuch przytwierdzony do piersi chłopaka naprężył się, a
szarpnięcie spowodowało, że dusza straciła równowagę i runęła na plecy.
Próbował walczyć, półprzezroczyste palce darły parkiet, ale kolejne szarpnięcia
wciągały go coraz głębiej w kłąb biegających po boisku postaci, z czego połowa
przeskakiwała nad nim z okrzykami zdumienia, przerywając grę.
– Nie daj mnie zjeść! – Kise wciąż
patrzył na Kurosaki. – Nie pozwólcie mu więcej nikogo sfaulować! – Nim zniknął
z powrotem za drzwiami szatni, zdążył jeszcze wskazać na Grimmjowa, który stał
na środku boiska, marszcząc brwi i przyglądając mu się z uwagą.
Sędzia przerwał mecz, widząc dziwne
zachowanie drużyny Karakury, a wokół Minako wybuchło zamieszanie. Shinigami
tłoczyli się koło niej, próbując dowiedzieć się, co się stało.
– Zrobiłaś pogrzeb duszy?
– Coś poszło nie tak?
– Kim on był?
– Idioto, przecież przed chwilą
graliśmy przeciwko niemu!
– Czy to Grimmjow go tak urządził?
– Kurosaki. – Spokojny, głośny głos
uciszył wszystkie pozostałe. – Czego chciała ta dusza? Odprawiłaś ją, jak
należy?
Minako podniosła wzrok na szare,
chłodne oczy.
– A czy to wyglądało, jakbym zrobiła w
ogóle cokolwiek? – Jej piwne oczy wypełniły się łzami. – Stałam tylko i
patrzyłam, a on… Nie wierzę, że on nie żyje.
Don't tell me to be strong
– Czyli nic nie zrobiłaś?
– Gdzie wy macie oczy, kapitanie! –
krzyknęła na Byakuyę, ten jednak już na nią nie patrzył.
– Renji, udajcie się za tą duszą i
odprawcie ją na tamten świat, tak, jak na Shinigami przystało – zlecił, a Renji
skinął głową. – Co za czasy, żeby nominowali na kapitańskie stanowiska kogoś,
kto nie potrafi dobrze wypełnić swojego podstawowego zadania.
Szare spojrzenie omiotło z góry
Kurosaki, która próbowała powstrzymać
Renji’ego przed wykonaniem rozkazu, przytrzymując go za rękaw. Z tego,
co mówił Kise, wynikało, że najprawdopodobniej był za to odpowiedzialny Kirai.
Jeśli więc teraz ktoś znajdzie w szatni Ikari i wyjdzie na jaw, że poddała się
nielegalnej hollowfikacji… To nie było jednak najgorsze, co mogli zastać za
tymi drzwiami. Wyobraźnia Kurosaki podsyłała jej wizje Hagane, taplającej się w
krwi swojej ofiary. A linia obrony, że nie zrobiła tego ona, tylko Pusty,
którego sama do siebie zaprosiła, jedynie pogorszyłaby sprawę. Tylko jedna
osoba mogła pomóc teraz Ikari i ona sama też o tym wiedziała.
– Grimmjow – powiedziała na głos i
szarpnęła Renji’ego za rękę, tak, że musiał wreszcie na nią spojrzeć. – Pozwól
jemu się tym zająć.
– To nie należy do jego obowiązków. To
Arrancar, zapomniałaś? Podobno jest królem. Jego poddani wcinają na przystawkę
takie dusze, jak ta przed chwilą.
Minako zzieleniała, próbując oddalać
od siebie wizje, w której Ikari–demon pożywiała się ciałem blondyna, tymczasem
Abarai wyrwał rękę z jej uścisku i ruszył do szatni, wykorzystując powstałe na
boisku zamieszanie, żeby połknąć pigułkę z zastępczą duszą, która przejęła jego
gigai.
– Szlag by to trafił – klęła Minako i
zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu Jaegerjaqueza. Cały ten pomysł, żeby zawrzeć
przymierze z Hueco Mundo i jego królem jeszcze nigdy nie podobał jej się tak
bardzo, jak teraz, tylko dlaczego wtedy, gdy był wreszcie potrzebny, Szósty
musiał gdzieś wsiąknąć? – Gdzie jesteś, no gdzie, ty niszczycielska mendo…
Nawet kiedy wspięła się na drugi rząd trybun,
nigdzie go nie dostrzegła. Wniosek był jeden. Grimmjowa nie było na boisku.
– Miałeś to, kurwa, zrobić dyskretnie…
– ZDARZYŁO CI SIĘ KIEDYŚ DYSKRETNIE
KOGOŚ SPRZĄTNĄĆ?
– Hm…
– TAK MYŚLAŁEM.
– Nie pyskuj, ty opierzony syfie, bo…
– ZAMKNIJ SIĘ I ZAŁATW MI RESZTĘ.
– Zamknij
się? To było, kurwa, do mnie?!
– A WIDZISZ TU JESZCZE KOGOŚ?
– Jak śmiesz…
– FAKTYCZNIE PYTANIE NIE NA MIEJSCU.
JEDNOOKI.
– Ty ścierwo… Zabiję cię.
– DOTKNIJ MNIE KUTASIE TO CI TE
WSZYSTKIE RĄCZKI POODPADAJĄ.
– Masz kurwa szczęście, że jeszcze
jesteś potrzebny, inaczej przetrąciłbym ci ten zasrany łeb.
– ZAŁATW MI RESZTĘ.
– Resztę dostaniesz po robocie, o ile
kurwa w ogóle.
– SĄ MI POTRZEBNI TERAZ.
– Możesz mi skoczyć. Trójka wystarczy.
I tobie, i nam.
– TO ZA MAŁO…
– Za mało?! Za trzy trupy wylądujesz wreszcie
w tym waszym zasranym Muken!
– A JEŚLI NIE?
– Jeśli nie, wepchniemy cię tam
inaczej, gnido. Ktoś już nad tym pracuje.
