W oczekiwaniu na rozdział (najbardziej przeze mnie samą) przedstawiam krótki - jak nazwa wskazuje - shorcik, powstały na cześć dnia destrukcji, który sama wczoraj uchwaliłam i który musiałam spędzić razem z Grimmem. Yo! Nie traćcie wiary, jako i ja nie tracę.
_________________
PILOT
I pierdolną Grimmjow łapą o stół, przy którym
siedział i rzekł wkurwiony: Nie, tak nie będzie. I machnął ową łapą, a wszelakie
itemy na blacie się znajdujące wpadły wprost w czeluście popękanej kamiennej
posadzki, pamiętającej czasy Herbacianego Imperatora. Oparł się o stół, na
którym wedle woli jego nic już nie zalegało i zaczął obmyślać karę.
A stało się to dnia pewnego, w którym cierpliwość
jego arrancarska się, kurwa, skończyła. I postanowił Grimmjow, że dosyć tego i
że poniosą winowajcy konsekwencje swych czynów bolesne i dotkliwe ponad
wszelaką miarę, by lata swych bezeceństw odkupić i opamiętać się na przyszłość, aby
więcej nie grzeszyć.
PART I
Krople potu
gromadziły się w bruzdach między jego brwiami, kiedy myślał intensywnie nad rozwiązaniem
problemu, jaki nękał go, odkąd objął tron Pustego Miasta, pełnego piachu i
demonów. Lecz to nie demony były jego największym utrapieniem, a wszędobylski
piasek, wciskający się między palce u stóp i powodujący dyskomfort nie tylko
dermatologiczny.
Długie, smukłe
palce, zgniecione w pięści, wyprostowały się nerwowo i walcząc z królewską
wolą, opornie zmierzały w górę. W końcu się poddał i zatkał uszy. Tak poniżony,
ze złością wpatrywał się w okno, zachodząc w głowę, kto, do kurwy nędzy,
projektował to siedzisko zła i marazmu i wpadł na to, by nie wstawiać w owe
okna szyb.
Szyby. Pieprzone
szyby, których brak zakłócał i dezorganizował cały jego królewski żywot i
popychał do tak niegodnych go i zboczonych fantazji jak praca w DOMBUDZIE. Ile
by dał, aby umieć wstawić w te puste ramy smukłą, przezroczystą i nade wszystko
dźwiękoszczelną szybę. Niestety w miejscu, z którego się wywodził, nie było
nawet budowlanek, a jedyną szkołą, jaką sam założył i kończył zaocznie jako jedyny absolwent, była
Wyższa Szkoła Robienia Rozpierdolu (w skrócie WeźSpieRdalajRysiek). Jak każdy leser
tak i on żałował dzisiaj, że nie zmusił tego cymbała Kurosakiego, żeby zapisał
go chociaż na jakieś Wieczorowe Studium i chodził za niego na wykłady. Wiedział,
że gdyby tylko wykazał się odrobinę większą niż zwykle podłością, teraz byłby
szczęśliwym Arrancarem i mógłby beztrosko biegać w te i wewte po swoim
królestwie siejąc smutek i zniszczenie. A tak został niewolnikiem. Gnębionym i
prześladowany od rana do wieczora, budząc się co świt z przekrwionymi oczami i
nie mogąc spokojnie zasnąć, a wszystko to przez jeden, upierdliwy, powtarzający
się dźwięk, który dobiegał go przez przeklęte okna, nieważne którą komnacie
zmaku Las Noches zajmował.
SZUR. SZUR. BUR.
SZUR SZUR, BUR BUR.
SZURSZURSZUR!
BURBURBUR!
Grimmjow dostawał
szału. Rwał z głowy błękitne kłaki, krążąc po komnacie jak rozjuszone dzikie
zwierzę, jak pantera w klatce, powarkiwał na wszystko, co weszło mu w drogę,
czy był to nocny stolik czy lampka. Przedmioty kończyły roztrzaskane o ściany
lub zmiażdżone pod podeszwą jego zori*, lecz to nie przynosiło królowi ulgi,
choć ryczał i pieklił się, i rozbijał, nic nie zagłuszało natarczywego odgłosu
z dołu. Tylko co miał na to poradzi? Przecież sam kazał swoim Arrancarom
zamiatać.
Więc zamiatali.
SZUR SZUR. A wiatr gnał niekończące się fale piasku wprost w jego komnaty. SZU
SZUR, BUR. Nieustanna i bezsensowna wojna nie miała końca.
