Tōshirō
Hitsugaya nie znosił Świąt. Całe te napompowane, doroczne przedstawienie
przyprawiało go o co najmniej mdłości. Choinki, bombki, prezenty, kolędy i
ludzie, którym zwyczajnie odpierdalało. Biała gorączka i unoszący się zewsząd
zapach gotowanej kapusty jedynie obrzydzał mu chęci do życia. Według kapitana
był to tylko kolejny pretekst do tego, by wszyscy mogli wspólnie upić się z
jakiegoś powodu. Nie widział specjalnej różnicy między Świętami Bożego
Narodzenia, a tak samo dumnie obchodzonym Dniem Bez Zanpaktou albo Święta
Bankaia, albo Dniem Bez Tabi, jaki niedawno wymyśliła kapitan Jaggerjack,
upijając z tej wymyślnej okazji wszystkie odziały. Wszystko to były bzdury i
zabobony, którym on, kapitan dziesiątego oddziału, nie zamierzał hołdować.
Postanowił też, że postara się o całkowity zakaz, który będzie pod groźbą
surowej kary (kary jeszcze nie wymyślił, ale zastanawiał się, czy wysyłanie za
ladę do sklepu Urahary będzie wystarczającą nauczką) zabraniał ABSOLUTNIE
całkowitego spożywania JAKIEGOKOLWIEK (bo według ósmego i jedenastego oddziału
sake to tylko szlachetny trunek) alkoholu na służbie. Ktoś powinien zrobić
wreszcie porządek z tymi pijakami, do których z przykrością musiał
zakwalifikować własną vice-kapitan. Nie podobało mu się zwłaszcza to, że Rangiku
deprawuje jego drugą porucznik, Minako.
Pamiętał
dobrze dzień, w którym obiecał, że się nią zaopiekuje, a w jego słowniku słowo
„opieka” obejmowało również nie dopuszczenie do tego, by dziewczyna rozpiła się
na jego oczach. A nie było to szczególnie trudne, jeśli tak często miało się do
towarzystwa Matsumoto, uważającą oczywiście, że on, kapitan, jak zwykle
przesadza. Śmiała nawet zarzucić mu, że to dlatego, iż nie pije, wciąż jest
taki spięty i właśnie dlatego już nigdy nie urośnie. Gdyby jego włosy już nie
były białe, pewno posiwiałby z gniewu w tamtym momencie. Przecież ostatnio
urósł! I to całkiem sporo! Ale najwyraźniej Rangiku była wciąż zbyt zamroczona
alkoholem, by to zauważyć.
Prychnął
gniewnie, naciągając rękawy kimona, które znowu robiły się przykrótkie. W
innych okolicznościach znalazłby czas, by się z tego ucieszyć, ale teraz
zaniepokojony zmierzał na zebranie kapitanów i ich vice, zwołane przez Kyōraku. Zastanawiał się, co się stało. Czy
może znów jacyś ryoka wdarli się na ich dwór? Mimo niebezpieczeństwa tej
potencjalnej sytuacji, nie mógł ukryć, że w głębi duszy by się z niej cieszył.
Coś przynajmniej oderwałoby Shinigami od tego wariackiego, bożonarodzeniowego
tańca głupców.
Jednak,
gdy tylko przestąpił przez próg pomieszczenia, w którym wszyscy się zebrali, z
bólem serca porzucił tą nadzieję. Widok jaki zastał, przyprawił go niemal o
zawał serca.
It’s haunting me and telling
me
that everything is fine
but I wish I was dead
Chuj
już ze świątecznymi dekoracjami, które zaśmiecały całe pomieszczenie
głównodowodzącego, siedzącego po turecku na biurku i dzierżącego berło. Ale to
cała reszta napełniała go prawdziwym przerażeniem. Począwszy od plastikowej
korony kiwającej się na głowie Kyoraku i wyglądającej, jakby pożyczył ją od
samego Baltazara. Zresztą Ise i Okikiba mieli pozostałe dwie – pewno te od
Kacpra i Melchiora, z tą różnicą, że Nanao miała na tyle przyzwoitości, by swój
atrybut władzy z irytacją ściskać w ręku. Poprzez Yachiru, która skakała
dookoła Kenpachiego, próbując obwiązać go kolorowymi lampkami i wykrzykując, że
będzie najpiękniejszą choinką, jaką widziało Soul Society (Ken-chan! Przecież
dzwoneczki masz takie piękne, jak na prawdziwego czubka przystało! Czubka
choinki, Ken-chan, nie wściekaj się, hihi!), i przez Hisage, owiniętego
choinkowym, złocistym boa niczym szalem oraz Ikkaku, składającym z orgiami
papierowe śnieżynki, po Renjego, na którego łepetynie zamiast bandanki czy
gogli kołysała się czapka Mikołaja, czy stojącej obok niego Ikari, z
przekrzywioną złotą aureolą na niebieskich włosach.
Usta
Tōshirō zadrżały żałośnie, gdy próbował wśród tej gawiedzi debili znaleźć sobie
miejsce obok kogoś normalnego, ale wyglądało, że jest to po prostu miszyn
imposyiblebleble. Na swoje nieszczęście nie dostrzegł wśród nich żadnej ze
swoich vice-kapitan.
Nie dość, że mam ich dwie, to obie olewają
swoje obowiązki, pięknie.
W
końcu zdecydował się podejść (zatrwożonym co prawda krokiem) do porucznika
Abaraia i kapitan ósmego oddziału, którzy prócz dziwnych artefaktów na głowie,
nie wyglądali na tyle niebezpiecznie, by musiał się ich obawiać. Oboje
sprawiali zresztą wrażenie, jakby zupełnie tak jak on, nie wiedzieli, co tu
robią. Z tym, że ich przekrwione oczy mogły świadczyć o zgoła innych powodach
tej niewiedzy. Wyglądali, jakby właśnie co zaliczyli jakąś grubszą imprezkę.
Hitsugaya zastanawiał się, jak to możliwe, skoro była dopiero dwunasta w
południe.
Poza
tym, mimo wszystko, uważał vice-kapitana szóstki za porządnego Shinigami, z
kolei Jaggerjack mogła wiedzieć, gdzie się podziewa Minako. Jego podopieczna
miała naprawdę fatalny gust w dobieraniu sobie przyjaciół. Do dziś nie
wiedział, jak to się stało, że ta Ikari została kapitanem. I to z takimi
koligacjami rodzinnymi… Co prawda umiała ten swój bankai, na dodatek wiedziała
też jak z niego korzystać, i musiał przyznać, że widok potężnego lwiska mógł
budzić strach… Ale dla niej powinno się stworzyć czternasty oddział, gdzie
zamykałoby się na odwyku całą resztę jej podobnych.
Jeszcze
zanim do nich podszedł, już tego pożałował. Od samego patrzenia na tą dwójkę,
rozbolały go oczy. Kontrast między czerwienią grzywy Renjego, a błękitem włosów
Jaggerjack był czymś, czego bezzwłocznie powinno się tu zakazać, tak samo, jak
pijaństwa. A od paska z wypłaty należało odjąć wizyty u okulisty. I, na wszelki
wypadek, u psychiatry też. Na dodatek z daleka już słyszał, że znowu zaczynają
się kłócić o zanpakuto. Ostatecznie zrezygnował z zaczepienia ich, gdy Renji
rzucił tekstem, że: „Zawyć, to możesz
ewentualnie pode mną, dzisiaj w nocy, maleńka.”
