Mmmm, siema. Wiem, dałam lekko dupy. Nie mam specjalnie dużo na swoje usprawiedliwienie. To nie był brak weny, bo ciągle coś skrobałam. Choćby na Turn to dust... Potrzebowałam chwilki, by zabrać się za mecz. Być może fakt, że nie ustaliłam sobie daty, jak zazwyczaj, też wpłynął na poślizg. I BRAK POSTÓW NA HG. Postaram się więcej nie przerywać na tak długo. Sorry. Jak ktoś ma ochotę mnie opierdolić, będzie mi miło.
A TERAZ FAJNIEJSZA CZĘŚĆ PARAFIALNYCH. Muszę się pochwalić fanartami!!!!! To nie było tak, że ja Tris zmusiłam... Nie nie nie, ona tak mnie lof, że przygotowała je dla mnie z własnej woli :D I OTO ZAMIESZCZAM ARTY JEJ AUTORSTWA, które będą również dostępne w galerii. Oszalałam przez nie. I oblałam je w warce. Tak jak 400 stron Drogi, bo tylu właśnie nastukałam zniszczeń.
Autorkę fanartów, TRIS, znajdziecie na Szepcie i na Behind last crossroad (FF Bleacha, Tokyo Ghoul oraz D.Gray-mana).
____________________
Na
zimowe niebo wkradała się napęczniała tarcza pełni. Księżyc promieniał
złowieszczym, krwawym blaskiem, który rósł w oczach. Otaczające go chmury
przegrywały z jego lśnieniem i prześwietlone sunęły prędko przed siebie,
podobne strzępom dymu. Całe Tokio, pokryte cienką śnieżną kołderką, skąpane
było w niepokojącej aurze i być może to z jej powodu targały nim złe
przeczucia. A przynajmniej jeszcze bardziej złe i parszywe, niż przez cały ten
czas, gdy tu siedział. Maleńkie okienko, wyposażone w kraty, potęgowało uczucie
uwięzienia, ale dzięki niemu mógł teraz wpatrywać się w budzącą lęk pełnię,
dręczony wątpliwościami tak intensywnie, że pierwszy raz, odkąd oprzytomniał,
czuł się pobudzony na tyle, by wykrzesać z siebie iskrę woli walki. Zaciskał
dłonie na kratach, próbując zregenerowanych sił, a czerwony satelita zdawał się
drwić z jego wysiłków, zaścielając miasto złowrogą księżycową posoką,
spływającą po jego wytatuowanych rękach.
I see the bad moon arising
Jego
rany już prawie się wygoiły, ale wciąż czuł dyskomfort przy każdym ruchu i
obiecał sobie milion pięćset razy, że jeśli z tego wyjdzie, zapisze się na
jakieś korepetycje z kidou, bo sam nie wiedział, czy bardziej sobie pomógł, czy
zaszkodził, próbując się uleczyć. Wciąż jednak w gorszym stanie, niż jego ciało,
pozostawała jego psychika. Do dzisiaj nie rozumiał, co właściwie się stało.
Dlaczego ona próbowała go zabić. I czym była broń, którą się posłużyła.
Racjonalna część umysłu próbowała jakoś wytłumaczyć zmieniający się kolor oczu,
pusty ton głosu, ale chociaż wmawiał sobie, że ostatnio nie była sobą, a jemu
pewno coś się przywidziało, rosnące uczucie paniki podpowiadało mu, że coś się w
tym wszystkim porządnie nie zgadzało. Coś dużego.
Kiedy
za masywnymi drzwiami, które nie dawały się wywarzyć na żadne znane mu sposoby,
rozległy się jakieś hałasy, podskoczył. Odwrócił się plecami do zimnej,
kamiennej ściany, opierając o nią opuszki palców. Przeszukiwanie pomieszczenia
po raz setny nie miało najmniejszego sensu, wiedział, że nie znajdzie w nim
nic, co mogłoby posłużyć do obrony. Łoskot za drzwiami narastał, a on
zrozumiał, że paraliżuje go strach. Jeśli znów zobaczy te mieniące się barwami
oczy, nienaturalny, jakby doklejony do twarzy szeroki uśmiech… Znów nie będzie
w stanie się bronić.
Drzwi
się zatrzęsły. Zgrzytały blokujące je zamki. Wreszcie się uchyliły, a on przez
ułamek sekundy widział wkradające się przez szczelinę długie, kolorowe pióra.
I see trouble on the way
Na
moment te pióra wypełniły cały kadr jego widzenia, przyćmiewając zdolność jasnego
myślenia. Pokryły jego świadomość kolorowym puchem, pod którym zaczął się dusić
i już miał krzyknąć, kiedy ktoś mocno potrząsnął jego ramieniem, a uszu dobiegł
go chłodny, opanowany głos.
–
Poruczniku! – Ktoś klepnął go wierzchem dłoni w policzek.
Kolory
znikły, zastąpione przez poważną, pociągłą twarz. Renji złapał za rękę, która
wciąż znajdywała się przy jego twarzy, oglądając ją z każdej strony i dopiero
kiedy upewnił się, że nie jest obtoczona piórami, odetchnął i puścił ją. Drżał,
czerwone kosmyki włosów przykleiły się do jego spoconego czoła, ale ulga była
zbyt duża, żeby czuł się zawstydzony nienajlepszą kondycją.
–
Od tygodnia nie dostałem żadnego raportu. – Mimo tonu reprymendy głos nie
brzmiał szczególnie surowo. – Usprawiedliwię ci tą niesubordynację pod
warunkiem, że szybko uzupełnisz raporty.
–
Ja… – Piwne oczy zmrużyły się podejrzanie. – Skąd kapitan wiedział, gdzie
jestem?
–
Za to mi płacą. – Kapitan odwrócił się, zakładając ręce za plecami i zmierzając
do wyjścia. – A teraz chodź. Mecz już się zaczął. W drodze zdasz mi raport, co
właściwie się wydarzyło. – Zimne szare
spojrzenie namierzyło porucznika znad ramienia. – Ze szczegółami. Jeśli coś
przemilczysz, wtrącę cię do takiej celi, że zamknięcie tutaj będziesz wspominał
z rozrzewnieniem.
W
TYM SAMYM CZASIE, W TYM SAMYM BUDYNKU
I see earthquakes and lightnin
Jarzeniowe
światło w szatni to gasło, to się rozpalało, pogrążając całe pomieszczenie w
irytującym odgłosie cykania. W momentach, gdy zapadł mrok, chłopak próbował
przemieszczać się po szatni, ale nie był pewien, czy osłona ciemności daje mu
jakąkolwiek przewagę. Do tego kuśtykał, walcząc z bólem i z każdą chwilą coraz
bardziej powłóczył za sobą nogą. Klął w myślach, święcie przekonany, że nie
dane mu będzie ani wrócić kiedykolwiek na boisko, ani nawet dożyć operacji
kolana. Co mu przyszło do głowy, żeby wyjść do szatni, kiedy kwarta jeszcze
trwała. Tylko nie spodziewał się, że coś tutaj będzie się czaić już nie tyle na
jego karierę, co życie. Nieprawdopodobność tego, co się działo, zmuszała go do niedowierzania.
Miał ochotę parsknąć, ale bał się, że mógłby ułatwić ścigającej go kreaturze zadanie.
Ale
ona się nie spieszyła. Słyszał powolne kroki i chichot przeplatany z
przeciągającym sylaby nawoływaniem. Towarzyszył temu odgłos drapania, jakby
szła i przesuwała po szafkach pazurami, a kiedy przykuśtykał między rzędem,
który minęła, zobaczył na ich powierzchni ciągnące cię w metalowej nawierzchni
równoległe, głębokie zarysowania.
Poskoczył,
chwytając się za serce, kiedy gdzieś po drugiej stronie szafek, za którymi się chował,
trzasnęły kilkukrotnie metalowe drzwiczki w akompaniamencie żarłocznego
śmiechu.
I see bad times today
–
DON’T GO ARRRROUND TONIGHT… – rozległ się upiorny, skrzekliwy śpiew.
Przeszył
go dreszcz obrzydzenia. Kiedy światło znów zgasło, przemieścił się klika metrów
w stronę wyjścia i schował we wnęce w ścianie, gdzie wisiała gaśnica. Jeszcze
nie ochłonął po meczu, a kolejne krople potu występowały na jego skórę. Zaciskał
zęby, zmagając się z bólem. Może powinien był krzyczeć, ale jego krtań ściskała
lodowata łapa strachu. Poza tym, kto by go usłyszał, gdy tuż obok sala
gimnastyczna, na której trwał mecz, tonęła w morzu dopingu. Tylko zdradził by swoją
lokalizację i sprowokował tą, to… Czymkolwiek to było.
Najpierw
pomyślał, że to ona. Że zbiegła za
nim do szatni, sprawdzić w jakiej kondycji ma się jego zniszczona przyszłość i
rozszarpana duma. Już się odwracał, warknąć, żeby dała mu spokój i spadała, bo
to przecież jej koleżka tak go urządził, ale wtedy… Obraz mu się rozmył. Może
to łzy gniewu, które napłynęły mu do oczu, lecz kiedy otarł je wściekle
nadgarstkiem, już nie chciał, by świat nabierał ostrości. Bo szatnię po sufit
wypełniało coś nieludzkiego. Coś kolorowego, o wyszczerzonych w szkaradnym
uśmiechu kłach, stało na przypominających wilcze łapach, wyposażonych w
zakrzywione, czerwone szpony i miało czerwone, zakręcone rogi. I patrzyło na
niego dużymi, najstraszliwszymi ślepiami, jakie w życiu widział. Poczuł
nudności i przytłaczający paraliż. Bardzo chciał odwrócić wzrok, ale nie mógł.
Stwór przekrzywił głowę, a spomiędzy jego sinych ust wyłonił się długi,
rozdwojony jęzor.
–
ZDAJĘ SIĘ ŻE WIEM O CO CHODZI – przemówił, a on ze zdziwienia, że to coś używa
zrozumiałych słów, zrobił krok w tył i przewrócił się. – PODOBNO LUDZIE NA
CHWILĘ PRZED ŚMIERCIĄ WIDZĄ RZECZYWISTOŚĆ TAKĄ JAKĄ JEST NAPRAWDĘ. WIĘC…
POWIESZ MI CO WIDZISZ SKARRRBIE?
Chyba Śmierć we
własnej osobie,
pomyślał, ale nie zdołał nic odpowiedzieć. Kolorowy demon zrobił krok do
przodu, przygarbiając się, jakby zamierzał zaatakować. Niemal zgniótł jedną z
szafek potężną, pierzastą łapą, opierając się o nią. Szpony u stopy zadrapały
kafelki. Przerażony chłopak zdołał jedynie niewiele przeczołgać się na plecach,
a wtedy światło na moment zgasło, a on błyskawicznie potoczył się pod ławkę. Usłyszał
łopot skrzydeł i pękającą podłogę, gdy potwór jednym susem przeskoczył pół
szatni. Lecz zamiast wściekłego ryku, rozległ się śmiech, od którego zjeżyły mu
się włoski na karku. Widocznie gonienie za okulawioną ofiarą naprawdę sprawiało
demonowi frajdę, bo zamiast go dopaść i pożreć, najwyraźniej postanowił się z
nim bawić. Tylko to tłumaczyło, dlaczego jeszcze żył.
