Pustynia była martwa.
Bardziej niż zwykle. Sztuczne niebo popękało. Nie zapadała już noc, nie wstawał
dzień. Zgasł srebrny blask księżyca, poświata słońca wymarła. Pieczę nad krainą
roztoczył wieczny półmrok. Wszystko skąpane było w wyblakłych odcieniach.
Nieruchome powietrze butwiało. Nic się nie poruszało. Nic nie żyło.
Where are those happy days?
Tam, gdzie kiedyś
stały pałace, teraz ziała czarna wyrwa destrukcji. Zostały tylko zgliszcza,
relikty wojen, jakie prowadzili ówcześni władcy, ci samozwańczy i ci prawowici.
Lata po ich odejściu, umierało też ich królestwo.
Nie tak to sobie
wyobrażali. Żaden z nich nie zostawił po sobie potomka. A kiedy tron nie ma dziedzica,
nie ma znaczenia. Epoka dobrobytu mija. Nastają czasy bezkrólewia.
Wśród
cieni wyróżniał się jeden jasny punkt. Ta, Która Ocalała. Nie pierwszy raz, bo
miała do tego talent, ale ostatni. Skazana na wieczne wędrowanie przez szare
piaski, przemierzała je bezustannie w pokucie i poszukiwaniu utraconych
przyjaciół. Nie odpoczywała. Nie jadła, nie spała. Szukała, choć nigdy nie
miała znaleźć tego, co odeszło.
They seem so hard to find
To było
jej Piekło. Prywatne, na wyłączność.
Nie
miało znaczenia, ile razy już okrążyła ten świat, nie miało znaczenia, czy ten
świat dało się okrążyć. Bez znaczenia była jej samotność, a jej żałoba miała
nie mieć końca i nigdy nie miało zabraknąć jej łez. Gubiła je bezustannie,
wlokąc za sobą swój miecz, żłobiąc nim w piasku bruzdy, płytkie groby sensu
swojego istnienia. Jej oczy były puste jak wszystko, co kiedykolwiek żyło w tym
świecie, ogniste włosy straciły kolor, dopasowując się do ponurych barw, jakie
tu teraz rządziły. Opłakiwała tych, których straciła, zatracona we własnym
obłędzie. Nie było dla niej przyszłości ani nadziei.
Dla
ciebie też jej zabraknie, jeśli do tego dopuścisz.
Nie
będzie jej dla nikogo.
Nie
będzie nadziei dla świata.
Bo nie
będzie świata.
I
ciebie. Ciebie też nie będzie.
Nezio.
Synu Ułudy.
Krzycz.
Krzycz
póki możesz, dobrze ci radzę. Przerwij to. Krzycz, jeśli...
I try to reach for you
Krzyczał.
Bardzo długo i głośno, ale nikt go nie słyszał. Iluzja trwała. Nie mógł się z
niej wyrwać. Widział swoje własne usta, ułożone w idealny okrąg. Mała czeluść
rozpaczy. Był pewien, że w końcu wypełznie z niej wszystko to, czego bał się
najbardziej. A bał się prawdy.
Kryształowe
zwierciadło unosiło się w powietrzu. Stał przed nim, przyglądając się uważnie
chłopcu, którego w nim widział. Nie wiedział, ile dokładnie ma lat. Może
siedem, może jedenaście. Miał sterczące, miedziane włosy i brązowe, poważne
oczy. Kilka piegów na grzbiecie nosa. Uniósł dłoń i potarł to miejsce, jakby
chciał sprawdzić, czy można je zetrzeć. Udało się, ale wraz z piegami odeszła
skóra. Łuszczyła się z całej twarzy, odsłaniając o kilka tonów jaśniejszą cerę.
Odbicie w lustrze nerwowo skubało odchodzące płaty naskórka i szarpało swoje
rosnące włosy, choć chłopiec wcale się nie ruszał.
To
chyba nie było zwyczajne lustro. Może w ogóle nim nie było, a ten, kogo
widział, kto stał po drugiej stronie, był kimś innym. I tylko wypełniał obraz w
pustej ramie. Mogło tak być, bo już nie byli do siebie podobni. Teraz tamten
miał włosy czarne, których dłuższe kosmyki zapleciono w warkoczyki; oczy jasne,
jak blade krążki, otoczone czarnymi obrączkami; twarz bladą, w końcu padało na
nią jedynie światło sztucznego słońca. Ale spojrzenie mieli takie samo. Smutne
i zagubione. Przyglądali się sobie nawzajem. Obojętnie.
Wyciągnęli
do siebie ręce. Czubki ich palców się zetknęły, a dzieląca ich tafla zafalowała
jak lustro wody i pokruszyła się ze zgrzytem, rozsypała, odsłaniając szare
morze piachu, przez które wędrowała ta przeraźliwie zrozpaczona kobieta. Im
dłużej się jej przyglądał, tym gorzej się czuł. Jakby pękało mu serce. Znów
rozbrzmiewały głosy w jego głowie, alarmując. Znów krzyczał. Znów patrzył na
siebie w lustrze. Pętla się zaciskała. Lustro znów
pękało.
but you have closed your mind
Pustynia
wytrwale niosła na swoim szarym grzbiecie rudowłosą. Ona była tu kluczem.
Zrozumiał, gdy zdał sobie sprawę, że za każdym razem patrzył na nią z bliższej
odległości. I kiedy już miał ją rozpoznać, pętla się rozluźniła. Teraz
wystarczył impuls z zewnątrz i ucieknie, nawet jeśli…
–
Nezia?
Chłopak
uniósł podbródek.
