Po
dwunastu godzinach nieprzerwanego snu, Ikari wreszcie się ocknęła. Leżała na
plecach, z głową na czyimś ramieniu. Drugie ramię zazdrośnie ją otaczało.
„Zazdrośnie” było bardzo odpowiednim określeniem, ponieważ jego przedramię znikało pod jej
bluzką, a dłoń Szóstego zaciskała się na krągłej piersi Ikari. Stalowa
potrzebowała całych pięciu minut, żeby zarejestrować ten fakt, następne pięć
upłynęło jej na tym, żeby ustalić do kogo należy bezczelna ręka. W końcu udało
jej się zmusić zdrętwiały kark do
posłuszeństwa i odwrócić głowę. A to, co zobaczyła, nie sprawiło, że poczuła
się lepiej.
– No
cześć. – Drapieżny uśmiech i kobalt. Takie combo nie poprawiło Ikari humoru. –
To co? Szajba już ci przeszła, czy zaraz znowu zaczniesz fiksować?
Ikari
podniosła się na łokciach, nie wysilając się na odpowiedź, za to do wysiłku
zmusiła swoje piekące oczy. Grimmjow z uwagą obserwował, jak jej źrenice wreszcie
w normalny sposób reagują na światło, gdy przenosiła wzrok z jego nagiej klatki
piersiowej na swoją, odzianą w koszulkę z panterą.
– W
porządku? – zapytał, szeroko się uśmiechając.
One night yeah, and one more time
– No,
kurwa, w życiu! – zawołała Hagane, kiedy dotarła do niej domniemana przyczyna
zaistniałej sytuacji. W sekundzie ściągnęła z siebie śmierdzący Espadą t-shirt
i wyrzuciła go przed siebie. Jednak kiedy tylko odgarnęła z twarzy burzę
chabrowych włosów, zaśliniony pysk Grimmjowa dał jej do zrozumienia, że
prawdopodobnie pod koszulką nie miała stanika. Nie pozostało jej nic innego,
jak zanurkować w pościel, by na powrót wciągnąć na siebie Szósty łach. Na
skutek pośpiechu udało jej się zaplątać w kołdrę i zamiast wstać z łózka,
bezceremonialnie z niego zleciała. – No chyba nie! NIE ZGADZAM SIĘ! –
Podźwignęła się na nogi, wykrzykując to i inne frazesy nie koniecznie do
rzeczy, a Grimmjow przyglądał się temu ucieszony. Ikari, obciągając bluzkę za
tyłek, zaczęła niezdarnie uciekać z pokoju, prawie budziła jego litość.
–
Czekaj – powiedziała bardziej do siebie, zatrzymując się przy drzwiach. –
Przecież to mój pokój. Co TY tu, kurwa, robisz? – To pytanie było już
skierowane do Szóstego.
–
Wynajmuję. Utraciłaś prawa do tego lokalu. Szóstki należą mi się z urzędu.
–
Och, czyżby? – Ikari przycisnęła dłonie do skroni. Strasznie kręciło jej się w
głowie i dalej widziała podwójnie. Czy
ten sukinsyn miał zawsze tak cholernie jaskrawobłękitne kłaki? Przycisnęła dłonie jeszcze mocniej. – To
może zdejmij ze mnie tą klątwę szóstek i zamelduj tu jeszcze tego palanta z
oddziału sam-wiesz-którego.
–
Oczywiście. – Grimmjow założył ręce za głowę, z satysfakcją obserwując powątpiewanie
na twarzy Hagane. – Cała drużyna będzie tu zakwaterowana.
Ręce
Shinigami opadły wzdłuż ciała.
–
Słucham? – parsknęła. – Jak zamierzacie się wszyscy tu pomieścić?
– To
pokój 6b i jest przechodni z pokojem 6a. Mieszkałaś tu i nie wiedziałaś o tym?
–
Mówisz o tej szafie w przedpokoju?
–
Szafie? To przechodnia garderoba. Zagospodarowana przestrzeń. Zabudowane
rozwidlenie korytarza.
Ikari
pokręciła z niedowierzaniem głową. Natychmiast tego pożałowała, słysząc jak pod
jej czaszką wybuchają ognie piekielne.
– Nie
wierzę, że po tym wszystkim stoję tu sobie i dyskutuję z tobą o architekturze – mruknęła.
– W
mojej koszulce – dodał Grimmjow.
Jaggerjack
spojrzała na niego z obrzydzeniem. Wskazała na siebie, na łóżko i na Grimmjowa.
– My…
yyy? Po tym co mi powiedziałeś?
– No
co. Nie wyrzucam z łóżka niezłego towaru, skoro sam mi do niego włazi.
– Świnia.
– Nie
gardzę darmowym…
–
Zamknij pysk.
–
Sama do mnie przyszłaś.
– Ty
głupi… – Zdążył jedynie mrugnąć, a Ikari z powrotem stała nad nim, ale teraz
ściskała w ręku Panterę, którą nieopatrznie upuścił wcześniej na podłogę. – Ty genetycznie
zjebany mizantropie. – Wzięła Zabójcę w obie ręce i uniosła nad głową. – Ty
niewyżyty gnojku! – Zdawało się, że nic nie mogło powstrzymać jej złości. Z
wojowniczym okrzykiem brzmiącym mniej więcej jak „Ya-Ha!”, opuściła Panterę i
wbiła ostrze prosto w jego brzuch.
Grimmjow
nawet nie drgnął. Uniósł nieznacznie jedną brew, przyglądając się wibrującej
klindze, która przeszła idealnie przez jego dziurę Hollowa i utknęła głęboko w
materacu.
– No,
to jak już mnie tak sprytnie uziemiłaś, to może się mną zajmiesz? – Wciąż leżąc
z rękami pod głową, poruszył sugestywnie biodrami.
– Ty
chyba jesteś obłąkany! – wykrzyczała Ikari, opluwając go kropelkami śliny.
–
Tak? A myślałem, że ty.
–
Wypchaj się!
Wyglądała,
jakby chciała dodać coś jeszcze, ale chyba brakło jej inwencji twórczej, więc
tylko odwróciła się napięcie. Nie dbając lub zapominając o tym, że wciąż jest
jedynie w koszulce Espady, otworzyła drzwi na korytarz.
–
Zbliż się do mnie choćby na dwa metry, to cię zabiję! – dorzuciła na odchodne,
a
szaleńczy
śmiech Szóstego prześladował ją jeszcze po tym, jak zatrzasnęła za sobą drzwi.