– DO TEGO CZASU CHCĘ POZOSTAŁYCH. CHCĘ
TEGO RÓŻNOOKIEGO GNOJKA I RESZTĘ JEGO KUMPLI.
– Powiedziałem ci, kurwa, że
dostaniesz ich, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Pamiętaj, że nikt się
nie może o tobie dowiedzieć.
– KTOŚ JUŻ WIE.
– Jeśli będą się wcinać, pozbędziemy
się ich. Póki co nie rozrabiaj już, skurwysynu.
Odczekał jeszcze chwilę, a kiedy głosy
już się nie odezwały, trzasnął pięścią w otwartą szafkę i wyszedł z cienia,
uwalniając całą swoją energię, którą do tej pory ukrywał.
– Chodź tu, skurczybyku… – Zacisnął po
kolei palce na gardle Jaggerjack, kiedy tylko namierzyło go kolorowe
spojrzenie. – Musimy pogadać.
get into the system
We both know you'll need one
Uderzyła o ziemię plecami. Całe
powietrze uszło z jej płuc i przez długą chwilę nie mogła złapać oddechu.
Przewróciła się na brzuch, zacisnęła dłonie na kępach bujnie rosnącej bazylii i
przytrzymując się jej, wstała na nogi. Nic się tu nie zmieniło od czasu, gdy
była tu po raz ostatni. A nie bywała tu często. Nie tylko dlatego, że nie była
tu mile widziana, sama też unikała tego kolorowego miejsca wewnątrz niej.
Trzymałaby się z daleka, a najchętniej eksmitowała wszystkie kolory, ale już
nie miała tu takiej władzy, jak kiedyś. Kiedyś łąki nie porastała ta przeklęta
bazylia, a biały lew o bujnej grzywie, w której połyskiwały srebrne nitki,
hasał swawolnie po jej wewnętrznym świecie.
Gdzie on teraz był? Gdzie był
Shiraion?
Kiedy tylko o tym pomyślała, potknęła
się o coś. Wsunęła dłonie w zieleń i rozgarnęła na bok gąszcze liści. Były tak
wielgachne, że mogłaby się założyć, że to właśnie Kirai wymyślił GMO.
Schyliła się i podniosła z ziemi
łańcuch. Był taki sam, jak ten, który łączył ją z lwem, gdy aktywowała bankai.
Nawet jej dłoń była nim skuta. Dziwne, że nie zauważyła tego od razu. Szarpnęła
łańcuchem w nadziei, że siwogrzywy lew wyłoni się zza łodyg, ale tylko
zarzuciła na siebie sploty żelastwa. Łudziła się jeszcze moment, szarpiąc
wściekle za ogniwa, w końcu zrezygnowała. Łańcuch rozwijał się i rozwijał,
zdawał się nie mieć końca. Ciągnął się po ziemi i ginął wśród bazylii. Może
sięgał aż po horyzont, gdzie zakrzywiał się świat.
At the tip of the needle
A
może to też trik. Wszystko to jakieś chore, cholerne, diabelskie sztuczki.
INDYGO. INDYGO. BĘDZIESZ MOIM SZÓSTYM
KOLOREM. POZWOLISZ ŻE WYRĘCZĘ CIĘ Z OBOWIĄZKU ÓSEMKI? TYM RAZEM. ALE PRZECIWKO
SZÓSTKOM TEŻ NIC NIE MASZ CO NIE?
– Mów na głos. Wyjdź z mojej głowy
chociaż tutaj!
– Wiedziałaś, że „indygo” to synonim
cyjanu? – Kirai wyłonił się spośród gąszczy kilkadziesiąt metrów dalej niczym
fontanna barw. – Wiesz, że cyjan wykorzystywany jest jako tworzywo dla innych
barw? Albo że chabrowy leży tylko o jeden stopień niżej od koloru indygo?
– Co ty znowu pierdolisz.
– Och, jestem znawcą w tych tematach,
zaufaj mi. – Wachlarz jaskrawych odcieni przesłonił cały jej mały świat, gdy
Kirai rozłożył skrzydła. – Jestem ekspertem. Zrobię z ciebie taki kolor, jaki
tylko zechcę. Znam się na tym.
– Mam to w dupie, Kirai. Ciebie i
twoje zakichane pomysły. Koniec z tym.
– O nie, kochanie, to dopiero
początek.
Poleciała kilka kroków w przód, gdy
coś pociągnęło ją za rękę. Łańcuch był naprężony. Podążyła wzrokiem wzdłuż
linii, którą tsanowił i u jej kresu napotkała szalone, wielobarwne spojrzenie.
– Musisz mnie spuścić ze smyczy,
Ikari. – Pusty szarpał za obroże, która skuwała jego szyję. – Już czas. Jesteś
mi to winna.
– Nie jestem ci nic dłużna.
Hollow znowu pociągnął za łańcuch, a
jego dziwaczne, chociaż łagodne rysy wygięły się w maskę szkaradztwa. Ikari zapierała
się co sił w nogach, ale i tak powoli orała piętami ziemię, przybliżając się do
niego. Kolory rosły jej w oczach, ręce słabły, próbując ciągnąć łańcuch w swoją
stronę. Pusty był silniejszy. Jego uśmiech rósł.
It's taking over you
– Poddaj się, Ikuś, bądź grzeczną
dziewczynką.
Zacisnęła usta. Barwy się
rozwarstwiały. Wszystko zrobiło się niebieskie. To nie była pora na czcze
pyskówki. Nie będzie marnować na nie sił.
– Grzeczną? Jakby to było w ogóle
możliwe. – Ktoś marnował je za nią. Stał za jej plecami, czuła jego obecność. I
znała ten głos. Podobny do esencji pogardy. Poczuła kolejne szarpnięcie, ale
tym razem to Kirai przechylił się wprzód. Czyjeś ręce trzymały łańcuch wraz z
nią, wraz z nią stawiając opór Pustemu. Kirai ryknął krótko, ale zaraz się
rozpogodził.
