Wstyd mi jak ja pierdole, bo wrzucam rozdzial z literowami i sprawdzony bardzo pobieznie, naprawie! Brakło mi czasu, a dzisiaj juz nie bede miec dostepu do neta ani kompa, a musi byc dzis rozdzial, bo przeciez DZISIAJ SA URZODZINY GRIMMJOWA! Takze ide za niego pic i wy tez tam wychlejcie za zdrowie Szóstego, bo przeciez otruty leży -.-
___________________________
Zamiast rzednąć, ciemność wciąż gęstniała.
Strome schody w dół nie były czymś, o czym się marzy, gdy nie widzi się nawet
wyciągniętej przed siebie dłoni. Mimo to oboje pokonywali je bez słowa, bojąc
się zmącić panującą tu na dole ciszę. Szybko stracili poczucie czasu. Zdawało
się, że schody ciągnęły się w nieskończoność, a ich wyostrzone zmysły, skupione,
by ostrożnie stawiać każdy krok, tylko rozwlekały czas, jaki zajęło im dotarcie
na dno lochu. Dno, bo niczego innego nie przypominało ponure klepisko Muken.
Wyglądało jak wyschnięte, opuszczone, pozbawione życia dno martwego oceanu.
Wypełniała je trupia, szarawa poświata, której źródła nie można było ustalić,
lecz która rozbijała cząsteczki czerni do nieprzyjaznego, zimnego półmroku,
którym dno więzienia bezustannie emanowało, jakby chciało zmusić przypadkowych
odwiedzających do podziwiania go.
Deep in the
ocean, dead and cast away
Where innocence is burned in flames
Where innocence is burned in flames
Dwóch Shinigami zatrzymało się u stop
schodów. Niższy z nich, białowłosy, rozglądał się nieufnie dookoła. W końcu
skierował wzrok na towarzysza o płowej, słomianej fryzurze, lecz zanim zadał
pytanie, ten położył dłoń na jego ramieniu.
– Tędy. – Pokierował go, wywierając delikatny nacisk na jego bark. Przeszli przez środek klepiska, coraz bardziej
przypominającego im salę audiencyjną, urządzaną przez kogoś, kto wyczucia stylu
uczył się od ponurych żniwiarzy, których oblano po pierwszych egzaminach
wstępnych na ASP. Wyszli poza okręg niemrawej poświaty i znów zagłębili się
coraz mocniej skondensowany mrok. Duszne powietrze zdawało się parzyć drogi oddechowe,
jakby znaleźli się w czeluści piekieł. Czym istotnie było Muken dla lokatorów
wynajmujących tu pod przymusem i groźbą śmierci cele z cieni. Obaj
instynktownie zwolnili, gdy powietrze zaczęło robić się coraz bardziej
zawiesiste, utrudniając oddychanie. W końcu zatrzymali się, nie będąc w stanie
wejść jeszcze głębiej w mrok. Żaden z nich nie odezwał się ani słowem, obaj
starali się skryć swoją duchową energię. Nie życzyli sobie inwigilacji. Nie
mogli pozwolić na to, by przeciwnik wykonał pierwszy ruch. To przypominało
zabawę w „Kto pierwszy mrugnie, przegrywa” i chociaż żaden z nich nie drgnął,
ani nawet nie zmrużył powieki, gdzieś przed nimi rozległ się cichy, wibrujący
śmiech, jakby ciemność wyłoniła zwycięzcę w tej konkurencji.
– Nie spodziewałem się odwiedzin, Urahara, kapitanie
Hitsugaya.
Para szarych i turkusowych oczu próbowała
wymienić ze sobą spojrzenia, zapominając, że znajdują się w nieprzeniknionej
ciemności.
– Wydawało mi się, że na twój gadzi język
również został zapieczętowany, Aizen Sosuke – spostrzegł Urahara.
– Masz rację, jednak nasz wspaniałomyślny
wszechkapitan postanowił oswobodzić go po tysiącletniej krwawej wojnie, by nie
zgnuśniał i bym w razie potrzeby mógł mu służyć swoją wiedzą. – Mimo tego, że
panował nieprzenikniony mrok, Kisuke i Toshiro domyślili się, że Aizen uśmiecha
się do nich uprzejmie. – Nie spodziewałem się jednak, że i ty, genialny
wynalazca, będziesz szukał u mnie porady.
– Chyba jednak przeceniasz swoją rolę. –
Urahara zignorował prychnięcie kapitana dziesiątego oddziału, który
najwyraźniej poczuł się pominięty. – Nie przyszedłem tu tylko po to, by o coś
cię zapytać.
Teraz prócz ciemności zapadła również cisza.
– Och! – W tym krótkim wykrzyknieniu Aizena
wybrzmiało zrozumienie, gdy pojął on cel wizyty Urahary. – W każdym razie masz
też do mnie jakieś pytanie, tak? Więc może utniemy sobie małą pogawędkę, nim
rozwiejesz swoje wątpliwości? Bo chyba jesteś tu właśnie w tym celu, prawda?
– Prawda.
– To z jakiej kategorii jest to zagadnienie,
które uznałeś, że musisz ze mną poruszyć?
Tym razem to Urahara zachichotał.
– Widzę, że spędzany tu czas w żaden sposób
nie przytępił twojego umysłu. Zaryzykowałbym nawet teorię, że całkiem nieźle
się tu bawisz w pojedynkę.
– Już niedługo, w pojedynkę…
Te słowa Sosuke wyszeptał bardzo cicho i coś
w nich sprawiło, że zwykle i tak zimne serce Toshiro, skuł lód niepokoju.
I’m frozen to
the bones, I am
– Poza tym – kontynuował Aizen – nie
trzeba mieć specjalnie bystrego umysłu, żeby wiedzieć, iż nie przyszedłbyś do
mnie ze sprawą, w której mógłby ci pomóc ktoś sympatyczniejszy ode mnie. Czyli
przychodzisz, ponieważ masz mnie za eksperta w jakieś sprawie. Pytanie – w
jakiej?
– Hm. A jak sądzisz?
– Hm. Osobiście uważam się za fachowca w
wielu dziedzinach. Ktoś mógłby poczytać to za megalomanię, ale prawda jest
taka, że jeszcze żaden Shinigami przede mną nie posunął się tak daleko w tak
niezbadane rejony, jak ja w poszukiwaniu wiedzy. Osobiście dysponuję również
pokaźnym nadmiarem czasu, zatem chętnie pobawiłbym się w zgadywanki. Pytanie,
jakie znów się samo nasuwa, to czy ty masz na to czas, Urahara?
