_____________________________________
Minako wściekłym, szybkim marszem wracała do swojego oddziału. Myślała tylko o tym co zrobi, jak dorwie Espadę. On widocznie też nie mógł się tego doczekać, bo gdy tylko zobaczył, że przemierza bojowym krokiem dziedziniec, kierując się w jego stronę, wyszedł jej na spotkanie z uśmiechem.
– Yo, masz może jakieś…
– GDZIE TY ŻEŚ SIĘ SZLAJAŁ,
GRIMMJOW, I JAKIM PRAWEM, DARMOZJADZIE?! – zaczęła na niego krzyczeć,
popychając go, ale Espada nie cofnął się nawet o pół kroku. – Twój kontrakt
zabrania ci opuszczać tereny dziesiątego oddziału!
– Gówno prawda. Mówi tylko o tym, że
nie jesteście w stanie zagwarantować mi nietykalności poza waszym oddziałem.
– OTÓŻ TO! Rusz się stąd jeszcze
raz, a twój pusty czerep w tajemniczych okolicznościach oddzieli się od reszty
twojego tułowia, ty trepie! – zagroziła, znacząco zaciskając dłoń na rękojeści
Zabójcy.
– Tch… Obiecanki-cacanki.
– JA NIE ŻARTUJĘ!
– Dobra! – Espada uniósł otwarte
dłonie, uspokajając ją. – Wyluzuj.
Nie mógł sobie wybrać lepszej
kontry. Kurosaki opadły ręce. Serio? Arrancar ją uspokajał? Espada? Szósty? Jaegerjaquez? I co jeszcze? Czym
jeszcze ją zaskoczy? Jak skończy się jego wizyta?
Bo zaczęła się dziwnie. Od jego
deklaracji uczestnictwa w grze zespołowej. ZESPOŁOWEJ. Grimmjow i „zespołowej”?
A czy destrukcja może cokolwiek tworzyć? Jednak wyglądało na to, że naprawdę
zagra on w koszykówkę. Wciąż nie mogła w to uwierzyć, chociaż już od kilku dni
widziała jak Arrancar popierdala po boisku w drużynowym stroju. Na kilometr waliło
to jakimś przekrętem… A jednak grał. Tamtego dnia Grimmjow był tak poważny jak
nigdy, choć jak zwykle uśmiechał się szyderczo.
Nikogo
na Dworze Czystych Dusz nie dziwiły krzyki dochodzące z kwater oficerskich
oddziału dziesiątego.
–
Ty chyba żartujesz!
Minako
siedziała za swoim biurkiem i po raz kolejny czytała spisany na papierze i
podpisany przez obie zainteresowane strony pakt z Espadą, podczas gdy
jej brat przemierzał gabinet w te i z powrotem.
–
Nie wierzę, że Grimmjow to podpisał. – Porucznik rzuciła papiery na biurko i
opadła na oparcie fotela.
–
A nie widzisz na końcu jego parafki?
–
I jeszcze dobrowolnie wszedł na teren Rukongai… Ba, zamierzacie przetrzymywać
go tutaj! W Seireitei!
–
Na terenie oddziału dziesiątego, siostrzyczko.
Spojrzała
z niedowierzaniem na Ichigo, który wskazał na okno. Wyjrzała przez nie i nie
musiała długo szukać tego, na co pokazywał rudowłosy. Niebieska czupryna za
bardzo rzucała się w oczy, kiedy na głównym placu Matsumoto odganiała od niego
zaciekawionych Shinigamich.
–
Nie wierzę! – krzyknęła, machając rękami nad głową. Wróciła za biurko i usiadła
za nim z założonymi rękoma.
Ichigo
tylko westchnął i podrapał się po rudym łbie.
–
Nie czytałaś całej umowy, prawda?
–
Nie, po pierwszej stronie wystarczająco mnie mdli.
–
Bo na trzeciej stronie… W punkcie dziesiątym, podpunkt b, bodajże…
Nie
dała mu skończyć. Porwała papiery z biurka i nerwowo przerzuciła na trzecią
stronę. Jej oczy szybko przesuwały się po linijkach.
„10.
b)
Kurosaki Minako zostanie trenerem drużyny Karakury...”
–
No i co to ma być?
–
Czytaj dalej.
„
…i zobowiązuje się przyjąć funkcję trenera osobistego Grimmjowa Jaegerjaqueza,
przez wzgląd na jego wyjątkowe zdolności.”
W
gabinecie zapadła długa cisza.
„Wyjątkowe zdolności? Bardzo, kurwa, dyplomatycznie. Pod tym
hasłem kryją się zapewni jego przerażające, destruktywne zapędy. Świetnie.
Wygląda na to, że posyłają mnie na pierwszy ogień.”
–
Nie wiem, kogo to był pomysł, ale przysięgam, że straci tą swoją tlenioną
głowę. A kapelusz wezmę sobie jako trofeum.
Tylko
Urahara mógł wymyślić coś równie niedorzecznego i tylko on był równie
bezczelny.
–
Ależ przecież doskonale sobie poradzisz – odezwał się Toshiro, wychylając się
zza sterty wczorajszych raportów, za którymi ukrywał się do tek pory.
–
A jak sądzisz, czy Twój smok poradzi sobie na księżycu jak go tam wykopię?!
–
Minako, uspokój się. – Ichigo stanął przed kapitanem w obawie, że wzrok siostry
uśmierci kapitana dziesiątki. Toshiro tylko pokręcił głową i wrócił do
raportów. – Cóż, prawdę mówiąc to Urahara tylko podsunął mi ten pomysł i pomógł
sporządzić umowę… Ale to ja przestawiłem ten pomysł Głównodowodzącemu, a on
stwierdził, że trochę rozrywki jeszcze nigdy nikomu…
–
ROZRYWKI?! – Minako oddychała ciężko. – TY ZDRAJCO!
Well it rains and it pours
When you're out on your own
When you're out on your own
–
Ale to Kisuke ma przymierze z Grimmjowem, nie ja! – krzyczał Zastępczy,
zasłaniając się przed ciosami siostry.
