Mecz przeszedł już
do historii.
Złociste cero przemknęło
przez halę, trafiając w jeden z koszy, który runął na uciekający w popłochu
tłum. Ludzie tratowali się wzajemnie, próbując wydostać się na zewnątrz. W ich
kierunku pomknęła kolejna złota fala, ale nim kogoś dosięgła, trafiła w nią
czerwona, skupiona energia, zmieniając jej tor. Obie moce rozeszły się w różne
strony. Złota trafiła w ścianę, robiąc w niej ogromną wyrwę na wysokości ponad
trzech metrów. Czerwona uderzyła po skosie w podłogę, zdzierając parkiet w
poprzek boiska.
Chaos pod postacią
dymu, krzyków i zbiorowej paniki zbierał swoje żniwo. Po trybunach, w które
trafiło pierwsze cero, ciekła teraz rzeka krwi, kapiąc smętnie na coraz niższe
miejsca, obmywała nieruchome kawałki ciał. Sufit pękał, a wszystko wokół drżało.
At night I hear it creeping
At night I feel it move
At night I feel it move
W uszach jej
dzwoniło, a cały ten jazgot przedostawał się do świadomości jakby z oddali.
Przedzierała się przez dziki motłoch, prąc nieustępliwie w przeciwną stronę.
Przeskoczyła na schody i poślizgnęła się na krwi. Prawie sturlała się w dół,
ale udało jej się kogoś złapać za rękę. Martwą rękę. Nie zdążyła się tym
przejąć. Jej myśli wypełniała teraz tylko ławka zawodników, na której
wszystkich zostawiła… Żywych. I takich chciała ich teraz zobaczyć.
Ale ławki nie było.
Zamiast niej w podłodze ziała teraz ogromna, dymiąca dziura.
Nie.
Okręciła się
bezradnie w koło, omiatając wzrokiem pole walki, w jakie zamieniła się sala
gimnastyczna. Arrancarzy, Hollowy i Shinigami wirowali pośród pyłu i lamentu. Toshiro
walczył z dwoma Pustymi jednocześnie. Matsumoto zachodziła jednego z nich od
tyłu. Renji i jego Zabimaru przemknęli tuż przed nią, osłaniając ją przed
fioletową eksplozją. Grimmjow atakował zaciekle Panterą Arrancara, którego
widziała już wcześniej. Drugą dłonią co chwilę odpalał cero w stronę
przeciwnika, do którego próbował dotrzeć. Natychmiast go poznała. Jej krtań
ścisnęła groza. To on jako pierwszy odkrył jej obecność w Hueco Mundo.Teraz
patrzył wprost na nią swoim jedynym okiem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech
zwycięzcy. Powoli wysunął z pomiędzy warg język i Ikari osłupiała na tę dziecinną zagrywkę. Ale kiedy na czubku języka zaczęła gromadzić się złota moc,
od razu zrozumiała o co chodzi.
– Droga wiązanie
numer trzydzieści dzie…
Ale to nie ona była
jego celem.
Piąty Espada
obrócił się i posłał żółtawą strzałę energii prosto w pomarańczowowłosą
kobietę, która walczyła ramię w ramię ze swoim bratem, przeciwko potężnemu
Hollowowi.
– NIE!
Zobaczyła tylko
wybuch złocistych iskier, usłyszała wrzask Ichigo.
Nie. Nienienie. Nie
znowu…
– Ty ścierwo… Ty
kurwo… – wysyczała, łamiącym się głosem. Wyciągnęła katanę i rzuciła się na
niego. – Raion kokyū ao kasai! Bankai, bankai, BANKAI!
Zanim w niego
uderzyła, zrobił unik, a Ikari wpadła w otwartą za nim gargantę. Nie zdążyła
się odwrócić. Poczuła jak monstrualne zanpakuto wjeżdża w jej kręgosłup i
obezwładniający ból pozbawił ją przytomności.
Ocknęła się po
drugiej stronie. O krok od płomieni. O tak, wreszcie zrobiło się tu ciepło i
przytulnie jak w piekle. Na najwyższej wieży ustawiono ogromny stos, do której
ją przywiązano. Długie, chabrowe włosy rozwiewał powiew chaosu.
Las Noches płonęło.
A zaraz zapłonie mój stos.
Robiło się coraz
goręcej. Pierwsze płomienie liznęły jej twarz.
Parzy… Mój Boże, jak parzy… parzy, parzy, parzy… PAAARZY!
Zaczęła krzyczeć.
– Jezusie
Nazareński, co się stało?! Hej…! Hej, dziewczyno! Ej, obudź się, nie krzycz
tak, na rany Chrystusa, jest druga w nocy! Chcesz, żeby nam sąsiedzi ściągnęli
tutaj policję? Ej, słyszysz? Mała? Jak ty się nazywałaś, do cholery… Ikari?
Noo, Ikari! Halo? Pobudka!
– C-Co…?!
Ocknęła się, w
panice przyciągając do siebie za koszulkę nachylającego się nad nią chłopaka.
Długą chwilę patrzyła z przerażeniem w jego twarz, przeskakując rozbieganym
spojrzeniem z jednego oka na drugie i zastanawiając się kim on jest, aż w końcu
granica między snem a jawą się uwydatniła i zdołała nieco ochłonąć.
– Co ci się śniło?
Sen. Tylko sen, ale tak realistyczny… Nikt nie chce
mnie spalić. Nic się stało. Meczu jeszcze nie było. A ten biedny, dobry chrześcijanin,
którego przestraszyłam, to tylko kolega Aomine, u którego będę teraz mieszkać.
Mogę już przestać go dusić. Wdech, wydech. Jak się skupię, to nawet przypomnę
sobie, jak on się nazywa.
– Nic takiego,
Kagami. – Oderwała od niego drżące dłonie, by chłopak mógł się wyprostować i
otarła z czoła zimne kropelki potu. – Jakieś pierdoły.
– Aha… No to połóż
się i spróbuj znowu zas…
Ikari wyskoczyła z
łóżka jakby tym razem naprawdę coś ją oparzyło.
I’ll never sleep here anymore
– J-Ja… To znaczy, muszę się czegoś napić, wiesz?
Jeśli można…
– Jasne. Trafisz do
kuchni nie? Woda stoi w szafce pod zlewem.
– Woda? – Widząc
zawiedziony wyraz na twarzy dziewczyny, Kagami uśmiechnął się łobuzersko.
– Mam jeszcze piwo
w lodówce.
– Ijeee, dzięki! –
Jeszcze nie skończył mówić, kiedy po twarzy Ikari rozlał się błogi wyraz, a jej
niebieskie włosy załopotały za nią jak sztandar, gdy wybiegała z pokoju.
