edit: czemu.... czemu zawsze musza dostac w dupe...
______________________
GRIMM: Wilczy się chciała pochwalić, że dostała zlecenie, bo jej pykła fota i się upija z tego powodu porterami...
WILCZY: Zamknij ryja, Szósty Zasrańcu.
GRIMM: Tch. A chcesz zobaczyć jak twój aparat wyfruwa przez okno i rozbija się o chodnik?
WILCZY: To byle chodnik jest lepszy w destrukcji niż ty, wasza wysokość? ... Ey... Ey?! Ey, no co ty, kurwa?! Zostaw te okno! ZOSTAW MOJEGO GRATA CANONA!
_____________________
_____________________
Nie
było jeszcze późno i obydwojgu nie chciało się spać. Szybko pochłonęła ich
rozmowa na błahe tematy. Kiedy już wymienili się informacjami (i nieco
przyodziali) o tym, co działo się w
jakim świecie, Toshiro zapragnął dowiedzieć się, jak działa telewizja. Minako
wręczyła mu pilota, zarzuciła całe łóżko przekąskami i wpakowała się pod
kołdrę. Opierając głowę na jego ramieniu, tłumaczyła mu co to są kanały i jak
należy je zmieniać, a Hitsugaya słuchał jej w pełnym skupieniu, jakby od tej
wiedzy zależały dalsze losy świata.
–
Czyli jak nacisnę tu – dotknął delikatnie strzałki wskazującej w prawą stronę –
to stanie się… Och!
Udało
mu się przełączyć na Eurosport i zaczął intensywnie wpatrywać się w obraz,
gdzie snookerzysta raz za razem wbijał bile do luz, dopóki vice kapitan nie
odebrała mu insygnium władzy i nie przełączyła na Axn Spin.
– No?
To co to za rozkazy od generała? – Minako poruszyła w końcu nurtujący ją temat,
otwierając czekoladowe dropsy, które Toushiro natychmiast jej zabrał.
–
Dostajemy dziwne raporty od Shinigami rezydujących w Tokio. – Wrzucił sobie
garść draży do buzi i oddał Kurosaki torebkę. – Ich radary świrują, pokazując
obecność Pustych o silnej energii… Ale kiedy przybywają na miejsce, niczego nie
znajdują. A radary nie milkną. Może to zakłócenia energii, spowodowane ekstra
wzmożoną aktywnością Hollowów. Ale Kyoraku uważa, że coś się święci.
Minako
nie spodobała się marsowa mina, jaka pojawiła się na twarzy Toshiro.
–
Jest coś jeszcze, prawda?
Easy to find what's wrong
Hitsugaya
skinął głową.
– W Radzie
podobno coraz częściej powtarza się opinia, że to Jaggerjack ściąga na nas
kłopoty. I że powinniśmy odesłać ją tam, gdzie jej miejsce.
Zerknął
na porucznik, gdyż cisza, która nastała po jego słowach, znacząco się
przedłużyła. Minako patrzyła na niego ze złością.
– To
znaczy dokąd?
– No,
to chyba jasne.
– Do
Hueco Mundo?!
–
Odkąd rozeszła się wieść, z kim łączą ją więzy krwi, wszystkim wydaje się to
oczywiste.
– Ona
i Grimmjow nie są…
– Nie
wszyscy chcą w to wierzyć. Zwłaszcza ci, co jej nie znoszą, a dobrze wiesz, że
Ikari niejednemu zalazła za skórę. Teraz mają pretekst. Gotei ma dość jej
wybryków. Pojawiają się głosy, że trzeba oddać ją Espadzie, skoro ten tak się o
nią upomina. To sprowadziłoby pokój, a przecież jako Shinigami mamy obowiązek o
ten pokój dbać.
– Ty…
Ty chyba tak nie myślisz?!
– To co
ja sądzę na ten temat, nie ma żadnego znaczenia, dopóki większość sądzi, że
trzeba Szóstemu obiecać Hagane, żeby dał nam żyć.
– Dla
mnie ma znaczenie!
–
Nikt nie chce kolejnej wojny. To byłaby dobra ugoda, nie sądzisz? Jedna
Shinigami. W zamian za porządek. Bez kolejnego rozlewu krwi.
– Nie
wierzę, że tak…
–
Słusznie. Bo to ja podsunąłem generałowi pomysł, żeby Ikari była jedną z tych
Shinigami, którzy mają zacząć infiltrować szkoły w Tokio. Jeśli jeszcze na
jakiś czas zniknie z oczu Społeczności Dusz…
–
Och! – Minako zrozumiała, na czym ma polegać ten plan. – Do tej pory powinna… Hm.
Poprawić swoje relacje z Grimmem?
Hitsugaya
przytaknął.
–
Przynajmniej na tyle, żeby ten świr przestał zalewać świat powodzią Hollowów.
– Pięknie
– podsumowała Minako. – Coś mi mówi, że to będzie ta trudniejsza część zadania.
Kapitan
znów się z nią zgodził.
–
Kyoraku dał nam pełną swobodę działania. – Wyciągnął coś ze swojego kimona i
podał Minako. – Możemy zacząć od tego.
– Czy
to jest…?
–
Pozwoliłem sobie sprawdzić treść. Ze względów bezpieczeństwa, oczywiście. A
przede mną chyba czytał Ichigo…
Niebieska
koperta była już w nieco sfatygowanym stanie. Minako się nie dziwiła, bo ją też
aż skręcało z ciekawości. A więc odpisał…? Nie, tego jej wyobraźnia nie
ogarniała. Co ta cholera mogła tu nawypisywać? Sam fakt, że ktoś jego pokroju
umiał posługiwać się przyborami piśmienniczym, budził jej szczery podziw. Mimo
wszystko, mogliby się nieco ostrożniej obchodzić z przesyłką, bo kondycja
koperty mogła wskazywać na to, że już połowa Gotei wiedziała, o czym
koresponduje Espada i oficerska elita Soul Society.
Harder to find what's right
Zanim
jednak przeczytała choćby pierwsze zdanie, usłyszała, że ktoś, kto rozbijał się
od jakiegoś czasu po korytarzu, szarpie za klamkę, upuszcza klucze pod ich
drzwiami, a potem głośno klnie i stara się trafić w dziurkę od kluczka. Długo
się stara, dobierając do zestawu słów „Guuupi zzzamek” coraz bardziej twórcze
rymy.
– Kto
to?
– No,
tylko Ikari ma drugi komplet kluczy.
–
Trzeba było zostawić klucz w drzwiach…
Po chwili
rozległ się wreszcie szczęk otwieranych drzwi, które oczywiście z rozmachem
uderzyły o ścianę, pod ciężarem opierającej się o nie Ikari.
– Sooo,
kurwaaa! Nie sssoziewałaś się mie tak szeźnie!
Hagane
wtoczyła się do pokoju, ale natychmiast cofnęła się dwa pijackie kroki i
ostatecznie zakotwiczyła w progu. Futryna, której chwyciła się mocno, posłużyła
za wspomaganie przy ambitnej próbie zachowania postawy pionowej. Rozkojarzony
wzrok wbiła w łóżko, marszcząc mocno brwi i chrząkając z zastanowieniem.
– O –
przemówiła. – So to, Białasssek? A… sso ty tu, kuźwa, obisz?
–
Kapitan Hitsugaya – zdenerwował się tradycyjnie Toushirou, poprawiając
rozchełstane kosode, które (wraz z brudną od czekolady buzią) niweczyło cały
czar powagi i srogości, jaki próbował roztoczyć wokół siebie. – Miałem
nadzieję, że będziesz w stanie wysłuchać… i zrozumieć… rozkazy, które…
Ikari
uniosła palec, sygnalizując, że znów pragnie coś powiedzieć, więc kapitan
przerwał uprzejmie, patrząc na nią z pełnym politowania oczekiwaniem.
–
Jebać rozkazy! – zakrzyknęła zawzięcie Hagane.
–
Bardzo odpowiedzialne hasło, jak na kadrę dowódczą Gotei…
–
JEBAĆ GOTEI! – Kapitan deklamowała swoje nowe motto z coraz większym
zaangażowaniem.
Hitsugaya
pokręcił bezradnie głową.