– No?
–
Wszystko, hm, OK?
Nezia
skinął głową.
– Zdaję
się, że gdzieś odpłynąłeś myślami.
–
Trochę.
Nezia
ponownie spojrzał przed siebie. Pustynia gorzała złotym blaskiem. Nikt się po
niej nie błąkał. Prócz Pustych.
–
Ostatnio ciągle sprawiasz wrażenie zamyślonego. Oderwanego od rzeczywistości...
Jesteś pewien, że wszystko w porządku?
– Tak –
odpowiedział bez przekonania. – Nie, Eris – zmienił zdanie, błądząc wzrokiem
gdzieś daleko. – Nic nie jest w porządku.
So when you're near me darling, can't you hear me?
Sztuczne
słońce chowało się za widnokręgiem. Zza niego jak gorąca posoka z otwartej rany
sączyła się amarantowa łuna zachodu, oblewała pustynię gasnącym światłem. Horyzont
krwawił.
SOS
Vasto
Lorde nachmurzył się, patrząc z góry na Nezię.
–
Możesz mi powiedzieć, co cię gryzie – zaoferował, opierając łokcie o balustradę
otaczającą taras, na którym stali. – W końcu jestem twoim…
– Nie
jesteś moim prawdziwym bratem, wiem o tym – wyjawił markotnie chłopiec,
zagryzając wargi i zerkając trwożliwie na Erisa, niepewny jego reakcji.
– No
tak – westchnął Eris. Nie wyglądał na kogoś, kto nie spodziewał się takiej
odpowiedzi. – Od kiedy wiesz?
–
Chyba… – Nezia przez chwilę się zastanawiał. – Chyba od początku. Pewien czas
nie byłem pewny, jak naprawdę wyglądam, ale… – Podrapał się po głowie, burząc
włosy, które raz zdawały się czarne, raz miedziane, jakby ich kolor zależał od
kąta, pod którym się układały. – Jeny. Czasem nawet mi trudno to ogarnąć –
przyznał.
I really tried to make it out
–
Rozumiem. – Eris próbował zrobić mądrą minę, ale nie wytrzymał długo. – No
dobra, nie rozumiem. Ale i tak możesz mi powiedzieć, o co chodzi. – Zachęcająco
szturchnął Nezię pięścią w ramię.
Chłopak
milczał dłuższą chwilę, zbierając się w sobie.
– No
bo… Chodzi o to, że ostatnio coraz ciężej mi to pojąć. To czasami dzieje się
samo. Dzieje się mi – zdradził cicho i spojrzał w blade oczy Erisa z
niepokojem, jakby spodziewał się reprymendy.
– Masz
na myśli swoje iluzje? – upewniał się Vasto Lorde.
– O ile
to w ogóle są iluzje. – Głos Nezii był coraz cichszy. – Czasami wydaje mi się…
Że tylko dostrzegam coś, co i tak się wydarzy, prędzej czy później. Rozumiesz?
Że to gdzieś już istnieje, jest, tam, kiedyś… A ja mogę to zobaczyć teraz. I
pokazać innym.
Eris
coraz mocniej marszczył cienkie, mocno zarysowane brwi. Patrzył na Nezię
inaczej, niż dotychczas, jakby dopiero teraz dostrzegł dorosłą twarz tego
dziecka i ciężar, jakim obładowano jego wątłe barki. Nie bardzo wiedział, o
czym chłopak mówi, ale czuł emanujące z jego głosu emocje. Ból i dojrzałość.
Pewną świadomość, choćby tego zagubienia, niewiedzy. Chciałby mu jakoś
doradzić, ale nawet nie wiedział, o co zapytać. Mógł tylko położyć wielką,
nieforemną łapę na jego ramieniu.
– Jeśli
coś cię niepokoi, powinieneś porozmawiać – zawahał się – z Aizenem. On na
pewno…
– Nie –
urwał Nezia, a Erisa po raz kolejny zdumiała stanowczość, brzmiąca w jego
głosie. – Sam do tego dojdę.
I wish I understood
Eris
wzruszył ramionami, zabierając rękę.
– Jak
chcesz, dziecko – warknął, poirytowany swoją bezsilnością. – Tylko pamiętaj:
wyżej dupy i tak nie podskoczysz.
– Twoje
rady zawsze są takie pomocne.
– Czy
ty się ze mnie naigrywasz?! – ryknął Pusty, nachylając się nad chłopakiem. –
Czy tak?! Bo co, bo nie grzeszę elokwencją?!
Nezia
uśmiechnął się niewinnie, ścierając z policzka kropelki śliny. Znał Erisa na
tyle, by mieć pewność, że nawet gdy wybuchał, nie groziło mu z jego strony nic
prócz oplucia. Wiedział, że Vasto go nie skrzywdzi. Nie był z tych, którzy
lubili dręczyć mniejszych od siebie i Nezia czuł się przy nim bezpiecznie,
chociaż nie raz był świadkiem jego chimerycznej, brutalnej siły.
– Czy
teraz ja mogę zadać ci jakieś pytanie? – zainteresował się Nezia i nie czekając
na zgodę, zapytał: – Dlaczego się mną zajmujesz? Nienawidzisz Shinigami.
Vasto
Lorde skrzywił się i przyciągnął podbródek do piersi, nadstawiając rogi.
Zamyślił się. Spróbował uniknąć odpowiedzi, zagadując na inny temat, ale Nezia
nie dał się zbyć.
–
Przestań mi wiercić dziurę w brzuchu! – Tupnął w końcu kopytem. Po podłożu na
którym stali przebiegły wibracje, niczym dreszcze marmuru.