Ale
to nie miało potrwać już długo.
Well, it’s bound to take your
life
Dopadł
go tuż przed wyjściem, kiedy to zdecydował się na desperacką próbę rzucenia się
do drzwi. Przecenił swoje siły. Kolano ugięło się pod nim, kiedy tylko oparł na
nim ciężar ciała. Usłyszał nad sobą chichot, a kiedy uniósł głowę, ujrzał
rozwarte szczęki, najeżone spiczastymi kłami. Zdążył przełknąć nerwowo ślinę i
pomyśleć o piraniach, zanim blokujące drzwi skrzydła zsunęły się z nich i
otoczyły go, zadając czternaście śmiertelnych ran. Pióra wchodziły w jego ciało
coraz głębiej, przenikając tkanki, przecinając nici życia.
Tak
to widział, tak mu się wydawało. Lub komuś postronnemu mogłoby się wydawać, że
stoi przed nim zwykła dziewczyna. Z kataną. I oczach czarnych, jak… Nie. O zielonych
oczach. Albo czerwonych. Nie, też nie. Oczy miała… Tego samego, granatowego koloru,
co on. A może rzeczywiście to nie była dziewczyna? Im dłużej by na nią patrzył,
tym bliższy byłby dokonania żywota i tym prawdziwiej postrzegałby otoczenie.
Dlatego może czasem rzeczywiście lepiej jest nie wiedzieć? Niż umrzeć?
–
Dlaczego? – Gdyby mógł wcześniej przygotować jakieś swoje ostatnie słowa, pewno
padłoby na jakąś solidną wiązankę. Niestety nie wpadł na to, że dzisiejszy mecz
naprawdę skończy się dla niego tragicznie, mimo wszystkich gróźb, jakich się
nasłuchał. Ale teraz, kiedy obraz znów tracił ostrość, zamiast paskudnej,
przywodzącej na myśl mięsożerne ryby, paszczy, znowu widział ludzką twarz i nie
umiał wysilić się na żadne inne słowa.
–
A DLACZEGO NIE? – padła odpowiedź. – PRZECIEŻ OD POCZĄTKU TAKI BYŁ PLAN.
DLATEGO PRZYBYLIŚMY. POD PRETEKSTEM INFILTRACJI. DLATEGO ZEBRALIŚMY CAŁE
POKOLENIE W JEDNYM MIEJSCU JEDNEGO DNIA.
–
Po co? – wyrzęził.
–
DLA WASZYCH UMIEJĘTNOŚCI. PRZYDA NAM SIĘ MAŁY UPGRADE. Z TYMI UNIKATOWYMI ZDOLNOŚCIMI
BĘDĘ MIAŁ SZANSĘ POKONAĆ WSZYSTKICH. SAM POWIEDZ. TWOJA SIŁA SZYBKOŚĆ
ZRĘCZNOŚĆ. NIE MOGŁEM POZWOLIĆ ŻEBYŚ ZMARNOWAŁ SIĘ NA PARKIECIE. – Pomału
wyciągnął pióra z jego ciała i musnął jego policzek zakrwawionymi koniuszkami. –
DOPOSASZYSZ MNIE. TAK JAK RESZTA Z WAS. WASZE TALENTY KOPIOWANIA BLOKOWANIA
CELNOŚCI PRZEWIDYWANIA… ZROBIĘ Z NICH LEPSZY UŻYTEK. PODCZAS PRAWDZIWEJ WALKI.
To by było na tyle, pomyślał z pewnym
rozczarowaniem. Nie tak to sobie wyobrażał. Ale nic nie mógł na to poradzić.
Nadeszła pora. Z granatowych oczu pociekł strumień łez. Podobnie jak z tych,
które teraz były cyjanowe.
Pokryte
posoką zanpakuto upadło na podłogę.
Wciąż
stał, chociaż jego ciało się przewracało. Patrzył na nie z pewną dozą
nostalgii, jeszcze niepogodzony z tym, co go spotkało. Patrzył na łańcuch,
który wciąż go z nim łączył, a na którego ogniwach igrał krwawy blask pełni i
zastanawiał się, czy to bardziej game over czy może level up.
There's a bad moon on the rise.
TRZY
GODZINY WCZEŚNIEJ.
–
GDZIE ON JEST?! GDZIE ON JEST, DO JASNEJ CHOLERY?! – Trener Must pieklił się
już od dwóch kwadransów, aż wszyscy licealiści i kilku Shinigami zaczęło
ignorować jego lamenty. Cała drużyna Karakury siedziała w szkolnym autokarze
zmierzającym do Liceum Toutou. Cała, z wyjątkiem dwóch graczy z pierwszego
składu. Minako, która jako oficjalna menadżerka zajmowała miejsce tuż obok
Musta, uklęknęła na siedzeniu i przytrzymując się zagłówka, potoczyła
zmartwionym wzrokiem po autokarze.
Shuuhei
zdążył zasnąć z policzkiem przyklejonym do szyby, Sad siedział wyprostowany,
jakby połkną kij od szczotki, a Ichigo wysmarkiwał się donośnie w chusteczkę.
Yumi z Madarame kłócili się o coś z rezerwowymi; resztę autokaru wypełniali
uczniowie i cheerleaderki szkoły.
–
Jakieś pomysły? – Must zajął miejsce obok Kurosaki, wzdychając ciężko i patrząc
na nią z nadzieją. – Toutou zmieniło skład. Teraz gramy z Generacją na
Sterydach, a nam brakuje dwóch skrzydłowych! Skopią nam dupy tak mocno, że
tygodniami nie będziemy mogli usiąść!
–
Spokojnie. – Minako obróciła się w fotelu, ale wbrew swojej rady sama zaczęła
obgryzać paznokcie. – Na pewno się znajdą.
–
Gdzie oni się, do cholery, podziali? – Fullbringer nie przestawał zawodzić. –
Myślisz, że ilu ja mam sensownych rezerwowych?
–
No, powinieneś mieć ich z tuzin.
–
Nie po tym, jak połowę pierwszego składu uzupełnili Arrancarzy i Shinigami! Myślałem,
że jesteście bardziej…
–
Ej – oburzyła się Kurosaki, zdzielając go dłonią, której nie obgryzała, w
ramię. – Nie wsadzaj nas do jednego wora! Renji gdzieś przepadł i nawet w
Seireitei nic o tym nie widzą, ale Byakuya go znajdzie, natomiast Grimmjow…
–
No co z nim? Gdzie on polazł?
–
Aizen go wie. To Pantera. Łazi swoimi ścieżkami. Wziął się wczoraj wypindżył i
że idzie na miasto, tyle powiedział.
–
Matko Bosko, do czego to dochodzi, skoro Espada nocami baluje w klubach –
zatrwożył się pułkownik, mimowolnie się wzdrygając. – Nie chciałbym spotkać
takiego na prywatce. Cały wieczór bałbym się, że mnie poprosi do tańca.
–
Cóż. Może na tym polega jego ewolucja.
–
Zamienia się w żigolaka?
–
Trenerze, litości! Teraz cały dzień będę próbowała pozbyć się wizji
Jaegerjaqueza w… fuj!
–
Ale odniosłem wrażenie, że mu nieco zależy na grze – kontynuował Must, nie
przejmując się rudowłosą, która udawała, że wymiotuje na podłogę autokaru. –
Inaczej chyba nic nie zmusiłoby go do brania w tym udziału.
–
I nie chcesz wiedzieć co to są za pobudki, które nim kierują, pułkowniku,
naprawdę! Nie chcę więcej słuchać niczego na ten temat!
–
Ale…
–
NIE!
–
Ale wciąż nie mam pierwszego składu!
–
DOBRA! Jak tylko przyjedziemy, poszukam Ikari. Ona jest dobra w namierzaniu
reiatsu, a Grimmjow też nie jest fanem nie manifestowania swojej królewskiej
obecności.
–
Wciąż brakuje mi jednego skrzydłowego.
–
Przecież powiedziałam, że dobra.
–
A co to znaczy?
–
Że sama zagram! W tej nowej fryzurze wyglądam jak brat Ichigo, a nie jego
siostra, więc…
–
Umiesz grać?
–
Zasady znam. I jestem Shinigami. Powinno wystarczyć.
–
A co zrobimy z tym? – Must wskazywał
na jej piersi.
–
Och, coś się wymyśli.
–
Mogę ci je przechować, na czas meczu.
–
Nie wątpię. Od początku wyglądałeś mi na gościa pokroju Urahary.
–
Urahara? Kto to?
–
Stary, zramolały zboczeniec, który wszędzie za nami łazi.
–
Aha. Dzięki.
–
Nie ma za co.
Kiedy
zatrzymali się pod liceum Toutou, Minako jako pierwsza wybiegła z autokaru.
Fullbringer panikował całą drogę i stokrotnie obrzydło jej to lamentowanie, chociaż
miał trochę racji. W starciu z Pokoleniem Cudów Karakura musiała przynajmniej
postarać się wystąpić w składzie, w którym ćwiczyli taktykę. A jako menadżer
była odpowiednią osobą, by się tym zająć.
Gdzie
mogła podziewać się Ikari o tej porze? Jeśli olała swoją misję – gdziekolwiek,
lecz jeśli wciąż ją wypełniała – musiała kręcić się po szkole. Podobno
zaangażowała się w kibicowanie Toutou, więc powinna być teraz w pobliżu ich
drużyny. Nie zastanawiając się dłużej, Minako ruszyła na salę gimnastyczną,
gdzie grający popołudniowy mecz mieli lada moment rozpocząć trening. Wraz z nią
zmierzali w tamtą stronę pierwsi uczniowie i kibicie, gromadząc się, by oglądać
rozgrywkę. Tuż przed wejściem na salę utworzył się mały korek, przez który
przedzierała się w przeciwną stronę postać o ciemnoniebieskich włosach.
Kurosaki natychmiast zamachała do niego ręką, podskakując.
–
Hej, ty! Aho… Aomine!
Skrzydłowy
Toutou dostrzegł ją w tłumku i marszcząc brwi, podszedł do niej.
–
Jesteś znajomą Ikari – stwierdził, patrząc na Shinigami ze swojej koszykarskiej
wysokości. – Nie wiesz gdzie ona jest?
–
Chryste, miałam nadzieję, że ty mi to powiesz! – stęknęła z zawodem rudowłosa.
– Wyszła wczoraj wieczorem i nie wróciła – powiedział
Daiki, marszcząc brwi. – Myślałem, że jest z wami.
