Wielkie, wahadłowe
drzwi zatrzasnęły się przed nią i została sama, zagryzając wargi, wpatrywała
się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Niepokój wzbierał w jej sercu. Rozejrzała
się dookoła, niemal spodziewając się ujrzeć Renji’ego. To z nim zazwyczaj
czekała na tym korytarzu, kiedy kapitanowie gromadzili w sąsiedniej sali,
podczas kolejnego z licznych zebrań, zostawiając swoich poruczników na pastwę
nudy. Na szczęście był ktoś, kto potrafił urozmaicić im to czekanie.
As a child, you would wait, and watch from
far away
Patrząc teraz na
opustoszały korytarz i drzwi, za którymi w trybie pilnym odbywało się zebranie,
Minako zastanawiała się, gdzie się podziały tamte czasy. Kiedy wszystko
wydawało się prostsze, a Ikari nie przyszłoby do głowy, by patrzeć na nią i
Renji’ego w podejrzliwy sposób… Tylko że jego tu teraz nie było. A ona, zamiast
ruszyć z nim, jak zrobiłaby to kiedyś, zawahała się. Kiedy była gotowa działać,
garganta już się zamknęła i teraz stała tu sama, użalając się nad sobą jak
ostatnia…
– Co ty wyprawiasz,
Minako?!
– No właśnie nie wiem
– mruknęła zniechęcona, patrząc w podłogę i powstrzymując się od płaczu.
– Czyś ty
zwariowała?! – Toshiro uniósł jej podbródek, nie siląc się na delikatność.
Zaskoczona tą brutalnością Minako patrzyła w pełne poirytowania turkusowe oczy.
O co mu chodziło? Wyszedł z zebrania, tylko po to, by okazać jej wrogość? –
Długo będziesz tu sterczeć? Wszyscy na ciebie czekamy!
Piwne oczy dziewczyny
wypełniły się przerażeniem.
– Jezu. Zapomniałam…
But you always knew that you'd be the one
– Że jesteś
kapitanem? – Toshiro pokręcił głową z niedowierzaniem. – Weź się w garść,
kobieto. Myślałem, że zależy ci na czasie?
Miał rację. Kurosaki
nie ociągała się już ani sekundy dłużej. Przeprosiła za spóźnienie, ale nie
tłumaczyła się, zajmując przeznaczone dla niej miejsce, tuż obok Unohany. Nie
mogła nie zwrócić uwagi, że po jej prawej stronie znajduje się puste tatami. Powinien
być tam Kuchiki. Rozejrzała się i stwierdziła, że prócz niego brakuje też
kapitana dwunastego oddziału. Zmarszczyła brwi, ale nie odważyła się zabrać
głosu, tym bardziej wchodzić w słowo Kyoraku, który natychmiast po jej
przybyciu zaczął przedstawiać kapitanatowi, jak wygląda sytuacja.
– …wobec tego
chciałbym bezzwłocznie przejść do oficjalnego głosowania w tej sprawie. –
Kyoraku nieco podniósł głos, a wszystkie szepty, które miały czelność
rozbrzmiewać podczas jego przemowy, od razu ucichły. – Proszę, by rękę
podnieśli ci kapitanowie, którzy uważają, że Gotei powinno interweniować w
sprawie; a to oznacza zbrojne wystąpienie przeciwko najeźdźcom Hueco Mundo,
wśród których znajduje się główny prowodyr zbiegły z naszego więźnia w Muken,
Aizen Sosuke. W parze z tym działaniem idzie oficjalne uznanie i wsparcie
Jaegerjaqueza, byłego Szóstego Espady, na stanowisku króla Hueco Mundo. W
konsekwencji tego poparcia moglibyśmy zawrzeć wreszcie pakt o nieagresji,
wymuszając na jego władcy, by sam nadzorował przepustowość Hollowów do świata
ludzi, który patrolujemy. Jeśli komuś nadal wydaje się to mało atrakcyjnym
działaniem, chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że przez ostatnie miesiące ów
władca współpracował z nami w misji zwiadowczej…
– A jeszcze wcześniej
współpracował z wymienionym zbiegiem, Aizenem – wtrąciła Sui-Feng, znosząc dzielnie
gromiące ją spojrzenie wszechkapitana. – To ja bym z kolei chciała przypomnieć.
– Och, daj spokój –
żachnął się Kensei. – Akurat on jeden z całej tej bandy espadowych popaprańców,
miał serdecznie w dupie Aizena i jego rozkazy.
– Co tylko potwierdza,
że on nie wie, co znaczy lojalność i nikt nam nie obieca, że pewnego dnia nie
zwróci się przeciwko nam, mimo, że mu teraz pomożemy – nie ustępowała Sui-Feng.
– To może przypomnij
sobie też o tym, Sui – zabrał głos Toshiro, mierząc kapitan drugiego oddziału
lodowatym spojrzeniem – że w rękach wroga jest nasz człowiek, tak w razie jakby
dłuższa nieobecność kapitan Jaggerjack nie rzuciła ci się w oczy.
– Dla mnie osobiście to
nie jest żaden argument – podchwycił Rojuro. – Słyszałem, że niedawno
przesłuchiwała ją Rada, a potem nagle znikła i ona, i Aizen… – Rojuro popatrzył
na swoje paznokcie, po czym zaczął je polerować, pocierając nimi o swoje haori.
– Delikatnie jak dla mnie podejrzana sprawa… No i to jej nazwisko. Mówi samo za
siebie. Pomagać jej, to jak pomagać Espadzie…
– Serio, Roj? Po tym
wszystkim, co sami przeżyliśmy, chcesz zostawić kogoś na pastwę Aizena?
Myślałem, że czegoś cię to nauczyło, ale najwidoczniej stałeś się jedynie jeszcze
większym kret… – zaczął się bulwersować Kensei, ale zagłuszył go grzmiący głos
wszechkapitana:
– DOŚĆ!
– …em – dało się
słyszeć cichą końcówkę obelgi, rzuconą przez Kenseia.
Kyoraku rozglądał się
ze złością po kapitanach. Rzadko widywali go rozgniewanego, bo z zasady nie
tracił nad sobą panowania, a to tylko podkreśliło powagę sytuacji.
– Te czcze dyskusje
nie są potrzebne! Nakreśliłem jasno, jak wygląda nasze położenie, każdy ma
prawo wyrazić swoje zdanie poprzez głosowanie! Nie mamy teraz czasu na słowne
przepychanki!
Zapadła cisza. Shunsui
odczekał chwilę, upewniając się, że nikomu nie wpadnie do głowy kontynuowanie
sprzeczki, po czym wskazał ręką na siedzącą z brzegu kapitan drugiego oddziału.
