GRIMM: Yo! Miało nie być rozdziału, bo ta wilcza niezdara potknęła się o przedłużacz i ujebała wtyk do lapka, AHAHAHAHA! Na nieszczęście Gość Z Którym Mieszka znalazł jej zapasowy zamiennik... Także wątpliwie miłej zabawy, ludziska, tch!
_____________
Krzątający
się za kontuarem recepcjonista odwieszał właśnie klucze zwolnionych pokoi, gdy
ktoś uderzył w blat pięścią tak mocno, że chłopak podskoczył ze strachu.
Odwrócił się, rzucając spłoszone spojrzenie na stojącego przed ladą mężczyznę.
–
S-Słucham?
– Yo,
pokój chcę wynająć.
–
O-Oczywiście… Numer dwadzieścia pięć na drugim piętrze panu o-odpowiada?
–
Wolałbym numer sześć.
I'm gonna make it bend and break
Recepcjonista
obejrzał się za siebie na tablicę z kluczami i z powrotem odwrócił do
błękitnowłosego klienta.
–
A-Ale szóstka jest zajęta.
Mężczyzna
spojrzał na niego tak groźnie, że chłopak pobladł i instynktownie przesunął
dłoń pod kontuarem w stronę przycisku alarmowego.
–
Sekundę – warknął niebieskowłosy i zniknął, a w chwilę potem przez hol
przebiegła dwójka mężczyzn – jeden łysy, a drugi o bujnej, asymetrycznej
fryzurze, z której wystawały piórka. W panice wciągał ubrania na piżamę,
podczas gdy łysy awanturował się głośno, stojąc na środku holu w samych
bokserkach i próbując tamować dłonią krew z rozbitego łuku brwiowego.
– Co
ty sobie wyobrażasz, że jak jesteś królem jakiegoś burdelu, to możesz się
rządzić i wyrzucać nas na zbity pysk?!
– Z
burdelu tak.
– Ale
to nie jest burdel tylko hotel!
– No
nie wiem, skoro śpią tu gwiazdy Seireitei…
–
Jakie niby z nas gwiazdy?!
–
Spoko, łysy. Nie mam na myśli ciebie i twojego kolesia.
– EJ!
Ja nie jestem żadnym kolesiem łysego! – sprzeciwił się Yumichika i zaraz
stopniał pod ciężkim spojrzeniem Madarame. – To znaczy… Nie jestem kolesiem Ikkaku,
który nie jest łysy, tylko nie ma włosów.
–
Nieważne. Z was dwóch i tak by nie było przybytku miłości.
–
Taaak? To niby o kim mówisz, mając na myśli ponętność, powab, kuszące ruchy, wdzięk
i…
–
…puszczalstwo? – Grimmjow uniósł brwi, patrząc z obrzydzeniem na Ayasegawę. –
No, z tego co wiem nocuje tu Kurosaki i… ta druga.
–
Chyba nie zapomniałeś jak się „ta druga” nazywa, co? Bo z tego co kojarzę
nazywacie się dość podobnie.
– A
ja kojarzę, że tobie, łysy i twojemu kumplowi, odebrano za karę zanpakuto, więc
na waszym miejscu bym za bardzo nie pyskował. – Arrancar znacząco spojrzał na patyk,
jaki miał przypasany u swego boku Madarame i niedbałym gestem skierował swoją
dłoń na rękojeść Pantery.
– Na
czas określony! Kapitan zabrał nam Zabójców tylko na tyle dni, na ile my
schowaliśmy Shiraiona – wyjaśniał Yumichika, czym wzbudził tylko pogardliwy
uśmiech na twarzy Arrancara.
–
Wynajmijcie sobie inny pokój albo się stąd zabierajcie – poradził Espada.
–
Ó-ósemka jest wolna-a – zaoferował recepcjonista. – T-to t-tuż obok, więc nie
będzie-e k-kłopotu z przeprowadzką…
– Daj
pan ten pokój i gratis śniadanie, to nie pójdziemy do kierownika – skapitulował
Madarame.
–
D-da się, ale trzeba poczekać, b-bo musimy zmienić pościel. Będzie-e gotowy za
g-godzinę.
– No
to jazda stąd i nie pokazywać mi się tu do… do której u was trwa doba hotelowa?
–
D-Do cz-cz-cz-cz…
– Do
czwartej?
–
Nie-e-e-e, do cz-cz-cz-cz-cz-cz…
– Nie
wkurwiaj mnie, cz-cz-człowieku! – zawołał Jaegerjaquez, a w jego ręku zalśniło
ostrze Pantery. – Bo będziesz miał cz-cz-czułe spotkanie z żelastwem!
– Do
czternastej! Doba hotelowa trwa do czternastej!
– No
to wypierdalać i spróbujcie się tu pokazać wcześniej!
Szósty
machnął Panterą na dwójkę Shinigami, którzy w pośpiechu opuszczali teraz hotel
(Ikkaku wyrywał Yumichice z rąk jego golf, żeby nie wylecieć na zewnątrz w
samych gatkach). Arrancar ponownie opar się o kontuar.
– Szóstka
jest już wolna. – Uśmiechnął się tak paskudnie, że pracownik recepcji tym
razem wcisnął guzik bezpieczeństwa. Na jego szczęście – bo Espada zapewne
wyciągnąłby z tego odpowiednie konsekwencje – guzik nie zadziałał. – Tylko przyślijcie
mi tam jakieś sprzątanie. Przed drzwiami komuś musiało się rozlać coś
czerwonego… Klucze już mam, także dzięki za fatygę.