Minako
tylko pokręciła przecząco głową.
–
Ale… hm. – Chłopak podrapał się w tył głowy, zerkając na drzwi do sali. –
Zdawało mi się, że poczułem zapach jej perfum, kiedy weszliśmy na halę.
–
Perfum? – zdziwiła się Minako. – Ona żadnych nie używa.
Daiki
wzruszył ramionami.
–
Może perfumuje się tylko dla mnie – wyszczerzył zęby w uśmiechu – bo zawsze jak
jesteśmy razem, czuję ten zapach. Zawsze ten sam.
Teraz
to Minako się zastanowiła. To nie było w stylu Ikari. Ona gardziła ludzkimi
kosmetykami. Wszystkim, prócz czarnej kredki do oczu. Ale czy to możliwe, żeby
ten koleś czuł nie tyle jej zapach, co reiatsu?
Pośpiesznie
go wyminęła, a kiedy pchnęła oba skrzydła drzwi prowadzących na salę, zrozumiała,
że chłopak naprawdę musiał ją wyczuwać. Energia duchowa Hagane buchnęła zza
nich jak żar z nagrzanego pieca. I nie była sama. Wraz z gniewnym, stalowym
reiatsu przeplatała się nieco bardziej wytłumiona i dużo bardziej destrukcyjna
energia Szóstego Espady, tworząc razem energetyczną kaskadę chaosu.
I hear hurricanes ablowing.
Musieli
tu być, oboje. Dziewczyna potoczyła wzrokiem po hali, ale nie dostrzegła wśród
zbierającej się widowni błękitnego łba Arrancara ani chabrowej, rozczochranej
fryzury. Mimo wszystko postanowiła przebiec się wzdłuż rzędów i trochę się rozejrzeć.
Zaczęła od prawej strony i nie szczędziła przy tym shunpo. Przebiegała między
ludźmi, podobna smudze światła. Tylko nieliczne głowy odwracały się za nią w
konsternacji. Ktoś narzekał na przeciąg, ktoś inny na wadliwą klimatyzację, ale
Minako nie zatrzymywała się, by odpowiadać na te pretensje. Na szczęście ludzie
dopiero zaczynali się schodzić, więc trybuny nie były zbyt zatłoczone. Bez
problemu mogła skakać między ławkami i po nich, bez obawy, że kogoś zdepta,
chociaż raz czy dwa zdarzyło jej się odbić od czyiś zgarbionych pleców.
Obeszła
już całą stronę, ale nikogo nie znalazła. A jednak korcący zapach reiatsu
kapitan ósemki i Arrancara nie ustępował. Przeskoczyła na drugą stronę i
kontynuowała poszukiwania. Już miała dać sobie spokój, gdy w ostatnim rzędzie,
przeznaczonym dla vipów, dostrzegła leżącą na ławce postać o znajomych
konturach. Wskoczyła na górę i kiedy stanęła nad drzemiącym osobnikiem, pozbyła
się reszty wątpliwości, co do jego tożsamości.
W
vipowskiej loży, z nogą na nogę i ręką pod głową, w rozchełstanej granatowej koszuli, chrapiąc donośnie, leżał
król Hueco Mundo.
–
Za jakie grzechy! – jęknęła, kiedy pochyliła się nad nim i została zmuszona
wziąć natychmiastowy odwrót, bo odór nieprzetrawionego alkoholu, wydobywający
się z paszczy Arrancara, prawie ją znokautował. – Ty wstrętna moczymordo ty…
Dziabnęła
śpiącego Grimmjowa w ramię i zawyła, bo prawie złamała sobie palec na jego
hierro. Po tym incydencie wykazała się wzmożoną ostrożnością i przy kolejnej
próbie ocucenia Espady użyła do tego celu glana. Grimmjow mruknął coś dopiero
po czwartym kopnięciu. Zachęcona tym małym sukcesem, Minako wycelowała w jego
goleń i kopnęła z taką siłą, że oparta na kolanie druga noga Arrancara zsunęła
się, a on sam usiadł gwałtownie, podpierając się rękami i tocząc dookoła
półprzytomnym, dzikim spojrzeniem. Jedna z jego łap wystrzeliła w stronę
rudowłosej i zacisnęła się na jej szyi. Spowite z cienia pazury zaczęły znaczyć
jej skórę, dziewczyna uwiesiła się obiema dłońmi jego łapy, próbując rozewrzeć
zaciskające się na jej gardle palce, ale on trzymał ją zbyt mono. Podnosił Shinigami
w górę. Warkot rodzący się w jego gardle narastał.
I know the end is coming soon
Majdała
nogami w powietrzu i jedna z jej stóp z rozmachem wylądowała na szczęce
Jaegerjaqueza. Znieruchomiała, pewna, że teraz już na pewno czeka ją śmierć,
ale ku swojemu zdziwieniu, Grimmjow potrząsnął głową, jakby otrzepywał się ze
snu i spojrzał na nią dużo trzeźwiej. A potem ją puścił.
–
Nigdy więcej tego nie rób – ostrzegł, spuszczając nogi z ławki i opierając
łokcie o kolana.
–
Czego?! To ty chciałeś mnie udusić!
–
Dlatego nigdy więcej mnie nie budź, pieprzona Shinigami, no chyba, że chcesz
zginąć.
–
Ty zawszony gnojku! To ja cię szukam, mecz za chwilę, a ty odpierdalasz sobie
jakieś drzemki na… Co ty tu właściwie robisz?
–
Odsypiam, do kurwy nędzy – zawarczał Arrancar, patrząc na nią spod ciężkich
powiek. – Nie widać?
–
Ale dlaczego akurat tutaj? – Nie dawała za wygraną Minako.
–
A dlaczego, kurwa, nie. – Grimmjow ziewnął, prezentując zestaw kłów. –
Przynajmniej miałem gwarancję, że się nie spóźnię na ten pierdolony mecz.
–
Wciąż ci zależy na wygranej? – zapytała Kurosaki, a Grimmjow tylko uśmiechnął
się szyderczo. – Właśnie, skoro mówimy o Ikari… Nie wiesz gdzie ona jest?
Uśmiech
Grimmjowa tylko się pogłębił.
–
Wiem – odpowiedział, susząc zęby.
–
No, to zdradzisz mi ten sekret? Mam wrażenie, że jest gdzieś obok, ale… –
rozejrzała się raz jeszcze po trybunach. – Nigdzie jej nie widzę.
Arrancar
zaśmiał się w głos, a potem się pochylił. Błękitny łeb znikł między jego
nogami, gdy zaglądał pod zabudowaną ławkę. Po chwili zniknęła pod nią również łapa
Espady. Jaegerjaquez zdawał się coś przez dłużysz moment wymacywać, aż w końcu
cyniczny uśmiech zalał resztę jego twarzy, a on wyciągnął spod ławki kapitan Ósemki,
już budzącą się z pijackiego snu.
–
Www… Weź się! – oburzyła się, wyrywając się Grimmjowowi i przyjmując pozycję
siedzącą. Na głowie, jak opaskę, przewiązany miała krawat, a zamiast
zwyczajowego ludzkiego stroju, w jakim bezustannie ostatnio chodziła, miała na
sobie kosode i kapitańskie haori.
–
Chyba zgubiłaś gdzieś swoje gigai, Ika… – odważyła się zauważyć Minako, a Ikari
tylko rzuciła jej mordercze spojrzenie, po czym spojrzała po sobie, prychnęła,
dźwignęła się do pionu, otrzepała, wytrząsnęła z sandała kamyczka, jeszcze raz
prychnęła, uniosła dumnie głowę i odeszła, chwiejąc się na nogach. Zanim doszła
do schodów, wróciła jednak, zdarła z głowy krawat i rzuciła nim w Szóstego,
który złapał go zwinnie, posyłając Ikari jadowity uśmieszek.
–
Czy chcę wiedzieć, co ona tam robiła? – zapytała Minako, wskazując pod ławkę,
gdy Jaggerjack już uciekła.
Arrancar
wzruszył ramionami.
–
Napatoczyliśmy się na siebie w nocy, a potem wylądowaliśmy tutaj i kiedy nie
chciała iść ze mną grzecznie spać, wpakowałem ją pod trybuny, żeby gdzieś nie
spierdoliła – wyjaśnił spokojnie. – W końcu będzie mi coś dłużna po meczu…
–
Nie uśmiechaj się tak szeroko, bo ci się zajady zrobią – pouczyła Espadę Minako.
– Poza tym, błagam, ale ty i „iść z tobą grzecznie spać” to chyba jakiś
niedorzeczny eufemizm.
Grimmjow
spojrzał na Kurosaki, jakby nie do końca zrozumiał ostatnie zdanie i
zastanawiał się, czy dziewczyna mu przypadkiem nie grozi. Zanim przekalkulował
sobie, czy opłaca się znowu uruchomić agressive mode, Minako klepnęła go w
ramię.
–
Chodź. Musimy pokazać cię trenerowi, zanim osiwieje, że pół drużyny mu się zgubiło.
Schodzili
z trybun, kiedy na salę wlała się wielobarwna rzeka ich wrogów w postaci
członów Pokolenia Cudów.
I fear rivers over flowing
– To wcale nie będzie takie proste – zrozumiała
Minako, zatrzymując się wpół kroku i obserwując, jak czerwonowłosy dzieciak,
którego poznała już wcześniej, prowadzi swoją drużynę przez parkiet. Za nim
podążał Kise, którego również miała okazję poznać oraz Aomine. Wysokiego
dryblasa o fioletowej czuprynie też kojarzyła z prywatki w Kalifornii, ale nie
zapamiętała jego nazwiska. Natomiast zielonowłosy okularnik, kurdupel o
jasnoniebieskich włosach i koleś o bordowej fryzurze i rozdwojonych brwiach, a
także albinos ze znudzonym wyrazem twarzy, byli jej całkiem obcy. Wszystkich
ich spowijała aura zwycięstwa. Czerwono-czarne stroje Toutou, w jakie byli
ubrani, dodawały im powagi. Miała wrażenie, iż patrzy na profesjonalnych
graczy, a nie gówniarzy z liceum.
Grimmjow zaszczycił ich tylko przelotnym spojrzeniem.
Zorientował się, że to przeciwnik po jednolitych strojach i paskudnej, w jego
mniemaniu, gębie Daikiego. Nie zamierzał jednak trząść portkami ze strachu na
widok tak tęczowego składu. Nawet jeśli tęcza powinna kojarzyć mu się z dość
niebezpiecznym Hollowem, kręcącym się w pobliżu. Spokojny i całkowicie
wyluzowany zaszedł pod ławkę trenerską, na której Fullbringer rwał włosy z
głowy, a na widok Arrancara i towarzyszącej mu Kurosaki, osunął się z ławki na
kolana i byłby bił w podzięce pokłony do parkietu, gdyby Ichigo i Sad nie
wzięli go pod łokcie i nie postawili na nogi.
