Polecam MUSIC.
_____________
Pierwszy Espada wydął usta i mrużył szare oczy, z uwagą przyglądając się przeciwnikowi. Sekunda płynęła za sekundą, a on nie spuszczał wzroku z beznamiętnego oblicza rywala. Łudził się, że wyczyta coś z jego pokerowej fizjonomii. Próbował nawet stroić rozpraszające miny. Puszczał perskie oczy, poruszał na zmianę brwiami, raz nawet pozwolił Lilynette rozciągnąć swoje usta w zabawnym grymasie. Twarz Ulquiorry pozostawała niewzruszona. Jakby nic nie mogło zrobić na nim wrażenia.
_____________
Pierwszy Espada wydął usta i mrużył szare oczy, z uwagą przyglądając się przeciwnikowi. Sekunda płynęła za sekundą, a on nie spuszczał wzroku z beznamiętnego oblicza rywala. Łudził się, że wyczyta coś z jego pokerowej fizjonomii. Próbował nawet stroić rozpraszające miny. Puszczał perskie oczy, poruszał na zmianę brwiami, raz nawet pozwolił Lilynette rozciągnąć swoje usta w zabawnym grymasie. Twarz Ulquiorry pozostawała niewzruszona. Jakby nic nie mogło zrobić na nim wrażenia.
–
Cwana bestia – mruknął Starrk, odchylając talię kart, by jego partnerka mogła
do nich zerknąć. – Jak myślisz, Lily?
Gingerbuck
również wydęła usteczka, obdarzając karty niepochlebnym spojrzeniem.
–
Nie ryzykowałabym – oświadczyła, uwieszając się ramienia Starrka. – Z tym to
nawet w „Wojnę” nie wygrasz. Ani pasjansa też nie ułożysz.
She told me not to step on the cracks
I told her not to fuss and relax
Starrk rzucił jej pełne powątpiewania spojrzenia i
dołożył do puli dwa żetony najwyższej waluty.
– Wiesz, że gramy o fracction? – upewnił się Ciffer,
nie pozwalając, by jakikolwiek mięsień jego twarzy chociaż drgnął.
– Fracction, dużo powiedziane. – Coyote uśmiechnął
się cynicznie, rozsiadając na marmurowym krześle. – Znaczy się mam na myśli aż
Lilynette…
– No ej! – pisnęła Arrancarka w proteście.
– …i Rhan.
Przechodząca właśnie przez pomieszczenie blondynka,
rzuciła na stół tacę z mosiądzową zastawą. Gorący napój opuścił brzegi dzbanka.
– Ulquiorra! Uprawiasz hazard? – Rhan wzięła się
pod boki i patrzyła z niesmakiem na Czwartego Espadę, który w milczeniu
przyglądał się naręczu swoich kart. – No wiesz ty co?
– Pas – odrzekł Czwarty, kładąc karty na stole,
figurami do dołu i wsuwając je pod kupkę nieużytej w rundzie talii.
– Cienias. – Coyote rzucił własne rozdanie na blat
i westchnął z rezygnacją. – Co tam miałeś? Parę menosów?
Ulquiorra nie odpowiedział, zbierając karty i
zaczynając je tasować.
– Gracie w arrankera? – zainteresowała się Rhan,
opierając się o krzesło, na którym siedział Czwarty. – Mogę też?
– Nie dziś. Gramy, no wiesz, w kręgach Espady. –
Coyote sięgnął po filiżankę, by nalać sobie kawy.
– Ale ja chcę!
– Przed chwilą byłaś tym zdegustowana – mruknął Ulquiorra,
nie przestając tasować, a Rhan tupnęła ze złością nogą. – Wybij to sobie z
głowy.
– Bo nie dostaniecie nic na kolację!
– No ale my zakład mamy. – Starrk skapitulował,
słysząc, że grozi mu przejście na dietę.
– O co?
– O… takie tam – odchrząknął, rzucając Lilynette
przepraszające spojrzenie. – Ale generalnie powinnaś być dumna z Ciffera, że
nie ryzykuje.
Zanim Rhan zdążyła to skomentować, przez Las Noches
przetoczył się wstrząs, jakby tąpnięcie. Stosy żetonów do gry zachwiały się i
rozsypały po stole, Starrk i Ulquiorra złapali się krawędzi blatu, Lilynette i
Rhan złapały się Starrka i Ulquiorry. Trzęsienie narastało, aż osiągnęło punkt
kulminacyjny i zaczęło zmniejszać swoje natężenie. Ostatnie drżenia rozeszły
się po ścianach i wszystko ustało. Coyote i Ciffer przez cały ten czas patrzyli
na siebie, podejrzewając, co to może oznaczać.
– Zaczęło się.
– To nie Grimmjow.
– Jesteście pewni? Jak nas ostatnio odwiedził,
popękały podłogi.
– A pamiętasz, co nam wtedy powiedział?
– Coś w stylu… „Siedźcie tu, kurwa, na dupach i
czuwajcie.”
– Moje fracction zna takie brzydkie słowa?
– Ja tylko cytowałam.
– Tak czy inaczej lepiej, żeby zastał tu coś poza
zgliszczami… Albo inwazją obcych.