Thanks for the memories
Wypadła
z pokoju prosto w ramiona uśmiechniętego złośliwie Madarame.
–
Widzę, że dyskoteka trwa… – burknął oficer, mierząc kapitan od stóp do głów
zdegustowanym, każącym spojrzeniem.
–
Słucham? – fuknęła Hagane, odsuwając się od niego na odległość wyciągniętego
ramienia.
–
Faj-na ko-szul-ka – wyartykułował Ikkaku, jakby Ikari miała problemy z
przyswajaniem najoczywistszych rzeczy.
–
Och! – oburzyła się na jego uszczypliwość. – Sam nie jesteś lepiej ubrany! Co
ty masz na sobie?! – wskazała na szary uniform, w którym stał przed nią Ikkaku.
– To?
– Madarame poprawił luźno zaciśnięty wokół szyj krawat. – To się nazywa mundurek
szkolny. Dla ciebie też mam taki. – Cisnął w nią kłębkiem ubrań.
–
Szko… szkolny? – Ikari rozwinęła plisowaną spodniczkę, przyglądając jej się w
skupieniu i próbując przypomnieć sobie coś, o czym powinna pamiętać. – O matko…
To dzisiaj!
– Za
piętnaście minut zaczynamy lekcje.
– „Zaczynamy”?
–
Robimy za twoich bodyguardów, zapomniałaś?
–
Nawet w szkole? Ocipieliście? I co, będziesz wszędzie za mną łaził z drewnianym
mieczem?
– Do
kibla nie. – Widząc, że Hagane wciąż chce protestować, osobiście otworzył przed
nią drzwi do ósemki i wepchnął ją do środka. – Przebieraj się. Migiem. Poczekam
na zewnątrz.
–
Ale…
– Nie
dyskutuj. Yumi pomoże ci się uczesać.
–
Ale…
–
Zrób to dla niego. Facet wyprasował ci koszule.
– Co
mam zrobić?
– Po
prostu bądź miła i daj mu się ubrać.
– A nie
mogę iść…
– Tak
jak jesteś? – Yumichika wychylił się z wnętrza pokoju i wciągnął ją do środka.
– Wykluczone, złotko. Musisz szybko zyskać popularność. Od tego zależy
powodzenia naszej misji.
– A co
ty możesz wiedzieć o mojej misji?! I… Hej, uważaj! Co ty chcesz mi zrobić?! – Dziewczyna
pobladła na widok nożyczek w ręku Ayasegawy.
–
Zamierzam zrobić z ciebie najgorętszą laskę w szkole. – Uśmiechnął się i załopotał
przyklejonymi do rzęs piórkami. – O nic się nie martw. Wszystkim się zajmę.
– I
właśnie tym się martwię.
I'm looking forward to the future
But my eyesight is going bad
Aomine
Daiki był znudzony. Do tej pory jakoś wytrzymywał w szkole. Dzięki nim. Ale tutaj było ich jak na
lekarstwo. Albo jeszcze mniej. To nie było to, co w Teiko. Tam było ich pełno, a
w Toutou mógł je zliczyć na palcach jednej ręki. No, może dwóch, żeby było
parzyście. Szukał ich wytrwale od pierwszego dnia szkoły, gdy tylko zaczął do
niej uczęszczać, wykorzystywał nawet Satsuki, żeby zaprzyjaźnienia się z tymi
nielicznymi. Ale to jeszcze nie było to. Wybór był ograniczony, a on nie zwykł
zadowalać się byle czym. Żadne nie były odpowiednie.
–
Dai-chan, przewrócisz się – upomniała go różowowłosa dziewczyna, siedząca obok
niego, bo już od dziesięciu minut kołysał się na tylnych nogach krzesła, które
trzeszczało coraz głośniej.
Ich
nauczyciel się spóźniał, co było do niego niepodobne. Zegarek każdego ucznia
wskazywał dziesięć po dziewiątej, a nauczyciela dalej nie było. Daiki naprawdę
nie chciał tu siedzieć. Może belfer zachorował? Może nastąpił kataklizm i
szkołę zamkną do końca świata?
–
Spadam stąd – stwierdził wreszcie, lecz w momencie, kiedy jego krzesło opadło
na cztery nogi, drzwi sali otwarły się na oścież. Do klasy wmaszerował wysoki,
postawny mężczyzna. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści, trzydzieści-parę lat,
a jednak jego włosy w całości pokryła siwizna. Nie dodawało mu to jednak lat.
Wręcz przeciwnie, w połączeniu z bystrym lazurowym spojrzeniem i ozdobionym koralikami
dłuższym pasmem włosów kołyszącym się przy jego twarzy, mógłby uchodzić co
najwyżej za praktykanta, gdyby nie dodający mu powagi monokl, osadzony w
okolicy prawego oczodołu. Czarna koszula rozpięta była o co najmniej o jeden
guzik za dużo, a minę miał co najmniej niezadowoloną. Można było dzięki temu
zawyrokować w ciemno, że ani myślał przepraszać za swoje spóźnienie. Poprawił
zarzuconą niedbale na ramiona marynarkę i założył ręce na ramiona, ogarniając
surowym spojrzeniem całą klasę.
–
Koniec wakacji, tak? – przemówił niskim, srogim głosem. – Mam nadzieję, że nie
tęskniliście, tak? Bo ja wcale. Tak… – Odwrócił się do tablicy i napisał temat:
„Kultura i wierzenia starożytnego Egiptu.” – No to zaczynamy. Pojutrze
sprawdzian.
Przez
klasę przeszedł jęk zawodu, a Daiki wykrzywił twarz w grymasie bólu, paniki,
rozpaczy i powszechnej rezygnacji. Spojrzał w okno z nadzieją, że będzie
otwarte i będzie mógł przez nie wyskoczyć. Jednak wszystkie okna były zamknięte.
Rozważał właśnie, czy osobiście nie ruszyć tyłka, aby otworzyć której na
oścież, gdy ktoś zastukał do drzwi, a
następnie uchylił je prędko. W szparze pojawiła się czyjaś niebieska głowa.
–
Już? – zapytała z nutką przekąsu.
– A,
zapomniałem. – Nauczyciel rzucił kawałek kredy na swoje biurko i rozłożył ręce
w teatralnym geście. – Niespodzianka! – zawołał niby wesoło, ale przez jego
twarz nie przemknął nawet cień uśmiechu. – Nowa koleżanka – dodał w gwoli
wyjaśnienia, wskazując na wchodzącą śmiało do sali postać.