– Masz rację. Nie mam go zbyt dużo. I masz
rację, że ty jako jedyny posunąłeś się tak daleko w
poszukiwaniach, choć poszukiwałeś bardziej władzy, niż mądrosci.
– Przyszedłeś się tu ze mną wykłócać, jakie
pobudki mną kierowały?
– Nie. Nie chcę się z tobą kłócić, Aizen.
Chcę cię zapytać o coś, do czego tylko ty byłeś zdolny powodowany szaleństwem
lub pragnieniem pogłębienia wiedzy, jeśli tak wolisz to nazywać… Chcę cię
zapytać o tworzenie Visoredów.
Cisza, która zapadła, była dłuższa niż
poprzednia. Zdążyła wymieszać się z ciemnością, zanim przerwało ją szarpnięcie
narastającego śmiechu Aizena.
– Szalony?! Nazywasz mnie szaleńcem, prekursorem
tworzenia nowych ras, ty, który także przecierałeś te ścieżki!? Jak śmiesz
posądzać mnie o pragnienie władzy, podczas gdy sam próbowałeś, jak to jest
tworzyć inne życie! I nie mówię tu o sposobach naturalnych. I ty i ja dobrze
wiemy, jak pociągająca jest wizja skonstruowania inteligentnego, lojalnego
bytu. To coś, przed czym nie oprze się umysł uczonego! Sam najlepiej o tym
wiesz, Kisuke!
– O czym on mówi? – Toshiro coraz bardziej
żałował, że dał się namówić na te dziwaczne odwiedziny. Niepokój, który go
ogarnął, potęgował. Nie podobała mu się ta rozmowa. I nie podobało mu się, że
byli tu sami z Aizenem. Przestało mu się podobać nawet to, że był tu Urahara. Sposób
w jaki rozmawiał z Sosuke… Zupełnie jakby doskonale się rozumieli. Jakby byli
po jednych pieniądzach.
– O tym, do czego ja nigdy się nie posunąłem
– odpowiedział Urahara.
– Ale próbowałeś – zaznaczył Aizen. – Ale
chciałeś.
– Ale się powstrzymałem!
– Czyżby?
I’m riding up
the heights of shame
Sama do
mnie przyszła.
Była
młodsza, jej włosy były krótsze i jeszcze nie miała blizn po Panterze, za to
już wtedy miała twarde, kapitańskie spojrzenie. Wydaje się, jakby to działo się
wieki temu. To było świeżo po mojej banicji z Soul Society. Wciąż tęskniłem za
swoim gabinetem kapitana, w którym Hiyori regularnie spuszczała mi lanie i w
którym jak nigdzie późnej dobrze mi się myślało. Dopiero urządzałem się w swoim
sklepie i jeszcze sam nie byłem pewien jakiego rodzaju działalność chcę i mogę
w nim prowadzić. Chyba byłem pogrążony w czymś w rodzaju depresji, chociaż
zapewne przed nikim bym się do tego nie przyznał. Mimo wszystko myślałem, że
jestem bezpieczny. Że nie odnajdą mnie demony przeszłości. Kiedy usłyszałem,
jak ktoś kopie w moje drzwi, nie spodziewałem się nikogo znanego. Nie myślałem
też, że będę musiał przyzwyczaić się do tego odgłosu.
– Tu
się schowałeś, Kisuke! Raz, dwa trzy, Urahara! – zawołała od progu, zaklepując
mnie w futrynę. Zaniepokoiłem się, rozpoznając Ikari, z którą do tej pory
niewiele miałem do czynienia, ale wiedziałem, że przyjaźniła się z moją byłą
vicekapitan, która miała wypaczone poglądy na mój temat i jeśli podzieliła się
nimi z Ikari, ta mogła podzielić irracjonalną nienawiść, jaką Hiyori czuła do
mnie, a to z kolei mogło oznaczać, że wpadłem w tarapaty. Może niebezpieczeństwo
nie zagrażało mi bezpośrednio z jej strony, bo wątpiłem, żeby Shinigami, która
dopiero co ukończyła akademię mogła jakoś specjalnie mnie uszkodzić, chociaż…
Nie powinno się lekceważyć przeciwnika. W jej oczach czaiło się coś, co o tym
przypominało.
A soldier on my
own, I don’t know the way
– Jak
mnie tu znalazłaś? – Sam fakt, że mnie wytropiła był alarmujący. Użyłem własnej roboty specyfiku maskującego
moje reiatsu, zadbałem też o rozprzestrzenienie wielu plotek na temat miejsca
mojego pobytu, a mimo to ona w jakiś sposób mnie znalazła. To wystarczyło, bym
oznaczył ją tagiem #groźna. Sposób w jaki ją potraktuję i jej własne intencje –
od tego teraz mogła zależeć moja przyszłość. Albo zyskam jej lojalność,
zjednując ją sobie, albo będę musiał zamknąć ją w piwnicy, żeby nie wróciła do
Soul Society, zdradzić prawdziwe miejsce, w którym przebywam. I będę musiał się
liczyć z faktem, że pewnego dnia mogła mi uciec.
– Mam
szalenie czuły węch – wyjaśniła z szerokim uśmiechem, naciskając palcem na czubek
swojego nosa. – Sprawdzałam wszystkie miejsca w świecie ludzi, w pobliżu
których zamieszkują jacyć Shinigami. Założyłam, że nie będziesz dla siebie tak
surowy, ani tak ostrożny, żeby wynieść się w jakąś totalną dzicz i pozbawić się
możliwości kontaktu z własną rasą. Długo mi to zajęło, ale w końcu wywęszyłąm
twoje reiatsu! – Rozłożyła ręce w geście „ta dam!” i z ciekawością zaczęła
rozglądać się po moim sklepie. – Czym tu handlujesz? Oprócz używek dla dzieci?
– Wzięła w palce cukierka z samoobsługowych stanowisk, chwilę przyglądała mu
się krytycznie i rozpakowała, zanim jednak wrzuciła go sobie do gardła,
powstrzymałem ją, łapiąc za nadgarstek.