– To może to sprawdźmy?
– Nie, Lilynette, czekaj!
Zanim Starrk zdążył ją złapać, mała, nieustraszona
Arrancarka, przejęła inicjatywę i wystartowała z miejsca. Zachowała trochę
rozwagi, bo zanim wybiegła z pomieszczenia, wystawiła zza ściany pół głowy,
wyglądając jednym okiem zza pozbawionego drzwi pomieszczenia.
– O-o – usłyszeli jej śpiewny, zaskoczony głosik,
nim czyjaś łapa złapała ją za gardło i uniosła. Najwidoczniej licho podeszło
bliżej niż sądziła i teraz dosłownie stała z nim oko w oko.
Pretty little face stopped me in my tracks
But now she sleeps with one eye open
– Co jest, kurwa? – Zza rogu wyłoniła się sylwetka
Piątego Espady. – To wy, mośki? A gdzie Aizen?
Nnoitra
obrzucał lekceważącym spojrzeniem Pierwszego i Czwartego Espadę, Rhan nie zaszczycając
nawet zerknięciem.
– Powiem ci, gdzie ty się zaraz znajdziesz – zaczął
Starrk, odsuwając z szuraniem krzesło i powoli z niego wstając – w Lesie
Menosów, rozczłonkowany, jeśli zaraz nie…
Nnoitra puścił Lilynette, jakby zupełnie zapomniał,
że w ogóle ją trzyma i odwrócił się twarzą w stronę, z której przyszedł.
– Szayel, ty kurwo! Oni mieli już tu być –
poskarżył się, opierając się na swoim monstrualnym zanpakuto. – A zastałem tu
tylko bandę zasrańców!
– Licz się ze słowami – ostrzegł Ulquiorra, gdy
Starrk gestem przywoływał do siebie kaszlącą, trzymającą się za gardło Gingerbuck.
–
A co mi zrobisz, Ulquiorra? – Jedna brew Nnoitry podjechała znacząco w górę,
gdy zwrócił na niego oko. – Zamienisz się w nietoperza i przelecisz mi nad
głową?
Zielona
wiązka światła przemknęła bez ostrzeżenia nad głową pochylonego ku swojej drugiej
połowie Coyote i trafiła dokładnie w miejsce lewego oczodołu Nnoitry, a przynajmniej
w miejsce, gdzie ten powinien się znajdować. Przepaliła materiał opaski i
przeleciała na wylot, wyrąbując w ścianie pałacu pokaźną wyrwę.
–
Oż ty jebany… – Gilga wykrzywił się wściekle, podrzucił zanpakuto, złapał za
koniec jego rękojeści i zamachnął się nim, przecinając całą przestrzeń, jaka
znalazła się w zasięgu jego ramienia. Starrk pociągnął Lilynette na posadzkę.
Ulquiorra wciąż stał przed Rhan, która objęła go w pasie i próbowała odciągnąć,
ale Czwarty ani drgnął. Trzymając jedną rękę w kieszeni hakamy, drugą wyciągnął
przed siebie, by zablokować atak Nnoitry.
Hierro
Ulquiorry opierało się ostrzu topora, lecz wkrótce na bladej skórze Arrancara
zaczęły wykwitać karmazynowe kropelki. Ulquiorra przestał siłować się z Santa
Teresą. Zamiast tego złapał za jej półksiężycowe ostrze, zacisnął na nim palce
i wyrwał ją niespodziewającemu się tego Nnoitrze. Przepłacił to rozcięciem
dłoni, ale teraz to on trzymał wielgachne zanpakuto, wycelowane ostrzem w Piątego
Espadę. Pchnął, a wygięta w półksiężyc klinga przyszpiliła Nnoitrę do ściany,
tuż obok pozostałości po Cero w postaci ziejącej dziury, z której obrzeży sypał
się tynk.
–
To moje pierdolone zanpakuto – syczał Nnoitra, a na jego twarzy pojawił się
szeroki, wielorybi uśmiech. – Myślisz, że możesz mnie nim choćby drasnąć?!
–
Tak. – Ulquiorra położył drugą dłoń na jelcu broni i naparł na nią większą
siłą. – Właśnie tak myślę.
Sztych
zagłębiał się w ścianę po obu stronach szyi Nnoitry. Im bliżej niej lśniła stal,
tym bardziej rzedł uśmiech Piątego.
–
Módl się, Santa Teresa! – wrzasnął, gdy środek półksiężyca zaczął
uciskać jego grdykę. Zanpakuto rozproszyło się w rękach Ulquiorry i
zmaterializowało po stronie swojego właściciela. W jego rękach. W dwóch parach
jego rąk.
Głośnemu
wybuchowi śmiechu zawtórowało kolejne zatrzęsienie, tym razem jeszcze potężniejsze.
Nnoitra przylgnął z powrotem do ściany, klnąc siarczyście i starając się
utrzymać równowagę. Pomiędzy nim, a Ulquiorrą, zaczęło pojawiać się rozdarcie
garganty. Gdzieś z boku dało się słyszeć wariacki chichot Szayela. Ciffer
odskoczył na bezpieczną odległość, dobywając własnego zanpakuto. Rhan wzięła z
niego przykład i nawet Coyote leniwym ruchem dobył swojej katany, drugą ręką
przygarniając do siebie Lilynette.