–
P-Pańskie nazwisko…? – odważył się jeszcze zapytać recepcjonista, drżącymi
rękami otwierając Księgę Przyjęć.
– Bo
co? – Kobaltowe spojrzenie pozbawiło go resztek odwagi. Długopis wymknął się
jego spoconym dłoniom i z brzdękiem upadł na podłogę.
–
M-M-Muszę wpis-s-sać, kto przy-przyjmuje p-p-p-p-pokój.
–
Jaegerjaquez – rzucił Szósty po krótkiej chwili wahania i odszedł. Nie
odwracając się dodał: – Zrób jeden błąd w moim nazwisku, a rozwalę twój pusty
łeb o tą ladę i osobiście się wpiszę do tej twojej książeczki twoją krwią.
Recepcjonista
już nigdy w życiu nie odważył się wziąć do ręki długopisu.
Kiedy
Grimmjow znalazł się w pokoju numer sześć, zamknął za sobą drzwi i przeciągnął
się z satysfakcją. Walka, to było coś, co dawało mu prawdziwą radość. No, może
przegonienie tych żałosnych oficerów z jedenastki faktycznie nie było czymś, co
można by było nazwać pojedynkiem, ale po długiej abstynencji w tym temacie (bo
jednak nie oklepał buźki Ósmemu) Grimmjow docenił także i to.
Miał
jeszcze chwilę dla siebie, zanim wpadnie reszta drużyny, bo zanim z hukiem
wyniósł się do Tokio, był łaskaw poinformować tą zgraję śmierdzących Shinigami,
że on, ich najlepszy zawodnik, zamierza teraz ćwiczyć w Toutou, na terytorium
wroga, żeby się przystosować, oczywiście, do obcego klimatu. I nie, nic z tym
nie miała wspólnego Jaggerjack i jakiś kręcący się koło niej chłoptaś w dowód
czego zaraz wyrzuci na korytarz wszystkie jej rzeczy walające się po pokoju,
który już przesiąk tym mdłym zapachem wilczej jagody. Otworzył na oścież okno.
Może zdąży się przewietrzyć, zanim dotrze tu ten czerwonowłosy pojeb z włosami
jak w ananas strzelił, uwiesi się na jego ramieniu i z zamglonym spojrzeniem
będzie biadolił o reiatsu Stalowej, wspominając intymne sytuacje z nim związane,
jakby jego, Grimmjowa, cokolwiek to obchodziło.
Ze
złością otworzył szafę i z rozmachem wyrzucił z niej wszystkie rzeczy na
podłogę, po czym rozejrzał się za swoją sportową torbą. Zdążył wypakować prawie
całą, gdy zorientował się, że stalowy zapach zamiast wietrzeć, zaczyna się
nasilać. Spojrzał na drzwi akurat w momencie, gdy coś o nie łupnęło.
(It sent you to me without wings)
Co ona tu robi?!
Po
krótkiej szamotaninie z klamką Jaggerjack wtoczyła się do środka. Grimmjow stał
akurat dokładnie naprzeciw drzwi, chowając do szafy sportowy strój i
arrancarskie łaszki nie-do-zdarcia. Obserwował ją, składając swoją hakamę.
Prócz szpitalnej piżamy, związanej na plecach ciżemkami, nie miała na sobie
absolutnie niczego innego i kiedy tak mamrotała coś sama do siebie, nachylając
się do zamka i zabezpieczając drzwi łańcuszkiem, tym samym wypinała w jego
stronę odsłonięte pośladki. W brzuchu Arrancara głośno zaburczało, ale dalej składał
swoje arrancarskie gacie, jakby ich perfekcyjne złożenie było jego życiowym
powołaniem, aż zamieniły się w małą kosteczkę. Policzki z jakiegoś powodu
odrobinę go piekły. Chrząknął więc znacząco, bo jakoś ciężko było mu oderwać
wzrok, a nie miał przecież zamiaru, na Aizena!, zaraz spłonąć rumieńcem. Na ten
błagalny odgłos Ikari co prawda się wyprostowała, ale na tym się skończyło. Wciąż
stała do niego tyłem, a piżamka w dalszym ciągu obnażała jej goły tyłek. Szósty
odchrząknął więc jeszcze raz, a ona zamarła, nadsłuchując, po czym wspięła się
na palce, żeby wyjrzeć przez judasza.
–
Serio, Jaggerjack? Czy oni cię tam faszerowali jakimiś sterydami czy ci się
całkiem w dupie powywracało?! Co masz, omamy słuchowe?!
–
Hmm?
Odwracała
się do niego upiornie powoli, jak zdezelowane, średnio przytomne zombie i
Grimmjow musiał przyznać, że z przodu wcale nie wyglądała specjalnie lepiej. Rozczochrane,
chabrowe włosy sterczały jej we wszystkie strony. Roztargany dekolt zjeżdżał nieśmiało
z jej ramienia i dopiero teraz dostrzegł, że wystają z niego dwie wciąż wbite
pod skórę strzykawki.
–
Jasna cholera, mieli mieć na ciebie oko, a tobie udało się nawiać ze szpitala w
takim stanie?
–
Mmm? – Ikari przekrzywiła głowę, patrząc na niego nieprzytomnie i nachyliła się
w jego stronę, opierając dłonie o kolana. – Kici, kici, kiccci…
–
Słucham?! – wrzasnął Grimmjow, upuszczając swoją poskładaną do perfekcji
hakamę.
–
Kici, kici, kici… – wołała go dalej zachęcającym, przymilnym głosem.