– Jesteśmy uratowani! – zdołał z siebie wykrztusić
Must, gdy zawodnicy zawlekli go z powrotem na ławkę. – Jeszcze tego ananasa mi
znajdzie i będzie gitara! A TY! – Pułkownik stał już o własnych siłach i
wskazywał palcem na Grimmjowa. – Przebierasz się w tej chwili i jazda na
rozgrzewkę!
– Spoko. – Arrancar przeciągnął się beztrosko, nie
dając Fullbringerowi powodów do użycia swojej zapalniczki. Złapał za brzeg koszulki, żeby ją ściągnąć i założyć drużynowy strój,
ale Kurosaki złapała go za nadgarstek.
– Co znowu? – zamarudził Jaegerjaquez, patrząc na
nią ostrzegawczo.
– Publiczne przebieranie się to chyba nie najlepszy
pomysł, Grimmjow.
– Bo co? Nie widziałaś w życiu nagiego faceta i
boisz się, że dostaniesz udaru? – Wyszczerzył się złośliwie.
– Dobrze wiesz, że to nieprawda – odpowiedziała,
czerwieniąc się lekko.
– Mam na myśli prawdziwego mężczyznę, a nie jakieś
dzieciaki bawiące się w „Jęstę twoim kapitanę”.
– Czy w twojej definicji „mężczyzna” to taki
półmózg jak ty? – Rzuciła mu w twarz koszulką z wielką niebieską szóstką. – Już
sporo się natłumaczyłam podczas waszych treningów, że ten szajs na twoim ryju
to ochraniacz na zęby, które wybili ci w ostatnim meczu. Ale to, że żyjesz,
mając wylotową dziurę w brzuchu, raczej ciężko będzie wytłumaczyć, nie sądzisz?
– Nie moja wina, że ten wasz zasrany geniusz w zasranych
sandałkach skonstruował gigai tak, że oddaje każdy detal pierwowzoru! – wydarł
się Espada, opluwając Minako, ale zabrał
swój strój i udał się z nim do szatni. Przez następny kwadrans połowa drużyny
starała się nie dopuścić do tego, żeby tą szatnię opuścił, widząc jaki transparent
wnosi właśnie Ikari na salę. Ale grupa złożona z nastolatków i zastępczego
Shinigami nie mogła powstrzymywać Szóstego w nieskończoność. Kiedy więc po
kilku minutach drzwi szatni eksplodowały, wszyscy z grupy oporu rozpierzchli
się w różne strony, a król już bez przeszkód mógł podziwiać dumnie prezentującą
sią na widowni fanę z wielgachnym napisem „FUCK THE KING”, którą Ikari, z
powrotem w gigai, wręczała właśnie niedoinformowanym, acz wciągniętym naprędce
w przedsięwzięcie uczniom Toutou.
Kiedy Arrancar wyraził głośno swoje niezadowolenie,
cała sala zatrzęsła się od jego ryku, a Ikari zmuszona została przytrzymać się
własnej fany (naprędce nabazgranej na prześcieradle, które gwizdnęła
higienistce), ale i tak niewiele brakowało, by spadla z widowni. Na całej hali
zaległa grobowa cisza, dopóki Jaggerjack nie zbiegła do swoich cheerleaderek,
nie zabrała z ławki megafonu i nie wrzasnęła przez niego:
– BANDA ŚWIRÓW! CHULIGANI!
I hear the voice of rage and
ruin
Na
co trybuny wypełnione kibicami Toutou powtórzyły okrzyk, najpierw nieśmiało,
potem coraz więcej głosów dołączyło do skandującej entuzjastycznie kapitan. W
końcu większość publiki poczuła kibolski zew i do okrzyków dołączyło tupanie,
które wprawiło salę w drgania w odpowiedzi na królewskie porykiwanie.
–
No bez jaj, że oni będą tak sobie drzeć gumiory, a my będziemy siedzieć cicho…
– zbulwersował się siedzący w pierwszym rzędzie na widowni Karakury Madarame,
po czym postanowił wziąć na siebie obowiązki młynowego i wyskoczył przed barierkę,
tworząc z dłoni imitację megafonu i wykrzykując swoją wersję dopingu:
–
BANDA ŚWIRÓW! SHINIGAMI!
Z
początku jego okrzyk podchwycili tylko bezpośrednio zainteresowani, ale kiedy
dołączył do nich Must, trzymając w ręku swoją srebrną zapalniczkę, wszyscy
uczniowie natychmiast zaczęli powtarzać zawołanie, nie zastanawiając się nad
jego znaczeniem.
–
HURA, HURA, HURA! KA-RA-KU-RA! – wywrzaskiwał Ikkaku, dwojąc się i trojąc w
wymyślaniu dopingu. – KA-RA-KURA! NA ZWYCIĘSTWO RECEPTURA!
Ale
Toutou nie pozostawało dłużne, odpowiadając pod przewodnictwem Hagane własnymi
przyśpiewkami:
–
KARAKURA TO STARA KUR… RURA! KARAKURA PRZEGRA DO ZERA!
Ikari
jako ekspert od wulgaryzmów preferowała zestaw dopingowy składający się z
zestawienia słów „Karakura – cenzura”, ale zanim wymyśliła najbardziej
zatrważające piosnki, na środek wybiegł sędzia, gwiżdżąc donośnie, czym na
jakiś czas powstrzymał słowne utarczki, które przemieniły się w donośne brawa,
podczas których gracze wbiegli na parkiet, by rozpocząć rozgrzewkę.
Początkowo
trening przebiegał bez zakłóceń. Obie drużyny ćwiczyły wedle wskazówek trenerów
i swoich kapitanów, nie wchodząc sobie w paradę. Tylko Grimmjow i Daiki nie
przepuszczali żadnej okazji, by zawadzić o siebie barkami, gdy mijali się, przebiegając
długość sali. Tylko raz im się to nie udało, kiedy oboje zapatrzyli się na
cheerleaderki, które machały nogami tak wysoko, jakby sponsorowała je jedna z firm
bieliźniarskich. Zderzyli się z łoskotem i pełnym impetem. Grimmjow nabiłby
sobie guza o szczękę Daikiego, gdyby nie miał tak zakutego łba, za to Daiki
rozciął sobie wargę w konfrontacji z arrancarską czachą. Obaj wylądowali na
parkiecie, ale to Jaegerjaquez pierwszy skoczył na nogi, jak sprężyna i
łaskawie „pomógł” Aomine wstać, targając go za szmaty. Dosłownie, bo materiał
koszulki pękł, zanim Grimmjow zdążył podać choć jeden sposób, na jaki zamierza
chłopaka ukatrupić i zaprezentować swoją nadludzką siłę, unosząc osiemdziesiąt
pięć kilo gościa jedną ręką.
–
Zginiesz – przepowiedział Daiki, ocierając usta grzbietem dłoni i celując w
Espadę zakrwawionym paluchem. – Nie wiem na jakich sterydach jedziesz, ale i
tak cię zniszczę.
Szósty
prawie dostał zawału, słysząc swój tekst w ustach kogoś innego, ale zanim zapluł
się na amen i zaczął wymachiwać pięściami, Ichigo wraz z Hisagi odciągnęli go w
stronę ławki trenerskiej, gdzie Must sprzedał Espadzie ojcowskie trzepnięcie w
potylicę stalową zapalniczką i nakazał ignorować przeciwnika. Daikiemu
natomiast wydawało się, iż może bezkarnie podskakiwać na środku parkietu w
potarganej koszulce, wywrzaskując, że nikt go nie pokona, lecz prędko się
okazało, że bardzo się mylił.
–
Potrzymaj to. – Akashi wcisnął bidon z izotonicznym napojem fioletowowłosemu olbrzymowi (który
natychmiast osuszył pojemnik, siorbiąc w zadowoleniu) i przestał wykonywać
ramieniem obroty, kończąc rozgrzewkę barku. Niespiesznie zakradł się za plecy swojego
skrzydłowego i postukał go w ramię, a kiedy Aomine się odwrócił, dwubarwne
spojrzenie Seijura zamigotało w świetle reflektorów. Daiki stracił równowagę i
grzmotną na tyłek, a wtedy kapitan złapał go fraki i zaciągnął za linię autu,
gdzie próbował udzielić mu dalszego ciągu lekcji wychowawczej przy pomocy
nożyczek, które wydobył z kieszeni. Na szczęście najbardziej opanowany z całego
grona Cudów Midorima w porę zarekwirował ten niebezpieczny przyrząd jako swój
„szczęśliwy przedmiot na dziś”.
Dzięki
tym interwencjom przed rozpoczęciem meczu nie doszło do rozlewu krwi, nie
licząc tych kilku kropel, które utoczył z pyska Aomine i któremu teraz Ikari
pieczołowicie opatrywała ranę. Żeby dostać się na wysokość jego twarzy musiała
użyć dwóch cheerleaderek, którym wlazła na ramiona, bo rozjuszony chłopak nie
chciał nawet na chwilę usiąść, wciąż powtarzając, że „zajebię go, zajebię tego chuja”.
Próbowała również dołączyć w gratisie do plastra kilka porad na temat nie
zadzierania z destruktywnymi Arrancarami, ale Daiki w ogóle jej nie słuchał,
pochłonięty zerkaniem na ławkę Karakury, przy której zgromadziła się cała
drużyna, wysłuchując ostatniej przemowy trenera. Oczywiście Grimmjow miał ją w
wielce królewskim poważaniu i również wolał ciskać swojemu niebieskowłosemu
rywalowi mordercze spojrzenia, dodając do tego wszystkie znane mu gesty, które
obrazowały śmierć w męczarniach. Kiedy po raz dwudziesty przejechał palcem po swoim
gardle i wskazał na niego, granatowe oczy Aomine przeszyły błyskawice, które
nie miały zgasnąć przez całą jego grę. Na twarz chłopaka wypełzł psychopatyczny
uśmiech, a na niego samego zstąpił nagły, niepodobny do niego spokój, jakby spłynął
z niego cały gniew i stres.
Hope you got your things
together
Midorima
poprawił okulary i szturchnął w bok Rotę, wskazując podbródkiem na emanującego silną,
naelektryzowaną aurą Aomine.
–
Zone – zrozumiał blondyn, uśmiechając się kącikiem ust. – Chętnie zobaczę, jak teraz
go powstrzymują.
Trybuny
się zapełniły, na parkiet wyszedł przedstawiciel organizatorów turnieju, by
powitać zgromadzonych i drużyny, które wyszły na środek, kłaniając się sobie
nawzajem (tego uprzejmego gestu darowali sobie obaj niebieskowłosi skrzydłowi).
Kibice okrasili oficjalne rozpoczęcie meczu gromkimi brawami, cheerleaderki obu
drużyn zaczęły energiczne zagrzewanie do boju, a sędzia poprosił o wystąpienie
kapitanów. Ichigo i Seijuro zostali na środku, a cała reszta zawodników zajęła
miejsca, jedni na ławce rezerwowych, inni na swoich pozycjach na boisku.