–
Powinni tu przysłać zamiast nas kogoś ze stoickim spokojem… Może Byakuyę albo…
–
JEBAĆ BYAKUYĘ! – Ikari z przejęcia puściła framugę, potoczyła się kilka kroków
naprzód (wyglądało to tak, jakby szła z górki, bo grawitacja definitywnie się o
nią upominała) i wylądowała w poprzek łóżka. – Jebać sałe Sssre…retei!
W tym
momencie drzwi wejściowe znowu uderzyły o ścianę i do apartamentu wbiegła
zdyszana Matsumoto. Ona również najpierw zatrzymała się w progu, a kiedy
dotarło do niej, co widzi, natychmiast zasłoniła oczy jedną ręką.
– Nie
patrzę, nie patrzę! – zakrzyknęła, ale przez jej palce wyjrzało jedno,
niebieskie oko, gdy podnosiła Ikari za kołnierz.
–
Jebać Espadę!
–
Tak, tak, już mówiłaś… – Matsumoto poklepała ją po głowie. – Uciekła mi! –
poskarżyła się, przepraszającym tonem. – Już ją zabieram i spadamy.
–
Niiidzie niiie iiidę!
–
Ależ oczywiście, że idziesz. – Wrzuciła sobie wierzgającą kapitan na plecy i
posłała całusa do Minako i Toshiro. – Dobranoc gołąbeczki. Nie przeszkadzajcie
sobie.
Kiedy
wybiegła, jeszcze przez jakiś czas z korytarza dochodziło ich echo, głoszące co
lub kogo jeszcze Jaggerjack ma w głębokim poważaniu.
Here I stand
Jeszcze nie teraz.
Na przemian
warczał cicho i zgrzytał zębami, śledząc pijane reiatsu.
Mógł
ją capnąć i nawet by o tym nie wiedziała, w takim była stanie. Ale co to by
była za przyjemność? Chciał widzieć w jej oczach świadomość, że przegrała. Już
się tyle naczekał, że nie zbawi go jeszcze kilka godzin, których Ikari
potrzebowała, aby wytrzeźwieć. Chociaż kosztowało go to sporo wysiłku, żeby nie
wykorzystać sytuacji i nie zgarnąć rozrabiającej kapitan, która nie była w
formie, żeby stawiać opór. Prosty plan mógł być najlepszym z planów i być może
nie musiałby się wówczas posuwać do sztuczek, które zdradził, a jednocześnie odradził
mu kapelusznik, ale jak każdy prosty plan ten też miał swój słaby punkt.
Otóż Grimmjow
był tak wściekły, że najprawdopodobniej skręciłby jej przypadkiem kark, gdyby tylko ją teraz dorwał.
Helpless and left for dead
No bo
co ona sobie wyobrażała, szlajając się w po Kalifornii kompletnie zalana. Diabli
wiedzą, co już to zdążyła nawywijać. Zdawało się, że przybył w samą porę, bo
Hagane była najwyraźniej na najlepszej drodze, żeby się skuć na amen, nie
mówiąc o innych okolicznościach, na jakie narażały się lekkomyślne, zawiane
dziewczyny. Nie mógł pozwolić tak szybko wykitować swojej najlepszej od lat
rozrywce, która jeszcze nie zdążyła go porządnie zadowolić.
Przez
chwilę stał jeszcze, próbując ochłonąć i wpatrując się w wiszącą na drzwiach
mosiężną szóstkę.
Tch. Cóż za ironia.
Kiedy
odgłosy za drzwiami ucichły, naciągnął kaptur na twarz i oddalił się
nieznacznie. Nie za daleko, tak żeby móc
szybko interweniować w razie potrzeby. Chociaż wątpił, żeby musiał się dzisiaj
jeszcze wysilać. Ukrywał własną moc duchową, a skoro nie spodziewali się ataku,
nie wzmogą też ochrony. Zresztą jeśli chcieli ją chronić, wybrali naprawdę
słabą kryjówkę. Reiatsu Jaggerjack krzyczało do niego już od obrzeży miasta.
A
przecież to nie przed nim powinni ją strzec ci kretyni.
Nie
uganiał się za Stalową tylko dlatego, że zawsze musiał dostać, czego chciał. Nie
tylko po to, żeby odpłacić jej, że śmiała urazić jego dumę.
Coś
się szykowało. Od dawna nawiedzało go to przeczucie. Instynkt ostrzegał go
coraz natarczywiej. A teraz wracały znajome zapachy. Czerwony napis w jego
głowie jarzył się coraz intensywniej.
NIEBEZPIECZEŃSTWO.
Dlatego
tak świrował. Robiło się groźnie, ot co, a ponieważ niebezpieczeństwo zdawało
się grozić jej to tak, jakby grożono jemu. Za bardzo już dał się wkręcić w te
ich relacje… Za mocno polegał na swojej teorii. Bo co za różnica, czy chcieli
dorwać jego czy kogoś, kto bardzo go przypomina? Tak bardzo, że już na dobre
uwierzył w tą swoją alternatywną teorię. Ostatecznie jakie to ma znaczenie, do
kogo będą należeć zbroczone krwią włosy, skoro będą niebieskie. Zbroczone
krwią, a może raczej… spalone.
To
sugerowała wiadomość, jaką mu pozostawiono.
Nie
ulegało wątpliwości, że korespondowanie z Espadą zrobiła się ostatnio
popularne. Oprócz „miłosnego” liściku, który wysłała mu ryża, dostał jeszcze
jedną przesyłkę. Powiedział Truskawie, że zgubił się w Hueco Mundo, ale to nie do
końca była prawda. Błądził po pustyni, bo wyczuł energię, która od dawna nie
powinna istnieć. Nie była silna, ale zauważalna. Ale chociaż zajrzał pod każde
ziarenko piasku, nie znalazł nikogo. Ale znalazł TO.
Paczkę.
A w niej jedną gałkę oczną. Jadowicie zieloną. Kiedy ją zmiażdżył, nie wiedział
tylko czy to groźba czy przestroga.
I can show you that
Las Noches płonęło.
Wreszcie zrobiło się tu gorąco jak w
piekle.
Na najwyższej z wież ustawiono ogromny
stos, do którego przywiązano ofiarę, której długie…
Chabrowe włosy… i…
Jej twarz spływała krwią. Wżynał się w nią łańcuch,
którym była spętana, a…
Zamiast cyjanu, z jej lewego oczodołu
wyzierała teraz pustka. I ta cholerna czerwień, która pomału zajmowała cały
obraz. Zanim jednak pochłonęła wszystko, rozpoznał kto stoi obok niej.
On też nie miał lewego oka.
To
posłużyło za wystarczającą motywację do tego, żeby zgodzić się na wszystko, co
wymyśli Truskawa, byle tylko dowiedzieć się, gdzie ona jest. Ale kiedy
wytrzeźwiał, ten ryży przygłup nabrał wody w usta i chciał go zmusić do
podpisania jakiegoś świństwa. I wtedy przypomniał sobie, że przecież zawarł już
jeden pakt. Spojrzał na Zastępczego z pogardą i podniósł słuchawkę z taką siłą,
że prawie wyrwał ze ściany cały aparat.
– Heeeloł?
– Ja
ci, kurwa, zrobię heloł.
– Halo? Kto mówi?
– Ja
ci, kurwa, dam, kto mówi, pederasto.
– Aaa, to ty! – Głos znów się
rozpogodził. – Po co dzwonisz?
– Co
ty sobie w chuja ze mną lecisz?
– Nie, a o co chodzi?
– To ja
się, kurwa, pytam, o co chodzi! Wycofałem Pustych, a swojego towaru dalej nie
dostałem! Mamy umowę, czy nie?!
– Myślałem, że jest nieaktualna, odkąd mnie
okradłeś.
Cisza.
–
Niczego nie ukradłem. To była… pożyczka.
– Taak? A jak zamierasz mi to zwrócić?
–
Odpracuję.
– W takim razie – zapraszam.
–
Odpracuję, jak wywiążesz się z układu.
– Zastępczy ci nic nie powiedział?
–
Podsuwa mi pod pysk następny cyrograf! Ja was pierdolę, Shinigami! Nie mam
zamiaru się więcej układać z takimi…
– Już, już, spokojnie. To, na co byś się
zgodził, wyszłoby ci na dobre. Tylko musiałbyś jeszcze trochę się wstrzymać.