–
Cóż za chłodne powitanie – usłyszeli zasmucony, poważny głos, zanim jeszcze
rozpoznali sylwetkę z rozłożonymi w geście pozdrowienia ramionami. – Widzę w
waszych rękach nagie miecze, wycelowane w tego, komu te ręce zawdzięczacie.
Aizen
majestatycznym krokiem wyszedł z garganty, opuszczając ręce, wyraźnie
zmartwiony. Tuż za nim chwiejnym krokiem wytoczyła się niebieskowłosa
dziewczyna i natychmiast przykucnęła, jakby chciała się przytrzymać ziemi,
która najwidoczniej tańczyła pod jej stopami. Kiedy uniosła podbródek, patrzyła
wprost na Rhan. Arrancarka wydała z siebie zduszony okrzyk, widząc dziwnie
wykrzywioną twarz Shinigami, zupełnie jakby Ikari próbowała jednoocznie się
cieszyć i rozpaczać.
Well that's the price she paid
–
Możesz coś z tym WEŹ SIĘ W GARSĆ TY SUKO I TAK JUŻ zrobić? – Jej lewe oko
mieniło się wszystkimi barwami tęczy. – Wiem, że jesteś kimś w rodzaju
uzdrowiciel… ZAMKNIJ SIĘ A TY JEJ NIE SŁUCHAJ. Kurwa!
Ikari
uderzyła pięścią w podłogę, zostawiając na posadzce wgniecenie. Aizen spojrzał z
góry na jej skuloną sylwetkę, a potem zerknął na Nnoitrę, który wciąż stał z
uwolnionym zanpakuto, wahając się, czy kontynuować starcie.
–
Weź to stąd – polecił Aizen, trącają walczącą z Hollowem Hagane czubkiem buta.
– Nie mogę na to patrzeć.
Piąty
Espada zacisnął usta w wąską kreskę, ale najwyraźniej przypomniał sobie, że są
jakieś powody, dla których służy Sosuke, bo bez słowa złapał Jaggerjack za kark
i nie zważając na jej wycie, wlókł ją za sobą po posadzce. Ikari próbowała się
opierać, darła paznokciami marmurową powierzchnię, ale dopiero próg stanowił jakąś
zaporę, której mogła się chwycić. Nie trwało to długo, bo Nnoitra
bezceremonialnie nadepnął na jedną z dłoni Hagane, łamiąc stalowym obcasem jej
palce. Dopiero jej krzyk wyrwał z letargu dwie Arrancarki, które wzdrygnęły
się, jakby w damskiej solidarności.
–
Nic nie zrobicie? – Lilynette wzięła się pod boki i patrzyła wymownie na
Starrka.– Czy to nie ta laska, którą Grimmjow kazał wam pilnować?
–
No… Niby tak. Ale potem kazał nam pilnować Las Noches… A może całego Hueco
Mundo. – Coyote drapał się po głowie. – Nie mam pojęcia co ona tu robi. Z nim.
– Kiwnął podbródkiem na Aizena.
–
Więc będziecie tak stać? – Rhan niecierpliwie przytupywała nogą, zerkając
znacząco na Ciffera, a ponieważ ten nie wykonał żadnego ruchu, westchnęła z
irytacją. – Och na rany boskie! – Przerzuciła zanpakuto do drugiej ręki,
podwijając rękaw. – Żeby baby musiały brać takie sprawy w swoje ręce… Z drogi!
– Trzymając dłoń zacisnietą na rękojeści, próbowała wyminąć Aizena, ale gdy
przechodziła obok niego, ten objął ją ramieniem. Mocno.
–
Wydawało mi się, że gdzieś się wybierasz, ale… – W przywodzących na myśl
mrożoną kawę oczach Aizena pojawił się błysk. – Tylko mi się wydawało, prawda?
I said: " hey, girl get your filthy fingers out of my pie"
Rhan
mogła jedynie wzruszyć ramionami. Uścisk Aizena był tak mocny, żeby mogła się
wyrwać. Zacisnęła zęby, dzielnie mierząc się z Sosuke wzrokiem.
–
Jesteś tu od kilku minut, a już mnie wkurzasz tak, jak kiedyś.
–
Dziecko drogie… – Aizen wyciągnął tą ręką, którą nie miażdżył jej w uścisku i
odgarną loki z twarzy Arrancarki, następnie musnął wciąż ściskającą trzonek
zanpakuto dłoń Rhan. Przesunął po niej opuszkami palców i wraz z nią złapał za broń.
– To ja ci podarowałem Darwinę. Dopasowałem oplot tsuki do koloru twoich
ślicznych oczu…
Rhan
wyuczyła, że w pomieszczeniu nastąpiło poruszenie. Próbowała wykręcić głowę,
żeby sprawdzić, co się dzieje, ale mrowienie, jakie nagle odczuła w ręce, za
którą trzymał ją Sosuke, kazało jej spojrzeć w dół. Zobaczyła, że klinga jej
katany wygina się, jakby ożyła i zamienia w coś oślizłego, wydając z siebie syk.