– Myślisz, że to coś zmieni?
Kirai
odzyskał równowagę i pociągnął łańcuch w swoją stronę. Ogniwa chrzęściły,
naprężając splot. Zanim znów zyskał przewagę, wszystko zrobiło się fioletowe.
– Zawsze można spróbować – oświadczył
leniwy głos i Ikari poczuła, że łańcuch staje się jeszcze lżejszy.
Kirai ryczał, błysnęło złote światło,
jakaś energia znów odciążyła Jaggerjack w mocowaniu się z Pustym. Siły się wyrównały.
Ale to ciągle było za mało, by przewyższyć Kiraiego.
– To nie wystarczy! Oni ci nie pomogą.
Nie po to ich tu ściągnęliśmy. Nie powstrzymasz mnie!
Oh, why can't you let go?
Starała się ignorować jego i te
jadowite gadki. Czuła, że gdyby tylko naprawdę mocno się skupiła, znalazłaby w
sobie jakieś nieznane pokłady mocy. Czuła, że mogłaby wygrać. Przeciągnąć go na
swoją stronę. Dosłownie albo w przenośni. Zależy gdzie znajdował się ten świat.
A może tylko tak jej się wydawało, bo czuła, że ma za plecami oparcie. A może
po prostu w tej czarniejszej głębi duszy tego nie chciała. Może Kirai o tym
wiedział, dlatego wciąż się uśmiechał.
– Jesteś moja. Zawsze byłaś moja.
– Tch. Takiś, kurwa, pewny? – Jeszcze
jeden głos, szyderczy, naszpikowany zuchwałością, był jak trzask piorunów
rozrywających zbyt spiętą ziemię. Potrzebny. – Ktoś ci naopowiadał niezłych
bzdur, koleś.
Wszędzie poznałaby tą drwiącą barwę.
Zobaczyła przed sobą jego plecy. Szerokie, tylko połowicznie osłonięte białą
kurtką.
– Ciebie tu nie zapraszałem.
– Nie potrzebuję twoich zasranych
sztuczek, żeby dostać się tam, gdzie się lęgnął takie puste ścierwa, jak ty.
Jestem królem, a ty rościsz sobie za duże prawa do mojego terytorium. –
Podrapał się po wystającej spod kurtki szóstce, a drugą ręką złapał za łańcuch.
– Dosyć tego.
This is no place to build your home
Ziemia się trzęsła, niebo się kruszyło.
Wystarczyło jedno królewskie szarpnięcie. Ogniwa pękały, rozsypując się
dookoła. Cały świat Ikari tracił równowagę.
Wyciąganie Ikari ze szpon Pustego nie
zajęło mu więcej, niż kilka sekund. Wiedział, że to było to jedynie tymczasowe
rozwiązanie, ale nie miał teraz czasu, by raz na zawsze rozprawić się z Kiraim.
Musiał przecież ogarnąć ten burdel, którego Ikari narobiła wraz ze swoim
Pustym. Inaczej na pewno podejrzenia dotyczące śmierci tych gówniarzy padną
również na niego. W końcu to on kontuzjował każdego z nich
– Kurrrwa, co za syf. – Grimmjow puścił
Ikari i rozejrzał się dookoła, kręcąc łbem i prychając. – Upierdoliłaś całą
szatnię. Nie mogłaś ich zabijać w jednym miejscu?
Hagane wciąż dygotała, ale starała się
uspokoić, oddychając głęboko. Dreptała w kółko po szatni, a jej trampki
zostawiały za nią krwawe ślady.
– Przestań tak łazić, bo mnie wkurwiasz!
I wyłaź z tego uświnionego gigai! – Nie czekając na jej reakcję, przytrzymał
Jaggerjack za ramię, gdy przechodziła obok niego i zamachnął się ręką. Ikari
zmrużyła oczy i instynktownie wyciągnęła przed siebie ramię, pewna, że Grimmjow
chce ją uderzyć. – Nie bój się, głupia – zawarczał Szósty. Poczuła potężne
klepnięcie w plecy. Energia duchowa Jaegerjaqueza wypchnęła ją z zastępczego
ciała. – Chcesz, żeby cię wsadzili do tego waszego pierdla?!
Prychnęła, ale nic nie odpowiedziała.
Prawda była taka, że nie była w stanie trzeźwo myśleć. Gdyby nie Szósty, pewno
dalej siedziałaby przy trupie Daikiego, czekając aż przybędzie po nią
Rada. Speszona wsadziła ręce do kieszeni
kosode i przyglądała się Grimmjowowi, który szukał czegoś po obszernej hakamie.
– Gdzie to, kurwa, jest!
– Tego szukasz? – Wyciągnęła mały,
zimny sześcian, który znalazła we własnej kieszeni.
– Skąd to masz, do cholery?!
– Zdaję się, że Kirai gwizdnął ci je
wczoraj, kiedy byliśmy najebani. Pewno dlatego wychodził z gigai.
– Skurwiel. – Grimmjow złapał caja
negaction, które mu rzuciła. – Na chuj mu to było.
– Może po to, by upewnić się, że nie
zrobisz tego, co teraz zamierzasz.
Obserwowała jak Arrancar układ ciała w
stos, próbując opanować mdłości. Jednak kiedy rzucił na samą górę jej zakrwawione
gigai, a następnie przebił je wszystkie dłonią, aktywując w ich gąszczu caja
negaction, odwróciła się, czując nawracające dreszcze.
– Wymiękasz? – usłyszała pełne kpiny
pytanie tuż nad swoim karkiem. – Już możesz się odwrócić, tchórzu. Posprzątałem
po tobie.
– Nie nazywaj mnie tak – warknęła,
wciąż zbyt spięta, by się odwrócić. – Po co to robisz?
– Nie dla ciebie, wyluzuj. Nie chcę
żeby wasze pierdolone Gotei uznało, że złamałem jakieś cholerne przymierze, czy
coś.
– A niby od kiedy ci zależy na ich
opinii, co?