Nagle
drzwi gabinetu rozsunęły się z hukiem i stanął w nich uśmiechnięty Szósty
Espada. Jak zwykle sprawiał wrażenie kogoś, kto wierzy, że wszyscy dookoła uważają,
iż ocieka zajebistością, a gloria, chwała i pełne zachwytu nad nim westchnienia
należą mu się odgórnie.
–
Chciałaś mnie widzieć… trenerze? – Ostatnie słowo wypowiedział tak
sarkastycznie, że aż przewróciło jej się w żołądku. Zagryzła tylko wargi,
przełykając mężnie tą kpinę.
–
Siadaj. – Wskazała mu krzesło przed swoim biurkiem.
Usiadł,
kładąc nogi na blacie, tuż przed twarzą Minako, która poczuła, że mdli ją coraz
bardziej, a rozciągnięty na jego twarzy cyniczny uśmiech w niczym nie pomagał.
–
Powiem ci, jak to będzie. – W końcu zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. – Będę waszym
trenerem. Będziesz robił, co mówię i nie będę musiała cię o wszystko prosić dwa
razy. Zaczniemy od tego, że zdejmiesz nogi z mojego biurka. – Kiedy chciała,
potrafiła być bardzo przekonująca. Zwłaszcza
Shizuka Chou w formie Shikai na jej kolanach mógł przemawiać do opornych
wyobraźni.
Grimmjow
zaśmiał się krótko, ale usłuchał, choć nadal ostrzegawczo wpatrywał się w nią
tymi swoimi dzikimi ślepiami.
–
To teraz ty mnie posłuchaj. Beze mnie nie macie szans. To ja ci powiem, jak to
będzie: będę grać w ataku, sam, a ty znajdujesz mi frajerów od podawania piłek.
Gram, kiedy chcę, siadam, kiedy chcę. – Zastanowił się sekundę i dodał jeszcze:
– I fauluję też, kiedy chcę. Stoi?
–
Stoi. A teraz wynocha z mojego biura.
Nadal
uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób, opuścił kwatery
oficerskie, a Ichigo wybiegł za nim. Wtedy dopiero Minako zapieczętowała swoje zanpakuto
i schowała do pochwy.
–
„Wynocha z mojego biura”? – Toshiro wysunął się na krześle zza
biurka, a jego porucznik usiadła mu na kolanach.
–
Och, myślę, że kwestię tego, kto tu rządzi, możemy rozstrzygnąć inaczej. – Rozchyliła
jego kosode, wsuwając pod nie dłoń.
–
Fiu-fiu, a co jak braciszek wróci? – rozległ się sarkastyczny głos tuż przy
drzwiach.
Minako
odskoczyła od kapitana jak oparzona.
–
Kapitanie Ichimaru, od kiedy kapitan tam stoi?!
–
Od kiedy wyszli twoi goście, Minako-chan. – Gin uśmiechał się od ucha do ucha.
Czerwonawy
na twarzy Hitsugaya wstał i podszedł do okna, otwierając je na oścież.
–
Matsumoto! Twój strach na wróble się przypałętał! Zrób z nim coś! – Zatrzasnął
okno, rzucając jeszcze przerażone spojrzenie na Grimmjowa, któremu chyba nie
podobała się aranżacja otoczenia, bo ciachał Panterą rosnące wokół dywizji
dziesiątej choinki. – A ty, Minako… Zabierz Espadę z naszego trawnika, zanim
wykarczuje nam podwórko…
Gdy
tylko porucznik zaprowadziła Szóstego do jego tymczasowej siedziby i rozsunęła
przed nim podwójne drzwi, ten od razu padł na łóżko, nie fatygując się nawet,
by ściągnąć choćby buty.
If I crash on the couch
Can I sleep in my clothes?
Can I sleep in my clothes?
Grimmjow
nigdy nie przypuszczał, że ta cała szopka będzie aż tak go bawić. Przecież jako
Arrancar brzydził się wręcz wszystkim, co Shinigamowskie, a jednak teraz leżał
w przydzielonej mu na czas treningów kwaterze, do której przyprowadziła go ta
ryża menda. Jego pokój było wyposażony najprościej jak tylko się dało – po
prawej krzesło, po lewej stoliczek, łóżko pod oknem. Czy oni se, kuźwa,
wyobrażali, ze Arrancarzy to jacyś pieprzeni asceci? Mogli mu tu chociaż wstawić
mały, czarno-biały telewizorek, przecież nie domagał się od razu telewizji
satelitarnej. Albo chociaż jakieś radyjko. Czy te zacofane Shinigamy żyją tu
bez odrobiny technologii? Nawet Aizen miał staroświecki gramofon.
–
Ej, mogę cię o coś zapytać? – Jaegerjaquez włożył ręce pod głowę i wlepił w wychodzącą
Minako zaciekawione spojrzenie.
–
Byle szybko.
–
Dlaczego mieszkam u was, a nie u Ikari?
Od
momentu kiedy przybył na Dwór Czystych Dusz, jeszcze nie widział się ze swoją
już-nie-siostrą. Kiedyś ktoś w Las Noches wspominał, że przejście na pieszo ze
wschodu na zachód Seireitei zajmuje dwa dni, ale nawet jeśli było do niej tak
daleko, nie tłumaczyło to, czemu wszyscy zachowywali się tak, jakby nie mieli
żadnego kontaktu z kapitan ósemki. I nikt nie chciał mu powiedzieć, gdzie jest
jej oddział, choć Szósty nie uruchomił jeszcze swoich mniej sympatycznych metod
w sprawie przesłuchań.
Rudowłosa
odwróciła się powoli i spojrzała na Grimmjowa.
–
Tknij ją tylko, a utnę ci łeb, nasadzę na pal i postawię przy Senkaimonie.
I
wyszła, zasuwając z hukiem drzwi pokoju. Grimmjow zaśmiał się krótko, kręcąc
głową.