– Czy
ja się, kurwa mać, jąkam? Nie mam czasu! Gadaj co wiesz i mnie nie wkurwiaj
albo zakładajcie sobie fabrykę Shinigamów, bo nie wydolicie, tak was urządzę,
frajerzy.
– I po co te nerwy? Obiecałem, że ci ją
wystawię, jeśli inne metody…
– W
dupę z waszymi pierdolonymi metodami!
I can see right through
Westchnięcie.
– Dobra. No to słuchaj. Dzisiaj popołudniu
zjawi się tam dwóch Shinigami. Doprowadzą cię do niej, jeśli będziesz ich
dyskretnie śledził.
– Si.
Co dalej?
– Nie jestem pewny, czy zrozumiałeś. Wiesz
co to znaczy „dyskretnie”?
–
Que?! Jebać to! Jak mi teraz ze słownikiem wyskoczysz, to ci tam przyjdę, ale
bynajmniej nie po to, by ci pozamiatać chałupę…
– Masz ochotę posłuchać puenty?
Zgrzytanie
zębami.
– Nie
wystawiaj dłużej na próbę mojej nadszarpniętej cierpliwości, ostrzegam.
– Powiem ci coś, o czym chyba nikt nie wie.
Może ktoś się domyśla. Może komuś powiedziała. Nie wiem. To stara sprawa.
– No?
– Ta sztuczka ci się spodoba. Ale upraszam
cię… Nie korzystaj z niej, jeśli NAPRAWDĘ nie będziesz musiał.
–
Gadaj, bo przysięgam…
– Ona nigdy nie jest sama.
– A
co to, kurwa twoja jebana mać, za rebus?!
– Taki, kochanieńki, że nawet jeżeli nie
dojdziesz do porozumienia z NIĄ, to na pewno dogadasz się z NIM. Ma na imię
Kirai*. Od dawna pogrążony jest w głębokim śnie, ale… Zapewne obudzi się na
rozkaz króla.
Na
połączeniu zapanowały trzaski. W chwilę potem przedarł się przez nie
triumfalny, nieopanowany śmiech.
–
Zrozumiałem. Dzięki za cynk.
Idę po ciebie. Wreszcie po ciebie idę…
Hold on
Hold on
Hold on
Śledzenie
małego kapitana i tej Cycadelli – bo to oni zjawili się tego dnia u Ichigo,
który wręczył im jego list do
przekazania – było dziecinnie proste.
Trochę
zamieszania zrobiło się na lotnisku. Espada postanowił wybrać się tam w
zastępczym ciele, żeby załatwić z tymi głupimi ludźmi wszystko jak należy. Jego
maska nie wzbudzała w tym mieście szczególnego zainteresowania. Nie w tym
kolorowym tłumie dziwaków, gdzie wśród szarych, poważnych biznesmanów raz po
raz przemykały kobiety czy mężczyźni ubrani w najdziwniejsze, barwne stroje, na
których głowach kołysały się wieże fryzur lub kapelusze tak wspaniałe, że ten
pieprzony Urahara mógłby popaść w depresję.
Ale
baba, do której wszyscy podchodzili, żeby nabyć jakieś papierowe gówno,
uciśnięta była w jednolitą, beżową garsonkę, w jakich paradowała cała żeńska
obsługa lotniska. I nie mogła zrozumieć, kiedy mówił do niej, że chce to samo
co te głupie Shinigamy. Boże, czy ona naprawdę nie wiedziała, co to są
Shinigamy? Co za średniowiecze. Miał ochotę wyrwać z kablami to coś, co
wypluwało kartonowe świstki i po prostu wytrząsnąć z tego dziadostwa kwitek dla
siebie, ale wziął głęboki oddech…
Jeden.
Drugi.
Piętnasty.
I
spróbował jej to grzecznie wytłumaczyć.
–
Taki gówniarz. – Trzymając rękę na wysokości swojego brzucha starał się
zobrazować jak duży. – I taka pinda. – Tym razem posłużył się oboma rękami, by
opisać klatkę piersiową Matsumoto. – Aaa? Zaczaiła? No. To chcę to samo, co ta
hołota.
W
końcu dostał to coś, co głupia pizda nazwała „biletem” i ruszył dalej zdobyć kolejne
punkty w rozgrywce Espada kontra służby lotniskowe.
Zatrzymał
się na następnej stacji jaką była bramka. Tym razem poszło mu gorzej. Spojrzał podejrzliwie
na gościa, który kazał mu ściągnąć buty, ale spoko, nie byłoby sprawy. Ale
Panterę? Miał im oddać PANTERĘ? Tego nie mógł przecież zrobić. A oni nalegali, a
nawet próbowali mu ją odebrać siłą! Pojebani! Że niby „Anata
wa katana de hikōki o nyūryoku suru koto wa dekimasen”! Broni białej
absolutnie nie można wnosić na pokład! Jeszcze zbiegło się paru typów w
policyjnych dresach, którzy chyba mieli go zatrzymać. Grimmjow nigdy się tego
nie dowiedział, bo w tym momencie przypomniało mu się, że jest w posiadaniu czegoś
tak zajebistego jak Sonido i zanim ktokolwiek się zorientował, zniknął z oczu
całej tej szajce antyzanpakutowej.
Podróż
spędził w dziwnym miejscu, w którym rezydowały same bagaże. Nie chciał
ryzykować, że ściągnie na siebie uwagę tej dwójki. Ukryć reiatsu nie było
problemu. Ale z twarzą było już gorzej. Nawet gdyby opierdolił się jak mumia
jakimś szalikiem, to zostawały jeszcze błękitne kłaki. A mumia w czapce
baseballowej to chyba już za duże przegięcie. Ale było mu tu całkiem wygodnie.
Dwa razy zjawili się chłopcy pokładowi i dwa razy Grimmjow musiał fatygować
swoje pięści, żeby uciszyć ich „Nie wolno, nie wolno, nie wolno!”.
I won't stay long
In this world so wrong
In this world so wrong
I tak
oto znalazł się w tym jeszcze dziwniejszym kraju, który nazywał się Ameryka.
Śledztwo zakończył pod hotelem „Paradise”. Tu energią Hagane przesycony był
każdy metr kwadratowy. Misja zakończona sukcesem.
Została
mu jeszcze jedna rzecz do zrobienia.
„I zmień wreszcie tą nieśmiertelną espadową
kurtkę, już wyszła z mody.”
Chrząknął,
stojąc przed witryną sklepową, która prezentowała te rzeczy, które ludzie
nazywają… No, dalej, znał te słowo. Aizen kiedyś zrobił wszystkim swoim Arrancarom
obowiązkową lekcję z elegancji. Początkowo chciał ich w to poubierać, bo
uważał, że to by było kwintesencją żartu. Na szczęście ten przypominający
stracha na wróble Shinigami szybko wybił mu ten pomysł z głowy.
Garnitury.
To było to słowo. Grimmjow przeczesywał niebieskie kudły, zastanawiając się,
jak to możliwe, że ludzie w ogóle mogą się w tym poruszać.
Nie,
ten sklep sobie daruje. Skorzystał z oferty kolejnego, na której zauważył
czarną rozpinaną bluzę z napisem „Pink Floyd”. Nie wiedział co to jest ten Floyd,
ale różowy dobrze mu się kojarzył.
Tylko
raz widział ją w haori. Wtedy, gdy postraszyła go swoim bankaiem.
Chciał
mieć tą bluzę. Miała kaptur, a on też mógł się przydać. Do tego miła pani zza
kasy, która mrugała się do niego zalotnie (co Szóstego wcale nie dziwiło,
dobrze wiedział, że ocieka zajebistością i kobiety na tą zajebistość reagują
prawidłowo… Chyba, że składają się z gniewu i nienawiści), pomogła dobrać mu
kobaltową koszulkę, która podobno podkreślała jego oczy. Jaegerjaquez
uśmiechnął się, a kobieta prawie zemdlała, jakby myślała, że to do niej Espada
tak się szczerzy. Ale nie. Ucieszył się, bo z przodu koszulki była skacząca z
rozcapierzonymi pazurami pantera.
–
Biorę.