– Jedną
już tam masz, to co ci szkodzi.
– Nie
przeginaj, smarku! – parsknął Eris, a czarna grzywa opadła mu na oczy, gdy
podrzucił rogatym łbem.
– No,
ale Eris… – marudził Nezia. – Powiedz mi, no…
– Co ci
mam powiedzieć, do jasnej anielki!
– Jak
to z tobą jest.
Eris
zazgrzytał zębami.
– To
nie tak, że was nienawidzę. A ciebie to nawet lubię. Do cholery, potrafisz przecież
zamienić się w coś, co wygląda jak ja. Tylko jest mniejsze.
It used to be so nice
– Więc…
– Nezia zmarszczył brwi. – Przywiązałeś się do mnie, bo ci ciebie przypominam?
– Nożeż
w mordę, coś w tym stylu – przystał na tę teorię Eris. Jego brwi też zbiegły
się na środku czoła.
– A
Aizena? Jego też lubisz? – Na twarzy Nezii pojawiło się coś między
konsternacją, a zaciekawieniem.
Eris
zaśmiał się, ale nieszczerze.
–
Niespecjalnie.
– To
czemu…
– Mam
swoje powody, dobra?
Nezia
zrozumiał, że nie powinien dalej drążyć tematu. Długą chwilę obaj trwali w
ciszy, ale coś jeszcze nie dawało chłopakowi spokoju.
– Dalej
mam wrażenie, że ktoś sobie z nas żartuje… – wyraził swoje wątpliwości.
– To
dla ciebie żarty? – Erisowi nie spodobał się ten tok myślenia.
– Nie,
ale… Przyznaj, że to pokręcone. – Nezia uśmiechał się smutno, zbyt poważnie jak
na swój wiek. – Zagrano na naszych uczuciach, ktoś musiał…
Ich
filozoficzne rozważania przerwał Piąty Espada, który wtargnął do komnaty.
– Eris!
– zawołał. – Jesteś nam potrzebny na wieży – poinformował go, czekając, aż
Vasto Lorde ruszy za nim. – Pospiesz się, do kurwy nędzy – zaklął, widząc, że
ten się ociąga.
– A co
się pali? – zamarudził Eris, stąpając niepewnie na swoich kopytach po gładkiej
posadzce.
– No
właśnie nie. – Nnoitra uśmiechnął się przebiegle. – I w tym problem.
– Może coś jeszcze da
się zrobić.
– Niby co? – prychnął
Kurotsuchi. – Została z niej tylko miazga.
– Może da się ją
jakoś poskładać.
Mówili coś jeszcze,
ale Renji tego nie słyszał. Wpatrywał się tępo przed siebie i już nie
wiedział czy to na co patrzy… Czy to…
Święta. Śnieg. Zimno.
Ósmy oddział.
Kuchnia. Ciepło.
Pierniki. Ikari. Gorąco.
It used to be so good
Obrazy przeskakiwały
w jego myślach, zupełnie jakby leżał obok i też umierał.
Byakuya. Podejrzenia.
Sugestie.
– Och, więc sądzisz,
że Ikari nagle zaczesze włosy do tyłu na jakiś tandetny żel i wzniesie się do
nieba na ramionach Menosa niczym mesjasz Hueco Mundo?! – kipiał gniewem. – I
myślisz, że będę ją dla ciebie szpiegował? – syknął, opierając się o biurko i
nachylając do Byakuyi. – Kapitanie?
– Jeśli jesteś z nią
na tyle blisko, to po prostu będziesz mi zdawał relację z waszych… spotkań.
– Nie – odrzekł,
siląc się na spokój. – Przykro mi, ale źle ocenił pan sytuację, kapitanie. Nic
nie łączy mnie z Jaggerjack. Nic poza tą jednorazową sytuacją…
Potem było już tylko
gorzej.
– Że co? – Patrzyła na
niego jak na kogoś, kto postradał zmysły. – Co ty powiedziałeś?
Nigdy nie słyszał u
niej tak wypranego z emocji, schrypniętego głosu.
– Żebyś więcej nie
przychodziła. – Bolało. Pamiętał, jak mocno zagryzał usta, znosząc jej
spojrzenie. Pamiętał jej oczy. Były ciemniejsze niż zwykle, błyszczące.
– I nie chodzi o to,
że po prostu nie chcesz spotykać się tutaj, tak? – Pełen
wyrzutu, wściekłości i niedowierzania wzrok prześladował go aż do dzisiaj. – No
dalej, powiedz to, Renji, ty tchórzu. Myślisz, że ci to ułatwię?
– Nie chcę się z tobą
spotykać nigdzie, nigdy więcej, w ogóle – wyrzucał z siebie jednym tchem,
zaciskając powieki, gotowy na cios – nie w TYM sensie, ale jeśli tylko… –
usłyszał trzaśnięcie drzwi o ścianę i otworzył oczy. Widział przed sobą jedynie
poruszające się skrzydło drzwi. Wcale się nie zdziwił, że nie poczekała, aż
wciśnie jej jakąś bajeczkę. Bo przecież nie mógł powiedzieć jej prawdy. Jak
miał jej wytłumaczyć, że tak będzie lepiej?
Ale czy faktycznie
było? Co prawda po pewnym czasie Hagane chyba mu wybaczyła, a przynajmniej
przestała go unikać i życzyć mu śmierci za każdym razem, gdy próbował się z nią
przywitać i choć czas leczył nawet takie rany jak urażona duma Ikari, mimo że
trwało to długo, to oni znów zostali przyjaciółmi, jednak… No właśnie.