Stalowy twór zaczął wspinać się po jej ramieniu, formując ze sztychu paszczę, w
której jeżyły się rzędy małych szpilek. Był tuż przy jej twarzy, rozwierając
naszpikowane ząbkami szczęki.
Okrzyk
Rhan wymieszał się z echem dochodzącym zza ścian, niosącym ze sobą wycie Hagane.
I'll cut your little heart out cause you made me cry
–
Co jej zrobiłeś?
Ulquiorra
stał pomiędzy swoją fracction, która powstrzymywana przez Lilynette, klęczała
teraz na posadzce i próbowała rozdrapywać sobie twarz, a Aizenem. Sosuke
wyglądał na znudzonego. Przechadzał się naokoło stołu, ze splecionymi z tyłu
rękoma, przyglądał mu się z uwagą.
–
Z tego co pamiętam, był kimś w rodzaju kuglarza, no nie? – zauważył Starrk,
uważnie śledząc bystrymi, szarymi oczyma ruchy Aizena, który zaśmiał się cicho
na jego słowa. – To pewno jakiś jego iluzjonistyczny triczek. Myślę, że jeśli
go zdekapituję, to może to pomóc.
–
Skąd w tobie takie zgorzknienie, Coyote? – Aizen zmarszczył swoje idealnie
symetryczne brwi, opukując blat kamiennego stołu. – Byłeś jednym z moich
najwierniejszych Arrancarów. Byliście lojalni, obaj. – Obrzucił Pierwszego i
Czwartego Espadę krótkim spojrzeniem. – Jakiś… Szósty – zaakcentował to słowo –
zrobił wam pranie mózgu?
–
Zadałem ci pytanie, Aizen – sparował Ciffer, wskazując na Rhan kataną. – Co
zrobiłeś?
–
Nie, to ja tu zadaję pytania. – Aizen uderzył dłonią w blat. – O, to chyba
tutaj. – Uderzył jeszcze raz, dużo mocniej. Blat popękał, a Aizen niedbałymi
ruchami wyjmował kawałki marmuru i odrzucał je za siebie. – I mam jeszcze parę.
– Sosuke odgarnął dłonią resztki gruzu, pozostałego w miejscu pęknięcia i
złapał za pochwę, która wyłoniła się z kurzu. Uśmiechnął się do siebie i
wyciągnął swoją katanę z pochwy. Przyglądał jej się z wyrazem tęsknoty na twarzy.
– Dobrze cię schowali, tak, jak kazałem. – Zapowiadało się na to, że zaraz ją
przytuli, ale opamiętał się i znów popatrzył na Espadę. – A tak, pytania. –
zamyślił się na moment, przyciągając rękojeść do ust, aż wreszcie wskazał
palcem na Pierwszego. – Więc… Masz coś do mnie, Starrk?
Coyote
prychnął i zanim odpowiedział, wywinął bronią niespiesznego młynka.
–
Umieraliśmy. – Wskazał na siebie i Gingerbuck. – A ty po prostu nas minąłeś, obnosząc
się ze swoim Hougyoku. Nie miałbym pretensji, wiedziałem na co się piszę, ale
nie wybaczę ci, że nie pomogłeś Lily.
–
Gdyby nie ja, nawet byś jej…
–
Nie. To ty urządziłeś nam pranie. Lilynette była ze mną od zawsze. Nie
doceniałem tego, ale to się zmieniło. To twoja jedyna zasługa.
Oh, my reputation's kinda clouded with dirt
–
A ty, Ulquiorra? – Brązowe spojrzenie Aizena przesunęło się na Ciffera. – Byłeś
mi posłuszny. Najbardziej oddany z całej ten bandy.
–
Wszystko sobie przekalkulowałeś, Aizen. – Beznamiętne, zielone oczy Ulquiorry
patrzyły na Aizena bez śladu żadnych emocji. – Planowałeś mnie poświęcić, a ja
to akceptowałem. Ale kiedy już leżałem tam w częściach na pustyni,
stwierdziłem, że to nie było tego warte. Łudziłem się, że jednak byliśmy dla
ciebie czymś więcej. W końcu nawet najlepszy lalkarz dba o swoje zabawki. Ale
to nie ty mnie znalazłeś. – Ulquiorra przerwał, odwracając wzrok. – Szósty to
zrobił.
Wszystko drgało.
Może minęła tylko
chwila, a może przeleciało już całe stulecie. W każdym razie niebo wciąż było
czarne. Albo to był mrok, który roztacza swój urok jedynie przed oczyma konających.
Kolor śmierci, obejmujący wybrańców stęsknionymi mackami, szczelnie i
niedyskretnie. Ale dokąd idą umierający Arrancarzy? Czy jest dla nich przygotowana
jakaś kraina zmarłych? Valhalla dla poległych Pustych? A jeśli nie i zostaje tylko
ten zimny piach Hueco Mundo, jeśli to jest ta wieczność, to czy naprawdę warto
było dać się zabić?
– Tch.