–
Jesteś pewny, chłopcze, że ten koleś to wciąż licealista? – zapytał sędzia,
kiwając głową w stronę stojącej poza środkowym kołem drużyny Karakury i patrząc
na Jaegerjaqueza.
–
Jasne. Parę razy został w tej samej klasie, dlatego jest taki… Taki.
–
On już chyba ma zmarszczki – zauważył sędzia, przyglądając się Espadzie z
uwagą.
–
W każdej chwili mogę pokazać panu jego szkolną legitymację. – Kurosaki założył
ręce na ramiona. – A jak chce pan być taki skrupulatny, powinien pan także
wylegitymować naszych przeciwników. – Tym razem to Zastępczy wskazał
podbródkiem w stronę rozrośniętego na ponad dwa metry Murasakibarę. – Nie powie
mi pan, że on wygląda na swoje szesnaście lat.
–
No dobra, a tamten? – Nie ustępował arbiter, dla odmiany wskazując teraz
Minako. – Ten z kolei wygląda, jakby dopiero co opuścił podstawówkę.
–
Ale się pan uczepił. To moja… Eee… Mój brat. Bliźniak. Nasz rozgrywający – wytłumaczył rudzielec totalnie nieprzekonującym
tonem, robiąc przy tym minę wskazującą na to, że sam by sobie nie uwierzył.
Sędzia
długą chwilę przyglądał się rodzeństwu, mrużąc oczy i dłużej przyglądając się
klatce piersiowej Minako. Shinigami wciąż wyglądała podejrzanie, mimo iż
starała się zakamuflować biust bandażem uciskowym i koszulką z numerem dwudziestym
czwartym, w której tonęła.
–
To gender jeszcze zrozumiem, taka moda, ale na cholerę wam taki kurdupel?
–
EJ! – oburzyła się Kurosaki. – Rozgrywający zawsze są niscy!
–
Nie aż tak. – Po tym spostrzeżeniu sędzia zrezygnował z dalszych dociekań.
Toutou wygrało losowanie i wybrało swoją połowę boiska. Kapitanowie zamienili
się miejscami ze swoimi środkowymi. Murasakibara i Chad zajęli pozycje,
wyciągając w górę ręce. Sędzia wyrzucił w górę piłkę, a zawodnicy wyskoczyli w
tym samym momencie.
Mecz
się rozpoczął.
Yasutora
był masywniejszy, a Atsushi wyższy i to właśnie on wybił piłkę jako pierwszy,
kierując ją czubkami palców w stronę Aomine, który bez problemu poradził sobie
z odebraniem tego podania i pognał na kosz przeciwnika jak wzburzone tornado.
Nikt nie był w stanie go powstrzymać. Wykorzystując zawahanie rywali, zdobył
pierwsze punkty efektownym wsadem.
Kibice
Toutou zawyli z radości, fana „Fuck the King” zatrzęsła się w wiwacie,
cheerleaderki skandowały, wykonując gwiazdy i salta, a Daiki spokojnie wrócił
pod swój kosz. Wsparł ręce na kolanach i oczekiwał kontrataku, ciskając z oczu
granatowe błyskawice.
Karakura
ruszyła, wykonując zgrane podania, dopóki piłka nie trafiła w ręce Szóstego. Od
tej pory przez następne minuty mecz toczył się tak, jakby na parkiecie było
tylko dwóch zawodników. Aomine i Jaegerjaquez przemieszczali się spod jednego
kosza pod drugi, nawzajem zabierając sobie piłkę, blokując swoje rzuty i ignorując
członków swoich drużyn, którzy po chwili jak jeden mąż założyli ręce na
ramiona, obserwując samolubną grę kolegów. Dzięki „zone” oraz wysoko
rozwiniętym talentom szybkości i zręczności licealista dotrzymywał Arrancarowi
tempa. Mało tego bawił się coraz lepiej, bo wreszcie trafił na równego sobie
przeciwnika. Zazwyczaj rozgrywał mecze nie dając z siebie ani połowy tego, na
co było go stać, bo mało kto był w stanie przeciwstawić mu się na boisku. Przez
jakiś czas stracił nawet motywację i wiarę, że jeszcze kiedyś ktoś rzuci mu
koszykarskie wyzwanie, a tak się stało dzisiaj, bo chociaż Grimmjow nie miał
takiego doświadczenia jak Aomine, grający w kosza od dzieciaka, to nadrabiał
swoimi nadnaturalnymi zdolnościami. A nauka zasad, które pułkownik wpajał mu na
treningach, nie poszła w las i wystarczyła, by Espada pojął podstawy i połączył
je ze swoim naturalnym instynktem, w efekcie czego wytworzył swój własny,
destruktywny styl.
Także
teraz kozłował tak mocno, że niewiele brakowało, by na parkiecie zostawały wgniecenia.
Używając sonido, przedostał się wprost pod kosz Pokolenia Cudów i wzbił się w
górę, by wsadzić piłkę przez obręcz, ale Daiki w porę wyskoczył do bloku. Przez
chwilę obaj wisieli w powietrzu, obaj trzymali łapy na piłce, pchając je w dwie
różne strony i kiedy już wydawało się, że piłka nie wytrzyma ich zaborczości,
wymknęła się spod ich palców. Minako i Ichigo w nadziei, że wreszcie na coś się
przydadzą, ruszyli do zbiórki, ale ręka Espady znów wystrzeliła w stronę piłki,
a cieniste pazury przedłużyły jego zasięg. Zdołał jeszcze raz rzucić, ale był
tu rzut niecelny. Piłka poturlała się leniwie po obręczy i wyleciała poza krawędź.
Ichigo próbował dobić, jednak powstrzymał go wyskakujący wraz z nim Kise,
odbijając piłkę poza ich pole. Podanie przejął Daiki i znowu niepilnowany
pognał po punkty. Mimo, że Espada go dogonił i przesłonił kosz swoim ciałem,
wyskakując z przeciągłym warknięciem, Daiki zdołał oddać rzut, chociaż żeby
ominąć Szóstego musiał przyjąć niemal poziomą pozycję. Rotująca piłka odbiła
się od tablicy i wpadła do kosza.
Kibice
Toutou wznieśli wiwat, który bardzo szybko przemienił się jęk zawodu, kiedy ich
skrzydłowy został brutalnie faulowany.
Hope you are quite prepared to
die.
Po
wykonaniu niemożliwego dla przeciętnego gracza rzutu, Aomine udało się jakoś nie
wywalić na plecy i sięgnąć adidasem parkietu, a kiedy to zrobił, Grimmjow z
pełną premedytacją naskoczył mu na stopę. Dziki uśmiech wykrzywił twarz Espady,
gdy wciąż stojąc na stopie rywala, pchnął go barkiem. Tym razem Aomine nie
zdołał utrzymać równowagi i runął, łapiąc się za stopę i zaciskając z bólu
zęby.
–
Jak jeszcze raz trafisz… Nie. Jak jeszcze raz spróbujesz rzucić… Jak jeszcze
raz chociaż zbliżysz się do naszego kosza… – syczał Szósty, nachylając się nad
Daikim. – To następnym razem ci te giry połamię. – Przestał pastwić się nad
swoją ofiarą, dopiero gdy sędzia zagwizdał mu prosto w twarz.
–
FAUL! – wrzeszczał arbiter, wciąż dmąc w gwizdek z takim przekonaniem, że
Grimmjow odsunął się, opierając ręce na biodrach i krzywiąc się z niesmakiem. –
Faul przy rzucie! Techniczne przewinienie! Na Boga, to nie futbol amerykański!
Na
parkiet wbiegli medycy. Jaegerjaquez tylko wzruszył ramionami i odszedł, za to
Ichigo poczuł się w obowiązku stanąć w obronie swojego zawodnika, choć znów
zabrał się do tego bez przekonania.
–
Panie sędzio, jaki faul… Chłopak wlazł mu pod nogi, jak Jaegerjaquez akurat spadał…
Arbiter
tylko uniósł brwi i spojrzał na Ichigo, jak na ostatniego barana i dmuchał w gwizdek
za każdym razem, gdy Zastępczy otwierał usta, by coś jeszcze dodać do linii
obrony swojego skrzydłowego, aż w końcu machnął z rezygnacją ręką i odpuścił.
–
Jeden rzut wolny za faul przy wykonywaniu rzutu. Dwa rzuty wolne za
przewinienie techniczne! – Wydał werdykt sędzia i podszedł do Daikiego, który
wciąż siedział na parkiecie, podpierając się rękami i krzywiąc, gdy lekarz
spryskiwał mu nogę sprayem zamrażającym. – Chłopcze, będziesz w stanie wykonać
rzuty?
Aomine
uniósł głowę i chociaż wciąż zagryzał wargi, w jego oczach płonęła jeszcze
większa wola walki.
–
Nie zejdę, dopóki nie skopię mu tego owłosionego, błękitnego tyłka.
–
No, tylko bez takich. Ciebie też mogę ukarać.
–
Wstajesz? – Gigantyczny cień pochylił się nad Aomine, wyciągając rękę.Daiki
uścisnął ją i pozwolił się podnieść, a potem wsparł się na ramieniu Murasakibary,
który odprowadził go do ławki, przy której drużyna uzupełniała płyny i
wysłuchiwała wskazówek trenera.
–
Daiki. – Tym razem Akashi nie musiał unosił głowę, by spojrzeć swojemu
skrzydłowemu w twarz, bo Aomine stał przygarbiony, próbując rozruszać stopę.
Uniósł spojrzenie, zaglądając w dwukolorowe oczy Seijura i spodziewając się
reprymendy, ale kapitan tylko uśmiechnął się ostrzegawczo. – Nie daj się zabić,
co?
Tylko
prychnął w odpowiedzi, zabrał z ławki jeden z bidonów i wycisnął z niego wodę
wprost do gardła, tylko po to, by się nią zakrztusić, gdy chabrowowłosa postać
wparowała w niego jak ludzka torpeda, obejmując go w pasie.
–
Ty pierdolnięty na mózg imbecylu – wyzywała Ikari stłumionym głosem,
wymieniając wszystkie znane jej synonimy „imbecyla”. – Miałeś z nim nie
zadzierać! – kontynuowała, gdy już zdecydowała się oderwać twarz od brzuch
Aomine. – Chcesz zginąć?!
–
Nikt dzisiaj nie zginie, nie przesadzaj – stwierdził Daiki pewnym tonem, nie
zdając sobie sprawy, jak bardzo się myli. – Gdzie żeś się szlajała po nocach, hm?
– zapytał, odsuwając ją od siebie na odległość ramienia.
–
To nie jest teraz istotne! – Ikari nie dała za wygraną. Usadziła licealistę na
ławce i z troską zaczęła ocierać jego twarz z potu, ale przez to, że patrzyła w
stronę Espady, żaden z niebieskowłosych nie był uradowany.