Grimmjow tylko warknął i odwrócił ją w
swoją stronę. Miała zaciśnięte mocno powieki, ale uchyliła je, wyglądając zza
Espady z trwożną ciekawością. Ciała zniknęły. Teraz tylko rozbryzgi i kałuże
krwi świadczyły o tym, że doszło tu do mordu.
– Wciąż jest brudno.
– Podłogi zmywać nie będę, kurwa mać.
Prawie zachichotała histerycznie, ale
wtedy usłyszeli skrzypnięcie drzwi. Ogarnęła ją panika, ale uspokoiła się, gdy Grimmjow
wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. Nie odważyła się odezwać, dopóki nie
oddali się od szatni.
– Dokąd idziemy?
– Chciałaś pieprzyć króla? To chodź i
nie marudź.
Znaleźli się na dachu szkoły.
– Zaczekaj tutaj – zażądał, odwracając
się z powrotem, ale Ikari wciąż nie puszczała jego dłoni. Rzucił jej spod
ciężkich powiek kobaltowe, uważne spojrzenie. – Muszę znaleźć tego chuja –
wytłumaczył i zabrał rękę. – Wiem, że się tu kręci, ten jednooki gargulec. Rozmawiałaś
z nim, zanim przyszedłem.
Ostatnie zdanie zabrzmiało jak
wymówka. Ikari patrzyła na jego plecy, gdy znikał w ciemności, jaka rozlewała
się za drzwiami szybu, który zaprowadził ich na dach. Usiadła na skraju
budynku, spuszczając nogi w przepaść. Próbowała zebrać myśli, wymyśleć jakiś
plan działania. Szum miasta tuż pod nią koił nerwy. Nie zauważyła, gdy ktoś
zakradł się do niej i kiedy usłyszała za sobą chrząknięcie, prawie runęła w
dół. Ktoś złapał ją za przedramię i wciągnął na dach.
– Renji! – wydarła się, łapiąc się za
serce i patrząc z oburzeniem na czerwonowłosego mężczyznę. – Zgłupiałeś?! Chciałeś
mnie zabić?!
– Ja ciebie? – Usta porucznika wygięły
się w pogardliwym uśmiechu. – Chyba było jakoś na odwrót, z tego, co pamiętam.
Na czoło Hagane wystąpiły zmarszczki,
gdy przyglądała się Renji’emu. Nie podobało jej się jego zimne spojrzenie. Nie
była do niego przyzwyczajona.
– Nie masz mi nic do powiedzenia? –
Jego ton głosu też jej się nie podobał. Milczała, próbując rozgryźć, co się
dzieje. – Szkoda. Za to ja mam coś dla ciebie.
Wyciągnął do niej kopertę. Była
zalakowana, dostrzegła odciśniętą pieczęć Rady. Otwierała ją z narastającym
niepokojem. Ale przecież nie mogło ją spotkać już dzisiaj nic gorszego. Tak pomyślała,
zanim zaczęła czytać treść zawiadomienia. Kiedy skończyła, podniosła pełen
niedowierzania wzrok. Abarai uśmiechał się triumfująco.
– Renji… Chyba w to nie wierzysz?
– Zadajesz się z Piątym Espadą,
atakujesz poruczników Gotei i naprawdę myślałaś, że nikt się nie dowie? –
Pozbawiona zwykłych, ciepłych uczuć twarz Abaraia przypominała odlane z brązu
popiersie. – To co? Pójdziesz ze mną po dobroci, czy mam użyć siły?
___________
A że mamy łańcuchowy rozdział, to mamy też Grimmjowa na łańcuchu! :D Art autorstwa Tris, która dobrze wie, o jakie emocje przyprawił mnie ten arrrrt.
Yeyeyeyeyeyeyeyeyeyeyeyeyeyeyeyeye! Aż na mnie ludzie spojrzeli, kiedy się zdziwiłam, że rozdział jest. OMG! O najwyższy iluminato stanów teksańskich i ziemii chełmińskich!
OdpowiedzUsuńTym wstępem postawiłaś mnie w najwyższej gotowości i takim napięciu, że zapomniałam o tym, że miałam zjeść obiad, a dodam, że głodna byłam nieziemsko. Cały 2gi akait <3 i ten mjuzik.
Pióro utknął mu Kirai w ranę, bo? Ok genialna logika zdania... Ale to pióro, bo co bo na pamiątkę? Czy przejmie nad nim kontrole, czy so kufa?
"Na dodatek, przy wykonywaniu rzutu, Kise ośmielił się skopiować taktykę Grimmjowa (która generalnie opierała się na tym, żeby zniszczyć wszystko i wszystkich, a przynajmniej kosz), co bardzo szybko przepłacił zdrowiem. Dosłownie, bo Szósty przy najbliższej okazji pociągnął mu z łokcia i to tak solidnie, że blondynowi buchnęła krew z nosa."
Oj ten Grimm taki niedelikatny...
Renji!
"– Jak ci się tak bardzo chce na lody, to może odpalę ci piątaka i pójdziesz sobie kupić jakąś algidę? "
Yeyeyeyeyey! Piękne <3
I to już koniec, czy te dodatkowe strony to prawda, jeżu jak ja bym chciała.
^^ Będą, będą, własnie nad nimi pracuję ;P
UsuńA ja mam legendy i behind, ja widzę, że są, ale powiedzialam sobie, ze pojde czytac dopiero w nagrode jak sie wreszcie uporam z tym rozdialem swoim~!
...
no dobra, ballroom przeczytalam -.-
ie umiem klamac nawet przez internet -.-
niemniej, komentarze i legendy zstawilam sobie za motywacje!
!
chyba jeszzce bedzie o tych piorach. chociaz tu juz kiras co nieco zdradził, ale w sumie wprost nigdzie nie mam wyjasnien ;D chyba... nom. Ale ja uwielbiam interpretacje ;) Bardzo ;)
Ahahahahahahahaha!!
OdpowiedzUsuńYeah!! Kurwa!!