I sing the body electric
Sing that body electric
Sing that body electric
Obszedł
ich ostrożnie szerokim łukiem, ignorując krzyk Abaraia, który dostał od Ikari
gonga w czapkę Mikołaja. Czując, jak ogarnia go uzasadnione poczucie paniki,
stanął wreszcie obok Kuchikiego.
–
Byakuya – przemówił, starając się nie okazywać strachu.
Kapitan
Kuchiki zerknął na niego, odrywając się na moment od papierka, który trzymał w
ręku.
–
Toshiro – powitał go, wracając swoimi poważnymi, smutnymi oczyma do kartki.
–
Masz pojęcie, co tu się dzieje?
– Hm
– mruknął Byakuya. – Wygląda mi to na świąteczny wiec. Marnotrawstwo czasu,
który mógłbym przeznaczyć na coś pożytecznego. – Zaszeleścił papierem.
Hitsugaya
uśmiechnął się kącikiem ust, łudząc się, że znalazł sojusznika.
–
Jakiś pilny raport? – zapytał, wskazując ruchem głowy na kartkę.
– Coś
o wiele ważniejszego.
Zaciekawiony
Toshiro wspiął się na palce, żeby podejrzeć co jest takie ważne. Przez chwilę
przyglądał się temu w skupieniu, ale wszystko wskazywało na to, że naprawdę
jest to strona wyrwana z książki kucharskiej z przepisem na ruskie pierogi.
–
N-nie… – Hitsugaya spojrzał na niego z przerażeniem. – Ty też, Kuchiki? Nawet
ty?!
Byakuya
wzruszył ramionami.
–
Święta idą, kapitanie. Musimy się przygotować.
–
Zawsze musisz być taki poważny?
Kuchiki
tylko przytaknął w milczeniu. Toshiro pokręcił z niedowierzaniem głową i wtedy
przemówił wreszcie Kyoraku.
– Kochani! – zaczął uroczyście, witając ich szerokim
uśmiechem oraz rozkładając ramiona w ciepłym, rodzinnym geście. – Zebraliśmy
się tutaj, wreszcie i w większości, aby sprawiedliwie rozdzielić świąteczne
obowiązki!
– O-obowiązki? – wyjąkał Hitsugaya. – Ś-świąteczne?
There’s no relief
– Oczywiście! Przecież jasełka nie przygotują się
same, a wigilijnych potraw nie zamówimy ze sklepu na telefon.
Oddychaj, Tosiek,
oddychaj. Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
– Tak więc… zacznijmy od początku. Suì-Fēng…
–
Tak, wszechkapitanie?
– Co ty na to, by twój oddział zajął się
tradycyjnymi potrawami? Myślę, że jeśli zaangażujecie w to Tajne Służby
Operacyjne, patroszenie karpi, pójdzie wam nadzwyczaj sprawnie.
– Z przyjemnością podejmiemy się tego zadania.
– I to mnie cieszy… Komamura. Chyba
najodpowiedniejsze zadanie dla ciebie, to sprowadzić jakieś sympatyczne
zwierzątka do naszych jasełek.
– Tylko nie wilki! – wrzasnął Renji. – One nie są zbyt sympatyczne… Tak, jak lwy!
– Pff – prychnęła Jaegerjaquez. – A po co nam osły, skoro mamy pawiany!
– A widziałaś kiedyś pawiana w szopce?!
– Na osła też się nadasz!
– Przetrząsnę całe Rukongai, ale myślę, że nie
obędzie się bez wycieczki do świata żywych… – zmartwił się Komamura.
– Nic nie szkodzi – odpowiedział Shunsui, patrząc na
swoją byłą trzecią oficer. –Dalej… Zaraki.
Ściągnął usta i uniósł brwi, gdy kapitan jedenastki
chrząknął ponuro. Z całych sił próbował się nie roześmiać. Jako wszechkapitan
poczuwał się do tego, by być nieco poważniejszym człowiekiem, ale… Widok
Zarakiego, podłączonego do prądu, który jarzył się, migając światełkami
tęczowych kolorów… To było dla niego prawdziwe wyzwanie.
– Cóż, Kenpachi. Widzę, że twoja porucznik już
znalazła ci godne twych umiejętności zadanie. – Przygryzł policzki, walcząc z
ogarniającą go wesołością. – Zajmiecie się choinkami.
– To znaczy się co? Mam je wykarczować?
– Bynajmniej. Macie je przystroić, kapitanie.
Yachiru wam w tym pomoże.
Porucznik zatańczyła radośnie wokół swego kapitana,
ale Zaraki tylko sapnął posępnie i usiadł ciężko na podłodze, zrywając kabel.
Lampki zgasły, a Kusajishi zaczęła nad nimi lamentować.
Kyoraku pokręcił głową i pośpiesznie się od nich
odwrócił.
– Gin Ichimaru…
Gin podniósł głowę, jak zwykle z zadowoloną z siebie
miną.
– No? Jakie macie dla mnie zadanie specjalne,
szefie? – uśmiechał się chytro, jakby ktoś zdradził mu, że jedynym jego
obowiązkiem, będzie konsumpcja wszystkich czekoladowych bombek z wszystkich
choinek.
– Jak tak na ciebie patrzę… – Kyoraku zmarszczył
brwi. – To z tym waszym pyskiem możecie być tylko świątecznym chochlikiem.
Będziecie skakać po Soul Society i rozdawać wszystkim cukierki.
– Serio? – Mina Ichimaru trochę zrzedła. – Nie ma
nic bardziej odpowiedzialnego?
– Ależ to bardzo odpowiedzialne zadanie! Dostaniecie
zielone getry i elfie buty!
– A, chyba że tak!
Ikkaku
fuknął, robiąc obrażoną minę.
– To
ja miałem być elfem!
– Ty
elfem? – śmiał się Gin. – Widziałeś kiedyś łysego elfa?
– A
widziałeś kiedyś, żeby elf cieszył się bez przerwy jak głupi do sera?
– Ja
się nie cieszę, ja mam taki wyraz twarzy.
–
Współczuję.
–
Ależ nie ma czego. Na współczucie tutaj zasługuje tylko twój brak włosów.
–
Przepraszam, że się ośmielam wtrącić w tą pasjonującą dyskusję – odezwał się Yumichika, – ale słyszałem coś o tym, że elfy
są przede wszystkim piękne. Także chyba wygrałem ten casting. – Uśmiechnął się,
nawijając na palec kosmyk włosów.
– Gdyby to był casting na pedała roku, to zapewne
miałbyś pierwsze miejsce… – mruknął Renji.
– Mówisz tak, bo mi zazdrościsz. Czemu wcale ci się
nie dziwię. Z twoją mordą łotra i tymi obsesyjnymi kudłami…
– Ha! Ale ja się przynajmniej podobam kobietom! –
Porucznik szóstki, uśmiechając się dumnie, spojrzał na Ikari, która niepewnie
zerknęła dookoła siebie, ale ponieważ nikt nie stał obok, doszła do wniosku, że
porucznik naprawdę oczekuje od niej jakiegoś potwierdzenia, a może nawet
aprobaty. Więc postukała się palcem w głowę, patrząc na niego, jak na wariata.