Tylko przyjaciółmi.
Whatever happened to our love?
Wielokrotnie się
zastanawiał, jakby to się potoczyło, gdyby wówczas postąpił inaczej.
Rozpatrywał różne scenariusze, niemniej zawsze w końcowych scenach lądował
dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdował się teraz. Nawet jeśli
wyznałby prawdę, ona by tego nie zrozumiała. Wyśmiałaby jego obawy, a potem
rzuciłaby coś w stylu: „Jebać Byakuyę” i poleciałaby do niego z ryjem. Nie
dałaby się spławić, nie z takiego powodu. Bo co? Bo jakiś kapitan życzył sobie
raportów z ich schadzek? Ikari kazałaby Renji’emu wypisywać je z
najpikantniejszymi szczegółami. Ba. Sama by je pisała. Byłaby w swoim żywiole.
Chaos, kłótnie, dogryzanie Byakuyi… To nie było coś, w czym Renji by się
odnalazł.
No i nie chodziło
tylko o to. Wykonując rozkaz kapitana, Abarai nie mógłby postępować nieuczciwie.
Jeśli zauważyłby coś niepokojącego, musiałby o tym zaraportować. Albo jakiś
pozornie nieistotny fakt rzuciłby na nią nową falę podejrzeń. To tej myśli bał
się najbardziej. Nie zniósłby, że na nią doniósł.
Wtedy tak myślał.
Gdzieś w głębi jego serca już wtedy czaiła się pewna wątpliwość. Dałby się za
Stalową pokroić, ale… Ona nigdy nie kryła tego, że nie miała poszanowania dla
zasad. Ciągle coś kombinowała. Kazała wmontować w siebie Pustego. Odwiedzała
Hueco Mundo na własną rękę. Pamiętał ten dzień, kiedy wróciła stamtąd ledwo
żywa. Kiedy się okazało, że niebieski kolor włosów jej i Grimmjowa to nie przypadek.
Może to właśnie wtedy zaczął się wahać. Potem doszły podejrzenia Byakuyi. A
potem Ikari i Grimmjow…
Wtedy zwątpił na
dobre.
Teraz tego żałował.
When you're gone though I try
how can I carry on?
Ostatnie o czym
marzył, to rozklejenie się przy Szóstym Espadzie i własnym kapitanie, ale to
było silniejsze od niego.
Po twarzy Ikari
potoczyły się pierwsze łzy. Złapała za kurek, jak za ostatnią deskę ratunku i
po chwili z góry chlusnęła woda, spłukując jej twarz ukropem. Natrysk obrzucał
ją gorącymi kroplami. Rozbijały się o jej skórę jak setki szpileczek, obmywały
ciało, spływając po kostkach do ziejącego w białej emalii odpływu lub odpryskiwały,
bębniąc o brodzik. Dopiero gdy rozległa się ta kąpielowa kakofonia, pozwoliła
sobie na płacz, pewna, że szum wody go zagłuszy. Po chwili łkała już na dobre,
opierając się dłońmi o pokryte parą kafelki.
– No i co tak rycys?!
– tubalny glos przebił się przez tumult wody. Arrancarskie łapska rozsunęły
kabinę i w szczelinie pojawił się jak zwykle wykrzywiony wściekle pysk.
Ikari nie
odpowiedziała. Jej ramionami wstrząsał szloch. Odwróciła się, gdy zacisnął rękę
na jej ramieniu. Patrzyła na niego, nie próbując powstrzymać łez, które
wytaczały się spod powiek, oblepiając rzęsy. Nadawały jej oczom jeszcze
wyrazistszego koloru. Grimmjow wodził po jej twarzy kobaltowymi ślepiami.
– B-Bo… Mi się
wydawało… – łkała, odgarniając z twarzy mokre włosy; Szósty zacisnął dłoń
mocniej na jej skórze. – Że nie żyjemy, Grimm.
Król prychnął, a
potem rozłożył ramiona, prezentując swoją witalność. Tak, wyglądał całkiem żywo.
Za to kości Ikari zaczęły się łamać jedna po drugiej, pękając pod naporem coraz
cięższych kropel.
Szczelina się
zatrzasnęła. Ikari krzyknęła, uderzając dłońmi w kabinę. Jej palce ześlizgnęły
się po zaparowanej szybie, zostawiając na niej pionowe smugi. W jednej z nich
pojawiło się kobaltowe oko, zaglądając do środka spod jasnej, mocno ściągniętej
brwi. Zaciśnięte pięści Arrancara uderzały w przeszklone ściany. Ikari czuła
pod palcami rozchodzące się od uderzeń wibracje. Wewnątrz kłębiła się para.
Ikari opadała. Otwierała się przepaść. Pod nią, gdzieś w tej chmarze mgły,
która pochłaniała wzburzone oblicze króla.
You seem so far away though
you are standing near
Poczuła
ból. Rozległ się po jej ciele jak sieć elektrycznych impulsów, powoli, jak
powoli rozchodzi się po okolicy ciężkie echo mosiężnego dzwonu, który odzywa
się leniwie wybudzony po latach pojedynczym uderzeniem. W uszach narastał jej szmer.
Słyszała jakieś głosy.
Byakuya?
Co tu robił ten… I Mayuri?! No pięknie. Ostatnie dwie osoby jakich
spodziewałaby się u swojego boku, gdy będzie wyciągać kopyta. Jęknęła.
– To pewno tylko
przebłysk.
– Grimm! Grimmjow!