–
Dzięki, Grimm. – Ichigo walnął Arrancara w ramię. – Przez ciebie już dostajemy
w dupę, a założę się, że zaraz dojdą im dodatkowe punkty w wolnych… Słuchasz,
co do ciebie mówię? Na co się gapisz?
–
Koleś już jest martwy.
Kurosaki
podążył za jego spojrzeniem.
–
Bo Hagane go lubi?
–
Bo ma numer piąty. – Grimmjow szarpnął za własną koszulkę, na której pyszniła
się niebieska szóstka. – Nienawidzę tych z piątkami.
–
Nienawidzisz każdego numerka innego niż sześć – zakpiła Minako, zjawiając się u
boku brata.
–
Nieprawda. Te szybkie numerki też lubię. – Kobaltowe oczy błysnęły do kompletu
z białymi kłami.
–
Czyli jednak chodzi o Ikari. – Minako wzięła wdech. – TO MOŻE DLA ODMIANY ZRÓB
COŚ, ŻEBY WYGRAĆ TEN MECZ, A WTEDY ONA ZNOWU OKAŻE CI W SZATNI TROCHĘ UCZUCIA!
NIE BĘDZIE MIAŁA WYBORU!
Zanim Szósty się odszczeknął, sędzia dmuchnął w
gwizdek, a Daiki wyszedł na środek, spokojnie odbijając piłkę. Zatrzymał się w
strefie rzutów wolnych, zmierzył kosz znudzonym spojrzeniem, spojrzał na Espadę
i rzucił. Wciąż stał nieruchomo ze zgiętym nadgarstkiem, kiedy widownia nagrodziła
brawami jego udany rzut. Podobnie jak dwa następne. Przez cały ten czas chłopak
nie odrywał od Arrancara mściwego wzroku, ale dopiero po wykonaniu serii
rzutów, pozwolił sobie na minimalny, zwycięski uśmiech.
Looks like were in for nasty
weather.
Grę
wznowiło Toutou. Aomine, chociaż wyraźnie utykał, nie dał się ściągnąć z
boiska. Jego niebieskie oczy uważnie omiatały pole gry, szukając słabych
punktów przeciwnika. Przyjął podanie od Murasakibary i pognał z piłką naprzód,
z łatwością ogrywając Hisagiego. Grimmjow zdołał zatrzymać go tylko na moment.
Daiki był skupiony na grze dużo bardziej, niż Szósty Espada, który teraz kipiał
gniewem, a to nie była dobra taktyka przeciwko zone. Gdy Jaegerjaquez go osaczył, zdołał podać do Akashiego kozłem
między jego nogami. Grimmjow zaryczał ze złości i pognał w stronę Seijura,
zostawiając bez krycia Aomine, który bezproblemowo przesunął się pod kosz i
wyskoczył do niego w porę, by dobić rzut Akashiego, a kiedy został zablokowany
przed Sado, piłkę zebrał Kise i podał do Midorimy, który trafił za trzy punkty.
Twarz Daikiego przeszył grymas bólu, gdy wylądował na ugiętych nogach, ale
kiedy tylko spojrzał na tablicę wyników, natychmiast się rozpogodził. Wracając
na swoją połowę boiska, wyciągnął do Grimmjowa środkowy palec.
Być
może właśnie to ostatecznie rozwścieczyło Grimmjowa.
–
Sam się o to prosiłeś – zawarczał Espada, pierwszy raz podając do kogoś ze
swojej drużyny. Zdziwiona Minako złapała piłkę i przez chwilę stała nieruchomo,
jakby nie wiedziała, co z nią teraz zrobić, ale kiedy nabiegł Ryota, podała po
koźle do swojego brata, zanim blondyn zdążył odebrać jej piłkę.
–
Cześć, mała. – Kise puścił do niej oko, konspiracyjnie trącając ją w ramię łokciem. – Nie myślałem, że jeszcze się
spotkamy. I to w takich okolicznościach.
–
Zamknij się – syknęła Shinigami, gdy akurat mijał ich sędzia. – Zdemaskujesz
mnie?
–
Spokojnie, mam inne zamiary – uspokoił ją licealista, a kiedy rudowłosa
podbiegła pod kosz, próbując wysunąć się na czystą pozycję, deptał jej uparcie
po piętach, otaczając długimi ramionami, za każdym razem, gdy groziło jej
jakieś podanie. Kurosaki mogła prychać i próbować różnych sztuczek, żeby
przechytrzyć blondyna, ale on był na to za cwany. I zwyczajnie dobry w tym, co
robił.
–
Nie nudzi ci się? – zapytała Minako, gdy Kise wytrwale krył jej pozycję,
uniemożliwiając wykonanie w jej stronę żadnego podania.
–
Ani trochę.
Nie
nudziło się też Grimmjowowi, który stracił zainteresowanie piłką, za to również
za cel postawił sobie dokładne krycie zawodnika przeciwnej drużyny. Tego z
numerem piątym. Przy tym pomału spychał go w stronę linii środkowej, jak
drapieżnik, próbujący zapędzić zwierzynę
w kozi róg. Co w końcu mu się udało. Kiedy już odseparował go od reszty graczy
i oboje znaleźli się za plecami sędziego, pysk Szóstego Espady rozjaśnił
uśmiech szaleńca.
–
Odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy, ciśniesz się do gipsu – podzielił się z
koszykarzem swoim spostrzeżeniem. – Dzisiaj w końcu się doigrałeś.
Aomine
nie zdążył rzucić żadnej kąśliwej riposty. W jego kolanie nagle coś chrupnęło i
przeszył je porażający ból, od którego zabrakło mu w płucach powietrza. Pobladł
i opuścił wzrok. Nie zauważył, kiedy błękitnowłosy znalazł się na tyle blisko,
by wjechać mu w nogi i to z taką parą, jakby jego własne nogi były zakute w
stalowe nagolenniki.
–
Co, do kurwy… – zaklął Daiki, podnosząc napełniające się łzami bólu oczy na
Espadę, a kiedy próbował zrobić krok, kolano ugięło się pod nim i z przepełnionym
cierpieniem krzykiem przewrócił się, próbując rękami zamortyzować upadek, żeby
dodatkowo nie uszkodzić kolana.
Mecz
został przerwany, lekarze znów skupili się wokół Daikiego, a wezwany przez
głównego arbitra sędzia liniowy próbował wytłumaczyć, co się stało.
–
N-Niczego nie widziałem! – Nie była to czcza wymówka, bo mężczyzna nie miał
prawa dostrzec faulu popełnionego przy pomocy sonido, ale arbiter nie sprawiał
wrażenia, że mu wierzy, patrząc w stronę Jaegerjaqueza. – T-To chyba ten
m-mokry parkiet… Musiał się po-o-ślizngnąć.
Tym
razem Daiki nie był w stanie opuścić boiska o własnych siłach i potrzebne były
nosze. Trener natychmiast zrobił zmianę, wpuszczając na jego miejsce Kuroko,
chociaż Aomine protestował i zarzekał się, że dalej może grać, mimo iż nie był
w stanie zapanować nad łzawiącymi z bólu oczami.
–
Schodzisz, Daiki, to oczywiste. W przerwie odwozimy cię do szpitala, żeby ci to prześwietlili. – Trener wskazał na
jego sine kolano.
–
Nie. Nie zdejmiesz mnie. – Jakimś cudem chłopak zdoła się podnieść, odtrącając
rękę lekarza, z której wyrwał zamrażacz i potraktował nim solidnie swoje
kolano. – Zagram do końca.
–
Siadaj, Daiki. – Tym razem to Akashi wydał mu polecenie. – Jeśli chcesz jeszcze
kiedykolwiek zagrać w kosza, usiądź na dupie albo od razu poproś medyków o piłę
i amputuj sobie ten durny łeb, skoro zerwane więzadła to dla ciebie za mało.
Aomine
zacisnął zęby i przez chwilę wciąż podszyte błyskawicami spojrzenie mierzyło
się z tym heterochromicznym, aż błyski w granatowych oczach zgasły. Daiki
wyszedł nie tylko z zone. Odwracając się napięcie i utykając, bez słowa wyszedł
do szatni.
Ikari
nie widziała tego incydentu, bo od kilku minut tarła oczy, walcząc z
rozjeżdżającą się ostrością pola widzenia.
–
Zabiję tego Uraharę, sprzedał mi jakieś gówno, nie gigai… Ej. Ej, ty. – Złapała
za łokieć cheerleaderkę po swojej prawej stronie. – Co tam się dzieje?
–
Zaraz będziemy dawać układ o…
–
Nie, idiotko, na boisku!
–
Och. Więc… Ci drudzy są przy piłce… Taki rudy. A…
–
Daiki, gdzie jest Daiki?!
Zanim
dziewczyna odpowiedziała, uczucie niepokoju zniewoliło Ikari, a przepełniony
bólem okrzyk chłopaka wpędził ją w paraliż. W tym jednym momencie zdała sobie
sprawę z kilku rzeczy. Że całkiem oślepła na lewe oko, że z niewiadomej
przyczyny chce jej się śmiać, że słyszy w głowie szept i że paraliż nie
ustępuje.
JUŻ
CZAS.
Nie, jeszcze nie
teraz.
MOJA
KOLEJ. OBIECAŁAŚ.
Nie. Nie chcę.
JEDNE
TWOJE OKO I TAK JUŻ JEST MOJE.
One eye is taken for an eye.
Nie taki był układ.
NIE
PYSKUJ.
Kirai, przestań.
Poczuła,
że podnosi prawą rękę, chociaż nie ona nią poruszała i topornie odgarnia sobie
z twarzy włosy. Poczuła na twarzy dotyk swoich opuszków. Obcy. Obraz w prawym
oku zaczął migotać. W końcu zapadły ciemności.