Nowa
koleżanka. W serce Aomine wstąpiła nowa nadzieja. Może wreszcie nadszedł ten
dzień, w którym znajdzie to czego szukał od tak dawna. Znów zaczął kołysać się
na krześle, obserwując odwracającą się przodem do klasy dziewczynę. Gdy to
zrobiła, Daiki zamarł na odchylonym krześle. Więcej nie zdołał utrzymać równowagi
i tym razem spadł z niego z głośnym hukiem.
O matko bosko rodzicielko.
Aomine
nie przejął się tym, że wszyscy zwrócili na niego rozbawione spojrzenie, a
wielu zachichotało z rozciągniętego na podłodze najwybitniejszego członka ich
szkolnej drużyny koszykarskiej. Nie, Daiki nie czuł się upokorzony, oto bowiem
ziścił się jego sen. Odkąd do klasy wparadowała bez wątpienia miseczka D,
niczego więcej do szczęścia – ani godności, ani prestiżu – nie potrzebował.
Teraz liczyły się tylko te dwie, zachęcająco opięte bluzeczką i odsłonięte
przez niedopięty szkolny mundurek kobiece półkule. Na ustach Daikiego
rozciągnął się uśmiech zdobywcy.
They say I only think in the form of
Crunching numbers in hotel rooms
Collecting page six lovers
Crunching numbers in hotel rooms
Collecting page six lovers
Tymczasem
nowoprzybyła była jedyną osobą, która nie zwróciła na niego uwagi. Przez chwilę
próbowała poprawiać na sobie niewidzialne haori, aż wreszcie wzięła się pod
boki i potoczyła władczym spojrzeniem po pierwszych rzędach.
–
Siema ludzie. Przejmuję dowodzenie nad tą jednostką.
Zdawało
się, że przez ciszę, jaka zapadła po jej słowach, przebija się muzyka
świerszczy.
– A
może byś się przedstawiła? – podsunął wychowawca, zerkając na nią z boku.
Dziewczyna odwzajemniła podejrzliwe spojrzenie i wzruszyła ramionami.
–
Możecie mówić mi „kapitanie”.
–
Serio? To do mnie mówcie od dzisiaj „mój boże”.
Oboje,
nauczyciel i nowa uczennica, stali na środku sali z założonymi rękami, patrząc
na siebie nieżyczliwie.
– To
już zwykłe „panie profesorze” nie wystarczy?
– A
co powiesz w zamian na tradycyjne „smarkulo”?
– Jestem
Shinigami, boginią śmierci! Trochę szacunku!
–
Taa, a ja jestem antycznym bóstwem mądrości – prychnął kpiąco mężczyzna. – I
co, będziemy się tak licytować, smarkulo?
–
Tylko nie „smarkulo”!
– To
może zdradzisz wszechświatu tę potwornie niepotrzebną mu informację i powiesz,
jak masz na imię? – Spojrzał z rezygnacją za okno, jakby krajobraz za nim
interesował go dużo bardziej, niż nowa, niesforna wychowanka.
– A
ty? – odpyskowała wojowniczo.
Lazurowe
spojrzenie znów ją namierzyło. Nim zdążyła się zorientować, została przyparta
do tablicy. Wychowawca oparł dłonie po obu jej stronach i nachyli się tak, by
ich oczy znalazły się naprzeciw siebie.
One night stand
One night stand
One night stand
–
Nazywam się Thoth Caduceus. Dla ciebie i innych żółtodziobów: pan Thoth Caduceus.
–
A ja się nazywam się Ikari Jaggerjack i w dalszym ciągu może mi pan mówić kapitanie.
Zaraz… Że jak się niby nazywa???
Aomine
dopiero teraz podniósł spojrzenie na jej twarz, którą z pozycji leżącej
dostrzegał pod ramieniem nauczyciela. Twarz, którą przecież znał. Poczuł skurcz
w żołądku, zupełnie jakby mama zabrała mu wszystkie numery Horikity Mai.
– My
tu mamy co najwyżej funkcję przewodniczącego klasy, skoro tak ci zależy na
władzy. Ale mamy też demokrację, więc gdybyś chciała się zgłosić, reszta klasy
musiałaby poprzeć twoją kandydaturę.
– Czy
ktoś ma coś przeciwko? – nasycony groźbą wzrok Ikari przemknął po uczniach. Znów
można było usłyszeć muzykę pasikoników i już zdawało się, że nikt nie
zaprotestuje, lecz…
Aomine
uniósł rękę.
– Ja
mam małe veto…
Hagane
dopiero teraz go dostrzegła. Opuściła łaskawie wzrok na leżącego na ziemi chłopaka
i uniosła brwi.
– Ty?
– zapytała, a jej usta wygięły się w uśmiechu. Podeszła do Daikiego i złapała
go za szkolny krawat, a potem wywlekła z klasy. Za parą uczniów trzasnęły
drzwi. Thoth poprawił monokl, zanim zdążył zdecydować się na jakąś interwencję,
drzwi ponownie się otworzyły. Do sali wrócił Aomine. Na jego twarzy błąkał się teraz
nieprzytomny uśmieszek, a koszula wyłaziła ze spodni. Skinął wychowawcy głową,
a następnie wrócił posłusznie na swoje miejsce. Tuż za nim do klasy weszła
Hagane.
–
Ktoś jeszcze ma jakieś „ale”?
Cała
męska część klasy uniosła dłonie w górę.
– Ha.
Ha. Ha. A tak na serio? – Dziewczyna lekko poruszyła biodrem, eksponując kołyszącą
się u boku katanę. Tak jakby prawdziwą. Wszyscy opuścili ręce.
– No,
to dziękuję za uwagę. I współpracę. – Posłała zwycięskie spojrzenie
nauczycielowi i bez zaproszenia zajęła jedyne wolne miejsce. Z uwagą grzecznie splotła
dłonie na stoliku. Thoth z dezaprobatą pokręcił głową.
–
Minus dwieście punktów za przynoszenie do szkoły broni białej.
–
Spoko.
–
Jeszcze dziesięć punktów i usunął cię z tej placówki.
–
Luz.
Thoth
już nic więcej nie powiedział, wracając do prowadzenia zajęć.
– Ikari,
pssst! – usłyszała za sobą Hagane i poczuła, że ktoś pociąga ją lekko za długi,
niebieski kucyk. – Hey, Ikari!
Odwróciła
się powoli przez ramię.