– To
tylko wygląda na coś, co może uszkodzić jedynie zęby, ale jeśli nie chcesz,
żeby wypaliło ci żołądek, lepiej to odłóż, dziecino. – Kiedy mnie posłuchała,
pociągnąłem ją na zaplecze i zaprosiłem, by usiadła do stołu. Zamierzałem
zaproponować jej herbatę, ale po uważnym otaksowaniu jej wzrokiem,
stwierdziłem, że dziewczyna nie należy do tego typu Shinigami, którzy piją
popołudniu herbatki, poszedłem więc po sake. Ledwo zdążyłem jej polać, a ona wypiła wszystko duszkiem, jakby to była lemoniada i podsunęła mi osuszoną szklankę z
powrotem pod butelkę. Uprzejmie polałem jej raz jeszcze, a wtedy Ikari
pozwoliła mi usiąść i sama również rozsiadła się wygodnie na krześle,
zakładając nogę na nogę. – Czyli mówisz, jesteś utalentowana w wyczuwaniu
reiatsu… – podjąłem temat.
– Tak.
Też. Trochę pomagała mi Hiyori. W zasadzie to z jej powodu tu jestem.
No tak.
Wiedziałem, że ta mała blond diablica mi nie odpuści nawet po tym, jak nasze
drogi się rozeszły.
– Mam
nadzieję, że nie przybyłaś tu, żeby dokonać w jej imieniu jakiegoś aktu zemsty lub
czegoś w ten deseń?
Zaśmiała
się, pociągając łyka ze szklanki. Zauważyłem, że bez przerwy niecierpliwie kiwa w
powietrzu stopą.
–
Raczej nie. Właściwie… – zawahała się, zerkając na mnie z zastanowieniem, jakby
wahała się, czy może mi zaufać na tyle by powierzyć mi jakąś tajemnicę.–
Zasadniczo od pewnego czasu już się nie przyjaźnimy. Pokłóciłyśmy się.
– Normalnie
nie wtykałbym nosa w cudze sprawy, pytając: "o co", ale wierzę, że mówisz mi o
tym po to, abym zapytał.
Znów
się uśmiechnęła, tym razem jednak uśmiech nie sięgnął jej oczu, które pozostały
gniewne.
– Ona
uważa, że jestem głupia, a ja uważam, że to jej brakuje piątej klepki.
–
Czyli, można by rzec, klasyk – westchnąłem. – Był jakiś specjalny powód, dla
którego obie uznałyście, że jesteście od siebie mądrzejsze?
–
Hiyori mnie wkurzyła, bo ciągle narzeka na to, co jej się przytrafiło, więc
powiedziałam jej o tym, że powinna się cieszyć, że jej zazdroszczę, że zyskała
moc, że ja też bym chciała. A ona stwierdziła, że nie mam mózgu, skoro mówię
takie rzeczy, no to wtedy spytałam…
The sound of
iron shocks is stuck in my head,
The thunder of
the drums dictates
– A jak
myślisz, czemu szukam Urahary, głupia krowo?!
Nawet
nie wiem kiedy sięgnęłam do rękojeści zanpakuto, ale wyciągnęłam je tylko do
połowy. Dźwięk stali ocierającej się o pochwę oprzytomnił nieco moje zalane
złością zmysły. Puściłam rączkę, a katana z powrotem wsunęła się do środka. Sarugaki
zatrzymała się gwałtownie. Miałam wielką ochotę zignorować ten fakt i iść
dalej, zostawiając ją na środku chodnika. Zatrzymałam się jednak, może dlatego, żeby
się z nią skonfrontować i pozbyć się palącego mnie gniewu.
– Szukamy
go, żeby Rada dobrała mu się do dupy – odpowiedziała, mrużąc podejrzliwie
brązowe oczy. – Żeby odpokutował za to, co nam zrobił.
Sapnęłam
z irytacji.
–
Podchodzisz do tego zupełnie jak ci kretyni z Rady. Nie zamierzam wydać go w ich
łapy, gdy już go odnajdziemy. Cały trud poszukiwań poszedłby na marne.
– To
co, według ciebie on zasługuje na jakiś pieprzony medal?! – Hiyori doskoczyła
do mnie, biorąc w garść przód mojego kosode. – Za TO?!
Jej
rozwścieczoną twarz zaczęła łatać maska. Przyglądałam się temu, jak zajmuje
połowę jej twarzy z obojętną miną, chociaż wewnątrz odczuwałam niepokój.
Wiedziałam, że mogłaby mnie teraz rozgnieść na chodniku jedną ręką. Ale mimo
wszystko nie zamierzałam ani zmieniać zamiarów, ani kłamać na ich temat.
– Tak,
Hiyori, myślę, że to przełomowe odkrycie. Przekonasz się o tym, kiedy dzięki
tej mocy ocalisz swoje życie. – Nie okazując, że się boję, odgarnęłam z jej
twarzy blond kosmyk, który wyrwał się z jednego kucyka Visoredki. – Chcę, się
stać taka, jak ty. Dlatego szukam Kisuke.
Chyba
nie spodobało jej się cos w wyrazie mojej twarzy, bo odskoczyła ode mnie, jakby
ten dotyk ją sparzył. Maska prysła, odsłaniając malujące się na jej twarzy niedowierzanie.
–
Jesteś szalona… – wyszeptała, a ja zdałam sobie sprawę, że się uśmiecham. – Nie
masz pojęcia, z czym to się wiąże..
The rhythm of
the falls, the number of deads
The rising of
the horns, ahead
– To ty
jesteś głupia, jeśli przeklinasz taką moc. Też ją zdobędę i pokaże ci, jak z
niej należy zrobić użytek. – Odwróciłam się, wznawiając marsz.
– W
takim razie sama sobie szukaj tego dziada – wrzasnęła, nie doganiając mnie. –
Nie pomogę ci w tym!
Wzruszyłam
ramionami, idąc dalej sama i odwracając się przez ramię.
– To
chociaż nie przeszkadzaj – posłałam jej najmilszy uśmiech, na jaki było mnie
stać.
–
Znajdę go przed tobą, zanim narobisz głupot!
– Jak
widać, na szczęście jestem pierwsza. – Ikari na moment rozłożyła ramiona,
prezentując swoją osobę, a potem trzasnęła pustą szklankę o stół i posłała ją
po blacie w moją stronę. Złapałem ją, zanim przechyliła się przez krawędź i zacisnąłem na szkle palce. Nie w głowie były mi teraz zasady gościnności. Nie
odrywałem oczu od Ikari i zastanawiałem się, czy dziewczyna ma po prostu
wypaczony charakter, żeby stroić sobie tak zmyślne żarty, czy może rzeczywiście
jest stuknięta.