_________________
Na zakończenie drrrugi arrrt, czyli najbardziej zapijaczona kapitan everrr ;))
Dobra, większość winy (tak z sześć, no siedem i pół dziesiątych) za tak późne wstawienie rozdziału biorę na siebie, bo ostatnimi czasy Wilczy została zmuszona do pisania szotów dla mnie i mojej haniebnej wizji ratowania świata przed morderczymi instynktami wilków na terenie malego miasteczka w Kalifornii... whatever. Nieważne, ważne, że jest wreszcie rozdział i wreszcie udało im się wejść na to przeklęte boisko! [Jeszcze o własnych siłach z własnej, może nie całkiem nieprzymuszonej woli]. Nie wiem, jak Renji wyobraża sobie postawienie choćby jednego kroku na parkiecie w takim stanie, ale ja mu osobiście życzę powodzenia i mogę nawet ścierać parkiet starymi szmatami po Aizenie. Jednakże, nie mam do końca pewności, czy Byakuya uratował go, bo to jego porucznik, czy poszedł tam, bo jest gorszym parszywcem niż Sousuke. Tak czy srak, moim zdaniem IT'S A TRAP! Kirai. Ja wiedziałam, że tak będzie. Nic nie mówię, nie spojleruję, tylko czekam na rozwój wydarzeń i na to, jak tek skubaniec sobie poradzi z tym wszystkim. Bo zebranie w jednym ciele tylu mocy, nawet ziemskich zawsze niesie za sobą konsekwencje, tylko jestem ciekawa, jak to rozegra. Powodzenia, tęczowa szmato. :D Generacja na Sterydach. xDD "Co bierzesz? Tak Serio? HGH? Promieniowanie gamma?" :D [Dobra, już nie będę cytować. 24 na koszulce wystarczy] xD
OdpowiedzUsuń"– Zamienia się w żigolaka?" nie zdziwiło by mnie to. :P
Ja nie wiem, ja serio nie wiem i nie chcę wiedzieć... DLACZEGO IKARI MIAŁA KRAWAT NA GŁOWIE. ;P
"– Jesteśmy uratowani!" Za bardzo zaleciało mi tu twoim bratem, który durnie to kiedys powtarzał, ale wybaczam.
" – Już sporo się natłumaczyłam podczas waszych treningów, że ten szajs na twoim ryju to ochraniacz na zęby, które wybili ci w ostatnim meczu. Ale to, że żyjesz, mając wylotową dziurę w brzuchu, raczej ciężko będzie wytłumaczyć, nie sądzisz?" Czekałam na to od zawsze. <3
Na następne święta Bożego Narodzenia chcę koszulkę z Łysym i megafonem "BANDA ŚWIRÓW CHULIGANI SZYNYGAMY".Gdzieś parę razy przewinęło mi się "Karakuła" iwie wiem czy to tak ma być czy ci automatycznie zmieniało :P Chcę zobaczyć zdjęcie z legitymacji szkolenej Jaeggerjaqueza. Fana, nie fama „Fuck the King” xD Mam nieodpartą ochotę podbiec na sektor przeciwników i skroić im tą fanę. :D "Daiki zdołał oddać rzut, chociaż żeby ominąć Szóstego musiał przyjąć niemal poziomą pozycję." Fadeaway, skubany. :D Dobrze idzie, dobrze idzie. A jak na nich, to dosyć późno zaczęli się faulować. Myślałam, ze najpierw będzie po kolejce w ryj, a nie w kosz. :P
" tego owłosionego, błękitnego tyłka." Fuj. xD
"– Nikt dzisiaj nie zginie, nie przesadzaj " i tacy giną pierwsi. xD
" jakby nie wiedziała, co z nią teraz zrobił, " zrobić? :)
Kise przypomina mi kogoś. Może nie z włosów ani z ryja,ale zachowaniem. ;> Nie wiem czemu, może czasami głupotą też. ;>
A najbardziej podoba mi się zakończenie.Bo tak. Może Daiki jest "tym trzecim" w hierarchii Iki, ale tak dla mnie powinno być i chuj. I zaczyna się.
I Bad Moon Rising. "Musisz się nauczyć nie ufać lisom". I SPEDALONYM KOLOROWYM PUSTYM.
<3
pierdolony word, poprawiłam, thx, thx, thx. karakuła, ja pierdole, ale wymyślił. i ani razu tego nie zauważyłam. nastepnym razem przysiądę do korekty bardziej wyspana, bo widocznie plan 4 na 24 jest debilny.
Usuńjeszcze bardziej debilny niż 8 na 72.
UsuńJeżu, Phoenix, co Ty za herezje prawisz? Sugerujesz, że Byakuya z całą swoją wspaniałością i wyższym poziomem chłodu, niż klimatyzacja zimą, jest po stronie tatusia (czyt. Aizena) albo gorzej?
UsuńDobrze, że Ikari miała krawat tylko na głowie, bo tu bym się nie zdziwiła innych wersji nawet trochę...
kwiik! Wreszcie rozdział! Jeżu wreszcie mam co czytać chociaż jestem w trakcie zmiany miejsca zamieszkania i tak biorę się za czytanie.
OdpowiedzUsuńChcesz opierdol? Proszę bardzo: Co to ma kurwa być, że się tak długie przerwy robi, co? Co to takie wgl? Jak śmiałaś tak długo kazać nam czekać?! Ty niedobra Ty! Nic, ani nikt nie daje Ci prawa, żeby mieć takie opóźnienia! Lepiej?
Dżizys 400 stron? Jeszcze trochę a przebijesz całą serię HP długością.
Btw. Ej >.< Kto takie ładne arty zrobił, lol,kto to ta Tris, nie znam jej. >.<
Kwiiik! Krwawy księżyć, fuck yea! Krwawy księżyc! Renji! Wiedziałam, Renji! Ej, jemu nawet trzeba współczuć. Jak go sobie tak wyobrażam to bym normalnie utuliła, no. I Byakuya, zimny profesjonalizm o twarzy shinigami.
"Ze szczegółami. Jeśli coś przemilczysz, wtrącę cię do takiej celi, że zamknięcie tutaj będziesz wspominał z rozrzewnieniem."
Tutejszy Byakuya mnie wnerwia, bo nie wiem, czy się martwił tylko dobrze to ukrywa, czy serio jest takim dupkiem.
"Poskoczył, chwytając się za serce, kiedy gdzieś po drugiej stronie szafek, za którymi się chował, trzasnęły kilkukrotnie metalowe drzwiczki w akompaniamencie żarłocznego śmiechu."
Tu w pierwszym słowie literka zjedzona chyba.
Okej. Przeciągnięte "R" oznacza Ikę, a dokładniej pewnie Kiraia, ale kogo ściga nadal nie wiem. Szczelam, że Daiki ucieka, ale głowy nie dam. Boru kochany! 14 ran! Czytając to sama miałam ciarki!
Konwersacja Musta i Minako <3 Grim- żigolak. W sumie to mi podsunęło pewien pomysł... Ale nie wiem czy to dobrze...
Oh... Grimm. Ale żeby w piszel od razu? Toż to boli na samą myśl.
"– A dlaczego, kurwa, nie. – Grimmjow ziewnął, prezentując zestaw kłów."
Ja się przyłączam do tego pytania :)
"Grimmjow spojrzał na Kurosaki, jakby nie do końca zrozumiał ostatnie zdanie i zastanawiał się, czy dziewczyna mu przypadkiem nie grozi."
Alkohol straszna rzecz. Wyżera mózg.
"Nie zamierzał jednak trząść portkami ze strachu na widok tak tęczowego składu."
Tak! <3
"– Bo co? Nie widziałaś w życiu nagiego faceta i boisz się, że dostaniesz udaru? – Wyszczerzył się złośliwie. "
I za to go uwielbiam.
"icji „mężczyzna” to taki półmózg jak ty? – Rzuciła mu w twarz koszulką z wielką niebieską szóstką. – Już sporo się natłumaczyłam podczas waszych treningów, że ten szajs na twoim ryju to ochraniacz na zęby, które wybili ci w ostatnim meczu. Ale to, że żyjesz, mając wylotową dziurę w brzuchu, raczej ciężko będzie wytłumaczyć, nie sądzisz?"
Trafiona zatopiona! Po tym tekście jestem Twoja!
"Tylko raz im się to nie udało, kiedy oboje zapatrzyli się na cheerleaderki, które machały nogami tak wysoko, jakby sponsorowała je jedna z firm bieliźniarskich. Zderzyli się z łoskotem i pełnym impetem."
Ja to już widzę. I lubię.
"– Zginiesz – przepowiedział Daiki, ocierając usta grzbietem dłoni i celując w Espadę zakrwawionym paluchem. – Nie wiem na jakich sterydach jedziesz, ale i tak cię zniszczę."
Tak... Sterydy... Czysty etanol co najwyżej.
" – Jesteś pewny, chłopcze, że ten koleś to wciąż licealista? – zapytał sędzia, kiwając głową w stronę stojącej poza środkowym kołem drużyny Karakuły i patrząc na Jaegerjaqueza.
– Jasne. Parę razy został w tej samej klasie, dlatego jest taki… Taki.
– On już chyba ma zmarszczki – zauważył sędzia, przyglądając się Espadzie z uwagą."
Hahaha.
"Karakuła ruszyła, wykonując zgrane podania, dopóki piłka nie trafiła w ręce Szóstego"
I widzę, że Phoenix już wspomniała, bo wiedziałam czy to przypadek, czy sprawdzasz jak uważnie czytamy, czy narrator po prostu nie lubi teamu Karakura.
No i kurwa nie zmieściłam się w jednym no. Wiedziałam!
OdpowiedzUsuń" Faul przy rzucie! Techniczne przewinienie! Na Boga, to nie futbol amerykański!"
Przyznaj się, Hiruma brzęczał Ci nad głową przy pisaniu.
"– Bo ma numer piąty. – Grimmjow szarpnął za własną koszulkę, na której pyszniła się niebieska szóstka. – Nienawidzę tych z piątkami."
Ich nikt nie lubi.
"– Odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy, ciśniesz się do gipsu "
Jaka groźba. O jaaaa!
Czyli jednak Daiki ginie. T.T chlip chlip.
Mam tylko jedną uwagę, z tego, co mi wiadomo to nieważne jak bardzo nieludzcy są bohaterowie przy prawdziwie zerwanych więzadłach nie byłby w stanie stanąć na tej noce nawet na chwile. W ogóle. Zero. Chyba że naderwane, ale to już znowu nie taka tragedia tylko boli. Sorry czepiam się wiem, ale dla mnie to duża różnica zerwane, czy naderwane. Zboczenie zawodowe.
Jakież mroczne zakończenie. Wilczy zacznij pisać dramaty psychologiczne!
Generalnie? Rozdział genialny, akcja się zacieśnia, jeżu, te emocje!
:*
ja Ci dam, "nie znam Tris", ja Ci dam!!!!!
Usuńgdzies jeszcze jakas karakuła sie ostala? Oo nie widze! a szukam z ctr i altem! aaa!
kurde, nie mialam na mysli, ze ma zerwane wiezadla, akashi pierdoli glupoty, ale faktycznie, skoryguje to, zeby nie wprowadzac w bład. mimo ze nasterydowani to tez bym sie nie posunela do tego, zeby przemieszczac kogos z takim urazem.
.
.
.
chyba. sama nie wiem co sie jeszcze zdarzy, dzizys :D
:* :* :*
Btw. To jest moja odpowiedź na Grimmjowa- żigolaka.