Skoro
miał już koszulkę i bluzę, wypadało też zmienić dół. Babeczka świetnie się
bawiła, wpychając go raz za razem za firankę przebieralni (czego Grimmjow
akurat nie rozumiał – co za różnica, gdzie ściągał gacie), aż wyskoczył z niej
w przetartych dżinsach, które naprawdę miały dziury na kolanach i czarnych
trampkach.
Tym
razem pani, która tu sprzedawała, naprawdę zemdlała. I dobrze, bo Grimmjow nie
miał czym zapłacić. Mógłby iść z nią na zaplecze i sprawić, że zapomniałaby nie
tylko ile jest jej winien, lecz nawet jak się nazywa, ale nie miał szczególnej ochoty.
Zapiął więc do końca rozporek, zawiązał buty i wyszedł ze sklepu, pogwizdując
wesoło.
Po
hotelu węszył tylko chwilę. Kumulacja Jaggerjackowej energii znajdowała się
niedaleko wejścia. W pokoju numer sześć. No tak, to było takie oczywiste. Sam
wybrał ósemkę, która sąsiadowała z szóstką (nieparzyste numery znajdowały się
po drugiej stronie). I czekał.
Obudziła
się dopiero popołudniu. Głowa jeszcze w życiu tak ją nie napierdalała. A na
dodatek jakiś palant z pokoju obok słuchał na full radia, w którym dawał teraz
czadu Breaking Benjamin. Znała tą piosenkę, bo „Dance with devil” zapodawali non
stop w tej rockowej rozgłośni na zmianę z „Cold desert”. Jęknęła z boleścią i
zadudniła pięścią w ścianę.
–
Cicho tam, jasna cholera!
Głos
miała tak zachrypnięty, że ledwo poradziła sobie z krzykiem.
–
Kurwa mać, która jest godzina?
–
Późna, nawet jak na ciebie. – Z łazienki wyłoniła się Matsumoto. Z jej mokrych
włosów skapywały kropelki wody i wsiąkały w puchowy, różowy ręcznik, którym
była owinięta.
– Za
jakie grzechy… – marudziła kapitan, trzymając się oburącz za głowę. – Wracam do
łóżka.
– Nie
ma mowy! – Rangiku zrzuciła z łóżka kołdrę, którą Jaggerjack zamierzała na
siebie naciągnąć. – Jesteśmy umówione za godzinę!
– No
chyba nie…
–
Ruszaj tą leniwą dupę, Hagane! Koniec dobroci dla zalanych w trupa beks!
– Ej,
ej, ej! Jestem kapitanem, nie pozwalaj sobie!
– Nie
jesteś MOIM kapitanem, na całe szczęście!
– Nie
szkodzi, szacunek mi się należy, mam to w kontrakcie… Zaraz. Jakich beks?
–
Ryczałaś mi wczoraj na piersi jak bóbr! Całą bluzeczkę mi tuszem wysmarowałaś,
o, zobacz, tutaj…
–
Tch! To jakieś pomówienia! Ja nie płaczę! Nie umiem!
–
Dobra, dobra… Jazda pod prysznic! I masz wyjść stamtąd przystosowana do bezpiecznego
pokazywanie się publicznie! – Wyciągnęła ją z łóżka, wepchnęła do łazienki, wrzuciła
za nią komplet ubrań i zatrzasnęła drzwi.
–
Chwila… To nie są moje ubrania!
–
Racja. Wszystkie twoje ciuchy są w praniu.
–
Chcę to, co miałam na sobie wczoraj.
Ikari
chwyciła za klamkę, ale Rangiku oparła się o drzwi, żeby ta nie mogła wyjść.
–
Hagane, twoje wczorajsze ubranie zmieniło skład chemiczny. To teraz w głównej
mierze dym papierosowy. Jak mu otworzę drzwi, to samo stąd wyfrunie.
– Oddaj
mi moje ciuchy!
– Nie
marudź. Ubierzesz to, co ci dałam.
– Ale
to jest SPÓDNICZKA!
–
Przeżyjesz.
–
Fuuuj!
Rozległo
się skrzypienie odkręcanego kurka i szum wody uderzającej w kabinę, przez który
przedarł się głos Ikari.
–
Ran?
– No?
–
Bardzo było wczoraj źle?
–
Wystarczy, jak powiem, że chodziłaś po ścianach?
– Wystarczy.
– Opowiadałaś
też interesujące rzeczy.
–
Jakie?
– Różne. Ale większości już wcześniej się domyślałam.
– Na przykład czego?
– Różne. Ale większości już wcześniej się domyślałam.
– Na przykład czego?
– Na
przykład tego, że lecisz na tego aroganckiego sukinsyna.
Szum wody ustał.
– Piśnij
komuś słówko, to…
– I
tak nikt by mi nie uwierzył.
Kiedy
po pół godzinie Ikari wyszła z łazienki, Matsumoto uśmiechnęła się z
zadowoleniem. Chyba pierwszy raz widziała ją w czymś, co odsłaniało całkiem
zgrabne nogi Stalowej. A fikuśna, czarna bluzeczka, głęboko wcinająca się w
dekolt, podkreślała wszystkie jej atuty. Nawet jej zmęczona twarz, doświadczona
wieloma nieprzespanymi nocami, wyglądała świeżo i ładnie. Oto jakie cuda może zdziałać
zwykły prysznic i trochę odpowiedniej stylistyki.
– Nie
uśmiechaj się z taką satysfakcją, bo ci ząbków nawybijam i już się tak więcej szczerzyć
nie będziesz – burknęła Ikari, obciągając rant kwiecistej spódniczki.
–
Teraz możemy wyjść do ludzi. – Matsumoto otworzyła drzwi, wyganiając kapitan z
pokoju. – Może nawet wyrwiesz jakiegoś przystojniaka.
Na
korytarzu roznosił się jakiś dziwny, znajomy zapach.
(cedrowy)
–
Czujesz to? – Ikari pociągnęła nosem, a Rangiku poszła za jej przykładem.
– Co?
Nic nie czuję.
–
Nieważne… – Ale drzwi ósemki, zza których wciąż wydobywały się głośne dźwięki
muzyki, wydały jej się jakieś podejrzane. – Gdzie idziemy?
Zajechały
windą na dziesiąte piętro. Dopiero teraz Jaggerjack zdała sobie sprawę, że
muzyka z pokoju sąsiada była spokojną kołysanką porównaniu z tym, co się działo
tutaj. Bo tu całe piętro dudniło od basów. Skacowana głowa Ikari natychmiast
znalazła się w centrum tych wibracji. Matsumoto pożegnała się z nią tuż przy
drzwiach, za którymi odbywała się impreza, paplając coś o jakimś blondynie,
którego musi znaleźć. Natomiast pierwsze, co rzuciło się w oczy Ikari, nie był żaden
blondyn czy brunet, ale bar, który obsługiwał prawdziwy barman. Posłużyła się Shunpo,
żeby jak najszybciej wlać w siebie coś, co będzie mieć dużą szansę ukoić jej
ból.
Odwracała
się od baru, ściskając w dłoniach jarzącego się błękitem drinka, gdy poczuła na
sobie intensywne spojrzenie. Spojrzała przez ramię i wypuściła szklankę, która
rozbiła się u jej stóp, zachlapując pożyczone sandałki i podłogę wokół.
Trembling crawling across my skin
Kobaltowe. Oczy, wpatrujące się w nią, były kobaltowe.
Nie
ruszyła się, dopóki nie poruszyły się te oczy. Zwęziły się pod naporem uśmiechu
i znikły, gdy chłopak opuścił na moment głowę, wstając z miejsca. Podszedł do
niej i dopiero, gdy się zbliżył, kapitan zrozumiała, że się pomyliła. Chociaż
jej szok był uzasadniony. Ciemnoniebieskie spojrzenie zapierało dech. Mało
tego, włosy też miał niebieskie.
To mógłby być jego młodszy brat.
–
Jeszcze raz to samo? – zapytał, zerkając na rozbitą szklankę i podał jej jakąś
rzecz. Ikari zdołała oderwać od niego wzrok i spojrzeć na nią.
– To
tyyy…! – wydyszała, znów podnosząc na niego oczy.
– Fajne
rysunki. – Wskazał na notatnik, który jej oddał. – Masz talent.