Sui-Feng pokręciła przecząco głową. Kapitan oddziału trzeciego wziął z niej
przykład, a Kyoraku skierował wzrok na Unohanę.
– Wiesz, co odpowiem,
Wszechkapitanie – zaczęła. Miała bardzo zmartwioną minę. – Zawsze opowiem się
za mniejszą stratą w ludziach. Dopóki możemy uniknąć rozlewu krwi, zróbmy to.
Stracimy jednego Shinigami, ale jeśli ruszymy na wojnę, straty na pewno będą większe
– zawiesiła głos i spuściła wzrok. – Jestem przeciwna tej ekspedycji…
– A ja nie! – wyrwała
się Minako, jako pierwsza podnosząc rękę. – To znaczy, jestem za tym, żebyśmy
jak najszybciej ruszyli do piaskownicy… Do Hueco Mundo znaczy. – Rozejrzała się
speszona po poważnych minach kapitanów. – No i ten, żebyśmy ruszyli i skopali
kilka dup, i…
– Rozumiemy –
przerwał ten wywód Kyoraku, posyłając Kurosaki łagodny uśmiech dobrotliwego
wujka, po czym spojrzał na puste miejsce obok niej, najwidoczniej nie zamierzając
zignorować nieobecności Byakuyi. – Kapitan szóstego oddziału nie odpowiedział
na wezwanie. Jego porucznik dopuścił się samowolki i już jest w Hueco Mundo,
więc z tych oczywistych przyczyn nie mógł go zastąpić. O karze zadecyduje
kapitan Kuchiki, o ile się znajdzie. – Na twarzy wszechkapitana malowało się
niezadowolenie.
Kontynuowano
głosowanie. Komamura po zastanowieniu dźwignął łapę. Oddziału ósmego nikt nie
reprezentował. Kensei podniósł rękę, mrucząc pod nosem coś o tchórzach, którzy
porzucają towarzyszy w potrzebie. Toshiro też uniósł dłoń, chociaż nie za
wysoko, za to Kenpachi prawie podrapał łapskiem sufit, a szeroki uśmiech na
jego twarzy mówił sam za siebie – Zaraki nie mógł się doczekać krwawej jatki,
na którą miał nadzieję.
– Niestety nikt z
oddziału dwunastego nie odważył się wystąpić w imieniu kapitana Kurotsuchiego…
Drzwi do sali właśnie
w tym momencie otworzyły się szeroko, uderzając skrzydłami o ściany.
– Sekundeczkę –
rozbrzmiał głos z jaskrawego światła, które wypełniło przestrzeń między nimi.
Widać było jedynie zarys postaci i dwie ręce, oparte na drzwiach. – Zgłaszam
się na ochotnika! Zastąpię Mayuri’ego, tak jak i on mnie zastępuje…
That work while they all play.
Wszyscy z
rozdziawionymi ustami patrzyli na nowoprzybyłego, który teatralnie wzruszył
ramionami.
– No co. Myślę, że
poradzę sobie z rolą kapitana dwunastego oddziału i nie twierdzę tak
bezpodstawnie. – Spod kapelusza błysnął w uśmiechu rząd białych zębów. – Ba,
nawet z przyjemnością otworzę dla was gargantę. Czy to oświadczenie wystarczy,
czy mam jeszcze podnieść rękę?
– Wystarczy, Urahara,
dziękuję, że zdecydowałeś się wrócić z banicji akurat teraz. – Kyoraku bardzo
starał się zachować powagę, ale gołym okiem widać było, że jest mu ciężko.
– Tak sobie
pomyślałem, że spróbuję pod nowymi rządami i w ogóle… – W dłoni Kisuke pojawił
się wachlarz, którym sklepikarz, a były kapitan dwunastki, zaczął się
wachlować, zajmując miejsce Mayuri’ego, po czym spojrzał w lewo, na Ukitake. –
Przepraszam, Jushiro, chyba ci się wtryniłem w kolejkę, ale proszę, już możesz…
– Niestety popieram
zdanie kapitan Unohany – odrzekł Ukitake, nie komentując nagłego pojawienia się
nieproszonego gościa. – Nie powinniśmy narażać oddziałów.
– Rozumiem. Wszystko
więc jasne – oświadczył Kyoraku. – Powiedzmy, że sam się wstrzymam od głosu. I
tak czeka nas potyczka w Hueco Mundo – ogłosił nie bez satysfakcji i wstał. –
Chciałbym teraz wyznaczyć kapitanów, którzy zbiorą swoich ludzi i ruszą do
walki oraz tych, których poproszę o pozostanie w kwaterze głównej, by strzec
Seireitei.
Rozległo się zbiorowe
mruczenie wyrażające zarówno aprobatę, jak i niezadowolenie i kapitanowie
zostali podzieleni. Oddziały drugi, trzeci, siódmy i trzynasty miały zostać w
Soul Society, a czwórka, piątka, dziewiątka, dziesiątka, jedenastka i
dwunastka, zostały oddelegowane na misję do Hueco Mundo. Kyoraku podzielił ich
dość sprawiedliwie, zgodnie z czterema głosami na „nie” zostawił w Seireitei
cztery odziały, resztę wysłał w tren, chociaż zapobiegliwie dokonał
odpowiedniej rotacji, nakazując uczestnictwo w misji oddziałowi medycznemu.
– Ogłaszam zbiórkę za
piętnaście minut! Weźcie swoich ludzi i widzimy się pod kwaterą dokładnie za kwadrans!
Kapitanowie ruszyli
do wyjścia, jedni szybciej, inni wolniej. Okazało się, że w czasie trwania
zebrania spora część poruczników dotarła na swoje tradycyjne pozycje, by
warować i podsłuchiwać pod drzwiami Sali Obrad. Minako dość dziwnie czuła się
po drugiej stronie tego zamieszania, ale prawdziwy dyskomfort poczuła dopiero
wtedy, gdy wpadła na Rangiku.
– Wytłumaczycie mi –
Matsumoto, podpierając się pod biodra, patrzyła groźnie raz na Kurosaki, raz na
Hitsugayę, który ku swemu nieszczęściu również się na nią napatoczył –
dlaczego, holender jasna, ja nie wiem o niczym, co się tu wyprawia?!
Toshiro i Minako
wymienili zbolałe spojrzenia. Żadnemu z nich nie marzyła się teraz zjebka od
Matsumoto.
– To twoja porucznik,
tłumacz się. – Minako próbowała się wykpić i dać nogę, ale Toshiro złapał ją za
ramię i zatrzymał.