–
Nie przeginaj, Jaggerjack, ostrzegam – warknął Szósty, walcząc z pokusą, żeby
do niej podejść i dać się podrapać za uszami.
–
No chodź, kiciu, nie bój się… – Hagane zrobiła krok naprzód, a Grimmjow
machinalnie się cofnął.
–
J-Ja się boję?! No chy-chyba nie! – Jaegerjaquez nadal się cofał, aż skończył
przyparty do ściany. – I-Ikari! P-Przestań robić
takie m-maślane oczy!
Say a prayer, but let the good times roll
–
Dobly koteł… Choś, choś, choś do mnie…
–
N-Nigdy!
Espada
zwiał do aneksu kuchennego i schował się za lodówką, walcząc ze swoimi
instynktami, które zdecydowały objawić się właśnie w takim momencie. Opierał
się o zimną ścianę, uderzając w nią lekko tyłem głowy i usilnie starał się nie
miałczeć. Kiedy już nieco mu przeszło, a przesłodzony głos Hagane przestał
dobiegać go z pokoju, odważyl się wyjść zza lodówki.
–
Ikari? – zapytał niepewnie.
–
Ciiiiicho – dobiegł go jej syk.
Nieśmiało
wyjrzał zza ściany, bojąc się, że Shinigami czeka na niego z ozdobioną
dzwoneczkiem obrożą.
–
Ej, zołzo, jesteś tam?
–
Zzzzamknij się! – Tym razem ledwo co usłyszał jej szept. Nabrał więc pewności
siebie i wrócił do pokoju. Ktoś, w kogo głosie pobrzmiewa strach, nie zamierzał
chyba stroić sobie żartów z króla Hueco Mundo. Zatrzymał się tuż za progiem,
patrząc ze zdziwieniem na klęczącą na podłodze Ikari.
–
Co ty…
–
Cicho, cicho, cicho! – Gorączkowała się, machając w jego stronę ręką. – Chodź
tu! Szybko, bo cię zauważy!
Wychyliła
się i złapała Arrancara za rękaw, ciągnąc go za łóżko, za którym się chowała.
–
Nie jesteśmy sami – poinformowała go konspiracyjnym szeptem, gdy błękitnowłosy
ukucnął obok, patrząc na nią szeroko otwartymi oczyma.
–
Ano fakt, dalej masz ze sobą dwoje przyjaciół – mruknął Espada i jednym szybkim
ruchem wyrwał tkwiące w jej ramieniu strzykawki, ale kapitan nawet nie drgnęła,
wgryzając się w materac łóżka i zaciskając kurczowo palce na jego krawędzi.
–
To nie przyjaciele – odezwała się po chwili. Jaegerjaquez dostrzegł, że na
materacu został ślad jej ostrych zębów. – To oni. – Nagle wzięła go za rękę, zaciskając swoją drobną dłoń na
jego palcach tak mocno, jakby zamierzała mu je połamać. – Jeden ma włosy czarne
jako noc i tłuste jak smoła, nie ma oczu albo jest cyklopem, ma straszny,
wielorybi uśmiech i wygląda jak sztuciec, a drugi ma włosy różane, ma włosy…
Nie ma włosów! Ma okulary i żółte, żółte, żółte, żółte – zacięła się na dłużą
chwilę na tym kolorze, po czym ruszyła dalej – ma żółte moce, ma żółte
spojrzenie i dziurę w…
–
Nie będę tego słuchać! – zdenerwował się Grimmjow i wstał raptownie, a Ikari
zaczęła drze się wniebogłosy i uspokoiła się, dopiero gdy Grimmjow znowu
uklęknął obok niej.
–
Oni tu są! – pisnęła na wydechu i prawie przewróciła Szóstego, wieszając mu się
na szyi.
–
Nikogo tu nie ma. Jesteś naćpana. – Złapał dziewczynę w talii i próbował od
siebie odsunąć, ale ta zbyt kurczowo splotła ręce na jego karku.
–
Jest za nami. Nie oglądaj się. Nie oglądaj się za siebie.
Grimmjow,
choć dobrze wiedział, że są w pokoju sami, poczuł niepokój, jaki wywołały jej
słowa i nie mógł się powstrzymać, żeby nie zerknąć przez ramię. Nie dostrzegł
za sobą nic bardziej interesującego niż biała, nieco przybrudzona ściana.
Skrzywił się i zerknął z dezaprobatą na Hagane.
–
Weź nie świruj. – Tym razem udało mu się ją od siebie oderwać i posadzić na
łóżku. Palce Ikari natychmiast znów zakleszczyły się na jego brzegu. Wpatrywała
się gdzieś ponad ramieniem Grimmjowa, kiwając się miarowo i bełkocząc coś pod nosem,
a jej cyjanowe oczy były szeroko otwarte i wystraszone. Espada wiedział już, że
niczego za nim nie ma, ale mimo to znów się za siebie obejrzał, bo wydawało mu
się, że naprawdę coś odbija się w jasnych oczach Jaggerjack.
–
Jasny chuj! – zaklął, bo wystraszył się wiszącego tuż za nim kinkietu. Prócz
niego nic jednak już go nie zaskoczyło.
In case God doesn't show
Podszedł
do wciąż wpatrującej się z przerażeniem w ścianę kapitan, złapał za ramiona i
zajrzał jej w oczy.
–
Szayela tu nie ma – oznajmił chrapliwym, ale spokojnym głosem. – Nie bój się.
Całe, kurwa,
szczęście, że ta wstrętna wariatka nie będzie nic z tego jutro pamiętać, bo
właśnie wychodzę na mięczaka.