Juz idem czytac, mamo.
Ja pierdolę, Wilczy, przeszłaś samą siebie z pierwszym fragmentem.
OdpowiedzUsuńAz mnie zmroziło po prostu. Łoł, nie otrząsnę się z tego rozdziału przez najblizsze parę dni.
Wstawiaj drugi part! Natychmiast.
I hej, czekajcie, czy ten rozdział znaczy, ze Tris nie napisze GrimmNel? EEEEJ!!! Nie liczy się no!
I wreszcie to padło! Potrzebuję króla pustych! Taaak! TAAAAAK!! Kocham Cię!
W ogóle rozmowa Ikari i Kise tak bardzo na miejscu. Gadka o pierdołach na tle makabrycznej zbrodni. Tylko Hagane mogła coś takiego zrobic. <6 <4
Renji! Ale poczekaj, poczekaj... Chwilunia... Niech no ja siem zastanowiem... Po drugiej częście moze coś dopowiesz w temacie, ale mnie to nurtuje. No no. I gdzie szlachta?!
– No. Wyglądałaś, jakbyś próbowała zabić komara, ale… No
Ja czuję, ze Ichigo miałby więcej pięknych momentów na Drodze.
Czy gdybym chciała sobie sprawic prezent na Święta (jakiekolwiek) i wydrukowac Drogę w pojedynczym egzemplarzu, podpisałabyś mi ją?
Daj mnie częśc drugą, cobym mogła dogłębnie skomentowac. Alez ja czekałam na ten rozdział!
Kobieto moja kochana. Ba! Kobieto mojego zycia! Ja Ci jestem skłonna tą Drogę całą yebaną własnoręcznie przepisać na pergaminie, kuźwa, z ery przed espadowej, jesli tylko, kuxwa, zechcesz. I podpisac krwią. Kuźwa! Dla Cb wszystko! :D
UsuńPowiedziałaś! Kuwa, idę sprzedac nerkę i kupię Ci ten pergamin! Pierdolę. Tylko piórem od Kirasia proszę! Njebieskim!! <3 <3 <3
UsuńIdę czytac.
Ja chciałam skomentować. Ale poległam na: " I strach. Bo czegoś bardzo się boję. Chociaż wychodzę przed szereg, drąc w niebogłosy bojowe hasła. Moje instynkty są tak samo pierwotne, jak twoje. Może boimy się tego samego? Może boimy się samotności. My, niebieskiej natury, musimy trzymać się razem. Inaczej będziemy się trząść ze strachu. Całe jebane życie."
OdpowiedzUsuńI ja nie wiem, kiedy się podniosę.
zalozylam sie sama ze soba ze mi zacytujesz ten fragment. takze ide se kupic piwo. zawsze se jakos mozna wytlumaczyc swoj alkoholizm.
UsuńNo ale żeby to jeszcze po przeczytaniu przyszło we śnie, to ja nie wiem, co będzie po Błędach.
UsuńRenji bydlaku zazdrosny... Smutne, aż żal patrzeć. Kiedy Grimmuś tak się stara wygrać. No co on robi, no co?
OdpowiedzUsuńNoł łej! Noł łej! Byakuś na boiskuuuuu!!!! Noł łej!
"– Wam już żadna gumka się nie przyda. – Spojrzenia kapitana Kuchiki powędrowało na boisko, gdzie cheerleaderki Toutou dawały popis nie tyle umiejętności akrobatycznych, co smukłych, wysportowanych, nastoletnich ciałek, ale nie odnalazł wśród nich tej, której się tam spodziewał."
OMG jakiiiiii pooooociiiiisk! O jaaaa!
Ikkaku <3
"– HWDP ciotom z sektora gości! – darł się łysy, ale jakoś nie mógł poderwać na te hasło reszty publiki, co nie przeszkadzało mu pokrzykiwać je coraz głośniej."
Srlsy, a ja planowałam mu z czasem debiut na behindzie bo go jeszcze nie było, ale teraz sie serialnie boję, że dorośnie do pięt Drogowemu sobie. Hlip, hlip.
"– Nie potrzebuję twoich zasranych sztuczek, żeby dostać się tam, gdzie się lęgnął takie puste ścierwa, jak ty. Jestem królem, a ty rościsz sobie za duże prawa do mojego terytorium. – Podrapał się po wystającej spod kurtki szóstce, a drugą ręką złapał za łańcuch. – Dosyć tego."
Król! Król!
"– Przestań tak łazić, bo mnie wkurwiasz! I wyłaź z tego uświnionego gigagi!"
Pedał! Pfu! Pedant!
"Teraz tylko rozbryzgi i kałuże krwi świadczyły o tym, że doszło tu do mordu.
– Wciąż jest brudno.
– Podłogi zmywać nie będę, kurwa mać."
Następny art: Grimmjow z mopem ^w^
"Ikari patrzyła na jego plecy, gdy znikał w ciemności, jaka rozlewała się za drzwiami szybu, który zaprowadził ich na dach."
Jestem zmęczona i przeczytałam cośtam plecy, gdy znikał w ciemności, jego jajka rolały się za drzwiami... >.< Źle ze mną, oj źle...
I omg, wstawiłaś tego arta, whyyyy >.< Mroczna tajemnica sie wydała.
Rozdział super, jak zawsze czekam na next.
Pozdroooo ;)
"A proszę cię bardzo! Nie zależy mi! Nie chcę być częścią twojego planu!
OdpowiedzUsuńALE BĘDZIESZ. JESTEŚ MOIM GRZECHEM. JESTEŚ MOIM GNIEWEM. MOIM KOLOREM INDYGO.
Ty daltonisto zasrany. Wypad, ale już!
GDYBY TO BYŁO TAKIE PROSTE.
Mogę ci pomóc, kopa w dupę zasadzić, popierdolcu, nadużyłeś mojej gościnności!
CZY TY ABY NIE LEKCWAŻYSZ NIECO POWAGI SYTUACJI?"
Tak, tak, tak. Zniszczenie. Bardzo ładnie.