– Ty
mówisz poważnie – ustaliłem wreszcie, kiedy wyraz jej twarzy nie zmienił się
ani o jotę i nikt nie wyskoczył z transparentem „Robimy sobie z ciebie jaja,
Urahara!”. Mimo wszystko miałem ochotę się zaśmiać. Z głębokim westchnięciem
ściągnąłem z głowy kapelusz, położyłem go na stole i miętoląc jego ranty,
zastanawiałem się, jak mam wytłumaczyć tej Shinigami, że to, o czym myśli to
istny obłęd, nie mówiąc już o tym, że trafiła pod zły adres. – Hiyori miała
rację.
Ikari
prychnęła.
– Nie
udawaj mi tu teraz praworządnego! – Zerwała się z krzesła, uderzając otwartymi
dłońmi o blat. – Eksperymentowałeś na grupie wysoko ustawionych Shinigami bez
ich zgody, a teraz udajesz, że masz opory w stosunku do dziewczyny, która ledwo
co ukończyła akademię i sama się o to prosi?!
–
Powtarzałem to już setki razy ostatnimi czasy i przykro mi, że nikt mi nie
wierzy i że muszę to znów powtórzyć, więc słuchaj uważnie, bo więcej razy już
tego nie powiem: to nie ja, nie mam nic wspólnego z tworzeniem hybryd Shinigami
i Hollowów. To sprawka Aizena.
Jej
usta wygięły się w cynicznym uśmieszku. Oczywiście, ona też mi nie uwierzyła.
–
Słuchaj, Kisuke, chyba nie wyraziłam się dość jasno. Mnie nie obchodzi, jak
bardzo nielegalne było to, co zrobiłeś. Nie interesuje mnie, czy jesteś winny
czy nie, czy to było dobre, czy złe, więc nie musisz mi się tłumaczyć.
–
Jedyne co próbuję ci wytłumaczyć, to że nie mam nic wspólnego z tworem, jakim
są Visoredzi, więc nawet gdyby zależało od tego moje życie, nie mógłbym spełnić
twojej… niedorzecznej prośby.
–
Proponuję więc, żebyś wyobraził sobie, że od twojej odmowy rzeczywiście zależy
twoje życie, bo nie zamierzam jej zaakceptować. – Zacisnęła w pięści oparte o
stół dłonie, drapiąc paznokciami po drewnie. – Nie wyjdę stąd, dopóki się nie
zgodzisz, a musisz wiedzieć, że podzieliłam się wiedzą na temat miejsca twojego
pobytu z pewną lojalną mi osobą, która pójdzie z tym do Rady, jeśli nie wrócę
do wieczora.
–
Próbujesz dać mi do zrozumienia, że uwięzienie cię nic mi nie da, tak? A może
zwyczajnie blefujesz?
– Nie
jestem aż tak głupia.
– A
jednak głupia na tyle, by przyjść do kogoś, kogo uważasz za winnego zbrodni i
nie założyć, że mógłbym cię po prostu zabić i do wieczora zorganizować sobie
nową kryjówkę.
Myślałem,
że zbiję ją nieco z tropu, podsuwając jej taki tok rozumowania, ale ona tylko
się roześmiała i znów opadła na krzesło, zakładając nogę na nogę i wesoło
podrygując stopą, spojrzała na mnie znad złączonych czubków palców.
–
Chcesz mnie wystraszyć, rozumiem. Tyle, że zapominasz, że dobrze znam się z
Sarugaki. Opowiadała mi o tobie. O badaniach, które prowadziłeś w swoim
gabinecie. Powiedz, po co mnie zabijać, skoro można na mnie eksperymentować? –
Ponieważ nie uzupełniłem jej szklanki, Ikari wychyliła się przez stół i złapała
butelkę. Odkorkowała ją i pociągnęła kilka łyków prosto z gwinta. – Nie
jesteś mordercą, Kisuke. Jesteś naukowcem. I leniem. Wolisz się mną zająć,
żebym trzymała dziób na kłódkę, niż wynosić się z tego przytulnego gniazdka,
które tu sobie uwiłeś. – Rozejrzała się po pokoiku. – I zrobisz to, bo twoje
spragnione badań serce, aż się ku mnie wyrywa, czuję to.
Zamarłem.
Przecież miałem odwieść ją od tej głupoty. To ja miałem przekonać ją. A
tymczasem ta mała wiedźma mnie przejrzała. Rzeczywiście targnęła mną pokusa,
gdy tylko usłyszałem w jakim celu przyszła. Oczywiście, nie popierałem tego, co
zrobił Aizen, w życiu nie ośmieliłbym się na taką samowolną ingerencję, nawet w
celach naukowych. A jednak w pewien sposób podziwiałem wynik tych badan. A
teraz ta niebieskowłosa przychodzi tu do mnie i w zasadzie sama kładzie mi się
na stole, wkładając mi skalpel do ręki.
Przygryzłem
wargi, a ona uśmiechnęła się promiennie i napiła się sake. Wiedziała, że ma
mnie w garści. I to wcale nie dlatego, że wystraszyłem się, że mnie wyda.
Wyglądało na to, że Ikari Jaggerjack nie była podstawiona przez Radę. Zresztą, słyszałem, że ta dziewczyna nienawidzi porządku
panującego w Seireitei, więc wątpiłem nawet w to, czy faktycznie istnieje ten
jej tajemniczy, poinformowany o wszystkim nakama. Sporo ryzykowała, przychodząc
tutaj, a ja sporo zaryzykuję, nie unieszkodliwiając jej i nie uciekając gdzie
pieprz rośnie, ale mieliśmy mniej więcej tyle samo do stracenia.
From the dawn
of time to the end of days
I will have to
run, away
Jeszcze
przez chwilę ze sobą walczyłem.
–
Szlag! – Poddałem się w końcu, odsuwając się na krześle od stołu. Podszedłem do
Ikari, która znowu pociągała zdrowo z flaszki, chcąc najwyraźniej opić
odniesione nade mną zwycięstwo. Zabrałem jej butelkę, a ona oblała się
alkoholem i zaklęła szpetnie. – Wybacz, ale obiekt, na którym mam pracować,
powinien pozostawać w trzeźwości.
Cyjanowe
oczy wypełniły się przerażeniem.
–
Żartujesz, prawda?
–
Odniosłem wrażenie, że jesteś gotowa na poświecenia dla dobra nauki – zakpiłem,
korkując butelkę i odstawiając ją na półkę poza zasięg chciwych łap Ikari. –
Poza tym, jeśli mamy widywać się częściej, nie mogę pozwolić, żebyś opróżniła
mi piwnice.