Źrenice
Shinigami były zwężone do rozmiaru główki od szpilki i nawet na moment nie osłoniły
je powieki, jakby dziewczyna zapomniała o mruganiu.
–
Powiedział, że jesteśmy tacy sami – powiedziała cicho grobowym tonem i choć
patrzyła Espadzie prosto w oczy, jej nieruchome spojrzenie kazało mu
podejrzewać, że jednak wcale go nie widzi.
–
Też ci opowiadałem takie rzeczy, ale nie raczyłaś brać tego do siebie –
zauważył Jaegerjaquez zrezygnowanym tonem. Usiadł pod ścianą, wpatrując się w
niebieskowłosą i zastanawiając się, co z nią zrobić.
–
Jesteśmy ósemkami. – Usta dziewczyny zadrżały. – Jesteśmy pieprzonymi
numerkami.
–
„Pieprzyć” i „numerek” w jednym zdaniu dobrze mi się kojarzy – mruknął do
siebie Arrancar. – Sześćdziesiąt dziewięć macie już zajęty, nie? Szkoda. Ale do
ciebie prócz ósemki pasuje też szóstka, więc byłabyś świetną sześćdziesiątką
ósemką.
Ikari
chyba go nie słuchała. Przestała się kiwać i wtulała teraz głowę w ramiona, a
kiedy uniosła podbródek, zauważył, że zagryza wargi do krwi. Za chwilę uniosła
też swoje szpitalne wdzianko na wysokość żeber i zaczęła skubać wiążące ranę
szwy.
–
Przestań wariować! – Grimmjow wstał spod ściany, złapał ją za podbródek i
zmusił, żeby na niego spojrzała. – Uspokój się albo ci zaraz sprzedam nokautujący
prawy sierpowy i pójdziesz grzecznie spać – zawarczał.
–
Ciągle mam to w środku. – Zaczęła rozdrapywać bok, więc Szósty puścił jej brodę
i złapał za ręce.
–
Przestań, mówię, bo przysięgam, zaraz ci pociągnę z liścia!
–
Swędzi mnie – jęknęła Shinigami i nagle spojrzała na niego przytomniej. – Miałeś
mnie już nie bić, Grimmy.
–
N-No niby tak… Chociaż… Właściwie to sobie nie przypominam, żebym składał jakaś
cholerną przysięgę.
Ale
chwila przytomności umysłu Ikari minęła.
–
Parzyyyy! – krzyknęła teraz, wyrwała dłonie z uścisku Espady i rozerwała
na sobie piżamkę, drapiąc się jak
oszalała po szwach i drąc się przy tym jakby ją obdzierali ze skóry.
Właśnie
w tym momencie ktoś załomotał w drzwi.
–
GRIMMJOW?! Co tam się dzieje?! Wiem, że tam jesteś i że Ikari jest z tobą, recepcjonista
widział jak tu wchodzi! Natychmiast otwieraj drzwi!
–
Powiedz mu, że jest trupem. – Do kobiecego głosu dołączył drugi, męski.
–
Nie, powiedzcie to recepcjoniście! – odwrzasnął Grimmjow, a sam do siebie
dodał: – Pięknie, ryża menda ma jak zwykle bezbłędne wyczucie chwili. I jeszcze
zabrała ze sobą ananasa – zrzędził, chodząc w tą i z powrotem po pokoju i
czochrając włosy. – I co ja mam z tobą zrobić, co? – Zerknął na siedzącą bardzo
półnago na jego łóżku Shinigami, której rozgryziona warga wyglądała, jakby
jednak jej przyłożył i w ogóle była w tak opłakanym stanie, że czerwonowłosy
frajer na pewno od razu będzie chciał go zabić. Nie żeby wątpił w to, czy sobie
z nim poradzi, bo nie było innej opcji, ale wciąż jeszcze nie zszedł mu siniak
z pod oka, który nabił mu Aporro i po prostu był z góry przeciwny próbom
dewastacji swojej buźki. – Może byś coś chociaż na siebie założyła, hm?
Przypomniał
sobie jednak, że przecież wyrzucił jej rzeczy za drzwi razem z wszystkimi
walizami jakie znalazł w szóstce. Z bólem serca więc ściągnął z siebie swoją
koszulkę z panterą i wsadził ją Shinigami przez głowę. To nie wystarczyło, bo
dziewczyna nie chciała współpracować, więc na siłę pomógł jej się w nią ubrać,
przeciągając jej oponujące kończyny przez rękawy.
–
Kurwa, Ikari, jak mała dziewczynka… – zawarczał, ale jej piersi, o które niechcący się otarł posłużyły za
argument dużo efektowniej obalający tą tezę, niż gdyby miała protestować przy
użyciu słów.
–
Kici, kici! Kiciuś się czerwieni? – Zachichotała i podrapała go pod brodą nim
zdążył się uchylić. Najwyraźniej znowu dostawała głupawki.
–
N-Nie zaczynaj znowu!
(Let the good times roll, let the good times roll)
–
Szósty!? Co wy tam robicie!? Otwieraj te cholerne drzwi!
Łomotanie
pod pięściami Renjego znacząco się nasiliło.