– Tylko masz mi
odkupić! – zawołał za nią Kagami Taiga, ale niezbyt głośno. Naprawdę nie chciał
ściągać sobie na głowę w środku nocy straży miejskiej. W odpowiedzi na swoje
słowa z kuchni doszedł go tylko syk otwieranej puszki.
Ikari duszkiem
wypiła całe piwo, zaciskając mocno powieki, jakby to mogło pomóc przegnać
malujące się pod nimi obrazy. Kiedy oderwała się od pustej puszki, zgniotła ją
w dłoni i zakryła usta, by stłumić chepnięcie. Przysiadła na krześle, ale zaraz
się z niego poderwała, by zacząć nerwowo przechadzać się po kuchni, zagryzając
ze zdenerwowania wargi. Przed oczyma wciąż migały jej znajome twarze i chociaż
tego nie pragnęła, wraz z nimi wróciło uczucie nienawiści. Ukryła twarz w
dłoniach, zatrzymując się przy oknie. Chwilę tak stała, nieruchomo,
przyciskając dłonie do oczu, jakby sądziła, że jeśli uda się wepchnąć je w głąb
czaszki, podsuwane przez wyobraźnię obrazy i to palące uczucie z nimi związane
znikną. Oparła czoło o zimną szybę i starała się uspokoić, ale było to naprawdę
ciężkie zadanie, bo wciąż słyszała zadowolony, pełen aprobaty pomruk Pustego.
Dałbyś spokój, Kirai.
PRZECIEŻ NIC NIE
ROBIĘ.
Zbyt często go
ostatnio słyszała, coraz częściej odczuwała jego ciężar, nawet gdy Pusty się
nie odzywał. Nawet się nie zorientowała, kiedy ta granica między kontaktowaniem
się z nim wtedy, gdy miała ochotę, a wtedy gdy on tego chciał, zaczęła się
zacierać i teraz Kirai niemal cały czas siedział w jej głowie, aktywnie dzieląc
się swoją opinią na każdy dotyczący rzeczywistości temat. Zasadniczo, od
jakiegoś czasu był kimś… Ikari nie chciała nazwać go „przyjacielem”, bo zdawała
sobie sprawę, iż Pusty działa przede wszystkim z bardzo egoistycznych pobudek,
ale abstrahując od tego, że ostatnio w ogóle rzadko się odzywała, jeśli już to
robiła, 70% jej wypowiedzi było skierowanych właśnie do Kiraiego. I tylko
czasem, w takich chwilach jak ta, zauważała, że to zaczyna być niepokojące. Bo
chociaż uważała się za odpowiednik kogoś, kogo można by określać mianem
„samotnego wilka”, jak każdy potrzebowała od czasu do czasu towarzystwa, żeby
nie zwariować od samotności. A ponieważ jej duma urosła na tyle, by nie szukać go
u Shinigami, którzy wystawili jej zaufanie na próbę, pozostawał jej tylko
Kirai. Czasami łapała się na myśli, że to przez niego zaczęła wszystkich
nienawidzić. Minako, Renjego, Grimmjowa… Ta myśl za każdym razem szybko
wietrzała z jej głowy, ale uczucie życiowej groteski pozostawało. Przecież to
Jaegerjaquez „przywrócił do życia” Kiraiego. Ikari zaszyła go wewnątrz siebie,
a wystarczyło jedno słowo samozwańczego króla, by szwy pękły, a Kirai
przypomniał o swojej upierdliwej obecności.
I wish you never told me
I wish I never knew
I wish I never knew
Stanowczo stawało
się to ponad siły Ikari.
Espada. Kto gotów był
mierzyć się z takim przeciwnikiem? Który bezustannie chciał walczyć, nieważne,
czy przegrał, czy wygrał, wiecznie chciał się odgrywać lub utrzymywać wszystko
co żyw w przekonaniu, że to on jest panem i władcą wszechświata, tym
najsilniejszym, alfą, nawet jeśli musiałby wybić w pień swoje nieposłuszne
stado. Tak jak lubiła ucierać mu nosa, tak stawało się to coraz bardziej
męczące, a jego niedawne wyznania wciąż drżały w jej pamięci. I prawdę mówiąc,
o wiele częściej budziła się w nocy z krzykiem z ich powodu, niż z powodu wizji
zbliżającej się zagłady, która od jakiegoś czasu również nawiedzała ją
regularnie. Koegzystowanie z Hollowem miało wiele wad i Ikari chciała składać
te koszmary na karb jednej z nich, ale… O ile Kirai mógł fantazjować o tym, że
wszystkich i wszystko trafia szlag, tak wspominanie pałających najróżniejszymi żądzami
kobaltowych oczu należało z pewnością do Ikari. Ona sama już tak bardzo
pogubiła się w tym wszystkim, że nie wiedziała, czy gdyby Grimmjow nagle przed
nią stanął, miała by większą ochotę go zamordować, czy posiąść z tęsknoty.
Być może Hagane bała
się nazywać rzeczy po imieniu. A jednak rozróżniała wśród własnej plątaniny
uczuć te płonące najjaśniej: gniew i nienawiść. Można było polemizować, czy to
wina Ikari, bo sama zgodziła się przyjąć Pustego, czy Szóstego, bo pomógł mu
odzyskać kontrolę, jednak kapitan Jaggerjack nie lubiła się przyznawać do
błędów, dlatego to Grimmjowa obarczała winą za to, że coraz częściej budziła
się w środku nocy z krzykiem.
I wake up screaming
It’s all because of you
It’s all because of you
I nie chodziło
tylko o Hollowa. Chodziło też kobalt. To już ewidentnie była jego wina. Za to,
że ośmielił się mieć tak bardzo napalone, przeklęte, niebieskie spojrzenie i
zakazany, pełen oszustwa i drwiny, pociągający, przystojny pysk. Ale teraz, gdy pojawił się jeszcze ten drugi… Ten substytut drapieżcy,
tylko o niebo doskonalszy. Nie aż tak narwany, nie aż tak szyderczy, nie aż tak
chamski, nie aż tak destruktywny, a serce Ikari nie biło przy nim aż tak szybko,
ale… Był teraz przy niej, przypadkiem czy nie, los znowu ich ze sobą zetknął i
rozum Ikari, zazwyczaj zagłuszany przez kupę ważniejszych rzeczy, którymi się zwykła
się kierować, teraz domagał się, by raz w życiu go posłuchała i nie wybierała
samodestrukcji.
– Na pewno wszystko
dobrze?
Drgnęła na te słowa
i odwróciła się od okna z udawanym, pogodnym uśmiechem.
– Pewnie. To tylko te
złe sny.
Kagami uniósł brwi,
widząc sprasowaną puszkę, którą jego nowa koleżanka wyrzucała do śmieci.