Tchnienie pustyni.
Przybyło.
– Nie umrzesz tutaj,
cieniasie.
Piasek skomlał pod
stopami rannego króla.
Cień pochylonego
władcy. Było na to równanie.
4 < 6
Wszyscy zrzucamy
diademy. Ale nigdy już nie schylimy się po obroże.
– Jeśli ktoś cię
zabije, to będę, kurwa, ja. Zapamiętaj to sobie. – Perspektywa się załamywała.
W ciemności wnikał kobaltowy blask. – Wisisz mi uczciwą walkę. Nie zdechniesz,
póki cię nie pokonam, to na bank.
Wszystko drgało. Powietrze
wirowało.
– Czekaj tu.
Przyprowadzę kogoś, kto się zna na składaniu nas do kupy, za chuja nie mam
pojęcia skąd. Może to przez te jego pieprzone magiczne trzewiki. – Szczelina się rozrasta. – Jeśli wyciągniesz
kopyta zanim wrócę, to cię kuźwa zniszczę.
–
Nie chciał w zamian niczego w przeciwieństwie do ciebie.
–
Na pewno?
–
Chciał się tylko bić – prychnęła Lilinette, wciąż trzymając Rhan za nadgarstki.
– I teraz to z nim się trzymamy.
–
Chciał walki i pokonał nas w niej. A my Arrancarzy jesteśmy jak wilki. – Starrk
gestykulował, nakreślając ręką w powietrzu łuk. Między nimi, a Aizenem, pojawił
się półkrąg widmowych wilków. – Trzymamy się w stadzie i słuchamy
najsilniejszego.
Aizen
nie dał po sobie poznać, że usłyszał ostatnią wypowiedź.
–
Mam zatem ostanie pytanie, zasadnicze. – Dotknął ostrzem swojej katany ramienia
Rhan, a ona przestała się rzucać, łapiąc głęboki wdech. – Po czyjej jesteście stronie?
–
Chyba już wystarczająco odpowiedzieliśmy na to pytanie.
–
No cóż. Nie można powiedzieć, że nie próbowałem.
Uniósł
Kyōka Suigetsu i uderzył
sztychem w posadzkę. Ostre weszło w marmur jak w masło. Podłogę przeszyła
błyskawica pęknięć, biegnąc dokładnie przed łapami wilków. Część Las Noches, na
której stali Czwarty i Pierwszy Espada wraz z fracction, zaczęła się zapadać.
–
Głodny jestem – warczał Piąty, ciągnąc za sobą półprzytomną Shinigami, dopóki
nie znaleźli się w przestronnym pomieszczeniu o osmolonych ścianach. Dopiero
wtedy puścił Ikari i zostawił ją na podłodze, udając się w stronę wygaszonego
paleniska. Oblizywał się, węsząc w powietrzu i z nadzieją wpatrując się w
stojące na kamiennym piecu brytfanki. – Zjadłbym coś dobrego. – W brzuchu
zaburczało mu na całą salę jadalną, gdy podnosił pokrywkę. – Kurwa! – zaklął,
zaglądając do środka. – Kurwa, kurwa, kurwa! – komentował, zrzucając pokrywki z
pozostałych naczyń.
Szayel
obserwował go znad skrzyżowanych ramion, wzdychając z dezaprobatą. Kiedy
znudził mu się show z latającymi talerzami w roli głównej, zwrócił swoje
spojrzenie na półprzytomną Ikari.
– Taaa…
– mruknął, kucając przy niej i przyglądając się, jak kropelki potu, które
zraszały jej czoło, toczą się w dół. – I co my z tobą zrobimy, hm?
Przyglądał
jej się jeszcze chwilę, zsuwając okulary w białych oprawkach na czubek nosa, a
potem złapał ją za włosy, by postawić na nogi. Hagane krzyknęła, a Szayel
zaśmiał się sadystycznie.
– No
chodź, kruszynko, wsta–je–my!
Wciągnął
Shinigami na wysoką kamienną ławę i posadził na blacie. Ikari spojrzała na
niego z nienawiścią, ale tylko na tyle było ją teraz stać. Nie mogła
jednocześnie walczyć z Kiraim i przeciwstawiać się Espadzie. Pozwoliła więc się
tu zawlec i przestała protestować przeciw podłemu traktowaniu, by nie marnować
energii, którą przeznaczała na odpieranie Hollowa. A wyglądało na to, że Pusty
zmobilizował całe swoje siły, żeby zdominować swoją żywicielkę.
W
ciemnościach Mukken dała się oszukać, przez co Kirai zdołał otworzyć Gargantę,
ale bardzo szybko wzięła się w garść. Kiedy tylko znów przejęła kontrolę,
portal się zamknął. I co prawda garganta przytrzasnęła Aizenowi rękaw, ale to
nie powstrzymało jego ucieczki. Od tamtej pory uprawiała z Kiraim coś, co
przypominało zapasy. Łatwiej było jej znosić brutalność Nnoitry, bo doświadczała
jej tylko połowicznie. Jej druga połowa tarzała się z demonem na łące
porośniętej bazylią. Raz ona, a raz on był na górze, szczerząc groźnie kły. A
im mniej zwracała uwagę na rzeczywistość, tym bardziej angażowała się w tą
walkę i tym częściej nad nim górowała.