If it looks like I'm laughing
I'm really just asking to leave
I'm really just asking to leave
Szósty był
naprawdę uciążliwym lokatorem dla kapitana dziesiątego oddziału, który czuł
wyraźnie, że jego prywatność została znacząco naruszona. Ichigo i Sad, którzy
na czas treningu również przenieśli się do Soul Society, padali wyczerpani po
całym dniu i spali tak kamiennym snem, że nawet rano ciężko ich było
dobudzić, ale ten błękitnowłosy przychlast miał niespożytą energię. Wciąż
gdzieś się kręcił, pałętał pod nogami i czegoś szukał, niczym jakaś
niezmordowana machina. Skończyło się to tego dnia, gdy skończyła się
cierpliwość Toshiro i Espada wreszcie znalazł w swoim pokoju mapę do kwater
ósemki, narysowaną życzliwą ręką Hitsugayi.
Od tej pory Toshiro mógł spokojnie próbować zakradać
się do łóżka Kurosaki. Bez obawy, że jakieś gumowe ucho usłyszy za dużo.
„Próbować” było całkiem adekwatnym określeniem jego działań, bo gdy
pierwszej nocy wślizgnął się pod jej kołdrę w samym haori, tylko ją przestraszył
i Minako zaczęła krzyczeć, zanim kapitan zdążył zasłonić dziewczynie usta.
Zaraz potem zmuszony był uciekać z własnego oddziału, słysząc na korytarzu
pośpieszne kroki Ichigo i jego niespokojne nawoływania siostry.
W noc po tym incydencie Minako czekała na swojego
kapitana, próbując nie zasnąć. Jej też treningi dawały w kość, ale dzielnie
próbowała teraz nie zasypiać, żeby znów nie narobić hałasu. Udało jej się
dotrwać do czasu, aż kapitan się pojawił, jednak kiedy tylko znalazła się w
bezpiecznych ramionach Toshiro, zasnęła w nich, wykończona. Kolejnym razem
padła zanim Hitsugaya się zjawił, ale tej nocy udało mu się obudzić ją
delikatniej i Minako nie postawiła na nogi całego oddziału.
Kurosaki zaskakiwał ten nagły wzrost aktywności
seksualnej kapitana, ale podejrzewała, że ma to związek z nowym rozporządzeniem.
Wiadomo przecież, że zakazany owoc smakuje najlepiej, więc prawdopodobnie teraz
stanowiła dla niego jeszcze większe wyzwanie i jeszcze większą pokusę, niż do
tej pory. Nie mogła go za to winić, ale mogła obwiniać go o to, że przez
niedobór snu zdarzało jej się zasnąć na ławce w ciągu dnia podczas treningu, co
wykorzystywała skwapliwie cała drużyna, zwłaszcza ich silny skrzydłowy,
urządzając sobie wolną amerykankę, po której trzeba było zmywać parkiet, bo
zawodnicy poślizgiwali się na krwi własnej i kolegów z zespołu.
'Cause I love all the poison
Away with the boys in the band
Away with the boys in the band
Ryża po raz kolejny zagroziła mu, że
ma trzymać łapy i inne takie rzeczy przy sobie, bo mu to i owo obetnie, po czym
zapowiedziała, że prawdopodobnie nie przetrwa jutrzejszego treningu, tak bardzo
da mu popalić.
Grimmjow obdarzył ją swoim
najbardziej pogardliwym z uśmiechów i patrzył, jak wściekła Kurosaki znika w
swoim oddziale.
Zastanawiał się, co ze sobą zrobić przez
resztę dnia. Po reakcji ryżej wnosił, że prowokacja Ikari przebiegła według
jego planu. Teraz należało czekać na jej ruch. Grimmjow nie zamierzał się
przecież narzucać. Nie znowu. Taktyka z porywaniem nie wypaliła, dlatego teraz
musi rozegrać to inaczej. Sama musi do niego przyjść. A wtedy będzie miał ją w
garści.
You're the one that I need
I’m the one that you loathe
Póki co, mógł zaczekać. Stąd już nie
miała przecież gdzie uciekać.
Ale to nie rozwiązywało jego
problemu związanego z zorganizowaniem sobie czasu wolnego. W zasadzie, to miał
teraz ochotę na jedno. Zasłużył sobie na porządnego drinka.
Szczęśliwie wylądował w oddziale,
który miał na pęczki tego, czego teraz potrzebował. Skupił się na moment,
wyczuwając reiatsu szefa dywizji kilka baraków dalej i zatarł ręce z uciechy.
Droga do barku z trunkami stała przed nim otworem, więc szybko ukrył swoją moc
duchową i ruszył do gabinetu kapitańskiego. Przecież nie zabronili mu zwiedzać
oddziału, miał prawo chodzić sobie, gdzie chciał, taka była umowa.
Gdy dotarł do celu, przywitała go
martwa cisza. Mimo otwartego okna, żadna kartka, żaden świstek się nie poruszał,
zupełnie jakby ktoś rzucił zaklęcie całkowitego bezruchu. Najpierw stanął w
progu, przygarbiony, węsząc i rozglądając się wokół, czy ktoś nie czai się
przypadkiem w jakimś kącie, żeby go przegonić. Gdy nie wyczuł zagrożenia, już dumnie
wyprostowany przemierzył biuro i dopadł do najniższej szafki w biurku kapitana
Hitsugayi. Gdy ją otworzył, jego oczom ukazał się barek z najróżnorodniejszymi
alkoholami. Nie wiedział, jak Cycadella upchnęła tyle butelek w takiej niepozornej
szafeczce i w tym momencie nie za bardzo go to obchodziło, bo złapał za
zamkniętą jeszcze butelkę Jacka Danielsa i podniósł się, ściskając swoją
zdobycz. Obrócił się do wyjścia i zahaczył o stos papierów połą swojej niezniszczalnej
kurtki. Na podłogę posypały się kartki. Zlękł się, że teraz jego kradzież, czy
jak on wolał o tym myśleć – pożyczka, wyjdzie na jaw, bo kapitalny, idealny
kurdupel pewno miał tu wszystko poukładane według jakiś swoich chorych
schematów i zaraz orientuje się, że ktoś tu myszkował. Wszystko szybko pozbierał
i odłożył, jego zdaniem, na miejsce, a wtedy uwagę Arrancara przyciągnęło
zdjęcie, leżące na kupce świstków tuż obok. Wziął je do ręki i przyjrzał się mu
dokładnie.