– Ale
swoje, jak sobie przyniosę, to mogę wychlać, prawda? – Patrzyła na mnie tak
błagalnie, jakby umierający z głodu z zamiarem wyżebrania kromki chleba. I ja
śmiałem podejrzewać ją o udział w jakieś konspiracji?
–
Twojemu ciału wystarczą uszkodzenia powstałe w wyniku skutków ubocznych, więc
nie musisz jeszcze sama sobie dokładać i psuć sobie wątroby.
– Och,
tylko o to chodzi? – Podrapała się po potylicy, burząc sobie fryzurę, szczerząc
się i mrużąc oczy ze szczęścia. – To kiedy możemy zacząć?
I’m waiting for
the call, the hand on the chest
–
Trochę to potrwa. Muszę przeprowadzić odpowiednie badania, zebrać materiały… Co
prawda zastanawiałem się nie raz, w jaki sposób Aizen osiągnął taki efekt, ale
tylko sobie teoretyzowałem, a teraz będę musiał wziąć się za to na poważnie,
zanim przetestuje na tobie to, co… – Urwałem, widząc, że jej zmrużone oczy
teraz wyrażały politowanie.
– A ty
dalej swoje? Chyba już udowodniłam, że nie przybyłam tu cię oceniać.
– A ja
chyba udowodniłem, że wpasowuję się w schemat, w którym mnie zamknęłaś – nie
jestem zbrodniarzem. Visoredzi to pomysł Aizena. Żeby zrozumieć, jak ich
stworzył, będę musiał zacząć badania. Prawdopodobnie wiąże się to z wizytami w
Hueco Mundo, żeby poznać środowisko Pustych i… Uwierz mi, że wolałbym się z tym
i tobą przy okazji uporać o wiele szybciej, ale wydaje mi się, że zajmie mi to
co najmniej pół roku.
Tym
razem Ikari patrzyła na mnie czujnie spod ciemnych, zmarszczonych brwi i powagi
nie odbierały jej nawet wypieki, które pojawiły się na jej policzkach pod wpływem
wypitego sake.
– Czyli
to naprawdę nie ty. – W tej jednej chwili jej głos zabrzmiał tak poważnie, że
przeszyła mnie myśl, czy ona czasem rzeczywiście nie została nasłana tu, by
dostarczyć dowodów o mojej winie lub niewinności. Jeśli tak, była świetną
aktorką, a ja… Mógłbym wrócić z banicji. Jednak po chwili twarz Ikari wróciła
do normalnego, pijackiego wyrazu, a cień nadziei, jaki miał czelność wkraść się
w moje serce, natychmiast się ulotnił. – Powiem Hiyori. Wszyscy Visoredzi są
strasznie na ciebie cięci, wiesz? Lepiej, żeby nie dorwali cię, jak będziesz mi
grzebał w bebechach, czy jak tam zamierzasz wkomponować we mnie tego Hollowa.
–
Właściwie… – Dopiero teraz doszło do mnie, że powinienem zadać te pytanie na
początku, zanim jeszcze zgodziłem się uczestniczyć w tym szaleństwie. –
Dlaczego tego chcesz?
– No
jak to, dlaczego. – Wzruszyła ramionami jakby odpowiedź była oczywista. – Chcę
być silniejsza. Chcę się dobrać do dupy wszystkim swoim wrogom i nie chcę, żeby
spuścili mi przy tym wciry.
–
Dlatego zamierzasz dzielić się ciałem z jakimś demonem?
– Mam
silną osobowość, poradzę sobie. Poza tym widziałam, do czego są zdolni
Visoredzi. Pragnę nowej mocy, a ty chcesz poeksperymentować. Możemy sobie
nawzajem zrobić przysługę, więc… Czemu nie?
No
właśnie. Czemu. Coś jednak mówiło mi, ze to się źle skończy, jednak ignorowałem
to przeczucie, zagłuszałem je skutecznie zapałem do rozpoczęcia badań. Ikari zaczęła
się zbierać, wstała z krzesła już za drugim podejściem i odwróciła się do mnie,
będąc już przy drzwiach.
– Tylko
żebyś mnie nie wyjebał, chłopcze. – To jak mnie nazwała sprawiło, że szeroki
uśmiech, od którego jej oczy znów zamieniły się w cienkie szparki, wydawał się dużo
bardziej niebezpieczny, niż wesoły. – Bo nie tylko obsmaruje ci dupę przed
Radą, ale jeszcze pójdę z tym do Aizena i chociaż nienawidzę tego lokowanego sukinsyna,
poproszę go o to samo i zostanę u niego na służbie, a chyba nie chcemy tego,
żeby ten gnojek rósł w siłę, prawda?
Pokręciłem
na nią głową.
–
Jesteś niesamowita z tymi twoimi argumentami. Brzmią jak prawdziwe, chociaż są
wyssane z palca.
–
Słucham?
– Skoro
ty poznałaś się na mnie, ja też poznałem się trochę na tobie. Coś mi mówi, że
ty byś się nie zniżyła do usługiwania komuś, kogo nie znosisz, bez względu na
to, czy to Aizen czy Rada. Nie mogłabyś się powstrzymać, żeby nie rozszarpać im
gardła w pierwszym przypływie gniewu. – Kąciki jej ust na moment opadły. – Nie powiedziałaś
nikomu, dokąd idziesz, prawda?
Nie
opowiedziała. Znów się uśmiechnęła, tym razem bardziej tajemniczo. Jej oczy
błysły jakiś rodzajem gotowości na wszystko.
I’m ready for
the fight and fate
– Więc znajdź
mi takiego Pustego, z którym się dogadam. Niech nie znosi wszystkich za mnie,
podczas gdy ja będę się w spokoju na wszystkich gniewać – powiedziała na odchodne i znikła za
drzwiami, a ja zostałem sam, z głową pełną myśli.
– Nikomu nie zrobiłem krzywdy – powiedział
Urahara po długiej chwili milczenia. – Przynajmniej nie umyślnie.
Cichy śmiech Aizena kpił z jego wyznania.
– Jesteśmy tacy sami, Kisuke. Oboje pragniemy
tego samego. Rozwoju.
– Nie. Ty pragniesz przede wszystkim władzy,
a ja nie dążę do celu po trupach.
– No, tu też bym się sprzeczał. Ale porzućmy
te budzące waśnie tematy. Miałeś mnie o coś zapytać.