Poczuła
ciepło. Nie wiedziała czy spowodował to głos Renji’ego czy informacja, jaką
niósł, ale nabrała trochę sił. On tu był. I będzie miał nieźle przesrane, jeśli
zostawi go z tą jebaną pieczęcią. Nie miała pojęcia, jak to się zachowuje po
śmierci kogoś, kto to założył. Ale po co zdawać się na los, kiedy jeszcze mogła
sama…
Znów
stała się senna. Twarz Szóstego się rozmywała. Nie była już pewna, czy to ona
się oddala, czy on, ale była pewna, że on by się nawet nie odwrócił, by
spojrzeć za siebie, nawet gdyby wołała, żeby zaczekał, żeby się nie oddalał,
nie teraz. Tak bardzo nie chciała patrzeć na jego szerokie, wytatuowane w
szóstkę plecy, gdy odchodził. Nie chciała umierać. Jeszcze nie teraz.
You made me feel alive but
something died I fear
Trwał bez ruchu,
patrząc na znikającą pieczęć. Czuł coś dziwnego. Coś podobnego do uczucia, które
ogarnęło go w czasie walki z Kurosakim, tuż przed tym jak wtrącił się w nią
Nnoitra.
Czuł, że przegrywa.
Pamiętał, jak Ichigo
wtedy na niego patrzył.
Nie dbam o to, czy jesteś królem czy nie.
Złapał się za głowę,
jakby chciał wycisnąć z niej te wspomnienia. Tamta walka nie powinna tak się
skończyć.
…zniszczyć wszystko, ale czy to da ci szczęście?
Gruzy? Zgliszcza?
– Tch.
Nie istnieje nic, co mogłoby mi je dać…
Wtedy usłyszał w
głowie inny głos.
Unosiła jedną brew,
patrząc na niego z politowaniem. Jakby wszystko o nim wiedziała. Jakby to było
możliwe. Jakby… To było możliwe.
Ikari w jego myślach
okręciła wokół palca kosmyk niebieskich włosów, a potem przewróciła oczami.
Uśmiechała się w ten sposób. Znał te uśmiechy. Lubił je.
The love you gave me, nothing
else can save me, SOS
Razem. To był dobry
trop.
Już nie czuł się
pokonany, czuł się raczej tak, jak tuż przed walką. Jakby zaraz miał wpaść na
coś odkrywczego. Jakąś taktykę, która zapewni mu zwycięstwo. Chociaż nie był
dobry w obmyślaniu strategii, teraz jego myśli goniły jedna za drugą w
zastraszającym tempie. Był blisko. Dużo musiało się wydarzyć, żeby zdobył się
na takie myślenie. Musiał trzymać jej rękę, gdy odchodziła, starając się sobie
przypomnieć ostatni raz, jak pozwoliła się do siebie zbliżyć i właśnie teraz,
kiedy coś mogłoby się zacząć, miało się skończyć.
Kącik jego ust uciekł gdzieś pod maskę, gdy
Jaegerjaquez uśmiechnął się cierpko.
Co ja zrobię, jak tu kojfniesz?
Bardziej myślałem o
tym, gdzie znajdę drugą taką naiwną.
Zobaczymy. Jeszcze
zobaczymy
– … dopiero co odebrałam zanpakuto.
Drugi raz w przeciągu kilku minut pod błękitną
czupryną Arrancara zapaliła się czerwona lampka. Bił dzisiaj swoje osobiste
rekordy.
– Zanpakuto… Daj mi je. Nie swoje! Podaj Shiraiona.
Wsadził broń do jej ręki i nachylił się do jej ucha.
– Uwolnij go – wyszeptał chrapliwie. – Zrób to tak,
jak wtedy gdy ze mną walczyłaś. – Już chciał się wyprostować, ale zastygł w
połowie drogi. Przyszło mu na myśl, że powinien dodać coś jeszcze: – Słyszałeś,
Kirai, jebańcu? Masz jej w tym pomóc. Jak ona umrze, to ty też.
Nie
wiedział, czy Ikari go zrozumiała i chociaż zacisnęła dłoń na rękojeści swojego
zanpakuto, nie wydawała się na tyle silna, by zrobić coś więcej. Grimmjow miał
dość tego widoku. Całunu śmierci, jaki ją otaczał. Nie tak chciał ją
zapamiętać. Jeśli ma zamiar się tutaj poddać, on nie będzie się temu dłużej przyglądał.
Podniósł się, wściekły, marszcząc groźnie brwi i ruszył przed siebie, zaciskając
pięści. Pozwalał, by wypełniała go coraz
bardziej paląca żądza niszczenia i coraz
żywsze obrazy niebieskowłosej. Teraz przytupywała stopą po podłożu z jego myśli
i uśmiechała się zagadkowo, pocierając
podbródek i mrużąc oczy.
Wiedział. Już
wiedział.
Chcę mieć syna.
Dobył Pantery,
wyszarpując ją z pochwy. Trzymał ją mocno w garści, ostrzem skierowanym w dół,
lecz płonący kobaltem wzrok wzniósł ku górze, na zamek z piasku i marmuru.
Chcę mieć
następcę tronu.
When you're gone How can I
even try to go on?