Zdarzyło mu się na żywo widzieć to,
co przedstawiało. Paskudna sprawa, ale ruda Shinigami nie wydawała się
obarczona jakimś zespołem stresu pourazowego… No, chyba, że jej mechanizm
wyparł większość z bolesnych wspomnień, to by dużo tłumaczyło. A może i jej
wyczyścili pamięć? Mimo, że Grimmjow grał kiedyś z Szayelapporem w jednej
drużynie, zawsze uważał, że jest z niego kawał chuja. Za to Grimmjow nie uważał
się za chuja i mimo niechęci, jaką żywił do ryżej mendy, postanowił wybadać tą
sprawę. Zwłaszcza, iż nie wierzył, że takie zdjęcie w zasadzie przedawnionej
już sprawy, leżało na wierzchu zupełnie bez powodu. Widocznie ktoś odgrzewał starocie.
A skoro było to biurko Toshiro…
Wyskoczył przez otwarte okno i
podążył do Centrum Rozwoju i Technologii, gdzie wyczuwał reiatsu małego
gówniarza. Przed wejściem pociągnął zdrowo z butelki, po czym cichcem wkradł
się na teren oddziału dwunastego, który także pogrążony był w ciszy. W sumie chyba
nawet gdyby oficjalnie przeszedł pod samymi nosami tych pieprzonych naukowców,
to i tak by go nie zauważyli, zajęci swoimi eksperymentami. Podążał śladem
lodowego reiatsu, a kiedy znalazł się wystarczająco blisko, schował się za
wyłomem jednej ze ścian ogromnej hali z ogromnym komputerem, przy którym
siedział szef naukowych popierdoleńców. Obok niego, oparty o konsolę, z rękami
założonymi na piersi, stał białowłosy gówniarz. Oboje pogrążeni byli w
rozmowie, a może raczej jakiś negocjacjach.
– Gdybym nie miał powodu, nie
prosiłbym cię o to, Kurotsuchi.
– Ależ kapitanie Hitsugaya, nie przecież
ci nie odmówiłem. Ja nigdy nie odmawiam eksperymentom.
You can take off your skin in the
cannibal glow
– Nie masz na niej eksperymentował,
masz ją tylko zbadać!
– Dobrze, dobrze…
– Ona się już zbyt wiele wycierpiała
w laboratorium Grantza. Chcę się tylko dowiedzieć, skąd ma takie blizny i co
jej robili.
– Zdajesz sobie sprawę, kapitanie,
że to nie będzie tania transakcja.
Szósty skorzystał z chwili ciszy i
znowu się napił, ale gdy usłyszał kolejne zdanie dowódcy dziesiątki, prawie zakrztusił
się trunkiem.
– Jeśli dostarczysz mi odpowiedzi na
moje pytania, wystawię ci Espadę.
Jaegerjaquez miał wielką ochotę
ujawnić w tym momencie swoją obecność i to wcale nie poprzez wybuch arrancarskiego
reiatsu. Wolałby raczej wyskoczyć i wyrzeźbić sobie tulipana o najbliższy z
komputerów, ale żal mu było Jacka. Dlatego napił się jeszcze i jego
manifestacja gniewu skończyła się na zgrzytaniu zębami.
Ale nie, nie zamierzał udawać, że
nic tu dzisiaj nie usłyszał.
O
ty sprzedawczyku pierdolony. Jednym słowem masz przesrane.
I've really been on a bender and it
shows
Nadal czuła w ustach gorzki smak
kaca, mieszający się z niedawno wypitą herbatą. Chciała myśleć, że to tylko
kac, bo nie lubiła się przyznawać do porażki, a tą niewątpliwie był fakt, że
znów się wystraszyła.
Nie…
Ja się wcale nie boję.
Wcale nie zemdlałam ze strachu, tylko z
przepicia, które spowodowało… No dobra, może i się spłoszyłam, ale już mi
przeszło.
Nabrała w płuca powietrza, próbując
nabrać w ten sposób również pewności siebie. Przecież już raz go wygnała, więc
może to powtórzyć. Ale co mogła poradzić, że Jaegerjaquez miał w sobie ten
cholerny pierwiastek, który napawał ją lękiem.
NIE OSZUKUJ SIĘ, IKUŚ. TY SIĘ NIE
BOISZ JEGO, TYLKO SAMEJ SIEBIE…
A, i jeszcze to…
Co mogło być gorszym posunięciem?
Pakt z Hollowem, czy pakt z Espadą, jaki powinna wreszcie z nim wypracować? Co
była w stanie zaoferować niebieskowłosemu demonowi, żeby się raz na zawsze
odczepił?
ALE CZY TY ABY NA PEWNO CHCESZ SIĘ
GO POZBYĆ?
– Pani kapitan, proszę zaczekać!
No tak, zapomniała o swoim nowym
przydupasie. Może rzeczywiście nie ma się czego bać?
– Powiedz mi, Asuka... – zaczęła,
gdy porucznik wreszcie ją dogonił. – Ogarnąłeś już bankaia?
Jeszcze nie widziała, żeby Asuka
Katakura (który przypominał jej poważnego kapitana Kuchiki, tylko młodszego o
milion lat i po stokroć pogodniejszego) wyglądał kiedyś na zbitego z tropu. Do
teraz, kiedy przez pytanie swojej kapitan prawie zderzył się z kolumną.
– Pani kapitan się znowu gdzieś
wybiera?
– Na razie nie. Ale kto wie, co
przyniesie dzień – odrzekła filozoficznie i zmarszczyła brwi.
Musze
się napić, bo zaczynam pierdolić.