– Te pytanie bardzo mocno wiąże się z… tymi
tematami.
– Niech zgadnę. – Gdyby miał wolne ręce,
pewno właśnie podparłby podbródek na jednej z nich. – Chodzi o tego Pustego,
prawda?
– A więc byłeś tam wtedy.
– Nawet jeśli nie osobiście, chyba nie
myślisz, że pozostawiłem pustynię bez patrolu. – W głosie Sosuke pobrzmiewało
echo jego minionej potęgi. – Zakazałem cię atakować, bo byłem ciekawy, co
kombinujesz. Przyglądałem się twoim polowaniom na Pustych. Trudno pojąć ich
żywcem. Ale tobie się udawało. Nie raz. Wypuszczałeś co słabsze twory, jakbyś
nie miał serca ich zabić od razu. Likwidowałeś tylko tych, którzy atakowali
ciebie. Tak, wiem o wszystkim. Wiem, że któregoś dnia w końcu jeden z nich
przyszedł do ciebie sam.
– Nie – zaprzeczył Urahara. – Złapałem go.
– Myślisz, że go złapałeś. Moi szpiedzy mieli
na uwadze nie tyko ciebie i twoje działania. Obserwowałem co silniejszych z
Hollowów. Od dawna miałem na uwadze tego kolorowego adjuhasa. Dobrze się
zapowiadał. Chciałem wciągnąć go do swojej armii, chciałem, żeby był
Arrancarem, może nawet członkiem Espady, gdyby tylko potwierdził moje
przypuszczenia, ale…
I want to feel
the pain and the bitter taste
Of the blood on
my lips, again
– Ale co? – Nie wytrzymał Toshiro, gdy Aizen
przeciągnął cisze poza granice jego cierpliwości. Do tej pory się nie odzywał,
chociaż domyślił się, o jakim Pustym rozmawiają.
– Ale Kirai mi odmówił.
– Kirai? On tak się nazywa? – To pytanie
Hitsugaya zadał Uraharze. – Nie no, kuźwa, chwileczkę. Serio? Ikari i Kirai? I
to ci się nie wydawało podejrzane?
– Teraz mi się wydaje. – Gdyby ciemność się
przerzedziła, wyczekujący wzrok Kisuke wierciłyby dziurę w twarzy Sosuke. – To
co najmniej dziwne. – Czy wy ciągle wierzycie w dewizę, która była modna jakiś
czas temu? – westchnął ciężko Aizen. – Że wszystko jest moim planem?
– W sumie… Parę dni temu wjechałem w gówno na
rowerze i też przez chwilę zastanawiałem się, czy to ty za tym nie stoisz.
– Masz rower? – Hitsugaya zmarszczył brwi. –
I umiesz na nim jeździć?
– Ktoś czasem musi skoczyć na targ, żeby
uzupełniać asortyment. Prowadzę sklep, jakbyś zapomniał.
– Ale chyba nie warzywniak.
– Nie, ale nie uwierzysz jak bardzo zgniłe
pomidory odstraszają chciwe łapska moich pseudo klientów, którzy wynieśliby mi
na zeszyt pół sklepu, więc chowam w nich co droższe z towarów.
– Czy jestem wam jeszcze do czegoś potrzebny?
– ziewnął Aizen. – Bo rozmowy na temat marketingu możecie prowadzić bez mojego
udziału.
– Bo co to w ogólne ma znaczyć, że jakiś
Pusty ci odmówił? Mam w to uwierzyć? Że zostawiłeś go samemu sobie?
– Nie zrobiłbym tego. – Sosuke znów na chwilę
zawiesił głos. – Wstyd się przyznać, ale ten Pusty mnie przechytrzył. Zabił
posłańca, którego wysłałem do niego z propozycją i zanim się o tym
dowiedziałem, zwiał z tobą, Kisuke.
– Albo wiedział, że twoje propozycje są nie
do odrzucenia, albo to ty go do mnie przysłałeś.
– A po co? Wiedziałem, że jest silny.
Chciałem go u siebie, a nie żeby służył
twoim eksperymentom hollowfikacji.
– Czyli on sam podjął to ryzyko, tak? Zamiast
pozwolić ci zerwać sobie maskę i stać się Arrancarem, dobrowolnie do mnie
przyszedł, żeby dalej wieść pasożytniczy tryb życia?
– Nie mówiłbyś o tym z taki powątpiewaniem,
gdybyś obserwował go chociaż w połowie długo, jak ja. Kirai to skomplikowana
natura, nawet jak na Hollowa. I dlatego tu jesteś. Zauważyłeś to i zaniepokoiło
cię to. Trochę po niewczasie co prawda, więc nie wiem, czy stwierdzenie ‘lepiej
późno niż wcale’ będzie miało tu zastosowanie. Ale opowiem ci o nim, bo fakt ze
tu jesteś świadczy, że on zaczyna rozrabiać, a mam do niego osobiście żal, iż
wolał porzucić Hueco Mundo, niż przyłączyć się do mnie. Ale on już taki właśnie
jest. Wiesz co oznacz jego imię, prawda?
– Nienawiść.
– Tak, mniej więcej, tak.
– Ikari, Kirai, gniew, nienawiść… Ciągle
mówimy o zbiegu okoliczności?
– No proszę, nawet nasz mały kapitan zaczyna
coś kapować. No właśnie, dziwne, prawda? Że pani kapitan Gniew połączyła się z
Hollowem, którego domeną jest nienawiść… Nie, to nie był przypadek. Znasz mit o
Iris? Była siostrą harpii, boginią tęczy. Czy wygląd Kiraiego nie wydaje ci się
z tym powiązany? Do tego dochodzi jeszcze stary mit o tym, jak bogini poszukiwała
ósmego koloru tęczy. Popadła przy tym w obłęd i wreszcie znienawidziła kolory.
Każdemu z nich przypisała jeden grzechów głównych i na znak, że odcina się od
życia jakie wiodła, przywdziała czerń i to ona sama stała się ósmym kolorem. I
ósmym grzechem głównym. Tak podsumował ją Nowy Bóg, zanim Iris spróbowała
go zabić. Legenda związana z tym mitem głosi, że kiedy odziana w czerń Iris
przywoływała swój tęczowy atrybut, złożony z siedmiu kolorów i siedmiu grzechów
– nikt nie wie w jakiej formie się on objawiał, jedne podania mówią o tym, że
walczyła siedmioma różnymi broniami, inny, że służyło jej siedem demonów –
zyskiwała wielką moc. Burząc swoim grzechem i czernią harmonię siódemki,
powodowała chaos, który pożerał świat. – Aizen wziął wdech i kontynuował: –
Wydaje mi się, że Kirai w dużym stopniu jest świadomy tego mitu. Nie wierzę,
żeby był wcieleniem Iris, ale… Nie pozostał obojętny na fakt, że ktoś szuka
Pustego dla Gniewu. A kiedy już dał ci się złapać, czy nie wspomniałeś mu, o
który odział chodzi?