____________________________
Yo. Miałam trochę więcej tego rozdziału, ale ostatecznie postanowiłam obciąć do tego momentu (co może znaczyć, ze nastepny rozdział pojawi się szybciej). Wiem, ze trochę roztrząsamy tutaj to, co już było, jeno z inkszych perspektyw, ale... Droga tego potrzebowała, ja też. Przystanąć na moment się rozejrzeć, nie. Zanim sie zacznie. Jest ta krew na horyzoncie i nadciąga, chociaż, nic nie obiecuję, nie? ;)
Opowiem Wam jeszcze słów kilka na temat piosenki, bo jest to ciekawy motyw. Nie wiem czy wywarła na Was taki efekt, jak na mnie, pewno nie, chyba że też byliście na High Risie. Tam ten cover w połączeniu z obrazem (dziwnym, niezrozumiałym, apokaliptycznym, kastowym) robi piorunujące wrażenie. Sam film na mnie osiadł, a po wyjściu z kina, marzyłam żeby dorwać sie do kompa i odnaleźć tę piosenkę. Co było cholernie trudnym zadaniem, bo cover ten można usłyszeć tylko podczas projekcji filmu, nie został on oficjalnie wypuszczony, a wszelkie linki na yt są sukcesywnie usuwane. No ale nie byłabym Wilczy, jakbym nie zdobyła tej piosenki i jeszcze nie wmontowała z niepublicznego, własnego linku tutaj nie? Mam nadzieję, że działa, bo warto piosenki posłuchać. I warto obejrzeć High Rise. Jak macie życzenie pogdybać nad sensem istnienia i generalnie napatrzeć się czegoś refleksyjnego, po czym jednak Waszym pierwszym komentarzem będzie: "Co to, kurwa, było?"
PS. Kazumi, daj znać jak Twoje potomstwo się chowa! ;)
budzę się rano. otwieram oczy patrze za okno, świeci słońce, ciepełko, myśle, piekny dzien bedzie. wchodze na droge, a tam rozdział. cośjeszcze piękniejszego niż słońce :D
OdpowiedzUsuńpowiem ci tak. kojarzę tą wizję. Wiem, o co chodzi, choć mniej zaawansowany czytelnik może się nie spomiarkować o co chodzi, więc jest dobrze, motyw tajemniczości zachowany :D
no i czytając dalej stało się coś, co na zawsze zmieni moje życie. Ivcia, ja go kocham, okej, miłością matczyną. Nie możesz. Nie, ja zabraniam. Wiesz, o czym mówię. On jest wspaniały! Mówię o Nezii. Taki niewinny, taki, bezbronny (?). Chyba wiem, jak będą wyglądać relacje Nezii i Erisa. Nie wiem czemu skojarzyłąm ich z Deanem i Samem xD Ale fajni są lubie ich bardzo! :D
O Renjim i reszcie ci mówiłam, ale podsumuję. Teraz Renjiego mi szkoda, biedny jest troche, ale jak sie myśli tym drugim mózgiem to potem tak jest. W chuj życiowe, ale dobrze rozegrane, no tak to musi być, Renji miałplan, no tylko niestety mu nie wyszło. Logiczne jest jego postępowanie, chciał dobrze, ale mu nie wyszło no. :D
Grimmjow. Fajnie to zmieniłaś na końcu, pasuje, wlzało. I czcionka Iki <3 Pisz dalej, bo ja chce wiedzieć czy oni ją uratują. Bo ja dalej nie jestem pewna niczego. :D
huehuehuehue. wiedziałam, ze bedzie lament na nezie.czyli zabieg sie powiodl :D
UsuńAAAAAAA! No nie wytrzymie! Akurat jak sie powinnam pakować. Znowu! Kurwa! Zawsze tak jest!
OdpowiedzUsuńKurwa!
No, nie, kurwa no nie, ja się muszę najpierw spakować, a pote jeszcze do sklepu. Kuźwaaaaaaaa!
Nie! Kurwa no nie! Nie mów mi, że pociągnęłaś dalej Prima Aprilis. Kuźwa! Co za podłe Wilczysko no!
OdpowiedzUsuńTeraz to ja się zgubiłam. No właśnie ten czarnowłosy mi bardziej pasuje do Neizy, ale... Kurde, o co kaman. Ty to zawsze cos natworzysz...
Ja już kuźwa nie wiem co tam sie stało.
"Chyba od początku. Pewien czas nie byłem pewny, jak naprawdę wyglądam, ale…"
Pewien pewny - powtórzenie.
A! Że iluzje albo przyszłość. Ja pierdole... Pierdolę taką przyszłość. Ja się zaczynam coraz bardziej bać to czytać po ostatnim rozdziale.
Eris i Neziu - fajny duet.
"– To nie tak, że was nienawidzę. A ciebie to nawet lubię. Do cholery, potrafisz przecież zamienić się w coś, co wygląda jak ja. Tylko jest mniejsze. "
Słodko.
Renji, ten to ma w życiu ciężko ostatnio. Mi się za to o nim trochę zapomniało... Współczuję mu trochę. No nie umiał jej jakby zaufać to druga sprawa, ale myślę, że to nie jest takie proste. Chciał dobrze. A że wyszło jak zawsze, no cóż...
No teraz to żeś dojebała. Teraz Ika miała haluny a Grimm ją nieudolnie pociesza?
Teraz znowu jakas otchłań. No ja pierdole aleś huśtawkę mi kurwa zrobia, taz góra raz dół i znowu.
"Drugi raz w przeciągu kilku minut pod błękitną czupryną Arrancara zapaliła się czerwona lampka. Bił dzisiaj swoje osobiste rekordy."
Hahahahahah <3
Kurwa krótkie, ale za to końcówka ma kopa!
Tylko szkoda, że piosenki nie usłyszałam, sam tekst mi nic nie mowi.
nie ma opcji zebys nie znala tej piosenki w orginale Tris, nie ma opcji ;D ale to dobrze ze po tekscie ci sie nie nasunal, bo klimat inny zupelnie, ale nie dzialała mjuzik bo na tele czytalas czy nie działa bo nie dziala?