— Kurwa! —
wrzasnął Grimmjow, wychylając się przez okno
patrząc w dół, gdzie dwójka Arrancarów zamiatała pustynię i grożąc im
pięścią dodał: — Kuuurwaaa!
Popatrzyli na
niego smętnie, unosząc oczy i w ich odbiciu Grimmjow zobaczył, że jego ludzie
już się poddali. Morale padło. Zrozumiał, że patrzy na przyszłych dezerterów.
Prawdopodobnie nie pierwszych, ale do tej pory nie powiązał coraz większej
ilości pustych miejsc w stołówce z dezercją. Na to, jak i na utratę zmysłów lub
kłopoty laryngologiczne, Grimmjow nie mógł sobie pozwolić. Odwrócił się na
pięcie i wyszedł z komnaty. Swoim zwyczajem nie skorzystał z drzwi,
pozostawiając za sobą pokaźną wyrwę w ścianie. Co mu tam. I tak spędzał każdą
noc w innym pomieszczeniu.
PART II
— A tutaj —
Grimmjow wyciągnął łapę, wskazując przed siebie — pierdolniemy sobie — zawiesił
głos, budując napięcie — wylewkę z betonu — zakończył dramatycznym szeptem i
obejrzał się na stojącą za nim pozostałość Espady. W jego kobaltowych ślepiach
płonął wizjonerski ogień, lecz nikt z zebranych nie podzielał jego zapału.
Stark ziewał
ostentacyjnie, Szayel czyścił szkła swoich okularów, a Ulquiorra bezbłędnie prezentował
twarz bez wyrazu, chociaż w jego przypadku mogło to znaczyć zarówno, że się
cieszy, jak i nienawidzi wszystkiego dookoła.
— Jesteś tego
pewny? — zapytał Szayel, opierając ręce na biodrach i krzywiąc się z
niesmakiem. — Wiesz, ten design nawet mi się podoba, a ty… — zamilkł, zgromiony
spojrzeniem króla. — OK, rób co chcesz.
— Do roboty —
warknął Grimmjow, były Szósty Espada, stojący teraz na czele Miasta Pustych i
wyciągnął przed siebie lewą dłonią. W ślad za nim poszedł Czwarty, Ulquiorra,
unosząc wskazujący palec, przy którym zaczęła magazynować się zielona energia.
Szayel, Ósmy, złączył dłonie, krzesząc różową moc. Stark – kiedyś Pierwszy
Espada – tylko westchnął. On nie potrzebował kończyn, by skumulować cero**. Po
chwili przed jego klatką piersiową zgromadziła się niebieska, tryskająca
iskrami kula. Grimmjow uśmiechał się dziko, kumulując między palcami czerwone
błyski. Na jego znak, wszystkie wiązki pognały w stronę zamku, uderzając w
białe, wysokie mury i burząc Las Noches w akompaniamencie szalonego śmiechu
króla, który wreszcie odzyskał humor, przypominając sobie stare, arrancarskie
przysłowie o tym, że nie ma takiego problemu, którego nie rozwiązałoby cero.
Stare arrancarskie przysłowie prawdę ci powie.
OdpowiedzUsuńZabawny szocik, z ciekawej perspektywy. Nadmiar piasku rzeczywiście potrafi być irytujący, zwłaszcza jeżeli jego ziarenka osiedlają się w futerku. Nie wiedziałam, że z Grimmjowa taki pedant, że pustynię każe zamiatać :)
Rozwalenie Las Noches rozwaliło i mnie. Król powinien umieć wyjść z każdej sytuacji z twarzą lub z wybuchem xD
Pozdrawiam!
haha, dokładnie! ;D
UsuńPrzyznaję, dawno mnie tu nie było. A TU DALEJ NIE MA CIĄGU DALSZEGO! Dostałam za to shorta o piasku. I wkurwie Grimma. Standardowo. I zniszczeniu Las Noches. W KOŃCU KTOŚ NA TO WPADŁ. I nie był to Kurosaki, który swoimi przejściami przez światy często zostawiał rozpierdol. JA SIĘ PYTAM, GDZIE JEST RESZTA DROGI? Tylko Majima i Majima, a Grimmi to co? Pies? Nie żeby mi się nie podobało, ale noooooooooooooo...
OdpowiedzUsuń...
...
...
Nie, nie nudzi mi się w życiu. Po prostu chcę dalej.
Bo będziemy się gniewać.
A nie chcemy się gniewać.
To co? Jakiś pakcik na zakończenie Drogi?
Pozdrawiam