– Tak czy inaczej, Katakura, musisz
mi obiecać, że w razie jakiś… komplikacji… albo mojej dłużej nieobecności…
Będziesz się opiekował ósemką. – Spojrzała na niego poważnie, a Asuka tym razem
prawie naprawdę się przewrócił.
– Pani kapitan! Proszę tak nie
mówić… To brzmi jak pożegnanie!
– As… Będziesz mi tak bez przerwy
kapitanował, nawet jak jesteśmy sami?
Porucznik zatrzymał się, przytrzymując
ją za haori.
– Ikari, jeśli coś się dzieje… – Patrzył
na nią uważnie. – Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
Hagane to wiedziała. Katakura był
naprawdę lojalnym Shinigami, dowiódł tego jeszcze zanim został jej vice
kapitanem.
– Wiem. – Położyła na mgnienie oka dłoń
na jego policzku, próbując przegnać obawę z jego morskich oczu. – Po prostu mi
obiecaj, że jakby co… Nie dasz się stąd wygryźć. Tylko w twoich rękach mogłabym
zostawić swój oddział.
Asuka pokręcił gwałtownie głową.
– Ikari, nie mam pojęcia, co ty
wygadujesz…
– Po prostu obiecaj.
– Obiecuję.
Pomimo jej obaw, kiedy dotarli do
kwater ósemki, żołnierze witali ją uśmiechami ulgi. Hagane, tknięta nagłym
przeczuciem, udała się natychmiast do swoich podziemi, nim jej porucznik zdążył
wymyśleć jakiś sensowny powód, by tego nie robiła. Co tam jakieś Espady, czy
Hollowy. Jaggerjack najbardziej drżała o swoje cenne zapasy, których uwielbiała
doglądać, dlatego też prędko rozsunęła wielkie dębowe drzwi piwnicznych komnat.
Gdy tylko zapaliła światło, myślała, że drugi raz tego dnia trafi ją szlag.
Teraz zrozumiała, co czuł Ichigo po utracie mocy Shinigami.
– Zniknęły – wymamrotała. – Ktoś się
włamał do mojego oddziału!!!
– Ik…
– Gdzie one są?! – złapała Asukę za
poły shihakushou. – GDZIE?!
– Porucznik Abarai kazał wszystko
zabrać!
Długo mierzyła porucznika wzrokiem,
jakby chciała przeniknąć do jego umysłu i dowiedzieć się, dokąd wyniesiono jej
skarb.
– Jak to: Abarai… – zawarczała. –
Jak to: kazał…? Ten łajdak… JAKIM PRAWEM PANOSZY SIĘ W MOIM ODDZIALE?!
– Pani kapitan. – Asuka wolał znowu
przejść na oficjalny ton. – Nie mogłem nic poradzić… Ale w sumie… Porucznik
Abarai chciał dobrze…
Asuka musiał być nieśmiertelny,
skoro nie zginął od spojrzenia, jakie go przeszyło.
– Kurwy i złodzieje – mruknęła Ikari,
puszczając swojego vice i wychodząc z piwnic na zalany słońcem dziedziniec.
Zamknęła oczy i westchnęła. Tak.
Czuła czerwonowłosego łotra. Jego triumfujące reiatsu. A obok niego… To musiał
być on. Nienawidziła tego
arrancarskiego, dusznego, cedrowego zapachu i dobrze wiedziała, że to nie jego ubrania
nim pachną, tylko on sam. Mają czelność ukrywać go dwa baraki dalej i myśleć,
że się nie zorientuje.
Ja
wam pokażę. Jutro się z wami policzę.
Wróciła do gabinetu, gdzie na czarną
godzinę schowaną miała pod deską w podłodze flaszeczkę wiśniowej wódki.
'Cause I've spent the night dancing
I'm drunk, I suppose
I'm drunk, I suppose
Cichutko, bezszelestnie. Zwinnie,
niezauważalnie...
– Przecież wiem, że tu jesteś. – Na
dźwięk głosu przyjaciółki Ikari huknęła głową o ławkę, pod którą starała się
ukryć. Zdemaskowana, urażona i wściekła, usiadła obok Minako, wpatrzonej w
jakąś kartkę z milionami strzałeczek, która była rozpiską ustawienia drużyny na
nadchodzący powoli mecz z Touou i którą Minako zawzięcie studiowała.
– Co tam robisz? – Ikari zaglądnęła
rudowłosej przez ramię, siląc się na spokojny ton głosu. Musi się powstrzymać
jeszcze chwilę, bo kiedy od razu zacznie na nią krzyczeć, niczego się nie
dowie.
– Próbuję poskromić panterę.
Ja
ci, kurwa, zrobię poskromienie pantery.
– A chłopaki to gdzie…? – wycedziła
przez zęby Ikari, rozglądając się dookoła. Boisko było puste, a liczyła
przecież na to, że wpieprzy przynajmniej dwójce z zawodników.
Kurosaki westchnęła i oderwała się
wreszcie od kartki, spoglądając na przyjaciółkę z ukosa.
– Słońce, jest siódma rano. W ogóle
to się dziwię, co tu robisz.
Ja
ci, kurwa, zrobię Słońce.
– Chciałam się tylko przywitać… – Kiedy
chciała, Ikari potrafiła przybrać tak bardzo niewinną minę, że nawet Aizen by
zmiękł.
– Nie jestem za tym, byście się
widzieli. Przynajmniej nie teraz.
Tch,
czekaj, bo akurat Ty mi będziesz mówić, z kim, kiedy i po co mam się widywać.
– Chyba nie odważy się zaatakować w
obecności całego Gotei, nie? – parsknęła Hagane, ale nie zdołała już ukryć
wściekłości, jaka zaczęła trawić jej cyjanowe oczy.
– No, on może nie, bo ma założony
limit. Ale nie wiem, co tobie wpadnie do głowy.
Ikari podniosła się z ławki.
– Wpadnę tu jeszcze później –
zapowiedziała. Czuła, że jak zaraz stąd nie odejdzie, to nie zapanuje nad
gniewem.
IKARI, IKARI… TY SIĘ NAZYWAĆ
POWINNAŚ „NETAMI”!