Wyglądała, jakby przejechał po niej walec i Kagami nie miał pojęcia w jaki
sposób delikatne, dziewczęce dłonie zutylizowały ją do tego stopnia.
– Aomine został na
noc? – zapytała Ikari.
– Hm? A, tak.
Powiedział, że pierwsze noce w nowym miejscu pewno będą dla ciebie ciężkie,
więc poszedł po swoje rzeczy… A jak wrócił, niósł taką torbę, jakby zamierzał
się tu przeprowadzić na stałe. – Taiga próbował wyglądać dzielnie, jakby wcale
nie przerażała go ta wizja. – Przytaszczył tu nawet swój stacjonarny komputer i
teraz mam na głowie tego darmozjada. Nie! – Chłopak natychmiast się stropił. –
Ja lubię gości, nie myśl, że będziesz tu niemile widziana! Ale gdybyś wiedziała,
ile Daiki potrafi zeżreć, wiedziałabyś, o co mi chodzi… A do garów to go nie
zagonisz.
– Nie? – Ikari
uśmiechnęła się trochę mniej sztucznie. – No to challenge accepted.
Kagami parsknął.
– Chcę to widzieć,
naprawdę. Dzwoń po mnie gdyby mnie przy tym nie było, nie mogę tego przegapić.
– Zaśmiał się, a potem spoważniał. – Długo się znacie?
– Nie.
Czekał chwilę, zakładając,
że Ikari rozwinie myśl, ale widząc, że nie jest skłonna do zwierzeń, nie
naciskał.
– No to dobrej
nocy. Budzik nastawiłem na szóstą, jak nie wstaniesz, będziemy dobijać się do
pokoju.
– Dzięki. A gdzie
śpi Daiki?
– Chyba rozłożył
sobie kanapę w salonie.
– Okay. To
dobranoc.
Dziewczyna śmiałym
krokiem zmierzała do salonu, nie przejmując się skonsternowaną miną Taigi.
Nawet puściła do niego oko, gdy zasuwała za sobą drzwi. Zarumieniony Kagami
przez chwilę sterczał pod własnym salonem nadsłuchując i zastanawiając się, co
takiego ma w sobie ten barbarzyńca Diaki, że wszystkie laski na niego lecą,
nawet takie jak świeżo poznana koleżanka, którą zaliczał może nie do klasycznej
urody piękności, bo dyskwalifikowały ją choćby niebieskie włosy, a jednak…
Dziewczyna miała w sobie jakąś iskrę, z którą pewno niewielu nie chciałoby się
zmierzyć. Pokręcił więc tylko głową, a ciemnoczerwone włosy rozsypały się wokół
jego twarzy. Ostatnią myślą Kagamiego w tym dniu było, że musi odwiedzić
fryzjera, a potem padł na łóżko i spał dopóki nie zaczął wyć nastawiony przez
niego budzik.
Kiedy Ikari
zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na rozścieloną kanapę, na chwilkę zaparło
jej dech. Aomine spał w samych bokserkach, rozłożony w poprzek na łóżku. Jedną
rękę wsadził pod głowę, druga leżała na wyposażonym w kaloryfer brzuchu. W tej
nocnej aranżacji jego ciemna karnacja zdawała się jeszcze głębsza, zupełnie
jakby był prawdziwym Murzynem, a nie kimś, na kogo można tak wołać dla zgrywu,
tylko dlatego, że jest posiadaczem pięknej, brązowej opalenizny.
RWAŁBYM JAK PUSTY MASKĘ.
So real these voices in my head
Ikari mentalnie
nawrzeszczała na Hollowa i trochę mniej śmiałym krokiem niżby pragnęła,
zbliżyła się do kanapy. Szturchnęła Aomine w ramię, a on zachrapał głośno przez
usta, trochę na szczęście burząc tym romantyczny nastrój, w jaki zaczęła
popadać Hagane.
– Ej, Daiki, weź
się trochę posuń. – Ikari usiadła na skraju łóżka i dźgała chłopaka palcem w
okolicy żeber. – No słyszysz? Suń dupę. – Jaggerjack darowała sobie próby
wymuszenia na nim posłuchu jedynie przy pomocy jednego palca i zaczęła używać
do tego obu rąk, próbując zepchnąć go na skraj łóżka. – NO DAIKI, NA LITOŚĆ
BOSKĄ! – Zaparła się nogami o nocną szafkę i moszcząc się kuprem w pościeli,
powoli i mozolnie robiła dla siebie miejsce.
– Mhmm?! – Z gardła
Aomine wyrwał się oburzony jęk, ale kiedy wysilił się na tyle, by uchylić jedną
powiekę, szybko przeszedł on w pomruk zadowolenia. – Wiedziałem, że wpadniesz do
mnie w nocy…
Ikari nagle
straciła oparcie, ale zanim pacnęła na materac, Daiki złapał ją w pół.
– Stój! – pisnęła
dziewczyna, gdy jedna z rąk chłopaka przesunęła się na jej biust, próbując
wedrzeć się pod dekolt. – Nie, nie, nie tak! Nie po to przyszłam!
Jakimś cudem udało
jej się uwolnić z ramion koszykarza i teraz usiadła na łóżku na piętach,
trzymając przed sobą poduszkę, jakby miała ona posłużyć za oddzielającą ich
tarczę.
– Daj spokój… –
Chrapliwy głos Aomine był tak podobny do nieznoszących sprzeciwu powarkiwań Grimmjowa,
że Hagane zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle możliwym jest dla zdrowej
kobiety, która też ma swoje potrzeby, wyrzec się takiej sytuacji i nie dać się
skusić. I ten jego rozpalony wzrok, utkwiony w jej piersiach, jakby była to
jedyna rzecz na świecie, której naprawdę pragnął… A jakby tak pozwolić mu
spełnić marzenia? Może to byłby lepszy lek na niepokoje, które ją dręczyły?
– Nie po to
przyszłam. – Powstrzymała jego rękę, a Daiki po raz kolejny okazał się
dżentelmenem, którym nie był Szósty i więcej się nie narzucał. Westchnął
jedynie, jakby właśnie zużył całe pokłady swojej silnej woli i z powrotem
założył ręce za głowę.
– To czego chcesz?
– zapytał, trochę bardziej opryskliwie, niż zamierzał.
Hagane opuściła
głowę. Niebieskie włosy zakryły jej twarz.
– Ja po prostu… Miałam
sen, że był mecz, a potem… Naprawdę źle mi się śniło. – Podniosła na niego
przeszklone oczy. – Po prostu nie chciałam już dzisiaj zasypiać sama –
dokończyła szeptem.