– Co my
tu mamy? – Szayel wyciągnął z poł białego stroju małą, metaliczną latarkę i
poświecił nią w lewe oko Ikari. – Ooo, ciekawe. Nnoitra, widziałeś to?
Piąty
Espada ciągle miotał się w pobliżu paleniska, trzaskając wszystkim co wpadło mu
w łapy, ale na wezwanie Szayela okręcił się napięcie i ruszył w jego stronę,
ściskając w garści rzeźnicki nóż.
– Co? –
Zatrzymał się, patrząc z odrazą na dyndające w powietrzu nogi Shinigami. – Co
mam zobaczyć?!
Hagane
mruknęła coś niezrozumiałego w proteście. Podbródek bezwładnie opadł jej na
pierś. Szayel złapał Ikari za żuchwę i przekrzywił jej głową w jedną i w drugą
stronę, patrząc z zainteresowaniem jak dziewczyna toczy błędnym wzrokiem, jakby
miała coraz większe trudności z ogniskowaniem ostrości widzenia.
– Jej oczy
– podpowiedział Aporro.
– No co
z nimi? – Nnoitra nachylił się, opierając ręce o kolana i mrużąc oko, wpatrywał
się w Ikari.
–
Zaczekaj… Patrz na lewe… O, widziałeś?! Zmieniło kolor!
– Ta,
fajne, kurwa, kupiłbym se takie bajery i zamontował tutaj! – Wskazał czubkiem
noża na swoją dziurę Hollowa.
– Nie
rozumiesz. – Szayel pokręcił z dezaprobatą głową. – To coś znaczy.
– To
znaczy, że twój pierdolnięty naukowy móżdżek chciałby je zbadać. – Gilga
zmierzył różowowłosego wściekłym spojrzeniem. – Podoba ci się? Chcesz je?
Piąty
Espada wywinął nożem młynka i wycelował ostrzem w twarz Hagane. Bez zawahania wbił
je w zmieniające kolor oko.
– Kurwa
mać! – wrzasnął Szayel, poprawiając okulary z takim rozmachem, że prawie mu
spadły. – Co żeś, czubku, zrobił?!
I took a knife and cut out her eye
Nnoitra
rechotał jak wariat, słuchając niemrawych jęków Ikari, która nie zareagowała na
to w żaden inny sposób, jakby nawet ból nie był w stanie przywrócić jej teraz
świadomości.
– A
mówiła mi… – Nnoitra krztusił się śmiechem. – Mówiła mi… Jakiś czas temu!
Wyzywała… Od jednookich! – Puścił tkwiący w jej oku nóż i złapał się za brzuch.
– I co? I kto się przyzywa…! – Zaniósł się chichotem. – Kto się przezywa, ten
się sam tak na–nazywa!
Ryczał
ze śmiechu dopóki Granz nie trzasnął go pięścią w ramię.
– Co
najebałeś, idioto, pytałem!
– No
jak to, przecież chciałeś. – Nnoitra otarł łzę z kącika oka i złapał z powrotem
za nóż. Przekręcił go w oczodole i wyciągnął nadzianą na ostrze gałkę oczną,
czemu towarzyszył odgłos wilgotnego cmoknięcia, podobny do tego, który wydaje
korek wyciągany z butelki wina. – Myślisz, że Aizenowi do czegoś przydałoby się
to oko?
–
Wątpię, żeby w ogóle miała mu się jeszcze przydąć, skoro kazał ci ją zabrać,
ale… – Aporro ściągnął okulary i wytarł szkła w biały materiał hakamy, po czym
pospiesznie ubrał je z powrotem. – Dalej zmienia kolor! – Szayel patrzył
zachłannie na wariującą tęczówkę i zabrał nóż z rąk Nnoitry.
I took it home and watched it wither and die
–
Extra. Weź to do swojego laboratorium i miłej, kurwa, zabawy.
Szayel
oderwał wzrok od swojego eksponatu i spojrzał podejrzliwie na Nnoitrę.
– A ty
co zamierzasz tu z nią robić, hm?
– Też
się zabawię.
Na
twarzy Piątego pojawił się paskudny uśmiech.
Well, she's lucky that I didn't slip her a smile
– Wytłumacz
mi to – poprosił Ósmy Espada. Wyglądało na to, że wreszcie znalazło się coś,
czego nie mógł objąć rozumem. – Grimmjow tak bardzo zalazł ci za skórę?
– Och. Nie.
– Gilga szczerzył wielkie zębiska w szerokim uśmiechu. – Chociaż… Może.
Przyczaiłem się za
rogiem, za którym właśnie znikły jej niebieskie kudły. Trzymałem już w dłoni
swoje zanpakuto i zamierzałem co prędzej zapakować je w plecy podłej Shinigami,
ale nagle ktoś złapał mnie za łeb i wciągnął z powrotem za róg ściany. Poczułem
chłód ostrza, przystawionego do szyi.
– Ani się waż,
skurwielu.