UsuńJa zawsze na lapku czytam, nie na tel bo szkoda neta i baterii, zresztą ten szajs ledwo chodzi. Ale teraz song działa. I nadal nie kojarze. Co to jest oryginalnie?
Usuńabba :D https://www.youtube.com/watch?v=cvChjHcABPA
UsuńDziękować.
UsuńAle nic dziwnego, że się nie zorientowałam. Nawet oryginał wstawiony tutaj nie pomógłby mi zbytnio :D
................kiedy?!..............
OdpowiedzUsuńpierdolony blogger...nic mi nie wyskoczyło :/
To było jej Piekło. Prywatne, na wyłączność.
Usuń"Nie miało znaczenia, ile razy już okrążyła ten świat, nie miało znaczenia, czy ten świat dało się okrążyć. Bez znaczenia była jej samotność, a jej żałoba miała nie mieć końca i nigdy nie miało zabraknąć jej łez. Gubiła je bezustannie, wlokąc za sobą swój miecz, żłobiąc nim w piasku bruzdy, płytkie groby sensu swojego istnienia." ... I Megan umarła... bezsprzecznie, nieodwracalnie, z impetem pierdolnęła w kalendarz. Nie wiem czemu ale ten fragment wywołał we mnie tak ogromne...uczucia że niech cie Wilczy chuju!!!! ya man dyd yt! i kant bylif in dat! Kurwa nie! Tristitia ma rację! Nezia! Cudowne, małe dziecko iluzji!...
Wiesz co? Zrobiłaś mi rollercoster emocjonalny kuźwa....bo naprawdę...niesamowicie przyjemnie mi się to czytało, nawet jeżeli cały tekst przepełniony jest smutkiem. i szczerze nawwet gdybym miala czekac koeljny rok na nastepny taki rozdzial, to bym kurwa czekala, bo warto!! tylko nie bierz tego do siebie! oczywiscie napisalam to dla podkreslenia wagii mojej hustawki emocjonalnej, nie po to zebys ty, moja droga mogla sobie urzadzic roczne wakacje!
grimm...dziecko ohh niezaleznie od tego ile razy to czytam, mam banana na twarzy tak samo jak wtedy, kiedy widze Yachiru drażniąca sie z Byakuya!
Renji </3 strasznie mi go szkoda z jednej strony, nie ma co ukrywac , naprawde dazyl Ikari uczuciem i...ehh to takie zyciowe.
Wilczy...nienawidzę cię...
:D a ja Cie, widzisz, Meg, kocham :D
UsuńTy mi daj obserwowane na violent albo mnie informuj kiedy co nowego! bo ja zycia nie ogarniam.
ciesze sie, ze sie pohuśtałas emocjonalnie :D:D baardzo :D <6 <6 <6 <6 <6 <6
na Violent nudy, a przynajmniej nowy rozdzial jest tak nudny ze zaraz go wyjebie stamtad w pizdu. KUZWA WILCZY JA WIDNIEJE NA GÓRZE!!!! to znaczy na Drodze... <8<8<8<8<8<8<8<8
OdpowiedzUsuńzmieniam zdanie. może troche cie lubie, ale tylko troche - nie dodawaj sobie! haha
ty mi kurwa wiecznie od roku hustawki robisz emocjonalne a ostatnimi czasy - to jest odkad postanowilam ukazac sie tej wilczej bestii xD - coraz kurwa czesciej co osobiscie jak na zlosc szalenie mi sie podoba.
Szalenie <8
Szajel <333 <888
Grimm <666
Te kicia, masz ten kod na dopasowanie zdjęcia do rozdzielczości ekranu? W chóóóój potrzebuje czegoś takiego a za cholere nie moge znalezc. To sprawa zycia... lub zycia xD gdybyś go miała, to weź mi pierdylnij na meganflyyn@gmail.com
Usuń<6 ave sexta <666
Kurwa, jak Ty świetnie piszesz! Ja się normalnie zakochałem w twoim stylu. Wszystko jest tak cudnie dopracowane, że szok! Ja też tak chcę :D
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, z jednej strony taki klimatyczny i aw aw, a z drugiej strony trochę jakby straszny. Grasz moimi emocjami :D
peoplefromthedarkness.blogspot.com
Mega spóźniona, ale jestem :D Rozdział super, zwłaszcza końcówka :D Ale za szybko się skończył :< :* :*
OdpowiedzUsuńWidzisz tak mnie macierzyństwo pochłonęło, że dopiero jak zachorowałam to mam chwilę czasu dla siebie i nadrabiam zaległosci czytalnicze :D
Mała jest cudowna, słodka i pocieszna, ale też zajmująca ^.^ No i zdrowa co najważniejsze ;)
Także czekam na ciąg dalszy :*
Nie wiedziałam, gdzie odpisać, i czy w ogóle przyda Ci się to po takim czasie.
OdpowiedzUsuńZostaje manga, bo więcej animó niestety DOGSów nie ma. Te odcinki z OVY były raczej humorystyczne, taki prolog, ciężej robi się dalej, jak dla mnie to DOGSy są poważniejsze od Gangsty. W regularnej serii Heine i Badou są głównymi bohaterami i pojawiają się na tyle często, żeby zadwolić nawet najbardziej wymagające fanki. Ja jestem Team Badou, uwielbiam tę postać ponad wszelką miarę, powinni tego zakazać. Moi obserwowani są po prawej na szczycie kolumny, u mnie widać wyraźnie.