–
Czego chcesz? – zapytała szeptem.
– No,
jak to mówią, long time no see czy jakoś tak. – Posłał jej szeroki uśmiech,
starając się skupiać wzrok na jej twarzy.
Gets you out of those clothes
– Na
twoim miejscu bym się tak nie cieszyła. – Uśmiech Aomine natychmiast przygasł.
– Przypominasz mi kogoś, kogo nie znoszę, kogoś naprawdę paskudnego.
Odwróciła
się z powrotem przodem do tablicy i mierzącego ją wciąż przenikliwymi
spojrzeniami wychowawcy, ale siedzący za nią chłopak znów pociągnął ją za włosy.
– Czy
ty chcesz zginąć?
– Nie
pamiętasz mnie?
Ikari
zmrużyła oczy. Gdy na niego patrzyła, to przypominał jej się wredny pysk
Szóstego, ale nie o to chodziło. Oczywiście, że pamiętała go z Kalifornii, ale
liczyła na to, że on nie zapamięta jej. Przechodziła wtedy trudny okres w
życiu, który… w zasadzie trwał do teraz. Ale przypuszczała, że się na niego
natknie w Tokio. W końcu wylądowała w jego szkole. Miała nadzieję, że nie trafi
do tej samej klasy, co on. Cóż. Shit happens. W sumie mogła udawać, że go
jednak nie pamięta. Nie byłaby to wcale naciągana fabuła, biorąc pod uwagę
ogromne ilości alkoholu, jakie Ikari wchłaniała podczas „wakacji”. Jednak
podświadomie wyczuwała w nim sprzymierzeńca. Prócz znajomej drapieżności kryło
się w nim coś… przyjaznego. A Ikari ostatnio brakowało przyjaciela. Takiego
zwyczajnego kumpla, z którym mogłaby pójść na piwo i pogadać o niczym.
Zapomnieć, chociaż na jeden wieczór o Arrancarach, Seireitei, Radzie
Czterdziestu sześciu i całym tym majdanie, w jaki obróciło się życie, które
wiodła.
–
Złodziej notesów, co? – Wykręciła się na krześle, obejmując jego oparcie.
Uśmiech
wrócił na twarz chłopaka.
– Już
kupiłem sobie własny. – Podniósł zeszyt do historii i pomachał nim do Ikari.
– Dzięki. – Shinigami wychyliła się lekko z
krzesła i zabrała mu zeszyt. – Bo ja dzisiaj taka nieprzygotowana jestem.
Daiki
wyglądał, jakby zamierzał zaprotestować, ale po tym jak dziewczyna puściła mu
oczko, odpuścił i sięgnął do plecaka po nowy zeszyt. Przy okazji podał jej
również zapasowy długopis.
– To
tylko pożyczka, rozumiemy się? Tam jest napisane „wróć do mnie” – ostrzegł, ale
zamiast groźnych błysków w jego oczach drgały iskierki rozbawienia. – Więc…
Może mi powiesz, co tu właściwie robisz?
– Przeprowadziłam
się tu z Karakury. – Nienawidziła kłamać. Nawet nie za bardzo potrafiła. Ci co
bystrzejsi w mig potrafili zorientować się, że ściemnia. Najwyraźniej do tego
grona należał również Aomine.
– A
nie jesteś trochę za stara na liceum?
–
Proszę?! Właśnie, że nie jestem!
–
Taa, dobra, a tak serio? Co tu robisz?
–
Serio?
– No?
– No
to tak serio, to jestem tu z powodu ważnej misji. Muszę zinfiltrować tą szkołę,
odkryć znajdujące się w niej siedlisko zła i powiadomić o nim mojego
wymagającego przełożonego.
Daiki
patrzył na nią z głupią miną, ale po chwili się zreflektował i zaśmiał w rękaw.
–
Niezła jesteś – przyznał. – Ale dobra. Nie chcesz – nie mów. Lubię tajemnicze.
Teraz
to on puścił perskie oko. Ikari się nie speszyła, patrząc na niego z coraz
większym zainteresowaniem.
– Mam
coś na twarzy? – spytał wreszcie Aomine.
– Tak
sobie myślę – zaczęła Hagane poufnym tonem, nachylając się do niego – że
przydałbyś mi się w tej mojej misji. Muszę zdobyć popularność, a jako
dziewczyna podobno najsilniejszego w dziejach tej szkoły skrzydłowego miałabym
chyba na to spore szanse, nie?
–
„Chyba”? „Podobno”? – Aomine również się do niej nachylił. – Jakie ty masz
wątpliwości, maleńka?
Wtedy
zdali sobie sprawę, że pada na nich cień.
I'm a liner away from
Getting you into the mood
Getting you into the mood
– Czy
ja aby państwu NIE PRZESZKADZAM?
–
Troszeczkę – zgodziła się Hagane, podnosząc na wzrok na nauczyciela.
– Ach
tak? – Profesor Thoth uderzył dłońmi o blat stolika, a potem oparł się o niego,
zasłaniając swoją posturą całe pole widzenia Ikari. Lazurowe, srogie oczy
znajdowały się teraz na wprost rozbawionych, cyjanowych tęczówek, ukrytych
częściowo za wachlarzem ciemnych rzęs i kosmykami przydługiej grzywki. – W czym
takim przeszkodziłem, hm?
– W
obmyślaniu planu jak wmanewrować pana
w molestowanie nieletnich. – Ikari rozpięła kolejny guziczek koszuli. Caduceus
podążał spojrzeniem za jej dłonią, ale wcale się nie zdeprymował, ani w żaden
inny sposób nie dał po sobie poznać, że zachowanie dziewczyny go zażenowało.
–
Sprytnie – pochwalił. – Ale nie dość sprytnie. W naszym klimacie, takie widoki
nie robią na nikim wrażenia… – Zza rozpiętej koszuli Thotha wysunął się złoty
wisior i zadyndał między nimi. Teraz to wzrok Ikari prześlizgnął się na
widoczny spod czarnej koszuli tors wychowawcy. Jej policzków również nie
przyozdobił pąs.
–
Stary, u nas też ci takich pejzaży dostatek – wyszczerzyła się Shinigami,
myśląc o tym, czy jakiś mężczyzna w Seireitei kiedykolwiek zadbał o to, by jego
kosode nie wyglądało na rozchełstane.
–
Tylko nie „stary” – warknął Caduceus.
– Wybacz,
kochanie – uśmiech Shinigami był coraz szerszy.
