czwartek, 10 marca 2022

[10 lat od zniszczenia drogi] CZĘŚĆ TRZECIA: Podział

 

Noc była niespokojna, najeżona błyskami, które rozdzierały niebiosa elektryczną siecią. Nie tylko pioruny dzieliły przestrzeń. W ich blasku powoli otwierała się garganta. Deszcz zacinał mocniej, grzmoty zaryczały bliżej, zerwał się wiatr, uderzał ciężkimi kroplami o okna, ziemię i drzwi.

 

I remember black skies,

the lightning all around me.

 

O drzwi uderzała też pięść.

Ani gwałtowna pogoda, ani nocne najście nie zaskoczyło Urahary. Jedno pasowało do drugiego. W zasadzie należało się tego spodziewać. Owszem, był już w pręgowanej, flanelowej piżamie, ale puszysty, szmaragdowy szlafrok przewieszony przez oparcie krzesła jak gdyby tylko czekał na moment, w którym będzie potrzebny. Kisuke Urahara sięgnął po niego, gdy pukanie się powtórzyło, natarczywiej.

Ruszył przez sklep, który prowadził po odejściu z Gotei, gdzie zajmował stanowisko kapitańskie, poświęcając się nauce i prowadzeniu eksperymentów, i przeszedł do części mieszkalnej, bo to z tamtej strony nadchodzili goście.

— Oho — chrząknął, gdy bębnienie do drzwi rozbrzmiało jeszcze agresywniej, zanim do nich dotarł. Przekręcił zamek i nacisnął klamkę. Szpara powoli się rozszerzała, towarzyszące temu skrzypienie nasycało chwilę grozą. Grozę podsycały trzy rozbłyskujące w ciemności punkciki. Dwa kobaltowe, jeden cyjanowy.

 

I remember each flash

as time began to blur.

 

Urahara może nie miał doktoratu z kolorystyki, ale te barwy interpretował bezbłędnie. Wiedział, że oznaczają kłopoty, zwłaszcza, gdy zestawiają się obok siebie. Zwłaszcza w środku nocy.

Bijące z wnętrza ciepłe, blade światło niewystarczająco doświetlało jego twarz. Nie sposób było dojrzeć oczu, na które opadała długa, płowa grzywka, ani ocenić, czy jest zadowolony z wizyty. Dopiero błysk rozświetlający niebo wyodrębnił nikły uśmiech wyginający jego wargi. Nikły i mylący.

 

Like a startling sign,

that fate had finally found me.

 

Nagłym ruchem próbował zatrzasnąć drzwi, ale wciśnięta za próg stopa mu to uniemożliwiła.

— Hehe — zachichotał nerwowo Urahara, podnosząc wzrok z czarnego mokasynu na zmrużone, kobaltowe oczy, jarzące się zdecydowanie za blisko. — Cześć, Grimmjow. Ikari — skinął głową postaci stojącej krok z tyłu. — Co was sprowadza o tej porze, podczas tak fantastycznej pogody?

Błyskawica przeorała niebo, rzucając nieco blasku na twarze gości. Zdawały się podobnie pozbawione wyrazu. Ściągnięte usta, opuszczone kąciki warg. W połowie opuszczone powieki, czujne oczy, patrzące z wyższością, oceniały.

— Akurat byliśmy w pobliżu — odpowiedziała Ikari — kiedy tak strasznie się rozpadało. Grimmjow nalegał, żeby pożyczyć od ciebie parasol.

— A, nie ma sprawy! Momencik! — Urahara zniknął, a Ikari westchnęła ciężko, przewracając okiem. Zanim mężczyzna wrócił, Grimmjow kopnięciem otworzył drzwi szerzej. Właściwie niewiele brakowało, żeby wypadły z zawiasów, a wracając, po odbiciu od ściany, prawie rozbiły mu nos.

— Czyli to jednak był sarkazm? — upewnił się Urahara, gdy Ikari zamknęła za sobą, nanosząc do środka deszczu. Trzymał już w ręku parasol. Ikari tylko spojrzała na niego z politowaniem.

— Proszę, nie każ mi wątpić w twój iloraz inteligencji.

Urahara wypuścił powietrze nosem, opuścił ręce, odrzucił parasol na łóżko. Westchnął, poważniejąc.