O ja pierdolę... Właśnie skończyłam.
Znając go, nadal się dziwię, że on tak umie. Renji, ty szmato.
OdpowiedzUsuńJa się już nie nie lubię z Kiraim. Ja się go zaczynam bać. I to nie dlatego, że tak łatwo morduje, kąpie się w krwi, tylko, że jest kolorowy, jest nienawiścią, jest... przerażający wtedy, kiedy siedzi na tej łączce i pielęgnuje swoją bazylię. A najbardziej przeraża mnie to, że chcę, żebyś go spuściła z łańcucha.
Jedyne, czego nie jestem pewna, to Grimmjowa. Ja już nie wiem, serio, nie wiem, choć wiem i to jest bolesne. To w chuj boli. Ale to jest dobry ból.
A Byakuyi to tą porcelanę potrzaskam. A na szaliku go powieszę. Ale i tak tak się komponuje w tym wszystkim idealnie z całą swoją szlachecką dupą.
I Must w różowej koszuli!
A jak przeszłam do fragmentu błagania Kise, miałam łzy w oczach i ścisneło mnie w żołądku i nie chce puścić!
I MADARAME <3 <3 <3
[grimm killersowy nie dorasta do pięt grimmowui drogowemu].
pierdolenie. czekam na kilersowego, długo juz, wiesz?
Usuńnie wiem czemu, ale grimmjow killersowy wydaje mi się spedalony.trzeba coś z tym zrobić.
UsuńWilczy, obawiam się, ze nie będę w stanie tego skomentowac. Porzuciłam dla rozdziału naukę na prawko (wypadałoby je wreszcie zrobic) i mózg rozjebany. Wiesz co... A pierdolę, niech będzie. Za przepisaną Drogę na pergaminie zobowiązuję się dostarczyć Ci wypracowanie na temat Drogi. Chuj, i tak nie mam co robić ze swoim życiem.
OdpowiedzUsuńOgarniam wiele rzeczy i nawet wydawało mi się, że Twój geniusz do nich należy. Chuja. Nie ma tak dobrze. Nie spodziewałam się czegoś takiego - to raz, ale Ty masz to do siebie, że zaskakujesz przez całą Drogę. Dwa, że jak to wszystko czytam to otwieram oczy i myślę "no kurwa, dlaczego ludzie nie piszą peanów na Twoją cześć? Dlaczego Droga nie ma miliona czytelników, choć na to zasługuje?" i dochodzę do wniosku, że dzisiaj im coś lepsze, tym mniej ma odbiorców. Smutne stwierdzenie, noale inaczej nie wytłumaczych zachwytów nad Grejem&Edziem, nie ważne.
OdpowiedzUsuńUważam, że frazy jak "zaskakujące zwroty akcji", "talent do porywania czytelników" oraz "niebanalne charaktery postaci" zostały stworzone dla Ciebie. Tak, tak, i gdybyś chciała dowodu to se, proszę ja Ciebie, przeczytaj Drogę.
Pisałam to już na pewno parę razy, ale uwielbiam Drogę. Ej, jak uda mi się ją wydrukować, to to będzie jedna z książek (w prywatnym zbiorze, do jasnej cholery, i pójdzie ze mną do grobu! Albo nie, niech potomni wiedzą, z jakim geniuszem przyszło mi obcować, tylko zapiszę w testamencie, że nigdy nie wolno temu dziełu opuścić mojej rodziny. Nigdy, kurwa, a wiem że łatwo nie będzie, bo w końcu ten egzemplarz będzie wart dobrych kilkadziesiąt tysięcy, jeśli nie milionów) do której będę wracała regularnie! Mam parę takich ulubionych i za nic bym ich nie oddała. A chuj, niech mi zabierają organy, książek nie dostaną! W ogóle czuję wielki smutek, bo czuję, że powolutku, ale szybciej niż wcześniej, zbliżamy się do końca. Nie bawi mnie to ani trochę. Dlaczego wszystko co dobre musi się kończyć? Hehe, zapytajmy o to Grimmjowa... Dobra, nie pytałam!
Powiem Ci coś, Wilczy. Sienkiewicz jest jednym z moich ulubionych pisarzy. Oczywiście, tematy o których pisał, są dla mnie interesujące, w końcu maniak historyczny ze mnie etc. Ale w mojej opinii posiadał coś, co dzisiaj, prawie sto lat po jego śmierci, nadal wprawia w zdumienie. Facet porywa czytelnika do swojego świata, czy w Quo Vadis czy w Potopie, i ja mam wrażenie, że idę razem z tymi ludźmi, przeżywam to co oni (no kurwa, ostatnio ryczałam w autobusie jak przeczytałam, że Ligię zamknęli w więzieniu), bawię się jak oni i czuję w serduchu coś na wzór ich cierpienia. Według mnie masz ten sam talent i gdybyś zdecydowała się wydać coś swojego (Boru, jak to tandetnie brzmi, nie? Ludzie wszędzie coś pieprzą że "wydaj swoją książkę" etc i mam ochotę ich hejtować. Ja pierdolę, ale ze mnie hipokrytka!) to kurwa, jako pierwsza bym kupowała. Właśnie jebłam największy komplement ever. Porównałam Cię do Sienkiewicza, jak Ci się to nie podoba, to spróbuj mnie stąd wyprosić.
Nie, chodzi mi o to, Wilczy, że mam radochę jak czyta rozdziały. Że zostawiam wszystko i lecę bo "Grimmjow znów robi sajgon". I jak coś mnie bawi to się śmieję na głos, a bawi mnie na Drodze sporo rzeczy. A jak coś frustruje, to klnę otwarcie. Jeżu, ostatnio przy Pani Matce mi się wyrwało. Jakie ostatnio, wczoraj, jak czytałam pierwszą część. Mówię "Kurwa, Wilczy, ale doje..."
"Rhan!"