Po
raz kolejny po jej słowach w klasie zapadła błoga cisza.
– Wiedziałem,
że będę z tobą kłopoty, odkąd tylko cię zobaczyłem. Te obsceniczne kudły… – Na
jego twarzy malował się niesmak. Złapał z w palce chabrowy kosmyk i wyprostował
się, a Hagane po raz kolejny w przeciągu jednej lekcji została szarpnięta za
włosy.
– Puszczaj,
kurwa mać! – syknęła Jaggerjack, zmuszona, by podnieść się z krzesła, bo Thoth
co prawda puścił jej włosy, ale dla odmiany złapał ją za ucho i wytargał w ten
sposób zza ławki. Otworzył drzwi i wyrzucił Ikari na korytarz.
–
Marsz do dyrektora.
Kapitan
złapała się za bolące ucho i popatrzyła na Thotha z wyrzutem.
– Nawet
nie wie…!
–
Drugie piętro, naprzeciw biblioteki.
Przed
nosem Hagane trzasnęły drzwi do klasy. Prychnęła i zaciskając dłonie w pięści
ruszyła w stronę schodów. Idąc spoglądała się w stronę klas, gdzie wciąż
odbywały się niezakłócane przez pyskatych uczniów lekcje. Przez szklane szybki
w drzwiach w jednej z sal dostrzegła Madarame. W innej Yumiego. A zza kolejnej
z szybek przyglądała jej się nieznajoma jej blondynka. Przyglądała dziwnie
intensywnie…
MA NIEZŁE
REIATSU. DOBRY TROP, MAŁA.
Ona? Ta dziewczyna?
TAK
JEST, PRZECIEŻ TEŻ TO POCZUŁAŚ… TRZEBA BĘDZIE SIĘ Z NIĄ ZAPRZYJAŹNIĆ.
Zadowolona
z siebie Hagane – w końcu mogła uznać dziewczynę z reiatsu za jakiś postęp w
śledztwie – wbiegała radośnie po schodach, aż zatrzymała się na drugim piętrze,
przed drzwiami do sekretariatu. Lekko zadyszana, zastukała prędko i nacisnęła
klamkę.
–
Tak, słucham? – Siedząca za ogromnym biurkiem sekretarka podniosła na nią
poważne, beżowe oczy. Zielony kolor jej włosów mógł sprawić, że natychmiast
zostałaby uznana w oczach Ikari za sojusznika, a jednak Hagane z miejsca
poczuła do niej antypatię.
– Ja
do dyra… – oznajmiła, mierząc kobietę uważnym spojrzeniem.
Zielonowłosa
podrzuciła głową, budząc w Hagane skojarzenia z jakąś średniowychowaną górską
kozicą.
–
Dyrektor jest teraz zajęty. – Kobieta potoczyła nieobecnym wzrokiem po jej
twarzy.
– Wpuść ich, Odelschwanck – Zza
zamkniętych drzwi dobył się głos dyrektora. W tym momencie Ikari poczuła, że
nie może złapać oddechu. Jakby coś wewnątrz niej zbyt mocno ją otoczyło. Była
na skraju odlotu. Zobaczyła kolory i miała wrażenie, że ktoś gładzi ją piórem
wzdłuż kręgosłupa.
Nie wpieprzaj się w mój umysł, cholero.
Get me out of my mind
Jakoś
dała radę przekroczyć próg gabinetu, a drzwi chyba same się za nią zamknęły.
Coraz ciężej było jej złapać kolejny wdech. Zaczerpnęła powietrza i uniosła
głowę, spoglądając w oczy stojącego przed nią mężczyzny. W jedno, głębokie,
czarne oko, bo drugiego nie było. Połowę twarzy zasłaniała biała, piracka
przepaska, a długie, gładkie czarne włosy opadały aż do pasa. Ubrany był w
biały garnitur i czarną koszulę bez kamizelki, pozbawioną krawatu. Ikari
poczuła do niego niepowstrzymaną i niewytłumaczalną odrazę. Tak jakby już
gdzieś go widziała… Ale nie pamiętała skąd kojarzy tą oszpeconą twarz, mimo że
wzbudzała w niej nieludzki niepokój. Dziwnie znajoma mgiełka zapomnienia
zaczęła spowijać jej umysł. Stała i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w ponad
dwumetrowego mężczyznę. Nie mogła oderwać od niego wzorku, choć miała poczucie,
że powinna. No coś na pewno powinna, ale co?
–
POWINIENEM CI POGRATULOWAĆ STANOWISKA?
Czarnowłosy
zmrużył jedno oko, jakby oceniał stojącą przed nim postać, aż buchnął skrzekliwym
śmiechem, od którego zatrząsały się nie tylko jego ramiona, a cała, przewysoka
sylwetka. Wglądał, jakby dostał drgawek.
– Czy
ty sobie, kurwa, ze mnie drwisz, dziewczyno? – zapytał dyrektor głosem tak samo
nieprzyjemnym jak jego śmiech. Podszedł do niej i musiał niemal zgiąć się wpół,
opierając ręce o własne kolana, żeby ona nie musiała zadzierać podbródka, by
patrzeć mu w twarz.
– NIE
INTERESUJE CIĘ SOJUSZ?
Jego
oko rozbłysło, jakby dopiero teraz coś zrozumiał.
–
Jasny chuj, może i tak! – Znowu się roześmiał, wyprostowując się na swoje całe
dwieście piętnaście centymetrów. – Ale sadziłem, że najpierw trzeba będzie cię
spacyfikować.
– TO
MOŻE OKAZAĆ SIĘ NIEKONIECZNE.
–
„Może okazać”? A za kogo ty się niby masz, do kurwy i nędzy? To ja tu jestem od
decydowania, co się „okaże”, jasne, cholero? – W jednej chwili opuścił go dobry
nastrój. Złapał Ikari za marynarkę mundurka i uniósł ją w górę, obryzgując jej
twarz kropelkami śliny. – Poza tym nie zauważyliśmy, żeby wcześniej z twojej
strony była jakaś gotowość do podjęcia współpracy.
–
MOŻE WARUNKI NIE BYŁY ATRAKCYJNE. A MOŻE CHCIAŁEM TO ROZEGRAĆ INACZEJ.
– I
nagle ci się odwidziało, hę? – Nnoitra potrząsnął niebieskowłosą i puścił ją, a
ona zgrabnie wylądowała na podłodze, podpierając się o nią jedną ręką. Z
parteru podniosła na niego pełne cynizmu spojrzenie.