– To twoja
przyjaciółka – warknął. – Wytłumacz jej to po babsku.
Minako westchnęła i
odważyła się wreszcie spojrzeć Rangiku w oczy.
– Po drodze, dobrze?
Ikari jest… Nie jest dobrze. Im szybciej…
– Rozumiem. –
Matsumoto złapała ich oboje za ramiona i odwróciła w stronę wyjścia. – Więc
jazda stąd. Wezwijcie swoich ludzi, czy co tam robią kapitany i robimy stąd
wypad.
Kyoraku nie rzucał
słów na wiatr. Po upłynięciu dokładnie odmierzonych piętnastu minut, rozejrzał
się po zebranych Shinigami i skinął Uraharze głową.
– Kisuke, czyń
honory, jeśli łaska.
Urahara ochoczo wziął
się do roboty i po chwili przez dziedziniec rozciągała się sporych gabarytów
garganta, którą z jednej strony podpierał sklepikarz, z drugiej jego wierna
zanpakuto, Benihime.
– Jak długo możesz ją
utrzymać? – zapytał Shunsui.
Urahara wzruszyła
ramionami.
– Pewno się
przekonamy. Ale nie chciałbym wbić do Hueco Mundo ze śladową ilością reiatsu,
więc się pospieszcie.
Pierwsi do garganty
wskoczyli Madarame i Yumichika. A za nimi wskoczyli pozostali.
Pantera zapłonęła błękitnym światłem.
– Miaż…
Przestrzeń zadrgała silnie i Grimmjow przerwał uwalnianie. Grzywą jego
niebieskich włosów targały podmuchy powietrza, mierzwiąc ją i burząc starannie
nażelowaną fryzurę. Wzrok Arrancara ślizgał się po poziomej szczelinie
tworzącej się tuż przed nim.
Ktoś wchodził do jego królestwa, nieproszony, znowu. Nie tak miało
wyglądać Hueco Mundo pod jego rządami. Inwazje i uzurpatorzy. Z całą pewnością,
nie tak to sobie wyobrażał.
In youth, you'd lay, awake at night and
scheme
Szczęki Garganty otwierały się
coraz szerzej, szeregi Shinigami wysypywały się na zewnątrz. Jaegerjaquez całą
siłą woli powstrzymywał się, by nie ciąć ich wszystkich po kolei kataną, jak
leci… Próbował zagłuszyć instynkty, które teraz wrzały, każąc mu likwidować
naturalnego wroga, który ewidentnie wtargnął właśnie na jego teren. Utkwił
wściekłe spojrzenie we wszechkapitanie, który ruszył w jego stronę zaraz po
tym, jak wyszedł z Garganty. W końcu stanęli przed sobą jak równy z równym, ale
tylko Kyoraku skinął głową.
Długo mierzyli się spojrzeniami, dwaj przedstawiciele swoich ras.
Grimmjow zaciskał mocno szczęki, drapiąc paznokciami rękojeść Pantery. Jego
zdystansowana, wroga postawa dawała jasno do zrozumienia, że król Hueco Mundo w
dupie miał łaskawą pomoc, na którą zdecydowało się Soul Society. Nawet jeśli
miałby wystąpić przeciwko liczniejszemu w siły zbrojne wrogowi, wolał rozszarpywać
ich dzień i noc własnymi zębami, niż cieszyć się na widok takich sojuszników,
nawet jeśli mogli mu oni zapewnić zwycięstwo. Wszystko to dało się wyczytać z
jego zaciętego wyrazu twarzy. Dlatego Grimmjow czekał. Nie miał nic do
powiedzenia. Ale jeśli ten jednooki przywódca innych oszołomów ma jakąś
propozycję, dobrze by było, gdyby przedstawił ją szybko, zanim jego królewska
cierpliwość…
– Pozwól nam tu posprzątać. – Czy była to dyplomacja, czy też
przebiegłość Głównodowodzącego, odniosła skutek. Brwi Grimmjowa drgnęły, jego
zawziętość się zachwiała. Na co, jak na co, ale na wysłuchiwanie takich próśb
Władca Zniszczenia się nie nastawiał. – To częściowo nasz bałagan. Więzień
zbiegły z naszego więzienia, nasza kapitan, która…
– Leży tam martwa – warknął Grimmjow, przerywając mu i wykonując ruch
głową, za którym podążyły oczy Kyoraku. Usta wszechkapitana zacisnęły się w
wąską linię. Ledwo dostrzegł Minako, która czaiła się za nim, podsłuchując ich
rozmowę, a teraz zerwała się do biegu w kierunku wskazanym przez Arrancara.
Kyoraku pozostał na miejscu, chociaż widoczne na jego twarzy napięcie
zdradzało, że osobiście chciałby potwierdzić stan podwładnej.
– Mogę… – odchrząknął, słysząc chrypę w swoim głosie. – Czy mój oddział
może sprawdzić… czy na pewno nic nie da się zrobić?
Grimmjow tylko prychnął i wzruszył ramionami. Kyoraku odwrócił się,
nawiązując kontakt wzrokowy z Unohaną. Kapitan natychmiast skinęła głową, jakby
tylko czekała na rozkaz, skrzyknęła swój oddział i ruszyła za Minako.
Kyoraku z powrotem odwrócił się do Jaegerjaqueza. Na jego twarzy malował
się ból i niepokój, a jednak wiedział, że bycie wszechgenerałem wymagało od
niego pełnego profesjonalizmu. Musiał rozegrać to delikatnie. Nie mógł
przedkładać dobra jednostki nad dobro ogółu czy sprawy. Nie chciał się
zastanawiać, czy wysiedziałby w Seireitei, gdyby głosowanie nie potoczyło się
po jego myśli, ale teraz, gdy patrzył w niewzruszoną (poza tym, że jak zwykle
wkurzoną) twarz króla Hueco Mundo, widział, że ważą się losy ich państw. Świadom
upływającego czasu, który działa na ich niekorzyść, szybko wyrzucił z siebie
szereg postanowień i propozycje paktu, w ramach którego mogliby współpracować. W
głowie Shunsui’ego zaczęła malować się całkiem realna wizja czegoś, czego Soul
Society nie wypracowało nigdy: sojuszu z Pustymi.
Of all the things that you would change
Właśnie to mógłby osiągnąć, gdyby teraz dobrze ułożył się z
Jaegerjaquezem i wsparł jego władzę. Ale mina Grimmjowa tężała w miarę jego kolejnych
słów, nozdrza Arrancara rozdymały się, jak gdyby coraz bardziej się złościł.