–
Wypchaj się! – Hagane chciała mu nawymyślać, żeby mu w pięty poszło, ale
chwilowo brakło jej słów. Jego głos… Niski, mrukliwy. Dobrze go znała.
Zamachnęła się na niego notesem, ale on tylko wyciągnął leniwie rękę, blokując
jej rozmach.
– Ej,
bo ci to znowu zabiorę. – Uśmiechnął się. Boże,
jego uśmiech też jest identyczny. – Chyba, że chcesz mnie kulturalnie
opierdolić, to możemy załatwić to na osobności…
–
Przestań się tak uśmiechać! – Ikari robiło się coraz bardziej duszno.
Powachlowała się notesem, rzuciła na chłopaka jeszcze jedno, pełne
niedowierzanie spojrzenie i odwróciła się, żeby odejść.
–
Czeeekaj. – Złapał ją za ramię. – Myślałem, że będziesz bardziej wkurzona.
–
Jestem! – zapewniła. – Także lepiej mnie nie prowokuj!
– Hej,
daj mi szansę. Przygotowałem sobie świetną linię obrony.
Dopiero
kiedy przyjrzała mu się uważniej, dostrzegła, że ten jego uśmiech nie jest tak
wredny, ani drwiący, jak jej się wydawało.
–
Zacznij lepiej od najsilniejszych argumentów – poradziła, wskakując na barowe
krzesło.
–
Pomyślałem, że będę mieć dobry pretekst, żeby do ciebie zagadać.
– Nie
spieszyłeś się zbytnio – mruknęła, pocierając skronie. – To bardzo ważny dla
mnie zeszyt. Nie mogłam bez niego żyć.
–
Tak… Zauważyłem, że obfituje w ciekawe informacje… I szczegółowo obrazujące je
ilustracje.
– To już
jest chamstwo – zauważyła Hagane, ale nie mogła powstrzymać wypływającego na
jej usta uśmieszku. – Jesteś bezczelny.
– To
jedna z moich licznych zalet.
–
Strach się pytać, jakie masz wady.
– Mam
wrednych przyjaciół – warknął, gdy ktoś trzepnął go w tył głowy. – Czego
chcesz, Murasaki?
– Przywitać
się. – Na twarzy olbrzyma pojawił się szeroki uśmiech. – Siemasz, Ikari!
–
Atsushi! – wydyszała Hagane, gdy fioletowowłosy zamknął ją w niedźwiedzim
uścisku.
–
Udusisz ją! – sprzeciwił się kobaltowooki i Ikari poczuła, że znów może
oddychać. – Znacie się?
–
Pożyczyła mi raz drobne na słodycze – wyjaśnił Murasakibara, wyciągając z
kieszeni batonik, który jej wręczył. – Masz, oddaję.
–
Wow, dzięki… A nie masz czegoś na ból głowy?
– Ja
nie, ale Daiki na pewno ma.
– Kto?
– Ja
– zgłosił się niebieskowłosy i wrzucił do jej drinka dwie tabletki, które
zabuzowały wesoło. – Po tym poczujesz się lepiej. Biorę to czasem, jak
przesadzę z treningiem.
–
Cały czas się tym faszerujesz – sprostował Murasakibara. – Uważaj, wrzucił ci
taką dawkę, że będziesz po tym widzieć różowe smoki.
–
Lubię smoki – odpowiedziała Jaggerjack i jednym haustem zamierzała opróżnić
szklankę, ale nie zdołała dopić do końca. Ktoś wyrwał jej szklankę, a resztą
jej zawartości chlusną w twarz Daikiemu.
– CO
JEST?! – To pytanie padło z ust zarówno poszkodowanego, jak i poszkodowanej,
która obawiała się, że przyswoiła sobie za mało środków paliatywnych.
–
Widziałam, jak ten gnojek podrzuca ci jakieś tabletki – wyjaśniła Rangiku,
oddając Ikari szklankę.
– TO
BYŁY TABLETKI PRZECIWBÓLOWE! – znów odkrzyknęli razem. Przy tym Daiki wycierał
ze złością twarz, a Hagane próbowała wytrząsnąć ze szklanki ostatnie kropelki.
–
Ojej. No to przepraszam. Może ściereczkę?
– To
ty – stwierdził jakiś chłopak o ognistych włosach, wpatrując się w plecy
Matsumoto, która…
– No
nie da się ukryć, że ja to ja – odpowiedziała, odwracając się do niego. – Gdzie
zgubiłeś blond koleżkę?
–
Gdzie zgubiłaś rudą koleżankę?
–
Informacja za informację?
–
Może, może…
–
Chwilunia! – Ikari zeskoczyła z krzesła i prawie się przewróciła. Widocznie
drink i tabletki działały, bo nogi miała jakieś miękkie. Dobrze, że różowy smok
złapał ją za łokieć. Zaraz, nie różowy, tylko fioletowy. I nie smok, tylko
Atsushi. – Sekunda! Co ty mi tu za plecami próbujesz Minako przehandlować na
jakiegoś blond typa!
– Nie
wtrącaj się – ostrzegł ją czerwonowłosy, zwracając na nią swoje czerwono-żółte
spojrzenie.
Feeling your cold eyes
– Bo co?!
– Bo
to nie ładnie. – Wrócił do rozmowy z Rangiku. – Na czym skończyliśmy?
– Na
tym, że mi się nie podobasz – kontynuowała Hagane. – I się weź nie interesuj,
gdzie…
– Nie
widzisz, że przeszkadzasz?
–
Nie, nie widzę, że…
BŁYSK.
To
był trzy szybkie cięcia i niebieskie kosmyki jej grzywki jak w zwolnionym
tempie pofrunęły w stronę podłogi.
– To
teraz będziesz widzieć lepiej.
Zdążyła
dostrzec, że chowa do kieszeni nożyczki i zalała ją krew.
– Ty
gnojku! – obmacała najpierw swoje biodro, ale nie miała przy nim Shiraiona,
więc chciała rzucić się na niego z pięściami, ale Daiki złapał ją w pól.
–
Przykro mi, ale nie mogę pozwolić ci pobić naszego kapitana.
– Jaggerjack,
co ty znowu wyprawiasz? – usłyszała chłodny głos.
– Toshiro!
– zakrzyknęla z nadzieją Hagane, licząc, iż zjawił się sojusznik. – Ten
kurdupel prosi się, żeby mu spuścić łomot!
– Ten
kurdupel jest wyższy od ciebie… i mojego wzrostu, więc uważaj na słowa.
– Pff.
Jestem raczej wyższy.
– Bo
masz buty na obcasie.
– To
nie jest obcas! To są korki, gimbusie!
– Kto
to w ogóle jest? – swoje pytanie kapitan dziesiątki skierował do Matsumoto,
która wzruszyła ramionami.
– Pytał
o Kurosaki.
– O
Kurosaki… – Oczy kapitana zrobiły się okrągłe, gdy zrozumiał, z kim dyskutuje.
– To byłeś ty! Wczoraj! Na boisku!
– E?
Nie przypominam sobie, żebym cię kiedyś widział.
–
Jaggerjack… Jednak nie widzę przeszkód, żebyś nie miała wpieprzyć temu…
BŁYSK.
Znów
śmignęły nożyczki i biała, przydługa grzywka Hitsugayi uległa znacznemu
skróceniu.
–
Gdybyście częściej odwiedzali fryzjera, nie mielibyście problemów ze wzrokiem.
–
Zabiję.
Toshiro
doskoczył do Akashiego i chwycił go za przód sweterka.
–
KAPITANIE! – zawołała Minako, która właśnie przybiegła, widząc, że jej
przełożony znajduje się w centrum zamieszania.
–
Co?! – zapytał Toshiro i…
–
Co?! – zapytał Seijuro.
–
Chwila! – Hitsugaya piorunował na zmianę wzrokiem czerwonowłosego i swoją
porucznik. Ostatecznie utkwił turkusowe spojrzenie w tej drugiej. – Kto tu, do
diabła, jest twoim kapitanem?!
Zanim
zdążyła coś mu zacząć tłumaczyć, by ich rozdzielić, zrobiła to Ikari, która
wyrwała się Daikiemu i skoczyła na Akashiego z wojowniczym okrzykiem.