–
POWIEDZMY, ŻE KTOŚ MNIE NAPRAWDĘ WKURWIŁ. ŻE MAM Z KIMŚ RACHUNKI DO WYRÓWNANIA.
– Twarz Hagane wykrzywiła się w grymasie. – WY POMOŻECIE MI, A JA POMOGĘ WAM.
– A
twoja współlokatorka? Nie będzie przeszkadzać?
Ikari
roześmiała się nie swoim, zimnym śmiechem.
– TAK
SIĘ SKŁADA, ŻE DAŁEM JEJ SŁOWO, ŻE NIE BĘDĘ SIĘ MIESZAŁ.
– O
kurwa, a cóż znaczy twoje słowo, Kiruś?
– NO
WŁAŚNIE?
– No
właśnie, skurwielu.
Gilga
już przymierzał się do ataku, wysuwając końcówkę języka, ale Ikari skoczyła na
niego, wczepiając się dłońmi w jego włosy i opierając stopy o jego klatkę
piersiową. Popchnięty Arrancar zatoczył się na przeszkloną gablotę z nagrodami
dla szkoły za osiągnięcia sportowe. Nie zdołał odzyskać równowagi i wpadł na
nią rozbijając szybę i obsypując wszystko wokół przezroczystymi wiórkami. Kiedy
zielonowłosa sekretarka zastukała z niepokojem do drzwi gabinetu, ujrzała
dziewczynę z rozwichrzonymi, chabrowymi włosami, siedzącą okrakiem na
czarnowłosym mężczyźnie. Przepraszając, prędko zamknęła drzwi. Nie zauważyła,
że na dłoni dziewczyny rozkwitły kolorowe, długaśne szpony, które zacisnęła
właśnie wokół gardła dyrektora.
– JA
NIE WYMAGAM, ŻEBYŚCIE MI UFALI. ALE JEŚLI MUSICIE MIEĆ JAKIEŚ ZASRANE
POTWIERDZENIE… ZAUFAJCIE MOJEJ NIENAWIŚCI.
– A
co takiego możesz nam zaoferować? – zdołał wydusić z siebie Piąty przez
ściśniętą krtań.
– Z
DNIA NA DZIEŃ STAJĘ SIĘ CORAZ SILNIEJSZY. WKRÓTCE PRZEJMĘ KONTROLĘ.
–
Wyrobisz się do meczu?
–
SPRÓBUJĘ. A PRZYNAJMNIEJ POWINIENEM SIĘ ZREGENEROWAĆ NA TYLE, BY ZNÓW ZAJĄĆ JEJ
UMYSŁ NA DOSTATECZNIE DŁUGĄ CHWILĘ.
–
Dobrze – wykrztusił Arrancar, a szpony,
zaciskające się na jego szyi, nieznacznie rozluźniły uchwyt. – Witaj w
drużynie, numerze osiem.
–
MYŚLAŁEM, ŻE TA CYFRA JEST JUŻ ZAJĘTA.
–
Wiesz jak to jest z ósemkami – Nnoitra
odkaszlnął, gdy uzbrojona w pazury dłoń przestała próbować dokonać na jego
tchawicy tracheotomii. – Ja nią byłem, Szayel jest, to może ty będziesz…
–
A-HA. PONIEKĄD JUŻ JESTEM. – Ikari uśmiechnęła się promiennie, wstając z
Piątego Espady. – NO TO WIDZIMY SIĘ NA BOISKU.
Thanks for the memories
Even though they weren't so great
Even though they weren't so great
Kiedy
tylko opuściła gabinet, jej wspomnienia zaczęły się gmatwać, coraz bardziej
przypominając sen, który im usilniej starała sobie przypomnieć, tym trudniej
było pochwycić jego sens. W końcu zostało w niej jedynie niezrozumiałe
przekonanie, że dyrektor to równy gość i można na niego liczyć oraz wykreślić
go z listy dotyczącej ewentualnych podejrzanych w śledztwie. Wciąż nad tym
rozmyślała, kiedy wpadła na kogoś, schodząc po schodach.
– Cholera
jasna, coś ty u tego dyra zaliczała cały semestr? – Aomine złapał ją za łokieć,
zanim zdążyła zlecieć dwa piętra w dół. – Zabrałem twoje rzeczy – dodał, nie
czekając na odpowiedź. Wcisnął w ręce Ikari torbę, poprawił własny plecak na ramieniu,
wydobył z kieszeni puszkę z napojem izotonicznym i otworzył go jedną ręką,
podczas, gdy drugą złapał Jaggerjack i okręcił o sto osiemdziesiąt stopni.
Kiedy stała już tyłem do niego, puścił jej ramię i wskazał ponad nim stronę, w
którą powinni się udać.
–
Idziemy na angielski – usłyszała głos chłopaka tuż przy uchu i poczuła, że ją
popycha.
–
Dobra, wyluz…
W tym
samym momencie ich zobaczyła. Zatrzymała się jeszcze na szczycie stopni i tym
razem z nich zleciała, bo Aomine znowu postanowił ją przed sobą popchnąć, a
Ikari była zbyt zaaferowana odkryciem niepożądanych obecności, żeby zawracać
sobie głowę jeszcze czymś takim jak zachowanie równowagi. Na szczęście nie
sturlała się na sam dół, ale zatrzymała w połowie schodów, jednak tylko
dlatego, że wpadła na jakąś dziewczynę. Blondynkę, tę samą, którą widziała wcześniej
w klasie, a która teraz ją przepraszała i pomagała wstać. Ikari nie próbowała
niczego sprostować, pozwalając, by dziewczyna otrzepywała rękawy jej marynarki
z niewidzialnego kurzu. Wciąż wpatrywała się w głąb szkolnego korytarza, w
grupę wyższych niż inni uczniowie osób. Już ją dostrzegli. Upadek ze schodów
musiał zwrócić ich uwagę. Nie tylko ich, bo teraz gapiło się na nią pół szkoły.
– Kto
ich tu wpuścił? – Nie wiedząc do końca co robi, złapała kurczowo blondynkę za
rękę.