Zwroty takie, jak „przychodzimy z pomocą” i „pokojowe pertraktacje” nie były
dostosowane na miarę jego mentalności. Jasne, może mógłby przemyśleć ten cały
pakt, ale nie teraz, kiedy zalewała go krew, kiedy nie było czasu na głupie
gadanie, kiedy uzurpator siedzi sobie pewnie na jego tronie i popija śmierdzącą
herbatkę. Nie. Może gdyby ta banda nieudaczników w skarpetkach i sandałach posadziła
go z powrotem na tym tronie… Może wtedy mogliby pogadać. Ale nie teraz. Bo
Jaegerjaquez zdecydowanie bardziej cenił sobie czyny od głupiego gadania,
dlatego też, gdy już nie mógł wytrzymać, powiedział Kyoraku, co o tym myśli.
But it was just a dream
– Przychodzisz mi tu i pierrrdolisz – syknął, krzywiąc się wściekle. –
Twoje pieprzone Miasteczko Jebanych Dusz jest bezpieczne, moje królestwo
płonie! – wrzasnął, wskazując pazurem na Las Noches. – Nie będzie żadnych
zasranych sojuszy, dopóki ten chuj, którego mieliście trzymać w pudle, zajmuje
moje miejsce, więc może zamiast pieprzyć bezsensu, wziąłbyś się do robo…
– Bankai – odpowiedział cicho Kyoraku, nie czekając aż Grimmjow skończy swoją
tyradę.
Z ostrza miecza spłynęły cienie i pełzły po ziemi, wijąc się jak węże,
pokonywały kolejne metry. Podeszły pod stopy szeregu Shinigami zebranych za
plecami swojego dowódcy i zatrzymały się, wyciągając w ich stronę czarne,
utkane z cienie języczki.
Shinigami kolejno odrywali od nich wzrok, by wznieś go w górę, na plecy
wszechkapitana. Kolejno wyciągali swoje katany. Rozległ się masowy zgrzyt
ostrzy trących o metalowe wykończenia tub. Rozbrzmiały szepty. Szepty
narastały. Kolejne komendy uwalniały kolejne zanpakuta w akcie solidarności z
Katen Kyokotsu. Słowo „bankai” pobrzmiewało po pustyni jak zwielokrotnione
echo, podrywając w górę piach.
Bankai – na cześć generała. Bankai – na cześć króla. Bankai. Do ataku.
Here we are, don't turn away now
Ostrze Senbonzakury wbiło się w piach, rzędy ogromnych mieczy otoczyły
żołnierzy Gotei, gotowe rozpaść się na tysiące kawałków. Kenpachi, podobny
teraz jednemu z Oni, wydał z siebie bojowy okrzyk na pograniczu ryku i śmiechu
i prężył mięśnie pulsujące pod czerwoną skórą. Tuż za nim czaili się jego
wierni żołnierze, Ikkaku, dźwigając groteskowego Hozukimaru i Yumichika, wokół
którego wiły się pnącza Ruri’iro Kujaku. Obudzone Tachikaze podrywało w górę
piasek spod stóp Kenseia. Jego porucznik wzdychał ciężko, wyrzucając w górę
Kazeshini, które cieszyło się z wiatru, kręcąc zabójczymi ostrzami, między
którymi przeskakiwały wyładowania elektryczne. Haineko obrzucał Matsumoto
popiołem, czekając na sygnał, a Hitsugaya… przestał wyglądać jak chłopiec.
Ostatni płatek Hyorinmaru opadł i ziemia pod nogami kapitana zamarzała.
Grimmjow wciąż mocno zaciskał zęby, patrząc na to wszystko. Jego Zabójca
płonął niebieskim światłem. Zastanawiał się. Może coś sobie kalkulował. Może
zwyczajnie się wahał. W końcu najwyraźniej podjął decyzję, bo jego twarz
rozciągnęła się w szyderczym, budzącym grozę uśmiechu.
– MIAŻDŻ, PANTERA – zagrzmiał, a wirujący od stężenia reiatsu piasek
uformował się w piaskową burzą, która zawisła nad nimi, gotowa uderzyć w każdej
chwili. Postać Arrancara przybrała dziką formę. Długie włosy spłynęły na
łopatki i jeszcze niżej, tworząc na jego grzbiecie błękitną grzywę. Powietrze
przecinały ze świstem machnięcia jego ogona. Otaczała go niebieskawa aura, jakby wyciekało
z niego nabuzowane reiatsu. Król się śmiał, zaciskając i
rozluźniając czarne łapy, a potem zaryczał. Tak donośnie, że dźwięk ranił uszy.
Na to wezwanie odpowiedziało całe królestwo. Burza rozeszła się na boki,
a zza złotej zamieci zaczęli wyłaniać się Puści.
We are the Warriors that built this town
Całe szeregi Hollowów ściągały w ich stronę, otaczając Shinigami,
podchodząc coraz bliżej, mrucząc, chichocząc i porykując. Coraz więcej i więcej
Pustych, Menosy, górujące nad nimi Giliany, krąg się zacieśniał. Nawet kilku
Adjuchasów kręciło się niespokojnie wśród mniejszych lub głupszych braci.
Wszyscy podwładni Jaegerjaquezowi czekali na jego rozkaz. A rozkaz ten był
jasny, prosty i oczywisty.
– ZABIĆ! – Dziki uśmiech, obłęd, toczący kobalt. – WSZYSTKICH…
Zacisnął wyrzuconą w górę pięść i sprężystym krokiem rzucił się na
przód. W stronę Las Noches.
Farewell, I've gone, to take my throne
above
Puści zbiorowo zawodzili, tocząc się za nim. Zadudniła ziemia.
– Za nimi – rozkazał wszechkapitan, gdy co szybsze z Hollowów zaczęły go
wymijać.
– Kuźwa, już myślałem, że mu odbiło – u boku Kyoraku zjawił się Ichigo –
i każe nasz wszystkich pożreć żywcem, no – zwierzył się, ocierając pot z czoła.
– Idiota – warknęła Minako, wyłaniając się zza brata. – Grimmjow jest
dla ciebie aż tak skomplikowany?! Chyba łatwo sobie wyobrazić, co teraz czuje!
I czego chce! – wykrzykiwała, nawet nie próbując powstrzymać toczących się po
twarzy łez.
– Nic… Nie da się zrobić? – odważył się zapytać Ichigo.
– Tak, kurwa, da się! – rozhisteryzowany głos Kurosaki brzmiał
nienaturalnie wysoko. – Wie-wiesz, co powiedziała Unohana?! Że co jej pomoże?!