–
CHWILA! – wydarł się Arrancar i spojrzał krytycznie na Ikari, która teraz zaśmiewała
się do rozpuku Bóg wie z czego. Wciąż jednak błądziła wzrokiem dookoła i wciąż
wyglądała jakby doznała jakiegoś poważnego urazu na psychice, a Grimmjow bardzo
nie chciał, żeby ktoś pochopnie powiązał z tą urazą jego osobę. Ale cóż jeszcze
mógł zrobić? Przygładził tylko jej roztrzepaną fryzurę i stwierdził, że już nie
może zrobić nic więcej, co przedstawiłoby zaistniałą sytuację w lepszym
świetle. Odchrząknął, odwracając się od Jaggerjack, która naciągała za dużą
koszulkę, żeby przyjrzeć się ilustracji.
–
Jeszcze jedna kicia! – zaświergoliła radośnie, rozpoznając co przedstawia
aplikacja.
Jaegerjaquez
westchnął ciężko i otworzył drzwi. Napotkał za nimi wpatrujące się w niego
wrogo dwie pary brązowych oczu.
–
Miałam nadzieję, że coś się zmieni, po tym jak okazało się, że mamy wspólnego
wroga. – Minako, chociaż nie dosięgała Arrancarowi nawet do ramienia, patrzyła
na niego wyzywająco.
–
Co, myślałaś, że zostaniemy przyjaciółmi? – Na twarzy Szóstego zagościł
standardowy drwiący uśmiech.
–
Nie, myślałam, że wreszcie skończysz zachowywać się jak żałosny dupek.
–
Sorry, taki już jestem.
–
Współczuję. A teraz się odsuń, chcę się zobaczyć z… – Ale kiedy Szósty się
odsunął i zobaczyła Ikari, zamarła, a sądząc z tego jak mocno Renji zacisnął
dłonie na jej ramionach, on również doznał coś na kształt szoku.
–
Już tak wyglądała, gdy do mnie przyszła – spróbował się usprawiedliwić Espada,
ale zrobił to bez większego przekonania.
–
Już tak… – Minako aż się zapowietrzyła. Reputacja Szóstego pozwoliła jej szybko
powiązać ze sobą fakty, jakie, tak sądziła, jej się objawiły. A układanka
zdawała się dość logiczna. Potargana szpitalna piżamka à Grimmjow bez
koszulki à Ikari w koszulce
Grimmjowa. Do tego krew sącząca się z wargi Hagane i jej stan, który wskazywał
na to, że dziewczyna ma za sobą jakieś ciężkie posttraumatyczne przeżycia, a
prawdopodobnie na sto procent została wykorzystana seksualnie. I ten drapieżny
uśmiech na ustach Espady. Wiecznie z siebie zadowolony. Wiecznie kpiący,
wiecznie wykorzystujący i krzywdzący bliskie jej osoby. A właściwie jedną. –
Już… tak… PRZYSZŁA?! – wyrzuciła z siebie na kilka wdechów i zanim się
zastanowiła, co robi, wymierzyła Espadzie policzek. – W TWOICH SZMATACH TU
PRZYSZŁA?! Ty bydlaku! Nie masz za grosz honoru! Jak ci nie wstyd…! Wykorzystywać
ją w takim stanie, kiedy pewno nie wie nawet jak się nazywa!
Kurosaki
wpadła w szał. Zarzuciła własną bluzę na ramiona Ikari, która przestała wesoło
majdać nogami i spoglądać na swój nowy t-shirt. Pojawianie się nowych osób i
krzyków, znów wpędziło ją w przerażenie. Po jej twarzy potoczyły się łzy, a
wzrok uciekł gdzieś do kąta.
–
Już tu jest – wyszeptała, obejmując ramionami kolana.
–
Spokojnie, słońce, zajmę się tobą, zabieram cię w bezpieczne miejsce.
And I want these words to make things right
Próbowała
objąć Jaggerjack ramieniem, żeby wyprowadzić ją z pokoju, ale ta zaczęła
opętańczo powtarzać w kółko, że „Nie, nie, nie, nie,” i z całych sił się
zaparła.
–
Zostaw ją, Kurosaki. – Grimmjow oderwał dłoń od policzka i skierował płonące
wściekłością, błyszczące oczy na Minako.
–
Nie zbliżaj się, bo następnym razem oberwiesz z gipsu – ostrzegła Kurosaki,
wciąż próbując przekonać oponującą kapitan, żeby z nią poszła. – Ona po prostu
nie wie, co się dzieje.
–
Ale chyba nie na tyle, żeby znowu zaufać swojej „przyjaciółce” – zakpił Espada,
a ostatnie słowo wypluł tak cynicznym tonem, że nie pozostawiło wątpliwości, iż
był to sarkazm. – Więc ją, do cholery, zostaw.
But it's the wrongs that make the words come to life
I
Minako ją zostawiła, ale nim gips rozbił się o arrancarską maskę, do pokoju
wkroczyły kolejne osoby. Oboje, lodowy Shinigami i ognisty Fullbringer, nosili
na twarzach ślady walki, chociaż ominęła ich bijatyka z Ósmym Espadą. I oboje
się uśmiechali, ukazując światu, że każdemu brakuje po jednym zębie. Ale to
Fullbringer pierwszy zorientował się w sytuacji.
–
A fe, Dżagadżak, wykorzystywać niepełnosprytną kobietę? – Zaczął powoli zsuwać
z dłoni skórzaną rękawiczkę. – Jako twój trener wymierzam ci trenerskiego. – I
zanim Arrancar zdążył mrugnąć, znowu dostał w twarz – tym razem rękawiczką. Na
tym się jednak nie skończyło, bo za trenerem dotarła reszta drużyny i
najbardziej z tej reszty wtajemniczony w sytuację, również zareagował.