– Oddawaj
nożyczki! Teraz ja cię opitolę!
–
Boże, ona już się zdążyła upić? – spytała z jękiem Kurosaki, gdy razem z
niebieskowłosym odciągali szalejącą kapitan od Seijura, który znowu wymachiwał
swoim Zabójcą Grzywek. Murasakibara powstrzymywał go, trzymając go w pasie
jedną ręką (w drugiej trzymał seven daysa, którego zajadał beztrosko).
– To
trochę moja wina… – przyznał się Daiki. – Poprosiła o coś przeciwbólowego, ale
nie wiedziałem, że tak ją sieknie.
– Tankuje
bez przerwy od tygodnia, więc jak miało jej nie sieknąć… W takim razie… – Odsunęła
się o krok, otrzepując dłonie i zostawiając wciąż szarpiącą się Ikari w jego rękach.
– Teraz ty się nią zajmiesz.
–
Co?!
Zanim
zdążył zaprotestować, ulotniła się, wracając, by uspokoić Toshiro.
Daikiemu
przyszła do głowy tylko jedna rzecz, jaką mógł zrobić, by zwrócić na siebie
uwagę dziewczyny i jakoś skierować jej energię na łagodniejszy tor.
–
Zatańczymy?
– Dwa
lata zapuszczałam grzywkę, żeby mieć święty spokój, a ten mały padalec
pierdolony… Co?
Skorzystał
z tego, że przestała się wyrywać, chwycił ją za biodra i wepchnął w tańczący na
parkiecie tłum.
Naprawdę kobaltowe oczy, płonące na drugim
końcu sali, zmrużyły się ze złości.
Stealing the life of mine
–
Czyli mówisz, że grasz w kosza?
–
Yhym.
– I
będziesz grać w tym… Pucharze Zimy, czy coś?
–
Pucharze Zimowym, ta. Skąd o nim wiesz?
–
Minako mówiła, że drużyna jej brata dostała się do rozgrywek.
–
Minako to ta, co jej szukał Akashi?
–
Akashi to ten, którego nie pozwoliłeś mi zabić?
Daiki
uśmiechnął się i skinął głową. Lubił patrzeć na dziewczyny z góry. Zwłaszcza na
te, które były niższe i miały co podkreślać głębokimi dekoltami.
– I
co, jesteś w tym dobry?
– Hm?
– Mruknął Aomine, którego myśli zabłądziły już w całkiem inne rejony. – W
łóżku?
Ikari
wyciągnęła rękę i trzasnęła go w podbródek, podnoszące jego wzrok na poziom
swoich oczu.
– W
tym całym koszu, idioto!
– A.
– Nawet nie próbował wyglądać na zmieszanego, a jego spojrzenie znów uciekło na
piersi dziewczyny. – Najlepsze… To znaczy, najlepszy.
Wtedy
ktoś klepnął go w ramię. Całkiem mocno.
– Yo.
Odbijany, gówniarzu.
Najpierw
przerażenie próbowało wypchnąć z jej płuc całe powietrze, ale szybko
przypomniała sobie, że jest wypita i prawdopodobnie naćpana. Jeszcze niedawno
pomyliła Murasakibarę z różową godzillą, a przed chwilą wydawało jej się, że
widzi na parkiecie Kuchichi Byakuyę, tańczącego pogo w seledynowym ponczo.
Szybko więc doszła do wniosku, że to musi być kolejne przywidzenie, bo jak
inaczej wytłumaczyć obecność Espady na zorganizowanej imprezie Pokolenia Cudów?
Tym bardziej, że on chyba właśnie zamierzał prosić ją do tańca.
Przyglądała
się z zafascynowaniem, jak Daiki staje twarzą w twarz z błękitnowłosym
mężczyzną i oboje długo mierzą się wzrokiem. Nie mogła się powstrzymać i
pstryknęła palcami przed ich nosami, ale żaden nawet nie mrugnął. Ikari
zachichotała radośnie, uznając, że ma naprawdę wybujałą wyobraźnię. Tymczasem
samczy pojedynek rozstrzygnął się na etapie pojedynku na spojrzenia. Aomine
pierwszy odwrócił wzrok, a uśmiech Grimmjowa ewoluował z niebezpiecznego na
zwycięski.
– Następny
wolny jest mój – warknął Aomine, celując w Hagane palcem, ale zwracając się do
Jaegerjaqueza.
–
Wątpię. Zamówiłem naszą piosenkę.
Przeszyło
ją kobaltowe spojrzenie, płonące znad szyderczego uśmiechu.
–
Przecież my nie mamy żadnej piosenki…
–
Mamy, mamy.
Szósty
złapał ją za nadgarstek i pociągnął w głąb sali, byle dalej od swojego
konkurenta. Czyli to by było na tyle w kwestii jej wyobrażeń na temat uprzejmych
„zaproszeń” do tańca.
–
Mówiłem ci, że po ciebie przyjdę – syknął, przyciągając ją do siebie
szarpnięciem. – I mówiłem, że masz się nie zadawać z jakimiś lamerami.
Don't you dare look at him in the eye
Jak
na halucynację, nieźle radził sobie ze ściskaniem jej pośladków. Ikari
postanowiła się odwzajemnić i też wymacała dla siebie arrancarski tyłek.
– Zabieram
cię dzisiaj do Hueco Mundo – mruknął Grimmjow, a jego mina wskazywała, że sam
nie bardzo wie, czy powinien się śmiać, czy płakać. – Pasuje?
– Luz.
Ale macie tam tacos?
Jaegerjaquez
jeszcze mocniej zmarszczył swoje brwi, przypatrując się Ikari badawczo.
– Ty
mnie chyba nie bierzesz na poważnie, co?
–
Przecież ciebie tu nie ma.
–
Yhym. To by wiele wyjaśniało… Na przykład, czemu jeszcze nie uciekłaś ze
strachu.
– Ja
się ciebie nie boję.
– Ciekawe…
Ale to dobrze. – Zdjął jej dłoń ze swoich pośladków i zakleszczył w mocnym
uścisku, prowadząc w rytm piosenki, a Ikari przypomniało się, jak kiedyś w ten
sam sposób, w równie pozornie romantycznej sytuacji połamał jej palce. – I źle.
Grimmjow
domyślał się, że to wspomnienie jest na tyle świeże (dla niej), że zajmie jej
myśl i celowo je wywołał. Była marchewka, musi być kijek, bo dla Stalowej sama
słodycz nie wystarczy. Chyba, że oczekiwała czegoś więcej, niż ten cholerny
list, na który jej odpisał. No to nie ten adres. On już dotarł do granic swojej
kurtuazji. Nie pomogło? To będzie na siłę.
–
Opróżniłem już dla ciebie szuflady – powiedział, obserwując z rozbawieniem, jak
pragmatyzm jego słów powoli przebija się przez taflę bezpieczeństwa, jaką
wytworzył jej mózg, ubierając go w szatę ułudy. – Będziesz mieszkać w moich
komnatach.
Wciąż
próbowała się bronić. Parsknęła wymuszonym śmiechem, opluwając Espadę przy
okazji.
– Mieszkać
z tobą? Na głowę upadłeś? – Jej spojrzenie było coraz bardziej przytomne. –
Pozabijalibyśmy się pierwszej nocy.
–
Nie, w nocy bylibyśmy zbyt zajęci – warknął, kładąc jedną jej rękę na swoim
ramieniu i obejmując ją w talii, tak, że między ich ciałami nie pozostał nawet
milimetr przestrzeni. – A nawet gdyby… Wszystko będzie lepsze, niż ta pustka.
Też ją czujesz, no nie, Kirai?
Pierwszy
raz od bardzo, bardzo dawna Pusty wewnątrz niej drgnął, wybudzany ze snu.
– Co
powiedziałeś? – wydyszała, trzeźwiejąc w jednym momencie. – Jak mnie nazwałeś?
Jaegerjaquez
wzruszył ramionami.
– Od
gniewu do nienawiści nie jest specjalnie daleko, co nie?
ANO,
NIE JEST.
Głos,
o którym już zdążyła zapomnieć, przemówił do nich z zakamarków jej jaźni, gdzie
kiedyś go upchnęła. Król Hueco Mundo uśmiechnął się triumfalnie, a Hagane
poczuła rwący ból w szyi. Kirai zmusił ją, żeby ją ugięła. W ten sposób
przywitał się ze swoim królem. Głośny śmiech, ból, zagłuszające jej myśli, pełne
wyrzutów szepty Kiraiego i Ikari uwierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę.