CZY O JEST OPKO O GRIMMJOWIE
DOGSy ogólnie są strasznie nierówne, mamy tomy, które wręcz zapierają dech w piersiach, a potem zdarza się taki tom jak choćby 5, w którym w zasadzie jedna wielka strzelanka, więc nie zniechęcaj się, jeśli będzie jakiś spadek formy. Ogólnie płaczę, bo mamy prequel i 10 tomów, ale dalszy ciąg jakoś nie powstaje, to boli.
OdpowiedzUsuńCzyli który blog najwazniejszy? :D Muszę zerknąć na Grimmjowa w najbliższym czasie.
To jest stos z trzech miesięcy, w jednym miesiącu kupuje jakoś 5-6 tomików.
Nie rozchodzą się nasze drogi, bo uwielbiam Shizuo, a Izayę uważam za skończoną gnidę :D Shizuo to jak dla mnie chyba najciekawsza postać, jednocześnie wewnętrznie sprzeczna, ale spójna w przedziwny sposob w tej sprzeczności. Polecam light novel, więcej rzeczy się dowiedziałam niż z anime, no i podoba mi się styl.
Jestem Team SAO, ale może po jednym tomie Loga nie powinnam porównywać. Boli mnie, że to ich przeniesienie do Elder było takie jakieś niwyjasnione, czary czy ki diabeł. Będzie o tym? Jednak Kawahara Reki podchodzi do sprawy w naukowy sposób, zwłaszcza w tomie dziewiątym. Dla mnie właśnie w SAO mamy więcej technikaliów i szczególików, ale mówię – jestem fanką light novel i wiem, że anime było znacznie gorsze.
Trzymam kciuki, ja też szukam pracy, byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, ale chyba za dobrze nie poszło...
:C
Ach, my biedni mangowcy!
Ogólnie lubię dobre strzelanie i walki, więc od początku nie miałam z DOGSami problemu. DOGSy jak dla mnie górują nad Gangstą kreską, w sensie, ta gangstowa jest ładna i bardzo spoko, ale w przypadku piesów mamy coś bardzo oryginalnego. Ogólnie mam wrażenie, że Ci się ta manga spodoba, czytałam dostępne tomy wieele razy :D Nastaw się na bardziej psychodeliczny klimat niż w anime, karykaturalną wręcz kreskę, kontrasty bieli i czerni, prawie całkowity brak szarości, wiele walk, eksperymenty, wielkie tajemnice, no i tak piekne postacie jak Badou, który, choć nie ma dojebanych supermocy, zawsze ratuje wszystkim tyłki.
UsuńZacznę czytać chyba od grimmjowów, bo Naruto to nie mój świat, choc chciałam ostatnio czytać, ale wyskoczyło za wiele serii.
Zdałam sobie sprawę, że nie mam przypinki z SHizuo, a to skrajne niedopatrzenie ;_; Jak mogłam.
Nie interesuję się za bardzo grami :C Ale trochę ogarniam mechanike, bo mam znajomych graczy. Doceniam to, że w Logu głowny bohater ma taki nietypowy rodzaj umiejętności i jestem ciekawa, jak dalej autor poprowadzi tę postać, ale trochę dobijają mnie dialogi. Ponoć Studio przy tłumaczeniu robiło, co mogło, bo oryginał jest tragicznie napisany. Muszę rzucić okiem na fanowskie tłumaczenia po angielsku, bo może będą toporne i bez ugłaskiwania. W SAO ogólnie jest dużo informacji o tym, jak działa Visual Reality. Mamy inną chronologię niż w anime, logiczniejszą, na przykład głowna oś fabularna pierwszego arcu, czuli ucieczki z gry smierci, jest cała w pierwszym tomie, a takie historie jak ta z córeczką itp., sa w kolejnym tomie jako zbiór opowiadań, a reszta jest w tomie 8, przez co czytanie nie nudzi. No i anime jechało po patosie, zabiła mnie scena, kiedy Kirito demaskuje Heathcliffa, w ln była lepiej zrobiona. Ogolnie Kirito w ln jest ciekawszy, bo mamy dostęp do jego przemyśleń i jest narratorem często, przez co jest bardziej cyniczny i sarkastyczny niż w anime.
Łojej, a jaka to działaność?
Na razie to była moja pierwsza rozmowa, ale smutłam, bo miałam kontakty i poświadczenia od rodziny, która tam pracowała, a i tak nie dostałam się, choć znałam 8 rodzajów sałat, kiedy pytali.
Osz kurw... aż kusi żeby pojechać na wakacje do tej miejscowości Chłopy i być osobiscie wydziaraną prze Wilczego! :D Oj kusisz :>
OdpowiedzUsuńA na dalsze losy Drogi to można poczekać nawet do tego września przecież ty też musisz mieć jakieś wakacje co nie? ;)
Buzia :* :* :* <6
Ciezko to nazwac wakacjami, stres stres stres, marzę o jesieni zeby znowu siasc wspokoju i pisac so wait for me! :*
UsuńZapraszam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńpeoplefromthedarkness.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWilczy, ja, ja, JA SIE CHYBA ZAKOCHAŁAM W GRIMMIE!
OdpowiedzUsuńWYBACZ, UBÓSTWIAM!
link klik
Serdecznie zapraszam na drugą część mojego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńtruelifebydamien.blogspot.com
Wilczy wyślij znaki dymne jeżeli za niedługo powrócisz:P :* :*
OdpowiedzUsuńZyje! Wracam! :*
Usuń:D :*
Usuń