– Opowiadałem mu o Ikari. Miałem… Chciałem,
żeby Pusty, którego z nią połączę był… Żeby z nią współpracował.
– Zdaję się, że Kirai był więcej niż gotowy
do współpracy w momencie kiedy usłyszał – Ikari i ósmy oddział. Gniew i ósemka
mają dla niego znaczenie tak jak dla nas ulubiona piosenka albo porzucone za
młodu marzenia. Ale… Jeśli w przyszłości pojawia się możliwość, żeby
zrealizować stary plan…
– Co masz na myśli?
– Mamy gniew i nienawiść. I mit o ogarniętej
obłędem bogini tęczy, przedstawianej na wielu starożytnych rycinach jako postać
ze skrzydłami. No i mamy liczbę osiem. Zdaję się wiec, ze brakuje jeszcze
sześciu składników.
– Myślisz, że…
– Tak. Myślę, że Kirai nie dołączył do mnie
bo ma własny plan na zdobycie dla siebie mocy.
– Wierzysz mu? – Toshiro Hitsugaya osłaniał
dłonią czy, które po długim przebywaniu w ciemnościach powoli przystosowywały
się do dziennego swiatła. Wraz z Uraharą oddalali się spiesznie od więzienia,
jako że jeden z nich przebywał tu bez wiedzy Centrali.
– Hm. Ta historia Kiraiego… Wydaje się być
całkiem logiczna, chociaż…
– Mówie o tym, czy wierzysz, że to nie on
wysłał do ciebie wtedy tego demona.
– Hm.
Toshiro westchnął.
– Ciągle nie wiem po co mnie tu ze sobą
wziąłeś. Ok, sam nie mogłeś załatwić pozwolenia na to widzenie i wiedziałeś, że
Kyoraku zgodzi się, żebym zszedł do Muken bez obstawy, ale założę się, że tak
naprawdę mógłbyś sam się tu przedostać i nie byłem ci do niczego potrzebny.
– Hm.
Po kolejnym chrząknięciu Toshiro miał ochotę
zacisnął dłoń na gardle sklepikarza, żeby wyrzęził się jeszcze jeden, ostatni
raz, na śmierć. Ale wtedy przypomniał sobie znaczące „Och” Aizena i stanął jak
wryty.
This deadly burst
of snow is burning my hands
Urahara również sie zatrzymał, patrząc na
Hitsugayę spod pasiastego kapelusza.
– Chciałeś mnie sprawdzić. Dlatego mnie tu
przyprowadziłeś. Myślałeś… – Dłonie kapitana zacisnęły się w pięści. –
Myślałeś, ze współpracuję z Aizenem?! – Jego pięści zadrżały. – I co?! Jak wypadłem
podczas twojej informacji?!
– Nie gniewaj się, Toshiro. – Kisuke nasunął
kapelusz głębiej na czoło, tak że teraz rant zasłaniał mu oczy. – Ktoś
kontaktuje się z Sosuke i być może pomaga mu wciąż snuć intrygi. To ten sam
ktoś, kto działa na szkodę Ikari i chce się jej pozbyć z Seireitei. Chciałem
zobaczyć, jak będziesz zachowywać się w obecności Aizena, żeby pozbyć się
wątpliwości.
– I co, jestem czysty? – prychnął Toshiro i
wznowił marsz. – To że nie lubię tej niebieskowłosej jędzy nie znaczy jeszcze, że jestem w zmowie z Aizenem. Tak w
ogóle to słyszałem, ze ty sam handlowałeś tą zołzą z Espadą.
– Hm, powiedzmy, ze wtedy blefowałem. I
robiłem to ze zgoła innych pobudek niż ten kto próbuje jej teraz zaszkodzić.
– Chryste. – Tosiro kopnął leżący na drodze
kamyk. – Czy oprócz mnie masz jeszcze jakieś podejrzenia?
– No cóż, wydaje mi się, ze najpierw trzeba
sprawdzić tych, którzy oficjalnie okazują Ikari niechęć.
– Aha. Czyli zamierzasz przesłuchać
osiemdziesiąt procent Społeczeństwa Dusz, tak?
– A przychodzi ci na myśl ktoś konkretny?
–Nie, ale to wcale nie musi być osoba, która
obnosi się ze swoją antypatią… Może wręcz przeciwnie udaje pełnego oddania,
lojalnego…
Toshiro drugi raz w przeciągu kilku miut
zatrzymał się jak wryty. I to samo zrobił Urahara.
– O kim myślisz? – zapytał sklepikarz, tym
razem wywijając rant.
– Zanim ci powiem, muszę o coś zapytać Ikari.
W przeciwieństwie do ciebie, nie lubię rzucać bezpodstawnych oskarżeń.
– Moje oskarżenia wcale nie były
bezpodstawne! Wielokrotnie groziłeś Jaggerjack śmiercią w mojej obecności!
– Umknęło ci tylko, ze robiłem to wyłącznie
wtedy, gdy ona groziła mi – warknął Toshiro. – Powiedz mi lepiej, czy… Czy
Ikari naprawdę jest Visordem?
– Hm…
Ikari
zdążyła awansować na trzeciego oficera, nim moje badania wreszcie przeszły fazę
wstępną, a zanim znalazłem jej Hollowa była już oficjalnie nominowana na
stanowisko vicekapitana. Wszystko przebiegło tak, jak to sobie wyobrażałem. Nie
było komplikacji. Nie było fazy wyparcia. Myślałem, że mi też udało się
stworzyć Visoreda. Do czasu, kiedy któregoś dnia w końcu wszystko runęło.
Tym
razem nie otworzyła drzwi do niego kopniakiem. Chyba nawet nie miała siły
nacisnąć na klamkę. W końcu zwróciłem uwagę na dziwny odgłos drapania i podszedłem
do drzwi.