I believe in you
Espada
tu jest i chce ją porwać. Zadowolenie na jego twarzy informowało ją o tym, że
tym razem on wygrywa. Znalazł poważną wyrwę w jej obronie, dlatego może mu się
to udać. Zwycięży i będą nią częstować na spółkę z Kiraim, który znów upominał
się o jej ciało.
MIALAŚ
SIĘ ZE MNĄ DZIELIĆ. POZWOLIŁAŚ MI SPAĆ TAK DŁUGO, TY JĘDZO. CO TY SOBIE
MYŚLAŁAŚ?
–
Zostaw mnie – jęknęła. Chciała objąć skronie, ale Grimmjow nie wypuszczał jej
dłoni. Przecież głowa zaraz jej pęknie, jak czegoś nie zrobi. Kirai pustoszył
jej umysł, rozbijając się po nim bezlitośnie.
JESTEŚ TAKA NIEDOBRA. ZAPOMNIAŁAŚ O MNIE.
Nigdy
nie potrafiła nad nim panować. Mogła tylko go uśpić i liczyć, na to, że się więcej
nie obudzi. Liczyć zbyt naiwnie, jak widać. Wystarczyło jedno słowo
Jaegerjaqueza.
–
Puść mnie – zaskomlała, a kolana ugięły się pod nią.
Grimmjow
przytrzymał osuwającą się kapitan. Przestał się uśmiechać, a jej ból nieco
zelżał. Podciągnął ją na wysokość swoich oczu.
– To
mnie do tego nie zmuszaj. Albo grzecznie ze mną pójdziesz, albo ON cię do mnie
przyprowadzi.
Usłużne
potakiwania Kiraiego ostatecznie przekonały ją, że tak się stanie.
TAK,
TAK, TAK! TERAZ JA SOBIE TROCHĘ PORZĄDZĘ, IKUŚ, BĘDZIE FAJNIE, ZOBACZYSZ!
All your empty lies
Próbowała
skupić całą swoją siłę woli i odepchnąć Hollowa, ale jej zmagania zagłuszył kpiący
chichot Arrancara.
–
Bycie królem Pustych nie polega na siedzeniu na dupie przy piknikowym stoliczku
i popijanie dziadowskich herbatek… – Okręcił ją beztrosko wokół osi. – Bycie
królem Hueco Mundo znaczy, że będzie mnie słuchał każdy jebany Hollow na tym i
tamtym świecie. To moja armia. Będą posłuszni temu, kto jest najsilniejszy. A
tak się składa, że najsilniejszy jestem ja.
–
Dobra, Grimmjow – warknęła, skupiając resztki swojej wolnej woli. – Nie
pierdol. Już się popisałeś, to teraz mnie puść. Zrozumiałam. Masz mnie.
Wygrałeś, to teraz mnie zostaw. Przyjdę, jak będę gotowa…
– Nic
nie zrozumiałaś! – krzyknął na nią. – Pójdziesz ze mną TERAZ. Ale znaj moje
dobre serce… Pozwolę ci się pożegnać z twoimi durnymi przyjaciółmi Shinigami. A
ty w zamian za to powiesz im, że to twoja decyzja i mają się nie przypierdalać.
Okay?
Odpowiedź,
której nie chciała udzielić, pchała się na jej usta. Zagryzła wargi do krwi,
ale Kirai nie dał za wygraną.
ODPOWIEDZ
SWOJEMU KRÓLOWI.
–
T-taaak… – wyrzęziła, czując wzbierającą w sercu nienawiść.
Jaegerjaquez
w swoim stylu uśmiechnął się szyderczo.
– Wiedziałem,
że się dogadamy. – Zaśmiał się i pociągnął ją na środek parkietu. – Chodź,
zatańczymy. Wybrałem specjalny utwór na pożegnanie. W Hueco Mundo nie mamy
takich balów, więc baw się dobrze ten ostatni raz.
Say goodbye
As we dance with the devil tonight
As we dance with the devil tonight
Kirai - anagram do "Ikari" (gniew) i oznacza "nienawiść".
Bardzo wstępny szkic Kairiego:
*chodzi w kółko po pokoju, z kotem dreptającym zaraz za nią, ściskając mocno Grimma-maskotkę*
OdpowiedzUsuńCzemu ty nie możesz być taki żywy i zajebisty? Serek lubi brutalnego Grimmusia... *masochizm mode on, wyobraźnia aktywowana* takie pchnięcie na ścianę, gryzienie po szyi.... aaaa! zaraz będę kolejnego erotyka pisać jak w tym tempie to pójdzie...
Dzisiejszy tekst tygodnia: "Najpierw przerażenie próbowało wypchnąć z jej płuc całe powietrze, ale szybko przypomniała sobie, że jest wypita i prawdopodobnie naćpana. Jeszcze niedawno pomyliła Murasakibarę z różową gadziną, a przed chwilą wydawało jej się, że widzi na parkiecie Kuchichi Byakuyę, tańczącego pogo w seledynowym ponczo."
Nie wiem skąd bierzesz dragi, ale daj mi numer do swojego dilera XD
No nie nooooo, w takim momencie kończyć? *niedosytu, niedosytu*
Serek w takim razie jako rekompensatę zamawia dedykację i scenę erotyczną (chociaż odrobinę *robi wielkie proszące kocie paczadła*) XD
Bye bye nyaaan!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLof ju soł faking macz. Jestem po oracy, przeczytałam, a komentarza ci jebnę jutro, zgoda, Wilczy? Nie ma to jak solidna dawka Grimma po cslym tygodniu zapierdolu, az mi sie micha cieszy znów, 6 Tak bardzo <6
OdpowiedzUsuńJak mówiłam... przeczytałam i chcę powiedzieć tylko jedno.
OdpowiedzUsuńDAWAJ MI KOLEJNY ROZDZIAŁ!
Twoje opowiadanie było po prostu zaje kurwa biste jak jeszcze nigdy dotąd. Zawarłaś wszystko co kocham, czyli przemoc, wulgaryzmy, komedie i pijaństwo przez co wynikają różnego rodzaju gagi. No i Ikari przypadła mi do gustu. Grimm zaś... potrafi rozpierdalać nie tylko swoimi umiejętnościami siania destrukcji, ale i urokiem osobistym i "poczuciem" humoru. Reszta bohaterów też jest świetna. Dlatego powiedz mi proszę, kiedy kolejny rozdział bo nie wytrzymam już tego napięcia. Czuje jak niedosyt mnie zaczyna trawić i to mocno.
Dopiero teraz miałam okazję sięgnąć po tą jakże ciekawą lekturę, Wilczku xD
OdpowiedzUsuńI wiesz co myślę? Kurwa, kobieto dałaś mi tu tak piękną mieszankę, rzadko kiedy mam okazję napotkać na swej drodze tak cudownie wulgarny blog, tylko szukać wszędzie trzeba, ale się nie chce mnie, dobrze, że ty tu jesteś! Uratowałaś mój niedosyt na wulgaryzmy i przemoc, której tak mało w świecie blogspota xD
Dziękuję, Wilczku :)
A tak poza tematem twego zacnego opowiaszcza: jak tam było na koncercie?! Masz dla mnie coś nagranie prawda? Proszę, proszę powiedz, że tak! Bo tyle tych wszystkich fanów było co znam przez bloggera, a nikt nie ma nagrania :( a na yt są, ale słabe :(
I jeszcze jedno:
tu nowe rozdziały, dwa rozdziały, Wilczku ^^ -----> http://this-is-love-30stm.blogspot.com/
a tu coś co może przypadnie Ci do gustu (Tolkienowe) -----> http://w-kregu-chaosu.blogspot.com/
Mam nadzieję, iż mnie nie ubijesz, prawda?
Czy muszę się bać? Nie muszę, prawda? xD
Grimm tak bardzo brutaliti. I choć boje się, to równocześnie nie mogę się doczekać - czy jestem, aż tak bardzo zła i niedobra dla Ikari? Oby nie! Huh.