– Ja nie wiem, komu wy się podobacie, Abarai, ale
mam podejrzenia, że żyjecie w jakieś alternatywnej rzeczywistości…
Renji zrobił zawiedzioną minę i pociągnął nosem.
– Jesteś taka okropna.
– Jesteś tak samo uprzejmy, jak przystojny.
– Poruczniku, chyba nie zamierzacie startować z nami
w zawodach na pomocnika Mikołaja? – zaniepokoił się Gin.
– Żartujesz? Ta fucha mnie nie interesuje.
– Nie?
– Nie. – Pstryknął w biały pompon dyndający
swobodnie z jego czapki. – Zamierzam zostać samym Mikołajem. I zapraszać na
kolana niegrzeczne, okropne dziewczynki.
Puścił oko do Jaggerjack.
That’s how you sang it.
–
Zawyj, Shiraion! – krzyknęła wściekła kapitan i zaczęła gonić Renjiego po
pomieszczeniu.
– Dzieci drogie! – Wszechkapitan pogroził im palcem.
– Boże narodzenie za pasem, pora, aby obdarowywać się wzajemną miłością!
– No właśnie! – Nie poddawał się Renji.
– Mogę cię obdarzyć co najwyżej tym! – Ikari
podniosła w górę tekagi.
– Yumichika – kontynuował Shunsui, uśmiechnął
się do niego. – Elfem będzie Gin, ty wygrałeś inny casting.
– Tak? A jaki? Na kogo? – podniecił się Ayasegawa.
– Wciąż nie mamy obsadzonych głównych ról w
jasełkach. Jednogłośnie zostajecie więc Bogurodzicą! Chyba nie muszę mówić, kto
będzie waszym partnerem w tym przedstawieniu?
Wszechkapitan spojrzał znacząco na Ikkaku.
Kiedy oboje zaczęli głośno protestować (Yumichika
trochę mniej), Shunsui podniósł rękę i spojrzał na nich groźnie.
– Dosyć. Powinniście być dumni. To odpowiedzialna i
ważna rola.
–
Sratatatata…
–
Ikkaku! Bo zostaniecie dyscyplinarnie odprawieni na święta do Hueco Mundo –
zagroził. – Chciałbym jeszcze obsadzić kogoś w roli anioła i gwiazdy
betlejemskiej…
Zmrużył
oczy, przyglądając się kapitanom i porucznikom.
W tym
momencie wbiegła zdyszana Kurosaki. Tuż po niej pojawiła się Matsumoto, która
dźwigała na plecach parę styropianowych skrzydeł.
– No
siema! – zawołała Rangiku, konstatując, że wszyscy na nie patrzą. – Małe
spóźnienie, ale to wszystko przez naszego kochanego kapitana!
–
Słucham? – Toshiro zamrugał turkusowymi
oczyma.
– No,
dekorowałyśmy koszary, żeby kapitan mógł wreszcie poczuć magię świąt!
–
NIEEE. Tylko nie moje koszary… Zbezczeszczone… – Załamał ręce.
– No!
– Kyoraku klasnął ucieszony w dłonie. – To mamy aniołka i gwiazdeczkę!
–
Yyyy?
–
Gwiazdeczkę?
– No
czy ktoś się nada bardziej niż ty, Minako? Z twoją pomarańczową czuprynką
rzucasz się w oczy bardziej, niż wszystkie gwiazdy świata.
–
Co?! To chyba się nazywa dyskryminacja!
– To
wyróżnienie – westchnął wszechkapitan.
– To
ja podziękuję za takie….
–
Cisza! Ja tu rozdaje zadania i nie można z nich rezygnować!
Wystraszona
Minako odnalazła wzrokiem Ikari i posłała jej pytające spojrzenie, ale ta tylko
wzruszyła ramionami, zakładając na nie ręce, konstatując, że wzrok Kyoraku
powędrował wreszcie na nią. Zagryzając wargi, patrzyła na niego wyczekująco.
– No?
To co mnie czeka? Mam się wybrać na biegun północny?
Shunsui
posłał jej szeroki uśmiech.
–
Nie, aż tak daleko nie. To znaczy, tak jak zadecydowaliśmy, zostaniesz
wyprawiona w podróż, ale spokojnie, przydzielimy ci pomocnika.
Renji
podniósł z ożywieniem głowę, a jego ręka wystrzeliła w górę.
–
Zgłaszam się na ochotnika!
–
Spokojnie, poruczniku, to już wiemy.
–
Pałuj się, Abarai.
–
Jaggerjack, jeszcze raz komuś publicznie ubliżycie, a wyciągane z tego
konsekwencje.
Na
wargi Renjiego wypełzł szczwany uśmieszek.
– Nie
martw się, Ikari, wyrażę twoje myśli na glos za ciebie – zaoferowała się
Minako, a Ikari posłała jej symbolicznego buziaka.
–
Mogę? – Shunsui spojrzał na dziewczyny krytycznie. Obie skinęły głową, choć
wcale tego nie oczekiwał. – Ikari … Dobrze wiem co się dzieje w podziemiach
twojego oddziału. Dlatego dostarczycie na świąteczne stoły trochę mocnego
trunku.
Wszyscy
powitali ten rozkaz pomrukiem zadowolenia. Wszyscy, prócz kapitan ósemki.
–
CO?! Z własnych zapasów mam te krzywe ryje… To znaczy… Wszechkapitanie! Tego
nie wystraszy! Poza tym to zwykły kompot!
– To
chyba nikt wam nie powiedział, że kompot robi się z suszonych, a nie ze
sfermentowanych owoców.
– Ale
za co mnie tak surowo każecie, szefie!
– To
jeszcze nie jest kara. Karą za nielegalną produkcję bimbru są pierniki.
– Co?
–
Pierniki. Takie ciasteczka.
–
Wiem co to są pierniki. Pytam się co mam z nimi zrobić… Zjeść?
– Co
masz z nimi zrobić… No właśnie masz je ZROBIĆ.
–
Przecież ja nie potrafię!
– JA
umiem, ja umiem! – Wyrywał się Renji, podskakując z wciąż uniesioną dłonią. –
Ja pomogę, ja potrafię!
–
Debil – mruknął cicho Hitsugaya, rzucając ostre spojrzenie Kurosaki, która
sprawiała wrażenie, że chce to po nim głośno powtórzyć.
Przez
chwilę wszyscy przyglądali się porucznikowi Abaraiowi, zastanawiając się czy
jest faktycznie tak bardzo utalentowany w tym temacie, szalony, zdesperowany
czy może zwyczajnie napalony.
Ikari
jęknęła.
–
Mąki. Nie mamy tutaj nawet mąki – próbowała się jeszcze bronić.
–
Dlatego odwiedzicie świat żywych. – Kyoraku posłał jej swój najszczerszy
uśmiech. – Bo mąka przyda nam się jeszcze do… Byakuya – wywołał kapitana
szóstego oddziału, który podniósł na niego smętny wzrok. – Pierogi –
oświadczył.
Byakuya
skinął poważnie głową.
–
Jestem na to przygotowany – zerknął w swój przepis. – Jednakże… – Jego oczy
rozbłysły. – Mam tu też takie z farszem szpinakowym.
– Ja
pójdę, ja przyniosę! Wiem gdzie ludzie chowają szpinak! – Pełen entuzjazmu
Renji wciąż ochoczo oferował swoje usługi.