Zatrzymała brata, łapiąc go za rękę i patrząc mu w oczy z niemym
żądaniem. Miał odpowiedzieć na jej pytanie. I koniec. Więc zapytał:
– Co jej pomoże?
– Zma-zma… – Głos Minako zaczął się łamać. – Zmartwychwstanie!
Ani Kyoraku, który zatrzymał się wraz z nimi, ani Ichigo, nie odważyli
się tego skomentować. Oboje zacisnęli tylko usta. Minako schowała twarz,
wtulając ją w pierś brata i wyła. Ichigo zrozumiał, że potrzebuje chwili i
pozwolił jej na to, niepewnie przygarniając ją ręką do siebie. Spojrzał na wszechkapitana,
ale tego już przy nich nie było. Rozejrzał się i zobaczył go wśród Pustych,
który reagowali na jego budzącą rozpacz moc, zostawiając mu sporo przestrzeni. Nawet
oni obawiali się tego mroku.
– Wiesz… – zaczął niepewnie Ichigo, szukając jakiś sensownych słów,
które pomogłyby siostrze wziąć się w garść. Co można powiedzieć w takiej
chwili? – Ona nie chciałaby, żebyś teraz…
Don't weep for me, cause This will be the
labor of my love.
– Wiem, czego by chciała.
Minako była tego pewna. Nie powinna pozwolić sobie na słabość zbyt
długo. Na żałobę przyjdzie czas później. Teraz była pora na zemstę. Kiedy
oderwała twarz od ubrań brata, twarz wciąż jej lśniła od łez, ale już nie
płakała. Utkwiła wściekłe spojrzenie w kamiennym zamczysku. – Bankai – powiedziała,
jeszcze zanim wyciągnęła katanę. – Bankai, bankai, bankai! – powtarzała, dopóki
zanpakuto nie rozjarzyło się żółtym światłem i nie poczuła w ręce ciężaru
lancy. – A ty na co czekasz?!
Ichigo złapał za rękojeść Zangetsu.
– Bankai.
Wprost w wieżę Las Noches pomknęła Getsuga.
Zamek zadrżał.
Zaczynała się wojna.
– Słucham? – Głos
Aizena brzmiał głucho i spokojnie, ale w powietrzu czuć było napięcie. – Co
żeście zrobili?
– Nie no, nie my, ona
sama spadła. – Szayel skubał nerwowo rąbki swoich białych rękawów. – Chcieliśmy
zrobić małą prowokację, żeby dorwać Szóstego i się go pozbyć, i…
– Kto wam kazał
pozbyć się mojego Espady? – Brwi Aizena zbliżyły się do siebie niemal
niezauważalnie.
– No jak to. –
Skonsternowany Aporro poprawił okulary, posuwając je w górę nasady nosa
wskazującym palcem. – Czyż Grimmjow nie zbuntował się przeciwko tobie, Aizenie?
Nie zasługuje na karę? Tak jak Ulquiorra i Starrk, którzy do niego dołączyli?
– Owszem, zasługują –
przyznał Sosuke, zaciskając dłonie na marmurowych oparciach tronu, który
zajmował. – Ale nie ukarzę ich śmiercią. Pragnę, żeby zrozumieli, jak duży błąd
popełnili. Znów będą mi służyć, gdy już pojmą ogrom swych win.
The time will come when you will have to
rise
Szayel i Nnoitra
wymienili ukradkowe spojrzenia. Aizen to dostrzegł.
– Nie wierzycie w to
– zauważył. – Nic nie szkodzi. Nad waszą malutką wiarą też popracujemy –
zamilkł na dłuższą chwilę, pozwalając wybrzmieć swoim słowom, niesionym akustyką
tronowej sali. – Póki co, może wyjaśnicie mi, skąd zamierzacie pozyskać nowych
sojuszników, skoro likwidujecie tych, którym wciąż mogliśmy coś zaoferować.
– Przecież sam, kur…
– zaczął Nnoitra, ale powściągnął język pod pełnym chłodu, beznamiętnym
spojrzeniem – ...czę, kazałeś pozbyć się tej suki – wykończył koślawo.
– Kazałem wam tylko
zabrać ją sprzed moich oczu. – Chociaż Aizen powstrzymywał się od dodawania
takich wyrażeń jak „idioci” czy „imbecyle”, jakby te wyzwiska uwłaczały jego
własnej godności, ton jego głosu nie pozostawiał wątpliwości, co myśli o
resztach swojej Espady. – Miałem nadzieję, że Kirai jeszcze nam się przyda,
kiedy już przejmie kontrolę. To miała być moja broń przeciwko szeregom, które
prawdopodobnie wytoczy przeciwko nam Seireitei. Wielu by się zawahało, nim
zadałoby cios komuś, kto wciąż wygląda jak jeden z ich kapitanów. A wy zniweczyliście
taką okazję.
Patrzył surowo na
Piątego i Ósmego Espadę. Obydwaj milczeli. Aizen westchnął ciężko.
– Słucham. Czekam na
jakieś propozycje – ponaglił ich, bębniąc delikatnie opuszkami palców po oparciu.
W rzeczywistości był dużo bardziej wściekły, niż to okazywał. Dwóch półgłówków,
których sam stworzył, pokrzyżowało mu plan. A w życiu Sosuke nie było niczego
ponad plany istotniejszego.
– No a… A Puści? –
Szayel przestał nerwowo przeczesywać włosy i zerknął na Gilgę. – Będą się
słuchać, nie, Nnoi?
– Przestań zdrabniać
moje imię – wysyczał Nnoitra, patrząc groźnie na Szayela. – Skąd mam wiedzieć,
kogo będę się słuchać te głąby, tu co drugi obwołuje się królem! – wybuchnął
Piąty, niepomny na to, że przesadna szczerość może nie spodobać się Aizenowi. –
Szkoda, że nie ma już z nami tego chuja Baraggana, on też ustawiał się w
kolejce do tronu! A tak w ogóle, to gdzie się podziewa ta pizda Harribel?! Ona
jedna z całej naszej pieprzonej gromadki wywinęła się niemal bez szwanku, a
teraz się jebana zapadła pod ziemię i to my musimy odpierdalać czarną robotę!
Przecież ja tu nie jestem od jakiejś zasranej rekrutacji!
– To ci się ulało,
Nnoi… Myślałem, że się tam regularnie wyżywasz na Odelschwanck, a ty taki
rozgoryczony…
Nnoitra zazgrzytał
zębami.
– Powiedziałem, żebyś
skończył wygadywać takie pierdolone głupoty! – ryknął, a echo powtórzyło
wielokrotnie ostatnią sylabę. Gdy umilkła, rozległo się donośne walenie do
ogromnych, marmurowych wrót.