"No bo przeczytaj to no!" Mam, kurwa, szlaban na używanie słów cholera, kuźwa, zamknij się bo jesteś adoptowana, rodzice kochają mnie bardziej, i parę innych, dzięki.
Ale... Jakby to ładnie ubrać? Jak czytasz coś dobrego, to wiesz, że to jest dobre. Sprawia Ci przyjemność czytanie, jednych bohaterów lubisz, innych nienawidzisz (Szayel, spadaj sobie do wulkanu, kurwo), trzecich hejtujesz bo są tak głupi, że ani to ich lubić ani nie lubić. Za to kocham czytać. Drogę uwielbiam za charaktery, odzywki, akcję, psykówki, Ulquiorrę, Karakurę, Pokolenie Cudów, Ulquiorrę, nieudane momenty, drugie dno, teorie spiskowe, Kiraiego, gniew, nostalgię, czułość, odkrywanie ludzkiej natury u Arrancarów i Shinigamów, Bankai, Cero, Aizena, Caja Negation, Panterę.
Nie umiem się kurwa wypowiedzieć. O. I taki jest skutek czytania. Zacznę się uczyć słownika na pamięć, może pomoże.
AAAAAAAAAAA!! Czy ja zawsze muszę mieć takie rozkminy?! No kurrrrwa no!
"– Wciąż jest brudno.
OdpowiedzUsuń– Podłogi zmywać nie będę, kurwa mać. "
I słusznie. Bardzo słusznie i bardzo królewsko. A co on, konserwator powierzchni płaskich?
" ale Ikari wciąż nie puszczała jego dłoni. Rzucił jej spod ciężkich powiek kobaltowe, uważne spojrzenie."
Jak bardzo mi uwierzysz, jeśli powiem, że IkaxGrimm to mój ulubiony paring ever?
"– Zadajesz się z Piątym Espadą, atakujesz poruczników Gotei i naprawdę myślałaś, że nikt się nie dowie?
Znaczy, czekaj... Jaki piąty? Jak?! Kurwa, ale...! Przecież piąty to Nnoitora! No to... Yh, to Kirai! Renji, ty durny ty! I czekaj, czego się Rada dowiedziała? Że Ikari tak się zachowywała czy że Ikari ma Pustego? Uhuhu, bo jak tego drugiego to i Kisuke powiniene mieć przekurwio... Znaczy się, przerąbane.
W ogóle nie. Byakuya na boisku. I ta gumka! Ja jestem w szoku, ale nie mam wątpliwości. On by to zrobił. Dla ratowania honoru swojego oddziału. O ludzie, i jak on to wszystko pięknie pod ten honor podciąga!
"Jezus Maria, ty przecież nie żyjesz! Jak to się stało! Czy to Grimmjow? Przez to, że cię faulował? Co się, na Boga, stało!"
Minako w ogóle się charakteryzuje taką mądrością. Chociaż w zasadzie to nie zdziwiłabym się, Grimmjow do wszystkiego zdolny. A że ktoś kopnął w kalendarz bo dostał od niego strzała... No, zdarza się.
"– HWDP ciotom z sektora gości! – darł się łysy, ale jakoś nie mógł poderwać na te hasło reszty publiki, co nie przeszkadzało mu pokrzykiwać je coraz głośniej.
– Czy jemu całkiem już się mózg usmażył pod tą łysą czachą?(...) Ktoś powie temu cymbałowi, że to my jesteśmy sektor gości?! (...) I niech mu ktoś wyjaśni ten skrót!
Ikkaku wymiata w tym rozdziale, zresztą jak Ichigo. Niby malutkie role, ale po prostu robią piorunujące wrażenie.
"– Oby tylko nie próbował użyć Senbonzakury na pierwszym przeciwniku"
Ahahahaha! O ja pierdolę... Wyobraziłam to sobie.
"– Że środowisko trenerów jest homoseksualne.
– Tak, wszyscy kazali cię pozdrowić – prychnął pułkownik i obdarzył go pełnym zawodu spojrzeniem z kategorii „Na więcej cię nie stać?”. – I tego małego kapitana Hitsugeja też."
Nie za dużo Ty mnie tych kwiatków dajesz?
"– A kim ty niby jesteś, człowieku?
– Tylko nie „człowieku”"
Ohoho! Urażona duma! Paczcie go, sukinsyn, jak się będzie wywyższał! Co za pogarda!
"– Ty głupku pierdolony! – wydarł się Grimmjow, gdy Renji po raz kolejny udaremnił mu wykonanie dwutaktu, plącząc się królowi pod nogami. – Wypierdalaj z boiska, ty łajzo, albo sam cię z niego zmiotę!"
A Szóstka to jest w ogóle mistrz. Te jego głupek pierdolony zrobił mi dzień.
"Nie zrezygnował bynajmniej ze swojego błękitnowłosy rywala z litości czy dobroci serca, bo po pierwsze serca nie miał, a po drugie był skończonym łajdakiem, ale nawet on nie lubił grać systemem dwóch na jednego."
Tak, tak, kupiłam to usprawiedliwienie zupełnie.
Zaczęłam od końca, nie? Nie ważne.
Renji. Więc jednak, wreszcie, wróciliśmy do tematu. Męczył mnie już jakiś czas i powiem Ci, że jego postawa wcale mnie nie dziwi, nawet gdybym chciała, by było inaczej. Hagane potraktowała go źle, okay. Na dodatek "przeszła" na stronę Arrancarów, chociaż moim zdaniem Ikari jest jak Ent. Nie stoi po niczyjej stronie bo nikt nie stoi po jej. I to pewnie było usprawiedliwieniem czynów Renji'ego, tylko że no... Czy on to zrobił z zazdrości? Czy po to, żeby dojebać Szóstce? Czy z troski o Haganowe zdrowie, ciało, reiatsu etc? Czy po prostu bo tego wymagał regulamin i obowiązki Shinigami, którym Abarai jest bardzo bardzo bardzo posłuszny? Co tu się wyprawia...
Piękny art od Tris, teraz tylko czekam na ten zapowiedziany z mopem. Grimm na łańcuchu <6 <4 Co za radość!