– A
skąd wy to wiecie, poruczniku?
– Bo
to jest zakupocholik. Pewno zabłądził do warzywniaka w poszukiwaniu czegoś,
czym jeszcze mógłby sobie zasłonić ryj.
–
Minako! – krzyknął na nią wszechkapitan.
– To
nie ja, ja tylko mówię to co myśli Jaggerjack – usprawiedliwiła się Kurosaki.
Kyoraku
gniewnie zmarszczył brwi.
–
Wobec tego… Myślę, że to dobry pomysł, by porucznik Abarai i kapitan Jaggerjack
zrobili dla nas zakupy.
–
Jestem gotowy na nowe doznania! – oświadczył Renji, a jego uśmiech bardzo nie
spodobał się siostrze Grimmjowa.
– Co
za żal – skomentowała, wzdychając ciężko i podchodząc do wszechkapitana,
potarła o siebie palec wskazujący i kciuk. – Wyskakujcie z kasy, szefie. Ja
jestem spłukana przed świętami.
– A
kto nie jest… – zamarudził wszechkapitan, ale sięgnął do kieszeni.
Nie
zdążyła jeszcze wrócić na miejsce, a czerwonowłosy porucznik już uczepił się
jej rękawa, przekonując, że bożonarodzeniowe zakupy, polegają w głównej mierze
na kupieniu mu pary nowych, wyczesanych gogli.
Shunsui odchrząknął.
– Hisagi… – spojrzał na owiniętego złocistym boa
Shinigami.
– Mmm? – odmruknął Shūhei. – Ale o co chodzi?
– O
święta?
–
Święta? A co z nimi? Nie będzie w tym roku?
–
Hisagi, czy wy jesteście trzeźwi?
Hisagi
zastanawiał się dłuższą chwilę.
–
Raczej średnio – odpowiedział w końcu.
Kyoraku
westchnął ciężko i pokręcił głową.
–
Dajcie Hisagiemu kawałek czystej kartki i każdy niech wpisuje na nią propozycje
prezentu dla siebie… Ikari i Renji wezmą ją ze sobą. – Nagle przy Shūheiu
zrobił się tłok. – Tylko pamiętajcie, że każdy ma do dyspozycji tylko jeden
punkt w liście!
– A
można w jednym punkcie wymienić kilka rzeczy?
–
Nie!
– A
można robić podpunkty?
–
NIE!
Rozległ
się ogólny jęk zawodu. Wkrótce wszyscy wpisali się na listę i zamieszanie
ucichło, na środku został tylko Hisagi z nieco poczochraną fryzurą i
zdezorientowaną miną.
–
Ukitake, wam powierzam dowodzenie kolacją. Zwołanie na wieczerzę, wydawanie dań
i całą organizację wigilii.
– Tak
jest!
–
Unohana. Twój odział zajmie się świątecznymi porządkami.
–
Oczywiście.
– Nie
zapomnijcie pozamiatać ulic. – Wszechkapitan zawiesił wreszcie wesołe oczy na
Hitsugayi. – I na koniec… Toshiro.
Everybody’s rushing me
There’s no release
–
Kapitan Hitsugaya – burknął cicho Toshiro.
– Dla
ciebie zostawiłem najlepsze zadanie.
– Aż
się boję… Ale dobra, zapytam. Co mam zrobić?
– No,
nie możesz pozwolić, by nasze święta nie były białe! Przejdź się ze swoim
Hyōrinmaru po Seireitei i daj nam trochę śniegu.
Hitsugaya
z rezygnacją opuścił głowę.
–
Wiedziałem, że wymyśli coś kretyńskiego…
–
Toshiro! – Rangiku doskoczyła do niego, wyjmując z poł shihakushō dwie buteleczki sake. – Będzie fajnie, kapitanie!
Przejdziemy się zaśnieżonymi ulicami Soul Society, popijając…
–
Zapomnij.
Białowłosy
kapitan nachmurzył się, zakładając ręce na ramiona.
– Czy
to już wszystko?
Shunsuin przytaknął.
–
Tak, myślę, że możecie odejść…
Hitsugaya
był pierwszym, który opuścił jego siedzibę. Krzywiąc się ze złości, starał się
głęboko oddychać, by się uspokoić.
–
Kpiny, a nie zebranie… Moje zanpakuto nie służy do celów rozrywkowych…
Oparł
się o barierki i patrzył jak wszyscy wychodzą, pierwszy raz w życiu
zastanawiając się, czy nie sprzeciwić się wykonaniu rozkazu.
Shinigami
powoli i w podekscytowaniu opuszczali koszary wszechkapitana, obgadując swoje
obowiązki. Ukitake wziął do siebie organizacyjną misję i naradzał się z
Suì-Fēng w sprawie kolacji. Ikkaku i Yumichika wciąż wykłócali się o jasełka.
Wyglądało na to, że Ikkaku chciał się zamienić rolami. Hisagi ledwie wytoczył
się z pomieszczenia, gadając coś do siebie. Patrząc na niego, Hitsugaya prawie
zapragnął pójść w jego ślady, ale jego wrodzone poczucie obowiązku nie mogło mu
ta to pozwolić. Zaraki niczym taran przedarł się przez wszystkich, ciągnąc za
sobą lampki, których uczepiła się jego porucznik. Pojawił się i Byakuya, dalej
studiujący przepis. Jednak nie minął go, jak pozostali, ale stanął obok.
–
Poczekam tu na Abaraia – poinformował go
rzeczowym tonem. – Muszę dać mu dokładne instrukcje dotyczące składników.
Niedługo potem razem obserwowali Renjiego,
który nawet nie zauważył swojego kapitana. Zbyt mocno był zajęty obejmowaniem
nóg Ikari, która uparcie próbowała go ignorować i jeszcze poruszać się przy tym
naprzód, co udawało jej się, co prawda minimalnie, ale chyba tylko dzięki
jakieś nadludzkiej sile. Szczęki zaciskała tak mocno, że było słychać jak
zgrzyta zębami.
–
Haaagaaaneee! – darł się porucznik. – Ja chce noweeee goooogleeee!
– Weź
się, gościu, odpierdol albo cię zabiję.
Byakuya
i Toshiro unieśli wysoko brwi.
–
Kapitanie, jeśli cenicie sobie życie waszego porucznika, radziłbym odizolować
go od Jaggerjack. Jej krew chyba daje o sobie znać.
–
Żartujecie, kapitanie Hitsugaya? – Kuchiki patrzył na swojego vice z odrazą. –
Kto by się przejmował życiem kogoś takiego?
Kiedy
Byakuya odszedł, Toshiro został sam na sam ze swoimi niewesołymi myślami,
obserwując z grymasem niezadowolenia Gina, prowadzącego pod łokieć Minako.
Skubaniec nachylał się do niej natarczywie, jakby zwierzał się z jakiś
życiowych sekretów. Co prawda Minako pokiwała wesoło do swojego kapitana, ale
zaraz odwróciła głowę z powrotem w stronę Ichimaru, słuchając go ze skupieniem.
Hitsugaya prychnął, a zaraz potem wrzasnął ze strachu, gdy ktoś nagle dotknął
jego ramienia.
–
Rangiku! – krzyknął na swoją porucznik, łapiąc się za serce.
–
Wiem, nad czym tak rozmyślacie – zdradziła Matsumoto, szturchając go po
przyjacielsku pod żebra.