Z
głośnika szkolnej rozgłośni radiowej wypłynęły właśnie dźwięki popularnego
przeboju „Who let the dogs out”. Piątka mężczyzn, z których każdy (prócz
olbrzyma o śniadej karnacji) miał na nosie parę przeciwsłonecznych okularów, a
do pyska doklejony cwany uśmieszek, ruszyła w jej stronę. Watasze przewodniczył
rudzielec, który gdyby mógł, trzymał by dłonie nonszalancko wsunięte w
kieszenie, ale ponieważ strój sportowy w jaki był ubrany, ich nie posiadał,
trzymał je niedbale oparte na biodrach. Po jego lewej stronie szedł wysoki,
barczysty chłopak o cerze ciemniejszej niż reszta towarzyszy. Skubał beztrosko
słonecznik, rzucając za siebie łupinki, co, sądząc po okrzykach „Patrz gdzie
rzucasz to świństwo, Chad!” irytowało kogoś, idącego za nim, kogo postrzępiony,
czerwony kucyk wystawał zza jego masywnej postury i z którego to wytatuowane
ręce wyciągały pojedyncze łupinki. Po drugiej stronie szedł szczupły,
czarnowłosy osobnik. Na jego koszulce pysznił się z numer „69”. Dźwigał na
plecach czarny futerał i raz po raz potykał się o rozwiązane sznurówki w
trampkach. Z kolei za nim, na samym
końcu, z lekkim ociąganiem podążał leniwym krokiem ten, którego uśmiech był zdecydowanie
szerszy i cwańszy od pozostałych. Od którego reszta mogłaby się uczyć jak
wzbudzać respekt samą obecnością do tego stopnia, by morze uczniów rozstępowało
się przed tobą niczym Morze Czerwone i u którego śmiało można by brać
korepetycje z przedmiotu „jak drwić sobie z ludzi, nie używając słów (ni rąk
czy nóg lub ciosów z baniaka)” i „jak przy minimalnym wysiłku zakpić sobie z
życia.”
Ikari
czuła, jak drętwieją jej usta. Myślała, że chociaż tutaj na chwilę się od nich
uwolni.
– Co
oni tu robią?
– Ćwiczą
– na jej pytanie odpowiedziała blondynka. – To ta drużyna, z którą mamy się
zmierzyć w meczu otwarcia. Szkoła zgodziła się udostępniać im boisko na
treningi, bo podobno te ich w Karakurze nie spełnia podstawowych wymogów.
Hagane
popatrzyła na nią ze zdziwieniem, pierwszy raz się jej przyglądając. Dziewczyna
natychmiast spuściła wzrok pod czujnym spojrzeniem cyjanu, a wachlarz jasnych
rzęs zasłonił jej duże, szmaragdowe oczy.
–
Wiem, bo… Bo jestem asystentką szkolnej pielęgniarki. To znaczy… Jak mam
okienko, to wtedy… – zaczęła się tłumaczyć. – I dzisiaj opatrywałam jedno z
nich.
–
Którego?
–
Rrrhan! – zawołał w tym samym momencie Grimmjow. – Bandaż mi się poluźnił,
pomożesz? – Pomachał w powietrzu ręką, z której zwisał odwiązany opatrunek.
–
J-już. – Blondynka rzuciła Ikari przepraszające spojrzenie i zbiegła na dół,
gdzie zatrzymała się drużyna koszykarska Karakury.
–
Hej, czy to nie jest ten fagas, co dostawiał się do ciebie w Kalifornii? – U
boku Ikari pojawił się Aomine, wpatrując się z bardzo groźną i bardzo
wojowniczką miną w Jaegerjaqueza.
– A
może jakieś „przepraszam”, palancie? – zasugerowała kapitan.
– Ja
mam cię przepraszać? Za co? – dziwił się Aomine. – To nie ja startowałem do
ciebie z łapami.
– A
KTO MNIE PRZED CHWILĄ ZEPCHNĄŁ ZE SCHODÓW?
– Oj
tam, oj tam… To nie było specjalnie.
–
Więc nie należy mi się zwykłe „sorry”?
Granatowe
oczy, bo z bliska Ikari dostrzegła, że właśnie takiego koloru są jego tęczówki,
spojrzały na nią z politowaniem.
– Dam
ci coś lepszego, niż zwykłe „sorry” – zapowiedział koszykarz, wręczając
dziewczynie swój napój i zrzucając na ziemię plecak. – Spuszczę wpierdol
twojemu kochasiowi.
– To
nie jest żaden mój… Daiki, czekaj! – W ostatniej chwili chwyciła za rękę
podwijającego rękawy skrzydłowego, nim zdążył zrobić użytek z odsłoniętych
pięści. Nie chodzi o to, że żałowała Grimmjowa, bo tak nie było. Z chęcią
popatrzyłaby na to, jak dostaje wpiernicz od Murzyna – bo tak zaczęła nazywać w
myślach porywczego licealistę. Tym bardziej, że jej myśli znów przyćmiewała
czerwona fala szału, gdy patrzyła na blondyneczkę, owijającą rękę Espady.
Dziewczyna miała na tyle przyzwoitości by rzucać jej co jakiś czas pełne skruchy
spojrzenia, ale Ikari i tak poczuła jakąś dziwnie nieodpartą ochotę wyrwać jej
z rąk i bandaże, i połowę tych tlenionych kudłów przy okazji. Pozwoliłaby
Aomine rozszarpać Grimmjowa, gdyby wierzyła, że ma on jakieś realne szanse w
starciu z Szóstym Espadą. Prawdę powiedziawszy, z chęcią dołączyłaby do niego. Była
gotowa razem z nim rzucić się na Szóstego. I to nie w celu dopilnowania, by
jego odzież znalazła się w szatni. Porozrzucana w różnych jej częściach… Nie,
nie. Ikari potrząsnęła głową, wyrzucając z niej nieproszone myśli. Przyciągnęła
do siebie Daikiego.
– Mam
lepszy pomysł, żeby mu dołożyć – szepnęła, chwytając za kaptur jego bluzy i
stając na palcach. – Pocałuj mnie.
–
S-Słucham?! – Aomine wyprężył się jak struna, tak że Ikari nie mogła dosięgnąć
jego ust. Był wyższy nawet od Grimmjowa, ale Jaggerjack nie zamierzała się kompromitować
i podskakiwać.
– No
nie bądź ciota! – Kopnęła chłopaka w goleń, a kiedy ten zgiął się z jękiem,
wykorzystała sytuację i objęła go za szyję. – Całuj mnie, Daiki, albo to ty dostaniesz
wpierdol.