OdpowiedzUsuńNie mogę poprawnie ocenić Twoich opisów. Jak słusznie ktoś już zauważył, są rozpierdalające (a jak nikt tego nie zauważył, to ja to robię). Za dużo klnę tutaj, taki już mój wysoki poziom inteligencji, że nie mogę znaleźć żadnych słów, mogących wyrazić mój zachwyt. Pewnie za mało ich znam i to mi się nie podoba. Zacytowałabym co najmniej połowę Drogi, bo krótki opis rozprawy króla z Kiraim mnie zmiażdżył. A Hagane...! Ty tak masz z urodzenia? Wiesz, że rozpieprzach ludzi?
" I strach. Bo czegoś bardzo się boję. Chociaż wychodzę przed szereg, drąc w niebogłosy bojowe hasła. Moje instynkty są tak samo pierwotne, jak twoje. Może boimy się tego samego? Może boimy się samotności. My, niebieskiej natury, musimy trzymać się razem. Inaczej będziemy się trząść ze strachu. Całe jebane życie."
Tak. Dokładnie to. Miałam dreszcze jak czytałam. Dziękuję Ci za ten fragment <6
Idź pan zresztą w cholerę. Chciałabym już wiedzieć wszystko i nie chciałabym jednocześnie. No co ja ćpiem na tej 6.
To jest bardzo długi rozdział, tak btw. I chciałabym, aby takie właśnie pojawiały się tutaj częściej. Albo może nie... Bo cholera, szybiej się skończy.
Zrobisz sequel?
No. I tyle ode mnie. Dziękuję.
Jeżu, usuń to wszystko Wilczy. Ten komentarz jest po prostu beznadziejny.
OdpowiedzUsuńWypracowanie jak ta lala.
UsuńBy the way, to kiedy następny rozdział, Wilczy? Dobra, to nie było pytanie. Masz max 2 tygodnie. I koniec. Kropka.
rhan. ty jestes kobieto kurwa nienormalna. nienorkurwamarna!!! czytalam Twe wypracowanie w aucie, jadąc do bielska i kurwa czytalam je kurwa na glos! CHEŁPIŁAM SIĘ ŻE RHAN MNIE DO SIENKIEWICZA WYWINDOWAŁA I BYŁO MI Z TYM DOBRZE. Jest! Jestem, normalnie, szczęsliwa, dziewczyno, Ty chyba nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy! Nie masz?! TO NADAJE SENSU wszystkiemu co robie, MOJEMU ŻYCIU, bo przeciez ja żyję Drogą i takie wypracowania kurwa nadają temu tak zajebisty sens, ze chce mi sie zyc, zyc i pisac. ;D Cała moja rodzina sie dowie, ze jest na swicie Rhan co uwaza mnie za geniusza (z czym osobiscie, przy calej mojej podniesionej samoocenie, nie moge sie kurwa zgodzic :D aczkolwiek napawam sie tym, napawam sie jak skurwysyn) wiec moga mnie oni wszyscy cmoknac z rozpędu w moją wilczą dupę, BO I TAK JUZ WYGRAŁAM ŻYCIE. i chuj!
UsuńA poważniej, naprawdę to znaczy dla nie.... wszystko. Wszystko. Odkąd się pojawiłaś na Drodze, mała wszetecznico, nie miałam ani razu tak zwanego opadu weny? Jasne, zcasami pisze sie trudniej, ale ani razu nie utkelam nigdzie na zbyt dlugo, na tyle, ze juz nie oplacalo sie wracac. Droga bedzie chyba pierwsza powazniejsza rzecza, ktora skoncze, w zajebiscie wielkiej mierze dzieki Tobie, Rhan. Wiec mnie nie wkurwiaj! Bo jestem pewna ze skoncze Droge tylko na 98%, wiec KEEP GOING z tymi Twoimi wypracowaniami, pls!!! ;D to jest autentyczny pokarm dla mojej duszy! Ja ich potrzebuje bardziej niz tlenu!!!!!!!!!!! Rhan, przeciez wiesz, ze jak cos mi kiedys pyknie, upierdole Ci taka dedykacje, ze powstanie z niej kolejna ksiazka. Kobieto, gdybys tylko chciala, wzielabys mnie na te wypracowania jak grimmjow ikari w kuchni kurosakich. Total fall in love. Total. Muszę jeszcze raz porzadnie je przeanalizowac i jak co bede odpowiadac u Cb. Naprawde, naprawde, naprawde. Co Ty ze mna robisz, no. Moj stan euforii zaczyna zagrazac mojemu zdrowiu psychicznemu. Naprawde.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńChujaween Ci minęło, a rozdziału ani widu ani słychu. A wiesz przecież, Wilczy, że Rhan tylko czeka na GrimmxNel ;)
OdpowiedzUsuńPozdro
Ciiii, cicho! Piszę tylko muszę to przemyśleć zanim dokoncze :D jeszcze raz jakies grimmnel usłysze i przysięgąm bede usuwać takie komentarze :D idź dreczyc Rhan ona ma większą obsuwe :D
OdpowiedzUsuńChujałin minęło kurwa! Endrju niedługo już będzie świętował. Rhan już rozdział też dała, na obu blogach, a Ty co? Będzie mi się Wilczysko robotą wymigiwać.
OdpowiedzUsuńcicho tam. myślę.
Usuńpzt rzuciłam wczoraj robotę. i ide jutro po l4 na okres wypowiedzenia, więc. spokojnie. jeszczebedziesz miec mnie dosyc. mam 14 str i nie mam pojecia ile jeszcze wlezie w ten gupi rozdzial ;P
Jednak robota niee ee? Mhm. Trzymam Cię za słowo, bo ja teraz chora to nie mam co robić, tylko czytać, ale trzeba mieć co. Rhan już spełniła swoją powinność. :3
UsuńŚwietny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuńmoże mnie to zmotywuje, żeby dokończyć ;)
Usuń