– Że
co?!
–
Pewno zastanawiacie się, gdzie w Seireitei można się wybrać na randkę, co? –
puściła do niego oko.
All my friends tell me I should move on
– ŻE
CO?!
–
Och, nie zgrywaj się, Toshiro. – Jej ton troszkę spoważniał, ale najwidoczniej
sporo się trudziła, by teraz nie chichotać. – Widzę przecież, jak na nią
patrzysz.
– To
znaczy jak? – Oczy kapitana wypełniło przerażenie. – To znaczy… niby na kogo!
Macie od dzisiaj zakaz picia, Matsumoto!
–
Przecież umrę z pragnienia, jak wydacie mi taki rozkaz! – Zaśmiała się. – Nie
zmieniaj tematu, kapitanie. Nie wiem, jak mogliście tego do tej pory nie
zauważyć – zatrzęsła sporym dekoltem, – ale jestem kobietą. My wyczuwamy takie
rzeczy. Bez względu na to, jak staracie się to ukryć. No, niektórzy mało się
starają… – spojrzała na Renjiego, który skutecznie uniemożliwiał Jaggerjack
oddalenie się do swoich koszarów, wciąż obejmując jej kostki i zmuszając, by
wlekła go za sobą.
Hitsugaya
otworzył usta, ale zanim wypłynęła z nich kolejna fala protestów, znów je
zamknął.
–
Matsumoto… – zmarszczył brwi, próbując zebrać się w sobie i pogodzić z tym, że
musi prosić Rangiku o radę. – Co mam zrobić?
Rangiku
roześmiała się radośnie i klepnęła go mocno w plecy, od czego zabrakło mu tchu.
– Tak
trzymać, kapitanie! No widzisz, nie było trudno się przyznać, co nie? Och, to
będzie cudowne, kiedy wreszcie ty i Mina…
–
Matsumoto!
–
Toshiro! To takie romantyczne! Białasek i Gwiazdeczka!
–
MATSUMOTO!
–
Już, już, nie denerwujcie się, kapitanie. – Zakryła dłonią wciąż wygięte w
szerokim uśmiechu usta. – Cóż, nic skomplikowanego. Dzisiaj wbiję się na
imprezę do Ikari…
– Ona
znowu robi jakąś popijawę?!
– A nie
wiem, jak nie, to się urządzi… Ważniejsze jest to, że koszary, kapitanie, będą
puste… czyli zostawiam wam wolną chatę! – wykrzyknęła z radością Rangiku.
– No
i…?
– No
co „no i”? No i macie pole do popisu, możecie działać! – śmiała się dalej.
–
Ale… Co rozumiesz przez słowo „działać”! – Niecierpliwił się kapitan,
artykułując zdanie przez zaciśnięte usta.
– Jak
to co… Ale… Toshiro, ty chyba wiesz, nie?
– Ale
co?
– No
jak to jest kiedy mężczyzna i kobieta… zostają sami. Kiedy zapala się świece i…
–
RANGIKU! Ty durna babo, o czym ty mi próbujesz opowiadać?!
– Bo
się wydajecie tacy zagubieni w tych tematach…
– Ja…
– Hitsugaya spurpurowiał, co zdarzało mu się średnio raz na dziesięć lat. –
Wcale nie jestem….
–
Próbuję tylko ci powiedzieć, że jako mężczyzna musisz po prostu być stanowczy!
Silny, nieustępliwy i….
–
DOBRA! Poradzę sobie! Jakoś… Bez tych twoich rad.
–
Jesteś taki niewdzięczny… – Matsumoto zadarła nosek i wyminęła go, oddalając
się szybko. – Więc od teraz radź sobie sam, jak jesteś taki mądry.
–
Gdzie idziesz? – krzyknął za nią.
– Do
ósmego oddziału!
–
Tylko się nie złajdacz!
–
Spokojnie, zadbam o to, by nikt wam nie przeszkadzał! – Pomachała mu ręką i
odbiegła, nim zdążył coś odpowiedzieć.
Toshiro
smętnie zwiesił głowę, ale po chwili wziął się w garść, zaciskając pięści. Taka
okazja może się już nie powtórzyć. Matsumoto nie będzie zaprzątać głowy
Kurosaki, więc on w spokoju, będzie mógł…
I
wtedy przeszył do lęk.
I’m scared that you won’t be waiting
A co
jeśli ona… nie będzie chciała?
Dotychczas
nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele, przejęty własnymi uczuciami, a raczej
próbami ich ukrywania. Ale teraz, kiedy wreszcie miał przejść do jakiś czynów…
Okazać uczucia… Minako dawała mu pewne sygnały, ale może tak mu się tylko
wydawało? Co jeśli się tylko wygłupi? On, kapitan jedenastego oddziału? Czy po
czymś takim dalej będzie mógł pełnić swoją funkcję, czy raczej ze wstydu
wyniesie się z Soul Society? Tylko dokąd?
Potrząsnął
głową, pozbywając się depresyjnych wizji.
Nieważne. Nieważne czy będę musiał dzielić
jeden pokój z Grimmjowem w domu Ichigo. Muszę spróbować.
Mimo
tego postanowienia, długo jeszcze włóczył się po koszarach innych kapitanów,
upewniając się czy aby ktoś nie potrzebuje jego pomocy w jakieś ważnej sprawie,
półświadomie odkładając swoje dzisiejsze postanowienie na później. Mimo, że
świąteczny rozgardiasz doprowadzał go do furii, zajrzał nawet do ósmego
oddziału, by sprawdzić, czy nielegalna rozlewnia bimbru ulega dekonstrukcji. W
końcu Rangiku osobiście odprowadziła go do jego własnych kwater i życząc mu
powodzenia, chwiejnym krokiem odeszła, zostawiając go sam na sam z love
questem.
Zagryzł
wargi i wszedł do oddziału z ociąganiem wdrapując się na piętro do swojego
gabinetu.
Minako
ślęczała za biurkiem z półprzytomnym wzrokiem utkwionym w stosie raportów.
Hitsugaya chrząknął, by zwrócić na siebie uwagę. Kurosaki podniosła na niego
zmęczone spojrzenie.
–
Kapitanie, jeszcze nie skończyłam… Staram się jak mogę, ale Rangiku zostawiła
mnie z tym wszystkim samą i kazała nie wychodzić stąd dopóki wszystkiego nie…
–
Nieważne! Zostawcie to i chodźcie ze mną.
Mina
porucznik wyrażała skrajne zdumienie.
–
Kapitanie Hitsugaya… Czy właśnie rozkazaliście mi olać obowiązki?
Na twarzy Toshiro pojawiło się coś na wpół uśmiech,
na wpół grymas, jakby nie mógł się zdecydować.
– No,
od pracy trzeba się czasem oderwać. Wyjść na świeże powietrze…
– Z
wami, kapitanie?
– Na
spacer… – rzucił Hitsugaya, znów delikatnie się rumieniąc. – Wiecie,
poruczniku, mam ten śmieszny rozkaz od Kyoraku… Nie chciałbym włóczyć się samotnie
po Seireitei. Chyba nie muszę się prosić, żebyś mi towarzyszyła? – Ton jego
głosu zabrzmiał nieco groźniej, niż zamierzał, dlatego uśmiechnął się, by nie
miało to wydźwięku rozkazu. A przynajmniej nie dosadnie. W końcu… To miało być
coś jak randka.