– Tylko wiesz, że wujek ShunShun nie
wydał rozkazu, by kapitanowie i porucznicy nosili przy sobie Zanpakuto…?
Hagane tylko się uśmiechnęła, jakoś
inaczej niż zwykle, jakoś bardziej… Jaegerjaquezowo. Już miała sobie pójść, ale
jeszcze się odwróciła przez ramię.
– Ty naprawdę myślałaś, że ja się
nie dowiem, co? – syknęła i przy użyciu Shunpo zniknęła z koszar dziesiątki.
There's a place in the dark where the
animals go
Dopiero wtedy Kurosaki zdała sobie
sprawę, że Ikari naprawdę jest wściekła, a przed momentem tylko udawała, że tak
nie jest, żeby wybadać, jak bardzo Grimmjowowi wolno rozrabiać w Soul Society.
Minako westchnęła i poczuła lęk. Jeśli
Jaggerjack znowu coś wywinie… I tak już Rada była na nią cięta. Ale tak to
właśnie z nią było. Mogli Ikari chronić, zabrać jej używki, wynajdywać nowe
zajęcia, ale te ograniczenia na nic się nie zdawały. Nikt nie mógł zabronić jej
spotkania z tym, co niebieskowłose i nieuniknione. Prędzej czy później i tak
doszłoby do konfrontacji, choć Minako wolałaby to później i nie na terenie jej
oddziału.
– Wcześnie przyszłaś. – Podskoczyła,
kiedy za jej plecami pojawił się Kapitan Hitsugaya i zamknął ją w objęciach.
– Czy możesz przestać to robić?
– Co?
– Pojawiać się tak nagle! Za mną!
W odpowiedzi zatopił tylko twarz w
jej włosach. Uwielbiał ich kokosowy zapach.
– Nie możemy! – Ostry ton Minako
sprowadził go brutalnie za ziemię. Odsunęła się od niego, a jej twarz płonęła
jak dojrzała piwonia.
– Przecież nikogo tu nie ma… A nawet
jakby, to co?
So why don't you blow me a kiss before
she goes?
– No jak to co! Nowe przepisy! Poza
tym idą tu… Ichigo zaraz tu będzie!
– Tak wcześnie? Ich nawet atomowy
wybuch by nie obudził.
I zanim Minako zdążyła zripostować,
zajął jej usta swoimi. Trzymał ją mocno w objęciach, więc nie miała szans mu
uciec, ale ku jego zadowoleniu nawet nie próbowała. Oddała pocałunek i zaczęła
chichotać.
– Co…?
– Głupi jesteś i tyle. – Użyła
migoczącego kroku i pojawiła się za plecami kapitana. Szybkim ruchem zdjęła z
niego haori i narzuciła sobie na ramiona.
– Co ty robisz?
– Muszę jakoś wyglądać! Żeby
wzbudzać respekt!
Toushirou wybuchnął śmiechem, kiedy
jego porucznik wlazła na ławkę i z założonymi rękami omiotła wzrokiem boisko.
– Róbcie zdjęcia! Toushirou się
śmieje!
– Kapitan Hitsugaya, baranie. – Lodowy
Shinigami natychmiast wrócił do swojej chłodnej postawy, kiedy za jego plecami
pojawił się Ichigo razem z Sado i Renjim.
Rudowłosy obrzucił siostrę
krytycznym spojrzeniem.
– Ale żal – skomentował. – Może
jeszcze kosode z mojego bankaia chcesz?
– A może moją kurteczkę do tego? – Cyniczny
głos rozległ się gdzieś z prawej i na boisko zsonidował Grimmjow.
Poziom irytacji Minako podniósł się znacząco
i porucznik zaczęła się zastanawiać, któremu z nich pierwszemu przywalić.
– Mendy i gnoje! Ja tu respekt chcę
wyrobić, a wy mi tu… – Dla większego efektu swojej wypowiedzi dmuchnęła w
gwizdek, aż właśnie materializujący się obok niej Shuuhei, podskoczył na metr i
złapał się za uszy.
– Samobójstwo. TERAZ!
Ale żaden z „zawodników” nie przejmował
się jej poleceniem. Może Hisagi i Sado mieli chęci do pracy, ale nie za bardzo
wiedzieli, jak te chęci spożytkować.
– Ekhem… – Toshiro pociągnął Minako
delikatnie za rękaw, ale i tak został zgromiony wściekłym wzrokiem.
– Czego?!
– Bo oni nie wiedzą, co to te twoje
„samobójstwo”.
Rudowłosa przejechała dłonią po
twarzy. Po dwóch głębokich oddechach zeskoczyła z ławki.
– To. – Wskazała na najdalej
umieszczoną linię boiska. – Jest linia startowa. To… – Pokazała na linię po
przeciwległej stronie. – Linia końcowa. Samobójstwo polega na tym, aby w ciągu
trzech minut sześćdziesiąt razy dotknąć obu linii.
Głośny jęk zawodu, a nawet głośniejsze
sprzeciwy rozległy się na boisku, ale Minako tylko machnęła ręką, a drużyna,
bardzo niechętnie, ale usłuchała polecenia. Jednak po chwili Kurosaki musiała
znów pofatygować gwizdek, żeby przywołać do porządku Espadę, który próbował wycwanić
się z ćwiczenia.
– No co?! Jeśli ukucnę i dotknę od
razu trzydzieści razy jednej linii, a potem wstanę i pójdę do drugiej…
– NIE NA TYM TO POLEGA, ĆWOKU!
– A tak można?
I zaczął wykonywać zadanie przy
użyciu sonido.
– NIE, NIE MOŻNA!
– Ale to durne… Męczyć się za darmo,
nie wiadomo po co…
– Koszykówka to nie tylko umiejętność
posługiwania się piłką! Bez odpowiedniego przygotowania motorycznego możemy się
pożegnać z Pucharem Zimowym. – Porucznik z powrotem wskoczyła na ławkę i
dmuchnęła w gwizdek.