Zaśmiałem się, ignorując fakt, że mogę zaraz zostać
pozbawiony głowy.
– Bo co? Masz
wyłączność na tą kurewkę?
– Z tego co wiem,
to więcej niż jeden czerep ci nie wyrośnie, więc…
Nie słuchałem co
mówi do mnie ten błękitnowłosy kiep.
– Coś ty taki
drażliwy, Grimmjow? Zakochałeś się? Czy ci się okres spóźnia?
Schował zanpakuto
i zaczął mnie okładać pięściami. Dopiero kiedy złamał mi szczękę, ocknąłem się
z zaskoczenia.
– Proszę, możesz
teraz iść się poskarżyć Aizenowi–sama.
– Ty gnoju… – syknąłem,
dotykając opuchlizny. – Kim ona jest, że jej bronisz?
– Nikogo nie
bronię, niedojebie – prychnął ten szósty cwel. – Po prostu byłem pierwszy, więc
się nie wpierdalaj. Chcesz, to się ustaw w kolejce.
– Teraz
moja kolej. – Pochylał się nad Ikari i patrzył na nią tak, jakby nagle zyskała
dla niego na atrakcyjności. – Wygląda teraz tak… – Zlizał zastygłą strugę krwi
z jej policzka, rozmazując krew po twarzy Hagane.
–
Obrzydliwe – skomentował Ósmy, patrząc na dłoń Nnoitry, wpychającą się między
uda Ikari.
I slipped my hand under her skirt
–
Obrzydliwe? – Głos Nnoitry brzmiał nisko i chrapliwie. – Jakżeś pedał, to może
i obrzydliwe.
– Ale
wiesz o tym, że teraz to chyba ten Pusty siedzi w jej ciele? – zapytał Granz,
machając Piątemu przed twarzą zmieniającą barwy gałką oczną. – Więc chyba to ty
jesteś trochę ten tamten…
Nnoitra
warknął i machnął łapą, ale Szayel w porę uskoczył.
– Ty
chuju. Przez ciebie mi się ode chciało.
– Wiesz
co, Nnoi? Mam lepszy pomysł. – Szayel puścił do Piątego oko i tym razem
powstrzymał jego cios, łapiąc za jego nadgarstek. – Ja też chcę mieć z tego
trochę uciechy. To powinno być twoje – orzekł, patrząc ze smutkiem na tkwiącą
na czubku noża gałkę oczną, którą wciąż wymachiwał. – Ja mam z tą pizdeczką na
innym pieńku.
– Chcesz mi pomóc? –
spytałem, wychwytując jej flirtujący ton.
– Pewnie – odrzekła, mrugając
do mnie. Podeszła do ustawionego wzdłuż ściany długiego stołu i zaczęła po koli
brać do rąk różne menzurki, mrucząc coś pod nosem.
– Czego szukasz?
– Czegoś miętowego i
antybakteryjnego.
– Co? Po cholerę?
– No jak to. –
Kapitan podeszła do mnie, odkorkowując jadowicie zielony flakonik. Powąchała
zawartość i skrzywiła nos. – Żeby sobie czymś przepłukać po tobie usta.
Uśmiechnęła się
szeroko i chlusnęła mi płynem prosto w twarz. Zawyłem, pocierając oczy. Kląłem, słysząc, że ucieka wraz z rudowłosą, ale mogłem
ruszyć za nimi dopiero, gdy pozbyłem się tego nieznośnego pieczenia w oczach.
Dogoniłem je, gdy wspinały się po schodach wiodących do wyjścia. Trzymałem w
ręku detonator, gotów go użyć. Mrużyłem oczy, bo chociaż okulary ocaliły mi
wzrok, to z ich szkieł, przeżartych przez miksturę, nic nie zostało. Wydawało
mi się, że Ikari ukłoniła się w moją stronę prześmiewczo, jakby sądziła, że nieźle
jej poszło odegranie jakiejś roli. Wydałem z siebie pełen furii okrzyk i niewiele
więcej myśląc, uniosłem, jak wciąż wierzyłem, detonator i zdetonowałem szwy
Ikari. A raczej myślałem, że tak robię. Zamiast tego w twarz buchnął mi niebiesko-żółty
płomień, od którego zajęły się okalające moją twarz włosy.
– To za caja negaction, skurwysynu! –
usłyszałem jeszcze, miotając się po korytarzu. To i jej pełen kpin śmiech, gdy
ogień trawił moją twarz.
– Co
masz na myśli?
– Tyle,
że mam lepszy pomysł. W końcu chcemy dopiec
naszemu królowi, prawda?
– Sex taśma
dla Sexty to by było coś.
– Może,
ale zrobimy lepszy show. – Szayel zatarł ręce. – Bierz ją i idziemy na
najwyższą wieżę.
–
Chcesz ją stamtąd zrzucić? – Nnoitra podrapał się po brodzie, myśląc. – Nawet
jeśli Szósty będzie w Hueco, może nie zauważyć, że zrzucamy kogoś z jego pierdolonego zamku.
– Nie,
jeśli ten ktoś będzie płonąć.
– Że
co?