Kurosaki
była naprawdę zaskoczona postawą swojego kapitana. Uśmiech na jego ustach
widziała bardzo rzadko. W dodatku polecenie, by towarzyszyła mu w wieczornej
przechadzce… Być może działo się coś niezwykłego, o czym miała nadzieję, nikłą
jak poranna mgiełka, że kiedyś, być może… Czy te pełne triumfu uśmiechy Rangiku
w stylu „a ja wiem, a ty nie”, miały oznaczać, że kapitan przechodzi do
ofensywy?
Uświadamiając
sobie takie prawdopodobieństwo, poderwała się gwałtownie z krzesła, zrzucając
na podłogę kilka zapisanych kartek. Pochyliła się, by je pozbierać, ale zanim
zebrała pierwszą z nich, poczuła na dłoni chłodny dotyk.
And there’s no remedy
–
Zostaw, Minako – kapitan uścisnął jej dłoń. – Później się tym zajmiemy.
Speszył
się i nieco odsunął.
– To
co? Mały, zimowy spacerek? Chyba nie odmówisz swojemu kapitanowi? – zawołał
dziarsko, z krępacją czochrając sobie białe włosy.
–
O-oczywiście, że nie – zająknęła się Kurosaki. – Tylko… tylko jakiś płaszczyk
włożę, co? Bo podejrzewam, że zrobi się zimno.
Kapitan
stropił się nieco, ale pozwolił swojej podopiecznej, by się przebrała. Sam w
tym czasie nerwowo przechadzał się po biurze, wciąż wzdychając w zamyśleniu.
Kiedy Minako znów się pojawiła, powitał ją uśmiechem i zaoferował ramię, pod
które dziewczyna wsunęła się wdzięcznie.
– No
to chodźmy. Lubisz śnieg, Minako?
–
Kocham – odpowiedziała, czerwieniąc się z jakiegoś powodu.
Gdy
wyszli na ulice, Hitsugaya wyciągnął zanpakuto.
– Spocznij na zamarzniętych niebiosach,
Hyōrinmaru.
Odtąd, kiedy szli, droga przed nimi zamarzała,
pokrywając budynki i wszystko dookoła szronem i lodem, a w powietrzu zawirowały
płatki śniegu.
Minako krzyknęła z zachwytu, zezując na dorodny
płatek, który spadł na jej nos. Roześmiała się, odgarniając ręką włosy.
Turkusowe oczy kapitana przez chwilę w zapomnieniu przyglądały się swojej
vice-kapitan. Na ustach białowłosego
zagościł lekki, prawdziwy uśmiech. Kiedy Kurosaki poślizgnęła się na lodzie,
złapał ją silnie za ramię, nie pozwalając, by upadła.
–
Uważaj! – zaśmiał się z jej przestraszonej miny.
–
Dzięki, kapitanie…
–
Toshiro – poprawił ją Hitsugaya.
Porucznik
zamrugała oczyma. Chyba po raz pierwszy zdarzyło się, by Hitsugaya chciał, by
ktoś zwracał się do niego po imieniu, a nie tytułował go rangą kapitana.
–
Toshiro… – powtórzyła, patrząc na niego w zamyśleniu.
Uśmiech
kapitana tylko nasilił jej przypuszczenia.
Hyōrinmaru zamrażał dzielnicę za dzielnicą,
przystrajając Seireitei skrzącymi odłamkami lodu i zasypując je warstwą białego
puchu. Shinigami, których mijali, witali to entuzjastycznymi okrzykami.
Niektórzy wybiegali z koszar, by natychmiast rzucić się w śnieg. Przez chwilę
miała wrażenie, że wśród tych pomyleńców dostrzega błękitną czuprynę, ale nim
zdążyła się upewnić, kapitan pociągnął ją w boczną alejkę, która jeszcze
opierała się jego zanpakuto. Po chwili cała lśniła od szronu. Kiedy doszli do
jej końca, okazało się, że to ślepa uliczka.
– Kurde, musimy zawrócić. – Toshiro opuścił
łokieć, tak że ręka Minako wymknęła się z jego uścisku i chwycił ją za dłoń,
odwracając się. Kurosaki ten prosty gest odebrał całe powietrze z płuc, a
światło czającej się w rogu latarni, zgasło w tym samym momencie.
– Co
się dzieje? – zapytał, gdy dziewczyna uparcie stała w miejscu, choć on próbował
ruszyć naprzód. Odwrócił się do niej, mrużąc oczy. W nikłym świetle oddalonych
od nich latarni, widział tylko płatki śniegu, skrzące się na jej pomarańczowych
włosach. Śnieg i blask jej oczu. A wreszcie pozostały tylko te oczy, które
wypełniły już całe pole jego widzenia. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, kiedy
przysunął się bliżej niej. Nagle po prostu trzymał jej drobną twarz w swoich
dłoniach.
–
Minako…
Zanim
zdążył dodać coś jeszcze, Kurosaki wspięła się na palce i poczuł smak jej ust.
Były chłodne, a zarazem gorące, słodkie i…
Wsunął
dłoń w jej włosy, oddając pocałunek i zamykając oczy, tak jak ona.
Every time I close my eyes
It’s like a dark paradise
Oboje
zorientowali się, że latarnia znów działa, gdy ktoś niedaleko zakaszlał głośno.
Odskoczyli
od siebie, jak oparzeni, patrząc na intruza, który przyglądał im się w nie
mniejszym osłupieniu.
– Ja
tylko… Szukałem… Tej… – tłumaczył się Renji, nawet nie próbując odgarnąć
rozpuszczonych kosmyków, opadających na jego szeroko otwarte ze zdumienia oczy.
– A, nieważne – dodał i szybko wykonał w tył zwrot, widząc, że twarz kapitana
dziesiątki, wraca do swojego zwykłego srogiego wyrazu. – Spoko, spoko! Nikomu
nie wygadam! – zapewnił jeszcze, odbiegając prędko i machając rękoma. Czerwone
włosy powiewały za nim jak sztandar.
Kurosaki
oblała się w między czasie rumieńcem i wbiła dłonie głęboko w kieszenie,
patrząc gdzieś pod swoje nogi. Hitsugaya zerknął na nią niepewnie, ale nie
próbował znów wziąć jej za rękę.
– To
co… Wracamy? Zima chyba dotarła już wszędzie, gdzie powinna…
Shinigami
skinęła głową, ale nic nie odpowiedziała. Przez całą drogę powrotną unikała też
jego wzroku, co bardzo zmartwiło kapitana.
Cholerny Renji! Jeśli zepsuł mi ten
wieczór, to osobiście namówię Jaggerjack, żeby w końcu poszatkowała go
Shiraionem.
Matsumoto
dotrzymała słowa. Kiedy wrócili, ta część kwater dziesiątego oddziału, w którym
zwykle rezydowali najwyżsi rangą, była ciemna, cicha i pusta. Wyglądało na to,
że Rangiku wyciągnęła na imprezę połowę jego ludzi. Nie mógł dopuścić do tego,
by jakiś czerwony ananas wszystko sknocił.
Kiedy
weszli, Kurosaki rozejrzała się podejrzliwie, zapalając światło.
–
Wszyscy gdzieś poszli… – zauważyła zdziwiona.