Daiki ponownie
westchnął, ale już nie tak ciężko, jakby kończył mu się świat. Zanim Ikari
wpadła na to, by zrobić słodkie oczka i łamiącym się głosikiem zapytać, czy ma
sobie pójść, on znów wyciągnął rękę.
– No chodź tu,
mała.
Tym razem pozwoliła,
by Daiki przygarnął ją do siebie, bo jego obrażony ton głosu świadczył o tym,
że nie będzie już niczego próbować i istotnie, chłopak jedynie położył jej
głowę na swoim ramieniu, a kiedy Ikari sama się w niego wtuliła, westchnął po
raz trzeci.
– Możesz dzisiaj
spać koło mnie, ale następnym razem na tym się nie skończy.
– Dalej jesteś
świnią.
– Ale przynajmniej
nie musisz się przy mnie niczego bać.
Ikari pomyślała o
Grimmjowie, o Szayelu, o Kiraim i Radzie Czterdziestu Sześciu. Tylko prze
ułamek sekundy była w stanie wyobrazić sobie stojącego naprzeciw nich Daikiego.
– Ta-ak, yhym.
Dzięki…
Wciąż miała się
czego bać. Ale nie tej nocy. Bo kiedy znowu obudzi się krzykiem, od razu
usłyszy uspokajający głos, który mógłby należeć do Grimmjowa, a kiedy pomyśli,
że ma Espadę po swojej stronie, wtedy przestanie się bać.
Ikari niemal natychmiast
zasnęła kamiennym snem.
When it comes back you won’t be
Scared and lonely
Scared and lonely
Punkt szósta rano w
całym apartamencie, znajdującym się na dwunastym piętrze jednego z okazalszych wieżowców
w Tokyo, rozbrzmiał nad wyraz upierdliwy budzik. Jego skrzeczenie rozbrzmiewało
przez blisko piętnaście minut, aż sąsiadka z mieszkania obok (bardzo starsza
pani w pełni sił) zaczęła skrzeczeć głośniej niż on, napierdzielając w ścianę
kryką. Dopiero to obudziło Kagamiego, którego pokój na nieszczęście dzielił
ścianę z sypialnią starszej kobiety. Poderwał się z łóżka, kiedy tylko
zrozumiał, że uporczywe piszczenie to nie szczury z jego snu, a zegar, który
sam nastawił na tę nieludzką porę. W mieszkaniu wciąż panował głęboki półmrok i
Kagami ziewnął szeroko, klęcząc przy komodzie, na którym stał ranny oprawca i
zastanawiając się głośno, za jakie grzechy jest poddawany tym ekstremalnym
cierpieniom i czemu Bóg wystawia go na tak nieludzkie próby. Dopiero potem
przypomniał sobie, że ma w mieszkaniu lokatorów. Opamiętał się i przestał gadać
na głos sam do siebie. Niepewnie podszedł do drzwi salonu i rozsunął je lekko,
wyściubiając nos do środka. Przez mrok niewiele dostrzegł, więc nie mógł
stwierdzić, czy koleżanka Aomine została u niego na noc.
– Daiki? –
spróbował, otwierając szerzej drzwi. – Ej, wstawaj, bucu. Słyszysz?
Chyba słyszał, bo
nagle w środek czoła trafiła go do połowy opróżniona butelka z wodą mineralną,
która nadleciała od strony kanapy.
– Spadaj, Kagami.
– Ale… Kazałeś się
obudzić.
– A teraz każę ci
spadać!
– A było coś? Z
niebieskowłosą?
Tym razem trafiły
go służące Aomine za kapcie klapki (Kuboty) rozmiar 44, więc Taiga założył, że
jednak do niczego między nimi nie doszło, skoro Daiki jest w takim parszywym
humorze. Krzyknął więc tylko coś w stylu: „Żebyś mi potem nie mówił, że masz
nieklasyfikację!” i poszedł budzić Ikari, a kiedy nie zastał jej w łóżku,
wzruszył ramionami i pomyślał, że pewno wstała wcześniej albo coś i zaczął
zbierać się do szkoły.
Tymczasem Ikari
przebudziła się w momencie, gdy Taiga oberwał parą starych laci Daikiego.
– Już? – mruknęła
sennie, próbując się podnieść, ale Aomine ją przytrzymał.
– Nie. Cicho. Śpij.
– Ale…
– Jeszcze jest
ciemno, nie widzisz? Normalni ludzie nie wstają, dopóki nie zrobi się jasno. I
nie wybije dwunasta.
– Yhym. – Ikari
była skłonna uwierzyć w każdą bzdurę o tej godzinę, byle tylko pozwolono jej dalej
kimać, a Aomine grzał jak piecyk, wzmagając jej senność.
Może ten kaloryfer na jego brzuchu jest prawdziwy?
Zrobiło jej się za
gorąco, więc obróciła się na drugi bok, tyłem do Daikiego. I to był błąd. Chłopak
mrucząc przeciągle również się odwrócił i przytulił do Ikari, która wciąż wierciła
się w pościeli, ale przestała natychmiast, gdy poczuła, że coś zaczyna uwierać
ją w okolicach tyłka. Otworzyła oczy i uniosła głowę z poduszki.
– Daiki?
– Tak?
– Czy to, co czuję,
to… – Przekręciła się, by móc spojrzeć w jego ukrytą w mroku twarz.
– No co, zawsze tak mam z rana. Jak chcesz, to korzystaj…
Ikari wyrwała z
łóżka tak szybko, jak jeszcze nigdy w życiu. 6:15 a ona była na nogach,
zdeterminowana, aby rozpocząć dzień.
– D-Do szkoły,
muszę iść do szkoły… N-Nie mogę się spóźnić.
– Mamy dopiero na
dziewiątą. – Aomine odrzucił kołdrę.
– Nie wstawaj! –
wrzasnęła w panice Hagane. – Najpierw
wyjdę! – I w podskokach wybiegła z salonu, niemal dewastując w biegu przesuwane
drzwi.
Dopadła do łazienki.
Zamierzała zamknąć się w środku i nie wychodzić do dziewiątej, ale pierwsze co
zobaczyła po otwarciu drzwi to to, że łazienka jest zajęta, a goły, jędrny
tyłek Kagamiego, który brał prysznic, nie poprawił teraz sytuacji. Wycofała się
jeszcze szybciej niż z salonu, zatrzasnęła drzwi i oparła o zimną ścianę. Powoli
osuwała się po niej, aż klapnęła na podłogę, gdzie mogła ukryć twarz w kolanach
i błagać o litość.
– Eee… Ikari? Mam
wrażenie, że się powtarzam, ale… Czy wszystko w porządku?