OdpowiedzUsuńI znów, w pierwszej części tyyyyyle wilczkowego romantyzmu! <6 W ogóle, to Grimm też jest niczego sobie, jak tak się zaweźmie w sobie i okaże trochę swej zazdrości. Mrau! <6
Tak bardzo niedobry Grimm!
Kocham. I choć jestem śpiąca i mój mózg już nie ogarnia, to wciąż chcę jeszcze.
"– Sooo, kurwaaa! Nie sssoziewałaś się mie tak szeźnie!" - soł bjutiful! *.*
Grimm, wyrzuciłeś tego aparata? Znaczy, nie żebym ten, coś... tego... no pytam, nie? Bardzo się rozwalił? Mrhahahaha ;>
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, Wilczy, nie mogłam inaczej :*
Na początek, ten drugi początek, bo pierwszy już był, to ja CIĘ TAK BARDZO PRZEPRASZAM!!
Grimmjow, jeśli moja nieobecność Tobą ruszyła, w co wątpię, to Ciebie też przepraszam.
Tyle czasu bez jakiegokolwiek śladu, sygnału, że przeczytałam, i moje uwielbienie do Drogi wzrosło... Tyle czasu bez kontaktu z Wilczym... Tyle czasu bez uśmiechniętej mordy Szóstki... Kajam się, powiadam, w prochu i popiele, odziana w szatę pokutną, jest mi naprawdę głupio i źle, że tyle czasu obijałam się i nie dodawałam komentarzy, sławiąc Twój talent, Wilczy. Tysiąckroć przepraszam, wybacz mi.
A teraz czas wysławiać rozdział, ehem...
Dance with the Devil!! I jak zawsze, Wilczy walnie takimi cytatami, że uooo!! Kocham <6 <4
Btw, bardzo wstępny szkic Kiraiego mnie się absolutnie bardzo podoba. Nauczaj!
Daiki. I przez chwilę niemal zeszłam na zawał, myślę sobie "Yh, Grimm wrócił" (To cholerne ponczo Byakui zabiło mi ćwieka na moment, a tak się śmiałam, że kosmos), a tu się okazuje, że nie, otóż wcale nie, a Sexta może (no chyba Ci się coś popierdoliło, Boleyn) mieć przeciwnika. Różowe smoki... Hagane, zostaw tę piguły... zo... zostaw mówię Ci! Idź się lepiej napij.
" – Ty mnie chyba nie bierzesz na poważnie, co?
– Przecież ciebie tu nie ma.
– Yhym. To by wiele wyjaśniało… Na przykład, czemu jeszcze nie uciekłaś ze strachu."
Nie wiem, dlaczego zawsze zaczynam wypisywanie fejvrytów od końca, noale!
" – Pytał o Kurosaki.
– O Kurosaki… – (...) – To byłeś ty! Wczoraj! Na boisku!
– E? Nie przypominam sobie, żebym cię kiedyś widział.
– Jaggerjack… Jednak nie widzę przeszkód, żebyś nie miała wpieprzyć temu…"
Obcinanie grzywek <6 Ludzie, Wilczy, gdybym miała wypisać co mi się podoba, to bym Ci tu cały rozdział przekopiowała. Ale poważnie mówię.
"Skorzystał z oferty kolejnego, na której zauważył czarną rozpinaną bluzę z napisem „Pink Floyd”. Nie wiedział co to jest ten Floyd, ale różowy dobrze mu się kojarzył. " No to drugie zdanie mnie niszczy, nie? Widzę Grimma, jak wybiera tę koszulinę, i z taką zamyśloną miną "a o chuj z tym Floydem chodzi?"
Rozmowa z Kisuke... no miód na moje serducho <6. Przecież, Wilczy, Ty nie masz cały czas pojęcia, jak rozkurwiasz system. Rozumiesz, że od tego rozdziału minęło trochę czasu, a ja czytałam ten dialog ze parę razy, i za każdym razem morda mi się cieszy. Boleynowe dziecko zwariowało! Całe to bym Ci tu wrzuciła, żebyś se moje fejvryt obaczyła, no całe, od początku, do końca. Akcja - miszcz, i Grimm + hiszpański, que?! Muahahahaha, Wilczy - wielbię <6.
I bez jaj, czekam cierpliwie na Ulquiorrę i Arrancareczkę, bo czuje, że będzie ambitna akcja. Tch (pożyczyłam se, nie? Ale tylko na potrzeby komentarzy u Ciebie), jakby każdy rozdział nie obfitował w ambitną akcję, nie? Ale akcja na lotnisku, na początku, to był po prostu fenomen. Ewidentnie to sobie wyobraziłam (bo ja już sobie wyobrażam każdą akcję, którą opisujesz, a przychodzi mi to banalnie łatwo), i Grimm z Panterą, przy nim ochroniarze, WTF? na ryjku i nagle... siup! Nie ma SEXty! Szukaj Espady w samolocie, haha! Ale jak kupował bilety, to po prostu... ech, nie mogę się nachwalić, Wilczyś, no nie mogę po prostu, no. Ja mam zawsze wrażenie, że już nie przebijesz samej siebie z tymi akcjami, a za każdym razem, jak czytam nowy rozdział, to tak... no japierdolękurwamać ogarnij się, Wilczy, i przestań. Albo nie przestawaj, Boże, moje życie się skończy, jak skończy się Droga.
NIE! Boleyn, nie myśl o tym teraz, skup się na komentowaniu... uch, 1,5,8,24,46,67,82,100, dobra... już.
Pochwał ciąg dalszy, tak, jakby Ci było mało.
OdpowiedzUsuńJeśli mam się wypowiedzieć o całości... dobra, bez pierdolenia, nie wypowiem się, bo nie znam tylu słów, by to określić. Wilczy, Ty wiesz, że każdy rozdział wzbudza mój zachwyt, to już nie jest takie, wiesz, "o, wrzuciła rozdział, dobra, zaraz poczytam" i to zaraz staje się kilkoma dniami. Nie. To jest tak "no, kurwa jego mać, od północy tu czatuję, a rozdziału dalej nie ma!!", poważnie mówię. Bo jak czytam, co Ty tu skrobiesz, to, mówiłam już, raz, że mnie samą natycha do pisania, daje mi to mocnego kopa bo myślę sobie " chcę TAK pisać!", dodatkowo mój humor jest o wiele lepszy, i cały dzień się cieszę, jak se przypominam jakieś teksty z Drogi. Wilczy... cisza jest tu największym komplementem, zapewniam.
Lof ju tak bardzo <6 <4 i wciąż czekam na moją Czwóreczkę :*
"– Sooo, kurwaaa! Nie sssoziewałaś się mie tak szeźnie! " Nie myśl, że nie ukończę Comment Challenge! Not that fast! Może i będzie to nieskromne, ale masz przed sobą "nigdy,niepoddającą-się-osobę-no.-1-in-every-worlds" BIJAAACZ! ;>
OdpowiedzUsuńSo.
Fakt, Snooker jest cholernie wciągającym sportem! Sama łapię się na wielogodzinnym gapieniu się w te kulki!
Uwaga! Pragnę wszystkich powiadomić, iż akcja z hm. wyrażaniem swojego zdania na temat tego, jaki ma się stosunek do rzeczywistości, mianowicie pewnego razu, po suto zakrapianej imprezie Wilczy... dobra, nie powiem. Bo jeszcze w łeb dostanę, a chcę ukończyć Comment Challenge! :D
K-I-S-U-K-E! *Śnieżny wyskakuje w stroju cheerleaderki i macha pomponami przed sklepem Urahary*
" – Heeeloł?
– Ja ci, kurwa, zrobię heloł.
– Halo? Kto mówi?
– Ja ci, kurwa, dam, kto mówi, pederasto."
Też chcę porozmawiać z Uraharą przez telefon. Ja bardzo chętnie pójdę odpracować dług za Grimmjowa! <3
No i nie mogło się obyć bez mojego i mojego tatusia Pink Floyd <3 Pragnę również powiadomić, iż taka bluza znajduje się w domu Wilczego. Może nie jest jej, ale istnieje. A teraz wszyscy mogą zazdrościć. :D
Też lubię Smoki! Szczególnie Lodowe! (dobra, dziwnie to zabrzmiało. Usuńmy to... ) xD
;*