— Wiesz, po co przyszłam — ustlała Ikari, uważnie obserwując sklepikarza. Znała jego skłonność do sztuczek.

— Wiem — przyznał Urahara. — Ale wątpię, czy dobrze to przemyślałaś.

Ikari prychnęła.

— Na szczęście to nie twój interes.

— Naprawdę tego chcesz? — Mężczyzna nie odpuszczał. — Cały wysiłek, żeby wyodrębnić go z duszy twojej córki, pójdzie na marne, jeśli go wypuścisz.

— Wypuszczę? — Usta Ikari rozciągnęły się w nieprzyjemnym uśmiechu, a zza nich wydobył się krótki, niski śmiech. — Nie, tym razem to on wpuści mnie.

— Nie zapanujesz nad nim. Nie udało ci się to wtedy i nie uda teraz — perswadował Urahara, uciekając się do coraz żywszej gestykulacji.

— Dużo się zmieniło od czasu, gdy ostatnio ucinałam sobie z nim pogawędkę. — W pozostałym cyjanowym oku pojawił się brzydki błysk. — Myślę, że teraz się dogadamy.

— Ty dalej nie pojmujesz, że to się nie może udać! — Urahara przechadzał się nerwowym krokiem po pokoju. — Chcesz odzyskać moc, OK. Spodziewałem się, że kiedyś pożałujesz swojego poświęcenia, ale...

— Niczego nie żałuję, ty cholerny pederasto w klapkach zajumanych jakiejś gejszy! — uniosła się Ikari, zaciskając dłonie w pięści. — Zrobiłam to dla Netami i powtórzyłabym to miliard razy! — Jej nozdrza falowały, gdy wbijała wściekły wzrok w byłego kapitana gotei. — Ale okoliczności się zmieniły. A skoro mogę odzyskać moc...

— Nie możesz! O to chodzi, że nie możesz!

— Chuj mnie obchodzi twoje zdanie na ten temat! To moje zanpakuto i masz mi je natychmiast oddać!

— Może i miecz jest twój, ale dusza, która go zamieszkuje, już nie! Dlatego nigdy nie będzie ci służyć!

— I tu się mylisz — skwitowała Ikari, wydymając usta. — Teraz coś nas łączy.

 

And your voice was all I heard

That I get what I deserve

 

Urahara zatrzymał się, splótł z tyłu ręce i nic nie powiedział, jedynie przyglądał się uważnie niebieskowłosej, która nie mogła znieść taksującego spojrzenia szarych oczu.

— Dość — warknęła. — Po prostu oddaj mi moją własność. Nie potrzebuję, byś dłużej ją przechowywał.

Mężczyzna drgnął, jego ramiona opadły, a ciężkie westchnienie miało znaczyć, że się poddał. Ruszył przez pomieszczenie, utkwiwszy wzrok w rękojeści katany, leżącej na półce, lecz zanim pokonał połowę dzielącego go od niej dystansu, zimna stal zagrodziła mu drogę.

— To nie jest zanpakuto Ikari — mruknął Grimmjow, który spodziewał się tego ruchu i cierpliwie czekał, żeby się wtrącić — tylko twoje. — Kpiący uśmiech, tańczący na wargach Espady, starczył za recenzję tak przewidywalnego posunięcia.

Urahara wykrzywił usta, rzucając Grimmjowowi zirytowane spojrzenie.

— Naprawdę chcesz jej na to pozwolić? — musiał chociaż spróbować przekonać Grimmjowa, skoro Ikari nie chciała słuchać. — Nie pamiętasz, co było, gdy przejął jej ciało? — Kobaltowe oczy patrzyły niewzruszenie spod ciężkich powiek. — Jak prawie ją straciłeś? — Twarz Espady drgnęła, ale nie cofnął ostrza.

— Skończ już, Kisuke! — Ikari wycelowała w niego palcem. —  Mów, gdzie ją ukryłeś. — Urahara tylko zagryzł od wewnątrz policzki. Ikari syknęła. Traciła cierpliwość. Wygrażając pięściami, zaczęła sama szukać swojej własności, otwierając szafkę za szafką i wywalając całe ich zawartości na zewnątrz. Po pięciu minutach cała podłoga zawalona była bibelotami, domowym sprzętem, gaciami Urahary, stosami książek i shinigami wiedzą czym jeszcze, bo na półkach Ikari znajdywała różne dziwne kolekcje przedmiotów, jak na naukowca przystało.