Dziewczyna
podniosła na niego wzrok. Na przystojnego, dobrze zbudowanego chłopaka,
wycierającego mokre, ciemnoczerwone włosy w ręcznik, podczas gdy drugi ręcznik
zawiązał sobie niedbale wokół bioder.
Zbyt niedbale, a ja mam zbyt dobry widok z tej pozycji
i jestem zbyt wyposzczona, żeby spokojnie się temu przyglądać.
Na szczęście nie
wypowiedziała tych myśli na głos. Bąknęła jedynie coś niezrozumiale i odpełzła
na czworakach, wciąż coś mamrocząc do siebie. Trzasnęły drzwi, gdy znalazła się
za progiem pokoju, który udostępnił jej Taiga. Chłopak słyszał dochodzące zza
niego hałasy, ale nie odważył się wejść do środka, nawet jeśli przez chwilę
liczył na jakiś szybki numerek, teraz był zbyt przerażony.
I know there’s something out there
I think I hear it move
I think I hear it move
– Dziwna ta twoja
koleżanka – stwierdził Kagami, wchodząc do salonu i przysiadając na wciąż
rozłożonej kanapie.
– To dobrze.
– Ach tak?
– Tak. To znaczy,
że będziesz trzymał łapy przy sobie.
– Ach taaak?
– Nie wkurwiaj
mnie, Kagami. – Aomine rzucił mu złe spojrzenie, zapinając pasek w spodniach. –
I nie łaź goły po mieszkaniu. Nic dziwnego, jeśli ją przestraszyłeś.
– Ale to moje
mieszkanie! Mogę sobie chodzić jak mi się…
– Powiedziałem, nie
chodź mi tu po nagu przy mojej dziewczynie.
Daiki stał teraz
nos w nos z Taigą, a jego usta rozciągały się w nieładnym uśmiechu psychopaty.
– Przy kim?
– Przy tej
dziewczynie.
– Wydało mi się, że
powiedziałeś co innego.
Aomine nie raczył
skomentować tego spostrzeżenia. Wciągnął przez głowę podkoszulek i włączył
wiszącą na ścianie plazmę. Telewizja nadawała właśnie poranne wiadomości i już
chciał je przełączyć, kiedy prezenterka przeszła do materiału z wczoraj, a na
ekranie mignęła znajoma gęba.
– Powtarzamy komunikat o wczorajszej masakrze przy
ulicy Kōshū-kaidō. Według informacji
naszych reporterów, liczba ofiar sięgnęła czterdziestu sześciu. Dziś w nocy
zmarły cztery osoby znajdujące się w stanie krytycznym, życiu kolejnym
siedemnastu wciąż zagraża niebezpieczeństwo. Specjalne służby wojskowe ogrodziły
teren na czas ustalenia, co było przyczyną wybuchu w restauracji „Madness”, ale
nieoficjalne źródła podają, że mamy do czynienia z zamachem terrorystycznym,
zorganizowanym przez nieznaną dotąd siatkę przestępczą. Nasz informator donosi,
że sekcja zwłok w wielu przypadkach wykazała, iż przyczyną zgonu nie były
obrażenia od wybuchu, a liczne okrucieństwa, jakim poddawano ofiary. U wielu
osób stwierdzono śmierć na skutek uszkodzenia rdzenia kręgowego, uduszenia, a
także ran kutych i ciętych. Policja zatrzymała trzech podejrzanych mężczyzn,
jedynych ocalałych na miejscu masakry, rzecznik prasowy policji w Tokio odmawia
komentarza w tej sprawie.
Na ekranie znowu pojawił się znany Daikiemu niebieskowłosy mężczyzna.
Wyglądał na średnio przytomnego albo naćpanego, musiało podtrzymywać go aż
dwóch policjantów, wzrok mu uciekał i sprawiał wrażenie zbyt potulnego, jak na
tego, którego znał Aomine, ale nie, nie mogło być żadnych wątpliwości.
– Ikari! Ikari chodź tu, musisz to zobaczyć! – krzyknął Aomine i
szturchnął łokciem Kagamiego, nie odrywając wzroku od telewizora. – Zawołaj ją.
Taiga wzruszył ramionami i nawet chciał spełnić prośbę kolegi, ale w
progu zderzył się z Ikari, która opierała się o framugę i również wpatrywała
się w ekran jak oczarowana, obgryzając paznokcie u lewej ręki.
I’ve never felt like this before
– No wołaj ją, szybko! – Daiki obrócił się przez ramię, ale wtedy
dostrzegł, że Hagane już tu jest i z powrotem spojrzał w telewizor, wskazując
ekran ręką. – To on, no nie? Ten twój porąbany koleś! Nie mówiłaś, że jest
terrorystą.
– Bo nie jest… To znaczy… Właściwie… No, nie mówiłam.
– Hehe, wiedziałem, że jest nieźle świrnięty.
– Znacie ich? Tych przestępców z telewizji?
– Tego jednego, błękitnowłosego czubka.
– Powinniście się zgłosić na policję. Przesłuchają was w charakterze
świadków.
– Nie, Ikari, nie rób tego.
Tuż za Hagane rozległ się nowy, płaczliwy głos. Shinigami najpierw ze
strachu przygryzła się w palec, potem wrzasnęła i podskoczyła, a obracając się,
by sprawdzić kto za nią stoi, upadła na podłogę.
– Musisz mi pomóc, Ikari.
– Kim, do cholery, jesteś?! Jak weszłaś do mojego mieszkania?!
– Rhan! Co tu robisz? – Ikari rozpoznała nachylającą się nad nią ze
łzami w oczach dziewczynę.
– Znacie się? –
Kagami już trzymał w ręce telefon, ale nie zaczął wybierać numeru.
– Tak, ze szkoły. –
Rhan przytaknęła. – Przepraszam, że tak tu wtargnęłam, ale drzwi były otwarte,
a ja… – Jej głos znów zabrzmiał, jakby zaraz miała się rozpłakać.
– Spokojnie, ej.
Powiedz o co chodzi.
Hagane zdążyła
podnieść się z podłogi (nie o własnych siłach, bo Daiki skorzystał skwapliwie z
okazji, by dźwignąć z paneli jej tyłek) i zaczęły odzywać się u niej od dawna
zaniedbywane instynkty kapitana, pragnące przejąć dowodzenie nad trudną,
wymagającą interwencji sytuacją.