Nie widząc sensu w dalszej dyskusji,
pięciu przyszłych gwiazdorów szkolnej koszykówki zaczęło biegać jak szaleni,
nie chcąc narażać się na unicestwienie ze strony pani trener. Minako sama się
sobie dziwiła, ale czuła się w tej roli bardzo dobrze z tym gwizdkiem i
stoperem w ręce. Jak karpie koi w stawiku Kuchikich.
Juliet loves the beat and the lust it
commands
–
Szybciej, gamonie!
Tylko
Ichigo potrafił wytrzymać narzucone tempo z racji swojego małego, bo małego,
ale w końcu doświadczenia, jakie nabył w szkolnej drużynie. Reszta biegała jak
potłuczona po boisku, stworzonym specjalnie na tą okazję na placu dziesiątki. Minako
zastanawiała się, dlaczego Seireitei w ogóle przejęło się kwalifikacją Karakura
High School do Pucharu Zimowego. Wyczuwała w tym jakiś podstęp, ale z
doświadczenia wiedziała, że wszystko w końcu zapewne wyjdzie na jaw. Przerażał
ją tylko entuzjazm Rangiku i jej zaskakująco zwycięskie próby namówienia
Stowarzyszenia Kobiet Shinigami na udział w jej cheerleaderskim projekcie. W
gabinecie kapitanatu oddziału dziesiątego pojawiły się wielkie kartony z
pomponami i miniówkami w kolorach srebrno-kremowo-czerwonym.
Powołani
do zawodów zostali Renji i Shuuhei jako zawodnicy, Izuru i Hanatarou jako
medycy i Minako jako trener. A ten jeden mały, malutki, aczkolwiek burzący całą
koncepcję gry, problem, jakim był brak silnego skrzydłowego, również został
szybko rozwiązany. Został wręcz, ten problem, ZNISZCZONY. Tak jak Toutou miało
swojego potwora (którego Minako poznała podczas pobytu w Kalifornii i
przekonała się, że nie tylko Hollowy to monstery tego świata), tak i Karakura
znalazła swoją bestię w ich środowisku naturalnym, czyli w Hueco Mundo.
You can watch me corrode like a beast in
repose
Naprawdę
nie wiedziała, czym sobie na to zasłużyła, ale dla zwycięstwa postanowiła
wytrzymać codzienny widok wrednego Jaegerjaquezowego pyska, choćby potem lata miała
spędzić na sesjach wsparcia psychologicznego w barakach dywizji czwartej. Bo
weź tu współpracuj z samozwańczym królem. Zmuś go do gry zespołowej. Wytłumacz
mu, że koszykówka to sport praktycznie bezkontaktowy i nie można ciachać
przeciwników Panterą.
Tyle, że
Minako też była uparta, a cierpliwości uczyła się od mistrza – swojego
kapitana, dlatego stojąc na ławce, przytrzymując na ramionach kapitańskie haori
i pokrzykując na swoich podopiecznych, mimo wszystko czuła, że jest właściwą
osobą na właściwym miejscu. Oczywiście jej brat skromnie ją opierdolił za
noszenie cząsteczek reishi nie należących do niej, za co zgromiła go wzrokiem i
kazała biegać trzy razy dłużej niż innym. Bardzo się cieszyła, że Ichigo nawet
nie podejrzewa ją o jakiekolwiek bliższe kontakty z Toushirou i wolała by tak
zostało.
Jedyne co
ją zastanawiało, to dzisiejsza potulność Arrancara. Od początku treningu nikomu
nie odpyskował, a wszystkie rozkazy i ćwiczenia, prócz tego pierwszego,
wykonywał bez szemrania. Wydawał się trochę jakby nieobecny i zamyślony, choć Minako
nie była pewna, czy w jego przypadku można być zamyślonym. Ale musiała
przyznać, miał smykałkę do koszykówki. Tak jak ona, nigdy wcześniej nie miał do
czynienia z tym sportem, ale od pierwszego kontaktu z piłką wykazywał
niesamowite zdolności.
Po trzech
minutach zagwizdała, kończąc pierwszy rozruch.
– Okay,
słoneczka, gwiazdeczki i szmaty. Urządzimy sobie mały meczyk. – Zeskoczyła na
tartan, a kapitańskie haori załopotało za nią jak skrzydła. Ściągnęła je z
ramion i zabrała piłkę bratu. – Wiecie co to Streetball?
Oczywiście
wszyscy przecząco pokręcili głowami.
– Trzech
na trzech. Ja biorę Ichigo i Sado. Wasza piłka. – Podała po koźle do Arrancara.
Myślała,
że będą protestować, ale nie. Bez najmniejszego sprzeciwu stanęli naprzeciw
siebie, co wzbudziło w Minako szczery podziw. Grimmjow zaczynał, ale jego
pierwsza szarża została zablokowana przez Sado, który natychmiast odrzucił
piłkę do Ichigo. Kurosaki, było nie było, miał czegoś się nauczył w szkolnej
drużynie koszykarskiej i z łatwością obiegł zwodem Renjiego. Pod koszem czekała
na niego Minako i gdy tylko dostała piłkę, zdobyła punkt z dwutaktu. Zasadą
Streetballu ponownie byli w posiadaniu piłki i teraz rudowłosa wyprowadzała
atak. Powolnym kozłem szła po boisku, aż stanęła naprzeciw Grimmjowa, któremu
wrócił na usta kurwikowy uśmieszek.
– Muszę z
tobą pogadać – szepnął, gdy rzuciła piłkę za siebie do Ichigo. Jej brat
oczywiście rzucił za trzy, ale ona tego nie widziała tego. Wpatrywała się w
Arrancara, jakby słowa, które powiedział, znaczyły coś obleśnego.
Gra
stawała się coraz bardziej zacięta, aż w końcu przy powiększającej się widowni
zaciekawionych Shinigami mecz zakończył się remisem. Minako cały czas
przyglądała się uśmiechniętemu cynicznie Grimmjowowi, od którego aż zionęło
jakąś skrywaną tajemnicą.