–
Grimmjow, ty świnio… – powiedział z obrzydzeniem Ichigo, ogarniając wzrokiem pokój,
a widok siostry, która obejmowała swoją przyjaciółkę, od razu skojarzył mu się
z pewną sytuacją we własnym domu, którą przerabiał w czasie świąt. Pewno
dlatego zareagował tak impulsywnie i również spoliczkował Arrancara. – Ile razy
ci mam spuszczać manto, żebyś przestał w końcu rozrabiać?
Jaegerjaquez
dzielnie nie zareagował, a przynajmniej nikt nie przejął tym, że Espada
zasłonił twarz ręką, chwytając się za grzbiet nosa, jakby chciał pobudzić
działanie swojej silnej woli i zmusić się do jeszcze odrobiny uległości.
Wiedział jednak, że właśnie dotarł do granic swojej wytrzymałości i zdoła tylko
nieco opóźnić zapłon gniewu. Jego druga dłoń już sama przesuwała się ku
Panterze. Spomiędzy palców zaczął obserwować tą zgraję Shinigami, którzy robili
wokół siebie straszne zamieszanie, próbując uspokoić kapitan ósemki, która
byłaby już spokojna, gdyby nie ta banda krzykliwych pajacy.
Najwięcej hałasu… Grimmjow szybko
znalazł jego źródło. Ryża i Abasrai. Ci
jebani natręci otaczają ją z obu stron i przy tym oboje krzyczą na siebie nad
jej głową. Teraz się nie dziwę, że mała świruje.
–
To była twoja zmiana, szmato!
–
Pilnowałem jej cały tydzień, odkąd trafiła do szpitala!
–
Pilnowałeś?! Raczej spałeś na korytarzu!
–
Przynajmniej nie wciskam jej się do łóżka, jak niektórzy! – zerknął szybko w stronę Arrancara, ale nie zatrzymał na nim
wzroku na dłużej, więc nie dostrzegł, że ten już do połowy wyciągnął zanpakuto.
–
Jej może nie!
–
Nie zmieniaj tematu i nie próbuj wzbudzać we mnie poczucie winy! To była twoja
zmiana tej nocy!
–
To była zmiana Starrka.
–
To nie była moja… Co?
Tym
razem wszyscy spojrzeli na Szóstego.
–
Wynoście się stąd.
–
Nie, co powiedziałeś wcześniej?
–
Że Starrk dał dupy, tak samo jak wy.
–
Odezwał się królewicz znad piaszczystej krainy, pieprzony pan idealny!
Przypominam, że kiedyś ją prawie zabiłeś! Także miałeś ten zaszczyt dać dupy
jako pierwszy!
–
Zamknij ryj, Renji. Mnie bardziej ciekawi fakt, że dopierdala się do nas
następny fagas z Espady.
–
Bo jesteś zbyt beznadziejna, żeby samej przypilnować jednej, rannej,
otumanionej lekami Shinigami!
–
Chyba zapominasz, że ta Shinigami to diabeł wcielony, więc ciężki stan jej nie
tłumaczy!
–
A więc się przyznajesz, że nawaliłaś?!
–
NO CHYBA TY!
–
NO CHYBA NIE!
Wciśnięta
w zagłówek łóżka Ikari zaczęła dygotać i naciągać na siebie kołdrę. Kiedy cała
pod nią zniknęła, Arrancar stracił cierpliwość.
–
…gdybyś wtedy nie odjebał tej całej szopki, do niczego by nie doszło!
–
I co jeszcze?! Może to moja wina, że ten kutas ją porwał?!
–
TAK! Nie dałaby się na to nabrać, gdybyś ty, jej najlepszy kumpel, nie odwalił
takiej krzywej akcji!
–
Ku… KUMPEL?!
–
A co, wolisz „BYŁY”?
–
Ty stuknięta…
–
Miażdż, Pantera.
Zapadła
cisza. Wszyscy po raz kolejny obejrzeli się na Espadę, tym razem bardzo powoli
odwracając się w jego stronę. Spodziewali się ujrzeć podobnego panterze
Arrancara, którego długaśna, błękitna grzywa powiewałaby lekko od wpadającego przez
uchylony balkon powietrza, a długie, czarne pazury zaciskałyby się w pięści.
Ale nie, Grimmjow wciąż stał bez koszulki w swojej bardziej ludzkiej postaci i na dodatek to
on zdawała się być tym faktem najbardziej zdziwiony. Zaraz jednak przesunął
ręką po twarzy. – Kurwa mać! Zapomniałem. Limit.
Przez
pokój przeszło głośne „Aaaa”, gdy Espada wytłumaczył się z zaistniałej lub raczej niezaistniałej sytuacji, po czym powrócono do
przekrzykiwania się nawzajem.
–
Ale to niczego nie zmienia – syknął gardłowym głosem, trzęsąc się ze złości. – WYPIERDALAĆ WSZYSCY!
"Who does he think he is?"
– Ale…
– ALE JUŻ!
Przez
pokój przeszło niebieskie tornado. Drzwi na korytarz otwarły się z hukiem i po
kolei wylecieli za nie wszyscy Shinigami, nawet ci działający w zastępstwie, a
na kupie leżących na ziemi bogów śmierci wylądował Fullbringer. Kiedy Grimmjow
wykopał trenera jako ostatniego, zatrzasnął z powrotem drzwi i ostentacyjnie
pozamykał je na wszystkie zamki. Nie usłyszał zza nich ani słowa protestu,
wziął to więc za dobrą monetę i z nadzieją, że nie będą na tyle bezczelni by
znów się dobijać do szóstki, wrócił do chowającej się pod pierzyną kapitan.