– Bo ja… No
widzisz… Nie za bardzo wiem, jak to powiedzieć. – Szmaragdowe oczy wpatrywały
się w Jaggerjack, jakby liczyły, że ona sama domyśli się o co chodzi, ale
Hagane jedynie zmarszczyła brwi. – A pierdolić tą konspirację! – Rhan machnęła
ręką z takim zamachem, że strąciła stojącą na stołku tuję, ale w ogóle się tym
nie przejęła, oklapując ciężko na kanapę. – Ten kretyn, Ulqiorra, kazał mi cię
mieć na oku, a sam razem z tym idiotą Starrkiem, wybrał się załatwić Szayela i
jak zwykle gówno wyszło z ich planu! I teraz zamknęli mi Ulqu-chana w areszcie,
a on całą noc nie zadzwonił, choć przecież mają prawo do jednego telefonu,
widziałam to w jakimś ludzkim serialu! Może jemu coś się s-stało! – Głos
dziewczyny zaczął się łamać. – Może ten szajbus Sz-szayel coś mu zrooobił! J-Ja
muszę go stamtąd wyciągnąć-ć!
– Matko Przeodporna
na Stres, po pierwsze – uspokój się. – Ikari usiadła obok roztrzęsionej
dziewczyny i położyła dłoń na jej ramieniu. – Po drugie… Czy ten Ulqiorra i
Starrk… Czy to jacyś… – zerknęła na przysłuchujących się rozmowie licealistów i
odchrząknęła – jacyś starzy znajomi z tego pełnego piasku miejsca, gdzie byłam
kiedyś na wakacjach?
Rhan przestała
siorbać noskiem i przytaknęła skwapliwie, a złociste loki podskoczył przy tym
jak sprężynki.
– Tacy… dobrzy
znajomi, czy tacy niekoniecznie?
– No… – Rhan się
zawahała. – Ulqu-chan i Jaegerjaquez kiedyś za sobą nie przepadali, to prawda,
ale teraz… – ona również zerknęła na ciekawskich chłopaków – jakby to
powiedzieć? Grają w jednej drużynie.
– Aha, rozumiem,
szkoda – westchnęła Hagane. – Byłabym skłonna do pomocy, jeśli by się okazało,
że strzelamy Szóstemu do bramki, ale skoro miałabym tylko wykopać piłkę w aut…
I tak nie wiem, co mogłabym zrobić w tej sytuacji. Nie rozumiem, czemu z tym do
mnie przyszłaś.
– Jak to! – Nagle
Rhan nie wydawała się już przygnębiona. Znikła płaczliwa minka, a cienkie, jasne
brwi zbliżyły się do siebie, nadając jej twarzy rozzłoszczonego wyrazu,
zupełnie jakby wszystko do tej pory było tylko małym przedstawieniem, mającym
wzruszyć nieczułe serce Stalowej. – Przecież jesteś podobno Mistrzem Ucieczek!
Do kogo miałam przyjść, jak nie do ciebie!
Ikari zaniemówiła.
– Cóż, widzę, że
wzięłaś sobie do serca te „mieć mnie na oku”.
– Zawsze biorę
sobie do serca słowa Ulqu-chana!
– Rozumiem… – Ikari
zamyśliła się na dłuższą chwilę, wciąż wpatrując się w Rhan, aż wreszcie
uśmiechnęła się i skinęła głową. – No dobra. Pomogę ci. Ale pod warunkiem, że
ty pomożesz mi.
Zielonooka
Arrancara pisnęła z radości i rzuciła się Shinigami na szyję z takim impetem,
że obie przewróciły się na łóżko. Puściła kapitan dopiero, gdy ją wyściskała i
zupełnie nie zażenowana sytuacją (czego nie można było powiedzieć o dwójce
wścibskich zawodnikach szkolnych drużyn koszykarskich, na których gębach
rumieniec aż gorzał) podniosła się i pomogła usiąść Hagane.
– Wiedziałam! Masz
już plan, nie?
Hagane teraz też
się uśmiechała, ale nie był to szeroki wyszczerz szczęścia, a raczej cwany
półuśmiech kogoś, kto szykuje komuś przez siebie nielubianemu niemiłą niespodziankę.
– Mam – przyznała.
– Zbieraj się i idziemy, zanim się rozmyślę.
Zaczynam ten komentarz drugi raz. No kurwa.
OdpowiedzUsuńFirst "Scared" 3DG <6 Love tak bardzo. No tak bardzo! Zwłaszcza, bo cytaty pięknie się wkomponowały (ta, same z siebie, co?) w treść. Jestem bardzo ukontentowana (nauczyłam się nowego słowa, huehuehueco mundo) :D
Po drugie Twoje paputki!! Awww, jednak Hektor ich nie zamordował, czo ta Feniks? I bardzo pięknie się prezentują na tle wallscrolla, ach Ulqu <4 Taki wspaniały no... Mam dziwny pociąg do emo... Kurwa, cofam, dobra, nic nie powiedziałam!
Wilczy, czekaj! Nigdzie nie idz. Paczaj. Ja Ci coś... Gdzie to było... Chwila, zły akapit...
"Bo kiedy znowu obudzi się krzykiem, od razu usłyszy uspokajający głos, który mógłby należeć do Grimmjowa, a kiedy pomyśli, że ma Espadę po swojej stronie, wtedy przestanie się bać."
Rozkurwiłaś mnie tym system i jo nie bardzo wiedziałam, co zrobic po przeczytaniu tego oto zdania. Rozumiesz, całośc zbudowałaś fantastycznie, zagubiona Ikari i miotanie się bez sensu, poszukując substytutu Szóstego. Z jednej strony dociera do niej, bo głupia nie jest, ze nigdzie nie znajdzie kogoś kto zastąpi Grimma, i szczerze mówiąc, ona NIE CHCE KOGOŚ kto jest JAK Grimmjow, ale z drugiej nie zamierza głośno tego przyznać ani uczynić jakiegoś kroku w stronę pojednania.
Ale ten moment mnie zabił. To było piękne. Po prostu takie piękne... Nawet kapitanowa potrzebuje kogoś, przy kim poczułaby się bezpiecznie wobec tego całego syfu, i co zabawne, uparcie szuka w Aomine cech Szóstki. Kurde, z jednej strony zabawne, z drugiej, Ika jest cholernie rozdarta i po części nieszczęśliwa. Okay, nadinterpretacje Rhan zawsze spoko.
Dlaczego ja mam debilną tendencję do wyszukiwania takich romantycznych rzeczów? I dlaczego ja to robię tutaj, na Drodze?!
„Wyglądał na średnio przytomnego albo naćpanego, musiało podtrzymywać go aż dwóch policjantów, wzrok mu uciekał i sprawiał wrażenie zbyt potulnego, jak na tego, którego znał Aomine, ale nie, nie mogło być żadnych wątpliwości.”
Poczekajcie Az się król obudzi. Niech Bóg ma w opiece więzienie do którego trafi ta trójka i Szayela z Nnoitorą, bo czuję, ze to się bardzo zle skończy.