– Możemy
już skończyć na dzisiaj? – sapnął Renji, kładąc się na tartanie. Wszyscy
wyglądali na zmęczonych, i choć nie powinna im popuszczać, kiwnęła głową i
uśmiechnęła się szeroko.
– Myślałam,
że będzie gorzej.
Grimmjow
wciąż obracał piłkę w dłoniach. Nie czuł zmęczenia w przeciwieństwie do kolegów
z drużyny. Zarejestrował, że prawie cały oddział dziesiąty zebrał się wokół
boiska i przyglądał się ich zmaganiom, więc mógł się trochę popisać. Podbiegł
do kosza, podskoczył i wpakował piłkę przez obręcz. Tym razem urwał kosz,
robiąc ten… Jak to się nazywa? Wsad? Nieważne. Ważne było, że pierwszy raz
fakt, że coś zniszczył, wywołał czyjś szczery podziw. Starał się tego po sobie
nie pokazywać, ale rozpierała go…
– Duma –
Usłyszał znajomy głos za plecami.
This alone, you're in time for the show
Drgnął,
zaskoczony i szybko się odwrócił. Pierwsze co zobaczył, to była nadlatująca
pięść, której nie zdążył zatrzymać.
– Ból.
– Co jest,
do kurwy nędzy…!? – Kobaltowe oczy rozszerzyło zdziwienie. – Ikari? – Wąskie, arrancarskie usta rozciągnęły się w
szerokim, powitalnym uśmiechu. – Czyżbyś się wreszcie stęskniła?
– Radość –
odpowiedziała tylko kapitan, po czym z zamaszystym rozmachem klepnęła w tyłek
przebiegającego obok Hisagiego, który czując, że coś się święci, spieprzał
prędko na drugi koniec boiska.
– Zazdrość
– dodała, odwracając się do Grimmjowa. Szósty nie zdążył jeszcze pozbyć się
grymasu niezadowolenia z twarzy.
– Gniew – wyliczała dalej i
popchnęła niespodziewającego się kolejnego ataku mężczyznę, który zachwiał się
i przewrócił na plecy. Zanim zdążył zrobić coś oprócz wydania z siebie pełnych
złości przekleństw, wskoczyła na niego, przygwoździła jego nadgarstki do tartanu
i wpiła się w jego usta. Długo i zapalczywie. Uwolniła jedną rękę Arrancara, by
móc wsunąć dłoń w jego spodenki. Palce Espady wplątały się w jej włosy. I wtedy oderwała się od niego i
cofnęła dłoń, patrząc mu w oczy z wyższością.
– A to
jest „pożądanie”, do którego podobno też nie jesteś zdolny – warknęła. –
Widzisz? Nie jest tak źle, jak na kogoś, kto nie ma uczuć. Co prawda to tylko
sześć najbardziej prymitywnych emocji, ale… Dla ciebie chyba w sam raz, co?
A kiss and I will surrender
The sharpest lives are the deadliest to lead
Hejunia... chciałam ci tylko powiedzieć, że przeczytałam rozdział... zajebioza rozdział. A końcówka już mnie zaskoczyła totalnie. Ikari, która pokazała mu sześć jak to określiła "prymitywnych" i prostych uczuć. Genialne.
OdpowiedzUsuńSorka za tak krótki komentarz, ale jestem trochę zajęta i mam napięty grafik.
Mam nadzieje, że nie jesteś zła.
P.S.
W rekompensacie mam coś w prezenciku. Może to ci się spodoba (O ile znasz Black Lagoon).
Ode mnie w prezenciku, kolejne klipy muzyczne.
1) https://www.youtube.com/watch?v=W0jx1j6V86w
2) https://www.youtube.com/watch?v=k5YsyttcEns (Wykonawca i Tytuł utworu nr.1)
3) https://www.youtube.com/watch?v=b1B_pZC8aWU (Wykonawca i Tytuł utworu nr.2)
POZDRAWIAM!
Nyaaaaa, Serowa wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach... Aż widzę Ikari jak z takim poker fejsem godnym Bakusia Robi to wszystko Grimmowi ^^.
OdpowiedzUsuńNie przeczytałaś i skomentowałaś Serowego hota, Serek będzie płakać *ryczy jak fontanna*
Ponieważ przygotowania do mojego wylotu ruszyły pełną parą, przy kompie jestem zbyt rzadko, żeby zostawić dłuższy komentarz, wybacz...
Ble, ble, ble - przepraszam, że tak dawno nie czytałam - brak czasu mnie dopadł, muszę nadrobić zaległości, ale to dopiero jak wrócę do domu, bo teraz nie za bardzo mam czas :( ale obiecuję, że przeczytam, Wilczku! Nie złość się na mnie przez tą nieobecność, ok? :D
OdpowiedzUsuńA ja tu nie po to, aby się rozżalać :)
U mnie nowy:
http://this-is-love-30stm.blogspot.com/
...
OdpowiedzUsuńŁOKURWAJAPIERDOLETWOJAMAĆ, ZAJEBISTE :D
Szkoda że nie widziałaś mojej miny gdy spostrzegłam że nie ma kolejnego posta ;c xD
" po czym z zamaszystym rozmachem klepnęła w tyłek przebiegającego obok Hisagiego, który czując, że coś się święci, spieprzał prędko na drugi koniec boiska."
Niby takie prymitywne zdanie a rozśmieszyło mnie tak że wbiłam się w podłogę, a z podłogi spadłam do piwnicy. Ogólnie na Bleachu się nie znam, (ba! nawet go nie oglądałam/czytałam) ale niektóre postacie kojarzę i czuję iż zostanę trwałą czytelniczką :)
~Pozdrawiam i ściskam mocno ;3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWilczy, tak mi wybacz, wstawię rozdział jak go dokończę, a dokończ w niedzielę jak wrócę do chałupy z wakacji. Przepraszam po sto i tysiąc razy, przepraszam, przepraszam, ale od 3 tyg mnie w domu nie było, bez internetu, bez niczego, i nawet nie mogłam dokończyć komentowania u Ciebie, wybacz, wybacz, wybacz ;(
OdpowiedzUsuń