„Łup. Łup. Łup.”
Tym razem prawie na
pewno brew Aizena drgnęła. Czyżby znów działo się coś, czego się nie
spodziewał? Piąty i Ósmy Espada patrzyli na siebie z głupimi minami, dopóki nie
zorientowali się, że Aizen patrzy na nich. I czegoś oczekuje.
– Dobra, ja pójdę –
poddał się Szayel i powłóczył się otworzyć. Tego, co go spotkało za nimi, na
pewno się nie spodziewał. Kiedy pchnął potężne skrzydła, stanął oko w oko ze
swoim przeznaczeniem. Które porzucił i którego powrotu się nie spodziewał.
Zwłaszcza, że przeznaczenie to nie było do niego mile nastawione. Teraz było to
w zasadzie nemezis.
Above the best improve yourself
– Co… – zaczął,
patrząc na dorównującą mu wzrostem kobietę o upiętych w wysoki koński ogon
różowych włosach. Nie dokończył, bo jej pięść prześliznęła się przez szczelinę
w uchylonych drzwiach i rozbiła się na jego nosie, posyłając na podłoże białe
okulary Szayela. Aporro cofnął się dwa kroki pod wpływem uderzenia, ale był
zbyt zszokowany, by chociaż się zbulwersować. Zamiast niego jednak zareagował
Gilga.
– Kim jest ta
szmata?! – zakrzyknął, oburzony, doskakując do drzwi i wciągając różowowłosą do
środka. Podniósł ją za przód kusej białej szaty w górę i przyglądał jej się
wściekle, ale… Szybko przeniósł wzrok z jej beznamiętnej twarzy na twarz
Szayela. Mieli takie same, żółte oczy. – Co jest, kurwa… – Znowu przyjrzał się
kobiecie. – To ty?!
– Nieważne. –
Różowowłosa spróbowała wzruszyć ramionami, mimo tego, że wisiała w powietrzu. –
Puść mnie – poleciła głosem pozbawionym emocji. Gilga skrzywił się jeszcze
mocniej i pewno cisnąłby nią o ścianę, gdyby nie to, że Aizen jednak zdecydował
się wtrącić.
– Nnoitra, zostaw
naszego gościa – rzekł, a na dźwięk jego władczego głosu, Piąty Espada rzucił
kobietę na podłogę. Nie dała się poniżyć. Te czasy były już za nią. Wylądowała
na ugiętych nogach, opierając dłoń o zimną podłogę, podniosła wzrok bez wyrazu,
patrząc Nnoitrze prosto w oczy. Nie przejęła się tym, że Piąty wyglądał, jakby
chciał ją kopnąć prosto w twarz. Wstała powoli, a jej spojrzenie powędrowało w
stronę tronu.
Aizen pieścił dłońmi
marmurowe oparcia, na których spoczywały jego ręce, a jego postawa – lekko
zgarbione plecy, nachylona ku przestrzeni Sali pozycja – zdradzały
zainteresowanie.
– Przypomnij mi, jak
masz na imię, dziecko? – zapytał, lustrując uważnie kobiecą sylwetkę.
– Violet –
odpowiedziała kobieta, wspinając się po stopniach, ku marmurowemu tronowi i
zasiadającemu na nim Aizenowi.
– No właśnie. Violet.
– Aizen ponad ramieniem kobiety spojrzał na Aporro, który już pozbierał z ziemi
swoje okulary i teraz nerwowo wciskał je sobie z powrotem na nos. – Może to cię
nauczy, Granz, że nie porzuca się eksperymentów, nawet jeśli wydają się
nieudane… – W brązowych oczach Sosuke błyszczało rozbawienie, za to Szayel,
który już się pozbierał do kupy, zaciskał mocno zęby, patrząc z nienawiścią na
plecy swojego „wynalazku”.
– Panie. – Violet
skromnie spuściła oczy, lekko dygając przed Aizenem. – Przysyła mnie twoja
wierna służebnica Harribel, która opiekowała się nami na czas twojej nieobecności
– mówiła płynnie, jakby przygotowała tą formułkę dużo wcześniej . – Teraz, gdy
tylko cudowny zapach twojego reiatsu do nas dotarł, postanowiła wrócić do Las
Noches, pewna, że obronisz nas przed różnymi, nielojalnymi – obejrzała się
sztywno przez ramię na Nnoitrę i Szayela – mętami – dokończyła, znów patrząc na
Aizena, który wyprostował się w tronie, opierając plecy o zimny kamień.
– Czyli córka marnotrawna
wróciła? – Sosuke uniósł do twarzy smukłą, białą dłoń i pogładził swój
policzek. – Dlaczego myśli, że jej przebaczę?
– Bo ma dla ciebie
dary – odpowiedziała Violet i wyciągnęła do Aizena rękę, a ten położył na jej
dłoni swoją i wstał, pozwalając prowadzić się kobiecie. Zeszli z piedestału, przeszli
przez całą Salę, a przy ciężkich drzwiach, Aizen wymuskał dłoń i sam pchnął
jedno ze skrzydeł, następnie przepuścił Violet, niewymuszonym, szarmanckim gestem.
Violet skinęła mu lekko głową i zatrzymała się przy pierwszym wychodzącym na
zachód oknie. Bez słowa wskazała za nie ręką, jakby chciała zaprezentować
piękny widok, rozciągający się za nim.
Aizen dał się
namówić. Założył z tyłu ręce i podszedł do pozbawionego szyb wysokiego okna.
Wyjrzał na zewnątrz i choć nic nie powiedział, widok bardzo, bardzo mu się
spodobał.
Na dole stała
Harribel. Uniosła w górę swoją katanę, gdy tylko dostrzegła jego sylwetkę. Gest
powtórzyła – zamiast mieczy wyciągając łapy – armia Hollowów rozciągająca się
za jej plecami. Stali w równych, podzielonych na oddziałały szeregach. Było ich
mnóstwo, było ich… cały legion.
Sosuke skinął z
uznaniem głową. Wtedy w Las Noches uderzyła Getsuga, ale nawet drżenie, jakie
objęło zamczysko, nie zniweczyło jego dobrego nastroju.
– Zatem… – Zwrócił na
Violet uważne spojrzenie brązowych oczu. Wyglądał na kogoś, kto jest uprzejmie
zainteresowany wydarzeniami, jakie rozgrywają się wokół niego. Jakby grał w
szachy i nie przejmował się losem pionów. – Niech bronią mojego królestwa. Wróg
jest już u bram.
Violet skinęła głową.