Sen Ikari (ja to tak, kurwa, w ogóle nie po kolei komentuję, no nie?) sprawił, ze zastygłam. Czytam i Se myślę „No kurwa twoja mac, co tu się wyczynia? Co oni za rozróbę robią?!” I wiesz co, Wilczy? W pewnym momencie wyobraziłam sobie bardzo dokładnie tę scenę (okay, nic dziwnego, zawsze sobie wyobrazam wszystko Co u Ciebie czytam) i miałam taki chwilowy moment, jak Ikari próbuje przezyc na pobojowisku, i w pewnym momencie dostrzega Szóstego, a on ją, jest chwila zwolnienia i nagle z tego właśnie powodu Grimm nie widzi cero, więc znika w tym złocistym świetle. To było takie, kurwa, tragiczne, ze Az mnie normalnie…!
Bogu dzięki, to był tylko sen. Ale skąd Ika ma takie sny?! Dobra, okay, przypomniał mi się mail, nie pytam.
Wiedziałam, ze Ikari nie dopuści do siebie Aomine. Wiedziałam, no po prostu wiedziałam! To byłoby nie po haganowemu! Ale korciło, by zobaczyc, co by było, gdyby? Czy Ika miałaby jakieś wyrzuty ze względu na Szóstkę, które odpędzałaby „on i tak ma to w dupie”? I co zrobiłby Grimmjow, jakby się dowiedział, bo Aomine chyba by się nie patyczkował i otwarcie mu tym jebnął w twarz.
Ale to było sprzeczne z naturą i takie ludzkie, jak Ika zaczęła szukac ciepła i towarzystwa… Ujęło mnie to zupełnie.
No i pojawia się Rhan. Dziz, naprawdę, jakbym słyszała siebie:
I teraz zamknęli mi Ulqu-chana w areszcie, a on całą noc nie zadzwonił, choć przecież mają prawo do jednego telefonu, widziałam to w jakimś ludzkim serialu! Może jemu coś się s-stało!
Przysięgam, powiedziałabym to samo! Zamknęli mi Ciffera w areszcie, ale to Espada, więc dlaczego, do kurwy, jeszcze nie zadzwoooonił?! Cooooś mu się staaaaało!! Nie wazne, ze jest z Espady, coś na pewno mu się staaaało w tyyyym arece-e-eszcie! Zabijmy Szayeeeelaaa!!
Widziała w jakimś serialu… Kurwa no, CSI się naoglądała. Zostaw te telewizje! Pewnie z Renjim oglądali, on ją do tego namówi, w końcu sam się naoglądał i przyszedł do Ichigo ze spluwą, czubek.
Ale to „A pierdolić tą konspirację!” to wgl piękne! Bardzo powazne i bardzo odpowiednie w tej sytuacji i myślę, ze będę dziewczynie biła brawo za tę odwagę. Bo odwagi nie można odmówic, w końcu wyznała Cyjanowej ze miała ją śledzic. Ja bym tego chyba nie dała rady zrobic.
UsuńCoś się obawiam o plan Ikari, jakoś czuję wielką akcję i już nie mogę się doczekac, co takiego wpadło jej do łba.W ogóle cieszy mnie, bo wszystko zaczęło się klarowac (Rhan, chyba Cię, kurwa, Chrystus opuścił, w tym komentarzu nie ma za grosz logiki!)
Co robimy dalej z tymi fantami, Wilczy?
Omg, wyjebałam z kanapy, czytając twój komentarz :D ahahah, alez ja nie mam nic do chaosu, ja chaosu jestem płodem! eee, czy jakoś. omg, ryj mi sie rozciagnął jak Himurze po touchdownie. niewazne, ale jak ty zawsze trafisz! z tym pierwszym cytatem, wiesz ze jak se potem czytalam co napisalam, to sie prawie rozbeczalam na tym momencie? Zncazy no dobra, łez nie było, ale zatrzymalam sie, kontemplujac nad zyciem i pędem istnienia... taa.
Usuń:D "Zamknęli mi Ciffera w areszcie, ale to Espada, więc dlaczego, do kurwy, jeszcze nie zadzwoooonił?! Cooooś mu się staaaaało!! Nie wazne, ze jest z Espady, coś na pewno mu się staaaało w tyyyym arece-e-eszcie! Zabijmy Szayeeeelaaa!!" człowieku, uprzedzaj, bo prawie sie posikałam no. ;D mogłaś mnie to wczesnien wyslac bym wstawiła do rozdzialu :D ale moze bedzie miejsce a nastepnym, musze sprawdzic! jak cos to uprzedzam, ze kupuje ta kwestie. Oplaty dokonam droga internetowa, o, wlasnie tu i teraz *placi Rhan cztery Ciffery za kewstie dla Rhan*
mwahahahahah, no, sny, mowie, Droga to samo życie :D
Chrystus opuścił :P A wgl, mi sie przypomniało, odbiegajac od tematu, ze protestanktka! I ja bym sie chciala dowiedziec jak to wyglada, tak tak. (koteł! za duzo fairy tail sie naczytala wilczy!) :D no!
Przyjęłam opłatę, sprzedane wszystko.
UsuńCzyli jednak opuścił... No tak. Mogłam sie tego w końcu, po 20 latach spodziewac. Anyway!
Cieszem siem, ze się pośmiałaś ^^ Uhu, Rhan tak bardzo lubi rozbawiac ludzi. O widzisz, to w tym samym momencie się zatrzyłayśmy, high 6! Tak, to było wybitne, Wilczy, biję brawo bo naprawdę ten moment był niesamowity. Ja w ogóle bardzo wczuwam się w Ikari przez to co piszesz, i czasami, słowo Boleyn, jak mnie ściśnie w serduchu jak widzę tę sytuację między nią a Grimmem, to po prostu dajcie defibrylator! A Laxusa nigdy nie ma w poblizu, nie? Debil.
Co to protestantyzm?! No jakbym Cię nie znała tobym powiedziała "Oj, Wilczy, cho się nawrócic", ale taką duszę to tylko Hueco Mundo czeka :D
Nie, wiesz, sprawa jest prosta, znaczy ja ją taką widzę. Mój kościół nie podlega Rzymowi, a więc papiez nie ma zadnej władzy. Księza to nie księza ale pasto-rzy/-rowie (jak to się, kuzwa, pisze?) więc bez celibatu - logiczne. Nie ma spowiedzi ani kłaniania się przed krzyzem, aczkolwiek jest do niego szacunek. Tyle, ze gdyby tego krzyza nie byłow szkolnych klasach to by nikomu to nie przeszkadzało. Spowiedz - nie. Maryja jako ktoś inny niz matka Jezusa - nie, czyli nie modlimy się i nie uznajemy jej kultu. Komunia - nie. Jedynie chrzest ale nie po urodzeniu, bo kazdy ma prawo ecydowac za siebie, prawda? Głównym i w sumie jedynym filarem religii jest Pismo Święte, tradycja niema tu nic do rzeczy. Nie uznajemy czyścca w którym za modlitwy zywych mozna odkupic swoje grzechy, bo po śmierci to jest po śmierci, i taki chuj.