Dłużej
nie musiała go do tego nakłaniać. Od pocałunku zaszumiało jej w uszach. Zanim się
od niego oderwała, by zaczerpnąć tchu, poczuła jak ręce Aomine prześlizgują się
po jej ramionach, zatrzymują na dłuższą chwilę na jej piersiach, obłapując je
przez ubranie, aż dotarty na tyłek. Daiki złapał ją za uda i podrzucił,
zarzucając na siebie. Teraz obejmowała go w pasie udami, on opierał ją plecami
o ścianę, a jego dłonie…
– Ej,
no nie rozpędzaj się! – wydyszała Hagane, odrywając się od Aomine, jednak jemu
udało się jeszcze raz musnąć jej wargi. – Chyba cię trochę poniosło…
–
Sama się prosiłaś – mruknął, wreszcie pozwalając jej się z siebie zsunąć. Jego
usta rozciągały się w uśmiechu o wiele bardzie usatysfakcjonowanym, niż mógłby on
być po walce na pięści. Ikari obciągnęła zadartą spódniczkę, a jej oczy chcąc,
nie chcą, odszukały oczy Espady.
"See, he tastes like you only sweeter"
Natychmiast
zrozumiała, że duszność, jaką odczuwała, nie ma niczego wspólnego z
podnieceniem. To wzburzone reiatsu Arrancara napierało na wszystko wokół.
Zobaczyła, że zazdrość ma kolor kobaltowy. Zdążyła się nawet wystraszyć, że
Szósty zaraz naprawdę ich pozabija, ale… Nie tylko zabijanie było w jego stylu.
Jego zapierające dech w piersiach reiatsu nieco się rozrzedziło. Espada
uśmiechnął się złośliwie, złapał za twarz wciąż stojącą obok niego Rhan i wpił
się w jej wargi.
_____________________________
W tej części podoba mi się tylko Daiki i motyw z dyrektorem. Z reszty nie jestem bardzo zadowolona, ale mam nadzieję, że jeszcze nie rzygacie tęczą. Musi być słodycz w kontraście z nadciągającą, powoli, bo powoli, ale jednak goryczą.
Ciekawostka na dziś. Zdanie:
"– Ach tak? – Profesor Thoth uderzył dłońmi o blat stolika (...)" wyglądało kiedyś tak: "– Ach tak? – Profesor Thoth uderzył blatem o stół (...)"
Mimo wszystko lubię pisać po nocach.
Aha,czy ktoś oglądał kamigami no asobi? jak tak, to wiecie, że zasadniczo ani Ika, ani Thoth nie klamał na temat swojej boskości, nie? ;)
CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA! Tak, będę was terroryzowac, mnie terroryzują świecące gowna na ulicy, a nie chce mi się wstać zaslonić rolet.
Godzina 01:37, stacja benzynowa, Miasto Niebieskiego KRólestwa.
OdpowiedzUsuńWilczy: Jak mnie zapytają o dowód, to chyba jebnę blatem o stół.
Te metr dziewięćdziesiąt dwa murzyna jest bardzo ciekawe. Stwierdzam, iż on w swojej zwyczajności przy takiej ilości reiatsu jest serio zajebisty :D
Zapomniany Thot <3 Fala niespokojnej seksowności zakreśliła swój ślad w Drodze. <3
Fight! Więcej fightów ! <3
I gratulacje dla Yumichiki za to, ze wie, co to żelazko i potrafi się nim odpowiednio posługiwać :D
Serek oglądała ^.^ Chociaż Loki jest lepszy w "Avengersach"
OdpowiedzUsuńI wybacz, że tyle nie komentowałam, ale wracam do domu i padam na ryj po tych wszystkich zajęciach na studiach. Teraz siedzę w bibliotece i zamiast szukać czego potrzebuję nadrabiam wszystkie zaległości na cudzych blogach xD
Chcę przeczytać o bójce na boisku Aonime VS Grimmjow! to będzie epickie, zwłaszcza jesli Grimm znowu zapomni, że ma limit ^^.
Jak ja mogłam nie zauważyć ze dodałaś nowa notke? >. < chyba za bardzo na tej ankiecie sie skupiałam xD
OdpowiedzUsuńI słodkości sie skończyły... ^.^ Ikari sie wkurzyła xD Grimmi pokazał swój charakter >^.^< uuu, ale żeby tak go wkurzać? :O ja bym sie tam bała :D
Siedemnasty jest... jurtro ^^ no to od jutra rozbijam namiocik i koczuje na twoim blogu ^^ chyba że zmieniała się data? :>
Buziaki :*
No właśnie zastanawiam się nad 20, 20 to już taka bliżej świateczna data ;) I do tego czasu na pewno (chyba ze mnie swiateczne porzadki pochłoną ;P) przygotuje posta ;) Ale! Jesli sie wyrobie wczesniej, bedzie wcześniej! ;*
UsuńNo to czekamy grzecznie do... jutra! :D Nie będzie slipków w Mikołaja? :< Ok... przeżyję :D
OdpowiedzUsuńSpoiler zaostrzył mój apetyt *.* Konfrontacja Abarai/Grimmy? :D Będzie ciekawie! (jak zawsze zresztą :*)
Coś jeszcze chciałam napisać.... ale mi się zapomniało :D Jak mi się łaskawie przypomni to jeszcze tu wrócę ^^
:*
Dopiero co przeczytałem ten rozdział, a tu już coś nowego wyszło. To ci dopiero, no...
OdpowiedzUsuńChciałem napisać, że trudno mi oceniać fanfic, skoro nie znam oryginału (naprawdę, proszę nie bić ;<), ale przynajmniej mogę spojrzeć takim zupełnie, zupełnie zdystansowanym wzrokiem na to, co Ty tutaj, Wilczy, tworzysz. I podobało się! Zabawnie, interesująco, wciągająco, pisane prostym, lekkim językiem, jakby wychodziło z Ciebie ot tak, bez żadnych przeszkód, choć wszyscy wiemy, że to nieprawda. Takich rajów to nie ma.
Poza tym, ileż tego tekstu tutaj jest! Szacunek, że piszesz, nie przestajesz, tworzysz te tysiące słów i publikujesz, do tego mając tak dobry kontakt z czytelnikami.
Oby tak dalej.
Jestem zaszczycona, że przeczytałeś ;) Bardzo doceniam, bo wiem, ze czytanie ff bez zorientowania w temacie jest co najmniej tak dziwne, jak wziąć do ręki 6 tom jakies powiesci i jeszcze czytac go od polowy, tak mi się to kojarzy. A Twoja ocena tym bardziej jest dla mnie bardzo ważna i nie masz pojęcia jak się cieszę, że w taki sposób odebrałeś moje pisanie ^^
Usuń