Usuńhttp://tenebristristitia.deviantart.com/art/I-m-sorry-I-had-to-do-that-T-T-541809656?ga_submit_new=10%253A1435169316
Sory bo chciałam zrobić całego arta, ale nie dałabym rady tych kolorów tak, więc jest tylko sklejka >.<
Wybacz mi SPAM
OdpowiedzUsuńCóż to za blask strzelił tam z okna? Tak, to nowy spis: W Przestworzach A&M wznoszący się coraz wyżej. Pomóż mu w tym i zgłoś swojego bloga do nas:
http://przestworzach-m-a.blogspot.com/
Ja pierdziele Wilczy gdzie ja wsiąknęłam na tyle czasu to ja nie wiem sama o.O Tyle mnie ominęło, ale już nadrobiłam :P Nawet na dniach (hmmm weekend?) dodam rozdział na swojego karygodnie zaniedbanego bloga więc wiesz dam znać :D
OdpowiedzUsuńNo a co do nowych rozdziałów... tym razem Twoich :P
<3 <3 <3 <6 <6 *.* *.* Grimmi pokazał pazurki >^.^< Mrrr uwielbiam go w Twoim wydaniu :P
Kurcze ciekawość mnie zżera co się stanie z Aomine, bo Kirai coś knuje czego jeszcze ja nie odkryłam. Aż mam wyrzuty sumienia, że "nie lubiłam" (nie, za mocno powiedziane... nie przypadł mi do gustu) drugiego Niebieskiego... :P Hmmm ciekawi mnie jak Ikari sobie z tym poradzi... No i niech Szósty w końcu zrobi porządek z tym jej Pustym bo aż mi się wierzyć nie chce, że nie będzie między nimi konfrontacji... ;)
No i mecz :D w końcu do niego doszło xD
Mimo, że miałam tyle do nadrobienia (3 rozdziały? Dla mnie dużo :D) to tak mi się szybko przeczytało.... :<
Idę nadrobić zaległości, jak tutaj już skończyłam :P
Czeeekam :* :* <6
Te 90% i rozdział za kilka dni niech zmieni bo mi sie ciągle wydaje, że juz kolejny. Mi tu nie ściemnia, a poważnie to brać sie do pisania, nie żebym miała za duzo czasu, ale jak bedzie przeczytam przeciez.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystko, bądź dumna, do jasnej cholery, i nie zabijaj mi Ulquiorry. Rhan możesz, zasłużyła.
OdpowiedzUsuńArty Tenebris są powalające, zwłaszcza pijana Ikari, co ona tam wgl chleje?! Kawał świetnej roboty, i te ich uśmieszki... Dreszcz człowieka przechodzi.
Wilczy, nie wiem, czy o to Ci chodziło, gdy pisałaś dwa ostatnie rozdziały, ale nie mogłam unosić się, jak zwykle, nad zajebistym sposobem przekazywania informacji ani skupiać się na tym, że wielbię Twój styl narracji. Nie mogłam, choć przychodizło mi to z trudem. Jak przełknęłam w końcu oba chaptery (w trybie ekspresowym i w niektórych momentach prawie się dławiłam) to tak właśnie teraz siedzę i myślę. A to zdarza mi się zdecydowanie zbyt często ostatnimi czasy i nigdy, powitarzam, nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi. Wycieczki osobiste na bok, idziemy Drogą.
Mecz opisałaś z mnogością detali, nauczyłam się paru nowych rzeczy o meczach koszykówki, za co ukłony etc etc etc. Jak zwykle w Twoim wypadku - brak jakiejkolwiek trudności z wyobrażeniem sobie wszystkiego: złości Aoimne, złośliwego rechotu i determinacji w zniszczeniu Grimmjowa, panice Minako, oburzeniu Ichigo...Z jednej strony mam ryk trybun, szaleństwo i cięte dopingi, z drugiej dopada mnie cisza tego rodzaju którego nie lubię, bo wiem, że coś w niej siedzi. I teraz wiem, że siedzi w niej Kirai. No i Aizen. Mam cały czas złe przeczucie, a już w ogóle jak dociera do mnie że Aho zginie. I że zabiją go ręce Ikari. Nie mam pojęcia jak, jakim cudem, ale zupełnie mi się to nie podoba. Plan Kiraiego wydaje mi się dziwnym, a na pewno makabrycznym. Nie wiedziałam, że ta łajza potrafi przejmować zdolności innych, ani że uwieźmie się konkretnie na pokolenie cudów. Ale na pewno jest do tego zolny i to rozwiewa wątpliwości. Z drugiej strony jest też rozmowa z Aizenem, któa mocno mnie niepokoi. Sądzę, że nawet z Muken maczał w tym paluchy, a to jego wyśmianie dewizy "wszystko jest jego planem" jak dla mnie jest na wyrost i sztuczne. Nie jest wszechmocny, więc sam niewiele mógłby zdziałać, chociaż Kyoraku go tam wie, a w takim razie rzeczywiście ma wtykę w szeregach Sould Society. Gin i Tousen z oczywistych powodów odpadają. Reszta Arrancarów także, chociaż dziwnie mi zniknęli Szayel i Nnoitora. Oni też są w to zamieszani. Teraz, gdy Byakuya odnalazł Renjiego, trochę mi zeszło ciśnienie, ale dlaczego Kirai (bo nie mam wątpliwości, że to on) uwięził Abaraia? Miałam trochę nieprzyjmene przypuszczenie, że może jakoś, w dziwny sposób, Renji współpracuje z Aizenem, ale natychmiast po urodzeniu je zabiłam, bo jest nielogiczne w stosunku do tego, co mówił wcześniej. Wydaje mi się, że Abarai chciał chronić Ikę na swój sposób ale w coś się sam, lub ktoś go, wjebał i nie mógł po prostu powiedzieć Ikari co się dzieje. Na pewno Wszech tatko ma tutaj swój udział, albo tylko Rada, ale wtedy czy Kyoraku o niczym by nie wiedział? Przehandlowali Ikę (Kisuke nie biorę pod uwagę, bo on nie mówił tego serio) i teraz kombinują coś grubszego. Ale zrobili to tylko po to, by Grimm trzymał się z dala? Coś wątpię, w końcu gdyby naprawdę im zależało to zwołaliby paru ludzi i ruszyli do Hueco Mundo. Nawet król nie jest niepokonany, a gdyby go wyeliminowali, to nie byłoby strachu że wróci. Problem z Ikari też by się szybko rozwiązał, bo jeszcze wcześniej nieszczególnie była do Szóstki przywiązana, więc nie opłakiwałaby jego śmierci jakoś szczególnie.
No i gdzie teraz podziewają się Czwórka i Wilczy Arrancar?
Wilczy, wiesz, że ja Twój styl kocham i bardzo podziwiam. Ciebie, jako autorkę, bardzo szanuję. Ale zabiłaś mi takiego ćwieka, że nie mogę się na niczym skupić, co jest trochę problematyczne, bo jestem w pracy. Wiem, że wszystko się wyjaśni, ale nasila się we mnie przekonanie, że to nie będzie dobry koniec.
W ogóle uderza mnie cały czas, że relacja Ikari i Miny się totalnie rozwaliła. To też na pewno odegra jakąś rolę, zwłaszcza że Mina jest teraz brana za taką trochę wariatkę. I w sumie poparcie na swoją wersję wydarzeń znajdzie tylko u Ikari, paradoks.
Próbuję sobie wytłumaczyć, że to tylko fikcja, ale tak mnie wzięło, że nie mogę.
UsuńPodejrzenia Kisuke co do Toshiro może nie zbyt uzasadnione, ale zgadzam się, że powinien sprawdzić wszystkich. Doceniam to, że się chłop martwi, ale mam wrażenie, że chodzi nie o samą Ikari, ale o to, że Kisuke czuje się winny, bo przez niego Hollow może ostro nabroić. Ostatecznie Urahara nie jest szczególnie empatyczną osobą, bo pod maską troskliwego sklepikarza ( i konserwatora) wyczuwam zimnego, wyrachowanego naukowca, którego pociąga zmiana natury. Kłóć się, ale i tak mam rację.
Mam nadzieję, że trochę podniosła się Twoja samoocena od ostatniego czasu, bo naprawdę Wilczy, piszesz wspaniale i świetnie to wszystko tworzysz. Dialogi to moje fejwryty, sama wiesz o tym, i jak czasem coś palniesz, to mi się to przez cały dzień w głowie kotłuje i sama do siebie cieszę ryja. Jest to szczególnie niebezpieczne, że robię to w autobusach a do psychiatryka daleko nie mam...
Nie wiem, co kombinuje Grimm w tym wszystkim ale wydaje mi się, że ma swój plan. I że jego królestwo może na tym planie trochę ucierpieć.
Ciekawi mnie, że Grimmjow nie wyczuł obecności Kiraiego, chociaż w obecności Ichigo i Hagane to nie znowu takie trudne. Ale jako król, mimo wszystko... No i że Kirai się nie boi tak otwarcie, w sumie, postępować. W końcu nie codziennie mordują w szatni jednego z najlepszych koszykarzy. Kirai to świr.
Feniks ma rację, ten okrzyk bojowy wydaje się świetnym motywem na koszulkę, tak btw.
Końcówka tego rozdziału mnie zniszczyła. Nie wiem, czy się śmiać czy płakać, bo atmosfera schizofrenii towarzyszy mi od pierwszego akapitu (gratulację, wilcza mendo), ale obawiam się reakcji Szóstki na to wszystko. A jeszcze bardziej reakcji Ikari gdy dotrze do niej co się stało z Daikim. Nie przejdzie nad tym do porządku dziennego i poważnie się obawiam, czy nie zaliczy wizyty w jakimś shinigamowym psychiatryku. Bo bimber to jej nie bardzo pomoże tak, jak pomagał do tej pory.
Sporo teorii mi się tutaj natworzyło, ale tylko u Ciebie jadę z takimi komentarzami, wiesz? Tylko tutaj łapie mnie taka powaga i taka wariacja, i normalnie siedzę i rozmyślam nad treścią życia czy coś równie idiotycznego. I nie przeszło mi dopatrywanie się drugiego dna w Drodze, cały czas czuję pod tą złością, nienawiścią i agresją (i kilkoma tonami destrukcji) jakąś melancholię. Coś, co przekazujesz mi tak subetlnie, że zapominam o większości rzeczy. Nie potrafię tego sprecyzować, ale w złości zawoalowałaś smutek. Prawdopodobnie celowo. I wielu podobnych, negatywnych rzeczach, zakamuflowałaś inne. Więc kiedy czytam, to widzę te drugie, te wykraczające poza złość i nienawiść, te silniejsze.
Skończyłam, do cholery. Jak nie odbierzesz tych komentarzy jako komplementy, to więcej niczego nie skomentuję!
UsuńWięcej Grimmjowa i to natychmiast. Muszę wiedzieć, co się będzie działo. Rusz wilczą sierść! Łeb do góry.
Nie mam pojęcia jak to robisz, ale te wstawki na czerrrrwono są hipnotyzujące i robią mega wrażenie podczas czytania. Adekwatnie tak barzo.
Kocham Cię. Ju noł? I tego... Grimma też, tak w sumie, bez tej jego niebieskiej mordy nie byłoby tak ciekawie na świecie więc...No... tego. Cytując was "Tch."