–
Yourichi, doprawdy, przecież mogłaś wejść oknem, zawsze zostawiam ci otwarty
lufcik…
Ale
kiedy je otworzyłem, nie zobaczyłem czarnej kotki, którą spodziewałem się
ujrzeć. W progu stała Ikari. A raczej słaniała się na nogach. Chabrowe włosy
wisiały w strąkach, zasłaniając jej twarz, a kiedy podniosła z trudem głowę, wystraszył
mnie ziemisty, niezdrowy kolor jej zapadniętej twarzy. Jednak jeszcze bardziej
zaniepokoiłem się widząc lewe oko Hagane, w którym wirowały barwy, na zmianę zwężając
i rozszerzając źrenicę.
I can’t remind
your eyes, your face
– U–ra–hara…
– Głos miała zbyt słaby, by zdobyć się na coś więcej. – Niedobrze… mi.
Ledwo zdążyłem
się odsunąć, a ona upadła na kolana i zwymiotowała. Kolorowymi piórami. Doskoczyłem,
by zamknąć drzwi i spostrzegłem na nich długie, głębokie wyżłobienia, jak po
śladzie pazurów. Przeniosłem ją z podłogi na materac, ale kompletnie nie wiedziałem,
jak mogę jej pomóc.
–
Ikari? Próbowałaś użyć mocy Pustego?
Słabo,
ale skinęła głową.
– I co
się stało?
–
Zakręciło mi się w głowie. A potem…
Pokazała
mi lewą dłoń. Teraz obrośniętą czerwonymi szponami. Jej kosode odchyliło się
przy tym i w nozdrza uderzył mnie swąd palonej skóry. Na jej dekolcie zobaczyłem
znamię, jakby wgłębienie, które bezustannie syczało, pogłębiając się.
– Co mi
jest? – zapytała drżącym głosem. – Czym ja jestem?
– Nie
wiem… Na pewno nie jesteś Visoredem. Jesteś… Sam nie wiem, Ikari.
"Zdawało się, że schody ciągły się w nieskończoność"
OdpowiedzUsuńDziecko drogie! Ciągnęły! Ciągnęły!
"– Tędy. – Pokierował go, wywierając na delikatny nacisk na jego bark"
bez pierwszego 'na'
"Niepokój, który go ogarnął, potęgował."
Potęgował się. Lub narastał.
"banicji z Solu Society."
Soul ;)
"– Jak mnie tu znalazłaś? – Sam fakt, że mnie wytropiła była larmujący."
alarmujący.
A tak wgl to miałam dreszcze czytając, ten tekst i ta muza. Ah!
"– Czyli on sam podjął te ryzyko, tak? "
To!
"go chociaż w połowie długa, jak"
w połowie tak długo, jak.
" niż przełączyć się do mnie."
przyłączyć
To z błędów.
Akcja - jenyyyy! Czytąłam z zapartym tchem i teraz już nei zasnę nawet na tą pieprzoną ostatnią godzinę. Ja chcę wiecej. To Bakuś nie? Bakuś. I Urahara jednak nie jest zły. I ta legenda jak ja lubie legendy i mity, yey!
Już, poprawione, dziękidziękidzięki, że mi wypisałaś te krowy. Matko "ciągły"... wpisze se to na ściane wstydu.
UsuńBakuś, co? :D Moze powinnam zrobić ankietę jakś na ten temat :D
Zaczęło grać i zaczęłam się trząść. Nie wiem czy ze strachu, czy z podekscytowania, czy z tego, że Aizen. <3 Człowiek Sousuke. :D Piosenka wlazła jak Derek do Camaro. [jakkolwiek to zainterpretujesz].
OdpowiedzUsuń"lecz zanim zadał pytanie, ten położył dłoń na jego ramieniu." Uhahara zboczeniec. xD
'Zaryzykowałbym nawet teorię, że całkiem nieźle się tu bawisz w pojedynkę." W końcu usta ma odkryte, prawda ? xD [nie sorry. już nie będę, obiecuję xD]
Dalej nie ogarniam czasu drogowego, musimy raz sobie usiąść na spokojnie i ja sobie to muszę rozrysować.
'– W sumie… Parę dni temu wjechałem w gówno na rowerze i też przez chwilę zastanawiałem się, czy to ty za tym nie stoisz.
– Masz rower? – Hitsugaya zmarszczył brwi. – I umiesz na nim jeździć?' i się popłakałam <3 Ale on ma dostawczak :P czy ten piece of crap jeszcze jeździ? xD to już wolę jeepa. xD
No ja też nie wiem czym ona jest. Definitely, not even a werewolf. a pomyśleć, że wszystko zaczęło się od wyrzucania choinki przez okno.
Nie wiem czemu, ale miażdży. Jak dla mnie to w pozytywnym znaczeniu miażdży. Po za tym, gdy tylko widzę, słyszę, czuję AIZEN... wiedząc co się działo kiedyś i co jeszcze będzie... :D:D
[Jeśli w filmowej adaptacji Drogi Zniszczenia rolę Sousuke Aizena zagra Dylan O'Brien zgadzam się na wszystko. NA WSZYSTKO, PAMIĘTAJ.] <3
Ale powoli zaczynam rozumiec całą koncepcję. Mit <3 I wgl kiedy skończysz kolorować tego gnojka?! !!!! :D
DALEJ DALEJ DALEJ!!! Gdzie są Kirasie, koszykarze i cała masakra?!
robią liste zakupów. -.-
Usuńprzydałby sie jakis derek w camaro.
No zgadzam się z Phoenix, rozdział zajebisty. Zapomniałam zaś spytać, to kiedy kolejny? I kiedy na TTD? I takie tam ;)
OdpowiedzUsuńszczerze mówiąc to ja sie bałam aziena tykać, wgl gnojka nie przewidziałam, ale poszła mi ta muza i poszło Muken, no bo co innego.
UsuńI WIESZ CO????? ZAPOMNIAŁAM SIE POCHWALIC MOIM NAJZAJEBISTSZYM ARTEM GRIMMEM NA ŁANCUCHU!!!!! jak moglam!!!!! to mi daje motywacje, zeby nastepny rozdzial wrzucic przed wyjazdem. moe sie uda.
A ja tak czytam tą odpowiedź, czytam i takie what... jaki Grim na łańcuchu... A najpierw zrozumiałam, że się miałaś na łańcuchu jakimś pochwalić tym artem to już wgl nie zajarzyłam. Generalnie kiedys będą kolejne ale na nic nie mam czasu. Ba! Mam ołówek ale nie mam kartek ej...
UsuńLekka, kurwa, obsuwa? A wciry chcesz?
OdpowiedzUsuń