–
Już – mruknął i pociągnął lekko kołdrę, spod której wynurzył się niebieski
czubek głowy. Dopiero kiedy przykrycie odsłoniło cyjanowe oczy, zaczął się
zastanawiać, czy dziewczyna zaraz znów się nie wystraszy, czy będąc na tym
szpitalnym haju nie zobaczy w nim jakiegoś potwora i czy nie narobi przez to
jeszcze więcej bałaganu, niż ci debile, których wywalił. Mimo wszystko
postanowił nie odwracać wzroku i przez jakiś czas tak tkwili – siedzący tyłem
na łóżku i odwracający się przez ramię Arrancar i Shinigami, wciąż zasłaniająca
się kołdrą. A gdy ją w końcu puściła, Szósty odkrył, że jego wysiłek się
opłacił. Na ustach Ikari rozciągał się uśmiech.
–
Taki śliszny kiciuś – ziewnęła i złapała go za włosy, przyciągając do siebie.
Grimmjow
z ciężkim westchnieniem pozwolił jej się podrapać. Ba, nawet położył się obok
niej, a w jego głowie rodził się plan.
Teraz. Teraz muszę
ją delikatnie… Zaraz, co to znaczyło „delikatnie”? Tch. Muszę ją nakłonić, żeby
zdjęła mi ten pierdolony limit!
If that's the worst you've got better put your fingers back to the
keys
Myślał
gorączkowo jak ją zagadnąć i co zrobić, czując, że właśnie ma tą niepowtarzalną
okazję wydostać się spod jej wpływu, a w tym czasie dłoń dziewczyny wiła się w
jego włosach. Zanim jednak zdecydował się na jakieś rozwiązanie, poczuł na
karku równy oddech Ikari. Kobieca ręka wcisnęła się pod ramię mężczyzny i
objęła go w torsie. Nim zdążył się z tym oswoić, zarzuciła na niego również
nogę i zasnęła, wtulona w Espadę, oddychając spokojnie, a on przyglądał się
ścianie przed nim i jeśli kiedykolwiek czuł prawdziwy strach, to właśnie teraz.
A
jednak, otulony jej ciepłem, po chwili sam poczuł się senny. Nie mógł sobie
przypomnieć, kiedy ostatnio się wyspał. Tak zasadniczo był bardzo, bardzo
zmęczony. Zresztą i tak nie może się teraz nigdzie ruszyć, żeby mała potworna
jędza znów nie narobiła rabanu. Kiedy się obudzi, musi mu zdjąć limit. Tak, to
był plan Grimmjowa. Rozmyślał nad tym, jaki jest świetny i że na pewno wypali,
dopóki nie zaczął chrapać. Pantera wyślizgnęła się z jego dłoni i z brzdękiem
upadła na podłogę.
Stojący
na balkonie Ulqiorra pokręcił z rezygnacją głową.
–
Masz się tym zająć – zlecił stojącej obok niego blondynce, która kręciła na
palcu loczka, wpatrując się w scenerię za szybą, żując balonową gumę.
–
Ale Ulqu! Popatrz na nich! Nasz Szósty Espada nigdy nie był taki szcz…
–
Nie każ mi znowu ci tego tłumaczyć.
Dziewczyna
pokręciła głową robiąc z gumy pękatego, różowego balonika. Złapała Czwartego za
ramiona i próbowała nim potrząsnąć, ale ponieważ była jeszcze drobniejszej
postury niż on, nie osiągnęła zamierzonego efektu. Ciffer otarł z twarzy
resztki gumy z balonika, który pęknął mu prosto w twarz i patrzył na nią niewzruszenie.
–
Nie każ mi tego robić! – piszczała blond Arrancarka. – Grimmjow mnie za
zabijeee! Albo jego dziewczynaaa!
–
To nie jest jego dziewczyna, tylko przynęta. Już ci mówiłem.
–
Nieee. Przecież ja zgineeę. – blondynka wypluła gumę za balustradę i złapała
się za włosy. – Ja jeszcze jestem za młodaaa.
–
Skończ lamentować. Wszystko jest już ustalone.
–
Ale to TY wszystko ustalałeś! Ja ciągle mam wątpliwości. To JA tu nadstawiam
karku.
–
Myślisz, że Jaegerjaquez nie urwie mi głowy, jak zrozumie, kto za tym stoi?
Rhan
zwróciła na czarnowłosego Espadę uważne, szmaragdowe oczy.
–
A nie mówiłeś czasem, ze jesteś od niego silniejszy? – Ulqiorra tylko na nią
spojrzał ciężkim wzrokiem, więc Rhan szybko zmieniła taktykę. – Po co właściwie
się mieszasz, co?
Ulqiorra
przez chwilę się zastanawiał. Z radia stojącym na małej lodówce w aneksie
dobiegły ich dźwięki Apocalypticy.
– “…and it's killing me when you're away!”
–
Bo oni nie są dość silni, by trzymać się z dala od siebie – oznajmił, świadom,
że właśnie znalazł puentę, którą ciśnie Szóstemu prostu w twarz, przy pierwszej
lepszej okazji. – Poza tym już raz zignorowałem zagrożenie, kiedy mogłem je
zlikwidować. Nie powtórzę drugi raz tego błędu.
–
“I'm so confused, so hard to choose!”
–
Ale przecież Grimmjow cię o to nie prosił…
–
Zastanów się, co mówisz. Widziałaś, żeby Grimmjow kiedykolwiek o coś prosił? –
Brwi Ulqiorry drgnęły, jakby zamierzały unieść, ale jednak tego nie zrobiły. – On
wciąż nie dostrzega niebezpieczeństwa.