Zrozumiała. Oddaliła się, używając sonido.
Aizen pozwolił sobie
na cichy śmiech, taki, który wydobywa się z wnętrza, że nawet nie trzeba otwierać
ust. Wrócił do Sali, ale nim drzwi się za nim zamknęły, przytrzymała je czyjaś
ręka.
– Komuś tu dopisuje
humor – zabrzmiał wesoły głos. – Przyjmujesz jeszcze domokrążców?
Aizen nawet nie musiał
się odwracać, żeby wiedzieć, kto go odwiedził tym razem.
– Przyszedłeś więc.
– Tak i też coś dla
ciebie mam.
– Czyżby naszego
łącznika? – Odwrócił się powoli, wciąż trzymając ręce splecione na plecach. –
Chciałbym osobiście mu pogratulować, tak dobrze się sprawdził…
– Tak. Ma go tu ze
sobą.
Potężne marmurowe
drzwi otworzyły się szerzej i porucznik jednego z oddziałów Gotei wszedł do
środka, dźwigając na rękach kolejne dary dla Aizena.
– Pomyślałem, że to
się jeszcze może przydać, no wiesz, w końcu można powiedzieć, że wyszło spod
mojej ręki, trochę się na tym znam, a jeśli połączę siły z twoim wydziałem
naukowym to może…
Your spirit never dies.
Skonsternowany Szayel
chrząknął, pełen nadziei na nowe, być może otwierające się przed nim
możliwości. Skierował niepewny wzrok na Aizena.
Aizen dłużej nie mógł ukrywać uśmiechu.
Kurcze, ale bym przegapiła :D Wchodzę z nadzieją na nowość, patrzę na tytuł "Krew na horyzoncie", wiec już smutek, że nie ma... Słyszę w tle piosenkę "Warriors" <3 wiec lecę do komentarzy żeby chociaż to skomentować, a tu patrze brak... Lecę jeszcze raz do góry i o mało córki nie obudziłam krzykiem radości :*
OdpowiedzUsuńWilczy lecę czytać, jak nie dzisiaj skomentuje jutro :D
A bo zapomniałam, nie wiem czy to tylko u mnie, ale od kilku dni mi się szablon bloga nie pokazuje :<
Usuń*cieszy*
UsuńYa, dzisiaj sie zorientowalam z szablonem, bede naprawiac! Muaaa :*
CO TU SIE ODJEBAUO.
OdpowiedzUsuńNic nie widzę, kurwa jego mać, chusteczki mi się skończyły,muszę smarkać w rękaw, szmato. Przez ciebie cierpi nawodnienie mojego organizmu.
No wytrzymać się nie dało! Od kiedy to już wiedziałyśmy, że tak ma to wyglądać? Się kurde doczekałam.
Górę już znałam, się powtarzać nie będę, ale reszta.
Kurwy i złodzieje. Kij z paktem, ratować Hueco Mundo! Tak jak to miało wyglądać no! Udało się to! Udało! Udało! Udało!
"Zwroty takie, jak „przychodzimy z pomocą” i „pokojowe pertraktacje” nie były dostosowane na miarę jego mentalności. " Nie ma czasu na myślenie, tu trzeba działać!
Ale pięknie, boru, no ciary to za mało! Mnie tu telepie! Morda mi się szczerze, matka chce dzwonić po pogotowie! :D
I ten opis bankajów, taki piękny, i Tosiek taki dorosły i wgl...
[Popłakałam się wczesniej niz Minako]
I tak bardzo widzę, tak bardzo czytam głosem Grimmjowa KILL THEM ALL... <3 <3 <3
"Chociaż Aizen powstrzymywał się od dodawania takich wyrażeń jak „idioci” czy „imbecyle”, jakby te wyzwiska uwłaczały jego własnej godności, ton jego głosu nie pozostawiał wątpliwości, co myśli o resztach swojej Espady." Jezu, ale wlazlo. Ale ja to już chyba czytałam, ale i tak wlazło :D
I Violka! Trafiła. Bardzo mi się podoba, trafiła, bo brakowało tam kogoś kolorowego.
Ale czemu ten gupi huj się śmieje na końcu? Co to jest za końcówka? Kto ci pozwolił kończyć w takim miejscu! Zło, samo zło. Ta końcówka nie sugeruje nic dobrego. *mruży oczy*
Ale i tak, boziuu!!! Wlazło!Wlazło! Udało się! Wypijmy za to! <3
I osobno, piosenka. Ja się jej kurde,nauczę grać na tym pianinie kurde mać.
OdpowiedzUsuńNo mówię, to ciary to za mało. Ona ma taką moc, że samą piosenką by Las Noches rozjebali. To jest kolejna, od Courtesy Call piosenka, która weszła idealnie! No Muaaaa,normalnie! :)
Od początku, od pierwszych wersów, o dziecku, które jest jeszcze w Seireitei, przez refren, do którego wyłażą gnoje z Garganty, no i Labour of My Love, które jest jakby, nie wiem, kolejnym określeniem, które wpisałabym w streszczenie Drogi. No i końcówka, no od początku, który jest przypomnieniem, po środek, który daje moc, czytasz, jak wychodzą, te Bankaie i wgl KILL THEM ALL daje Powera takie, ze myślisz, a dojebią ich, a tu nagle Spirit Never Dies, które ściaga cię na ziemię, gleba, i koniec, nie wiesz, co się dzieje... <3
Kocham <3
ajhejciu! Zawsze wstawiasz rozdział, jak mam autobus niedługo i powinnam się pakować!
OdpowiedzUsuńAle ten song <3
Ten song<3
Boru, ten song<3
Za ten song Ci wybaczę <3
Czytam, pakujac sie ale pewnie skończę dopiero w autobusie, nosz kuźwa.
Ech. Ta akcja z Minachin, która zapomniała o własnym awansie <3
OdpowiedzUsuńKurwa! You made it real!
Kurwa, pocytowałabym, ale siedzę na tel...
Jestem wściekła, bo urzeczywistniasz primaaprilis, ale jeszcze bardziej wkurza mnie, że w tak dobrym stylu.
A fragmet z butit was just a dream przyprawia o dreszcze, tak pozytywnie. I ten song i ten klimat. Boru, ten klimat <33333
O kurwa...
O... kurwa...
O kurwa ja pierdole...
Kill them all, omg, kill them all?!!!!!!
Boże! Ja myślałam, ze wszystkich, że shinigami też. Omg. Prawie zawał serca...