Nie ma kultu świętych, jest jedynie Bóg w trzech osobach. Takie w sumie okrojone to do minimum, nie? Brak rózańca (Bozena, jak ja się cieszyłam za dzieciaka, ze nie muszę siedziec codziennie w kościele i klepac tych zdrowasiek i ojczenaszów). Nie uznajemy tez czegoś takiego jak odpuszczenie grzechów przez pastora, nie ma on takiej mocy i nie musi wiedziec o naszych grzechach, od tego jest Tatuśko na górze.
Well... Chyba wszystko? Jak coś konkretnego Cię interesuje to pytaj. Lol, na Drodze dyskusje teologiczne!! Kto by pomyślał :D
:*Wilczy, a po tych kontemplacjach to przyszło Ci coś do łebka?
Tak, oczywiście, wiadomo, małżeństwo - rzecz święta.
UsuńOsobiście mało by mnie obchodziło czyjeś zycie, póki nie działaby się w nim krzywda, wiadomo, ze wszystko zalezy od ludzi, nie? Trafsz na takich, co ci będą do łózka zaglądali, ale przewaznie nie. To, co robisz, to Twoja sprawa. Wielu mogłoby powiedziec "grzech" a jeśli tak, to jest to Twój grzech i niczyj inny. Podejrzewam ze w takim wypadku ktoś by zapytał, czy masz świadomość, czy nie chcesz ślubu, co Cię wstrzymuje, ale wszyscy jesteśmy ludźmi, no nie? To Twoja sprawa.
Nie mam pojęcia jak to wygląda, ale raczej nie rózni się zbytnio od ślubu katolickiego (nigdy nie byłam na protestanckim ślubie... ;/), faktem jest, ze żaden pastor nie weźmie Ci za to pieniędzy czy coś, bo za żadną posługę nie biorą szmalu, od tego w końcu są, nie?
First of all- piosenka. Dobry music, dobry, bardzo dobry. Tylko... Akurat na chwilę wyciągnęłam się na łóżku, zanim zabrałam się za czytanie i tak sobie słucham, słucham... I się nadziwić nie mogę, co się dzieje z tym moim media playerem, że mi ciągle jedną piosenkę z playlisty odtwarza. A to było tu...
OdpowiedzUsuńZa początek rozdziału mam ochotę udusić. Tak się wczułam w tą akcję, czytałam z takim przejęciem. Tylko po to, żeby się dowiedzieć, że to, kurwa, sen? Naprawdę? Serio?
Kagami to niech się raczej cieszy, że nie wie jakim cudem Ikari sprasowała puszkę. Bo poznanie tego faktu mogłoby się okazać bolesne, a trochę szkoda chłopaka.
Przemyślenia Ikari na temat Aomine, jako substytutu za Grimcia, nawet rozczulające. Poza tym to chyba pierwszy lub jeden z niewielu razy, gdzie górę bierze rozsądek. Cóż to się wyprawia.
"Poderwał się z łóżka, kiedy tylko zrozumiał, że uporczywe piszczenie to nie szczury z jego snu, a zegar, który sam nastawił na tą nieludzką porę." - Genialne.
By the way... Czy nie powinno być 'tę' porę? Nie wiem, nie jestem pewna. Nie wiem, mnie zawsze tym dręczą...
I również obawiam się raczej o to, co się stanie gdy Grim odzyska już pełnię świadomości w areszcie. Chyba, że dragi od pupilka Szayela będą trzymać dopóki nie zjawi się Ikari. Chociaż nie... Cofam to. Ikari raczej sytuacji nie załagodzi. Zwłaszcza po:
"Hagane teraz też się uśmiechała, ale nie był to szeroki wyszczerz szczęścia, a raczej półuśmiech kogoś, kto szykuje komuś przez siebie nielubianemu niemiłą niespodziankę."
Skąd ja to znam >.<
Jest nieźle. Czekam na nexta
tę czy tą, oto jest pytanie, podobno chuj wie, więc go zapytam jak spotkam :D ale no, no właśnie...
UsuńA też ten mjuzik lubię, bardzo, dlatego spamię czachy:D
Przepraszam za ten sen! W początkowym stadium to miało być na serio, ale plany się zmieniły, a fragment wpasował się w pojebany stalowy czas, więc... *chochliki w oczach* Po restaurant takie odsapnięcie, ale wrócimy do rozrywania flaków itd, mam nadzieję wrócić...
Ano, załagodzenie sytuacji raczej nie jest jej mocną stroną :p Ale zobaczymy co da się zrobić!
Hm, po przemyśleniu też wydaje mi się, że "tę".
Kagami Taiga? Aonime Daiki? Czyżby ktoś tu oglądał Kuroko no Basuke? ;D
OdpowiedzUsuńRozdział zajepicki, jak zwykle z resztą.
Oczywiście moment który mi się najbardziej podobał to ten, w którym Grimm zobaczył te "zwłoki" Ikari. Takie tró laff, i w ogóle. Ale teraz tak poważnie...nope, nie umiem być poważna.
Ale wracając do tematu.
Grimm taki inteligentny, jednak dowiódł że używa chociażby 50% mózgu.
Ale koniec końców i tak wpadł w pułapkę. Szczerze powiedziawszy to moment z walką, zabijaniem itp itd. podobał mi się najbardziej (znów.), sadyzm bardzo.
A teraz tak na koniec, twoje ulu. postacie z KnB? ^^
U mnie na pierwszym miejscu jest Mura, a na drugim Kagami. (Wybacz Kagami, Mura ma 2 metry a zachowuje się jak dziecko, jak tu go nie kochać?)
Rozdział jak zawykle zajebisty, pozdrawiam.
~ Sora.
no ba, corssik sie juz pojawia od jakiegos czasu raz na kilka(nascie:P) rozdziałow :D
UsuńCieszy mnie, ze sie podobal rozdział! *grimmjowowy usmiech razy 24247254525415868949)* ^^
Ym, no jasne ze Ahoś maj fejwryt :D Ale ten teraz ten, Shogo.... zwlaszcza z czasow gimbazy :D Tak, wlasnie sie posliniłam. Hueh. A Murasakibare bym normalnie przytulała co chwile, on sie o to az prosi :D
:*
Jestem tutaj.
OdpowiedzUsuńJestem i, kurwa, nie pójdę póki nie dasz mi rozdziału.
Wilczy...
OdpowiedzUsuń