– “And I know it's wrong and I know it's right!”
–
A jesteś pewien, że TO – wskazała na przytuloną do siebie, śpiącą głęboko parę
– jest niebezpieczne?
– “Even if I try to win the fight!”
–
Właśnie tak myślę. – Ulqiorra wsunął ręce do kieszeni. – Król Hueco Mundo nie
może mieć nic do stracenia.
– Dlaczego?
– “And I'm not strong enough to stay away!”
–
Bo będzie złym królem. Jak Aizen.
–
A co takiego miał Aizen?
–
Jak to co? – Jadowicie zielone spojrzenie spłynęło na Rhan. – Miał Hogyoku.
–
A ten? – Arrancarka wskazała na szybę. – Co takiego ma Szósty?
–
Nie jestem pewien. – Ulquiorra bezwiednie wsunął dłoń za skórzaną kurtkę i
zatrzymał ją na swojej dziurze Hollowa. – Ale zaniedbuje przez to swoje
królestwo, a to niedobrze. – Milczał dłuższy czas, przyglądając się swojemu
kompanowi z Espady, którego zdecydował się uznać za przywódcę i Rhan już
otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale wtedy Ulqiorra znów na nią spojrzał. – Już
rozumiesz?
Zielone
oczy Arrancara zdawały się ją prześwietlać na wylot. Rhan nie mogła odwrócić
wzroku. Kiwnęła twierdząco głową.
–
Jutro zaczyna się rok szkolny i misja tej Shinigami. – Wskazał brodą na okno. –
Dołączysz do tej samej klasy. Tu masz plan. – Wydobył z kieszeni notes i podał dziewczynie.
– Przestudiowałem zwyczaje ludzi. Zapoznaj się z tym do jutra.
–
Yyy… – Rhan wzięła w dwa palce sfatygowany notesik. – Ulqu, czasem mnie przerażasz…
–
Zbieramy się stad. Dzisiaj nie będę już więcej potrzebny… A przed tobą
pracowita noc.
–
Ulqu-san… No wiesz?
–
Masz się zająć Grimmjowem.
–
Ulqu-san!
Ulquiorra
westchnął ciężko.
–
Czasami mam wrażenie, że ty nic nie rozumiesz, kobieto.
–
Ależ zrozumiałam wszyściutko! – Rhan mrugnęła do niego i schowała notesik za
bluzkę. – I wszyściutkim się zajmę.
Ulqiorra
i Rhan zniknęli, a pozostawieni w spokoju w pokoju numer sześć Shinigami i
Arrancar spali jeszcze długo. Mocno i bez koszmarów. Do czasu.
___________________
Offtopowy spam! Wilczemu bije jesienna depresja i nawet Szayel nie pomaga. Zamierzam wleźć na łikend pod łóżko z moim ledwie zipiącym lapkiem i już nigdy spod niego nie wyjść! Głupie feniksy (które obiecały, że przyjadą na Hobbita i wystawiły Wilczego, który musiał żałośnie ryczeć w samotności nad Misty Mountain Cold) mówią, że Wilczy jak się złości wygląda tak:
Cóż, wygląda na to, że znalazłam swoje nowe alterego! Tak! Mało tego, gość przypomina mi Szóstego, więc total fall for him! <H Ale aż strach, bo w TYM (pacz obrazek poniżej) naprawdę się odnalazłam. Rhan, niestety właśnie tak wyglądam jak wysyłam Tobie i Feniksowi (foch, notabene, następny kawałek Drogi z ukochanym kapitanem dostaniesz... NIGDY!) spoilery...:
I to jest Hiruma, nie Himura -.- I jest taki zajebisty! Biega wszędzie z bazooka i gunshotami! KCE NA ŚWIĘTA KAŁAAAACHAAAA!
No w końcu odzyskałam swojego ukochanego laptopa i mogę nadrobić zaległości ^^
OdpowiedzUsuńMmmm jak... słodko >^.^< Jejku aż się rozpłynęłam jak czytałam ^^ Ulqu spadaj ze swoimi podstępami ze sceny :P Więcej takich, więcej, więcej :D
Co do shota to jestem za :D ale potrzebna ta cenzurka? :> daj mi tutaj coś hot :D
Pozdrawiam :*
Ja tam mogę czekać tyle ile będziesz potrzebować bo wiem, że watro! ^.^ Także najpierw dojdź do zdrowia :* i jak ta cholerna gorączka przejdzie to wróć ^^ (z mocnym przytupem oczywiście :D)
OdpowiedzUsuńZdrówka :*
Ulqu akceptujący władzę Grimma? Coś mi tu śmierdzi :/
OdpowiedzUsuńRozdział genialny :) popłakałam się ze śmiechu, wyobrażając sobie Szóstego uciekającego przed mizianiem za uchem za lodówkę :'D Ciekawie opisałaś zachowanie Ikari, do tej pory nigdy bym nie przypuszczała, że cokolwiek jest w stanie naruszyć jej stalową psychikę. Mam tylko nadzieję, że nie odgryzie ze złości tego i owego Grimmowi, a sam Szósty trochę doprowadzi ją do porządku!
Coś tam wyżej czytam, że dopadła Cię choroba, więc zdrowia życzę i duuużo weny!
Kyane ;*
Dziękuję, dziękuję, Kyane, Kazumi, zdrowieję aż się kurzy! ;)
UsuńCieszę się, że był płacz ze smiechu ^^ To spory komplement dla mnie ;) *ucieszona, uradowana*