Kapitan
wystraszył się, że Kurosaki zaraz wybiegnie, by poszukać Rangiku i dołączyć do
zabaw lekkomyślnych, lekceważących swoje obowiązki Shinigami… albo co gorsza
odkryje, że pustki w koszarach mają z nim coś wspólnego. Ale nie, dziewczyna
weszła do ich głównego pokoju, rozbierając się z wierzchniego okrycia i
rzucając ubrania na kanapę. Kiedy ściągała szalik, rozległ się cichy klang i na
podłogę zleciał zerwany łańcuszek.
– O
nie! – krzyknęła. – Gdzie on spadł?
Obróciła
się, a wtedy wisiorek chrupnął pod jej butem.
–
Nie, nie, nie! – zawyła, upadając na kolana i zbierając w dłonie okruchy, jakie
pozostały z jej naszyjnika. – Tylko nie to!
W jej
oczach zalśniły łzy.
Toshiro
patrzył na nią, zupełnie nie wiedząc jak ma zareagować, w końcu jednak
zdecydował się, by w panice skakać wokół niej.
–
Minako! Uspokój się, nie przejmuj! Czy to była jakaś rodzinna pamiątka?
–
Taaaaak! – zawyła Kurosaki.
–
Chryste, tylko nie płacz, może da się to jakoś naprawić…
– A
niby jaaaaaak! – Otworzyła dłonie, w których znajdował się drobny, srebrny
proszek.
– No
faktycznie, raczej nic nie można…
Dziewczyna
załkała.
–
Minako! – Toshiro pogroził jej palcem. – Natychmiast się uspokój! To jest
rozkaz.
Ku
jego zdziwieniu Minako przestała płakać. Ale patrzyła na niego z tak żałosną
miną, ocierając łezki z kącików oczu, że poczuł jak serce mu pęka.
Odwrócił
się i podszedł do swojego biurka. Wyciągnął z kieszeni klucz, którym przekręcił
zamek w jednej z szuflad. Chwilę w niej szperał, a potem coś wyciągnął. Jeszcze
przez chwile się wahał, ale potem szybkim ruchem zamknął szufladę. Wrócił do
swojej vice kapitan i przykucnął przy niej na podłodze, trzymając w ręce małe,
ozdobne puzderko.
Dziewczyna
patrzyła na niego w oczekiwaniu, pociągając noskiem. Hitsugaya sięgnął do
kieszeni i wyciągnął białą chusteczkę, którą otarł spływającą po jej podbródku
łezkę. Kurosaki zabrała mu ją i hałaśliwie się wysmarkała.
–
Dzięki… – westchnęła głęboko.
Toshiro
wyciągnął dłoń i założył pomarańczowy kosmyk włosów za jej ucho.
No one comprases you
Zamarła,
chowając się za chusteczką.
–
Mina… – Kapitan podniósł trzymane w rękach pudełeczko. – Planowałem… dać ci to
pod choinkę, ale… W tych okolicznościach…
Zaczerwienił
się i wręczył jej podarunek. A raczej wcisnął pudełko w jej dłonie, jakby
chciał mieć to jak najszybciej z głowy.
–
Kapitanie… Nie wiedziałam, że wy jednak respektujecie coś w stylu prezentów na
gwiazdkę…
– Bo
nie respektuję!
– W
takim razie trzeba ustroić tą choinkę, którą Rangiku przytargała dzisiaj na
święta…
– Ja
nie obchodzę świąt!
– A
specjalnie wyniosłam ją stąd, jak Matsumoto nie patrzyła…
–
Rozpakujesz to wreszcie czy nie?!
Kurosaki
zerknęła ze strachem na zaczerwienionego Toshiro.
–
Dobra, już, dobra… – Szarpnęła za wstążeczkę przytrzymującą wieczko i z
ciekawością zajrzała do środka.
Coś
iskrzyło ładnie na dnie puzderka. Sięgnęła do wnętrza, łapiąc w dwa palce
srebrny łańcuszek, utkany z cieniutkich, misternych nitek. Zawieszone było na
nim przezroczyste, kryształowe serce, kiedy go dotknęła, przekonała się, że
jest zimne jak…
–
Lód! – Ze zdumieniem obracała je w palcach, ale naszyjnik, o dziwo, nie topniał
od ciepła jej dłoni. – Nie topnieje?
–
Nie. Nie stopnieje dopóki będę blisko– odpowiedział Hitsugaya i pochylił się,
by ją pocałować. Minako przez chwilę była wciąż zbyt zaskoczona, by oddać
pocałunek, ale kiedy tylko zorientowała się, co się dzieje, przyciągnęła do
siebie kapitana za kołnierz. Poczucie skrępowania, jakie dopadło ją na ulicy,
znikło nieodwracalnie. Ogarniał ją zimny dotyk Toshiro. Jego szczupłe, zwinne
palce wplotły się w jej dłoń, zamykając ją w uchwycie.
Nie
wiedziała ile to trwało. Czas przestał mieć znaczenie, płynąc gdzieś obok nich.
W pewnym momencie usłyszała bicie zegara. Jedno, piąte, dziewiąte, dwunaste
uderzenie.
Otworzyła
oczy, odrywając się od Hitsugayi. Złapała go za ramiona i wychyliła za niego,
by upewnić się, która wybiła godzina.
– Coś
się stało? – zabrzmiał trochę zachrypły glos kapitana.
Minako
spojrzała na niego, a jej oczy błysnęły nieśmiało.
– Już
dwunasta.
–
Tak? – Kapitan zmarszczył brwi. – I co z tego?
Spróbował
znów ją pocałować, ale ona uchyliła się przed jego ustami i zaśmiała cicho.
– Jak
to co? – Zmrużyła powieki, zaglądając w jego turkusowe oczy. – Wszystkiego
najlepszego, kapitanie.
Ucałowała
go szybko w policzek.
–
Och. Mam urodziny…?
– Na
to wygląda. A ja też mam dla ciebie prezent, Toshiro.
– A
jaki? – zainteresował się Hitsugaya, patrząc na nią z pożądaniem. – Bo ja
wybredny jestem. Zasadniczo to nie lubię prezentów…
–
Wiem. Ale ten ci się spodoba.
Położyła
jego rękę na swoim obi. Toshiro zrozumiał i jednym, pewnym ruchem rozsupłał
pas, uśmiechając się zwycięsko. Kimono Minako rozsunęło się, ukazując
skrywającą się pod spodem satynową, białą bieliznę. Na staniku, pomiędzy jej
piersiami, znajdowała się zachęcająca, czerwona kokardka. Kapitan nie
zastanawiał się ani chwili. Natychmiast za nią pociągnął, a jego bystrość
została nagrodzona. Stanik zgrabnie zsunął się z jej piersi, wywołując na
twarzy Hitsugayi rumieniec. Przez kilka sekund w osłupieniu przyglądał się
dziewczynie, podziwiając w milczeniu swój prezent.
Wreszcie
zsunął z niej shihakushō, by napawać
się w pełni tym widokiem. Wyciągnął do niej niecierpliwie ręce, zachęcając, by
się przysunęła. Wziął ją w ramiona i całując zawzięcie, posadził sobie na
kolana, samemu wyciągając się na jedynej stojącej w pomieszczeniu kanapie.