– No
przecież mówię. – Szayel uśmiechał się od ucha do ucha. – Podpalimy tą małą
zdzirę.
I said don't worry, it's not gonna hurt
– I?
– I…
Skoro jej pusty ma skrzydła… – Aporro przeczesał szczupłymi palcami włosy;
jeden został na jego dłoni, więc Ósmy zdmuchnął go, obserwując jak kłaczek
unosi się w powietrzu. – Zobaczymy, czy nauczył ją latać.
Nnoitra
nie zadawał więcej pytań, tylko zarzucił sobie pojękującą Ikari na ramię i obaj
Espada ruszyli w stronę krętych, kamiennych schodów, wiodących na szczyt wieży,
podśmiewując się co kilka kroków.
That's
why you sleep with one eye open
That's the price you paid
That's the price you paid
Eee...No to ten tego.
OdpowiedzUsuń"zaakcentował te słowo – zrobił wam pranie mózgu?"
to, to,to, to, to, to, to kurwa!Nie te.
"Przyglądał jej się w wyrazem tęsknoty na twarzy."
z wyrazem tęsknoty
"Jeśli wyciągniesz kopyta zanim wrócę, to cię kuźwa zniszczę."
Typowy Grimik.
"– Chyba już wystarczająco odpowiedzieliśmy na te pytanie."
Znowu te kurwa, ja Ci te kurwa z głowy wybije.
"Kiraim"
Nie Kiraiem? Ale ja tam się nie znam, tylko dziwnie brzmi.
akcja z okiem takie trochę, ouuuuu! Opis był taki, ze aż moje oko zabolało nie wspominając o ciarkach. Bleeee. Co Ty robisz biednej Ikariiii!
"– Z tego co wiem, to więcej niż jeden czerep ci nie wyrośnie, więc…"
Typowy Grimik x2
Lofciam <3
Jeszcze takie podsumowanie, bo się śpieszyłam z czytaniem przed wyjściem. Nie ma to jak korki z łaciny <3
OdpowiedzUsuńTen tego. Generalnie rozdział dobrze napisany, bo aż miałam dreszcze, kuźwa, dreszczeeee, zwłaszcza to z tym okiem będę przeżywać.
Grimmjow ma uratować Ikę, rozumiesz? On ma ją kuźwa uratować, bo jak nie to go tak zgnoje na Behind, że się nie pozbiera. Kapiszi?
O kurwa, to dobrze. Miałam malutką nadzieję na takie reakcje, bo samej pisało mi się ten rozdział mam wrażenie lżej, niż powinno. Ale może to ta piosenka. Po prostu jak ją znalazłam, to najpierw cedziłam, że no nie ma opcji, nic bardziej dosadnego nie znajdę, no i wczułam się, kiwałam w rytm pisząc. ;P
Usuń<3
Musisz wyplenic ze mnie te 'te'.
Ja Ci już powiedziałam, co mi się robiło jak czytałam, widziałaś jak wymachiwałam wałkiem. Ale to i tak nie jest wystarczająca ekspresja mojego rejdża.
OdpowiedzUsuńAle od początku.
Stark i Lily. Dla mnie, tworzysz ich własną legendę , choć występują tak rzadko. Ulqu jest genialny, nabardziej mi się podoba w całym rozdziale. Solidarność jajników, oczywiście, bo przecież gdzie by się faceci ruszyli, oni tylko o własne dupy się umieją troszczyć. Rhan daje taką światłość w tym zamku :)
Dalej nie wiem, czego spodziewać się po Aizenie. Ja nie wiem czego się w ogóle spodziewać.
Piosenka mnie bardzo rozbiła. Ze wszystkich dotąd dodanych, ta jest najlepsza. :D
Mogłoby się komuś wydawać, że bluzgi i wulgaryzmy są przesadzone... NIE. NIE NIE SĄ. Są jak najbardziej na miejscu, gdyby ich tam nie było, puzzle bylyby niekompletne. To jest piąty, to jest wulgaryzm w osobie, a Szayel skurwysyn niech nawet mi w droge nie wchodzi, bo mu zajebie tym wałkiem.
Ale, tak. Ulqu bije wszystkich na głowę. Z tym jego pokerem, poker facem i stawieniem się na Nnoiego. Kocham go i czuję się dumna z tego, że kupiłam sobie sweter w nietoperze. :D
I mówię Ci to już chyba po raz któryśtam setny. Tak, Nnoitora i Szayel mają sens. Nie, nie shippuję ich, ale to zdanie jest w sensie czysto fabularnym :)
Dalej chcę plakat Aizena. !!! Dobry jest, skurczybyk! :D
O, no no, Ril ma rację co do Uli, jak go nie lubię tak duet Uluś i Rhan genialne.
OdpowiedzUsuńAziu baziu tyż. Już dawno nawet przestałam się zastanawiać, co wymyślił, bo już dawno wykroczył poza moje pojmowanie.
No i cholera zdążyłaś przed świętami, czyli wiszę Ci oneshota o Grimku? T.T Na razie mam akapit wstępu...
Z każdym wpisem co raz bardziej się wciągam! Chcę kolejny, now.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://upadekstorybyphoebe.blogspot.com/