Ej kurwa, no ej... teraz już wiem co Rila mówiła o płakaniu nad tekstem... nie mogę beczeć w autobusie nad telefonem... no ej...
co jest z wami, laski, nad czym wy tu chcecie płakac na Boga, krol idzie po swoj tron ;D
OdpowiedzUsuńA bo ja panuje nad ty, myślisz? xD
UsuńJak napisałaś, że idzie po tron to mi sie tylko z jednym tronem skojarzyło, bo w sumie, każdy czuje się najlepiej w swoim domu... xD
No ale zeby grimmjowow kogos wzruszyl? :D zdziwilby sie chlopak. Nie no "nie powiem : nie płaczcie, bo nie wszystkie łzy sa zle".
UsuńAmożemy nie płaczemy nad nim, tylko nad sytuacją która przez niego powstała? :D
UsuńGrimmjow, wzruszyłeś mnie. Wisisz mi hajs za chusteczki. I krople do nosa.
Nie, no Harribel i nawet Violet. I o kurwa goko tam jeszcze przywiało?
OdpowiedzUsuńProszę się nie buntować, bowiem ja cieszę mordę od dwóch dni i gddlybym nie była, kurwa, chora na samą śmierć, pierwsza jebłabym komenta!
UsuńI tak wszyscy razem wylądowaliby w końcu na AA, gdyby nie przeszkodziły im liczne wspólne perypetie, które zrobiły z ich paczki prawdziwe zgranych przyjaciół. Się ledwo zaczęło, a już kocham! Pierdziele, ubóstwiam wszelkie pijackie teksty (oraz te do pijaków nawiązujące) w twoim wykonaniu! Wilczy, ty zdziro! Nie można tak dobrze pisać! Tusk z samego stołka w Kalafiorze powinien tego zabronić! (Bruskela, kapusta czy sałata... Jeden chuj.)
OdpowiedzUsuńgłówny prowodyr zbiegły z naszego więźnia w Muken, Aizen Sosuke. TAK JEST! ZŁAPAĆ, PRZYTASZCZYĆ DO MNIE! JAK JA GO ZAKUJĘ W KAJDANY TO NIE ZWIEJE NIGDY! (Taka tam skromna reklama. Nie no, serio, polecam się, jakby co. Tak w ostateczności).
Po czo sie zastanawiać nad ruszeniem do boju? Trzeba być jak Zaraki i Kenpachi prawie podrapał łapskiem sufit, a szeroki uśmiech na jego twarzy mówił sam za siebie. Ten chłop to myśli ewidentnie... swoim Zanpakuto, no nie? XD Jezu, jak to mi wlazło, idealnie to widziałam! Kripi uśmiech Jedenastego Muszkietera i zapał do walki są legendą Soul Society! Wlazło równie mocno co Imagine Dragons <3
Och, czy ty kiedykolwiek odpuścisz Grimmowi ten żel do włosów? :D Jist kidding, kocham wszystkie chwile, kiedy mu dociskasz! Ha! Nawet królom się obrywa!
– Kuźwa, już myślałem, że mu odbiło – u boku Kyoraku zjawił się Ichigo – i każe nasz wszystkich pożreć żywcem, no... Pierdole, śmieszkuje o piątej rano. Cudownie xD. Cały Ichigo. Jebany, głupi cziter.
– Kto wam kazał pozbyć się mojego Espady? Ciśnie mi się na język: No jak to kto? Dupa! Nie pytaj, nie mam pojęcia dlaczego...
Skąd mam wiedzieć, kogo będę się słuchać te głąby, tu co drugi obwołuje się królem! o, tu śmieszkuje drugi raz. Mówi równie wielki głąb, dla którego rozmiar ma znaczenie... Hahah, żartuje, dla mnie też ma xD.
Dobra, przy akcji z Vi najpierw smutałam, bo jak to PORZUCIŁ? Już miałam wrzeszczeć i budzić całą chatę, a tu nagle jebs, zakurwiła mu aż mu oksy z nosa spadły i ofocjalnie cię kocham ponad życie, oddaje pokłony i jestem pewna, że będę ten rozdział (nieważne, że prymas aprylysowy) czytać trzeci i czwarty raz. Tak, teraz czytam srugi, bo pierwszy był na lekkim haju ( no takim co daje 38 stopni xD polecam, fajne jazdy się ma :P). Za dezorientacje Nnoitry też kochm i za: Aizen pieścił dłońmi marmurowe oparcia, na których spoczywały jego ręce, a jego postawa – lekko zgarbione plecy, nachylona ku przestrzeni Sali pozycja – zdradzały zainteresowanie. tysz kocham! Za wszo! Ja wiedziałam, że będzie dobrze, świetnie i cud malina, ale nie oczekiwałam TAKIEGO wejścia! Aaaaaaa banan na mordzie przez tydzień mi kwitł będzie (czy banany kwitna o.O ??).
I końcówka, ła-ta-faaaaak?! Jak to, kurwa, taki koniec?! Kiedy kolejny?! Pisz już! Czemu mam wrażenie, że baby chcą Aizena w chuja zrobić? Król, tron, Grimm, kurwaaaa!!!!! Ty pało! Wiercę się na łóżku z podekscytowania!!!!!!!
:/:/:/:/
Nie wybaczę. I nie sraj już, że coś nie tak. Oficjalnie, wielbię i się kłaniam!
HA! WIEDZIAŁAM, ŻE TRZEBA SKOPIOWAĆ!!! Po prostu wiedziałam!!! Je********* Blogger :/:/
UsuńWarriors<3 Transformers mi się przypomniało! Nawet nie wiem, czy to tam było!
Kurwa... Widzę Grimma jako Optimusa... Jest źle, źle, źle, źleeee... WYCOFAĆ SIĘ!
Czaisz? Optimus... W Resurrection....
Ej. A może Ikari Resurrection potrzeba... No przecież Minako mówiła, że ZMARTWYCHWSTANIA! Ja się słów czepiam! Bo widzę konekt niezły!
ZMIENIŁEŚ OPIS! Znaczy no, swój, ten googlowy. Tak, nerdzę na drodze. Nie, nie pójdę do domu. Tak, obczajam dalej. I tak, kurwa, będę wkurwiać! To potrafię najlepiej! Ale to przecież jest ogromna zaleta xD.
Usuń*i tak, mam cały schowek w telefonie zapchany tymi komentarzami. Tak chuje kopiuje!*
*Kocham słownik.... Ale hej, kto go nie kocha! Przecież on wie lepiej od nas samych!! Mój na przykład przeczuwa, że Wilczy to mężczyzna! Teraz czas na facepalm.*
UsuńSzczęśliwego Nowego Roku Wilczy! :* :*
OdpowiedzUsuń