Stęsknionym dotykiem obsypywał całe jej ciało, przesuwał język wzdłuż jej
karku, obojczyka… I wciąż trzymał ją w mocnych objęciach, jak gdyby się bał, że
Kurosaki ucieknie. Położył ją na kanapie, nie przestając przerywając czułości.
Minako westchnęła pod naporem jego pocałunków. Nie
podejrzewała, że kapitan może być taki… gorący. Zupełnie jakby jego codzienna,
chłodna postawa była zwykłą przykrywką. Jej dłonie wędrowały pod kimonem Toshiro,
rozkoszując się jego szczupłym ciałem. Wizja tej chwili nawiedzała ją od tak
dawna, że teraz czuła się trochę tak, jakby śniła, jakby to nie mogło być
rzeczywiste…
Ale
kiedy poczuła w sobie kapitana, nie było w tym nic nierealnego.
Jęknęła,
obejmując udami jego biodra. Hitsugaya nie odrywał oczu od jej twarzy. Wsparty
na wyprostowanych rękach, przyglądał się Minako, a turkusowa czułość rozczulała
serce porucznik. Kapitan poruszał się powoli, pozwalając, by Kurosaki całkiem
zrzuciła z niego shihakushō, które
jeszcze okrywało jego plecy.
Your face is like melody
It won’t leave my head
Zgiął
łokcie i znalazł się jeszcze bliżej niej, nie przejmując się paznokciami, które
wpijały się w jego łopatki. Poczuł na swojej skórze ciepło jej ciała. Wypełniło
go szczęście i błogość, rytm jego ruchów przybrał na sile. Magnetyzm między
nimi tylko się wzmagał. Przyspieszone oddechy, szepty, w których wciąż
przewijały się ich imiona. Tutaj, teraz, scalony z Minako, wiedział, że nie
potrzebuje już nic więcej. Kochali się długo, poznając i smakując swoje ciała.
Ale kiedy porucznik znalazła się na nim, a Toshiro mógł znowu podziwiać jej
kształty i tonąć w coraz głośniejszych odgłosach jej rozkoszy, poczuł, że
dłużej nie może przeciągać tego spełnienia. Chociaż wolałby, by ta chwila
trwała wiecznie, by nigdy się nie skończyła, to gdy Minako krzyknęła, wyginając
plecy w łuk, kapitan usiadł, przyciskając ją do siebie i dołączając swój niski
jęk do jej głosu.
Kiedy
powoli wracali do rzeczywistości, zauważyli, że ich płytkie oddechy zamieniają
się w parę. Hitsugaya zamrugał powiekami kilkukrotnie, próbując przywrócić
umysłowi jakiś tok logicznego rozumowania. Podniósł się, ciągle zazdrosnym
objęciem ściskając Kurosaki. Oboje rozejrzeli się po pokoju, który zmienił się
nie do poznania.
Zaszronione
okna, zwisające z wszelkich poziomych powierzchni sople i śnieg, pokrywający
grubą warstwą podłogę. A oni nie czuli nawet chłodu, rozgrzani własną gorączką.
Minako
wybuchnęła śmiechem, gdy zrozumiała, co się stało.
–
Nabałaganiłeś, Toshiro!
–
Troszeczkę…
–
Ładne mi troszeczkę! Jak tego zaraz nie posprzątasz, to będziemy mieć tu rano
powódź… – Pogładziła go palcem po linii szczęki.
– Ale
ja mam dzisiaj urodziny! Nie będę sprzątał! – Popatrzył na nią i uśmiechnął się
zachęcająco.
– Nie
patrz się tak! Ode mnie już dostałeś prezent…
– No
– zgodził się, przytulając się do niej i znów kładąc na kanapie. – Może sam się
tym zajmę. Jak dostanę jeszcze jeden…
–
Kapitanie!
–
„Toshiro”.
Pocałował
ją z czułością w kark, a potem położył się obok. Minako wsparła głowę na jego
ramieniu, przez chwile jeszcze mu się przyglądając. Nie mogła przestać wciąż
leciutko się uśmiechać.
I don’t wanna wake up from this tonight
– A
powiedz mi jeszcze… – odezwał się Hitsugaya. – Co się stało z tą choinką?
– No,
wyniosłam ją stąd.
– Ale
czemu?
–
Przecież wiem jak tego nie lubisz. Nie chciałam, żebyś się wkurzył.
Kapitan
roześmiał się i ucałował ją w pomarańczowe, potargane włosy.
– No
co? – oburzyła się Minako, sądząc, że Toshiro się z niej nabija.
–
Nic. Po prostu… Nie wiedziałem, że jesteś taka kochana.
– Jak
mogłeś tego nie zauważyć! – ofuknęła go Kurosaki.
–
Jakoś taki mi to… umknęło uwadze – droczył się z nią kapitan. – Ale niech
będzie. Możecie tu wnieść te drzewsko.
–
Naprawdę?
–
Jest jeden warunek.
–
Wiedziałam, że to by było za łatwe… Jaki?
–
Chcę znaleźć pod choinką taki sam prezent jak dzisiaj…
Zanim
zasnęła w jego ramionach, słyszała jeszcze jak echo niesie dalekie głosy pewnej
pijanej kapitan i pijanego porucznika, którzy śpiewali durne teksty do melodii
znanych kolęd.
Dziś w Seireitei, dziś w Seireitei, wesoła
nowina!
Że idą święta, ze idą święta i niech żyje
espada!
A
zaraz potem na inną melodię:
Kapitan nadchodzi, oddział truchleje
Byakuya niezwyciężony!
Porucznik blednie, miecz tępieje
Kuchichi nieustraszony!
Zapierścionkowano cię? :D Gratulację!!! :D
OdpowiedzUsuńOd początku się zastanawiałam jak to między nimi się zaczęło... Teraz wiem :D Co mam jeszcze napisać jeżeli wszystko jak zwykle idealnie? >^.^< Jedynie mogłabym "ponarzekać", ze niebieskiego akcentu nie ma, ale co za dużo to nie zdrowo co nie? :D Więc narzekania nie będzie, wszystko pięknie i bez zastrzeżeń :)
U ciebie też śnieg w końcu się pojawił? ;>
Pozdrawiam :* :*
wooo, no coś ten Hitsugaya kombinuje z tą zimą, ale się nie przykłada i śląsk wciąż więcej szary niż biały :D Ale nawet na pojedyncze płatki patrzy się z przyjemnością ^^
Usuńach, no mi tez Grimmy'ego brrrakował w tym rozdziale :( Co gorsza obawiam się że w nastepnym tez bedzie go mniej! Ale wynagrrrodzę nam to, wynagrrrrodzę ^^
i dziękuję ;) prawdę mówiąc, liczyłam że dostane pod choinkę poduszkę z grimmjowem... ale żeby nie było, że narzekam! ;P w koncu sama sobie zasłużyłam przez te swoje marudzenie... chociaz... zaledwie raz czy dwa wspomnialam nieco podniesionym tonem, ze sie czuje jak w gimbazie, nazywajac 'swoim chlopakiem' faceta z ktorym szosty rok mi leci... :P ach na WILCZA PERSWAZJA :D no przysiegam, ze nawet garnki nie latały!
chyba.
:D
UDANEGO SYLWUNIA, Kazumi! :* Wypatruj tam gdzies na niebie Sexte, bo widziałam go jak z worem fajerwerów popylał z Tesco.... :P