— Przestań! Przecież nie trzymam twojej katany w skarpetach! — krzyczał Urahara, gdy Ikari opróżniała bieliźniarkę. — Zostaw, to moje prywatne... DOBRA! DOBRA, SŁYSZYSZ?!

Ikari znieruchomiała, przyglądając się stringom z cukierków, które właśnie znalazła.

— Serio? — Jej niepewna mina wskazywała na to, że boi się szukać dalej.

— Prosiłem — z wyrzutem wycedził Urahara. — Już, możesz to zabrać. — Rzucił zniecierpliwione spojrzenie Grimmjowowi, który wciąż go pilnował. — Oddam ten cholerny miecz i róbcie, co chcecie, tylko niech ona skończy demolować mój dom.

Grimmjow, nie spuszczając z niego oczu, odsunął ostrze Pantery. Sklepikarz poniechał pomysłu, by sięgnąć po swoje zanpakuto, odwrócił się i odszedł w drugą część pomieszczenia. Schylił się, będąc tuż przy ścianie, i przez chwilkę macał podłogę, aż wcisnął odpowiedni panel i uruchomił mechanizm, otwierający skrytkę. Niewidoczne gołym okiem wyżłobienia w ścianie poszerzyły się, tworząc otwór. Urahara sięgnął do środka i, sapiąc, wyciągnął z niego pokaźnych rozmiarów skrzynię. Zabezpieczona była kilkoma kłódkami, więc jeszcze długą chwilę zajęło wprowadzanie szyfrów i marudzenie Ikari, aż wreszcie wieko się uniosło.

— Proszę — mruknął bez entuzjazmu Urahara. — Zrobiłem swoje. Gdybyś potrzebowała pomocy, poproś kogokolwiek, byle nie mnie. Tym razem ci nie pomogę, gdy ten potwór się rozszaleje.

Ikari przełknęła głośno i podeszła bliżej. Od razu rozpoznała swoją broń. Niebieska rękojeść, czarna, nieco zakrzywiona pochwa. Sięgnęła po nią ręką.

— Naprawdę uważasz, że Ikari ma dość siły, by nad nim zapanować? — Ostatni raz spróbował Urahara, odwracając się do Grimmjowa. — Nie udało jej się, kiedy była w lepszej kondycji.

— Och, skończ już pitolić! — Ikari łapała rękojeść, gdy silne palce zacisnęły się na jej nadgarstku, powstrzymując ją. — Grimm! — Wzniosła oczy ku niebu, a potem przeniosła wzrok na twarz Arrancara. — Tylko mi nie mów, że przejąłeś się tym pierdoleniem.

Mierzyli się na spojrzenia, Grimmjow nic nie mówił, jedynie patrzył, jakby był w stanie wzrokiem zmierzyć, na ile wystarczy jej sił.

 

So give me reason,

to prove me wrong,

to wash this memory clean.

 

Może był. Chwilę później puścił jej rękę i wycofał o krok, robiąc jej przestrzeń.





__________________________________________


Zapowiedź części czwartej:


— Czyżby? — Kirai świdruje mnie wzrokiem. W tej postaci mógłby uchodzić za postrzelonego nastolatka, ale ja widzę w nim jedynie potwora. Z którym chcę się sprzymierzyć. — Rzeczywiście… Widzę coś w twoich oczach — zgadza się, choć bardzo ostrożnie. — Coś więcej, niż gniew — zawiesza głos. — Chodzi o mnie? — powątpiewa. — Czy może ktoś inny zalazł ci za skórę jeszcze bardziej?

Fakt, że nie mogę powstrzymać drgnięcia, a może wyraz mojej twarzy, choć najpewniej dostęp do wybiórczych myśli – nie wiem, co sprawia, że Kirai czyta ze mnie jak z otwartej książki, mimo, że unikam jego spojrzenia.

— Ktoś cię skrzywdził. — Mruży oczy, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. — Ktoś, komu zaufałaś.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz